Matura – przyłapywanie na niewiedzy

Miałam nic nie pisać o maturze tegorocznej z matematyki.
W mojej opinii, nie było tym razem źle. Niektóre zadania nawet bardzo mi się podobały. Na przykład zadanie 33 o sześcianie było całkiem sprytne.
Jak zawsze treść zadań była za bardzo teoretyczna, ale to stały zarzut, o którym wszyscy wiedzą. Niezmiennie zadania o ciągach (np. nr 12) są  typu: znamy wyrazy ciągu, trzeba obliczyć inny wyraz. Nic to nie ma wspólnego z życiem.  Było też zadanie na dowodzenie (nr 29), co na maturze na poziomie podstawowym nie wydaje mi się konieczne. Trygonometria (zadanie 13 i 14) wymagała znajomości tylko jednego wzoru.
Ale właściwie nie o tym chciałam pisać.
Okazało się, że w LO im. Hoffmanowej w Warszawie nauczycielka zrobiła przed maturą klasówkę z zadań, które potem powtórzyły się  na maturze. Przeciek, skandal, śledztwo….
Kulisy sprawy pokazały, że sprawa nie jest oczywista. Nauczycielka i uczniowie zgodnie twierdzą, że zadania dostarczyli jej uczniowie. Mieli je podobno wcześniej na jakimś egzaminie próbnym organizowanym przez CKE (wiadomość z pisma Metro).
Są co najmniej dwie możliwości: przeciek lub niedopatrzenie CKE.
Wiele osób emocjonuje się rozwiązaniem zagadki, a może procedura egzaminu jest bez sensu wymyślona?   Nam przecież chodzi o to, aby absolwent szkoły UMIAŁ, a nie żeby był przyłapany na niewiedzy.
Mam propozycję. Zrobić spis 1000 zadań z matematyki z tej listy dokonywano by wyboru zadań na maturę. 1000 to jest liczba, która powinna usatysfakcjonować matematyków. Można by nawet losować zestaw zadań w dniu matury. Nikt z uczniów nie byłby zaskoczony, nie ma obawy, że ktoś nauczy się na pamięć, karty otwarte….
Nie ma przecieków, nie ma wymyślania zadań przez tajną komisję i ten kto chce to się NAUCZY!

20 komentarzy

  • avatar

    stary

    17 maja 2011 at 21:38

    Przypominam, że kilka lat temu opolskie powtarzało maturę z matematyki i języka polskiego. Podejrzewam, że w stolicy to nie przejdzie. Prawo nie jest jednakowe dla wszystkich.
    Odnośnie matematyki.
    Zadania przekonują mnie, że matematyka na maturze nie jest potrzebna. Gdzie strona praktyczna? Osoby odpowiadające za treść należałoby w trybie natychmiastowym wymienić. Niech wezmą przykład z egzaminu gimnazjalnego. Tam już wprowadzono aspekty życiowe.
    Przeciwny jestem podawaniu zadań wcześniej. Wiele osób wykułoby na blaszkę schemat rozwiązania. Nie o to chodzi w matematyce.

    • avatar

      Danuta Sterna

      19 maja 2011 at 10:31

      Dziś się dowiedziałam, że nie będzie powtórki z matury w Warszawie. Nie znam szczegółów. Jeśli jednak nie bedzie, to znaczy, że „wina” jest po stronie komisji egzaminacyjnej. Ciekawe.
      W drugiej sprawie: chciałabym mieć do czynienia z tymi maturzystami, którzy wykują na blaszkę wszystkie potrzebne w życiu zadania matematyczne, mnie to wystarczy.
      D

  • avatar

    Witold Szwajkowski

    18 maja 2011 at 06:57

    Super pomysł! Biorąc pod uwagę, że do zadań można wstawiać różne dane, a także to, że do opisanej w zadaniu problemowej sytuacji można stawiać różne pytania, wykucie na blaszkę byłoby fizycznie niemożliwe, nawet przy stu zadaniach. A jak się trafi jakiś geniusz we wykuwaniu, jeden na tysiąc, to i tak jest mały koszt i mała szkoda. Może do większości dotarłoby wtedy, że bardziej efektywną metodą jest ZROZUMIEĆ, a nie uczyć się na pamięć kilkuset rozwiązań? Bo matematyka to między innymi najbardziej efektywny język opisywania świata. Niewielu ludzi rozumie, że jeden wzór mógłby zastąpić im często wiele godzin ględzenia. Pod warunkiem, że go zrozumieją.

