W innym wpisie dyskusja przeszła na temat stosowania OK w pracy szkół. Ponieważ jest ona bardzo ciekawa, to przeniosłam ją tutaj. Pierwszy wpis pochodzi od Pani Agnieszki i przedstawia dość pesymistyczną wizje. Prawdopodobnie jest to bardzo indywidualna sytuacja. Warto o tym mówić, aby nie „malować trawy” na próżno. Zacytowałam wpisy innych uczestników Osi Świata.
Pani Danusiu.
Nie ma tego komu powiedzieć, ale sądzę, że trzeba. To, co się dzieje z ideą oceniania kształtującego w przeciętnej polskiej szkole, od podstawówki począwszy na gimnazjum skończywszy, to jest jedno wielkie oszustwo i nabijanie oceniania kształtującego w butelkę. Mi, jako nauczycielowi uczącego się od kilku lat idei okeja, ręce opadają, kiedy słucham opowieści koleżanek pracujących w podstawówkach w różnych częściach Polski. Ich dyrektorzy, chcąc uchodzić za pionierów zmiany i podnieść „jakieś” wrażenie w oczach organu prowadzącego oraz wpłynąć na dopływ uczniów do szkół, ogłaszają mianowicie nauczycielom, że od dzisiaj cała szkoła przechodzi na ocenianie kształtujące, czyli opisowe. Nauczyciele nie są w tym względzie przeszkoleni, dostają od dyrekcji plik materiałów, z którymi mają się zapoznać przez weekend i od poniedziałku (na przykład) stosować informacje zwrotne i pisać komentarze. Podczas promocji szkoły ogłasza się rodzicom, że trzeba nadążać za postępem i szkoła właśnie to robi oceniając uczniów opisowo nawet w klasach 4-6 oraz stosując ocenianie kształtujące, co wpłynie na rozwój ich dziecka. Po miesiącu rodzice mają tak złe opinie o ocenianiu kształtującym (nie o szkole, bo przecież tłumaczy się im, że w ustawie o systemie oświaty minister zatwierdził taki system), że marzą o powrocie ocen i jasnych zasad oceniania.
Rozumiem, że kilku liderów zmian w polskiej szkole chciało oficjalnego pozwolenia na rozwijanie swoich pasji, bo mają na to warunki. Ale reszta chce ich dogonić, nie poznając dokładnie idei okeja, nie rozumiejąc, że do jego wprowadzenia trzeba kadrę swoją przygotować, ich najpierw tego nauczyć, zaplanować wdrażanie takiego systemu, a dopiero po ewaluacji, po obserwacjach i wnioskach i poprawach promować się w środowisku jako innowacyjna szkoła, nadążająca za uczniem.
Rośnie w ludziach bunt przeciwko ocenianiu kształtującemu. W nauczycielach i rodzicach. Pewnie, że wszelkie kontrole i ewaluacje wykażą, że wszystko jest w porządku, bo papier przyjmie wszystko i nie takie zmiany szkoły przetrwały. Ale czy o to w tym chodzi? Ostatnio ktoś w mojej sali lekcyjnej zdjął plakat z CEO o ocenianiu kształtującym. Wisiał wysoko, za biurkiem nauczycielskim, trzeba było się postarać, by wyciągnąć górne pinezki. Popatrzyłam na biel tyłu plakatu i stwierdziłam, że nadszedł czas na podzielenie się z kimś (bo w szkole okeja znam i stosuję jego elementy tylko ja) swoimi myślami nienadającymi się na pierwsze strony gazet…
Pozdrawiam.
Pani Agnieszko
Smutne, ale niestety nieuchronne. Dobrze, że są i inne doświadczenia.
W swoich rozmowach z dyrektorami podkreślamy zasadę PPP: Powoli, Pomagać, Podlewać. Wielu dyrektorów bierze sobie ją do serca.
W oświacie jest wiele „malowania trawy”, właściwie jak idzie coś nowego, to zaczynamy szukać sposobu, aby tego nie robić, a aby wyglądało, że to robimy.
Jednak OK ma pomoc uczniom i nauczycielom w ich pracy, więc jeśli ktoś nie chce tej pomocy, to trudno.
Kilka lat temu gościł w Polsce Dylan Wiliam, sława OK. Powiedział, że termin formative assessment sam już żyje swoim życiem, i to co ludzie pod niego podkładają, to się w głowie nie mieści. On nie bierze za to odpowiedzialności i my z nim.
Pozdrawiam
Danusia
Jakoś mnie to wcale nie dziwi.
Dyskutowaliśmy na ten temat parę miesięcy temu. Teraz mogę przypomnieć jeden z aspektów.
System oświaty nie jest narzuconym nam przez „obcych” aparatem opresji, a wypadkową stanu wiedzy, potrzeb społecznych i inercji. Dlatego odrzucając klasyczne oceny szkolne należy zastanowić się nad ich rzeczywistymi funkcjami i poszukać rozwiązań, które je zastąpią.
Rodzic potrzebuje zrozumiałej i czytelnej informacji o wynikach szkolnej nauki swojego dziecka. Ocena cyfrowa, ostatnio uzupełniona o statystyczna analizę przy pomocy dziennika elektronicznego tę funkcje spełniała. Zastąpienie jej jakąkolwiek oceną opisową dla większości rodziców oznacza pozbawienie informacji o bieżących postępach dziecka, a ponadto stwarza obawy co do sprawiedliwego wystawienia oceny na koniec roku, bo ta musi być wystawiona w tradycyjnej skali.
To tylko jeden z aspektów, ale nie ma co powtórnie opisywać oczywistych niedociągnięć projektu.
Generalnie w Pani szkole nastąpiło złożenie kilku niekorzystnych czynników:
-wprowadzenie systemu przeforsowanego przez nawiedzonych teoretyków, niesprawdzonego w warunkach normalnej publicznej szkoły;
-dyrekcja szkoły, która realizując rozporządzenie próbuje być bardziej papieska od papieża, bo rozporządzenie z wyjątkiem kilku zmian leksykalnych nie wymusza jakiejkolwiek korekty systemu oceniania;
-nieprzygotowanie nauczycieli i rodziców do takiej zmiany, przy czym obawiam się, że dla większości rodziców każdy system bardziej skomplikowany niż zestaw ocen liczbowych będzie zbyt skomplikowany.
Marcin Wojtczak
Chciałoby się powiedzieć „a nie mówiłem?”, ale to zbyt konstruktywne nie jest – dla wszystkich było wiadome (dla wszystkich niezacietrzewionych ‚nowym’), że ustawa w tej formie nie zmieni niczego oprócz rodzaju bełkotu, bo doskonale wpisuje się w typowy dla edukacji nurt „jak zmienić wszystko, żeby nic się nie zmieniło”. Pamiętam nasze spory z entuzjastami ustawowego zmieniania świata. Potwierdziło się, że dobra praktyka nauczycielska musi wynikać z przekonania nauczyciela, jego świadomości, wykształcenia i motywacji, a nie z biurokratycznego chciejstwa, zwłaszcza skonstruowanego na chybcika i stosowanego uznaniowo. Chciejstwo kończy się zawsze jednakowo – wypaczeniem idei, wzmożoną wycinką lasów, a potem obracaniem kota ogonem, vide groteska z drożdżówką w roli głównej.
Robert Raczyński
Pozwólcie Państwo, że i ja się wtrącę – pomimo, że ostatnio mam czasu jak na lekarstwo…
Czytając niektóre wpisy – jak na przykład Pana Roberta, mam wrażenie, że niektórym z nich prześwieca magiczne myślenie. Szkoła jest nie taka jak trzeba, i pewnie KTOŚ – powinien to zmienić. Ktoś – nie ja, nie Ty – tylko Ktoś – nieokreślony. Czyli nie wiadomo kto. Łatwiej ponarzekać na KTOsia,bo się rozpływa…
A szkoła to my – wszyscy. W psychologii wyraźnie mówi się, że każda zmiana zaczyna się od siebie. Ile potrafię ,,włożyć” tyle po prostu mam…
Tak – wątek dotyczy nadbudowywania wiedzy na tej już posiadanej i o tym chciałabym napisać.
Nie uczę w ekskluzywnym liceum tylko w szkole wiejskiej w klasach I – III. Nie jestem utopijnym fascynatem okeja, ale zakochaną w okeju praktyczką.
Czy można nadbudowywać wiedzę na tej posiadanej? Odpowiem – można. Zaś nauka może sprawiać radość i dzieciom i nauczycielowi. Wystarczy być szczęśliwym w tym świcie. A każdy nieokreślony KTOŚ i ciągłe narzekania to według mnie zwykła furtka do tego by nic nie zmieniać i mieć powód by na coś narzekać.
Mój dowód na ten wątek?
Opierając się w zeszłym roku na posiadanej przez uczniów wiedzy i tej posiadanej przeprowadziłam rozmowę z ówczesnymi drugoklasistami na temat co jest im pomocne w uczeniu się matematyki?
Ich prośba była o ,,więcej zadań tekstowych – internetowych”. W wakacje poszukałam ich i teraz pracujemy na dywanie, w parach, właśnie z tymi zadaniami. Każda para ustala sposób rozwiązania i zapisuje na białej tablicy metodnika. Mogą rozwiązywać od napisania działania do wykonania schematycznego rysunku. Każdy inny sposób rozumowania i rozwiązania jest następnie przez dzieciaków zapisywany na tablicy, omawiany, porównywany. Również błędne myślenie. Właśnie to błędne myślenie jest super! Bo dzieci mówią, że po takim sposobie pracy łatwiej im zrozumieć to czego nie wiedziały, albo odkrywają, że to inaczej… I wzajemnie sobie tłumaczą.
Mówią też, że robimy dużo zadań tekstowych, choć na dobrą sprawę robimy o wiele mniej niż by pisali je w książkach. Bo nie o to według mnie chodzi by zrobili ich na ilość, ale o jakość uczenia się.
Pan Panie Robercie interpretował, że szkoła jest taka czy taka. Niech mi Pan wierzy – szkoła może być inna – to wyłącznie zależy od Pana.
Kolejny dowód, by opierać się na wiedzy już posiadanej to wzrost dobrze wykonanych zadań moich dzieciaków.
Każde dziecko (na 25) potrafi samodzielnie wykonać bezbłędnie proste zadanie tekstowe, a ponad połowa bezbłędnie wykonuje już dość trudne złożone zadanie. Dochodzi jeszcze to, że dzieci nie mają w ogóle ocen, nie boją się mówić o swoich błędach, brakach. Stąd ta posiadana przez nich wiedza jest widoczna i pomocna we wzajemnym uczeniu się. Osobiście nie wyobrażam sobie by uczyć bez odnoszenia się do tej wiedzy i tak myślę, że chyba czasem w szkole pracują osoby, które się tam męczą. Więc po co tam są jak się im ,,nic nie da” tam zrobić?
Jest tylko jeden mankament – według mnie jest bardzo ważny.
Jest to miłość – miłość do ludzi, do szkoły, do dzieci i wiara, wiara w to, że można zmienić, może być inaczej, lepiej. Wiara w to, że szkoła nie musi być nudna, nie musi być miejscem na przetrwanie.
Jeśli się w to wierzy – to się to ma.
Można też narzekać, zrzędzić, ale w tym wypadku można też się zastanowić – co się daje i co się zyskuje takim byciem.
Pozdrawiam ciepło wszystkich moich przedmówców.
Marysia
Czego szukasz?
Random Post
Search
86 komentarzy
Xawer
11 października 2015 at 09:58magiczne myślenie. Szkoła jest nie taka jak trzeba, i pewnie KTOŚ – powinien to zmienić
To nie jest myślenie magiczne. Szkoła państwowa ma konkretną strukturę i ustrój, nadany jej przez organy państwa. I to państwo, reprezentowane przez Sejm, odpowiedzialny za ustawowe regulacje, i Ministra Edukacji, odpowiedzialnego za realizowanie polityki edukacyjne jest tym KIMŚ. Szkoła (poza marginesem „szkół demokratycznych”) nie jest dobrowolną i samorządną spółdzielnią dzieci, rodziców i nauczycieli.
W tym scentralizowanym systemie jest nadal sporo swobody (i bałaganu) zostawionej dyrektorom szkół i nauczycielom. Jeśli Pani chce stosować Ocenianie Kształtujące, to nikt Pani tego nie bronił i rok temu. Komentarz Agnieszki dotyczył czegoś zupełnie innego: karykaturalnych skutków wprowadzenia przez tego KTOSIA (Sejm) przepisów, nakazujących stosować oceny opisowe tym nauczycielom, którzy wcale tego nie chcą.
Trudno mi tu nie podzielać „a nie mówiłem” Roberta — po raz kolejny szlachetne idee próbuje się narzucić odgórnie tym, którzy tych idei nie podzielają. Ze skutkiem jaki widać.
A szkoła to my – wszyscy.
To by była prawda tylko wtedy, gdyby nie było obowiązku szkolnego i funkcjonował realny pluralizm najróżniejszych form edukacji. Obenie szkoła to nie „MY” i to nie „MY” za nią odpowiadamy w bardziej bezpośredni sposób, niż poprzez głosowanie w najbliższych wyborach. W których jakoś żadna z kandydujących partii nie zawarła w swoim programie istotnych zmian systemu oświatowego. Szkoła to MY jest tylko w takim sensie, w jakim MY odpowiadamy za dziury w jezdniach albo brutalność policjanta — tolerujemy, że w naszym imieniu władza państwowa wykonywana jest w taki, a nie inny sposób.
