Dopalacze a szkoła

Problem bardzo aktualny! Ale nie sądziłam, aby był w środku moich zainteresowań. Przede wszystkim dlatego, że nie mam pomysłu, jak mu zaradzić.
A to słyszę w piątek rano, że na kim ciąży odpowiedzialność……, na szkole! Jak zawsze winna szkoła, a dokładniej nauczyciel. Zatrzęsło mną z oburzenia. CO MOŻE W TEJ SPRAWIE NAUCZYCIEL? Nic nie może. Pani minister obiecuje, że szkoły zajmą się problemem. I jak zawsze jedyny pomysł – sprawdzić, co szkoła robi, czy dokumenty są w porządku, czy wykonano odpowiednią liczbę pogadanek, czy pedagog ma system reagowania itd. Kochani, to są działania po sekcji zwłok, a nie leczenie.

Dokumenty mogą być w porządku, dzienniki wypełnione, tematy wpisane, podpisy obecne. Pogadanki mogły się odbyć, tylko przeszły mimo uszu. Nawet nie wiadomo jaki jest zakres zjawiska w szkole, bo kto z uczniów się przyzna. Pedagog może być przygotowany do pracy z uczniem po zażyciu dopalaczy, ale skąd wiadomo, że uczeń zażył (o ile jeszcze żyje)?
Moja przyjaciółka pedagog miała w szkole kontrolę dotyczącą dopalaczy. Napisała mi:
„Kontrola wypadła ok., ale zgadzam się z Tobą – to zupełny bezsens.
Sprawdzali dokumentację z tego i poprzedniego roku szkolnego. Pytali m.in. czy nauczyciele mają wiedzę na ten temat, czy wiemy o tym, że uczniowie biorą, czy informujemy rodziców o zagrożeniach dopalaczami. Badali Szkolny Program Profilaktyki, Program Wychowawczy, dzienniki pedagoga, teczki indywidualne uczniów, dzienniki lekcyjne. Cóż nasz kurator ma taki pomysł na profilaktykę w oświacie”
Jak można to nazywać profilaktyką? Znowu żyjemy w fikcji, że wystarczy zażądać czegoś od szkoły, a potem sprawdzić, czy wykonała, i to załatwi sprawę. Najlepiej profilaktycznie nie sprecyzować – co ma wykonać, tylko żądać efektywnego działania.
Nikt nie wie na całym świecie, jak sobie z problemem poradzić, a pedagog w szkole ma wiedzieć??? Nobla mu za to trzeba by było dać. Więc zamiast tego polityka spychologii. Kto winien – nauczyciel i pedagog. Najpierw daje mu się skrajnie nieciekawy program do realizacji, uczniowie chodzą do szkoły za karę, jako element motywujący każe się stosować strach przed egzaminami. Trzyma się nauczyciela w strachu, że nie wykona nałożonych na niego zadań, a potem się go pyta: „Jak mogłeś dopuścić, aby twoi uczniowie sięgnęli po dopalacze”. Farsa.
W czwartkowym Dużym Formacie z 30 września jest obszerny artykuł pt. Rozwalacze.
Kilka spraw mnie w nim zainteresowało. Przeczytałam go od strony szukania rozwiązań problemu ze oświaty. Autor Wojciech Staszewski cytuje wypowiedzi młodych ludzi:
„Było to bardzo zabawne uczucie, coś innego w moim życiu”
„Lubiłem wtedy oglądać zdjęcia w internecie – patrzysz, ale gościu ma łeb, że taki kadr znalazł. Więcej dostrzegasz”.
Dla mnie to jest wołanie o coś interesującego. A w szkole nie jest interesująco. I choćbyśmy stawali na głowie, to tym programem, realizowanym w takim tempie mało kogo zainteresujemy, a już na pewno nie możemy być konkurencją dla odlotów po dopalaczach. Kiedyś poszłam z jednym profesorem ze szkoły waldorwskiej oglądać muzeum w Amsterdamie. Postanowił pokazać nam tylko jeden obraz – Straż miejską. Staliśmy przed obrazem z godzinę, a profesor opowiadał nam, co na nim się dzieje. Do tej pory wiele pamiętam i nie było nudno. Znacznie więcej wyniosłam niż z wizyty w muzeum, gdzie przeleciałam wszystkie sale. Wniosek: mniej a głębiej i WOLNIEJ. Może jednak można by było powstrzymać specjalistów piszących podstawę programową przed ładowania w nią wszystkiego według nich – niezbędnego. Popatrzymy w swoje głowy, ile pamiętamy z czasów szkolnych? Ostatnio próbowałam rozwiązać próbny egzamin gimnazjalny proponowany w gazecie wyborczej. Zacięłam się na zadaniu o energii potencjalnej, pokazałam to zadanie moim współpracownikom. Zapytali mnie: „A co to jest energia potencjalna?” Nikt nie wiedział, ale wszyscy zgodnie twierdzili, że gimnazjalista ma wiedzieć.
Inny pomysł to motywowanie uczniów, nie poprzez straszenie, ale poprzez pytania kluczowe. Takie pytania, które zachęcą ich do szukania odpowiedzi. Pytania kluczowe to część oceniania kształtującego, które bierze pod uwagę to, że uczeń na wejściu nie jest zainteresowany tym wszystkim, co nauczyciel proponuje, a nawet więcej, niczym nie jest zainteresowany. Trudno wymagać, aby nauczyciel sam wymyślił pytania kluczowe do każdej lekcji. Gdy uczyłam w gimnazjum musiałam wymyślić ich około 60. Proponuje ćwiczebnie pomyśleć – jak zachęcić uczniów do wyrażeń algebraicznych. Pytania kluczowe powinni wymyślać autorzy podręczników. Niestety podręczniki są nadal ogromnie nudne. Pisanie podręczników, to jest niezły biznes, więc niech zarabiają ci co potrafią pisać je dobrze.
Trzecia sprawa szkolna to beznadziejny płodozmian lekcji: matematyka, język obcy, historia, biologia, fizyka. To tylko 5 lekcji po 45 minut. Właśnie, gdy nauczyciel przechodzi do czegoś ciekawszego, albo mógłby dać czas uczniom na samodzielne myślenie, to lekcja się kończy i zaczyna inna zupełnie nie skorelowana z poprzednią. Brak korelacji, to zupełnie inna sprawa, ale też ważna. Od tego zmiennego lekcjozmianu można już odlotu dostać.
Z powodu przeładowania programu szkolnego nauczyciel nie ma czasu na zagłębienie się w temat, nie ma czasu np. na przybliżenie uczniom historii życia ludzi nauki, a to może być właśnie dla nich ciekawe. Moi uczniowie zawsze słuchali z dużym zainteresowaniem o historii matematyki i o ludziach tworzących matematykę. Ale czasu na to było mało, bo przecież czekał egzamin.
A na koniec – szkoła naszpikowana rywalizacją, brak współpracy, od takiej szkoły chce się uciec w inny przyjazny świat. A dopalacze taki świat obiecują.
Nie będę więcej pisać na ten temat, zachęcam do artykułu Wojciecha Staszewskiego.
Dziś chciałabym skierować nasze myślenie na to, aby nie rozliczać nauczycieli z liczby dopalających uczniów, tylko stworzyć warunki dla interesującej szkoły. Może to z czasem pomoże, choć to też nie jest pewne.  Za to rozliczanie  nic nie zmieni.

