Wraz z ponad 1100 nauczycielami prowadzę z Beatą Zwierzyńska grupę na Facebooku – OKzeszyt. Najkrócej, idea OK zeszytu polega na prowadzeniu przez uczniów zeszytu z wykorzystaniem oceniania kształtującego.
W naszym gronie mamy 53 tak zwanych praktyków, którzy zaplanowali (często wraz z uczniami) zawartość zeszytu i sposób pracy z zeszytem oraz ewaluację tej pracy (po semestrze).
Nadal przybywają nowi nauczyciele i również osoby obserwujące prace innych z zeszytem.
Nauczyciele praktycy dzielą się swoimi doświadczeniami, pomysłami i opiniami na FB. Ja zbieram niektóre z nich i zamieszczam w „kroczącej” książce, z której rozdziałami można zapoznać się na stronie blogów: www.osswiata.pl
Za chwilę pojawi się tam rozdział 11 pt.: Doniesienia
Z tego rozdziału wybrałam kilka pomysłów nauczycieli praktyków, aby zachęcić innych nauczycieli do śledzenia naszej przygody z OK zeszytem, a może również do dołączenia do nas.
Może ktoś kiedyś pisał książkę wraz z 1000 nauczycieli, ale ja o tym nie słyszałam i jestem ogromne zadowolona naszym pospolitym ruszeniem. Wszyscy pracujemy dobrowolnie i w swoim tempie, ale robimy wspaniale rzeczy.
Wiwat nauczyciele i wiwat uczniowie z OK zeszytem!
Magdalena Szyndzielorz nauczycielka języka polskiego i historii w Zespole Szkół Miejskich nr 4 w Kędzierzynie – Koźlu napisała:
Na ferie wzięłam do sprawdzenia OK zeszyty. Usiadłam przy tej wielkiej stercie, zastanawiając się, czy uda mi się napisać IZ do nich, czy nie będę powielała stwierdzeń, czy będę potrafiła itd. No i poszłoooooo. Podeszłam do IZ jak do pisania listu. Sama nie wiem skąd i jak płynęły słowa. Bez problemu do każdego inne, bo każdy uczeń jest inny. Mało tego, sprawiło mi to ogromną przyjemność. Z pewnością słowo „intymny” tu nie pasuje. Jednak pisząc bezpośrednio do ucznia, czułam, że wchodzę z nim w bliskie relacje, relacje przyjacielskie, ale bardziej zbliżone do tutoringu niż do poufałości. Dziękuję. Dzięki inicjatywie OK zeszyt otworzyłam się na ucznia bardziej niż dotąd.
Barabara Jaworowicz nauczycielka fizyki w Gimnazjum im. Jana Pawła II w Skulsku zaproponowała uczniom dodatkową stronę poświęconą ważnym informacjom:
Praca z OK zeszytem rozpoczęta! Na końcu zeszytu zebraliśmy wszystkie wzory i dodaliśmy netografię, zbiór linków do stron internetowych zawierających ciekawe filmy, artykuły, doświadczenia, zadania itp.
To pomoże uczniom trzymać najważniejsze informacje w jednym miejscu
Bożena Rakowska nauczycielka wczesnoszkolna w Szkole Podstawowej nr 3 w Sulechowie pokazała sprytny sposób na dołączenie widocznego nacobezu do pracy ucznia;
Przysyłam nowe strony OKzeszytu moich pierwszoklasistów. NaCoBeZu, na którym bezpośrednio po wykonanej pracy, nanoszona była informacja zwrotna. NaCoBeZu doklejone w górnej części zeszytu.
|
|||
|
Dziś spotkała mnie MEGA niespodzianka. Uczeń który nigdy nie nosił żadnych zeszytów, nigdy nie był przygotowany do lekcji nagle dziś wyjmuje zeszyt i oświadcza całej klasie, że ma zeszyt (i to jeszcze jaki piękny) wykolorowany, własne przykłady, piękne notatki, czytelnie zapisane przykłady – przeżyłam prawdziwe zaskoczenie i jednocześnie dumę z mojego ucznia. Ponadto oświadczył mi że chyba zostanie fanem matematyki. Nie spodziewałam się, że osiągnę aż tak wielki sukces. Moi uczniowie są zadowoleni z tych zeszytów, bardzo się starają aby zeszyty były zapełnione w własne notatki. Jedna dziewczynka określiła swój zeszyt że to jest jej podręcznik do matematyki.