Marcin Wojtczak
11 października 2015 at 12:17Oczywiście, że szkoła to „szkoła to my – wszyscy”.
W znaczeniu statystycznym, dokładnie takim jak koń i jeździec mają średnio po 3 nogi.
Bo jest ona wypadkową oczekiwań rodziców (tych świadomych i zaangażowanych, a także niekompetentnych krzykaczy, nadopiekuńczych, olewających swoje dzieci, itd,)oraz osób, które dzieci nie mają, ale maja więcej do powiedzenia w sprawie edukacji dzieci niż ich rodzice,, przetargów środowisk akademickich jakie zagadnienia naukowe są tak ważne, że bez nich nie da się żyć, naukowej wiedzy pedagogicznej (zwykle tej sprzed pół wieku), potrzeb państwa (też zwykle sprzed kilkudziesięciu lat) wyrażanych przez różne środowiska, w proporcjach kto głośniej krzyczy na ma większy wpływ, a na koniec potrzeb i możliwości dzieci mających na szkołę mniej więcej taki wpływ jak glina na garncarza.
Oczywiście, że po uśrednieniu wychodzi potworek, ale też nie zmienimy średniej inaczej niż przez zmianę wchodzących w nią czynników.
Xawer
11 października 2015 at 09:58magiczne myślenie. Szkoła jest nie taka jak trzeba, i pewnie KTOŚ – powinien to zmienić
To nie jest myślenie magiczne. Szkoła państwowa ma konkretną strukturę i ustrój, nadany jej przez organy państwa. I to państwo, reprezentowane przez Sejm, odpowiedzialny za ustawowe regulacje, i Ministra Edukacji, odpowiedzialnego za realizowanie polityki edukacyjne jest tym KIMŚ. Szkoła (poza marginesem „szkół demokratycznych”) nie jest dobrowolną i samorządną spółdzielnią dzieci, rodziców i nauczycieli.
W tym scentralizowanym systemie jest nadal sporo swobody (i bałaganu) zostawionej dyrektorom szkół i nauczycielom. Jeśli Pani chce stosować Ocenianie Kształtujące, to nikt Pani tego nie bronił i rok temu. Komentarz Agnieszki dotyczył czegoś zupełnie innego: karykaturalnych skutków wprowadzenia przez tego KTOSIA (Sejm) przepisów, nakazujących stosować oceny opisowe tym nauczycielom, którzy wcale tego nie chcą.
Trudno mi tu nie podzielać „a nie mówiłem” Roberta — po raz kolejny szlachetne idee próbuje się narzucić odgórnie tym, którzy tych idei nie podzielają. Ze skutkiem jaki widać.
A szkoła to my – wszyscy.
To by była prawda tylko wtedy, gdyby nie było obowiązku szkolnego i funkcjonował realny pluralizm najróżniejszych form edukacji. Obenie szkoła to nie „MY” i to nie „MY” za nią odpowiadamy w bardziej bezpośredni sposób, niż poprzez głosowanie w najbliższych wyborach. W których jakoś żadna z kandydujących partii nie zawarła w swoim programie istotnych zmian systemu oświatowego. Szkoła to MY jest tylko w takim sensie, w jakim MY odpowiadamy za dziury w jezdniach albo brutalność policjanta — tolerujemy, że w naszym imieniu władza państwowa wykonywana jest w taki, a nie inny sposób.
Marcin Wojtczak
11 października 2015 at 12:17Oczywiście, że szkoła to „szkoła to my – wszyscy”.
W znaczeniu statystycznym, dokładnie takim jak koń i jeździec mają średnio po 3 nogi.
Bo jest ona wypadkową oczekiwań rodziców (tych świadomych i zaangażowanych, a także niekompetentnych krzykaczy, nadopiekuńczych, olewających swoje dzieci, itd,)oraz osób, które dzieci nie mają, ale maja więcej do powiedzenia w sprawie edukacji dzieci niż ich rodzice,, przetargów środowisk akademickich jakie zagadnienia naukowe są tak ważne, że bez nich nie da się żyć, naukowej wiedzy pedagogicznej (zwykle tej sprzed pół wieku), potrzeb państwa (też zwykle sprzed kilkudziesięciu lat) wyrażanych przez różne środowiska, w proporcjach kto głośniej krzyczy na ma większy wpływ, a na koniec potrzeb i możliwości dzieci mających na szkołę mniej więcej taki wpływ jak glina na garncarza.
Oczywiście, że po uśrednieniu wychodzi potworek, ale też nie zmienimy średniej inaczej niż przez zmianę wchodzących w nią czynników.
dsterna
11 października 2015 at 11:41Ja znam Marysię i wiem, że uczy tak, jak napisała. Robi wiele dobrego na swoim poletku, znacznie więcej niż, gdyby narzekała, że nic się nie da zrobić.
Wielkie autorytety wypowiadały się już na ten temat, ze w klasach młodszych stopnie są krzywdzące i hamulcowe (PAN). Ustawa daje wybór. W klasach młodszych wolałabym, aby nie dawała go. W świetle ustawy – szkoła decyduje, czyli NAUCZYCIELE i DYREKTOR. Czy nie może być lepiej?
Jeśli dyrektor narzuca OK bez jego wprowadzania, to robi źle. PPP jest bardzo ważne. Jednak nauczyciele maja tez wpływ na decyzję szkoły. Mogą też opóźnić decyzję o wprowadzaniu OK, mają wybór. Jeśli się boją, to w każdych warunkach (bez ustawy, czy z nią) będą się bali.
Zgadzam się z Marysią, że mozna dużo w tym systemie, więcej niż samo krytykowanie.
Marysia zresztą sama decyduje, co będzie robić w swojej klasie, jak będzie uczyć i nikt jej tego nie zabrania.
Agnieszka skarży się na sytuacje w szkole, ale sama pisze, że stosuje OK ze swoimi uczniami, czyli – da się.
dsterna
11 października 2015 at 11:41Ja znam Marysię i wiem, że uczy tak, jak napisała. Robi wiele dobrego na swoim poletku, znacznie więcej niż, gdyby narzekała, że nic się nie da zrobić.
Wielkie autorytety wypowiadały się już na ten temat, ze w klasach młodszych stopnie są krzywdzące i hamulcowe (PAN). Ustawa daje wybór. W klasach młodszych wolałabym, aby nie dawała go. W świetle ustawy – szkoła decyduje, czyli NAUCZYCIELE i DYREKTOR. Czy nie może być lepiej?
Jeśli dyrektor narzuca OK bez jego wprowadzania, to robi źle. PPP jest bardzo ważne. Jednak nauczyciele maja tez wpływ na decyzję szkoły. Mogą też opóźnić decyzję o wprowadzaniu OK, mają wybór. Jeśli się boją, to w każdych warunkach (bez ustawy, czy z nią) będą się bali.
Zgadzam się z Marysią, że mozna dużo w tym systemie, więcej niż samo krytykowanie.
Marysia zresztą sama decyduje, co będzie robić w swojej klasie, jak będzie uczyć i nikt jej tego nie zabrania.
Agnieszka skarży się na sytuacje w szkole, ale sama pisze, że stosuje OK ze swoimi uczniami, czyli – da się.
dsterna
11 października 2015 at 11:44Ksawery
Przy okazji, to Marysia jako nauczycielka wczesnoszkolna jest dewiantem badań IBE?
Zapewniam Cie, ze rozwaliłaby te badania, a takich jest znacznie więcej.
Przy okazji rozmawiałam z profesorem Wojtkowskim (układy dynamiczne) i powiedziałam mu o dzieleniu przez zero. Powiedział, ze nauczycielki wykazują się wiedzą, bo przecież przy dzieleniu przez zero wychodzi nieskończoność!
D
dsterna
11 października 2015 at 11:44Ksawery
Przy okazji, to Marysia jako nauczycielka wczesnoszkolna jest dewiantem badań IBE?
Zapewniam Cie, ze rozwaliłaby te badania, a takich jest znacznie więcej.
Przy okazji rozmawiałam z profesorem Wojtkowskim (układy dynamiczne) i powiedziałam mu o dzieleniu przez zero. Powiedział, ze nauczycielki wykazują się wiedzą, bo przecież przy dzieleniu przez zero wychodzi nieskończoność!
D
Xawer
11 października 2015 at 12:04Ależ oczywiście, że da się stosować OK w szkole. Dawało się rok temu i trzy lata temu, sama o tym wielokrotnie pisałaś. Nie były do tego potrzebne żadne ustawy.
I nie o zaangażowaniu i zasługach Marysi był mój komentarz, tylko odnosił się do jej komentarza do wcześniejszych komentarzy Agnieszki i Roberta.
Agnieszki komentarz nie dotyczył jednak tego, czy „da się”, jeśli się chce samemu z siebie, ale skutków tego, że „ocena opisowa” została wprowadzone zapisem ustawowym i zaczęła obowiązywać również tych, którzy wcale nie chcą jej stosować. I w tym zakresie skutek jest dokładnie taki, jaki wtedy wróżyłem (Robert też).
Marysia czy Agnieszka wcale nie rozwaliłyby badań IBE — to są badania statystyczne, pokazujące jaki odsetek nauczycieli rozumie to czy tamto. Ani IBE ani ja nie twierdzimy, że takich nauczycieli nie ma. A obbecność Marysi (czy lepiej mi znanej naszej współblogowiczki Grażki) wśród nauczycielek przedszkolnych/wczesnoszkolnych nie zmienia faktu mizerii wykształcenia matematycznego tej grupy zawodowej. Tak samo, jak istnienie Staszica nie zmienia faktu mizerii poziomu edukacji matematycznej w Polsce.
Nie wpadaj w demagogię z wybrnięciem z dzielenia przez zero poprzez nieskończoność. Nieskończoność nie jest liczbą. I zrozumienie pojęcia nieskończoności przez nauczycielki wczesnoszkolne jest jeszcze wielokrotnie rzadsze, niż zrozumienie przez nie sensu dzielenia przez zero. Albo procentów.
Uprość ułamek: $\frac{0}{3}\cdot \frac{6}{0}$ Może wyjdzie Ci $2$?
Xawer
11 października 2015 at 12:04Ależ oczywiście, że da się stosować OK w szkole. Dawało się rok temu i trzy lata temu, sama o tym wielokrotnie pisałaś. Nie były do tego potrzebne żadne ustawy.
I nie o zaangażowaniu i zasługach Marysi był mój komentarz, tylko odnosił się do jej komentarza do wcześniejszych komentarzy Agnieszki i Roberta.
Agnieszki komentarz nie dotyczył jednak tego, czy „da się”, jeśli się chce samemu z siebie, ale skutków tego, że „ocena opisowa” została wprowadzone zapisem ustawowym i zaczęła obowiązywać również tych, którzy wcale nie chcą jej stosować. I w tym zakresie skutek jest dokładnie taki, jaki wtedy wróżyłem (Robert też).
Marysia czy Agnieszka wcale nie rozwaliłyby badań IBE — to są badania statystyczne, pokazujące jaki odsetek nauczycieli rozumie to czy tamto. Ani IBE ani ja nie twierdzimy, że takich nauczycieli nie ma. A obbecność Marysi (czy lepiej mi znanej naszej współblogowiczki Grażki) wśród nauczycielek przedszkolnych/wczesnoszkolnych nie zmienia faktu mizerii wykształcenia matematycznego tej grupy zawodowej. Tak samo, jak istnienie Staszica nie zmienia faktu mizerii poziomu edukacji matematycznej w Polsce.
Nie wpadaj w demagogię z wybrnięciem z dzielenia przez zero poprzez nieskończoność. Nieskończoność nie jest liczbą. I zrozumienie pojęcia nieskończoności przez nauczycielki wczesnoszkolne jest jeszcze wielokrotnie rzadsze, niż zrozumienie przez nie sensu dzielenia przez zero. Albo procentów.
Uprość ułamek: $\frac{0}{3}\cdot \frac{6}{0}$ Może wyjdzie Ci $2$?
Danusia
11 października 2015 at 12:10Ksawery
Ustawa nie wprowadza konieczności oceny opisowej!!!! W klasach młodszych jest jak było do tej pory, a w starszych wprowadzono wybór pomiędzy bieżącym ocenianiem opisowym (brr, obrzydliwa nazwa) lub przy pomocy stopni.Szkoła decyduje, powinno Ci się podobać.
Czy w badaniach IBE pytano jaki jest wynik liczbowy dzielenia przez zero?
Jeśli obliczyć granicę matematyczną Twojego rachunku, to może wypaść też 2, czasami.
D
Marcin Wojtczak
11 października 2015 at 12:23To w klasach I-III ocena opisowa na koniec roku nie jest obowiązkowa od kilkunastu lat?
Danusia
11 października 2015 at 12:29Tak właśnie jest. Nic nowego.
Danusia
11 października 2015 at 12:10Ksawery
Ustawa nie wprowadza konieczności oceny opisowej!!!! W klasach młodszych jest jak było do tej pory, a w starszych wprowadzono wybór pomiędzy bieżącym ocenianiem opisowym (brr, obrzydliwa nazwa) lub przy pomocy stopni.Szkoła decyduje, powinno Ci się podobać.
Czy w badaniach IBE pytano jaki jest wynik liczbowy dzielenia przez zero?
Jeśli obliczyć granicę matematyczną Twojego rachunku, to może wypaść też 2, czasami.
