Jeśli odeszlibyśmy od egzaminów….

Od razu na początku wyjawię, że jestem przeciwna egzaminom. Wiem, że to mocno kontrowersyjne zdanie. Szczególnie teraz, gdy nauczyciele grożą strajkiem w czasie egzaminów, a opinia publiczna lamentuje, że dzieje się to ze szkodą dla uczniów.
Lamet jest pod tytułem: pozbawiamy uczniów ułożenia sobie życia zgodnie z ich pragnieniami.
Moim zdaniem egzaminy to umowa pomiędzy władzami edukacyjnymi, a społeczeństwem. Umowa narzucona i przez to, że jest mocno w obecnym systemie edukacyjnym osadzona, to jest niekwestionowalna.


Jeśli zaproponowalibyśmy odejście od egzaminów, to jakich możemy się spodziewać sprzeciwów?

  1. Uczniowie nie będą się uczyć, bo bez perspektywy egzaminów nie będą mieli motywacji.
  2. Rodzice i ich dzieci nie będą wiedzieli, czy dzieci nauczyły się tego, co powinny.
  3. Uczniowie nie będę mogli wybrać „lepszej” szkoły wyższego typu.
  4. Na studia dostaną się niedouczeni studenci.

Ad 1. Ta opinia oparta jest na założeniu, że człowiek uczy się tylko w sytuacji zagrożenia egzaminem. Tak nie jest. Człowiek rodzi się z chęcią do uczenia się. Wystarczy spojrzeć na każde małe dziecko, które z zainteresowaniem poznaje świat. To zainteresowanie z czasem znika, między innymi za sprawą zewnętrznego przymusu uczenia się, wyścigu kto otrzyma lepszy stopień i naturalnego lęku przed egzaminami. Szkoła uczy do egzaminów i straszy uczniów, że ich nie zdadzą. To zabija motywację wewnętrzną do nauki. Kiedyś zrobiono to z nami, a dzisiaj sami to robimy własnym dzieciom w imię tej nieracjonalnej egzaminacyjnej umowy.
Daniel Pink w wydanej też w języku polskim książce „Drive”, cytuje liczne przekonywujące badania naukowe wykazujące, jak kary i nagrody psują motywację wewnętrzną do działania, w tym do uczenia się oraz czynią je tymczasowym i płytkim.
Ad 2. Zastanówmy się, co to znaczy powinny? Egzaminy są układane przez zespół ekspertów egzaminacyjnych i zgodnie z podstawą programową. Jednak, w każdym roku są inne, tak aby uczeń miał niepewność, czy się przygotował.
Wyniki egzaminów służą porównaniu uczniów i ich selekcji. A przecież wynik egzaminu nie zawsze zależy od wiedzy i umiejętności ucznia, często jest przypadkowy. To co jest na egzaminie może nie być „przerobione” dobrze w szkole, a może tak się zdarzyć, że uczeń ma zły dzień lub co częściej niż myślimy ma miejsce) ze strachu nie może się skupić i osiąga zły wynik, a to decyduje o jego przyszłości.
Dla mnie jedyna forma dopuszczalnego egzaminu, to taka w której uczniowie znają treść egzaminu wcześniej i z tej puli wybierane są losowo tematy na egzamin. Bez zaskoczenia i z możliwością przygotowania się ucznia do znanego wcześniej egzaminu. Taki egzamin dawałby uczniowie informację o tym, czy właściwie się przygotował, gdyż wiedziałby do czego ma się przygotować.
Wyniki takiego egzaminu powinny służyć uczniowi, aby wiedział, czy wypełnił wymogi egzaminacyjne. Nie powinny za to służyć selekcji uczniów.
Ad 3. Co to znaczy „lepsza” szkoła?
Przeważnie oznacza, to taką, do której uczęszczają „lepsze” dzieci, uzyskujące lepsze wyniki. Takie dzieci, które mają lesze wyjściowe warunki, pochodzą z „lepszych” rodzin, mają wcześniejszy i większy dostęp do wiedzy.
Szkoła nie jest lepsza dlatego, że uczą w niej lepsi nauczyciele, lepiej wykształceni, lepiej przygotowani do zawodu. W takich szkołach nauczyciele mają po prostu łatwiejszą pracę, bo z łatwiej uczącymi się uczniami.
