Znowu wraca nieśmiertelny temat polskiej szkoły – ściąganie i ściganie. Tym razem Aleksandra Pezda w Gazecie Wyborczej (16.09.2011) napisała artykuł – Ściągamy na potęgę.pl.
Czytamy: „Ponad 6,5 tys. uczniów odpowiedziało na internetową ankietę pt. „Uczciwość w szkole” portalu Zadanie.pl” Wyniki są, jak się można spodziewać, powalające – ściągamy na potęgę. Do tego w Polsce zdaniem dr Michała Kaczmarskiego jest na ściąganie przyzwolenie.
Portal Zadane.pl służy według autorki artykułu dokładnie do ściągania. Można tam zlecić rozwiązanie zadania domowego. Odpowiedzi udzielają inni uczniowie i otrzymują punkty za które mogą potem zadawać pytania.
Właściciel serwisu – „Nie ma mowy o ściąganiu. Nasz serwis to miejsce, gdzie uczniowie tłumaczą sobie wzajemnie lekcje i pomagają”.
Widać, że trzeba zdefiniować, co to znaczy ściąganie? A może jest kilka definicji w zależności od okoliczności?
Wikipedia: „Ściąganie – przypadek oszustwa dokonany podczas egzaminów lub testów (klasówki, kolokwia) przez osobę egzaminowaną (student, uczeń), polegający na zastosowaniu w ich trakcie niedozwolonej pomocy.
Stosowanie niedozwolonej pomocy…, czyli wszystko zależy od tego co jest dozwolone, a co nie. Co możemy ścigać!
W czasie egzaminów mamy ogólne przepisy, więc wiemy czy dokonano przestępstwa, ale jak jest w czasie procesu uczenia się? Co oznacza wtedy – ściąganie i czy należy/można je ścigać?
- Czy jeśli jeden uczeń drugiemu tłumaczy podczas lekcji lub po lekcjach zagadnienie, to to jest ściąganie?
- Czy jeśli uczeń korzysta z Internetu?
- Czy jeśli uczeń przepisze zadanie domowe od kolegi?
- Czy jeśli uczniowie pracują w parach i razem dochodzą do rozwiązania? A może wtedy, gdy jeden pracuje, a drugi tylko przepisuje?
- Czy jeśli uczeń przy wykonywaniu pracy korzysta ze swoich notatek? A jak jest, gdy korzysta z notatek kolegi? A jeśli przygotowali notatki wspólnie?
No to mamy pasztet.
Chcemy, aby uczniowie sobie pomagali, współpracowali ze sobą, korzystali z siebie nawzajem, a może oni w ten sposób uprawiają proceder ściągania?
Może lepiej nie definiować ściągania w procesie uczenia się, tylko pozwolić na każdą jego formę. A na końcu procesu, przy sprawdzeniu stopnia opanowania materiału wprowadzić zasadę korzystania tylko z siebie samych. Ja pozwoliłabym wtedy nawet na korzystanie z własnych notatek. Niestety takie przyzwolenie wymaga od nauczyciela sformułowania inteligentnych zadań, aby odpowiedzi nie dało się ściągnąć z książki, czy internetu. Łatwiej udzielić odpowiedzi na pytanie – ile nóg ma mucha, niż – dlaczego właśnie tyle?
Wszystko to bardzo trudne, bo dopóki modlić będziemy się do stopni, to wielu znajdzie drogę (oszustwa), aby cel – zdobycie dobrej oceny, osiągnąć. Dlatego stosujmy ocenianie kształtujące, gdy się czegoś uczymy. A sumujące (jeśli już musi być) to tylko na końcu, gdy podsumowujemy proces uczenia się.
18 komentarzy
Wiesław Mariański
26 września 2011 at 20:06O co chodzi z tym ściąganiem. Przecież uczenie się polega tylko na ściąganiu. Ściągamy od nauczyciela, od Pitagorasa i Euklidesa, z podręczników, zeszytów, encyklopedii, słowników, prac naukowych i opracowań. Im kto więcej naściąga, tym więcej wie. W pracy tylko ściągamy: księgowi, prawnicy, projektanci, lekarze, sprzedawcy, itd. Kto nie podpiera się ściągami może zrobić poważne błędy.
Pytania kontrolne:
– dlaczego uczniowie chcą ściągać w czasie sprawdzianów ?