D
Marcin Wojtczak
11 października 2015 at 12:23To w klasach I-III ocena opisowa na koniec roku nie jest obowiązkowa od kilkunastu lat?
Danusia
11 października 2015 at 12:29Tak właśnie jest. Nic nowego.
Xawer
11 października 2015 at 12:22Ustawa nie wymaga. Konstytucja PRL też nie wymagała malowania trawy na zielono, ani by koła do samochodów w FSO przykręcać na trzy śruby, a nie na cztery.
Pozwól jednak, że zacytuję, za Agnieszką, jaki jest praktyczny efekt odgórnego, administracyjnego wprowadzania takich „zmian”:
dyrektorzy, chcąc uchodzić za pionierów zmiany i podnieść „jakieś” wrażenie w oczach organu prowadzącego oraz wpłynąć na dopływ uczniów do szkół, ogłaszają mianowicie nauczycielom, że od dzisiaj cała szkoła przechodzi na ocenianie kształtujące, czyli opisowe
Danusia
11 października 2015 at 12:30Ustawa nic nie nakazuje, tylko daje wybór.
Marcin Wojtczak
11 października 2015 at 13:51Ustawa daje wybór, ale w odniesieniu do klas powyżej III SP każe rozwiązać problem wystawienie ocen rocznych według klasycznej skali 1-6 bez liczbowych ocen cząstkowych.
Nie mówię, że taki system jest niemożliwy do wypracowania, ale warto to uczynić zanim podejmie się decyzję o rezygnacji z normalnych ocen. Biorąc pod uwagę datę wejścia w życie rozporządzenia obawiam się, że dyrektorzy nakazujący przejście na ocenianie kształtujące jeszcze takie systemu nie mają.
Nie dziwię się więc, że rodzice protestują, bo przynajmniej od ocen na koniec VI klasy dużo zależy.
Beata
12 października 2015 at 02:05Wniosek taki, że niektórzy dyrektorzy czytają bez zrozumienia.
Danusia
12 października 2015 at 09:01Nic dodadać, nic ująć. D
Marcin Wojtczak
12 października 2015 at 09:54Be przesady. Przeczytali i zrozumieli.
Ocenianie kształtujące należy wprowadzić od września, a ocenami końcowymi trzeba będzie się zająć w czerwcu i nie ma co robić już teraz paniki z tego powodu.
Xawer
11 października 2015 at 12:51I właśnie widzimy, jak ten wybór jest realizowany przez uprawnionych do jego podejmowania dyrektorów szkół. Przepisy PRL też nie nakazywały przykręcania kół na trzy śruby, ale dawały możliwość (i zachęcały) dyrektorowi FSO możliwość realizacji planu. I nawet dostawał pochwałę od zwierzchności, gdy kreatywnie wprowadził racjonalizację, że koło, przykręcone na trzy śruby się nie urywa.
Nie o granicach tu mowa (idę o zakład, że mniej niż 5% nauczycielek wczesnoszkolnych wie, co to są granice), tylko o dzieleniu w sensie arytmetycznym i ułamkach. Zupełnie czym innym jest przekonanie nauczycielek, że można wykonać arytmetyczne dzielenie ${1}\div{0}=\infty$, a zupełnie czymś innym, że $\lim_{x\to 0}\frac{1}{x}= \infty$, czy tym bardziej, że $\lim_{x\to 0}\frac{x}{3}\cdot\frac{6}{x}= 2$
Danusia
12 października 2015 at 09:08To ciekawy, ale inny problem. Często polecenia do zadań egzaminacyjnych tak są sformułowane, że uczeń musi się domyślić jednego właściwego polecenia. Rozmawialiśmy już na ten temat nie raz, chyba też o tym Ksawery wspominałaś. Dużo o tym pisze Witek Szwajkowski, ze my dorośli wiemy (z przyzwyczajenia) co oznacza dany termin, ale uczeń nie wie i odpowiada na inne zadanie.
Ostatnio rozmawiałam z moim młodym nauczycielem angielskiego i on powiedział, że coś jest jak: 2 + 2 = 4. Zapytałam : W jakim ciele?
Okazało się, ze nawet takie polecenia może nie być jednoznaczne.
Z wykładów profesora Kordosa (super!!!)z historii matematyki wynika, że matematyka mogłoby być inna, gdyby inny sposób podejścia zwyciężył. To nie jest tak, że my odkrywamy jedyną istniejąca prawdę, ale że tych prawd istnieje bardzo dużo i różnych.
D
Xawer
11 października 2015 at 12:22Ustawa nie wymaga. Konstytucja PRL też nie wymagała malowania trawy na zielono, ani by koła do samochodów w FSO przykręcać na trzy śruby, a nie na cztery.
Pozwól jednak, że zacytuję, za Agnieszką, jaki jest praktyczny efekt odgórnego, administracyjnego wprowadzania takich „zmian”:
dyrektorzy, chcąc uchodzić za pionierów zmiany i podnieść „jakieś” wrażenie w oczach organu prowadzącego oraz wpłynąć na dopływ uczniów do szkół, ogłaszają mianowicie nauczycielom, że od dzisiaj cała szkoła przechodzi na ocenianie kształtujące, czyli opisowe
Danusia
11 października 2015 at 12:30Ustawa nic nie nakazuje, tylko daje wybór.
Marcin Wojtczak
11 października 2015 at 13:51Ustawa daje wybór, ale w odniesieniu do klas powyżej III SP każe rozwiązać problem wystawienie ocen rocznych według klasycznej skali 1-6 bez liczbowych ocen cząstkowych.
Nie mówię, że taki system jest niemożliwy do wypracowania, ale warto to uczynić zanim podejmie się decyzję o rezygnacji z normalnych ocen. Biorąc pod uwagę datę wejścia w życie rozporządzenia obawiam się, że dyrektorzy nakazujący przejście na ocenianie kształtujące jeszcze takie systemu nie mają.
Nie dziwię się więc, że rodzice protestują, bo przynajmniej od ocen na koniec VI klasy dużo zależy.
Beata
12 października 2015 at 02:05Wniosek taki, że niektórzy dyrektorzy czytają bez zrozumienia.
Danusia
12 października 2015 at 09:01Nic dodadać, nic ująć. D
Marcin Wojtczak
12 października 2015 at 09:54Be przesady. Przeczytali i zrozumieli.
Ocenianie kształtujące należy wprowadzić od września, a ocenami końcowymi trzeba będzie się zająć w czerwcu i nie ma co robić już teraz paniki z tego powodu.
Xawer
11 października 2015 at 12:51I właśnie widzimy, jak ten wybór jest realizowany przez uprawnionych do jego podejmowania dyrektorów szkół. Przepisy PRL też nie nakazywały przykręcania kół na trzy śruby, ale dawały możliwość (i zachęcały) dyrektorowi FSO możliwość realizacji planu. I nawet dostawał pochwałę od zwierzchności, gdy kreatywnie wprowadził racjonalizację, że koło, przykręcone na trzy śruby się nie urywa.
Nie o granicach tu mowa (idę o zakład, że mniej niż 5% nauczycielek wczesnoszkolnych wie, co to są granice), tylko o dzieleniu w sensie arytmetycznym i ułamkach. Zupełnie czym innym jest przekonanie nauczycielek, że można wykonać arytmetyczne dzielenie ${1}\div{0}=\infty$, a zupełnie czymś innym, że $\lim_{x\to 0}\frac{1}{x}= \infty$, czy tym bardziej, że $\lim_{x\to 0}\frac{x}{3}\cdot\frac{6}{x}= 2$
Danusia
12 października 2015 at 09:08To ciekawy, ale inny problem. Często polecenia do zadań egzaminacyjnych tak są sformułowane, że uczeń musi się domyślić jednego właściwego polecenia. Rozmawialiśmy już na ten temat nie raz, chyba też o tym Ksawery wspominałaś. Dużo o tym pisze Witek Szwajkowski, ze my dorośli wiemy (z przyzwyczajenia) co oznacza dany termin, ale uczeń nie wie i odpowiada na inne zadanie.
Ostatnio rozmawiałam z moim młodym nauczycielem angielskiego i on powiedział, że coś jest jak: 2 + 2 = 4. Zapytałam : W jakim ciele?
Okazało się, ze nawet takie polecenia może nie być jednoznaczne.
Z wykładów profesora Kordosa (super!!!)z historii matematyki wynika, że matematyka mogłoby być inna, gdyby inny sposób podejścia zwyciężył. To nie jest tak, że my odkrywamy jedyną istniejąca prawdę, ale że tych prawd istnieje bardzo dużo i różnych.
D
Robert Raczyński
11 października 2015 at 15:42Nie wiem, o czym my się przekonujemy…
Że OK jest ok? Jest.
Że OK daje się stosować? Nie zawsze.
Że do tego potrzebna jest jakaś ustawa? Nie.
Że będą nauczyciele, którzy OK nie będą stosowali nawet z ustawą? Będą.
Że są nauczyciele, którzy niezależnie od OK nie pokazują, co w pracy ucznia jest ok, a co nie? Są.
Że są nauczyciele, którzy sami nie opanowali swojego przedmiotu w stopniu choćby średnim? Są.
Odkąd odnalazłem ośświata, przekonuję, że takie konstatacje, nawet jeśli sporne, a nawet dobre pomysły i szlachetne idee nie są najważniejsze. Istotne jest, dlaczego jest jak jest, a nie jak jest, lub mogłoby być. Najgorsze, że każda odpowiedź będzie uproszczeniem.
Niech tam, uproszczę. Według mnie, nie jest najważniejsze, skąd MOTYWACJA do pracy/nauki pochodzi, ale jest KONIECZNA. Nazwijmy ją, bez sensu, wewnętrzną. Jeśli jest, cudownie. A jeśli jej nie ma? Mamy liczyć na przyzwoitość? Co, jeśli i jej zabraknie? W końcu, dlaczego ma być niewyczerpana? Pozostaje więc liczyć na satysfakcję pogardzaną – zewnętrzną. I tu widzę problem, bo wewnętrzna i zewnętrzna (jak już upraszczać, to upraszczać, nadal będę się posługiwał dualizmem, który mnie mierzi) działają w sprzężeniu zwrotnym, i składowa zewnętrzna nie może być odraczana w nieskończoność. Kto chce niech wierzy, że można być idealistą bez końca. Pewnie można. Kłopot w tym, że nie jest to zjawisko statystycznie istotne. Reszta płynie z prądem, oszczędzając ruchy i energię. Tyle o marchewce. Kija państwo też nie używa, bo wie, że marchewka licha.
Pozostaje pytanie, dlaczego państwo nie dba o kształtowanie (i kształcenie) takich kadr, na których motywowanie nie żal byłoby skromnych środków? Od których nie bałoby się wymagać świadczenia usług na przyzwoitym poziomie?
Bo równość i braterstwo? Bo wszystkie Zenki są nasze? Bo budżet za mały? Nie bądźmy naiwni, żadne z powyższych. Po prostu oświata nie jest dla państwa (ani jego obywateli) kluczowym problemem. Nie ma nawet pewności, że przydaje się przy okazji wyborów – to nie o głosy wykształconych wtedy chodzi.
Robert Raczyński
11 października 2015 at 15:42Nie wiem, o czym my się przekonujemy…
Że OK jest ok? Jest.
Że OK daje się stosować? Nie zawsze.
Że do tego potrzebna jest jakaś ustawa? Nie.
Że będą nauczyciele, którzy OK nie będą stosowali nawet z ustawą? Będą.
Że są nauczyciele, którzy niezależnie od OK nie pokazują, co w pracy ucznia jest ok, a co nie? Są.
Że są nauczyciele, którzy sami nie opanowali swojego przedmiotu w stopniu choćby średnim? Są.
Odkąd odnalazłem ośświata, przekonuję, że takie konstatacje, nawet jeśli sporne, a nawet dobre pomysły i szlachetne idee nie są najważniejsze. Istotne jest, dlaczego jest jak jest, a nie jak jest, lub mogłoby być. Najgorsze, że każda odpowiedź będzie uproszczeniem.
Niech tam, uproszczę. Według mnie, nie jest najważniejsze, skąd MOTYWACJA do pracy/nauki pochodzi, ale jest KONIECZNA. Nazwijmy ją, bez sensu, wewnętrzną. Jeśli jest, cudownie. A jeśli jej nie ma? Mamy liczyć na przyzwoitość? Co, jeśli i jej zabraknie? W końcu, dlaczego ma być niewyczerpana? Pozostaje więc liczyć na satysfakcję pogardzaną – zewnętrzną. I tu widzę problem, bo wewnętrzna i zewnętrzna (jak już upraszczać, to upraszczać, nadal będę się posługiwał dualizmem, który mnie mierzi) działają w sprzężeniu zwrotnym, i składowa zewnętrzna nie może być odraczana w nieskończoność. Kto chce niech wierzy, że można być idealistą bez końca. Pewnie można. Kłopot w tym, że nie jest to zjawisko statystycznie istotne. Reszta płynie z prądem, oszczędzając ruchy i energię. Tyle o marchewce. Kija państwo też nie używa, bo wie, że marchewka licha.
Pozostaje pytanie, dlaczego państwo nie dba o kształtowanie (i kształcenie) takich kadr, na których motywowanie nie żal byłoby skromnych środków? Od których nie bałoby się wymagać świadczenia usług na przyzwoitym poziomie?