Co się dzieje, gdy uczeń radzący sobie trochę gorzej trafia do takiej lepszej szkoły? Często czeka go obniżenie poczucia własnej wartości (bardzo źle wpływający na uczenie się) i konieczność korepetycji, aby nadążyć za koleżankami i kolegami. Nie jest to dobre dla uczącego się.
Jakie korzyści przynosi uczęszczanie do „dobrej szkoły”? Tylko jedną – uczniowie mają kolegów z tak zwanego lepszego środowiska, ale nie daj Boże jeśli sami nie pochodzą z tego samego środowiska, bo wtedy mogą być narażeni na ostracyzm i poniżenie.
Co daje „gorsza” szkoła? W niej uczeń ma większe szanse wziąć odpowiedzialność za swój proces uczenia się, może sam sterować swoim uczeniem się, a taka umiejętność jest bardzo przydatna w dorosłym życiu. Uczeń ma też szansę na sukces i na docenienie przez nauczyciela. W „gorszej szkole” nauczyciel spotykający chętnego do nauki ucznia jest nim zachwycony i pomaga mu jak może.
Każdy nauczyciel chce dobrze uczyć, obojętnie w jakiej szkole pracuje. Przecież zdanie: „Chcę uczyć źle”, jest po prostu bez sensu.
Może lepiej być uczniem w tej „gorszej” szkole?
Ponieważ w Polsce jest kształcenie bezpłatne, to państwo zapewnia je każdemu uczniowi.
Nic nie stracimy bez egzaminów, a zyskamy nawet finansowi, bo egzaminy bardzo drogo nas kosztują.
Ad 4. Matura. Pytanie: Czy selekcja na studia jest potrzebna?
W obecnych czasach, to uczelnie biją się o kandydatów. Znajdzie się miejsce dla każdego. Są nieliczne kierunki bardzo oblegane. Tylko kilka, na kilkaset szkół wyższych jest obleganych. Ale czy wyniki matury z języka polskiego powinny decydować o przyjęciu na Politechnikę, czy psychologię? Egzaminy maturalne nie dają żadnej gwarancji, że student utrzyma się na studiach, a szczególnie student przyzwyczajony do nauczania przy pomocy strachu. Przeprowadzenie matur nie daje rzetelnej informacji, czy kandydat nadaje się na dany kierunek studiów. Kilka lat temu podczas konferencji w MEN usłyszałam od doktora nauk matematycznych, że na wydziale Matematyki zrobiono badania powiązania wyników matury z wynikami po I roku studiów i ………. nie ma żadnej korelacji. Widać, jak silne jest lobby maturalne, jeśli te badania nie są nagłaśniane.
Moim zdaniem można byłoby przyjąć wszystkich chętnych na pierwszy rok studiów, dać im szansę, a po pierwszym roku zdecydować, kto może dalej studiować. Jest to o wiele bardziej ludzkie rozwiązanie, bo po pierwszym roku mamy ludzi dorosłych, którzy powinni z racji wieku być za siebie odpowiedzialni. Maturzyści traktowani przez czas szkoły jako wykonawcy poleceń nauczycielskich, często nie są gotowi do wzięcia za siebie odpowiedzialności. Ten rok brania za siebie odpowiedzialności bardzo by im się przydał.
Było by to też zapewne mniej kosztowne rozwiązanie. Egzaminy maturalne potrzebują zespołu specjalistów na ich zaplanowanie i ogromnej rzeszy egzaminatorów, a to kosztuje.
Mamy studia, które wymagają specjalnych umiejętności, jak np. studia artystyczne, czy medyczne. Jednak myślę, że można byłoby tak zaplanować pierwszy rok, żeby próba była możliwa dla każdego lub powrócić do egzaminów specjalistycznych, sprawdzających specyficzne kompetencje kandydata.
Nie wiem, czy was przekonałam, ale może zasiałam ziarno niepewności, czy brak egzaminów będzie dla uczniów taką tragedią.
 