W załączniku zdjęcie zeszytu mojego nowego fana matematyki.
Beata Minta nauczycielka wczesnoszkolna w Szkole Podstawowej nr 3 im. K. Makuszyńskiego w Koźminie Wlkp: Mapa myśli
Małgorzata Sulewska nauczycielka języka polskiego w Szkole Podstawowej im. Adama Mickiewicza w Skalmierzycach. Ocena koleżeńska w formie „kanapki”
Marta Prusińska nauczycielka języka angielskiego w Szkole Podstawowej im. R. Traugutta w Mrozach: Nasza pierwsza lekcja -Co mamy w szafie? Jest też pierwsza próba oceny koleżeńskiej. Moja trzecia klasa bardzo się stara!
Lidia Wacławek nauczycielka przyrody w Szkole Podstawowej im. Władysława Broniewskiego nr 8 w Pruszkowie: Dziś uczennica klasy 6 zapytała mnie „czy na wszystkich lekcjach będzie już tak fajnie?” Ta klasa „wymusiła” na mnie pracę z OK zeszytem … zobaczyli, że koledzy z innej klasy coś nowego robią. Zresztą ta klasa 6 była moim „polem doświadczalnym”, kiedy realizowałam zadania na kursie Akademii OK, więc uczniowie są świadomi zadań OK. I tak oto OK zeszyty zagościły w dwóch klasach. Ojjjjj dużo pracy, pełna koncentracja i mobilizacja, ale też nieprzeceniony bagaż doświadczeń.
Dorota Podorska nauczycielka języka polskiego w Samorządowym Zespole Placówek Oświatowych w Chodczu: We wtorek miałam lekcję dla rodziców mojej klasy. Postanowiłam zaprosić również dyrekcję. Moim zamierzeniem było pokazać, jak wygląda lekcja Okej, a także wystawka zeszytów zakończona pierwszą ewaluacją. Realizujemy bowiem skrupulatnie nasze drzewko ambitnego celu. Wytrwale pracujemy na dyplom, ale przede wszystkim na efekty.
Na zajęciach dzieci pracowały wspaniale. Rodzice byli oczarowani ich aktywnością, sami nawet czasami chcieli się angażować do pracy. Usłyszałam po lekcji wiele wspaniałych słów, m.in. „po takiej lekcji nie można nie umieć”. Rodzice powiedzieli do pani dyrektor, że są oczarowani taką pracą, dostrzegli również, ile to wymaga zaangażowania i poświęcenia, jednak opłaca się, bo rezultaty są wspaniałe, co było widać na zajęciach. Po lekcji mieliśmy prezentację zeszytów. Tu również pochwałom nie było końca. Po obejrzeniu i wyrażeniu swojej opinii ustnie poprosiłam o pisemną refleksję zarówno uczniów, jak i rodziców. Powiem wam, drogie koleżanki, że od 1 lutego pracy mam mnóstwo, ale dla takich chwil, jak wtorkowa lekcja i opinie rodziców warto żyć. Żadne nagrody nie dają tyle radości, co aktywni, zainteresowani uczniowie, którzy świetnie się bawią i uczą, a także ciepłe słowa płynące z ich ust i rodziców. Naprawdę byłam szczęśliwa.
16 komentarzy
Danuta
3 marca 2016 at 09:21Przenoszę tu komentarz Ksawergo. odnosi się on do fragmentu rozdziału 13:
[…] nauczycielka matematyki: Uczymy się refleksji i pracujemy. […] Dzieciaki lubią być w roli sprawdzającego.