    • avatar

      Danuta Sterna

      19 maja 2011 at 10:37

      Kiedyś byłam na kursie aktuariuszowskim. Tam jeden wzór po przekształceniach „robił” za kilka wzorów. I studenci uczyli się kilku wzorów na pamięć, nie orientując się, że właściwie jest to jeden wzór.
      Tak jakby zamiast jednego wzoru na prędkość v = s/t używać ( wkuć na blaszkę) jeszcze dwa inne: s = v t i t = s/v. Czym więcej zmiennych tym więcej wariantów.
      Zgdam się, że wkucie 100 zadań już jest niemożliwe bez zrozumienia o co chodzi, a przecież o to zrozumienie chodzi.
      D

  • avatar

    Danuta Sterna

    19 maja 2011 at 10:43

    TO JEST PYTANIE!
    – Byłoby więcej studentów na I roku studiów (bo już na II przeszło by mniej).
    – Uczniowie nie uczyliby się ze strachu (na krótko).
    – Nauczyciele mogliby oceniać uczniów kształtująco, a uczniowie może wzięliby odpowiedzialność za swoją naukę.
    – Trzeba by zwolnić wielu urzędników.
    – Można by nie uczyć pod maturę, a może nawet można by uczyć tego co jest potrzebne w przyszłości?
    ….
    – Świat by się zawalił!
    Danusia

  • avatar

    Danuta Sterna

    21 maja 2011 at 11:29

    Z tymi kasztanami, to poważna sprawa. Kilka lat temu okazało się, że termin majowy jest ze wszech miar niedogodny. Na próby zmiany padał jeden argument przeciw: muszą matury być wtedy, gdy kwitną kasztany – TRADYCJA. Ciekawe czy umierać, też powinniśmy tylko np w lecie, bo wtedy ładniej i kopie się ziemię łatwiej.
    Danusia

  • avatar

    Wiesław Mariański

    22 maja 2011 at 22:07

    Matura naprawdę dobrowolna. Świadomy wybór i decyzja młodego człowieka. Teraz uczeń jest pchany i ciągnięty na siłą do matury. To system, szkoła i nauczyciele są najbardziej zainteresowani wynikiem matury, a nie sam maturzysta.
    Ocenianie kształtujące = mniej napięć = mniej porażek = więcej sukcesów = więcej poczucia własnej wartości = mniej agresji na stadionach. Na przykład.

  • avatar

    danuta

    23 maja 2011 at 08:38

    Opozycjoniści powiedzą, że bez straszaka w postaci matury nikt nie będzie się uczył. Moim zdaniem, przy obecnym systemie szkolnym mają rację.
    Najważniejsze wyzwanie: nauczać tak, aby uczniowie chcieli się uczyć dla wiedzy, a nie z przymusu.
    Trzy pytania:
    Programy nauczania – czego uczymy?
    Metody nauczania – jak uczymy?
    Egzaminy – jak oceniamy?
    Trzy nogi od jednego stołka. Napisałam o tym kiedyś na blogu w – Stołku edukacyjnym. Myślę, że my zwykli obywatele mamy naprawdę wpływ tylko na środkową nogę. I chyba od tego trzeba zacząć, może potem da się coś zrobić z resztą.
    Danusia

