Angażowanie myślenia

Byłam na niezmiernie ciekawym warsztacie matematyka kanadyjskiego – Petra Liljedahl. Zorganizowała go Szkoła Edukacji wraz z Polsko Amerykańską Fundacją Wolności. Pan Liljedahl od wielu lat wraz z grupą badaczy zajmuje się metodami nauczania matematyki. Uważam, że taki warsztat mógłby się przydać nie tylko nauczycielom matematyki. Pod koniec wpisu w punktach zawrę, to co bym chciała zapamiętać z tych warsztatów.


Trudno opisać to co doświadczyłam podczas warsztatu, gdyż był to właśnie warsztat, a nie wykład i wnioski wyciągaliśmy na podstawie naszych własnych doświadczeń. Byliśmy w roli uczniów i Peter polecał nam rozwiązać w grupach problemy. To co było inne, to to, że pracowaliśmy na plakatach powieszonych na ścianach i w grupach wybranych losowo (kartami do gry). Okazało się, że tak zorganizowana praca miała na celu nasze większe zaangażowanie. Z badań wykonanych przez Pitera wynika, że uczniowie najlepiej pracują na stojąco, gdy plakaty mają na wysokości oczu i gdy grupy nie są specjalnie dobierana, a za to często zmieniane, nawet ich skład jest zmieniany kilka razy w ciągu jednej lekcji.
To co mnie zaskoczyło, to to, że Peter nie powoływał się na żadne teorie, jedynie na wnioski z badań. Wolałabym wiedzieć dlaczego takie, a nie inne są wyniki badań, ale Peter zostawił nam domyślanie się.
Najpierw otrzymaliśmy zadanie w postaci znalezienia najbardziej opłacalnej drogi otrzymania kwoty z zaprezentowanych kilku kopert. Mieliśmy do dyspozycji 12 kopert i w każdej z nich znajdowała się pewna kwota. Mogliśmy poprosić o dowolną kopertę, ale „bank” zabierał nam podatek wynoszący wszystkie dzielniki tej liczby. Jeśli zostały już zabrane koperty z dzielnikami tej liczby, o którą prosiliśmy, to bank zabierał całą tę liczbę. Było to zadanie na wymyślenie strategii otrzymania jak najwięcej pieniędzy. Dziwne było to, że Piter nie podał polecenia, ale w trakcie rozwiązywania dokładał nam warunki.
Dzięki temu, że staliśmy przed plakatami, to mogliśmy zapisać w widocznym miejscu nasze wybrane strategie i jednocześnie mogliśmy „ściągać” od innych grup. Rolą Petera – nauczyciela było podchodzenie do grup i uaktywnianie mniej aktywnych członków. Robił w to w prosty sposób, np. dawał takiej osobie flamaster do ręki lub o coś ją pytał.
Na koniec wspólnie podzieliliśmy się wypracowanymi strategiami i znaleźliśmy wspólne reguły, np. że trzeba najpierw poprosić o kopertę zawierającą kwotę, która jest największą liczbą pierwszą, bo wtedy bank zabierze tylko kopertę z kwotą wynoszącą – 1.
Ten rodzaj pracy angażował nas wszystkich, gdyż zadanie było wciągające, mogliśmy je wykonać zespołowo, mogliśmy dyskutować z innymi grupami. Na koniec omówiliśmy nasze procesy dochodzenia do rozwiązania i nasze samopoczucie w czasie pracy.
W czasie warsztatu wykonaliśmy jeszcze jedno zadanie w grupach. Najpierw Peter zagrał z nami w grę kółko i krzyżyk i zapytał ile jest strategii wygrania w tę grę.  A potem polecił nam zagranie w tę samą grę ale w trzech wymiarach (kostka Rubika). Mieliśmy też znaleźć liczbę strategii wygrywających. Szło nam nierówno i niektóre grupy po wykonaniu zadania zabrały się za uogólnianie na dowolnie dużą kostkę. Interesujące było to, że nie było takiego polecenia, uczestnicy sami sobie je wyznaczyli.
Zanotowałam trzy złote myśli Petra:

  1. Bez myślenia nie ma uczenia!
  2. Nauczyciel nie wierzy, że uczniowie mogą myśleć.
  3. Nauczyciel powinien stać podczas lekcji, a nie siedzieć.

Te zdania leżały u podstawy myślenia o konieczność przełamania dotychczasowych sposobów nauczania.
Zadania, które planuje nauczyciel muszą angażować uczniów i również angażować ich myślenie. Samo podawanie rozwiązań problemów nie jest efektywny (a).
Nauczyciel powinien wierzyć, że uczniom się uda, dawać im zadania dostosowane do ich możliwości i celebrować dochodzenie prze uczniów do rozwiązania . Zwykle nauczyciele do tej pory wolą sami pokazać uczniom rozwiązanie, bo nie wierzą, że uczniom uda się je wymyślić (b).
Jeśli nauczyciel chodzi po klasie, to może mieć kontrolę nad tym co robią uczniowie w grupie. Może podrzucić pomysł i zadbać, aby wszyscy pracowali i myśleli (c). Patrzenie na unieruchomionego przy stoliku nauczyciela staje się szybko nużące i zwalania z myślenia.
 
Peter przedstawił nam 14 kierunków do przełamania systemu nauczania. Zamieścił je na swojej stronie: www.peterliljedahl.com . Na tej stronie można znaleźć przykłady zadań angażujących myślenie uczniów. Peter zdążył nam bardzo szybko naświetlić 6 z tych 14 kierunków. Resztę można odnaleźć na jego stronie.

  1. Rodzaje zadań i problemów do rozwiązania dla uczniów (zadania angażujące myślenie uczniów, zaczynać od prostych i przechodzić do trudniejszych, rozwiązywanie życiowych problemów).
  2. Podawanie zadań uczniom (na początku lekcji i bez specjalnego wyjaśniania, uczniowie sami mogą sformułować problem do rozwiązania, najgorsze jest polecenie przeczytania polecenia w podręczniku lub wyświetlenie polecenia na ekranie, najlepsza jest ustna instrukcja)
  3. Odpowiadanie na pytania uczniów (odpowiadanie na każde pytanie, to uczenie wzmacnianie bezradności; bez specjalnego wyjaśniana; uczniowie sobie wzajemnie mogą udzielić odpowiedzi lub można odwrócić pytanie – A jak myślisz?; po udzielonej przez nauczyciela odpowiedzi siada energia uczniów do pracy; pokazywanie uczniom, że widzimy ich pytania, ale nie odpowiadanie na nie – to podtrzymuje myślenie uczniów)
  4. Organizacja sali lekcyjnej (ustawienie sali w normalny sposób nie sprzyja pracy uczniów; uczniowie nie czują się bezpiecznie w rzędach; przywiązani ludzie do miejsc nie eksperymentują).
  5. Praca w grupach (skład grupy dobierany losowo; częste zmiany, nawet co godzinę; uczniowie przyzwyczajają się do zmian i do pracy w grupach)
  6. Praca domowa (jeśli na ocenę to porażka; pracą domowa mogą być odpowiedzi na pytania sprawdzające wiedze ucznia, pytanie te mogą tworzyć sami uczniowie; prace domową można odrabiać wspólnie i dobrowolnie; uczeń powinien odrobić prace domową dla siebie, a nie dlatego, że musi)