 

26 komentarzy

  • avatar

    Mamma

    20 marca 2019 at 15:58

    Moją uwagę przykuło w szczególności stwierdzenie: „Każdy nauczyciel chce dobrze uczyć (…)”. O, jak bardzo chciałabym w to wierzyć!
    Ze swoich szkolnych lat wspominam z sentymentem wspaniałych, zaangażowanych nauczycieli, którzy spotykali się popołudniami ze swoimi uczniami, by jak najlepiej przygotowywać podopiecznych do konkursów przedmiotowych. Pani od fizyki uczyła trójkę olimpijczyków przy herbatce we własnym salonie (!), bo akurat wszystkim nam było tu bliżej niż do szkoły. Ci nauczyciele naprawdę byli motorem napędowym mojej podróży przez edukację.
    Ten gatunek pedagoga w dzisiejszych czasach jest – obawiam się – na wyginięciu… Mój syn kończy w tym roku edukację w szkole podstawowej i najbardziej gorzkie refleksje mam właśnie odnośnie stale zmniejszającego się zaangażowania nauczycieli w pracę. Mamy tu pedagoga, który idąc na lekcje, nie zawsze wie z którą klasą ma te zajęcia przeprowadzić. Albo panią, która zanim zacznie zajęcia musi sobie pobrylować w klasie i pomoralizować młodzież przez „jedyne” 20 min.
    Powołując się na dane przytaczane na antenie 1. Prog. Polskiego Radia przez prezesa fundacji „Rodzice Szkole”, ok. 30% nauczycieli w naszym kraju to doskonali pedagodzy, kolejnych 30% to nauczyciele przeciętni, a pozostała część… nie powinna pracować w tym zawodzie…
    Cóż, nie zawsze „chcieć” znaczy „móc, umieć, potrafić”, ale najgorszym jest „nie chcieć” wcale…
    Pozdrawiam.

  • avatar

    Mamma

    20 marca 2019 at 15:58

    Moją uwagę przykuło w szczególności stwierdzenie: „Każdy nauczyciel chce dobrze uczyć (…)”. O, jak bardzo chciałabym w to wierzyć!
    Ze swoich szkolnych lat wspominam z sentymentem wspaniałych, zaangażowanych nauczycieli, którzy spotykali się popołudniami ze swoimi uczniami, by jak najlepiej przygotowywać podopiecznych do konkursów przedmiotowych. Pani od fizyki uczyła trójkę olimpijczyków przy herbatce we własnym salonie (!), bo akurat wszystkim nam było tu bliżej niż do szkoły. Ci nauczyciele naprawdę byli motorem napędowym mojej podróży przez edukację.
    Ten gatunek pedagoga w dzisiejszych czasach jest – obawiam się – na wyginięciu… Mój syn kończy w tym roku edukację w szkole podstawowej i najbardziej gorzkie refleksje mam właśnie odnośnie stale zmniejszającego się zaangażowania nauczycieli w pracę. Mamy tu pedagoga, który idąc na lekcje, nie zawsze wie z którą klasą ma te zajęcia przeprowadzić. Albo panią, która zanim zacznie zajęcia musi sobie pobrylować w klasie i pomoralizować młodzież przez „jedyne” 20 min.
    Powołując się na dane przytaczane na antenie 1. Prog. Polskiego Radia przez prezesa fundacji „Rodzice Szkole”, ok. 30% nauczycieli w naszym kraju to doskonali pedagodzy, kolejnych 30% to nauczyciele przeciętni, a pozostała część… nie powinna pracować w tym zawodzie…
    Cóż, nie zawsze „chcieć” znaczy „móc, umieć, potrafić”, ale najgorszym jest „nie chcieć” wcale…
    Pozdrawiam.

  • avatar

    Marta

    20 marca 2019 at 16:10

    W pełni się z Panią zgadzam. Otaczający nas świat wystarczająco segreguje ludzi na lepszych i gorszych, niejednokrotnie nie podając wskaźników lepszości/gorszości … dlatego szkoła powinna rozwijać, kształtować, uczyć dla wyższych idei niż egzamin, który w ostatecznym rozrachunku nie uczy niczego prócz strachu, kombinowania i niedbalstwa, bo w szkolnej rzeczywistości zawsze brakuje czasu na wszystko, co istotne.