No i bardzo fajnie, tylko w całym (mocno tu przeze mnie skróconym passusie, całość powyżej), ani w żadnym innym tu cytowanym, nie ma nic o tym, że dzieci uczą się matematyki (czy innego przedmiotu, którego uczy dany nauczyciel).
Uczą się wyłącznie „refleksji”, „współpracy w grupie” i „występowania w roli sprawdzającego”.
Jakże to dla nich przyjemniejsze od upraszczania ułamków! Nauczycielom matematyki też łatwiej pokazać przykład, że dzieci uczą się wzajemnego oceniania (koleżeńskiego!) ale ani słowem nie komentują ich postępów w matematyce, osiąganych dzięki tej Metodzie.
Merytoryczne osiągnięcia mamy tu zrelacjonowane na poziomie:
(III klasa SP) „na pierwszym sprawdzianie z alfabetu prawie nic nie umiałem. Na ostatnim już tylko 2 litery pomyliłem.”
Nie wiem skąd we mnie naiwne przekonanie, że nikt, kto kończy pierwszą klasę podstawówki nie powinien mieć żadnych problemów z alfabetem i nie powinny mu się mylić litery, a w III klasie powinien płynnie czytać i litery raczej nie powinny mu się mylić.
Wszystkim polecam też przyglądnięcie się pracy uczniowskiej „czy na Marsie można otworzyć drzwi?” Jakoś nie znajduję przy niej informacji zwrotnej, prostującej wszystkie te bzdury, jakie dziecko tam napisało i tłumaczące mu fałszywość zarówno przesłanek, jak i wnioskowania w tej, pięknie skądinąd wyrysowanej, „mapie myśli”. Choć to raczej „mapa bezmyślności”.
Robert Raczyński
4 marca 2016 at 08:41Ileż to razy można było u nas poczytać o tym, jak to dzieci wzrastają w kulturze błędu, jak opatrują się i przyzwyczajają do błędnych interpretacji rzeczywistości, bo bez przerwy epatowane są podkreślonymi na czerwono pomyłkami, jak to transmisyjna tablica utrwala w ich świadomości byki kolegów – teraz będą się mogły skupić na swoich własnych.
Wiadomo, że uczymy się przez cognitive errors, pod warunkiem jednak, że jesteśmy z nimi natychmiast konfrontowani. Jeśli ze stawieniem im czoła będziemy czekać do zaawansowanej pełnoletności, możemy jedynie dochować się kolejnego pokolenia niezdolnego do pomocy własnym dzieciom przy liczeniu do dwudziestu w obcym języku.
Róża
4 marca 2016 at 20:35Jakiś czas temu miałam nieprzyjemność uczestniczyć w dyskusji z pewnym wydawnictwem książek dla dzieci. Książka, której dyskusja dotyczyła, była przedrukiem pozycji anglojęzycznej o kosmosie dla kilkulatków. Na pierwszy rzut oka wydawała się ciekawa, nietypowo opracowana graficznie, pełna informacji i na wielu blogach o literaturze dziecięcej budziła zachwyty. Mojego zachwytu nie wzbudziła, bo, jak się okazało, zawierała masę błędów merytorycznych, które nawet ja, laik, znalazłam przy pierwszym kontakcie z książką. Wyraziłam swoją opinię na jej temat na czytanych blogach oraz w recenzjach w dwóch księgarniach internetowych. I co się okazało? Wydawnictwo naskoczyło na mnie, że wszelkie uwagi powinnam zgłaszać do nich bezpośrednio, że książkę konsultowała pani doktor z Centrum Nauki Kopernik bodajże, że błędy zdarzają się każdemu i że niektóre informacje są podane przecież w dwóch miejscach, a błąd jest tylko w jednym. I że tak w ogóle to nie powinnam się wypowiadać publicznie na temat książki, jeśli nie mam nic dobrego na jej temat do powiedzenia. Wydawnictwo