Pozostałe: Miejsce na prace uczniów; Autonomia; Notatki; Poszerzanie; Jak zbieramy prace i wyciągamy wnioski?; Ocenianie kształtujące; Ocena sumująca; Raportowanie.
Ten dość chaotyczny wpis zakończę przykładem zadania, które jest niby zwykle, ale jednak angażujące.
Można polecić uczniom wykonanie działania: (x + 2) (x +3), a potem zapytać co wpisać w miejsce  a i b w wyrażeniu:  x2 + 14x + + 24 = (x + a) (x + b)
 
Chciałabym zapamiętać:

  • Lepiej się pracuje i myśli na stojąco, w grupach i przed plakatami – można tak zaaranżować wystrój klasy, aby było to możliwe.
  • Nie trzeba odpowiadać natychmiast na pytania uczniów, można/trzeba dać im szansę na samodzielne myślenie.
  • Nauczyciel może wspierać pracę uczniów poprzez podchodzenie do pracujących grup i angażowanie „cichych” osób.
  • Podczas procesu uczenia się nie potrzebna jest żadna ocena.
  • Praca domowa może polegać na samo sprawdzeniu, czy już umiem.
  • Praca domowa na stopień nie ma sensu
  • Dobrze zaplanowane zadanie może być „rozwinięte” przez samych uczniów.
  • Dobierać skład grup w sposób losowy.

55 komentarzy

  • avatar

    Xawer

    11 października 2015 at 09:58

    magiczne myślenie. Szkoła jest nie taka jak trzeba, i pewnie KTOŚ – powinien to zmienić
    To nie jest myślenie magiczne. Szkoła państwowa ma konkretną strukturę i ustrój, nadany jej przez organy państwa. I to państwo, reprezentowane przez Sejm, odpowiedzialny za ustawowe regulacje, i Ministra Edukacji, odpowiedzialnego za realizowanie polityki edukacyjne jest tym KIMŚ. Szkoła (poza marginesem „szkół demokratycznych”) nie jest dobrowolną i samorządną spółdzielnią dzieci, rodziców i nauczycieli.
    W tym scentralizowanym systemie jest nadal sporo swobody (i bałaganu) zostawionej dyrektorom szkół i nauczycielom. Jeśli Pani chce stosować Ocenianie Kształtujące, to nikt Pani tego nie bronił i rok temu. Komentarz Agnieszki dotyczył czegoś zupełnie innego: karykaturalnych skutków wprowadzenia przez tego KTOSIA (Sejm) przepisów, nakazujących stosować oceny opisowe tym nauczycielom, którzy wcale tego nie chcą.
    Trudno mi tu nie podzielać „a nie mówiłem” Roberta — po raz kolejny szlachetne idee próbuje się narzucić odgórnie tym, którzy tych idei nie podzielają. Ze skutkiem jaki widać.
    A szkoła to my – wszyscy.
    To by była prawda tylko wtedy, gdyby nie było obowiązku szkolnego i funkcjonował realny pluralizm najróżniejszych form edukacji. Obenie szkoła to nie „MY” i to nie „MY” za nią odpowiadamy w bardziej bezpośredni sposób, niż poprzez głosowanie w najbliższych wyborach. W których jakoś żadna z kandydujących partii nie zawarła w swoim programie istotnych zmian systemu oświatowego. Szkoła to MY jest tylko w takim sensie, w jakim MY odpowiadamy za dziury w jezdniach albo brutalność policjanta — tolerujemy, że w naszym imieniu władza państwowa wykonywana jest w taki, a nie inny sposób.

    • avatar

      Marcin Wojtczak

      11 października 2015 at 12:17

      Oczywiście, że szkoła to „szkoła to my – wszyscy”.
      W znaczeniu statystycznym, dokładnie takim jak koń i jeździec mają średnio po 3 nogi.
      Bo jest ona wypadkową oczekiwań rodziców (tych świadomych i zaangażowanych, a także niekompetentnych krzykaczy, nadopiekuńczych, olewających swoje dzieci, itd,)oraz osób, które dzieci nie mają, ale maja więcej do powiedzenia w sprawie edukacji dzieci niż ich rodzice,, przetargów środowisk akademickich jakie zagadnienia naukowe są tak ważne, że bez nich nie da się żyć, naukowej wiedzy pedagogicznej (zwykle tej sprzed pół wieku), potrzeb państwa (też zwykle sprzed kilkudziesięciu lat) wyrażanych przez różne środowiska, w proporcjach kto głośniej krzyczy na ma większy wpływ, a na koniec potrzeb i możliwości dzieci mających na szkołę mniej więcej taki wpływ jak glina na garncarza.
      Oczywiście, że po uśrednieniu wychodzi potworek, ale też nie zmienimy średniej inaczej niż przez zmianę wchodzących w nią czynników.

  • avatar

    dsterna

    11 października 2015 at 11:41

    Ja znam Marysię i wiem, że uczy tak, jak napisała. Robi wiele dobrego na swoim poletku, znacznie więcej niż, gdyby narzekała, że nic się nie da zrobić.
    Wielkie autorytety wypowiadały się już na ten temat, ze w klasach młodszych stopnie są krzywdzące i hamulcowe (PAN). Ustawa daje wybór. W klasach młodszych wolałabym, aby nie dawała go. W świetle ustawy – szkoła decyduje, czyli NAUCZYCIELE i DYREKTOR. Czy nie może być lepiej?
    Jeśli dyrektor narzuca OK bez jego wprowadzania, to robi źle. PPP jest bardzo ważne. Jednak nauczyciele maja tez wpływ na decyzję szkoły. Mogą też opóźnić decyzję o wprowadzaniu OK, mają wybór. Jeśli się boją, to w każdych warunkach (bez ustawy, czy z nią) będą się bali.
    Zgadzam się z Marysią, że mozna dużo w tym systemie, więcej niż samo krytykowanie.
    Marysia zresztą sama decyduje, co będzie robić w swojej klasie, jak będzie uczyć i nikt jej tego nie zabrania.
    Agnieszka skarży się na sytuacje w szkole, ale sama pisze, że stosuje OK ze swoimi uczniami, czyli – da się.

