Na drugim spotkaniu okazało się, że Pani zaznaczyła rozwiązanie naszego zadania jako błędne. Stropiłam się lekko, bo przecież Pani to autorytet. Ale to zupełnie mojej uczennicy nie przeszkadzało. Otrzymała za całość 4+ i to już było dobrze. Wniosek jest taki, że stopnie są najważniejsze w przededniu egzaminu go gimnazjum. Najważniejsze dla ucznia, nauczyciela i rodzica. Sami sobie taki los zgotowaliśmy. Testujmy i rankingujmy dalej.
Oprócz matematyki tym razem mieliśmy też polski. Wypracowanie – opisz las (tu była nazwa). Okazało się , że chodzi o las z Tolkiena . Zasmuciłam się, bo nie za bardzo czuję się kompetentna w lasach tolkienowskich. Uczennica natychmiast wrzuciła hasło do googli i wypadło kilka opisów . Przepisałyśmy obcinając tekst miejscami. Drugie wypracowanie dotyczyło opisu własnego lasu. I tu dziewczynka puściła wodze fantazji, nawet poszła na konsultacje do koleżanek.
Tym razem nauczyłam się, że warto zdawać prace, których nie daje się sięgnąć.
Czego szukasz?
Random Post
Search
Starsze
14 komentarzy
Xawer
10 marca 2013 at 22:35A czy mogłabyś (proszę!) zacytować in extenso zadanie, rozwiązanie i komentarz Pani?
Prześledzenie jej rozumowania mogłoby być niezłą przesłanką do dyskusji o szkolnym ocenianiu.
Danusia
11 marca 2013 at 06:11Ksawery
Jakie rozumowanie nauczycielskie, napisane było: „0 pkt./1 pkt.”. Znaczy się – źle zrobione i kwita.
D
Xawer
11 marca 2013 at 14:16Ale może powiesz, jakie to konkretnie zadanie i jakie jego rozwiązanie zostało tak potraktowane?
Danusia
11 marca 2013 at 14:48Biegacz biegnie godzinę z prędkością 8km/h i spala wtedy 40 kcal. Ile spali biegnąc pół godziny?
W odpowiedzi trzeba było zaznaczyć odpowiednią opcję. Nie pamiętam jakie to opcje były.
D
Xawer
11 marca 2013 at 15:01Może rzeczywiście zaznaczyliście tę złą?
Oczywiście, że każda odpowiedź jest zła i słusznie, ze dostałyście 0 punktów 😉
Widziałaś kiedyś biegacza, biegnącego 8km/h? Ja dziś idąc w tym tempie dostaję zadyszki, ale to sprawa lat i brzucha. Gdy byłem trochę młodszy to 8km/h było tempem niewysilonego spaceru, a jak pamiętam szkolenie wojskowe była to norma dla przemarszu oddziału piechoty w równinnym terenie.
Danusia
11 marca 2013 at 16:59Większość tych zadań jest nieprawdziwa.Z pokorą przyjęłyśmy 0 punktów i ucieszyłyśmy się olśniewającego wyniku z testu – 4+.
D
monikasz
11 marca 2013 at 20:41Nie do końca może na temat, ale syn przesłał mi tego linka: http://www.sem.edu.pl/index.php?module=page&slug=nie-polecamy
Jest tam recenzja książki dla przygotowujących się do matury z matematyki. Książki nie czytałam, ale z omawianych w recenzji przykładów domyślam się, że odpowiada ona na zapotrzebowanie rynkowe, czyli jak zdać, rozumiejąc możliwie jak najmniej. Zapamiętując tylko potrzebne algorytmy, regułki i wierszyki. Recenzent, wykładowca na MIM UW, pisze z pewna goryczą, bo zapewne tego typu 'rozumienie’ matematyki spotyka u swoich studentów, na niezłym skądinąd wydziale. A jest to akurat wykładowca, który wszystkich swoich studentów przepytuje ustnie. Do skutku ;).
dsterna
14 marca 2013 at 20:59Dziękuję za link. Wstrząsające. Ciekawe w jaki sposób wybiera się autorów podręczników i ich recenzentów. Najlpeiej tworzyć podręcznik dla swoich uczniów samemu.
Danusia
Xawer
14 marca 2013 at 21:31Rzeczywiście wstrząsające…
O ile jednak zrozumiałem, to ten „podręcznik” nie ma imprimatur ministerialnego, tylko jest nieautoryzowanym przez nikogo (poza Autorką) materiałem mającym pomagać uczyć się maturzystom. Cóż — jedną z nauk, jakie powinni przyjąć, to odrobina krytycyzmu wobec oferty rynkowej.
A że najlepiej nie korzystać z podręczników, tylko tworzyć to samemu na bieżąco z uczniami — tu Ci przyklasnę!
monikasz
15 marca 2013 at 07:55Dlatego właśnie nie użyłam słowa „podręcznik”. Obawiam się, niestety, że ta książka oferuje młodym właśnie to, czego oczekują. W dodatku mogą przy jej pomocy zdać tę maturę (podstawową, mam nadzieję) całkiem nieźle…
Danusia
15 marca 2013 at 08:28Znowu przeskoczyliśmy do nogi pt. Egzaminy, czyli – Jak sprawdzamy i co sprawdzamy?
To jest niesamowite, że bardzo trudno jest zajmować się tylko jedną z nóg edukacyjnego stołka o 3 nogach:
-Czego uczymy?
-Jak uczymy?
-Jak sprawdzamy?