doprowadziło również do usunięcia moich recenzji w księgarniach i tylko w jednej ktoś był na tyle rozsądny, żeby ją przywrócić. Przy okazji przetestowałam garść rodziców, wszyscy z zapytanych stwierdzili, że nie zauważyli błędów, nie mają takiej wiedzy i książkę czytaliby dzieciom z założeniem, że informacje w niej są rzetelne. O otwieraniu drzwi na Marsie nic tam akurat nie było, ale nie dziwią mnie już bzdury napisane przez ucznia i niezauważone przez nauczyciela. Może też czerpali wiedzę z podobnych pozycji, o jakości których nie ma się nawet jak czegoś dowiedzieć, bo negatywne opinie są cenzurowane. Pomijając fakt, że pewne informacje są tak podstawowe, że nauczyciel powinien mieć jednak jakąś orientację w temacie, jednak Mars jako planeta gazowa wzbudził moje przerażenie. Dramatem jest też dla mnie to, że błędy w podręcznikach i książkach popularnonaukowych dla dzieci nie są w ogóle traktowane jako problem, dzieciaki uczą się głupot, powtarzają je potem w szkole, gdzie też nikt ich nie zauważa. W dodatku wielokrotnie spotakałam się z opinią, że o co mi chodzi, to tylko dla dzieci jest… To i co się dziwić pracy ucznia o Marsie…
Robert Raczyński
5 marca 2016 at 09:07Wydawnictwo, o którym mówisz, należy po prostu do „kultury komentarza pozytywnego”, a wydana pozycja do działu „literatura bardzopopularnonaukowa” i jako taka nie wymaga tłumacza specjalisty, bibliografii i uwagi recenzenta. Głupota jest ekonomiczna.
Xawer
5 marca 2016 at 15:42Pracy ucznia o Marsie ja też się nie dziwię ani trochę.
Dziwię się tylko, że budzi zachwyt nauczycielki przyrody, która nie tylko nie koryguje, ale nawet nie zauważa jej bzdurności.
Te planety zresztą szczęścia nie mają. Kiedyś wyżywałem się na całego nad mnemotechniką „My Very Educated Mom Serves Us Noodles” do zapamiętania kolejności planet. To jednak była całkiem finezyjna poetycko mnemotechnika. Polecam Wam znalezienie wklejki do OK-zeszytu z polską wersją.
Mniejsza o to, czy Mars jest gazowy, czy nie. Tego nie wymaga się nawet w liceum. Ale jest między Ziemią a Jowiszem. Zapamiętać! Najlepiej przez mnemotechnikę.
Choćby ktoś sprawdził (polecam zrobić to samodzielnie!) że dziś odległość od Marsa do Jowisza jest większa, niż od Marsa od Ziemi. Dziś to raczej Ziemia jest między Marsem a Jowiszem.
Nie rozumiem co to tak ważnego i fundamentalnego dla Człowieka 2.0, jest w wiedzy o kolejności planet? Ale okazuje się, że znajomość tej kolejności jest równie istotna, co umiejętność liczenia procentów i pamiętanie wzoru na kulę: $\frac{4}{3}\pi r^3$.
Żeby chociaż jakiś katecheta (stęskniłem się za panią Ewą) przedyskutował z dziećmi sprawę orbity Czajniczka, gdzieś pośrodku pomiędzy orbitą Ziemi i Marsa…
Bzdury w komercyjnych książkach są nieuniknioną ceną za wolność słowa i publikacji. Nie wyeliminuje się ich, tak samo, jak nie wyeliminuje się junkfoodu, uzdrawiaczy przez nakładanie rąk, ani piramid finansowych. Po to ludzie mają rozum, żeby odróżniać, co dla nich i ich dzieci dobre, a co złe.
Bardziej mnie oburza to, że takie same błędy są w podręcznikach z państwowym imprimatur i są głoszone ex cathedra przez nauczycieli państwowych szkół, a prace o gazowym Marsie są w tych szkołach chwalone.