  • avatar

    dsterna

    11 października 2015 at 11:44

    Ksawery
    Przy okazji, to Marysia jako nauczycielka wczesnoszkolna jest dewiantem badań IBE?
    Zapewniam Cie, ze rozwaliłaby te badania, a takich jest znacznie więcej.
    Przy okazji rozmawiałam z profesorem Wojtkowskim (układy dynamiczne) i powiedziałam mu o dzieleniu przez zero. Powiedział, ze nauczycielki wykazują się wiedzą, bo przecież przy dzieleniu przez zero wychodzi nieskończoność!
    D

  • avatar

    Xawer

    11 października 2015 at 12:04

    Ależ oczywiście, że da się stosować OK w szkole. Dawało się rok temu i trzy lata temu, sama o tym wielokrotnie pisałaś. Nie były do tego potrzebne żadne ustawy.
    I nie o zaangażowaniu i zasługach Marysi był mój komentarz, tylko odnosił się do jej komentarza do wcześniejszych komentarzy Agnieszki i Roberta.
    Agnieszki komentarz nie dotyczył jednak tego, czy „da się”, jeśli się chce samemu z siebie, ale skutków tego, że „ocena opisowa” została wprowadzone zapisem ustawowym i zaczęła obowiązywać również tych, którzy wcale nie chcą jej stosować. I w tym zakresie skutek jest dokładnie taki, jaki wtedy wróżyłem (Robert też).
    Marysia czy Agnieszka wcale nie rozwaliłyby badań IBE — to są badania statystyczne, pokazujące jaki odsetek nauczycieli rozumie to czy tamto. Ani IBE ani ja nie twierdzimy, że takich nauczycieli nie ma. A obbecność Marysi (czy lepiej mi znanej naszej współblogowiczki Grażki) wśród nauczycielek przedszkolnych/wczesnoszkolnych nie zmienia faktu mizerii wykształcenia matematycznego tej grupy zawodowej. Tak samo, jak istnienie Staszica nie zmienia faktu mizerii poziomu edukacji matematycznej w Polsce.
    Nie wpadaj w demagogię z wybrnięciem z dzielenia przez zero poprzez nieskończoność. Nieskończoność nie jest liczbą. I zrozumienie pojęcia nieskończoności przez nauczycielki wczesnoszkolne jest jeszcze wielokrotnie rzadsze, niż zrozumienie przez nie sensu dzielenia przez zero. Albo procentów.
    Uprość ułamek: $\frac{0}{3}\cdot \frac{6}{0}$ Może wyjdzie Ci $2$?

  • avatar

    Danusia

    11 października 2015 at 12:10

    Ksawery
    Ustawa nie wprowadza konieczności oceny opisowej!!!! W klasach młodszych jest jak było do tej pory, a w starszych wprowadzono wybór pomiędzy bieżącym ocenianiem opisowym (brr, obrzydliwa nazwa) lub przy pomocy stopni.Szkoła decyduje, powinno Ci się podobać.
    Czy w badaniach IBE pytano jaki jest wynik liczbowy dzielenia przez zero?
    Jeśli obliczyć granicę matematyczną Twojego rachunku, to może wypaść też 2, czasami.
    D

  • avatar

    Xawer

    11 października 2015 at 12:22

    Ustawa nie wymaga. Konstytucja PRL też nie wymagała malowania trawy na zielono, ani by koła do samochodów w FSO przykręcać na trzy śruby, a nie na cztery.
    Pozwól jednak, że zacytuję, za Agnieszką, jaki jest praktyczny efekt odgórnego, administracyjnego wprowadzania takich „zmian”:
    dyrektorzy, chcąc uchodzić za pionierów zmiany i podnieść „jakieś” wrażenie w oczach organu prowadzącego oraz wpłynąć na dopływ uczniów do szkół, ogłaszają mianowicie nauczycielom, że od dzisiaj cała szkoła przechodzi na ocenianie kształtujące, czyli opisowe

    • avatar

      Xawer

      11 października 2015 at 12:51

      I właśnie widzimy, jak ten wybór jest realizowany przez uprawnionych do jego podejmowania dyrektorów szkół. Przepisy PRL też nie nakazywały przykręcania kół na trzy śruby, ale dawały możliwość (i zachęcały) dyrektorowi FSO możliwość realizacji planu. I nawet dostawał pochwałę od zwierzchności, gdy kreatywnie wprowadził racjonalizację, że koło, przykręcone na trzy śruby się nie urywa.
      Nie o granicach tu mowa (idę o zakład, że mniej niż 5% nauczycielek wczesnoszkolnych wie, co to są granice), tylko o dzieleniu w sensie arytmetycznym i ułamkach. Zupełnie czym innym jest przekonanie nauczycielek, że można wykonać arytmetyczne dzielenie ${1}\div{0}=\infty$, a zupełnie czymś innym, że $\lim_{x\to 0}\frac{1}{x}= \infty$, czy tym bardziej, że $\lim_{x\to 0}\frac{x}{3}\cdot\frac{6}{x}= 2$

      • avatar

        Danusia

        12 października 2015 at 09:08

        To ciekawy, ale inny problem. Często polecenia do zadań egzaminacyjnych tak są sformułowane, że uczeń musi się domyślić jednego właściwego polecenia. Rozmawialiśmy już na ten temat nie raz, chyba też o tym Ksawery wspominałaś. Dużo o tym pisze Witek Szwajkowski, ze my dorośli wiemy (z przyzwyczajenia) co oznacza dany termin, ale uczeń nie wie i odpowiada na inne zadanie.
        Ostatnio rozmawiałam z moim młodym nauczycielem angielskiego i on powiedział, że coś jest jak: 2 + 2 = 4. Zapytałam : W jakim ciele?
        Okazało się, ze nawet takie polecenia może nie być jednoznaczne.
        Z wykładów profesora Kordosa (super!!!)z historii matematyki wynika, że matematyka mogłoby być inna, gdyby inny sposób podejścia zwyciężył. To nie jest tak, że my odkrywamy jedyną istniejąca prawdę, ale że tych prawd istnieje bardzo dużo i różnych.
        D

  • avatar

    Robert Raczyński

    11 października 2015 at 15:42

    Nie wiem, o czym my się przekonujemy…
    Że OK jest ok? Jest.
    Że OK daje się stosować? Nie zawsze.
    Że do tego potrzebna jest jakaś ustawa? Nie.
    Że będą nauczyciele, którzy OK nie będą stosowali nawet z ustawą? Będą.
    Że są nauczyciele, którzy niezależnie od OK nie pokazują, co w pracy ucznia jest ok, a co nie? Są.
    Że są nauczyciele, którzy sami nie opanowali swojego przedmiotu w stopniu choćby średnim? Są.
    Odkąd odnalazłem ośświata, przekonuję, że takie konstatacje, nawet jeśli sporne, a nawet dobre pomysły i szlachetne idee nie są najważniejsze. Istotne jest, dlaczego jest jak jest, a nie jak jest, lub mogłoby być. Najgorsze, że każda odpowiedź będzie uproszczeniem.
    Niech tam, uproszczę. Według mnie, nie jest najważniejsze, skąd MOTYWACJA do pracy/nauki pochodzi, ale jest KONIECZNA. Nazwijmy ją, bez sensu, wewnętrzną. Jeśli jest, cudownie. A jeśli jej nie ma? Mamy liczyć na przyzwoitość? Co, jeśli i jej zabraknie? W końcu, dlaczego ma być niewyczerpana? Pozostaje więc liczyć na satysfakcję pogardzaną – zewnętrzną. I tu widzę problem, bo wewnętrzna i zewnętrzna (jak już upraszczać, to upraszczać, nadal będę się posługiwał dualizmem, który mnie mierzi) działają w sprzężeniu zwrotnym, i składowa zewnętrzna nie może być odraczana w nieskończoność. Kto chce niech wierzy, że można być idealistą bez końca. Pewnie można. Kłopot w tym, że nie jest to zjawisko statystycznie istotne. Reszta płynie z prądem, oszczędzając ruchy i energię. Tyle o marchewce. Kija państwo też nie używa, bo wie, że marchewka licha.
    Pozostaje pytanie, dlaczego państwo nie dba o kształtowanie (i kształcenie) takich kadr, na których motywowanie nie żal byłoby skromnych środków? Od których nie bałoby się wymagać świadczenia usług na przyzwoitym poziomie?
    Bo równość i braterstwo? Bo wszystkie Zenki są nasze? Bo budżet za mały? Nie bądźmy naiwni, żadne z powyższych. Po prostu oświata nie jest dla państwa (ani jego obywateli) kluczowym problemem. Nie ma nawet pewności, że przydaje się przy okazji wyborów – to nie o głosy wykształconych wtedy chodzi.

