OFSTED

Byłam na konferencji Instytutu Badań Edukacyjnych dotyczącej badań nad jakością edukacji szkolnej. Głównym mówcą był dr Michael Maddison z Ofsted (Office for Standards in Education). Nie to, żebym była entuzjastką nadzoru szkół. Nadal uważam, że od samego mierzenia nic się nie zmienia.
Jednak, jeśli założyć (fałszywie), że trzeba sprawdzać, to przedstawione doświadczenia angielskie były intersujące. Jeśli ktoś jest szczególnie zainteresowany, to odsyłam na stronę IBE, obiecali, że wszystkie materiały tam zmieszczą.
A ja – same „smaczki”:

  1. W Anglii są 152 ośrodki władz lokalnych zajmujące się oświatą. System jest mniej scentralizowany niż u nas, ale jest skomplikowany. Są np. szkoły zwane Akademiami, które mają specjalne prawa i mogą od rządu dostać ekstra fundusze.
  2. Ofsted to potężna instytucja. Trzęsie całym nadzorem w Anglii. Jest finansowana przez ministerstwo, ale „raportuje” do rządu. Powstała w 1840 roku, zajmuje się inspekcją i regulacją. Ma 4 działy: inspekcja szkół, rozwój i strategia, finanse i prawa dziecka.
  3. Pomysł godny naśladowania (jeśli już inspekcja jest konieczna) to – przygotowanie do inspekcji. A w nim pozyskanie informacji o wynikach egzaminów, o liczbie uczniów uczęszczających na zajęcia dodatkowe, liczbie uczniów obcojęzycznych, liczbie uczniów korzystających z bezpłatnych obiadów, podsumowanie ankietowania uczniów, autoewaluacja szkoły itd. Na postawie tych informacji inspektorzy przygotowują się do inspekcji, wiedzą na czym powinni się skupić. Daje to kontekst działania szkoły. Jeśli np. wyniki egzaminów na tle wyników krajowych są słabe, to inspektor wie , że powinien inspekcję skupić na tym problemie.
  4. W Anglii jest 250 inspektorów w randze – Her Majesty’s Inspectors i około 2000 inspektorów współpracujących z Ofstedem na część etatu. Każdy z tych 250 ważnych inspektorów współpracuje z kilkoma „mniejszymi”. Ci ostatni dokonują inspekcji, piszą raporty, ale  główny inspektor odpowiada za jakość raportu. W ten sposób każdy raport jest sprawdzany przynajmniej dwukrotnie. Myślę, że to dobry zwyczaj.
  5. Raporty są upubliczniane. Mało tego są również pisane w wersji dla uczniów. Raport ma sformalizowaną formę, to znaczy istnieją arkusze do wypełnienia przez inspektora. Te kwestionariusze są jawne, więc każdy może się przygotować do inspekcji.
  6. Niestety szkoła dostaje też oceny – od 1 do 4. Jeśli szkoła dostała 4, to jest częściej kontrolowana. Ale Ofsted nie zajmuje się pomocą szkole. To mi się nie podoba, bo łatwo oceniać, ale jak zaradzić? Na pytania z sali – kto pomaga szkole, dowiedzieliśmy się, że np. stowarzyszenie historyków, jeśli z historii jest marnie. Chyba nie całkiem dokładnie zrozumiałam, bo przecież jeśli z nauczaniem jest w ogóle źle w szkole, to liczba pomagających musiałaby być duża.
  7. Obszary badane to: zarządzanie, bezpieczeństwo uczniów, proces nauczania, opieka.

Ciekawe dlaczego w tej kolejności? To co najbardziej jest tropione to: słabe wyniki i nierówność szans.

  1. Inspektorem może zostać tylko osoba z dużą praktyką. Przeprowadzane są szkolenia (3 razy do roku) i często inspektorzy kontaktują się wirtualnie. Spotykają się również w celu omówienia lekcji nagranych kamerą.
  2. Z przeliczeń, które dokonaliśmy podczas konferencji wyszło, że jeden inspektor wykonuje średnio dwie inspekcje tygodniowo. Nasz prelegent wykonał w całym zeszłym roku – 6.  W Anglii wykonuje się ogółem 30 000 inspekcji rocznie, ale są one zróżnicowane w czasie.
  3. Inspekcja trwa około 2 dni. Obserwowane są lekcje, bez zapowiedzi. Obserwowany nauczyciel otrzymuje informację zwrotną od inspektora. Dużo jest dyskusji pomiędzy nauczycielami, rodzicami i uczniami. Szkoła może kwestionować raport. Jeśli zarzuty w stosunku do raportu są zasadne, inspekcja może być powtórzona.
  4. Ofsted podaje do publicznej wiadomości ranking 20 najlepszych szkół, które od razu stają się sławne. To mi się nie podoba.

System Ofsted przechodził różne zmiany. Obecny kształt też ewaluuje. Ale nie jestem pewna, czy chciałabym, aby nasz raczkujący nadzór na nim się wzorował. Czy naprawdę trzeba sprawdzać, a może jednak zaufać jak Finowie?
 