  • avatar

    Wiesław Mariański

    24 maja 2011 at 20:38

    „Jedynym wyjściem z zarysowanego impasu jest rozwiązanie instytucji szkoły i powołanie do życia nowej – jakiejś post-szkoły, z nowymi zadaniami i zupełnie nowym modelem funkcjonowania. Ta nowa instytucja lub para instytucja miałaby wyrastać na gruncie wolnego rynku ideałów. W miejsce jednej szkoły – wielość szkół, bo jest wiele ideałów człowieka. I niech będzie wiele testów kompetencji. Badajmy, które szkoły najlepiej przygotowują do wyzwań rynku, ale badajmy też, po jakiej szkole absolwenci mają najwyższe kompetencje społeczne, po jakiej są najszczęśliwsi, po jakiej potrafią założyć udaną rodzinę, po jakiej potrafią spełnić się jako artyści, po jakiej po prostu bezpretensjonalnie bujać w obłokach, po jakiej nadają się na mężów stanu, po jakiej potrafią głęboko myśleć, po jakiej potrafią uczestniczyć w tzw. kulturze wysokiej. ”
    http://www.edunews.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1511&Itemid=1
    No i dobrze, niech będą opozycjoniści konserwatywni, niech będą szkoły tradycyjne konwencjonalne. Ale niech oświata nie będzie monolitem, bo świat nie jest monolityczny. Stąd moja niepoważna propozycja drugiego, komplementarnego MEN. Dać możliwość i konieczność wyboru modelu szkoły. Modyfikowanie, ewoluowanie to za mało. Prawdziwa zmiana, prawdziwie nowa szkoła wymaga zmiany korzeni, zorganizowania jej na nowych zasadach.

    • avatar

      Danuta Sterna

      26 maja 2011 at 13:08

      Ekstra link:
      'Głównym symptomem zmierzchu szkoły jest moim zdaniem fakt, że konsekwentnie i z uporem, pod wpływem presji politycznych, stawia ona współcześnie przed człowiekiem zadania, których nie tylko nie jest w stanie zrealizować, ale które jednocześnie są niespójne zarówno z duchem naszych czasów jak i naturą człowieczeństwa”
      Tak myślę, że są to zadania nie do wykonania.
      Nauczyciele próbują, ale są z góry skazani na niepowdzenie.
      D

    • avatar

      Danuta Sterna

      26 maja 2011 at 13:10

      Niestety wybór będzie jeden. Nikt nie wyłamie się i nie skarze swojego dziecka na wykluczenie z przyjętych przez społeczeństwo reguł.
      Popatrzmy ile osób decyduje się, aby dziecko nie chodziło na religię? A ilu z nich posyła dlatego, że jest przekonane wenętrznie?
      D

  • avatar

    Witold Szwajkowski

    25 maja 2011 at 20:15

    Moim zdaniem niepotrzebne są straszaki, żeby się uczyć, tym bardziej w postaci matury, tylko dobre przykłady ludzi, którzy właśnie dzięki nauce, pracy, uczciwości, itd. itp. doszli do wysokich stanowisk w gospodarce, polityce… Ale skąd takich wziąć? Wykreowanie odpowiedniej ilości przykładów zajmie co najmniej trzydzieści lat i to w warunkach wolnej konkurencji. W „państwie kolesiów” nie jest to możliwe, tak jak nie jest możliwe stworzenie systemu oświatowego uwzględniającego w pierwszej kolejności interes uczniów, a nie tych, którzy zarabiają na oświacie.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    26 maja 2011 at 19:31

    Danusiu.
    A jednak można ! Dzisiaj usłyszałem w radiu, że wejdzie (wchodzi) ustawa dająca szkołom możliwość WYBORU !!!
    Wybór dotyczy sposobu powoływania rektora:
    – poprzez procedurę wyborów
    albo
    – poprzez procedurę konkursu
    Nie chodzi mi o sam problem, ale o METODĘ myślenia i działania. Metodę MOŻLIWOŚCI KONIECZNOŚCI wyboru drogi – choćby spośród dwóch możliwości. Fantastyczne pojęcia, które uważam za fundamentalne: dychotomia, dualizm, dipol, alternatywa, wybór-należy-do-państwa, itp.

Dodaj komentarz