  • avatar

    Danusia

    12 października 2015 at 09:11

    Robercie
    MEN dał w ustawie wybór i koniec. a jak kto to interpretuje, to już nie zależy od ustawy.
    Nikt tez nie odpowiada w pełni za kształcenie nauczycieli, głównie zależy to od uczącego się przyszłego nauczyciela. Nie można tego też sprawdzić egzaminami i nakazami, nie ma egzaminów z moralności.
    D

    • avatar

      Robert Raczyński

      12 października 2015 at 12:23

      Ależ mnie nic do czyjejś moralności… A już państwu tym bardziej. Za wykształcenie nauczycieli nikt nie może w pełni odpowiadać oprócz ich samych, ale jak to się dzieje, że praktyka tak bardzo rozmija się z teorią? Dlaczego do OK, czy czegokolwiek, co składa się na dobrą praktykę nauczycielską (mniejsza, czy zgadzamy się w szczegółach co do jej istoty) trzeba namawiać, przekonywać, doszkalać? Może ta teoria jest jednak źle nauczana? Może prawdziwych praktyk ciągle za mało? Może wreszcie implementacja tej dobrej praktyki musi kosztować trochę więcej niż etat pracownika obsługi z nadgodzinami?

      • avatar

        Xawer

        12 października 2015 at 14:52

        A może po prostu (niezależnie od kształcenia, praktyk i zarobków) stosowanie „dobrej praktyki” nie jest premiowane zawodowo, tylko wprost przeciwnie?
        Tak samo, jak przykręcanie koła do Fiata-125p na trzy śruby nie wynikało z niedokształcenia robotników ani ich niskich zarobków, tylko z tego, że byli rozliczani za wykonanie planu, a nagradzani za oszczędność śrub i wykonanie planu nawet wtedy, gdy śrub w magazynie brakowało? Napracować się tyle nie musieli. A porządne przykręcanie kół nie spotykało się z żadną nagrodą ze strony przełożonych?
        Co innego za „dobrą praktykę” uważają Danusia, Robert, czy ja, a co innego za nią uważają przełożeni szkolni. Choćby nawet w całej swojej hipokryzji głosili, że właśnie na tych dobrych praktykach im zależy. „Ministra lubi szkołę bez stopni” – no to ją macie właśnie taką, jaką ministra lubi… Trzeba zrobić „szkołę bez stopni”, jak tu opisana, bo ministra taką lubi. Chcieliście, to macie.

  • avatar

    Marysia

    14 października 2015 at 22:58

    Dzisiaj w święto nauczycieli dodam i ja jeszcze kilka kwestii na temat własnych doświadczeń w zakresie efektywnego uczenia się ucznia. Temat wątku jest według mnie jak najbardziej na czasie – a zainteresowanie nim podyktowane ponadto rozporządzeniem ministra o możliwości wprowadzenia oceniania pomagającego się uczyć.
    Dla nauczyciela, który chciałby do swojej pracy wprowadzić zmiany na pewno może wydać się atrakcyjny… Sama z chęcią poczytałabym o praktykach stosowania oceniania kształtującego, bowiem uważam, że podstawą jest wzajemna wymiana doświadczeń. A tu co?
    Zastanawiam się jak podeszłabym do oceniania kształtującego jako dopiero co ,,zapalający się” nauczyciel po przeczytaniu powyższych komentarzy tak zacnego gremium.
    Na szczęście miałam wielkie szczęście, że na początku swojej drogi z ocenianiem kształtującym spotkałam wielu ludzi, dla których uczenie się ucznia nie mierzy się wyłącznie pieniędzmi i liczonymi godzinami ile daje się ich uczniowi. Ludzi – pozytywnie zakręconych na własny rozwój i rozwój ucznia.
    Z ocenianiem kształtującym pracuję już 6 rok. Moje praktykowanie to nieustanne doskonalenie własnej pracy z uczniem. Zaczynałam od oceniania kształtującego wypowiedzi pisemnych, by w końcu odejść od ocen sumujących do informacji zwrotnej pomagającej się uczyć.
    Piszecie Panowie o ustawie, która jakoby coś narzuca. Niestety – ustawa tylko umożliwia. Nawet w klasach i – III jest wybór oceny sumującej, bowiem były osoby tego samego zdania co Panowie i minister przychyliła się również do Państwa zdania – dając możliwość nie stosowania przez nich oceniania kształtującego . Więc o co teraz ta polemika?
    Jeśli Panom trzeba nadal dowodu na to – odsyłam na stronę internetową https://dzieckobezstopni.pl/node/50 – na wideokonferencji minister dokładnie to omawia…
    Natomiast czytając powyższe komentarze zaczęłam się zastanawiać nad jedną kwestią. W psychologii mówi się często o syndromie ,,nieprzebaczonej krzywdy”. Ludzie dorośli (często też rodzice uczniów) często nie zdają sobie sprawy jak mocno w tym tkwią…
    A mnie się chce zdać takie pytanie: – Dlaczego jeśli Ty, ja czuliśmy się skrzywdzeni w swoim dzieciństwie, młodości tym, że dostaliśmy dwóję, to dlaczego chcemy oddać to naszym dzieciom na zasadzie – Ja tak miałem, to i ty masz, zobacz jak to dobrze”… DLACZEGO?
    Dlaczego oni muszą to też przeżywać? Dlaczego tego nie chcemy zmienić, pomóc im, by się z radością uczyły, by nie tkwiły w luce, ale otrzymały informację – jak się uczyć?
    Moje doświadczenia z ocenianiem kształtującym to dewiza wystawiona przez uczniów klasy III szkoły podstawowej na rozpoczęciu roku podczas spotkania z rodzicami. Rodzice usłyszeli od dzieci – ,,nie chcemy ocen, chcemy pracować w grupach, chcemy projekty..”.
    A czas? Nie liczy się godzin jeśli coś się kocha i jeśli widzi się, że jest to dobre i skuteczne. Ponadto… Moi uczniowie potrafią mi pomóc podając sobie informacje zwrotne. Jedna z nich jest bardzo prosta: – dwie gwiazdy, jedno życzenie.
    I tą techniką zakończę również swój post.
    2 gwiazdy: Dzisiejsze święto – to wspaniała chwila, by zobaczyć jak wielu nauczycieli jest pozytywnie zakręconych na zmiany. To wspaniali ludzie, dla których dziecko, uczeń, praca jest wartością życia, pomocną w skutecznym uczeniu się ucznia.
    Życzenie: Pozwólmy, by dołączyli inni, by wspólnie zmienić tą szkołę ,,pradziadków” na szkołę dzisiejszych dzieci i dać dzieciom radość uczenia się…
    Pozdrawiam.
    Marysia