Bo równość i braterstwo? Bo wszystkie Zenki są nasze? Bo budżet za mały? Nie bądźmy naiwni, żadne z powyższych. Po prostu oświata nie jest dla państwa (ani jego obywateli) kluczowym problemem. Nie ma nawet pewności, że przydaje się przy okazji wyborów – to nie o głosy wykształconych wtedy chodzi.
Danusia
12 października 2015 at 09:11Robercie
MEN dał w ustawie wybór i koniec. a jak kto to interpretuje, to już nie zależy od ustawy.
Nikt tez nie odpowiada w pełni za kształcenie nauczycieli, głównie zależy to od uczącego się przyszłego nauczyciela. Nie można tego też sprawdzić egzaminami i nakazami, nie ma egzaminów z moralności.
D
Robert Raczyński
12 października 2015 at 12:23Ależ mnie nic do czyjejś moralności… A już państwu tym bardziej. Za wykształcenie nauczycieli nikt nie może w pełni odpowiadać oprócz ich samych, ale jak to się dzieje, że praktyka tak bardzo rozmija się z teorią? Dlaczego do OK, czy czegokolwiek, co składa się na dobrą praktykę nauczycielską (mniejsza, czy zgadzamy się w szczegółach co do jej istoty) trzeba namawiać, przekonywać, doszkalać? Może ta teoria jest jednak źle nauczana? Może prawdziwych praktyk ciągle za mało? Może wreszcie implementacja tej dobrej praktyki musi kosztować trochę więcej niż etat pracownika obsługi z nadgodzinami?
Xawer
12 października 2015 at 14:52A może po prostu (niezależnie od kształcenia, praktyk i zarobków) stosowanie „dobrej praktyki” nie jest premiowane zawodowo, tylko wprost przeciwnie?
Tak samo, jak przykręcanie koła do Fiata-125p na trzy śruby nie wynikało z niedokształcenia robotników ani ich niskich zarobków, tylko z tego, że byli rozliczani za wykonanie planu, a nagradzani za oszczędność śrub i wykonanie planu nawet wtedy, gdy śrub w magazynie brakowało? Napracować się tyle nie musieli. A porządne przykręcanie kół nie spotykało się z żadną nagrodą ze strony przełożonych?
Co innego za „dobrą praktykę” uważają Danusia, Robert, czy ja, a co innego za nią uważają przełożeni szkolni. Choćby nawet w całej swojej hipokryzji głosili, że właśnie na tych dobrych praktykach im zależy. „Ministra lubi szkołę bez stopni” – no to ją macie właśnie taką, jaką ministra lubi… Trzeba zrobić „szkołę bez stopni”, jak tu opisana, bo ministra taką lubi. Chcieliście, to macie.
Danusia
12 października 2015 at 09:11Robercie
MEN dał w ustawie wybór i koniec. a jak kto to interpretuje, to już nie zależy od ustawy.
Nikt tez nie odpowiada w pełni za kształcenie nauczycieli, głównie zależy to od uczącego się przyszłego nauczyciela. Nie można tego też sprawdzić egzaminami i nakazami, nie ma egzaminów z moralności.
D
Robert Raczyński
12 października 2015 at 12:23Ależ mnie nic do czyjejś moralności… A już państwu tym bardziej. Za wykształcenie nauczycieli nikt nie może w pełni odpowiadać oprócz ich samych, ale jak to się dzieje, że praktyka tak bardzo rozmija się z teorią? Dlaczego do OK, czy czegokolwiek, co składa się na dobrą praktykę nauczycielską (mniejsza, czy zgadzamy się w szczegółach co do jej istoty) trzeba namawiać, przekonywać, doszkalać? Może ta teoria jest jednak źle nauczana? Może prawdziwych praktyk ciągle za mało? Może wreszcie implementacja tej dobrej praktyki musi kosztować trochę więcej niż etat pracownika obsługi z nadgodzinami?
Xawer
12 października 2015 at 14:52A może po prostu (niezależnie od kształcenia, praktyk i zarobków) stosowanie „dobrej praktyki” nie jest premiowane zawodowo, tylko wprost przeciwnie?
Tak samo, jak przykręcanie koła do Fiata-125p na trzy śruby nie wynikało z niedokształcenia robotników ani ich niskich zarobków, tylko z tego, że byli rozliczani za wykonanie planu, a nagradzani za oszczędność śrub i wykonanie planu nawet wtedy, gdy śrub w magazynie brakowało? Napracować się tyle nie musieli. A porządne przykręcanie kół nie spotykało się z żadną nagrodą ze strony przełożonych?
Co innego za „dobrą praktykę” uważają Danusia, Robert, czy ja, a co innego za nią uważają przełożeni szkolni. Choćby nawet w całej swojej hipokryzji głosili, że właśnie na tych dobrych praktykach im zależy. „Ministra lubi szkołę bez stopni” – no to ją macie właśnie taką, jaką ministra lubi… Trzeba zrobić „szkołę bez stopni”, jak tu opisana, bo ministra taką lubi. Chcieliście, to macie.
Marysia
14 października 2015 at 22:58Dzisiaj w święto nauczycieli dodam i ja jeszcze kilka kwestii na temat własnych doświadczeń w zakresie efektywnego uczenia się ucznia. Temat wątku jest według mnie jak najbardziej na czasie – a zainteresowanie nim podyktowane ponadto rozporządzeniem ministra o możliwości wprowadzenia oceniania pomagającego się uczyć.
Dla nauczyciela, który chciałby do swojej pracy wprowadzić zmiany na pewno może wydać się atrakcyjny… Sama z chęcią poczytałabym o praktykach stosowania oceniania kształtującego, bowiem uważam, że podstawą jest wzajemna wymiana doświadczeń. A tu co?
Zastanawiam się jak podeszłabym do oceniania kształtującego jako dopiero co ,,zapalający się” nauczyciel po przeczytaniu powyższych komentarzy tak zacnego gremium.
Na szczęście miałam wielkie szczęście, że na początku swojej drogi z ocenianiem kształtującym spotkałam wielu ludzi, dla których uczenie się ucznia nie mierzy się wyłącznie pieniędzmi i liczonymi godzinami ile daje się ich uczniowi. Ludzi – pozytywnie zakręconych na własny rozwój i rozwój ucznia.
Z ocenianiem kształtującym pracuję już 6 rok. Moje praktykowanie to nieustanne doskonalenie własnej pracy z uczniem. Zaczynałam od oceniania kształtującego wypowiedzi pisemnych, by w końcu odejść od ocen sumujących do informacji zwrotnej pomagającej się uczyć.
Piszecie Panowie o ustawie, która jakoby coś narzuca. Niestety – ustawa tylko umożliwia. Nawet w klasach i – III jest wybór oceny sumującej, bowiem były osoby tego samego zdania co Panowie i minister przychyliła się również do Państwa zdania – dając możliwość nie stosowania przez nich oceniania kształtującego . Więc o co teraz ta polemika?
Jeśli Panom trzeba nadal dowodu na to – odsyłam na stronę internetową https://dzieckobezstopni.pl/node/50 – na wideokonferencji minister dokładnie to omawia…
Natomiast czytając powyższe komentarze zaczęłam się zastanawiać nad jedną kwestią. W psychologii mówi się często o syndromie ,,nieprzebaczonej krzywdy”. Ludzie dorośli (często też rodzice uczniów) często nie zdają sobie sprawy jak mocno w tym tkwią…
A mnie się chce zdać takie pytanie: – Dlaczego jeśli Ty, ja czuliśmy się skrzywdzeni w swoim dzieciństwie, młodości tym, że dostaliśmy dwóję, to dlaczego chcemy oddać to naszym dzieciom na zasadzie – Ja tak miałem, to i ty masz, zobacz jak to dobrze”… DLACZEGO?
Dlaczego oni muszą to też przeżywać? Dlaczego tego nie chcemy zmienić, pomóc im, by się z radością uczyły, by nie tkwiły w luce, ale otrzymały informację – jak się uczyć?
Moje doświadczenia z ocenianiem kształtującym to dewiza wystawiona przez uczniów klasy III szkoły podstawowej na rozpoczęciu roku podczas spotkania z rodzicami. Rodzice usłyszeli od dzieci – ,,nie chcemy ocen, chcemy pracować w grupach, chcemy projekty..”.
A czas? Nie liczy się godzin jeśli coś się kocha i jeśli widzi się, że jest to dobre i skuteczne. Ponadto… Moi uczniowie potrafią mi pomóc podając sobie informacje zwrotne. Jedna z nich jest bardzo prosta: – dwie gwiazdy, jedno życzenie.
I tą techniką zakończę również swój post.
2 gwiazdy: Dzisiejsze święto – to wspaniała chwila, by zobaczyć jak wielu nauczycieli jest pozytywnie zakręconych na zmiany. To wspaniali ludzie, dla których dziecko, uczeń, praca jest wartością życia, pomocną w skutecznym uczeniu się ucznia.
Życzenie: Pozwólmy, by dołączyli inni, by wspólnie zmienić tą szkołę ,,pradziadków” na szkołę dzisiejszych dzieci i dać dzieciom radość uczenia się…
Pozdrawiam.
Marysia
Xawer
14 października 2015 at 23:33Polemika dotyczy wyłącznie tego, że zapowiadano tu raj na ziemi, jaki nastanie, gdy ustawa w obecnej wersji wejdzie w życie.
Weszła.
I jak ten raj wygląda widzimy.
Nie chodzi o to, żeby przeprowadzić dowód, że może być inaczej, niż jest, tylko żeby zaobserwować rzeczywistość. Agnieszka tę obserwację przeprowadziła. I z całym (niskim i podłym) Schadenfreude muszę powtórzyć: „a nie mówiłem, że tak będzie?”
Proszę poczytać polemiki sprzed roku, gdy rzecz wchodziła na legislacyjną ścieżkę.
A z całą resztą Pani ten nie polemizuję, wręcz w sporej części podzielam Pani pogląd.
Robert Raczyński
15 października 2015 at 09:10Nie wiem, skąd u pani to graniczące z pewnością przekonanie, że ktoś tu chce polemizować z ideą OK . Mnie wydaje się, że wskazujemy przyczyny, dla których nie jest ono powszechnie implementowane i że, zgodnie z naszymi niewymagającymi głębszych badań przewidywaniami, sama w sobie dowolna ustawa niczego nie zmieni. Żadna to dla mnie satysfakcja, bo było to dla mnie oczywiste. Nikt też nie walczy z prawem dzieci do szkoły lepszej, niż ta, która była udziałem ich rodziców i dziadków.
Przykro mi, że doświadczenia własne nie pozwalają mi podzielać pani idealizmu – najwyraźniej inaczej postrzegamy ideę dowolnej pracy zawodowej. We mnie postawa „siłaczki” lub „siłacza” budzi ogromny szacunek, ale jednocześnie stawia pod znakiem zapytania sens oświaty jako instytucji powszechnej, co, niestety, zgadza się w pełni z obserwowaną rzeczywistością. Dlatego właśnie możemy naiwnie i bez końca pytać, dlaczego „dobra szkoła” to zjawisko egzotyczne.
Tak jak już kiedyś pisałem, mogę podziwiać postawy romantyczno-idealistyczne, ale nie mogę żądać by stały się one powszechne w wybranej grupie zawodowej, uznanej prawem kaduka za misyjną. Misją zajmują się zawsze te (i tylko te) podmioty, które na to stać. Moralnie, intelektualnie i ekonomicznie. Wymaganie, by stać było wszystkich, to taki myślowy socjalizm – zaczyna się chciejstwem, zadekretowanym marzeniem, a kończy rozczarowaniem, korozją idei i pretensjami do świata, że brzydszy niż idea.
Wracając do tematu, praktyka wprowadzania OK jest taka, jak opisuje ją @ Agnieszka i, z tego, co wiem, jej doświadczenia są zdecydowanie popularniejsze w szkole niż te opisywane przez panią.
Ma pani absolutną rację mówiąc, że to piękne doświadczenie, szczerze gratuluję i podziwiam, bo mnie nie udaje się ta sztuka w każdych warunkach. „Panów” nie trzeba do OK przekonywać, lepsze byłyby pomysły, co zrobić, by było powszechniejsze, bo ustawa w roli motywatora raczej się nie sprawdziła…
Danusia
15 października 2015 at 10:30Uff, jak dobrze, że w głównych sprawach się zgadzamy!!!!
Wiesława Mitulska
15 października 2015 at 19:08„Wracając do tematu, praktyka wprowadzania OK jest taka, jak opisuje ją @ Agnieszka i, z tego, co wiem, jej doświadczenia są zdecydowanie popularniejsze w szkole niż te opisywane przez panią.”