  • avatar

    Marta

    20 marca 2019 at 16:10

    W pełni się z Panią zgadzam. Otaczający nas świat wystarczająco segreguje ludzi na lepszych i gorszych, niejednokrotnie nie podając wskaźników lepszości/gorszości … dlatego szkoła powinna rozwijać, kształtować, uczyć dla wyższych idei niż egzamin, który w ostatecznym rozrachunku nie uczy niczego prócz strachu, kombinowania i niedbalstwa, bo w szkolnej rzeczywistości zawsze brakuje czasu na wszystko, co istotne.

  • avatar

    Anna

    20 marca 2019 at 16:34

    Mnie Pani nie musiała przekonywać. Choć nie jestem pedagogiem, to od dawna jestem dokładnie tego samego zdania. Niestety spotykam się w związku z tym z dużą krytyką i niezrozumieniem ze strony rodziców. Zwłaszcza Pani adnotacje do punktu trzeciego są niezwykle ważne i absolutnie się z nimi zgadzam. Jednak w Polsce wciąż panuje nacisk na tzw.lepsze szkoły. Przyznam, że ciężko ludziom wytłumaczyć, że tylko od chęci i wyników naszych dzieci zależy, czy szkoła będzie mieć tzw. wysoki poziom. Sądzę, że jest pewna grupa rodziców i nauczycieli, którzy uważają podobnie tylko pytanie brzmi, jak do tego przekonać innych i jak takie zmiany wprowadzić w życie.

    • avatar

      Wacław

      21 marca 2019 at 07:30

      W kwestii lepszej szkoły … jako że syn pisze maturę w tym roku … jego koleżanka z jednego z lepszych liceów w stolicy chciała pisać matmę rozszerzoną . Pani który uważa się za nauczyciela , nie chce jej dopuścić do rozszerzonej matury bo twierdzi że jest za słaba … i obniży poziom szkoły. !!! KURTYNA !!!

  • avatar

    Anna

    20 marca 2019 at 16:34

    Mnie Pani nie musiała przekonywać. Choć nie jestem pedagogiem, to od dawna jestem dokładnie tego samego zdania. Niestety spotykam się w związku z tym z dużą krytyką i niezrozumieniem ze strony rodziców. Zwłaszcza Pani adnotacje do punktu trzeciego są niezwykle ważne i absolutnie się z nimi zgadzam. Jednak w Polsce wciąż panuje nacisk na tzw.lepsze szkoły. Przyznam, że ciężko ludziom wytłumaczyć, że tylko od chęci i wyników naszych dzieci zależy, czy szkoła będzie mieć tzw. wysoki poziom. Sądzę, że jest pewna grupa rodziców i nauczycieli, którzy uważają podobnie tylko pytanie brzmi, jak do tego przekonać innych i jak takie zmiany wprowadzić w życie.

    • avatar

      Wacław

      21 marca 2019 at 07:30

      W kwestii lepszej szkoły … jako że syn pisze maturę w tym roku … jego koleżanka z jednego z lepszych liceów w stolicy chciała pisać matmę rozszerzoną . Pani który uważa się za nauczyciela , nie chce jej dopuścić do rozszerzonej matury bo twierdzi że jest za słaba … i obniży poziom szkoły. !!! KURTYNA !!!