    • avatar

      Xawer

      14 października 2015 at 23:33

      Polemika dotyczy wyłącznie tego, że zapowiadano tu raj na ziemi, jaki nastanie, gdy ustawa w obecnej wersji wejdzie w życie.
      Weszła.
      I jak ten raj wygląda widzimy.
      Nie chodzi o to, żeby przeprowadzić dowód, że może być inaczej, niż jest, tylko żeby zaobserwować rzeczywistość. Agnieszka tę obserwację przeprowadziła. I z całym (niskim i podłym) Schadenfreude muszę powtórzyć: „a nie mówiłem, że tak będzie?”
      Proszę poczytać polemiki sprzed roku, gdy rzecz wchodziła na legislacyjną ścieżkę.
      A z całą resztą Pani ten nie polemizuję, wręcz w sporej części podzielam Pani pogląd.

    • avatar

      Robert Raczyński

      15 października 2015 at 09:10

      Nie wiem, skąd u pani to graniczące z pewnością przekonanie, że ktoś tu chce polemizować z ideą OK . Mnie wydaje się, że wskazujemy przyczyny, dla których nie jest ono powszechnie implementowane i że, zgodnie z naszymi niewymagającymi głębszych badań przewidywaniami, sama w sobie dowolna ustawa niczego nie zmieni. Żadna to dla mnie satysfakcja, bo było to dla mnie oczywiste. Nikt też nie walczy z prawem dzieci do szkoły lepszej, niż ta, która była udziałem ich rodziców i dziadków.
      Przykro mi, że doświadczenia własne nie pozwalają mi podzielać pani idealizmu – najwyraźniej inaczej postrzegamy ideę dowolnej pracy zawodowej. We mnie postawa „siłaczki” lub „siłacza” budzi ogromny szacunek, ale jednocześnie stawia pod znakiem zapytania sens oświaty jako instytucji powszechnej, co, niestety, zgadza się w pełni z obserwowaną rzeczywistością. Dlatego właśnie możemy naiwnie i bez końca pytać, dlaczego „dobra szkoła” to zjawisko egzotyczne.
      Tak jak już kiedyś pisałem, mogę podziwiać postawy romantyczno-idealistyczne, ale nie mogę żądać by stały się one powszechne w wybranej grupie zawodowej, uznanej prawem kaduka za misyjną. Misją zajmują się zawsze te (i tylko te) podmioty, które na to stać. Moralnie, intelektualnie i ekonomicznie. Wymaganie, by stać było wszystkich, to taki myślowy socjalizm – zaczyna się chciejstwem, zadekretowanym marzeniem, a kończy rozczarowaniem, korozją idei i pretensjami do świata, że brzydszy niż idea.
      Wracając do tematu, praktyka wprowadzania OK jest taka, jak opisuje ją @ Agnieszka i, z tego, co wiem, jej doświadczenia są zdecydowanie popularniejsze w szkole niż te opisywane przez panią.
      Ma pani absolutną rację mówiąc, że to piękne doświadczenie, szczerze gratuluję i podziwiam, bo mnie nie udaje się ta sztuka w każdych warunkach. „Panów” nie trzeba do OK przekonywać, lepsze byłyby pomysły, co zrobić, by było powszechniejsze, bo ustawa w roli motywatora raczej się nie sprawdziła…

      • avatar

        Wiesława Mitulska

        15 października 2015 at 19:08

        „Wracając do tematu, praktyka wprowadzania OK jest taka, jak opisuje ją @ Agnieszka i, z tego, co wiem, jej doświadczenia są zdecydowanie popularniejsze w szkole niż te opisywane przez panią.”
        Dziwi mnie takie kategoryczne stwierdzenie, bo ja z taką praktyką wprowadzania OK nie spotkałam się, a mam sporo kontaktów z innymi szkołami (przynajmniej w naszym powiecie). Z moich obserwacji wynika, że w wielu szkołach nowa ustawa nic nie zmieniła, bo nie ma w nich gotowości do wprowadzenia OK i dobrze, bo jak wielu piszących tutaj uważam, że odgórne sterowanie zmianami w szkole często wypacza nawet najpiękniejsze idee. Znam również szkoły, w których od lat próbowano pracować z oceną kształtującą i w tych szkołach zapisy nowej ustawy przyjęto z ulgą – nikt nam teraz nie zarzuci, że robimy źle, że wprowadzamy coś wbrew przepisom. Z premedytacją użyłam tu słowa „próbowano”, bo najczęściej obserwuję taki sposób wprowadzania OK, że zaczyna jeden nauczyciel, potem inni zaczynają się interesować i próbować najpierw z elementami, później coraz bardziej „wsiąkają” w całą strategię. Mogę opisać jak jest w mojej szkole, w której w edukacji wczesnoszkolnej pracujemy bez ocen od początku lat dziewięćdziesiątych. Od pewnego czasu, gdy nauczyciele starszych klas zaczęli interesować się ocenianiem kształtującym, zaczęliśmy pokazywać jak pracujemy w I-III i wspólnie zastanawiać się, czy nasze pomysły, metody, strategie da się przenieść wyżej. Nikt nie zmusza nauczycieli, by wszyscy już od jutra zaczęli pracować z OK, a jednak próbują, interesują się, niektórzy się szkolą. Tym sposobem w naszej szkole udało się przez lata wprowadzić wiele zmian, dlatego wszystkim, którzy już uważają, że ustawa nie działa przypominam stare powiedzenie – „kropla drąży skałę” – to w sensie zmian oddolnych. Nam, „zmieniaczom oddolnym” ustawa dodała odwagi.
        Pozdrawiam