 
 
 

8 komentarzy

  • avatar

    Zofia Godlewska

    30 października 2011 at 10:14

    Danusiu! Przeczytałam Twój tekst z ogromnym zainteresowaniem. Jedna z definicji słowa „nadzór” mówi, że jest to kontrola i możliwość władczego oddziaływania(…) Te sformułowania nie pasują – w mojej ocenie- do szkoły wszak to materia delikatna, subtelna i ogromnie zróżnicowana poprzez specyfikę każdej ze szkół. Przez to zróżnicowanie bardzo trudne jest porównywanie. Porównać można tylko to, co wymierne, mierzalne. Pozostaje cała sfera czynników trudno „mierzalnych” takich jak indywidualne możliwości uczniów, ich sytuacje domowe, rodzinne…..To, co w jednej szkole jest standardem lub nietrudnym do osiągnięcia sukcesem, w innej, w takim wymiarze może nigdy nie zaistnieć …

  • avatar

    Marek

    1 listopada 2011 at 18:09

    Dwa uzupełnienia.
    Według przedstawiciela ofset-u szkoła jest zadowolona z kontroli, gdy dotyczy problemów dydaktyki któregokolwiek przedmiotu; mniej, gdy chodzi o kontrolę całości.
    Kontrolę problemów dydaktycznych to początek prac zespołów przedmiotowych, więc za tym idą: autoewaluacja, szkolenia, itp.
    Tak czy inaczej szkoły muszą uczestniczyć w pomiarze dydaktycznym – egzaminach zewnętrznych – tego chcą podatnicy. W Anglii egzaminy prowadzą niezależne firmy prywatne. Nie ma tam takiej „autoewaluacji”, jaka jest u nas, gdzie CKE podlega MEN.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    1 listopada 2011 at 19:18

    Nie podoba mi się ten OFSTED. Wywodzi się z anachronicznego, dziewiętnastowiecznego myślenia o szkole. Szkole jako fabryce, która ma wyprodukować COŚ zgodnego z jakimś wzorcem. To COŚ jest st ciągle przymierzane do wzorca i oceniane w jakim stopniu jet jemu bliskie. To było dobre w dawnych wiekach – XIX i XX. COŚ to był człowiek oraz jego wiedza i umiejętności nabyte w szkole. Teraz odkrywamy, że to COŚ to jest człowiek z jego predyspozycjami, potencjałem, ułomnościami i uwarunkowaniami społecznymi, a także jego wiedza, umiejętności, kompetencje, zdolność do kierowania swoim życiem i budowania swojego szczęścia jak jednostki i jako elementu zbiorowości. Tak nam się pokomplikowało. Wystarczy spojrzeć na ulicę lub ekran telewizora w roku 1950 i obecnie.
    Czego mi brakuje w przedstawionym opisie ? – dialogu i wsparcia. Nauczyciele i szkoła to nie są bezmyślnymi wykonawcami – powinni być dla organów kontrolnych partnerami dialogu, a kontrolujący powinni być ekspertami, którzy potrafią wesprzeć i zainspirować. Tak widzę „inspekcje” w XXI wieku.
    Jedno mi się spodobało w relacji Danusi: system jest mniej scentralizowany i bardziej różnorodny. Tak, my coś wiemy o próbach reformowania systemów, w których istnieje Komitet Centralny i komitety wojewódzkie. Te próby zawsze kończyły się fiaskiem.

  • avatar

    Marek

    2 listopada 2011 at 07:49

    Zewnętrzna ocena nie zmieni kultury szkoły. Celem zewnętrznej oceny jest wskazanie niedociągnięć i przekazanie sugestii jak można je poprawić (w zakresiedy daktycznym). Podczas konferencji opisano błąd z osią czasu, na której dinozaury były zbyt blisko Henryka VIII. W badaniach w Polsce wykazano, że dla dużej części 10 letnich uczniów 10-3+2=5 oraz 88:22=44. Dobrze by było, by o nauczyciele usłyszeli jak można błędy naprawić. Po to jest OFSTED. Co tym zrobi szkoła, to zależy od jej kapitału ludzkiego i spoecynje presji, a to już zupełnie inna sprawa.

  • avatar

    Danuta

    4 listopada 2011 at 15:53

    Marku
    Czy ty usłyszałeś, że OFSTED mówi szkołom – JAK POPRAWIĆ. Chyba nie, oni tylko mówią, gdzie trzeba poprawiać, czy tak?
    Czy Twoim zdaniem kontrola jest potrzebna, czy może można jednak zaufać? Nawet jeśli podatnicy chcą inaczej?
    Wiesławie
    Ja też uważam, że jeśli się ocenia i może krytykuje, to powinno się w tym miejscu też wspierać – jak poprawić. Jednak moje zdanie nie jest zgodne z polityką MEN, która oddziela funkcję oceniającą od wspierającej.
    Ciągle ta sama nadzieja, że jak się skrytykuje, to się poprawi.
    Płonna nadzieja.
    Danusia

Dodaj komentarz