Życie bez egzaminów

Jeśli egzaminy nie sprawdzają tego, co jest potrzebne absolwentowi, kosztują dużo pieniędzy i czasu, nie są gwarantem przygotowania do zawodu, to w takim razie należy zadać sobie pytanie – po co one są?

Przeczytałam artykuł Simon Jenkins w Guardian:

https://www.theguardian.com/commentisfree/2020/may/21/if-we-can-do-without-gcses-and-university-exams-now-why-go-back

Zainteresowało mnie szczególnie to początkowe zdanie: Covid-19 niesie ze sobą pewne błogosławieństwa, być może trzeba uwolnić edukację od dyktatury „testu”.

Według autora systemy egzaminacyjne są częścią nierzeczywistego świata, w którym uczniowie starają się dać właściwe odpowiedzi na pytania, o których zaraz zapomną. Egzamin w obecnej formie jest tak niedostosowany do rzeczywistości, że można go porównać z egzaminem na samochodowe prawo jazdy, przeprowadzanym poprzez prowadzenie wozu konnego. Tak, jak byśmy ignorowali rzeczywisty świat.

Pandemia pokazała i to z dnia na dzień, że możemy obejść bez egzaminu. Wytyczne Whitehall 2020 dotyczące przyznawania kwalifikacji wzywają uniwersytety do „holistycznego podejścia” – do przyjmowania studentów na studia (https://www.gov.uk/government/publications/coronavirus-covid-19-cancellation-of-gcses-as-and-a-levels-in-2020/coronavirus-covid-19-cancellation-of-gcses-as-and-a-levels-in-2020). Oxford postanowił znieść egzaminy studentów pierwszego roku. Uznano, że wszyscy studenci je zdali. Niektóre uniwersytety zmieniają formę egzaminu na wykonanie przez studentów projektu online. Pozostaje problem plagiatów i korzystania z zasobów Internetu. Ale zauważmy, że czasy się zmieniają i korzystanie z zasobów staje się koniecznością, a nie oszustwem. W dobie Internetu wiedza pamięciowa, którą sprawdzamy na egzaminach, jest bezużyteczna. Ważne jest to, jak student potrafi ją wykorzystać.

Wielka firma księgowa „Grant Thornton” co roku testowała 10 000 absolwentów wyższych uczelni jako kandydatów do pracy. W 2017 roku firma przeszła z testów na wywiady. Okazało się, że lepiej radziły sobie w pracy osoby, które miały gorsze wyniki z egzaminów podczas studiów niż te z lepszymi stopniami. Wręcz stopień był negatywnym wskaźnikiem przyszłych osiągnięć.

Ten przykład jest zgodny z moim doświadczeniem jako nauczyciela i pracodawcy. Nie widzę żadnej korelacji pomiędzy dobrymi stopniami osiągniętymi w szkole, a późniejszą karierą absolwenta. Myślę, że warto zrobić małe badania we własnej firmie i zapytać pracowników, jaką ocenę mieli na dyplomie i porównać ją z jakością pracy pracownika. Autor artykułu napisał, że zależność jest odwrotnie proporcjonalna. Ja bym tak daleko nie wnioskowała, dla mnie po prostu nie widać związku.

Doświadczenie z pandemią stawia uniwersytety w dramatycznej sytuacji. Można przewidzieć, że znacznie mniej studentów z zagranicy będzie chciało studiować poza krajem ojczystym (a może nawet nie będzie mogło), finanse uniwersytetów bardzo się pogorszą. Według Urzędu ds. Statystyki Krajowej w Wielkiej Brytanii jedna trzecia absolwentów uczelni wykonuje prace, do której nie było potrzebne ukończenie studiów. Może zmniejszyć się chęć młodych ludzi do studiowania. Tymczasem Google, Wikipedia i zasoby online zmieniły świat informacji, nauki i badań. Wiele potrzebnych wiadomości można zdobyć w inny sposób niż studiując. To jest wyzywanie dla uczelni. Jednak wygląda na to, że nadal zajmują się one „starymi” problemami, takimi jak: długość studiów, czas trwania wakacji i organizowaniem egzaminów.

Autor proponuje całkowicie odejść w 2020 roku od egzaminów i sprawdzić za 5 lat, czy brak egzaminów wpłynął na jakość pracy absolwentów.

Gdyby tak zaufać ludziom, że chcą wykonywać swoją pracę dobrze i rozliczać ich z niej, a nie egzaminować przed podjęciem pracy, to może studenci uczyliby się z własnej woli, a nie dla egzaminu?

Reasumując: jeśli egzaminy nie sprawdzają tego, co jest potrzebne absolwentowi, kosztują dużo pieniędzy i czasu, nie są gwarantem przygotowania do zawodu, to w takim razie należy zadać sobie pytanie – po co one są?

Dodaj komentarz