Robert Raczyński
5 marca 2016 at 17:32To, ze bzdury są nieuniknione, to oczywiste. Dla mnie problemem jest postawa ludzi złapanych na produkcji bubla. Zamiast podziękowań, Róża otrzymała 'bana’. To niestety postawa obowiązująca i dobrze nam znana – dociekliwość, krytycyzm i zdrowy rozsądek wydają się zbędne dla większości. Wydawnictwo może sobie na taką postawę pozwolić, bo w społeczeństwie króluje intelektualna bierność i przywiązanie do słodkiej „pozytywności”.
lidia waclawek
3 kwietnia 2016 at 15:11Widzę, jak ogromne emocje wzbudziła praca o Marsie może więc dojaśnię, dlaczego jej fotograficzny zapis umieściłem na forum dyskusyjnym, bez poprawek i mojego komentarza.
Ta praca pojawiła się, by pokazać samodzielność ucznia, w tym przypadku o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Samodzielność rozumiem tu, jako potrzebę „zabrania głosu” oraz takiej interpretacji pytania, która wynikała z Jego własnych przemyśleń i poszukiwań. Tę prace uczeń pisał absolutnie sam przed tematem lekcji i celowo umieściłam tę pracę bez poprawek, by podzielić się formą. Też zastanawiałam się, czy nie zostanie odebrane to, jako brak mojej wiedzy i kompetencji, ale uogólnienia, do których tu dochodzi bardzo mnie zaniepokoiły. Chętnie wejdę w głębsze dyskusje, co do znaczenia forum OK zeszytu, jednak mam wątpliwości, czy pisanie jest najlepszą formą komunikacji.
Danuta
3 marca 2016 at 09:21Przenoszę tu komentarz Ksawergo. odnosi się on do fragmentu rozdziału 13:
[…] nauczycielka matematyki: Uczymy się refleksji i pracujemy. […] Dzieciaki lubią być w roli sprawdzającego.
No i bardzo fajnie, tylko w całym (mocno tu przeze mnie skróconym passusie, całość powyżej), ani w żadnym innym tu cytowanym, nie ma nic o tym, że dzieci uczą się matematyki (czy innego przedmiotu, którego uczy dany nauczyciel).
Uczą się wyłącznie „refleksji”, „współpracy w grupie” i „występowania w roli sprawdzającego”.
Jakże to dla nich przyjemniejsze od upraszczania ułamków! Nauczycielom matematyki też łatwiej pokazać przykład, że dzieci uczą się wzajemnego oceniania (koleżeńskiego!) ale ani słowem nie komentują ich postępów w matematyce, osiąganych dzięki tej Metodzie.
Merytoryczne osiągnięcia mamy tu zrelacjonowane na poziomie:
(III klasa SP) „na pierwszym sprawdzianie z alfabetu prawie nic nie umiałem. Na ostatnim już tylko 2 litery pomyliłem.”
Nie wiem skąd we mnie naiwne przekonanie, że nikt, kto kończy pierwszą klasę podstawówki nie powinien mieć żadnych problemów z alfabetem i nie powinny mu się mylić litery, a w III klasie powinien płynnie czytać i litery raczej nie powinny mu się mylić.
Wszystkim polecam też przyglądnięcie się pracy uczniowskiej „czy na Marsie można otworzyć drzwi?” Jakoś nie znajduję przy niej informacji zwrotnej, prostującej wszystkie te bzdury, jakie dziecko tam napisało i tłumaczące mu fałszywość zarówno przesłanek, jak i wnioskowania w tej, pięknie skądinąd wyrysowanej, „mapie myśli”. Choć to raczej „mapa bezmyślności”.
Robert Raczyński
4 marca 2016 at 08:41Ileż to razy można było u nas poczytać o tym, jak to dzieci wzrastają w kulturze błędu, jak opatrują się i przyzwyczajają do błędnych interpretacji rzeczywistości, bo bez przerwy epatowane są podkreślonymi na czerwono pomyłkami, jak to transmisyjna tablica utrwala w ich świadomości byki kolegów – teraz będą się mogły skupić na swoich własnych.