Dziwi mnie takie kategoryczne stwierdzenie, bo ja z taką praktyką wprowadzania OK nie spotkałam się, a mam sporo kontaktów z innymi szkołami (przynajmniej w naszym powiecie). Z moich obserwacji wynika, że w wielu szkołach nowa ustawa nic nie zmieniła, bo nie ma w nich gotowości do wprowadzenia OK i dobrze, bo jak wielu piszących tutaj uważam, że odgórne sterowanie zmianami w szkole często wypacza nawet najpiękniejsze idee. Znam również szkoły, w których od lat próbowano pracować z oceną kształtującą i w tych szkołach zapisy nowej ustawy przyjęto z ulgą – nikt nam teraz nie zarzuci, że robimy źle, że wprowadzamy coś wbrew przepisom. Z premedytacją użyłam tu słowa „próbowano”, bo najczęściej obserwuję taki sposób wprowadzania OK, że zaczyna jeden nauczyciel, potem inni zaczynają się interesować i próbować najpierw z elementami, później coraz bardziej „wsiąkają” w całą strategię. Mogę opisać jak jest w mojej szkole, w której w edukacji wczesnoszkolnej pracujemy bez ocen od początku lat dziewięćdziesiątych. Od pewnego czasu, gdy nauczyciele starszych klas zaczęli interesować się ocenianiem kształtującym, zaczęliśmy pokazywać jak pracujemy w I-III i wspólnie zastanawiać się, czy nasze pomysły, metody, strategie da się przenieść wyżej. Nikt nie zmusza nauczycieli, by wszyscy już od jutra zaczęli pracować z OK, a jednak próbują, interesują się, niektórzy się szkolą. Tym sposobem w naszej szkole udało się przez lata wprowadzić wiele zmian, dlatego wszystkim, którzy już uważają, że ustawa nie działa przypominam stare powiedzenie – „kropla drąży skałę” – to w sensie zmian oddolnych. Nam, „zmieniaczom oddolnym” ustawa dodała odwagi.
Pozdrawiam
Robert Raczyński
15 października 2015 at 20:05„z tego, co wiem” okazało się niefortunne i mylące. Precyzyjniej byłoby „w znanych mi przypadkach”. Zgadzam się również, że o „praktyce wprowadzania” ciężko jest mówić, w sytuacji, gdy w tej, czy innej szkole nie podjęto nawet próby.
Marcin Wojtczak
15 października 2015 at 20:07Czy w ramach tej „kropli dążącej skałę” zbliżyliście się do jakiegoś systemu, który pozwoli zrezygnować z ocen cząstkowych i wystawiania ocen rocznych na podstawie oceniania kształtującego?
Danusia
16 października 2015 at 12:00Na prawdę gratuluję z całego serca i też tego PPP i przekonania o niekrzywdzeniu uczniów klas I – III stopniami.
D
Danusia
15 października 2015 at 12:27Marysiu
Jest nas dużo! Nie ma nauczycieli, którzy z premedytacją, chcą źle uczyć, to nie miałoby sensu. D
majcin
15 października 2015 at 12:33Tak na wstępie, to jestem bardzo wdzięczny za zbiorowa psychoanalizę rodziców, jasne, wszyscy, którym podobają się oceny liczbowe zostali skrzywdzeni przez nauczycieli oceniających w ten sposób.
Bo oczywiście żaden zdrowy na umyśle rodzic, nie może uważać, że system jest dobry, jego nauczyciele zazwyczaj oceniali sprawiedliwie i nie ma nic przeciwko temu, by jego dziecko było oceniane w ten sam sposób.
Natomiast jednoczesna dyskusja o wypowiedziach Marysi i Agnieszki jest nieuzasadnioną generalizacją, gdyż dotyczą one zupełnie innych sytuacji.
Marysia uczy w kasach I-III, gdzie ocenianie bieżące jest całkowicie w gestii nauczyciela, a kończy się ono opisowa oceną roczną, system ten działa od kilkunastu lat i nauczyciele zdążyli już wypracować własne sposoby pracy, adekwatne dla swoich umiejętności i potrzeb dzieci. Stąd jej doświadczenia są interesujące, ale nie są niczym wyjątkowym.
O czymś zupełnie innym pisze Agnieszka. Ona zetknęła się z sytuacją powyżej klasy IV, gdzie nowelizacja prawa otworzyła furteczkę pozwalającą na eksperymenty z systemem oceniania bieżącego, przy czym w ramach tej nowelizacji równie uprawnione jak ocenianie kształtujące jest np. ocenianie w punktach, albo procentach, pod warunkiem wystawienia na koniec roku oceny zgodnej z obowiązująca skalą.
Różnice są zasadnicze:
-po pierwsze sprawy dotyczą dzieci w różnym wieku, twierdzenie, że system dobry dla dziecka w wieku 8 lat będzie się sprawdzał u 12 latka jest dosyć wątpliwe;
-po drugie ocena na koniec III klasy SP nie ma większego znaczenia dla przyszłości dziecka, w przeciwieństwie do tej na koniec klasy V i VI SP czy III gimnazjum;
-po trzecie inne jest zaangażowanie rodziców w naukę dziecka, stąd też w klasie VI rodzice oczekują innego komunikatu niż w III, raczej czegoś w rodzaju dzwonka ostrzegawczego niż instrukcji postępowania.
Dlatego odpowiedzią na wątpliwości Agnieszki w żaden sposób nie może być wypowiedź Marysi, a powinny być opis doświadczeń z „drugiej połowy” szkoły podstawowej lub z gimnazjum, w którym zrezygnowano z ocen liczbowych i w zamian za to wprowadzono inny system, bardziej efektywny w ocenianiu bieżącym, spełniający oczekiwania rodziców i pozwalający na wystawienie ocen rocznych.
Czy ktoś w ogóle słyszał o takiej szkole (działającej na prawach publicznej)?
Danusia
15 października 2015 at 12:44Zapraszam do wpisu: Maturzyści Agnieszki Hliwy.
majcin
15 października 2015 at 13:23Czytałem.
1. Rzecz dotyczy jednego nauczyciela, części zagadnień z jednego przedmiotu i jednej klasy, a nie całej szkoły.
2. Opisywany system nie zastepował oceniania liczbowego tylko je uzupełniał.
3. Tak zupełnie na marginesie, nie wiem czy nauczyciel byłby w stanie pracować tak intensywnie z więcej niż jedną klasą.
Robert Raczyński
15 października 2015 at 14:05Pojedynczy nauczyciel, który nie jest nauczycielem nauczania początkowego, choćby „zakochany” w OK i swoich uczniach, nie może decydować o systemie oceniania. Zetknie się nie tyle z niechęcią opornych, co z machiną biurokratyczną, która zakłada:
– ujednolicenie postępowania,
– mierzalność wyników,
– porównywalność ocen (także pomiędzy szkołami i etapami kształcenia),
– odpowiednią częstotliwość i systematyczność wystawiania ocen cząstkowych,
– obowiązek korzystania z powszechnie dostępnych narzędzi, tj. z dziennika papierowego lub elektronicznego, które musiałyby zostać zaadaptowane do OK, a z przyczyn oczywistych długo nie będą.
Taki nauczyciel nie zajmowałby się już niczym innym oprócz przekładu cyferek, ogólnie zrozumiałych dla rodziców, którzy nie uważają, że ich dzieci są w szkole prześladowane (wbrew pozorom, jest ich całkiem sporo) na często bełkotliwą nowomowę. Bezkrytyczni orędownicy OK zdają się nie rozumieć, że ocena oprócz zupełnie podstawowej funkcji informacyjnej, pełni także rolę jednego z ważniejszych dokumentów w szkole – w większości sytuacji nauczycielowi wolno niczego nie nauczyć, ale biada mu, jeśli zaniedba regularne zapełnianie okienek.
Padające od czasu czasu przykłady chlubnych wyjątków wydają się funkcjonować na wyjątkowych prawach – sami decydują o swoich obowiązkach, sami się z nich rozliczają, sami wreszcie decydują z kim i z w jakim wymiarze pracują, nigdy nie informując, jakim cudem im się to udaje.
Marysia
14 października 2015 at 22:58Dzisiaj w święto nauczycieli dodam i ja jeszcze kilka kwestii na temat własnych doświadczeń w zakresie efektywnego uczenia się ucznia. Temat wątku jest według mnie jak najbardziej na czasie – a zainteresowanie nim podyktowane ponadto rozporządzeniem ministra o możliwości wprowadzenia oceniania pomagającego się uczyć.
Dla nauczyciela, który chciałby do swojej pracy wprowadzić zmiany na pewno może wydać się atrakcyjny… Sama z chęcią poczytałabym o praktykach stosowania oceniania kształtującego, bowiem uważam, że podstawą jest wzajemna wymiana doświadczeń. A tu co?
Zastanawiam się jak podeszłabym do oceniania kształtującego jako dopiero co ,,zapalający się” nauczyciel po przeczytaniu powyższych komentarzy tak zacnego gremium.
Na szczęście miałam wielkie szczęście, że na początku swojej drogi z ocenianiem kształtującym spotkałam wielu ludzi, dla których uczenie się ucznia nie mierzy się wyłącznie pieniędzmi i liczonymi godzinami ile daje się ich uczniowi. Ludzi – pozytywnie zakręconych na własny rozwój i rozwój ucznia.
Z ocenianiem kształtującym pracuję już 6 rok. Moje praktykowanie to nieustanne doskonalenie własnej pracy z uczniem. Zaczynałam od oceniania kształtującego wypowiedzi pisemnych, by w końcu odejść od ocen sumujących do informacji zwrotnej pomagającej się uczyć.
Piszecie Panowie o ustawie, która jakoby coś narzuca. Niestety – ustawa tylko umożliwia. Nawet w klasach i – III jest wybór oceny sumującej, bowiem były osoby tego samego zdania co Panowie i minister przychyliła się również do Państwa zdania – dając możliwość nie stosowania przez nich oceniania kształtującego . Więc o co teraz ta polemika?
Jeśli Panom trzeba nadal dowodu na to – odsyłam na stronę internetową https://dzieckobezstopni.pl/node/50 – na wideokonferencji minister dokładnie to omawia…
Natomiast czytając powyższe komentarze zaczęłam się zastanawiać nad jedną kwestią. W psychologii mówi się często o syndromie ,,nieprzebaczonej krzywdy”. Ludzie dorośli (często też rodzice uczniów) często nie zdają sobie sprawy jak mocno w tym tkwią…
A mnie się chce zdać takie pytanie: – Dlaczego jeśli Ty, ja czuliśmy się skrzywdzeni w swoim dzieciństwie, młodości tym, że dostaliśmy dwóję, to dlaczego chcemy oddać to naszym dzieciom na zasadzie – Ja tak miałem, to i ty masz, zobacz jak to dobrze”… DLACZEGO?
Dlaczego oni muszą to też przeżywać? Dlaczego tego nie chcemy zmienić, pomóc im, by się z radością uczyły, by nie tkwiły w luce, ale otrzymały informację – jak się uczyć?
Moje doświadczenia z ocenianiem kształtującym to dewiza wystawiona przez uczniów klasy III szkoły podstawowej na rozpoczęciu roku podczas spotkania z rodzicami. Rodzice usłyszeli od dzieci – ,,nie chcemy ocen, chcemy pracować w grupach, chcemy projekty..”.
A czas? Nie liczy się godzin jeśli coś się kocha i jeśli widzi się, że jest to dobre i skuteczne. Ponadto… Moi uczniowie potrafią mi pomóc podając sobie informacje zwrotne. Jedna z nich jest bardzo prosta: – dwie gwiazdy, jedno życzenie.
I tą techniką zakończę również swój post.
2 gwiazdy: Dzisiejsze święto – to wspaniała chwila, by zobaczyć jak wielu nauczycieli jest pozytywnie zakręconych na zmiany. To wspaniali ludzie, dla których dziecko, uczeń, praca jest wartością życia, pomocną w skutecznym uczeniu się ucznia.
Życzenie: Pozwólmy, by dołączyli inni, by wspólnie zmienić tą szkołę ,,pradziadków” na szkołę dzisiejszych dzieci i dać dzieciom radość uczenia się…
Pozdrawiam.
Marysia
Xawer
14 października 2015 at 23:33Polemika dotyczy wyłącznie tego, że zapowiadano tu raj na ziemi, jaki nastanie, gdy ustawa w obecnej wersji wejdzie w życie.
Weszła.
I jak ten raj wygląda widzimy.
Nie chodzi o to, żeby przeprowadzić dowód, że może być inaczej, niż jest, tylko żeby zaobserwować rzeczywistość. Agnieszka tę obserwację przeprowadziła. I z całym (niskim i podłym) Schadenfreude muszę powtórzyć: „a nie mówiłem, że tak będzie?”
Proszę poczytać polemiki sprzed roku, gdy rzecz wchodziła na legislacyjną ścieżkę.
A z całą resztą Pani ten nie polemizuję, wręcz w sporej części podzielam Pani pogląd.
Robert Raczyński
15 października 2015 at 09:10Nie wiem, skąd u pani to graniczące z pewnością przekonanie, że ktoś tu chce polemizować z ideą OK . Mnie wydaje się, że wskazujemy przyczyny, dla których nie jest ono powszechnie implementowane i że, zgodnie z naszymi niewymagającymi głębszych badań przewidywaniami, sama w sobie dowolna ustawa niczego nie zmieni. Żadna to dla mnie satysfakcja, bo było to dla mnie oczywiste. Nikt też nie walczy z prawem dzieci do szkoły lepszej, niż ta, która była udziałem ich rodziców i dziadków.
Przykro mi, że doświadczenia własne nie pozwalają mi podzielać pani idealizmu – najwyraźniej inaczej postrzegamy ideę dowolnej pracy zawodowej. We mnie postawa „siłaczki” lub „siłacza” budzi ogromny szacunek, ale jednocześnie stawia pod znakiem zapytania sens oświaty jako instytucji powszechnej, co, niestety, zgadza się w pełni z obserwowaną rzeczywistością. Dlatego właśnie możemy naiwnie i bez końca pytać, dlaczego „dobra szkoła” to zjawisko egzotyczne.