    • avatar

      majcin

      15 października 2015 at 12:33

      Tak na wstępie, to jestem bardzo wdzięczny za zbiorowa psychoanalizę rodziców, jasne, wszyscy, którym podobają się oceny liczbowe zostali skrzywdzeni przez nauczycieli oceniających w ten sposób.
      Bo oczywiście żaden zdrowy na umyśle rodzic, nie może uważać, że system jest dobry, jego nauczyciele zazwyczaj oceniali sprawiedliwie i nie ma nic przeciwko temu, by jego dziecko było oceniane w ten sam sposób.
      Natomiast jednoczesna dyskusja o wypowiedziach Marysi i Agnieszki jest nieuzasadnioną generalizacją, gdyż dotyczą one zupełnie innych sytuacji.
      Marysia uczy w kasach I-III, gdzie ocenianie bieżące jest całkowicie w gestii nauczyciela, a kończy się ono opisowa oceną roczną, system ten działa od kilkunastu lat i nauczyciele zdążyli już wypracować własne sposoby pracy, adekwatne dla swoich umiejętności i potrzeb dzieci. Stąd jej doświadczenia są interesujące, ale nie są niczym wyjątkowym.
      O czymś zupełnie innym pisze Agnieszka. Ona zetknęła się z sytuacją powyżej klasy IV, gdzie nowelizacja prawa otworzyła furteczkę pozwalającą na eksperymenty z systemem oceniania bieżącego, przy czym w ramach tej nowelizacji równie uprawnione jak ocenianie kształtujące jest np. ocenianie w punktach, albo procentach, pod warunkiem wystawienia na koniec roku oceny zgodnej z obowiązująca skalą.
      Różnice są zasadnicze:
      -po pierwsze sprawy dotyczą dzieci w różnym wieku, twierdzenie, że system dobry dla dziecka w wieku 8 lat będzie się sprawdzał u 12 latka jest dosyć wątpliwe;
      -po drugie ocena na koniec III klasy SP nie ma większego znaczenia dla przyszłości dziecka, w przeciwieństwie do tej na koniec klasy V i VI SP czy III gimnazjum;
      -po trzecie inne jest zaangażowanie rodziców w naukę dziecka, stąd też w klasie VI rodzice oczekują innego komunikatu niż w III, raczej czegoś w rodzaju dzwonka ostrzegawczego niż instrukcji postępowania.
      Dlatego odpowiedzią na wątpliwości Agnieszki w żaden sposób nie może być wypowiedź Marysi, a powinny być opis doświadczeń z „drugiej połowy” szkoły podstawowej lub z gimnazjum, w którym zrezygnowano z ocen liczbowych i w zamian za to wprowadzono inny system, bardziej efektywny w ocenianiu bieżącym, spełniający oczekiwania rodziców i pozwalający na wystawienie ocen rocznych.
      Czy ktoś w ogóle słyszał o takiej szkole (działającej na prawach publicznej)?

        • avatar

          majcin

          15 października 2015 at 13:23

          Czytałem.
          1. Rzecz dotyczy jednego nauczyciela, części zagadnień z jednego przedmiotu i jednej klasy, a nie całej szkoły.
          2. Opisywany system nie zastepował oceniania liczbowego tylko je uzupełniał.
          3. Tak zupełnie na marginesie, nie wiem czy nauczyciel byłby w stanie pracować tak intensywnie z więcej niż jedną klasą.

        • avatar

          Robert Raczyński

          15 października 2015 at 14:05

          Pojedynczy nauczyciel, który nie jest nauczycielem nauczania początkowego, choćby „zakochany” w OK i swoich uczniach, nie może decydować o systemie oceniania. Zetknie się nie tyle z niechęcią opornych, co z machiną biurokratyczną, która zakłada:
          – ujednolicenie postępowania,
          – mierzalność wyników,
          – porównywalność ocen (także pomiędzy szkołami i etapami kształcenia),
          – odpowiednią częstotliwość i systematyczność wystawiania ocen cząstkowych,
          – obowiązek korzystania z powszechnie dostępnych narzędzi, tj. z dziennika papierowego lub elektronicznego, które musiałyby zostać zaadaptowane do OK, a z przyczyn oczywistych długo nie będą.
          Taki nauczyciel nie zajmowałby się już niczym innym oprócz przekładu cyferek, ogólnie zrozumiałych dla rodziców, którzy nie uważają, że ich dzieci są w szkole prześladowane (wbrew pozorom, jest ich całkiem sporo) na często bełkotliwą nowomowę. Bezkrytyczni orędownicy OK zdają się nie rozumieć, że ocena oprócz zupełnie podstawowej funkcji informacyjnej, pełni także rolę jednego z ważniejszych dokumentów w szkole – w większości sytuacji nauczycielowi wolno niczego nie nauczyć, ale biada mu, jeśli zaniedba regularne zapełnianie okienek.
          Padające od czasu czasu przykłady chlubnych wyjątków wydają się funkcjonować na wyjątkowych prawach – sami decydują o swoich obowiązkach, sami się z nich rozliczają, sami wreszcie decydują z kim i z w jakim wymiarze pracują, nigdy nie informując, jakim cudem im się to udaje.

  • avatar

    Marysia

    15 października 2015 at 17:51

    Odniosę się tym razem krótko i na konkretny temat, bowiem nie dysponuję zbyt dużą pulą wolnego czasu.
    1. Rodzice – w moim przypadku dość długo oporowali, ale kiedy sami na zebraniu za narysowanie ,,domku” dostali szereg ocen sumujących powiedzieli mi: te oceny są niesprawiedliwe, nie ma podanych żadnych kryteriów, zależą od tego jak się pani spodoba, jak pani uzna. Mankamentem na ocenianie kształtujące jest dla rodziców nie to, że chcą otrzymywać oceny sumujące, (bo jak twierdzą one nic im nie mówią jak ma dziecko się nauczyć i co ma umieć), lecz to, że w czwartej klasie tych ocen nie będzie (tzn. ocen kształtujących). To jest wypowiedź z połowy października rodziców uczniów mojej klasy. Lęk ten dotyczy tego czy dla dzieci nie będzie to szok gdy zamiast informacji o tym jak się ma się dziecko nauczyć danej umiejętności – dostanie informacje: Siadaj dwa!. To jest lęk rodziców, którzy widzą jak działa stopniowy system nauczania. Nie mając złudzeń, że ten stopniowy system zostanie zmieniony przez zrutynowanych nauczycieli po prostu wolą od razu wepchnąć swoje pociechy w tą machinę XIX szkolnictwa.
    2. Ustawa daje dowolność, ale zanim została wprowadzona wielu nauczycieli odbyło darmowe szkolenia z oceny rozwojowej, w tym również dyrektorzy. Więc nie mówmy, że nic nie wiedzą. Pesymizm połączony z widzeniem świata ,,na problemy” wiele rzeczy może sprowadzić o wiele niżej niż kształtuje to sama rzeczywistość.
    3. Dziennik elektroniczny – pewnie się nim nie posługujecie kiedy czytam takie sformułowania. Pracuję na Librusie. Librus od dawna we wszystkich klasach, na wszystkich przedmiotach ma wprowadzoną ocenę kształtującą. Jakby odczytali te podane powyżej słowa rodzice moich uczniów to i oni nie byli by skłonni wierzyć w to co tutaj na ten temat zostało napisane, nie mówiąc o nauczycielach…
    4. Najistotniejszą sprawą która mnie cieszy jest to, że wszystkim nam tu zależy na dobrym uczeniu i nauczaniu. Osobiście nie należę do pesymistów, ale realistycznie zmieniam to co ja mogę zmienić. Nie jestem osobą na ,,problemy” tylko na cel. To pomaga mi wchodzić szybko w zmiany. Staram się rozumieć te osoby inne niż ja.
    Pozdrawiam.