  • avatar

    Agnieszka

    20 marca 2019 at 16:36

    Pani Danuto, pozwolę sobie wyrazić moją opinię w oparciu o spostrzeżenia i własne doświadczenie- zaznaczam jednak, że ekspertką edukacyjną nie jestem.
    Ad 1. Zgadzam się, że nie pomagamy się dzieciom rozwijać w tak skonstruowanym systemie, ale czy lekcje nie są obecnie nudne??- ile procent nauczycieli, chce realizować, owszem narzucony program, w sposób nieszablonowy, ciekawy- max 30 % – smutne, ale nie jest to niewykonalne- niektórzy potrafią (te 30%).
    Wyobraża sobie Pani szkołę, w której nie realizuje się programu?, a każde dziecko traktuje się indywidualnie, gdyż niewątpliwie każde jest inne (inne zainteresowania, inna percepcja, inna wrażliwość itp). Ja osobiście nie wyobrażam sobie wówczas lamentu nauczycieli.
    Kary i nagrody- nie jesteśmy robotami, za wszystko co robimy od najmłodszych lat oczekujemy aprobaty (nagrody) i to nas motywuje do działania – czy jak będziemy klaskać maluszkowi, który stawia pierwsze kroczki, to go zachęcimy czy zniechęcimy? „Kara (w dorosłym życiu porażka)” natomiast jest informacją zwrotną , sygnałem do doskonalenia się, udoskonalenia czegoś- zniechęca nas czy zachęca do działania?…zależy od przekazu, od mądrości tych co te „kary: dają.
    Ad 2. Sądzę, że rodzice a tym bardziej dzieci, nie zastanawiają się ILE POWINNY się nauczyć… od tego jest wyszkolona kadra pedagogów, psychologów- osób, którym powierzamy edukacje naszych dzieci ( proszę nie mylić z wychowaniem), są specjalistami w badaniu rozwoju dzieci(w co mocno wierzymy), ich możliwości na każdym etapie, to pedagodzy powinni nie powielać schematów a tworzyć je na nowo, aby dostosować je do zmieniającego się społeczeństwa ( mówię o szkole podstawowej szczególnie).
    Egzamin z przygotowanych pytań- to nie rozsądne ( z łac. examen- badanie- to tez informacja zwrotna), wyobraża sobie Pani „odtwórczy tłum „- który oczywiście jest pracowity i się nauczył- ale wszystko co wybiega poza regułkę ( poza to co wyuczył się na pamięć) nie ogarnia, nie umie konstruktywnie myśleć, wychodzić poza granice, szukać rozwiązań na bazie (tylko na bazie) zdobytej wiedzy, nie powielać… czekałaby nas przyszłość szablonów i robotów.
    Faktycznie, ktoś kto nie umie samodzielnie myśleć, mógłby mieć problem zdania egzaminu z wyuczonych pytań- jakby miał gorszy dzień.
    Ad 3. „lepsza szkoła” szkoła, w której jest możliwość przebywania z dziećmi, które są na podobnym poziomie intelektualnym- z podobnym poziomem wiedzy zdobytej, z podobnymi zainteresowaniami. Owszem, nauczyciele mogą sprawniej realizować „program”, „bawić się nauką”, czy są tam lepsi nauczyciele???- proszę sobie na to odpowiedzieć samemu- każdy nauczyciel, chyba może do takiej szkoły aplikować.
    Dlaczego Pani zakłada, że to kasta dzieci i rodziców??? skoro dostały się tam dzieci na podstawie niezależnych egzaminów- wszyscy takie egzaminy pisali i wszyscy mieli – patrząc na dzisiejszy system- 8 lat na przygotowanie się do nich- nie są z lepszych rodzin (w zasadzie nie wiem co to znaczy w Pani przekazie- wykształconych, zamożnych???).
    Pozwolę sobie zacytować:
    „Co daje „gorsza” szkoła? W niej uczeń ma większe szanse wziąć odpowiedzialność za swój proces uczenia się, może sam sterować swoim uczeniem się, a taka umiejętność jest bardzo przydatna w dorosłym życiu. Uczeń ma też szansę na sukces i na docenienie przez nauczyciela. W „gorszej szkole” nauczyciel spotykający chętnego do nauki ucznia jest nim zachwycony i pomaga mu jak może.”
    to jest niesprawiedliwe- ta „gorsza szkoła” to właśnie jest podstawowa- różny poziom, problemy z tym związane, hamowanie zdolniejszych, siłowe podciąganie słabszych- jednym słowem „uśrednianie” , nieszczęśliwe dzieci i niezadowoleni nauczyciele. A najbardziej okropne jest TO FAWORYZOWANIE- skupianie się na jednym uczniu -nie mamy nauczania indywidualnego!-i znowu powtórzyć to w szkole średniej- jak będą się czuły inne dzieci, znowu jak w szkole podstawowej 🙁
    Ad 4.
    W tym punkcie się z Panią w ogóle nie zgodzę- Państwowe uczelnie miejsc nie mają i dostać się na nie nie jest łatwo ( mówię o tych niepłatnych) TU TRZEBA SIĘ UCZYĆ, ale prywatne szkoły za czesne przyjmują wszystkich, zapłacisz idziesz dalej..oby nas tacy lekarze nie leczyli 🙂
    zacytuję jeszcze;
    „Moim zdaniem można byłoby przyjąć wszystkich chętnych na pierwszy rok studiów, dać im szansę, a po pierwszym roku zdecydować, kto może dalej studiować. ” – czyli przeegzaminować???? bez sensu zupełnie.
    Wstępując w progi szkoły – wszyscy mamy równe szanse, a życie ( już od etapu szkolnego) powoli weryfikuje, na szczyt muszą dotrzeć tylko najlepsi, najwytrwalsi- SPECJALIŚCI- ale… UWAGA- są różne szczyty- można być lekarzem, prawnikiem, stolarzem, mechanikiem, nauczycielem, przedsiębiorcą itd. WSZYSCY JESTEŚMY POTRZEBNI- lata szkoły tylko zweryfikują do czego się nadajemy- i o to chodzi, dążymy do maksimum – każdy chce i ma być spełniony w tym co robi- reasumując, pomyślałam akurat o STRAJKU NAUCZYCIELI- chyba o to walczą chcą być spełnieni we własnym zawodzie- jeśli chodzi tylko o kasę… to w zasadzie mogą poszukać innej pracy.
    Nie oznacza to jednak, że popieram w 100% ten strajk 🙂
    Przepraszam, jeżeli w czymś Panią uraziłam- to nie był mój zamiar. Niebywale trudno jest podjąć rozmowę, wyrażając swoją subiektywną opinię, ale sądzę, że powinniśmy rozmawiać rozmawiać rozmawiać- jest wtedy wielka moc i możliwość wypracowania optymalnych rozwiązań.