Tak jak już kiedyś pisałem, mogę podziwiać postawy romantyczno-idealistyczne, ale nie mogę żądać by stały się one powszechne w wybranej grupie zawodowej, uznanej prawem kaduka za misyjną. Misją zajmują się zawsze te (i tylko te) podmioty, które na to stać. Moralnie, intelektualnie i ekonomicznie. Wymaganie, by stać było wszystkich, to taki myślowy socjalizm – zaczyna się chciejstwem, zadekretowanym marzeniem, a kończy rozczarowaniem, korozją idei i pretensjami do świata, że brzydszy niż idea.
Wracając do tematu, praktyka wprowadzania OK jest taka, jak opisuje ją @ Agnieszka i, z tego, co wiem, jej doświadczenia są zdecydowanie popularniejsze w szkole niż te opisywane przez panią.
Ma pani absolutną rację mówiąc, że to piękne doświadczenie, szczerze gratuluję i podziwiam, bo mnie nie udaje się ta sztuka w każdych warunkach. „Panów” nie trzeba do OK przekonywać, lepsze byłyby pomysły, co zrobić, by było powszechniejsze, bo ustawa w roli motywatora raczej się nie sprawdziła…
Danusia
15 października 2015 at 10:30Uff, jak dobrze, że w głównych sprawach się zgadzamy!!!!
Wiesława Mitulska
15 października 2015 at 19:08„Wracając do tematu, praktyka wprowadzania OK jest taka, jak opisuje ją @ Agnieszka i, z tego, co wiem, jej doświadczenia są zdecydowanie popularniejsze w szkole niż te opisywane przez panią.”
Dziwi mnie takie kategoryczne stwierdzenie, bo ja z taką praktyką wprowadzania OK nie spotkałam się, a mam sporo kontaktów z innymi szkołami (przynajmniej w naszym powiecie). Z moich obserwacji wynika, że w wielu szkołach nowa ustawa nic nie zmieniła, bo nie ma w nich gotowości do wprowadzenia OK i dobrze, bo jak wielu piszących tutaj uważam, że odgórne sterowanie zmianami w szkole często wypacza nawet najpiękniejsze idee. Znam również szkoły, w których od lat próbowano pracować z oceną kształtującą i w tych szkołach zapisy nowej ustawy przyjęto z ulgą – nikt nam teraz nie zarzuci, że robimy źle, że wprowadzamy coś wbrew przepisom. Z premedytacją użyłam tu słowa „próbowano”, bo najczęściej obserwuję taki sposób wprowadzania OK, że zaczyna jeden nauczyciel, potem inni zaczynają się interesować i próbować najpierw z elementami, później coraz bardziej „wsiąkają” w całą strategię. Mogę opisać jak jest w mojej szkole, w której w edukacji wczesnoszkolnej pracujemy bez ocen od początku lat dziewięćdziesiątych. Od pewnego czasu, gdy nauczyciele starszych klas zaczęli interesować się ocenianiem kształtującym, zaczęliśmy pokazywać jak pracujemy w I-III i wspólnie zastanawiać się, czy nasze pomysły, metody, strategie da się przenieść wyżej. Nikt nie zmusza nauczycieli, by wszyscy już od jutra zaczęli pracować z OK, a jednak próbują, interesują się, niektórzy się szkolą. Tym sposobem w naszej szkole udało się przez lata wprowadzić wiele zmian, dlatego wszystkim, którzy już uważają, że ustawa nie działa przypominam stare powiedzenie – „kropla drąży skałę” – to w sensie zmian oddolnych. Nam, „zmieniaczom oddolnym” ustawa dodała odwagi.
Pozdrawiam
Robert Raczyński
15 października 2015 at 20:05„z tego, co wiem” okazało się niefortunne i mylące. Precyzyjniej byłoby „w znanych mi przypadkach”. Zgadzam się również, że o „praktyce wprowadzania” ciężko jest mówić, w sytuacji, gdy w tej, czy innej szkole nie podjęto nawet próby.
Marcin Wojtczak
15 października 2015 at 20:07Czy w ramach tej „kropli dążącej skałę” zbliżyliście się do jakiegoś systemu, który pozwoli zrezygnować z ocen cząstkowych i wystawiania ocen rocznych na podstawie oceniania kształtującego?
Danusia
16 października 2015 at 12:00Na prawdę gratuluję z całego serca i też tego PPP i przekonania o niekrzywdzeniu uczniów klas I – III stopniami.
D
Danusia
15 października 2015 at 12:27Marysiu
Jest nas dużo! Nie ma nauczycieli, którzy z premedytacją, chcą źle uczyć, to nie miałoby sensu. D
majcin
15 października 2015 at 12:33Tak na wstępie, to jestem bardzo wdzięczny za zbiorowa psychoanalizę rodziców, jasne, wszyscy, którym podobają się oceny liczbowe zostali skrzywdzeni przez nauczycieli oceniających w ten sposób.
Bo oczywiście żaden zdrowy na umyśle rodzic, nie może uważać, że system jest dobry, jego nauczyciele zazwyczaj oceniali sprawiedliwie i nie ma nic przeciwko temu, by jego dziecko było oceniane w ten sam sposób.
Natomiast jednoczesna dyskusja o wypowiedziach Marysi i Agnieszki jest nieuzasadnioną generalizacją, gdyż dotyczą one zupełnie innych sytuacji.
Marysia uczy w kasach I-III, gdzie ocenianie bieżące jest całkowicie w gestii nauczyciela, a kończy się ono opisowa oceną roczną, system ten działa od kilkunastu lat i nauczyciele zdążyli już wypracować własne sposoby pracy, adekwatne dla swoich umiejętności i potrzeb dzieci. Stąd jej doświadczenia są interesujące, ale nie są niczym wyjątkowym.
O czymś zupełnie innym pisze Agnieszka. Ona zetknęła się z sytuacją powyżej klasy IV, gdzie nowelizacja prawa otworzyła furteczkę pozwalającą na eksperymenty z systemem oceniania bieżącego, przy czym w ramach tej nowelizacji równie uprawnione jak ocenianie kształtujące jest np. ocenianie w punktach, albo procentach, pod warunkiem wystawienia na koniec roku oceny zgodnej z obowiązująca skalą.
Różnice są zasadnicze:
-po pierwsze sprawy dotyczą dzieci w różnym wieku, twierdzenie, że system dobry dla dziecka w wieku 8 lat będzie się sprawdzał u 12 latka jest dosyć wątpliwe;
-po drugie ocena na koniec III klasy SP nie ma większego znaczenia dla przyszłości dziecka, w przeciwieństwie do tej na koniec klasy V i VI SP czy III gimnazjum;
-po trzecie inne jest zaangażowanie rodziców w naukę dziecka, stąd też w klasie VI rodzice oczekują innego komunikatu niż w III, raczej czegoś w rodzaju dzwonka ostrzegawczego niż instrukcji postępowania.
Dlatego odpowiedzią na wątpliwości Agnieszki w żaden sposób nie może być wypowiedź Marysi, a powinny być opis doświadczeń z „drugiej połowy” szkoły podstawowej lub z gimnazjum, w którym zrezygnowano z ocen liczbowych i w zamian za to wprowadzono inny system, bardziej efektywny w ocenianiu bieżącym, spełniający oczekiwania rodziców i pozwalający na wystawienie ocen rocznych.
Czy ktoś w ogóle słyszał o takiej szkole (działającej na prawach publicznej)?
Danusia
15 października 2015 at 12:44Zapraszam do wpisu: Maturzyści Agnieszki Hliwy.
majcin
15 października 2015 at 13:23Czytałem.
1. Rzecz dotyczy jednego nauczyciela, części zagadnień z jednego przedmiotu i jednej klasy, a nie całej szkoły.
2. Opisywany system nie zastepował oceniania liczbowego tylko je uzupełniał.
3. Tak zupełnie na marginesie, nie wiem czy nauczyciel byłby w stanie pracować tak intensywnie z więcej niż jedną klasą.
Robert Raczyński
15 października 2015 at 14:05Pojedynczy nauczyciel, który nie jest nauczycielem nauczania początkowego, choćby „zakochany” w OK i swoich uczniach, nie może decydować o systemie oceniania. Zetknie się nie tyle z niechęcią opornych, co z machiną biurokratyczną, która zakłada:
– ujednolicenie postępowania,
– mierzalność wyników,
– porównywalność ocen (także pomiędzy szkołami i etapami kształcenia),
– odpowiednią częstotliwość i systematyczność wystawiania ocen cząstkowych,
– obowiązek korzystania z powszechnie dostępnych narzędzi, tj. z dziennika papierowego lub elektronicznego, które musiałyby zostać zaadaptowane do OK, a z przyczyn oczywistych długo nie będą.
Taki nauczyciel nie zajmowałby się już niczym innym oprócz przekładu cyferek, ogólnie zrozumiałych dla rodziców, którzy nie uważają, że ich dzieci są w szkole prześladowane (wbrew pozorom, jest ich całkiem sporo) na często bełkotliwą nowomowę. Bezkrytyczni orędownicy OK zdają się nie rozumieć, że ocena oprócz zupełnie podstawowej funkcji informacyjnej, pełni także rolę jednego z ważniejszych dokumentów w szkole – w większości sytuacji nauczycielowi wolno niczego nie nauczyć, ale biada mu, jeśli zaniedba regularne zapełnianie okienek.
Padające od czasu czasu przykłady chlubnych wyjątków wydają się funkcjonować na wyjątkowych prawach – sami decydują o swoich obowiązkach, sami się z nich rozliczają, sami wreszcie decydują z kim i z w jakim wymiarze pracują, nigdy nie informując, jakim cudem im się to udaje.
Marysia
15 października 2015 at 17:51Odniosę się tym razem krótko i na konkretny temat, bowiem nie dysponuję zbyt dużą pulą wolnego czasu.
1. Rodzice – w moim przypadku dość długo oporowali, ale kiedy sami na zebraniu za narysowanie ,,domku” dostali szereg ocen sumujących powiedzieli mi: te oceny są niesprawiedliwe, nie ma podanych żadnych kryteriów, zależą od tego jak się pani spodoba, jak pani uzna. Mankamentem na ocenianie kształtujące jest dla rodziców nie to, że chcą otrzymywać oceny sumujące, (bo jak twierdzą one nic im nie mówią jak ma dziecko się nauczyć i co ma umieć), lecz to, że w czwartej klasie tych ocen nie będzie (tzn. ocen kształtujących). To jest wypowiedź z połowy października rodziców uczniów mojej klasy. Lęk ten dotyczy tego czy dla dzieci nie będzie to szok gdy zamiast informacji o tym jak się ma się dziecko nauczyć danej umiejętności – dostanie informacje: Siadaj dwa!. To jest lęk rodziców, którzy widzą jak działa stopniowy system nauczania. Nie mając złudzeń, że ten stopniowy system zostanie zmieniony przez zrutynowanych nauczycieli po prostu wolą od razu wepchnąć swoje pociechy w tą machinę XIX szkolnictwa.
2. Ustawa daje dowolność, ale zanim została wprowadzona wielu nauczycieli odbyło darmowe szkolenia z oceny rozwojowej, w tym również dyrektorzy. Więc nie mówmy, że nic nie wiedzą. Pesymizm połączony z widzeniem świata ,,na problemy” wiele rzeczy może sprowadzić o wiele niżej niż kształtuje to sama rzeczywistość.
3. Dziennik elektroniczny – pewnie się nim nie posługujecie kiedy czytam takie sformułowania. Pracuję na Librusie. Librus od dawna we wszystkich klasach, na wszystkich przedmiotach ma wprowadzoną ocenę kształtującą. Jakby odczytali te podane powyżej słowa rodzice moich uczniów to i oni nie byli by skłonni wierzyć w to co tutaj na ten temat zostało napisane, nie mówiąc o nauczycielach…
4. Najistotniejszą sprawą która mnie cieszy jest to, że wszystkim nam tu zależy na dobrym uczeniu i nauczaniu. Osobiście nie należę do pesymistów, ale realistycznie zmieniam to co ja mogę zmienić. Nie jestem osobą na ,,problemy” tylko na cel. To pomaga mi wchodzić szybko w zmiany. Staram się rozumieć te osoby inne niż ja.
Pozdrawiam.
Robert Raczyński
15 października 2015 at 18:59To ja też krótko.
1. W gimnazjum rodzice mają już inne „lęki”. Na ogół chcą wiedzieć, czy ich dziecko w odpowiednim stopniu jest przygotowane do egzaminu i nie można ich za to winić. Skala tradycyjna daje taki czytelny komunikat i dla większości nie ma tu znaczenia fakt, że jest on niepełny. Ponadto, przy całym szacunku dla opiekunów swoich uczniów, stwierdzam, że wiedza płynąca z OK jest bardziej przydatna uczniowi – rodzice w zdecydowanej większości dziennika nie czytają i nie bardzo sobie wyobrażam drastyczną zmianę w tej materii, na skutek pojawienia się elaboratów, które trzeba by tłumaczyć „z polskiego na nasze”. Trzeba widzieć ich konsternację przy czytaniu opinii różnych poradni, żeby to zrozumieć.