    • avatar

      Robert Raczyński

      15 października 2015 at 18:59

      To ja też krótko.
      1. W gimnazjum rodzice mają już inne „lęki”. Na ogół chcą wiedzieć, czy ich dziecko w odpowiednim stopniu jest przygotowane do egzaminu i nie można ich za to winić. Skala tradycyjna daje taki czytelny komunikat i dla większości nie ma tu znaczenia fakt, że jest on niepełny. Ponadto, przy całym szacunku dla opiekunów swoich uczniów, stwierdzam, że wiedza płynąca z OK jest bardziej przydatna uczniowi – rodzice w zdecydowanej większości dziennika nie czytają i nie bardzo sobie wyobrażam drastyczną zmianę w tej materii, na skutek pojawienia się elaboratów, które trzeba by tłumaczyć „z polskiego na nasze”. Trzeba widzieć ich konsternację przy czytaniu opinii różnych poradni, żeby to zrozumieć.
      2. Nauczyciele „wiedzą” różne rzeczy. Co z tą wiedzą robią, zależy nie tylko od nich.
      3. Rozumiem, że Librus dla nauczycieli nauczania początkowego ma taką opcję. Vulcan w gimnazjum z pewnością nie – mogę sobie co najwyżej „opisowo” pokorespondować z rodzicami. Oczywiście jest również opcja sporządzania świadectw i arkuszy ocen. Być może trzeba się do producenta zwrócić o taką możliwość, tego nie wiem… Co z ocenami cząstkowymi, bo tu przyznaję, wyobraźnia mnie zawodzi…
      4.Osiąganie celu na ogół polega na pokonywaniu problemów. Ja najpierw realistycznie oceniam, a potem zmieniam. Otwarcie przyznaję, że wiedzy, doświadczenia i sił wystarcza mi na szczegółowe omawianie prac, pokazywanie, co jest dobrze, co źle i co z tym trzeba zrobić. Pa pełne wdrożenie założeń OK, mógłbym sobie pozwolić przy dwóch zespołach klasowych w roku i przynajmniej pięciu godzinach w tygodniu w każdym z nich.

      • avatar

        Danusia

        16 października 2015 at 12:04

        ad 1. Czy jeśli uczeń ma trzey u jednego nauczyciela, a 4 u innego, to czy ta informacja wystarczy rodzicowi. Chyba jednak sami się oszukują. Czasami owocuje to restrykcjami w stosunku do dzieci: „Jeśli inni mają wyżej, to ty nie wychodzisz z domu, do momentu, gdy nie bedziesz się też uczył na ten stopień”.
        D

        • avatar

          Robert Raczyński

          16 października 2015 at 18:16

          To bardzo poważny problem – nawet przy skrupulatnym stosowaniu przedmiotowego systemu oceniania, zawsze aktualny. Niestety, wątpię, aby OK mogło go rozwiązać – po prostu każdy nauczyciel jest inny, ma inne priorytety i nawet przy dobrej woli wszystkich zainteresowanych, nie jest łatwo spełnić postulat „jednakowych wymagań”. Nie widzę oceny, która zapewniłaby taką jednolitość, nawet przy znacznym jej uszczegółowieniu.
          Posłużę się własnym przykładem. Uczę dokładnie tego samego, co moje koleżanki, ale… Nie jestem np. wielbicielem zeszytów ćwiczeń i zwolennikiem drobiazgowego ich sprawdzania, pozwalam wybierać ćwiczenia itd., itp. Podczas gdy większość uczniów w szkole, pod koniec września, ma już po kilka ocen, moi jeszcze się „rozgrzewają”, a ja staram się ich poznać, zanim będę się bawił w sędziego. Nie jestem również entuzjastą kartkówek „ze słówek”, które dla większości rodziców i dyrekcji są koniecznym motywatorem i „pozwalają śledzić postępy ucznia na bieżąco”, a moim zdaniem nie wnoszą nic do lingwistycznej sprawności ucznia, bo pomijają kontekst. W takiej sytuacji, moje ocenianie kształtujące byłoby ssaniem palca w porównaniu z równiutkim rzędem cyferek, a co gorsze, rodzicom jeszcze trudniej byłoby „porównywać”, nawet gdyby w szkole OK zostało „wprowadzone”. Często zapominamy, że „porównanie”, to, wbrew pozorom, podstawowe narzędzie informacyjne.
          Ktoś z pewnością powie, że przy pomocy „opisu” łatwiej zakamuflować różnice w prowadzeniu zajęć, być może, ale tylko pod warunkiem, że ocena nie byłaby wystawiana za konkretną rzecz. Póki co, z trudem, bo z trudem, ale udaje mi się unikać ocen zawsze „za to samo”, co w klasie obok, przy OK, byłbym już niewolnikiem odgórnej instrukcji, wszyscy uczniowie musieliby mieć zawsze wszystkie, choćby idiotyczne, ćwiczenia odrobione… Nie jestem pewien, czy ten wywód jest klarowny.

  • avatar

    Waldemar Zabielski

    15 października 2015 at 19:21

    Interesująca dyskusja na ważny temat.
    Bieżąca ustawa o ocenianiu, według słów samej Minister Edukacji, powstała “targiem krakowskim” i z góry było wiadomo, że za tą ustawą nie kryje się żadna myśl przewodnia MENu na temat systemu oceniania. Wprowadzono zmiany kosmetyczno-terminologiczne, które w praktyce nikogo do niczego nie zobowiązują. Moim zdaniem, nauczyciel czy dyrektor, który zechce to na serio wprowadzać, pogubi się w pierwszym czytaniu tego dokumentu.
    Natomiast patrząc optymistycznie i pozytywnie na całą problematykę oceniania, korzyść z powstałej sytuacji jest taka, że coraz więcej ludzi pracujących w edukacji zaczyna sobie uświadamiać wagę problemu.
    Od siebie chciałbym dorzucić uwagę na temat używanych tu pojęć “ocenianie kształtujące”, “ocenianie końcowe”, “ocena liczbowa (stopień)” i “ocena opisowa”.
    Dwa pierwsze pojęcia dotyczą rozróżnienia celów ocenia: celem oceniania kształcującego jest informacja pomagająca w nauce, celem oceniania końcowego jest informacja na temat rezultatu nauki po jej zakończeniu.
    Celów oceniania nie należy mieszać z “formatem” przekazywanej informacji w trakcie oceniania. W ocenianiu końcowym “format” przekazanej informacji musi być ściśle ustalony przez ustawę, ponieważ ocena końcowa (świadectwo) jest dokumentem prawnym.
    W ocenianiu kształcującym, “forma” przekazywanej informacji jest bardziej urozmaicona i w dużym stopniu zależy od nauczyciela, aczkolwiek administracja szkolna może przygotować dla nauczycieli listę zalecanych form oceniania kształtującego.
    Przy takim rozróżnieniu (a jest to rozróżnienie stosowane w literaturze pedagogicznej), nie powinno się utożsamiać “oceny kształtującej” z “oceną opisową”, ponieważ należą one do dwóch różnych kategorii pojęciowych, pierwsza dotyczy celu oceniania, druga jest formą przekazywanej informacji. Sama ustawa zresztą przewiduje formę oceny opisowej jako ocenę końcową, a nie kształtującą. Chodzi o to, że forma oceny opisowej może być użyta zarówno w ocenie kształtującej jak i w ocenie końcowej, w zależności od tego, gdzie jest bardziej przydatna.
    Generalnie, nie należy moim zdanie fetyszyzować tej czy innej formy przekazywania informacji w ocenianiu (stopnie 1-6, litery ABCDF, punkty 1-4, skala opisowa “naganny-celujący”, opis słowny). Wszystkie mają wady i zalety. Najlepszą formą wydaje się być użycie jakiejś standardowej skali liczbowej lub literowej w kombinacji z opisem słownym.