4 komentarze

  • avatar

    Liliana

    24 sierpnia 2011 at 01:30

    Danusiu, na pewno pamiętasz swoich nauczycieli. Tych najlepszych mam na myśli, bo to oni zostają nam w pamięci na lata. To właśnie ci, którzy nas potrafili zainteresować. Piszesz, że nie ma czasu, że lekcja to tylko 45 minut. Nawet w przeciągu tak krótkiego czasu, prawdziwy nauczyciel, ten z powołania potrafi zainteresować nie jednego. Nie wszystko należy robić według regulaminów i książek, intuicja nauczyciela kreuje znacznie więcej niż napisano w regulaminie. Obserwuj swoich pupili i słuchaj serca.
    Pozdrawiam
    Liliana
    http://owocdecyzji.com/

  • avatar

    Liliana

    24 sierpnia 2011 at 01:30

    Danusiu, na pewno pamiętasz swoich nauczycieli. Tych najlepszych mam na myśli, bo to oni zostają nam w pamięci na lata. To właśnie ci, którzy nas potrafili zainteresować. Piszesz, że nie ma czasu, że lekcja to tylko 45 minut. Nawet w przeciągu tak krótkiego czasu, prawdziwy nauczyciel, ten z powołania potrafi zainteresować nie jednego. Nie wszystko należy robić według regulaminów i książek, intuicja nauczyciela kreuje znacznie więcej niż napisano w regulaminie. Obserwuj swoich pupili i słuchaj serca.
    Pozdrawiam
    Liliana
    http://owocdecyzji.com/

  • avatar

    Danusia

    24 sierpnia 2011 at 11:52

    Liliano
    Słabo mogę spełnić Twoje zadanie. Niestety miałam bardzo słabych nauczycieli. Szkoła była dla mnie więzieniem nudy. Można powiedzieć, ze mimo nauczycieli czymkolwiek się zainteresowałam.
    Wspominam tylko z wielkim szacunkiem moją wychowawczynię w LO. Ale nie jako nauczycielkę przedmiotu (język rosyjski), ale jako człowieka i wychowawcę.
    Bardzo bym chciała, aby szkoła dla dzieci była inna niż moja. Ale widzę również trudności po stronie nauczyciela, który nie może, jak piszesz : „z powołania potrafi zainteresować nie jednego”.
    Szkoła to pułapka w którą wpadają dzieci i nauczyciele.
    Wiem, że wielu z nas stara się w tej pułapce znaleźć i czasami się udaje.
    Pewnie Tobie udało się spotkać takich pedagogów. Ale często sam zapał nie wystarcza.
    Danusia

  • avatar

    Danusia

    24 sierpnia 2011 at 11:52

    Liliano
    Słabo mogę spełnić Twoje zadanie. Niestety miałam bardzo słabych nauczycieli. Szkoła była dla mnie więzieniem nudy. Można powiedzieć, ze mimo nauczycieli czymkolwiek się zainteresowałam.
    Wspominam tylko z wielkim szacunkiem moją wychowawczynię w LO. Ale nie jako nauczycielkę przedmiotu (język rosyjski), ale jako człowieka i wychowawcę.
    Bardzo bym chciała, aby szkoła dla dzieci była inna niż moja. Ale widzę również trudności po stronie nauczyciela, który nie może, jak piszesz : „z powołania potrafi zainteresować nie jednego”.
    Szkoła to pułapka w którą wpadają dzieci i nauczyciele.
    Wiem, że wielu z nas stara się w tej pułapce znaleźć i czasami się udaje.
    Pewnie Tobie udało się spotkać takich pedagogów. Ale często sam zapał nie wystarcza.
    Danusia

Dodaj komentarz