Prezent na Święta

Zbliżają się Święta, a gdyby tak zrobić uczniom (i sobie) prezent?

Ogłosić w szkole jeden dzień bez krytyki!

Jeden dzień, gdy nie stawiamy stopni, gdy uczniów nie krytykujemy, nie oceniamy, a zamiast tego – doceniamy. Dzień, w którym mówimy sobie dobre rzeczy, chwalimy i doceniamy się wzajemnie.

Zapytacie za co można docenić Jasia z Vb, który jest „okropny” i nic się nie uczy? Można, można, tylko trzeba poszukać. To może być przełom dla Jasia i dla nauczycieli. Docenianie jest jak balsamem na duszę każdego człowieka. Przełammy choć na jeden dzień mylne przeświadczenie, że niekrytykowany uczeń się nie uczy. Zaryzykujmy podawanie tylko doceniających komunikatów.
Podzielę się z wami jednym moim wspomnieniem. Pewnie macie też takie. Studiowałam pedagogikę waldorfską i nauczyciel plastyki polecił nam namalować obrazy. Po wykonaniu prac, nasz profesor wywiesił je wszystkie na ścianie i razem z nim spacerowaliśmy oglądając je. Przy każdej pracy profesor stawał i wydobywał z niej coś, co można było docenić. Przy mojej stanął i powiedział: Och jak ładnie dobrane kolory, świetnie się komponują. Spojrzałam inaczej na mój obraz i wyobraźcie sobie, że powiesiłam go na ścianie w moim domu, wisi już ponad 20 lat i za każdym razem „rosnę” gdy przypominam sobie słowa profesora.
To jedne dzień mógłby zaowocować takimi konsekwencjami, może warto?
Może też można zaobserwować skutki, jakie ten dzień przyniesie. Czy uczniowie się uczyli? Jakie panowały nastroje?
Można też ogłosić, ze nauczyciele tez czekają na docenianie. Może uczniowie przyjdą do Ciebie i docenią sposób prowadzenia przez Ciebie lekcji?
A może włączyć dyrektora, który w ten dzień będzie pełen doceniania nauczycieli?
Życzę Wam udanego Święta!

9 komentarzy

  • avatar

    Xawer

    20 marca 2014 at 12:00

    ” 41% czasu przełożony pożytkuje na przekonanie innych, że powinni coś zrobić. W szkole na przekonywanie uczniów, że powinni się uczyć ”
    Tu właśnie siedzi całe dziedzictwo szkoły pruskiej. Na samym szczycie hierarchii podległości służbowej jest Bóg, pod nim Król, pod nim minister, pod ministrem kurator, pod kuratorem dyrektor szkoły, pod nim nauczyciel, a na samym końcu tej hierarchii wiernopoddańczej struktury podległości jest uczeń. Światłość Boża spływa poprzez tę strukturę, napełniając ciemne głowy dzieci pańszczyźnianych chłopów ku Chwale Pańskiej i potędze Królestwa Pruskiego.
    Zarówno Daniel Pink, jak i ogromna większość nauczycieli i działaczy edukacyjnych nadal traktuje nauczyciela jako przełożonego wobec uczniów.
    Zamiast jednak kombinować jak być „efektywniejszym szefem” trzeba wreszcie zauważyć, że nauczyciel nie jest żadnym przełożonym, ale usługodawcą wobec uczniów.
    Tabelka ABCD – zgodnie z tą logiką Pinka, można wyciągnąć jeszcze dalszy wniosek: nie dając w ogóle żadnego zadania uczniom zawsze osiągniemy 100% wykonania zgodnie z naszymi oczekiwaniami.
    Polska szkoła tę filozofię odkryła już dawno: uczniowie zarówno chętni, jak i niechetni, osiągają największy odsetek poprawnego wykonania zadań wtedy, gdy są to polecenia najbanalniejsze, typu „pokoloruj drwala”.
    Błędem logicznym wniosku z tabelki jest przemycone implicite założenie, że celem ostatecznym jest wykonywanie poleceń przez uczniów. Bez zastanowienia się, czy wykonywanie zamkniętych poleceń służy rozwojowi dziecka tak samo, jak rozważanie problemów ogólnych.
    Pink zakłada, wbrew oczywistości, że efekt dydaktyczny wykonywania szczegółowych poleceń jest taki sam, jak rozpatrywania problemów ogólnych.