2. Nauczyciele „wiedzą” różne rzeczy. Co z tą wiedzą robią, zależy nie tylko od nich.
3. Rozumiem, że Librus dla nauczycieli nauczania początkowego ma taką opcję. Vulcan w gimnazjum z pewnością nie – mogę sobie co najwyżej „opisowo” pokorespondować z rodzicami. Oczywiście jest również opcja sporządzania świadectw i arkuszy ocen. Być może trzeba się do producenta zwrócić o taką możliwość, tego nie wiem… Co z ocenami cząstkowymi, bo tu przyznaję, wyobraźnia mnie zawodzi…
4.Osiąganie celu na ogół polega na pokonywaniu problemów. Ja najpierw realistycznie oceniam, a potem zmieniam. Otwarcie przyznaję, że wiedzy, doświadczenia i sił wystarcza mi na szczegółowe omawianie prac, pokazywanie, co jest dobrze, co źle i co z tym trzeba zrobić. Pa pełne wdrożenie założeń OK, mógłbym sobie pozwolić przy dwóch zespołach klasowych w roku i przynajmniej pięciu godzinach w tygodniu w każdym z nich.
Danusia
16 października 2015 at 12:04ad 1. Czy jeśli uczeń ma trzey u jednego nauczyciela, a 4 u innego, to czy ta informacja wystarczy rodzicowi. Chyba jednak sami się oszukują. Czasami owocuje to restrykcjami w stosunku do dzieci: „Jeśli inni mają wyżej, to ty nie wychodzisz z domu, do momentu, gdy nie bedziesz się też uczył na ten stopień”.
D
Robert Raczyński
16 października 2015 at 18:16To bardzo poważny problem – nawet przy skrupulatnym stosowaniu przedmiotowego systemu oceniania, zawsze aktualny. Niestety, wątpię, aby OK mogło go rozwiązać – po prostu każdy nauczyciel jest inny, ma inne priorytety i nawet przy dobrej woli wszystkich zainteresowanych, nie jest łatwo spełnić postulat „jednakowych wymagań”. Nie widzę oceny, która zapewniłaby taką jednolitość, nawet przy znacznym jej uszczegółowieniu.
Posłużę się własnym przykładem. Uczę dokładnie tego samego, co moje koleżanki, ale… Nie jestem np. wielbicielem zeszytów ćwiczeń i zwolennikiem drobiazgowego ich sprawdzania, pozwalam wybierać ćwiczenia itd., itp. Podczas gdy większość uczniów w szkole, pod koniec września, ma już po kilka ocen, moi jeszcze się „rozgrzewają”, a ja staram się ich poznać, zanim będę się bawił w sędziego. Nie jestem również entuzjastą kartkówek „ze słówek”, które dla większości rodziców i dyrekcji są koniecznym motywatorem i „pozwalają śledzić postępy ucznia na bieżąco”, a moim zdaniem nie wnoszą nic do lingwistycznej sprawności ucznia, bo pomijają kontekst. W takiej sytuacji, moje ocenianie kształtujące byłoby ssaniem palca w porównaniu z równiutkim rzędem cyferek, a co gorsze, rodzicom jeszcze trudniej byłoby „porównywać”, nawet gdyby w szkole OK zostało „wprowadzone”. Często zapominamy, że „porównanie”, to, wbrew pozorom, podstawowe narzędzie informacyjne.
Ktoś z pewnością powie, że przy pomocy „opisu” łatwiej zakamuflować różnice w prowadzeniu zajęć, być może, ale tylko pod warunkiem, że ocena nie byłaby wystawiana za konkretną rzecz. Póki co, z trudem, bo z trudem, ale udaje mi się unikać ocen zawsze „za to samo”, co w klasie obok, przy OK, byłbym już niewolnikiem odgórnej instrukcji, wszyscy uczniowie musieliby mieć zawsze wszystkie, choćby idiotyczne, ćwiczenia odrobione… Nie jestem pewien, czy ten wywód jest klarowny.
Marysia
15 października 2015 at 17:51Odniosę się tym razem krótko i na konkretny temat, bowiem nie dysponuję zbyt dużą pulą wolnego czasu.
1. Rodzice – w moim przypadku dość długo oporowali, ale kiedy sami na zebraniu za narysowanie ,,domku” dostali szereg ocen sumujących powiedzieli mi: te oceny są niesprawiedliwe, nie ma podanych żadnych kryteriów, zależą od tego jak się pani spodoba, jak pani uzna. Mankamentem na ocenianie kształtujące jest dla rodziców nie to, że chcą otrzymywać oceny sumujące, (bo jak twierdzą one nic im nie mówią jak ma dziecko się nauczyć i co ma umieć), lecz to, że w czwartej klasie tych ocen nie będzie (tzn. ocen kształtujących). To jest wypowiedź z połowy października rodziców uczniów mojej klasy. Lęk ten dotyczy tego czy dla dzieci nie będzie to szok gdy zamiast informacji o tym jak się ma się dziecko nauczyć danej umiejętności – dostanie informacje: Siadaj dwa!. To jest lęk rodziców, którzy widzą jak działa stopniowy system nauczania. Nie mając złudzeń, że ten stopniowy system zostanie zmieniony przez zrutynowanych nauczycieli po prostu wolą od razu wepchnąć swoje pociechy w tą machinę XIX szkolnictwa.
2. Ustawa daje dowolność, ale zanim została wprowadzona wielu nauczycieli odbyło darmowe szkolenia z oceny rozwojowej, w tym również dyrektorzy. Więc nie mówmy, że nic nie wiedzą. Pesymizm połączony z widzeniem świata ,,na problemy” wiele rzeczy może sprowadzić o wiele niżej niż kształtuje to sama rzeczywistość.
3. Dziennik elektroniczny – pewnie się nim nie posługujecie kiedy czytam takie sformułowania. Pracuję na Librusie. Librus od dawna we wszystkich klasach, na wszystkich przedmiotach ma wprowadzoną ocenę kształtującą. Jakby odczytali te podane powyżej słowa rodzice moich uczniów to i oni nie byli by skłonni wierzyć w to co tutaj na ten temat zostało napisane, nie mówiąc o nauczycielach…
4. Najistotniejszą sprawą która mnie cieszy jest to, że wszystkim nam tu zależy na dobrym uczeniu i nauczaniu. Osobiście nie należę do pesymistów, ale realistycznie zmieniam to co ja mogę zmienić. Nie jestem osobą na ,,problemy” tylko na cel. To pomaga mi wchodzić szybko w zmiany. Staram się rozumieć te osoby inne niż ja.
Pozdrawiam.
Robert Raczyński
15 października 2015 at 18:59To ja też krótko.
1. W gimnazjum rodzice mają już inne „lęki”. Na ogół chcą wiedzieć, czy ich dziecko w odpowiednim stopniu jest przygotowane do egzaminu i nie można ich za to winić. Skala tradycyjna daje taki czytelny komunikat i dla większości nie ma tu znaczenia fakt, że jest on niepełny. Ponadto, przy całym szacunku dla opiekunów swoich uczniów, stwierdzam, że wiedza płynąca z OK jest bardziej przydatna uczniowi – rodzice w zdecydowanej większości dziennika nie czytają i nie bardzo sobie wyobrażam drastyczną zmianę w tej materii, na skutek pojawienia się elaboratów, które trzeba by tłumaczyć „z polskiego na nasze”. Trzeba widzieć ich konsternację przy czytaniu opinii różnych poradni, żeby to zrozumieć.
2. Nauczyciele „wiedzą” różne rzeczy. Co z tą wiedzą robią, zależy nie tylko od nich.
3. Rozumiem, że Librus dla nauczycieli nauczania początkowego ma taką opcję. Vulcan w gimnazjum z pewnością nie – mogę sobie co najwyżej „opisowo” pokorespondować z rodzicami. Oczywiście jest również opcja sporządzania świadectw i arkuszy ocen. Być może trzeba się do producenta zwrócić o taką możliwość, tego nie wiem… Co z ocenami cząstkowymi, bo tu przyznaję, wyobraźnia mnie zawodzi…
4.Osiąganie celu na ogół polega na pokonywaniu problemów. Ja najpierw realistycznie oceniam, a potem zmieniam. Otwarcie przyznaję, że wiedzy, doświadczenia i sił wystarcza mi na szczegółowe omawianie prac, pokazywanie, co jest dobrze, co źle i co z tym trzeba zrobić. Pa pełne wdrożenie założeń OK, mógłbym sobie pozwolić przy dwóch zespołach klasowych w roku i przynajmniej pięciu godzinach w tygodniu w każdym z nich.
Danusia
16 października 2015 at 12:04ad 1. Czy jeśli uczeń ma trzey u jednego nauczyciela, a 4 u innego, to czy ta informacja wystarczy rodzicowi. Chyba jednak sami się oszukują. Czasami owocuje to restrykcjami w stosunku do dzieci: „Jeśli inni mają wyżej, to ty nie wychodzisz z domu, do momentu, gdy nie bedziesz się też uczył na ten stopień”.
D
Robert Raczyński
16 października 2015 at 18:16To bardzo poważny problem – nawet przy skrupulatnym stosowaniu przedmiotowego systemu oceniania, zawsze aktualny. Niestety, wątpię, aby OK mogło go rozwiązać – po prostu każdy nauczyciel jest inny, ma inne priorytety i nawet przy dobrej woli wszystkich zainteresowanych, nie jest łatwo spełnić postulat „jednakowych wymagań”. Nie widzę oceny, która zapewniłaby taką jednolitość, nawet przy znacznym jej uszczegółowieniu.
Posłużę się własnym przykładem. Uczę dokładnie tego samego, co moje koleżanki, ale… Nie jestem np. wielbicielem zeszytów ćwiczeń i zwolennikiem drobiazgowego ich sprawdzania, pozwalam wybierać ćwiczenia itd., itp. Podczas gdy większość uczniów w szkole, pod koniec września, ma już po kilka ocen, moi jeszcze się „rozgrzewają”, a ja staram się ich poznać, zanim będę się bawił w sędziego. Nie jestem również entuzjastą kartkówek „ze słówek”, które dla większości rodziców i dyrekcji są koniecznym motywatorem i „pozwalają śledzić postępy ucznia na bieżąco”, a moim zdaniem nie wnoszą nic do lingwistycznej sprawności ucznia, bo pomijają kontekst. W takiej sytuacji, moje ocenianie kształtujące byłoby ssaniem palca w porównaniu z równiutkim rzędem cyferek, a co gorsze, rodzicom jeszcze trudniej byłoby „porównywać”, nawet gdyby w szkole OK zostało „wprowadzone”. Często zapominamy, że „porównanie”, to, wbrew pozorom, podstawowe narzędzie informacyjne.
Ktoś z pewnością powie, że przy pomocy „opisu” łatwiej zakamuflować różnice w prowadzeniu zajęć, być może, ale tylko pod warunkiem, że ocena nie byłaby wystawiana za konkretną rzecz. Póki co, z trudem, bo z trudem, ale udaje mi się unikać ocen zawsze „za to samo”, co w klasie obok, przy OK, byłbym już niewolnikiem odgórnej instrukcji, wszyscy uczniowie musieliby mieć zawsze wszystkie, choćby idiotyczne, ćwiczenia odrobione… Nie jestem pewien, czy ten wywód jest klarowny.
Waldemar Zabielski
15 października 2015 at 19:21Interesująca dyskusja na ważny temat.
Bieżąca ustawa o ocenianiu, według słów samej Minister Edukacji, powstała “targiem krakowskim” i z góry było wiadomo, że za tą ustawą nie kryje się żadna myśl przewodnia MENu na temat systemu oceniania. Wprowadzono zmiany kosmetyczno-terminologiczne, które w praktyce nikogo do niczego nie zobowiązują. Moim zdaniem, nauczyciel czy dyrektor, który zechce to na serio wprowadzać, pogubi się w pierwszym czytaniu tego dokumentu.
Natomiast patrząc optymistycznie i pozytywnie na całą problematykę oceniania, korzyść z powstałej sytuacji jest taka, że coraz więcej ludzi pracujących w edukacji zaczyna sobie uświadamiać wagę problemu.
Od siebie chciałbym dorzucić uwagę na temat używanych tu pojęć “ocenianie kształtujące”, “ocenianie końcowe”, “ocena liczbowa (stopień)” i “ocena opisowa”.
Dwa pierwsze pojęcia dotyczą rozróżnienia celów ocenia: celem oceniania kształcującego jest informacja pomagająca w nauce, celem oceniania końcowego jest informacja na temat rezultatu nauki po jej zakończeniu.
Celów oceniania nie należy mieszać z “formatem” przekazywanej informacji w trakcie oceniania. W ocenianiu końcowym “format” przekazanej informacji musi być ściśle ustalony przez ustawę, ponieważ ocena końcowa (świadectwo) jest dokumentem prawnym.
W ocenianiu kształcującym, “forma” przekazywanej informacji jest bardziej urozmaicona i w dużym stopniu zależy od nauczyciela, aczkolwiek administracja szkolna może przygotować dla nauczycieli listę zalecanych form oceniania kształtującego.
Przy takim rozróżnieniu (a jest to rozróżnienie stosowane w literaturze pedagogicznej), nie powinno się utożsamiać “oceny kształtującej” z “oceną opisową”, ponieważ należą one do dwóch różnych kategorii pojęciowych, pierwsza dotyczy celu oceniania, druga jest formą przekazywanej informacji. Sama ustawa zresztą przewiduje formę oceny opisowej jako ocenę końcową, a nie kształtującą. Chodzi o to, że forma oceny opisowej może być użyta zarówno w ocenie kształtującej jak i w ocenie końcowej, w zależności od tego, gdzie jest bardziej przydatna.
Generalnie, nie należy moim zdanie fetyszyzować tej czy innej formy przekazywania informacji w ocenianiu (stopnie 1-6, litery ABCDF, punkty 1-4, skala opisowa “naganny-celujący”, opis słowny). Wszystkie mają wady i zalety. Najlepszą formą wydaje się być użycie jakiejś standardowej skali liczbowej lub literowej w kombinacji z opisem słownym.