– czy zdarza się, że uczniowi nie zależy na ściąganiu w trakcie sprawdzianu ? Od czego to zależy ? Podaj chociaż jeden przykład.
danuta
27 września 2011 at 09:23Brawo: Mnie się to podoba – ścigamy od Euklidesa!
Odpowiedzi moje:
ad 1. Gdyż chcą dostać lepszą ocenę – stopień, bo to jest dla nich cel sprawdzianu.
ad 2. Gdy sprawdzian nie jest oceniany na ocenę tylko nauczyciel pisze komentarz do pracy ucznia. I jeśli jest gwarancja, ze nie wystawi potem z komentarzy stopnia. Wtedy można się strać napisać lepiej, aby lepiej umieć.
D
W. Szwajkowski
28 września 2011 at 09:08Najgorsza i społecznie najbardziej destrukcyjna forma ściągania ma miejsce wtedy, gdy nauczyciel stawia nierealistyczne wymagania, a potem „wspaniałomyślnie” przymyka oko, widząc jak uczniowie ściągają na klasówce. Niestety, nauczyciel realizuje podstawę programową, która cała jest nierealistyczna. Proponuje więc uczniom milczącą zmowę: ja będę udawał, że was tego nauczyłem, a wy będziecie udawali, że umiecie. I wszyscy zadowoleni! MEN, nauczyciele, uczniowie, rodzice… Ilu jest takich nauczycieli?
danuta
28 września 2011 at 20:04Faktycznie takie mruganie porozumiewawcze jest okropnie demoralizujące i niestety powszechne.
„Gdyby nauczycielka nie dała mi ściągi, na pewno bym matury nie napisał” – dobra ciocia!
D
Janina Huterska- Górecka
28 września 2011 at 10:07Przypomniała mi się taka myśl – „Wiedzę możemy przejąć od innych, ale mądrości musimy nauczyć się sami”. Axel Muhnte.
Czyli (?)
– zezwolenie na „ściąganie” w procesie uczenia się,
ale i obowiązek bycia samodzielnie myślącym, gdy zajdzie w życiu potrzeba „ściągnąć z siebie”.
Pytam studenta (I rok studiów, z zadowoleniem opowiada, jakich to sztuczek dokonują w grupie,by ściągnąć „na zaliczeniu”),
„Po co studiujesz?”. Odpowiada – „Jak to po co, żeby mieć inżyniera!”.
Z moich doświadczeń – Nauczyciel „ściąga”, żeby „mieć dyplomowanego”.
Oceny i „mieć” wypaczają myślenie o sensie edukacji.
Ponieważ lubię cytaty – jeszcze jeden:
„Biada szkole, która po to aby uczyć, musi uciekać się do oceniania”. Friedrich Wolf.
Chciałam znaleźć w internecie odpowiedź na pytanie, kim był autor cytatu, natrafiłam na ciekawe spostrzeżenia polskiego nauczyciela o jednej z niemieckich szkół „Grundschule Friedrich Wolf”. Partnerska wizyta z bombą w tle”. Tam, portfolio jako metoda oceniania. Ustawiczna autorefleksja i praca nad sobą.
Jestem przekonana, że ocenianie kształtujące w szkole, to jedyna droga do zdrowego (emocjonalnie, społecznie, fizycznie i umysłowo) młodego społeczeństwa.
Trzeba wciąż takich otwartych dyskusji, jak wyżej, żeby kształtowały się przekonania, że możliwa jest szkoła bez ocen liczbowych. Wierzę,że taka nadejdzie.
Z moich doświadczeń doradcy metodycznego: Problem na razie w tym, że nauczyciele nie chcą dyskutować.
Chcą ściągi – „Jak „to” zrobić?”
danuta
28 września 2011 at 20:08„Biada szkole, która po to aby uczyć, musi uciekać się do oceniania”. Friedrich Wolf.
Cudne!
W szkołach waldorwskich (dużo ich w Niemczech) nie ma ocen – stopni. Widziałam na własne oczy.
Danusia
Bogusia
28 września 2011 at 12:56Moje zdanie na temat ściągania zmienia się w trakcie nabywania doświadczenia. Nie w ściąganiu oczywiści;-) tylko w uczeniu (się też).
Nie podlega dla mnie dyskusji sprawa nieściąganie na egzaminie np. na egzaminie na prawo jazdy.
Podoba mi się to określenie „Może lepiej nie definiować ściągania w procesie uczenia się” Właśnie, może przyjąć, że to co się dzieje w procesie uczenia się jest właśnie procesem i różne formy są dopuszczalne. Ważna jest skuteczność…efekt i współpraca.