Wiadomo, że uczymy się przez cognitive errors, pod warunkiem jednak, że jesteśmy z nimi natychmiast konfrontowani. Jeśli ze stawieniem im czoła będziemy czekać do zaawansowanej pełnoletności, możemy jedynie dochować się kolejnego pokolenia niezdolnego do pomocy własnym dzieciom przy liczeniu do dwudziestu w obcym języku.
Róża
4 marca 2016 at 20:35Jakiś czas temu miałam nieprzyjemność uczestniczyć w dyskusji z pewnym wydawnictwem książek dla dzieci. Książka, której dyskusja dotyczyła, była przedrukiem pozycji anglojęzycznej o kosmosie dla kilkulatków. Na pierwszy rzut oka wydawała się ciekawa, nietypowo opracowana graficznie, pełna informacji i na wielu blogach o literaturze dziecięcej budziła zachwyty. Mojego zachwytu nie wzbudziła, bo, jak się okazało, zawierała masę błędów merytorycznych, które nawet ja, laik, znalazłam przy pierwszym kontakcie z książką. Wyraziłam swoją opinię na jej temat na czytanych blogach oraz w recenzjach w dwóch księgarniach internetowych. I co się okazało? Wydawnictwo naskoczyło na mnie, że wszelkie uwagi powinnam zgłaszać do nich bezpośrednio, że książkę konsultowała pani doktor z Centrum Nauki Kopernik bodajże, że błędy zdarzają się każdemu i że niektóre informacje są podane przecież w dwóch miejscach, a błąd jest tylko w jednym. I że tak w ogóle to nie powinnam się wypowiadać publicznie na temat książki, jeśli nie mam nic dobrego na jej temat do powiedzenia. Wydawnictwo doprowadziło również do usunięcia moich recenzji w księgarniach i tylko w jednej ktoś był na tyle rozsądny, żeby ją przywrócić. Przy okazji przetestowałam garść rodziców, wszyscy z zapytanych stwierdzili, że nie zauważyli błędów, nie mają takiej wiedzy i książkę czytaliby dzieciom z założeniem, że informacje w niej są rzetelne. O otwieraniu drzwi na Marsie nic tam akurat nie było, ale nie dziwią mnie już bzdury napisane przez ucznia i niezauważone przez nauczyciela. Może też czerpali wiedzę z podobnych pozycji, o jakości których nie ma się nawet jak czegoś dowiedzieć, bo negatywne opinie są cenzurowane. Pomijając fakt, że pewne informacje są tak podstawowe, że nauczyciel powinien mieć jednak jakąś orientację w temacie, jednak Mars jako planeta gazowa wzbudził moje przerażenie. Dramatem jest też dla mnie to, że błędy w podręcznikach i książkach popularnonaukowych dla dzieci nie są w ogóle traktowane jako problem, dzieciaki uczą się głupot, powtarzają je potem w szkole, gdzie też nikt ich nie zauważa. W dodatku wielokrotnie spotakałam się z opinią, że o co mi chodzi, to tylko dla dzieci jest… To i co się dziwić pracy ucznia o Marsie…
Robert Raczyński
5 marca 2016 at 09:07Wydawnictwo, o którym mówisz, należy po prostu do „kultury komentarza pozytywnego”, a wydana pozycja do działu „literatura bardzopopularnonaukowa” i jako taka nie wymaga tłumacza specjalisty, bibliografii i uwagi recenzenta. Głupota jest ekonomiczna.
Xawer
5 marca 2016 at 15:42Pracy ucznia o Marsie ja też się nie dziwię ani trochę.
Dziwię się tylko, że budzi zachwyt nauczycielki przyrody, która nie tylko nie koryguje, ale nawet nie zauważa jej bzdurności.