  • avatar

    Agnieszka

    20 marca 2019 at 16:36

    Pani Danuto, pozwolę sobie wyrazić moją opinię w oparciu o spostrzeżenia i własne doświadczenie- zaznaczam jednak, że ekspertką edukacyjną nie jestem.
    Ad 1. Zgadzam się, że nie pomagamy się dzieciom rozwijać w tak skonstruowanym systemie, ale czy lekcje nie są obecnie nudne??- ile procent nauczycieli, chce realizować, owszem narzucony program, w sposób nieszablonowy, ciekawy- max 30 % – smutne, ale nie jest to niewykonalne- niektórzy potrafią (te 30%).
    Wyobraża sobie Pani szkołę, w której nie realizuje się programu?, a każde dziecko traktuje się indywidualnie, gdyż niewątpliwie każde jest inne (inne zainteresowania, inna percepcja, inna wrażliwość itp). Ja osobiście nie wyobrażam sobie wówczas lamentu nauczycieli.
    Kary i nagrody- nie jesteśmy robotami, za wszystko co robimy od najmłodszych lat oczekujemy aprobaty (nagrody) i to nas motywuje do działania – czy jak będziemy klaskać maluszkowi, który stawia pierwsze kroczki, to go zachęcimy czy zniechęcimy? „Kara (w dorosłym życiu porażka)” natomiast jest informacją zwrotną , sygnałem do doskonalenia się, udoskonalenia czegoś- zniechęca nas czy zachęca do działania?…zależy od przekazu, od mądrości tych co te „kary: dają.
    Ad 2. Sądzę, że rodzice a tym bardziej dzieci, nie zastanawiają się ILE POWINNY się nauczyć… od tego jest wyszkolona kadra pedagogów, psychologów- osób, którym powierzamy edukacje naszych dzieci ( proszę nie mylić z wychowaniem), są specjalistami w badaniu rozwoju dzieci(w co mocno wierzymy), ich możliwości na każdym etapie, to pedagodzy powinni nie powielać schematów a tworzyć je na nowo, aby dostosować je do zmieniającego się społeczeństwa ( mówię o szkole podstawowej szczególnie).
    Egzamin z przygotowanych pytań- to nie rozsądne ( z łac. examen- badanie- to tez informacja zwrotna), wyobraża sobie Pani „odtwórczy tłum „- który oczywiście jest pracowity i się nauczył- ale wszystko co wybiega poza regułkę ( poza to co wyuczył się na pamięć) nie ogarnia, nie umie konstruktywnie myśleć, wychodzić poza granice, szukać rozwiązań na bazie (tylko na bazie) zdobytej wiedzy, nie powielać… czekałaby nas przyszłość szablonów i robotów.
    Faktycznie, ktoś kto nie umie samodzielnie myśleć, mógłby mieć problem zdania egzaminu z wyuczonych pytań- jakby miał gorszy dzień.
    Ad 3. „lepsza szkoła” szkoła, w której jest możliwość przebywania z dziećmi, które są na podobnym poziomie intelektualnym- z podobnym poziomem wiedzy zdobytej, z podobnymi zainteresowaniami. Owszem, nauczyciele mogą sprawniej realizować „program”, „bawić się nauką”, czy są tam lepsi nauczyciele???- proszę sobie na to odpowiedzieć samemu- każdy nauczyciel, chyba może do takiej szkoły aplikować.