Kiedyś wydawało mi się, że uczeń ma rozwiązywać zadania samodzielnie, wyłącznie samodzielnie. To było dawno.
Przypomniały mi się dwie sytuacje z mojego uczenia się w szkole i na studiach.
Miałam świetną nauczycielkę języka polskiego. Pisaliśmy wypracowania w grupach, również prace domowe. Mieliśmy dwa rodzaje grup: dobór pod względem tych samych umiejętności i drugi rodzaj: uczniowie zdolniejsi i mający kłopoty z nauką. W zależności od tematu pracowaliśmy w jednych lub drugich.
Nigdy nie pomyślałam, że to mogłaby być forma ściągania. Raczej pamiętam to jako świetną zabawę i ciekawe doświadczenie. I co ciekawe….lubię pisać, zawsze lubiłam. Nie było wtedy internetu, ale moja nauczycielka miała tzw. Złotą Księgę i tam wpisywaliśmy najlepsze wypracowania, również te grupowe. To było coś! Napisać takie wypracowanie, aby mieć tam swój wpis- podane były nazwiska, przy grupie, wszystkich osób.
Te przykładowe wypracowania były czytane w innych klasach przy wprowadzaniu nowej formy. Po prostu pokazywała nam jak ma wyglądać to czego się od nas oczekuje. Czy to było ściąganie? A ci uczniowie z kłopotami piszący wspólnie z innymi, mającymi większe umiejętności? Czy to było ściąganie? Dostawali przecież wszyscy tę samą ocenę.
Druga sytuacja z moich studiów.
Na zaliczenie zajęć z informatyki mieliśmy napisać program. Temat dostawaliśmy na kolokwium. Nic szczególnego przecież wszyscy tak robią. Tylko….nasz nauczyciel wychodził i zostawiał nas na dwie godziny. Wszyscy mieliśmy ten sam temat, byliśmy w jednej sali, mogliśmy korzystać z tego, co ze sobą przynieśliśmy, rozmawiać, wychodzić, pytać innych… Czy to było ściąganie? Zapomniałam dodać, że czasami nikomu nie udało się napisać programu. Mieliśmy wtedy tydzień, aby go dostarczyć. Po tygodniu mieli wszyscy:-)
Te dwie sytuacje bardzo dobrze pamiętam. Z informatyki pamiętam tematy programów, sposób poszukiwania odpowiedzi.
Z języka polskiego pamiętam sposób pisania, na co zwracać uwagę, ale też pamiętam mojego kolegę, który świetnie pisał. Dużo się od niego nauczyłam (ściągałam). Pamiętam też innych moich kolegów i koleżanki, tych którzy nie lubili się uczyć i mieli kłopoty z nauką. Pamiętam, że wtedy zobaczyłam ich inaczej, niż w klasie lekcyjnej, zobaczyłam, że są dobrzy w czymś innym niż, że mogę się od nich dużo nauczyć. Uczyłam sie też patrzenia i słuchania i ….tolerancji dla inności, dla innych umiejętności i nauczyłam się widzenia drugiej osoby nie tylko przez pryzmat stopni szkolnych. To są moje doświadczenia „ze ściąganiem”.
Miałam też dużo szczęści, że spotkałam tak dobrych nauczycieli
danuta
28 września 2011 at 20:12Korzystanie z wiedzy i pomocy innych nie powinno być uznawane za ściąganie.
Bardzo fajne przykłady.
D
W.Szwajkowski
28 września 2011 at 13:22Mam wrażenie, że w dyskusji do pojęcia „ściągania” zaliczamy trzy zupełnie różne zjawiska:
1. Korzystanie z czyichś doświadczeń i wiedzy za jego zgodą, w dobrej wierze, w celu doskonalenia własnych umiejętności.
2. Przypisanie swojego autorstwa czyjejś pracy (przepisanie od kogoś wypracowania z polskiego i przedstawienie go, jako własne), czyli ordynarny plagiat.
3. Nieuczciwe łamanie zasad obowiązujących na sprawdzianach, kolokwiach, czy egzaminach i zdobywanie w ten sposób przewagi nad tymi, którzy zasady stosują.
danuta
28 września 2011 at 20:14Czyli zamiast pojęcia – ściągnie, dajemy – plagiat? W sumie 3 możliwość to też plagiat.