    • avatar

      Danusia

      26 marca 2014 at 00:00

      „nauczyciel nie jest żadnym przełożonym, ale usługodawcą wobec uczniów” – całkowita zgoda.
      „Błędem logicznym wniosku z tabelki jest przemycone implicite założenie, że celem ostatecznym jest wykonywanie poleceń przez uczniów” – brak zgody
      D

  • avatar

    Robert Raczyński

    20 marca 2014 at 19:42

    Czytam (dorywczo i nie po kolei) sprawozdania Danusi i bardzo chcę znaleźć coś, co odbiegałoby od bezsilnego chciejstwa, które znam z naszego podwórka. Niestety, nie mam za sobą „szkoły” Amwaya, ani innego korporacyjnego sznytu i dostrzegam jedynie dość prymitywną socjotechnikę rodem ze szkoleń dla menagerów niższego stopnia. Pewnie jest tak, że to ja nie pasuję do tych koncepcji i mam „wszystko za złe”, podczas gdy setki ludzi rysuje sobie na czole literę bardziej symetryczną od E i wstaje rano z okrzykiem „Dziś zmienię swiat!”.
    Mnie jednak nieodmiennie wkurzają takie ogólnikowe prawdy objawione wycięte z poradnika „Jak być pięknym, młodym i bogatym”.
    Np. „Dawniej taki schemat pracował, gdyż osoba przekonywująca wiedziała znacznie więcej na dany temat niż osoba podlegająca przekonywaniu.” – O czym i o kim my tu mówimy? W ogromnej większości przypadków, mimo całej wiedzy tego świata w smartfonie, przeciętny nastolatek jest uboższy w wiedzę i doświadczenie od swojego nauczyciela. Czy nie mylimy wiedzy z potencjałem?
    Próbuję także zastosować się do odkrywczych wskazówek i patrzeć na wszystko przez okulary swojego ucznia. Od razu muszę uściślić, ze nie jest to zadbane dziecko wykształconych rodziców z klasy średniej, dowożone taksówką na zajęcia w dziesięcio-osobowej grupie w szkole społecznej. To średnia łódzka. A więc patrzę i co widzę?
    Otóż z niejakim rozbawieniem obserwuję gościa, który od półgodziny usiłuje skupić moją uwagę na jakichś bzdetach, które z niezrozumiałych dla mnie przyczyn go rajcują. Coś tam zagaduje, nie kumam zajawki, coś tam powtarza, opowiada jakieś historie, rzuca jakieś czerstwe teksty zerżnięte od Obamy i myśli, pajac jeden, że jak mi wjedzie na ambicję, to zaraz zatańczę jak mi zagra. A bujaj się, frajerze. Że co, że ile mogę zrobić? Jedno zdanie bedzie dobrze? Tyle, to zerżnę od tych dwóch lizusów wpatrzonych w ciebie jak w obrazek. Bo niby dlaczego nie? Dlaczego mam umieć ten okres jakiśtam? Sam chyba masz okres…
    To tyle zmiany perspektywy, bo nie chce mi się już dalej wspominać tej żałosnej próby wprowadzenia conditionals „metodą bezgramatyczną” (na marginesie chętnie sie dowiem, jak tłumaczyć, dlaczego trzeba poznać jakąś konstrukcję gramatyczną).
    I na koniec taki drobiazg: „Swoje wystąpienie rozpoczął od skrytykowania absurdu oceniania pracy nauczyciela poprzez wyniki testów jego uczniów.” – Jakoś mi się to kłóci z czymś, co przeczytałem w tekście 1: ” nauczyciel podlega ocenie. Składają się na nią między innymi: wyniki, jakie osiągają jego uczniowie, EWD, ale też dane z nauczycielskiego portfolio i samooceny.” Nie czepiam się, ani nie zarzucam Danusi niespójności, to przecież dwie różne sesje, różni prowadzący, różne koncepcje… Problem w tym, że, jak już wcześniej gdzieś pisałem, współczesny doradca metodyczny może mieć rację niezależnie od tego, co mówi…

Dodaj komentarz