    • avatar

      Danusia

      16 października 2015 at 11:57

      Waldemarze, bardzo mi się podoba Twoja klaryfikacja co do celów oceniania i odróżnienie celów od formy.
      Nadal uważam, że ocena symbolem (stopniem, procentami, buźkami itp) nie daje uczniowi informacji pomagającej się uczyć. Ale też nie zawsze ocena symbolem daje informację, do której jest stosowana, czyli nie pokazuje stopnia opanowania materiału. Do stopnia musiałoby być wyjaśnienie, czyli komentarz, a wtedy mamy dwie oceny w jednym. W ocenie w trakcie procesu uczenia się, nie jest zalecane łączenie oceny kształtującej z sumującą.
      Dla mnie jest wniosek taki: w trakcie uczenia się kształtująco, na posumowanie sumująco.
      D

    • avatar

      Waldemar Zabielski

      16 października 2015 at 17:07

      Danusiu, dziękuję za to uzupełnienie mojej charakterystyki oceny kształtującej jako informacji pomagającej uczniowi w nauce, tzn. że kształtujące nie polega na jednorazowym “wystawieniu” oceny (co właśnie charakteryzuje ocenę sumującą – ocena “wystawiona” na końcu procesu), a raczej na ciągłym przekazywanie informacji, a często nawet na wymianie informacji między nauczycielem i uczniem (informacja zwrotna?) w trakcie procesu uczenia się, kiedy nie jest za późno na poprawę.
      Jeśli chodzi o formę oceniania (liczbowa, czy słowna), u nas w szkole średniej ocena sumująca na świadectwie składa się z trzech “ocen”, ocena procentowa na szczegółowej skali liczbowej od 1% do 100%, komentarz słowny od 1 do 3 zdań (istnieje baza danych gotowych zdań), i trzecia ocena w kategorii “umiejętności uczenia się” na skali podobnej do polskiej skali oceny z zachowania “niedostateczny-celujący”. Ta ostatnia ocena jest niezależna od procentowej oceny wyników nauki.
      Oceny kształtujące mogą być u nas formułowane w każdej formie, od liczbowej do słownej, włącznie w formie rozmowy. Jedna rzecz, która nie jest dla mnie do tej pory jasna, to ile z tej informacji nagromadzonej w ocenianiu kształtującym, można wykorzystać, lub nie wykorzystać, przy formułowaniu oceny końcowej.
      A propos polskiej oceny z zachowania, kategoria “umiejętności uczenia się” obejmuje część kategorii zachowań, które pomagają w uczeniu się, natomiast nie zawierają żadnych elementów dotyczących wykroczeń i łamania dyscypliny przez uczniów. Wykroczenia dyscyplinarne uczniów powinny być całkowicie wyłączone z systemu oceniania I traktowane osobno. Jeśli mowa o przeżytkach dziewiętnastowiecznych w polskiej edukacji, to to uważam za główny przeżytek: wykroczenia dyscyplinarne uczniów oceniane są tym samym systemem oceniania co znajomość tabliczki mnożenia.

  • avatar

    Marysia

    21 października 2015 at 13:23

    ….Z praktyki stosowania oceniania kształtującego przez uczniów klasy III szkoły podstawowej…..
    Dzieciaki zgodnie z podanymi do celu kryteriami (nacobezu) pisali opis koleżanki/kolegi. Następnie w domu dokonali oceny koleżeńskiej wykonanej pracy. Otrzymali kryteria do oceny pracy i w domu przygotowywali informację zwrotną.
    Czasem jest mowa: ,,w liceum nie wyjdzie, bo matura…”’. ,,W klasach 1 – 3 szkoły podstawowej nie wyjdzie, bo to małe dzieci”.
    Moje zdanie: – To zależy jak często stosuje się informacje zwrotne pomagające się uczyć i jak się przygotuje dzieci do pisania i odbioru takich informacji. Jeśli nie ma stopni – jest to informacja, która staje się normą do uczenia się.
    – I dowód, że można: – Uczniowie klasy III szkoły podstawowej napisali sobie wzajemnie informacje zwrotne (oceny koleżeńskie) bardzo dokładnie, nawet w w kilku przykładach z podaniem konkretnej daty do kiedy należy wykonać poprawę. I co ważne – tą poprawę do tej daty wyznaczone osoby wykonały!
    Działa? Działa!!!
    Mnie takie ocenianie sprawia radość, moim dzieciom z klasy również. I dla mnie to jest ważne.
    Mały skrawek życia, mały skrawek rzeczywistości, poletko, za które w całości i złożoności życia ja jestem odpowiedzialna. Nie zmienię wszystkiego – zmieniam to co zależy ode mnie…
    Pozdrawiam i cieszę się, że coraz częściej i coraz więcej osób czuje potrzebę takiej pracy na swoim małym ,,poletku” pracy zawodowej.

    • avatar

      dsterna

      30 grudnia 2018 at 07:48

      Ja myślę, że te sposoby nie utrudniają nauczania i nie zabierają więcej czasu. One są tylko przeciwne naszym przyczajeniom. Bo jak to różnica, czy uczniowie stoją, czy siedzą, albo czy pracują w grupach, czy nie? Fajnie byłoby, aby takie odpowiednie zadania były w podręcznikach. A jeśli ich nie ma to może samemu je wybierać.

    • avatar

      dsterna

      30 grudnia 2018 at 07:48

      Ja myślę, że te sposoby nie utrudniają nauczania i nie zabierają więcej czasu. One są tylko przeciwne naszym przyczajeniom. Bo jak to różnica, czy uczniowie stoją, czy siedzą, albo czy pracują w grupach, czy nie? Fajnie byłoby, aby takie odpowiednie zadania były w podręcznikach. A jeśli ich nie ma to może samemu je wybierać.

  • avatar

    Tomek Szwed

    31 grudnia 2018 at 10:05

    Dziękuję za tą relację Danusiu. Byłem na warsztacie Petera w Warszawie i na wykładzie w Krakowie. Ten wykład dał mi trochę wiecej informacji. Moge zatem wnioskować, że cała praktyka Myślacych klas opiera się na konstruktywiźmie społecznym. Uczniowie sami budują wiedzę i nabywają umiejętności przy cichym i mądrym wsparciu nauczyciela.

  • avatar

    Tomek Szwed

    31 grudnia 2018 at 10:05

    Dziękuję za tą relację Danusiu. Byłem na warsztacie Petera w Warszawie i na wykładzie w Krakowie. Ten wykład dał mi trochę wiecej informacji. Moge zatem wnioskować, że cała praktyka Myślacych klas opiera się na konstruktywiźmie społecznym. Uczniowie sami budują wiedzę i nabywają umiejętności przy cichym i mądrym wsparciu nauczyciela.

Dodaj komentarz