To mi się podoba.
D
W.Szwajkowski
29 września 2011 at 16:25Niekoniecznie, gdyż trzecia możliwość to może to być korzystanie z własnych ściągawek na egzaminie, co jest naruszaniem zasad, ale nie narusza czyjejś własności intelektualnej.
Danuta Sterna
30 września 2011 at 12:01Tego bym nie nazwała naruszeniem, niech sobie korzysta ze swojego.
D
W.Szwajkowski
30 września 2011 at 17:22Jeśli takie zasady będą ustalone, to OK, ale sprawdzając pamięciowe opanowanie tabliczki mnożenia raczej bym nie pozwalał na korzystanie z własnych notatek.
Wiesław Mariański
28 września 2011 at 20:40Właśnie tu jest dylemat jak często stawiać ucznia w sytuacjach „musisz zrobić sam i nie wolno ściągać” i „robimy wspólnie i można ściągać”. Przecież warto byłoby żeby uczeń czasem sam zmierzył się z problemem, żeby miał okazję sam napisać wypracowanie. A z drugiej strony co złego stanie się jeśli pozwolić uczniowi na korzystanie z wzorów na matematyce ?
Wydaje mi się, że ciągłe ćwiczenie do sprawdzianów i egzaminów, oraz praca na oceny stwarza w szkole atmosferę opresyjności. Może warto zapytać: po co ?
Negatywne skutki takiego systemu widać doskonale na wywiadówkach. Tam rozmawia sie (czy może raczej mówi się) tylko o trzech zagadnieniach: sprawy organizacyjne + co kto zbroił + oceny.
W.Szwajkowski
29 września 2011 at 16:48Zgadza się! Ale to nierealistyczna i niewykonalna podstawa programowa sprzyja opresyjnemu (wybiórczemu, uznaniowemu) systemowi egzekwowania wiedzy. Tak samo jak nierealistyczne (absurdalne) ograniczenia prędkości w większości miejsc, gdzie są (kto po Warszawie jeździ 50 km/godz?), są podstawą opresyjnego (wybiórczego, uznaniowego) systemu karania kierowców. Mając zdjęcia z radarów władza może dowolnie decydować komu mandat wlepić, a komu nie. Wiadomo, że kolegom nie wlepi.
Czy nie ma tu analogii do niektórych praktyk szkolnych? Przyzwalanie na ściąganie i łapanie czasem, niektórych, dla postrachu lub pozoru? Istotą opresyjnego systemu jest to, że wszyscy muszą czuć się winni (przekraczania przepisów, tego, że spełniają wymagań, itp.), bo wszystkich trzeba mieć „haka”. Niektórzy dodatkowo mają pecha, bo na nich właśnie demonstruje się jego działanie.
Oczywiście nie ma niczego złego w tym, że uczniom pozwoli się korzystać z określonych pomocy, nawet na klasówkach, jeżeli wcześniej takie zasady zostaną ustalone. Ale wtedy nie jest to ściąganie. Mówienie „można ściągać” może być odebrane jako legitymizowanie działań nieuczciwych – właśnie jako „przymykanie oka”.
Danuta Sterna
30 września 2011 at 12:08Świetnie ujęte!
Najlepiej, gdy obywatel/uczeń cały czas czuje się nie w porządku, ma poczucie winy i zagrożenia. Wtedy jest niepewny i wszytko mu można wcisnąć.
Na Białorusi obowiązuje przepis dla nauczycieli, że nie mogą nic pisać w zeszycie ucznia. Po co? A no po to, aby móc przyłapać nauczyciela na tym, że coś wpisał.
Może ze ściąganiem jest podobnie, jest za co złapać?
D
W.Szwajkowski
30 września 2011 at 17:27Dobrze, że przynajmniej uczniowie na Białorusi sami mogą pisać w swoich zeszytach. Ciekawe, czy nauczyciele mogą wklejać uczniom do zeszytów karteczki Post-it, ze swoimi uwagami? A może takie karteczki są w ogóle zabronione i wtedy nie ma tematu…
danuta
1 października 2011 at 08:07No właśnie! Prawo jest tak skonstruowane, aby zawsze mogło być nie w porządku. Nie wolno pisać w zeszycie, a nie powiedziane jak z wklejaniem, albo jak z rysunkami?
Może powinni zdający maturę pisać ją nago, wtedy mielibyśmy pewność, że nie mają ściągawek.
D