Danusia
16 października 2015 at 11:57Waldemarze, bardzo mi się podoba Twoja klaryfikacja co do celów oceniania i odróżnienie celów od formy.
Nadal uważam, że ocena symbolem (stopniem, procentami, buźkami itp) nie daje uczniowi informacji pomagającej się uczyć. Ale też nie zawsze ocena symbolem daje informację, do której jest stosowana, czyli nie pokazuje stopnia opanowania materiału. Do stopnia musiałoby być wyjaśnienie, czyli komentarz, a wtedy mamy dwie oceny w jednym. W ocenie w trakcie procesu uczenia się, nie jest zalecane łączenie oceny kształtującej z sumującą.
Dla mnie jest wniosek taki: w trakcie uczenia się kształtująco, na posumowanie sumująco.
D
Waldemar Zabielski
16 października 2015 at 17:07Danusiu, dziękuję za to uzupełnienie mojej charakterystyki oceny kształtującej jako informacji pomagającej uczniowi w nauce, tzn. że kształtujące nie polega na jednorazowym “wystawieniu” oceny (co właśnie charakteryzuje ocenę sumującą – ocena “wystawiona” na końcu procesu), a raczej na ciągłym przekazywanie informacji, a często nawet na wymianie informacji między nauczycielem i uczniem (informacja zwrotna?) w trakcie procesu uczenia się, kiedy nie jest za późno na poprawę.
Jeśli chodzi o formę oceniania (liczbowa, czy słowna), u nas w szkole średniej ocena sumująca na świadectwie składa się z trzech “ocen”, ocena procentowa na szczegółowej skali liczbowej od 1% do 100%, komentarz słowny od 1 do 3 zdań (istnieje baza danych gotowych zdań), i trzecia ocena w kategorii “umiejętności uczenia się” na skali podobnej do polskiej skali oceny z zachowania “niedostateczny-celujący”. Ta ostatnia ocena jest niezależna od procentowej oceny wyników nauki.
Oceny kształtujące mogą być u nas formułowane w każdej formie, od liczbowej do słownej, włącznie w formie rozmowy. Jedna rzecz, która nie jest dla mnie do tej pory jasna, to ile z tej informacji nagromadzonej w ocenianiu kształtującym, można wykorzystać, lub nie wykorzystać, przy formułowaniu oceny końcowej.
A propos polskiej oceny z zachowania, kategoria “umiejętności uczenia się” obejmuje część kategorii zachowań, które pomagają w uczeniu się, natomiast nie zawierają żadnych elementów dotyczących wykroczeń i łamania dyscypliny przez uczniów. Wykroczenia dyscyplinarne uczniów powinny być całkowicie wyłączone z systemu oceniania I traktowane osobno. Jeśli mowa o przeżytkach dziewiętnastowiecznych w polskiej edukacji, to to uważam za główny przeżytek: wykroczenia dyscyplinarne uczniów oceniane są tym samym systemem oceniania co znajomość tabliczki mnożenia.
Waldemar Zabielski
15 października 2015 at 19:21Interesująca dyskusja na ważny temat.
Bieżąca ustawa o ocenianiu, według słów samej Minister Edukacji, powstała “targiem krakowskim” i z góry było wiadomo, że za tą ustawą nie kryje się żadna myśl przewodnia MENu na temat systemu oceniania. Wprowadzono zmiany kosmetyczno-terminologiczne, które w praktyce nikogo do niczego nie zobowiązują. Moim zdaniem, nauczyciel czy dyrektor, który zechce to na serio wprowadzać, pogubi się w pierwszym czytaniu tego dokumentu.
Natomiast patrząc optymistycznie i pozytywnie na całą problematykę oceniania, korzyść z powstałej sytuacji jest taka, że coraz więcej ludzi pracujących w edukacji zaczyna sobie uświadamiać wagę problemu.
Od siebie chciałbym dorzucić uwagę na temat używanych tu pojęć “ocenianie kształtujące”, “ocenianie końcowe”, “ocena liczbowa (stopień)” i “ocena opisowa”.
Dwa pierwsze pojęcia dotyczą rozróżnienia celów ocenia: celem oceniania kształcującego jest informacja pomagająca w nauce, celem oceniania końcowego jest informacja na temat rezultatu nauki po jej zakończeniu.
Celów oceniania nie należy mieszać z “formatem” przekazywanej informacji w trakcie oceniania. W ocenianiu końcowym “format” przekazanej informacji musi być ściśle ustalony przez ustawę, ponieważ ocena końcowa (świadectwo) jest dokumentem prawnym.
W ocenianiu kształcującym, “forma” przekazywanej informacji jest bardziej urozmaicona i w dużym stopniu zależy od nauczyciela, aczkolwiek administracja szkolna może przygotować dla nauczycieli listę zalecanych form oceniania kształtującego.
Przy takim rozróżnieniu (a jest to rozróżnienie stosowane w literaturze pedagogicznej), nie powinno się utożsamiać “oceny kształtującej” z “oceną opisową”, ponieważ należą one do dwóch różnych kategorii pojęciowych, pierwsza dotyczy celu oceniania, druga jest formą przekazywanej informacji. Sama ustawa zresztą przewiduje formę oceny opisowej jako ocenę końcową, a nie kształtującą. Chodzi o to, że forma oceny opisowej może być użyta zarówno w ocenie kształtującej jak i w ocenie końcowej, w zależności od tego, gdzie jest bardziej przydatna.
Generalnie, nie należy moim zdanie fetyszyzować tej czy innej formy przekazywania informacji w ocenianiu (stopnie 1-6, litery ABCDF, punkty 1-4, skala opisowa “naganny-celujący”, opis słowny). Wszystkie mają wady i zalety. Najlepszą formą wydaje się być użycie jakiejś standardowej skali liczbowej lub literowej w kombinacji z opisem słownym.
Danusia
16 października 2015 at 11:57Waldemarze, bardzo mi się podoba Twoja klaryfikacja co do celów oceniania i odróżnienie celów od formy.
Nadal uważam, że ocena symbolem (stopniem, procentami, buźkami itp) nie daje uczniowi informacji pomagającej się uczyć. Ale też nie zawsze ocena symbolem daje informację, do której jest stosowana, czyli nie pokazuje stopnia opanowania materiału. Do stopnia musiałoby być wyjaśnienie, czyli komentarz, a wtedy mamy dwie oceny w jednym. W ocenie w trakcie procesu uczenia się, nie jest zalecane łączenie oceny kształtującej z sumującą.
Dla mnie jest wniosek taki: w trakcie uczenia się kształtująco, na posumowanie sumująco.
D
Waldemar Zabielski
16 października 2015 at 17:07Danusiu, dziękuję za to uzupełnienie mojej charakterystyki oceny kształtującej jako informacji pomagającej uczniowi w nauce, tzn. że kształtujące nie polega na jednorazowym “wystawieniu” oceny (co właśnie charakteryzuje ocenę sumującą – ocena “wystawiona” na końcu procesu), a raczej na ciągłym przekazywanie informacji, a często nawet na wymianie informacji między nauczycielem i uczniem (informacja zwrotna?) w trakcie procesu uczenia się, kiedy nie jest za późno na poprawę.
Jeśli chodzi o formę oceniania (liczbowa, czy słowna), u nas w szkole średniej ocena sumująca na świadectwie składa się z trzech “ocen”, ocena procentowa na szczegółowej skali liczbowej od 1% do 100%, komentarz słowny od 1 do 3 zdań (istnieje baza danych gotowych zdań), i trzecia ocena w kategorii “umiejętności uczenia się” na skali podobnej do polskiej skali oceny z zachowania “niedostateczny-celujący”. Ta ostatnia ocena jest niezależna od procentowej oceny wyników nauki.
Oceny kształtujące mogą być u nas formułowane w każdej formie, od liczbowej do słownej, włącznie w formie rozmowy. Jedna rzecz, która nie jest dla mnie do tej pory jasna, to ile z tej informacji nagromadzonej w ocenianiu kształtującym, można wykorzystać, lub nie wykorzystać, przy formułowaniu oceny końcowej.
A propos polskiej oceny z zachowania, kategoria “umiejętności uczenia się” obejmuje część kategorii zachowań, które pomagają w uczeniu się, natomiast nie zawierają żadnych elementów dotyczących wykroczeń i łamania dyscypliny przez uczniów. Wykroczenia dyscyplinarne uczniów powinny być całkowicie wyłączone z systemu oceniania I traktowane osobno. Jeśli mowa o przeżytkach dziewiętnastowiecznych w polskiej edukacji, to to uważam za główny przeżytek: wykroczenia dyscyplinarne uczniów oceniane są tym samym systemem oceniania co znajomość tabliczki mnożenia.
Marysia
21 października 2015 at 13:23….Z praktyki stosowania oceniania kształtującego przez uczniów klasy III szkoły podstawowej…..
Dzieciaki zgodnie z podanymi do celu kryteriami (nacobezu) pisali opis koleżanki/kolegi. Następnie w domu dokonali oceny koleżeńskiej wykonanej pracy. Otrzymali kryteria do oceny pracy i w domu przygotowywali informację zwrotną.
Czasem jest mowa: ,,w liceum nie wyjdzie, bo matura…”’. ,,W klasach 1 – 3 szkoły podstawowej nie wyjdzie, bo to małe dzieci”.
Moje zdanie: – To zależy jak często stosuje się informacje zwrotne pomagające się uczyć i jak się przygotuje dzieci do pisania i odbioru takich informacji. Jeśli nie ma stopni – jest to informacja, która staje się normą do uczenia się.
– I dowód, że można: – Uczniowie klasy III szkoły podstawowej napisali sobie wzajemnie informacje zwrotne (oceny koleżeńskie) bardzo dokładnie, nawet w w kilku przykładach z podaniem konkretnej daty do kiedy należy wykonać poprawę. I co ważne – tą poprawę do tej daty wyznaczone osoby wykonały!
Działa? Działa!!!
Mnie takie ocenianie sprawia radość, moim dzieciom z klasy również. I dla mnie to jest ważne.
Mały skrawek życia, mały skrawek rzeczywistości, poletko, za które w całości i złożoności życia ja jestem odpowiedzialna. Nie zmienię wszystkiego – zmieniam to co zależy ode mnie…
Pozdrawiam i cieszę się, że coraz częściej i coraz więcej osób czuje potrzebę takiej pracy na swoim małym ,,poletku” pracy zawodowej.
Robert Raczyński
21 października 2015 at 18:04Pani Marysiu, kiedy mówię, że OK nie zawsze daje się stosować, mam na myśli, że albo nie umiem, albo nie mogę go stosować, a nie, że OK „nie działa” :).
Marysia
21 października 2015 at 21:05Panie Robercie, to się bardzo cieszę, że wzajemnie się rozumiemy, tzn: że OK ,,działa” lub może ,,działać”.
A może… – im więcej dobrych praktycznych przykładów tym możliwe będzie, że: ,,nauczę się, będę umieć” oraz ,,spróbuję i będę mógł”…:).
Pozdrawiam.
Marysia
21 października 2015 at 13:23….Z praktyki stosowania oceniania kształtującego przez uczniów klasy III szkoły podstawowej…..
Dzieciaki zgodnie z podanymi do celu kryteriami (nacobezu) pisali opis koleżanki/kolegi. Następnie w domu dokonali oceny koleżeńskiej wykonanej pracy. Otrzymali kryteria do oceny pracy i w domu przygotowywali informację zwrotną.
Czasem jest mowa: ,,w liceum nie wyjdzie, bo matura…”’. ,,W klasach 1 – 3 szkoły podstawowej nie wyjdzie, bo to małe dzieci”.
Moje zdanie: – To zależy jak często stosuje się informacje zwrotne pomagające się uczyć i jak się przygotuje dzieci do pisania i odbioru takich informacji. Jeśli nie ma stopni – jest to informacja, która staje się normą do uczenia się.
– I dowód, że można: – Uczniowie klasy III szkoły podstawowej napisali sobie wzajemnie informacje zwrotne (oceny koleżeńskie) bardzo dokładnie, nawet w w kilku przykładach z podaniem konkretnej daty do kiedy należy wykonać poprawę. I co ważne – tą poprawę do tej daty wyznaczone osoby wykonały!
Działa? Działa!!!
Mnie takie ocenianie sprawia radość, moim dzieciom z klasy również. I dla mnie to jest ważne.
Mały skrawek życia, mały skrawek rzeczywistości, poletko, za które w całości i złożoności życia ja jestem odpowiedzialna. Nie zmienię wszystkiego – zmieniam to co zależy ode mnie…
Pozdrawiam i cieszę się, że coraz częściej i coraz więcej osób czuje potrzebę takiej pracy na swoim małym ,,poletku” pracy zawodowej.
Robert Raczyński
21 października 2015 at 18:04Pani Marysiu, kiedy mówię, że OK nie zawsze daje się stosować, mam na myśli, że albo nie umiem, albo nie mogę go stosować, a nie, że OK „nie działa” :).
Marysia
21 października 2015 at 21:05Panie Robercie, to się bardzo cieszę, że wzajemnie się rozumiemy, tzn: że OK ,,działa” lub może ,,działać”.
A może… – im więcej dobrych praktycznych przykładów tym możliwe będzie, że: ,,nauczę się, będę umieć” oraz ,,spróbuję i będę mógł”…:).
Pozdrawiam.