Te planety zresztą szczęścia nie mają. Kiedyś wyżywałem się na całego nad mnemotechniką „My Very Educated Mom Serves Us Noodles” do zapamiętania kolejności planet. To jednak była całkiem finezyjna poetycko mnemotechnika. Polecam Wam znalezienie wklejki do OK-zeszytu z polską wersją.
Mniejsza o to, czy Mars jest gazowy, czy nie. Tego nie wymaga się nawet w liceum. Ale jest między Ziemią a Jowiszem. Zapamiętać! Najlepiej przez mnemotechnikę.
Choćby ktoś sprawdził (polecam zrobić to samodzielnie!) że dziś odległość od Marsa do Jowisza jest większa, niż od Marsa od Ziemi. Dziś to raczej Ziemia jest między Marsem a Jowiszem.
Nie rozumiem co to tak ważnego i fundamentalnego dla Człowieka 2.0, jest w wiedzy o kolejności planet? Ale okazuje się, że znajomość tej kolejności jest równie istotna, co umiejętność liczenia procentów i pamiętanie wzoru na kulę: $\frac{4}{3}\pi r^3$.
Żeby chociaż jakiś katecheta (stęskniłem się za panią Ewą) przedyskutował z dziećmi sprawę orbity Czajniczka, gdzieś pośrodku pomiędzy orbitą Ziemi i Marsa…
Bzdury w komercyjnych książkach są nieuniknioną ceną za wolność słowa i publikacji. Nie wyeliminuje się ich, tak samo, jak nie wyeliminuje się junkfoodu, uzdrawiaczy przez nakładanie rąk, ani piramid finansowych. Po to ludzie mają rozum, żeby odróżniać, co dla nich i ich dzieci dobre, a co złe.
Bardziej mnie oburza to, że takie same błędy są w podręcznikach z państwowym imprimatur i są głoszone ex cathedra przez nauczycieli państwowych szkół, a prace o gazowym Marsie są w tych szkołach chwalone.
Robert Raczyński
5 marca 2016 at 17:32To, ze bzdury są nieuniknione, to oczywiste. Dla mnie problemem jest postawa ludzi złapanych na produkcji bubla. Zamiast podziękowań, Róża otrzymała 'bana’. To niestety postawa obowiązująca i dobrze nam znana – dociekliwość, krytycyzm i zdrowy rozsądek wydają się zbędne dla większości. Wydawnictwo może sobie na taką postawę pozwolić, bo w społeczeństwie króluje intelektualna bierność i przywiązanie do słodkiej „pozytywności”.
lidia waclawek
3 kwietnia 2016 at 15:11Widzę, jak ogromne emocje wzbudziła praca o Marsie może więc dojaśnię, dlaczego jej fotograficzny zapis umieściłem na forum dyskusyjnym, bez poprawek i mojego komentarza.
Ta praca pojawiła się, by pokazać samodzielność ucznia, w tym przypadku o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Samodzielność rozumiem tu, jako potrzebę „zabrania głosu” oraz takiej interpretacji pytania, która wynikała z Jego własnych przemyśleń i poszukiwań. Tę prace uczeń pisał absolutnie sam przed tematem lekcji i celowo umieściłam tę pracę bez poprawek, by podzielić się formą. Też zastanawiałam się, czy nie zostanie odebrane to, jako brak mojej wiedzy i kompetencji, ale uogólnienia, do których tu dochodzi bardzo mnie zaniepokoiły. Chętnie wejdę w głębsze dyskusje, co do znaczenia forum OK zeszytu, jednak mam wątpliwości, czy pisanie jest najlepszą formą komunikacji.
Ewelina
19 sierpnia 2016 at 09:45Witam
Czy może ktoś ma pomysły na OK Zeszyt z chemii w gimnazjum? Proszę o jakieś propozycję
Ewelina
19 sierpnia 2016 at 09:45Witam
Czy może ktoś ma pomysły na OK Zeszyt z chemii w gimnazjum? Proszę o jakieś propozycję