To tak jakbyśmy usiedli po jednej stronie tego stołka i on się wywraca.
Czy ktoś myśli o CAŁYM stołku? Bo podpieranie z jednej strony, nie czyni go stabilnym.
Danusia
Paweł Kasprzak
15 marca 2013 at 08:47Ja natomiast nie uważam, żeby rozróżnienie „podręcznik” vs. podręcznik było rzeczywiście aż tak bardzo uzasadnione. Zajrzyjcie do podstawy programowej nauczania i porównajcie uwagi o bezużyteczności pojęcia niewymierności z cytowanym tu fragmentem o niewymierności liczby 1,1(6) i zestawcie do z wynikami badań tego samego zjawiska wśród studiujących kandydatów na nauczycieli, w tym studiujących matematykę. Algorytm vs. rozumowanie – decyzja w tej sprawie również została podjęta w podstawie programowej, a podręczniki różnią się od cytowanego bryka raczej tylko ilością podstawowych błędów, a nie czymś innym. Niewymierność jest zakazana, ale np. w materiale rozszerzającym mojemu dziecku polecano sprytny algorytm zamiany ułamków okresowych na zwykłe. Pamiętam to, bo mały miał koniecznie go stosować nie rozumiejąc i w związku z tym nie potrafił, biedak, zapamietać skądinąd prostego postępowania. Zajrzałem do podręcznika – rzeczywiście żadnego wyjaśnienia i wcale nie dlatego, że ono jest dość oczywiste, tylko dlatego, że taki styl. Pani nauczycielka (sprawdziłem) nie wiedziała, dlaczego algorytm działa.
Jeszcze raz – tu jest mnóstwo błędów, ale poza tym, co właściwie nas tak denerwuje? Pamiętacie np. taki mnemotechniczny tekst: „w pierwszej ćwiartce same plusy, w drugiej tylko sinus, w trzeciej tangens i cotangens, a w czwartej cosinus?” Jedna z rzeczy, której mnie przemocą nauczono. Czym to się różni od tekstów z tej książeczki? I po co właściwie uczyć tego dzieci – zarówno te, którym się sinusy jeszcze kiedyś przydawały, jak mnie, oraz te, które ku własnej uldze już z nimi nigdy kontaktu nie miały?
Paweł Kasprzak
15 marca 2013 at 09:01O ile uniwersyteccy matematycy, jak dr Krych tutaj, czasem (wyjątkowo) recenzują podobne absurdy w nieautoryzowanych brykach, to jednak najwyraźniej fakt ministerialnej autoryzacji bzdur dość podobnych osłabia już recenzencką ostrość widzenia. Podstawa programowa nauczania matematyki zasługuje na większość sformułowań użytych w rencezji tego bryku. Nie znam żadnej takiej recenzji poza uwagami, które tu z Ksawerym wymieniamy.
Xawer
15 marca 2013 at 11:21Paweł ma rację — wstrząsające w tej książeczce jest złożenie dwóch rzeczy:
1. beznadziejny, nawet jak na bryki, poziom rzetelności merytorycznej (te setki idiotyzmów i zwykłych błędów wytkniętych w recenzji Krycha), które dyskwalifikowałyby ją nawet jako podręcznik MEN-owski;
2. sam fakt bycia brykiem, w bezwstydny i pozbawiony cienia zdrowej hipokryzji, by nie powiedzieć, że pornograficzny sposób odpowiadającym na zapotrzebowanie, wytworzone w uczniach przez system szkolny.
Monikasz ma rację zauważając, że ta książka oferuje to, czego spora część uczniów oczekuje. Ale czemu tu się dziwić? Mamy system szkolny, który jako jedyne uzasadnienie sensu uczenia się przedstawia konieczność zdania egzaminów. Szkoła jako system nawet nie usiłuje stawiać innych sensów, a wbrew szkole robi to nieznaczna część nauczycieli. Pewna część uczniów wynosi też pewną motywację z domu albo ze swoich własnych, poza szkołą wytworzonych i obok lub wręcz wbrew szkole rozwijanych zainteresowań. Ci po tę książeczkę nie sięgną.
Ale dla większości uczniów zdanie zdanie egzaminu jest jedyną wymierną korzyścią i sensem uczenia się „matematyki”, na którą składają się zbędne w realnym świecie regułki, formułki i niezrozumiałe w swojej istocie wzory. No to i naturalną reakcją każdego myślącego człowieka jest minimalizacja wysiłku, prowadzącego do tego celu, jakim jest zdanie egzaminu, czyli nauczenie się wzorów Viete’a w postaci „minus baca” (co, jak w innej gałęzi tej dyskusji już ustaliliśmy jest dużo łatwiejsze do zapamiętania niż sekwencja niezrozumiałych symboli).
I nie jest to, jak Danusia zdaje się sugerować, sprawa egzaminowania, bo ono jest wyłącznie wtórne wobec treści programowych i teleologicznych założeń, określonych w Podstawie Programowej, wymagającej, by uczeń umiał stosować taki czy inny wzór, świadomie odrzucając wszystkie dowody, wyprowadzenia i logiczne powiązania między nimi.
Jeśli dr Krych pisze:
Przestrzegam przed polecaniem ksiażki komukolwiek, kto pragnie nauczyć się matematyki lub nawet tylko uważa, że powinien to zrobić. Jej lektura przyniesie znacznie więcej szkody niż pożytku!
to ma pełną rację. Ta sama uwaga jednak stosuje się do wszystkich szkolnych podręczników, mających ministerialne błogosławieństwo.