    Dlaczego Pani zakłada, że to kasta dzieci i rodziców??? skoro dostały się tam dzieci na podstawie niezależnych egzaminów- wszyscy takie egzaminy pisali i wszyscy mieli – patrząc na dzisiejszy system- 8 lat na przygotowanie się do nich- nie są z lepszych rodzin (w zasadzie nie wiem co to znaczy w Pani przekazie- wykształconych, zamożnych???).
    Pozwolę sobie zacytować:
    „Co daje „gorsza” szkoła? W niej uczeń ma większe szanse wziąć odpowiedzialność za swój proces uczenia się, może sam sterować swoim uczeniem się, a taka umiejętność jest bardzo przydatna w dorosłym życiu. Uczeń ma też szansę na sukces i na docenienie przez nauczyciela. W „gorszej szkole” nauczyciel spotykający chętnego do nauki ucznia jest nim zachwycony i pomaga mu jak może.”
    to jest niesprawiedliwe- ta „gorsza szkoła” to właśnie jest podstawowa- różny poziom, problemy z tym związane, hamowanie zdolniejszych, siłowe podciąganie słabszych- jednym słowem „uśrednianie” , nieszczęśliwe dzieci i niezadowoleni nauczyciele. A najbardziej okropne jest TO FAWORYZOWANIE- skupianie się na jednym uczniu -nie mamy nauczania indywidualnego!-i znowu powtórzyć to w szkole średniej- jak będą się czuły inne dzieci, znowu jak w szkole podstawowej 🙁
    Ad 4.
    W tym punkcie się z Panią w ogóle nie zgodzę- Państwowe uczelnie miejsc nie mają i dostać się na nie nie jest łatwo ( mówię o tych niepłatnych) TU TRZEBA SIĘ UCZYĆ, ale prywatne szkoły za czesne przyjmują wszystkich, zapłacisz idziesz dalej..oby nas tacy lekarze nie leczyli 🙂
    zacytuję jeszcze;
    „Moim zdaniem można byłoby przyjąć wszystkich chętnych na pierwszy rok studiów, dać im szansę, a po pierwszym roku zdecydować, kto może dalej studiować. ” – czyli przeegzaminować???? bez sensu zupełnie.
    Wstępując w progi szkoły – wszyscy mamy równe szanse, a życie ( już od etapu szkolnego) powoli weryfikuje, na szczyt muszą dotrzeć tylko najlepsi, najwytrwalsi- SPECJALIŚCI- ale… UWAGA- są różne szczyty- można być lekarzem, prawnikiem, stolarzem, mechanikiem, nauczycielem, przedsiębiorcą itd. WSZYSCY JESTEŚMY POTRZEBNI- lata szkoły tylko zweryfikują do czego się nadajemy- i o to chodzi, dążymy do maksimum – każdy chce i ma być spełniony w tym co robi- reasumując, pomyślałam akurat o STRAJKU NAUCZYCIELI- chyba o to walczą chcą być spełnieni we własnym zawodzie- jeśli chodzi tylko o kasę… to w zasadzie mogą poszukać innej pracy.
    Nie oznacza to jednak, że popieram w 100% ten strajk 🙂
    Przepraszam, jeżeli w czymś Panią uraziłam- to nie był mój zamiar. Niebywale trudno jest podjąć rozmowę, wyrażając swoją subiektywną opinię, ale sądzę, że powinniśmy rozmawiać rozmawiać rozmawiać- jest wtedy wielka moc i możliwość wypracowania optymalnych rozwiązań.

  • avatar

    nauczycielka z pokaźnym stażem

    20 marca 2019 at 17:21

    Zgadzam się z autorką artykułu w każdym poruszanym przez nią aspekcie. Uważam również, że ocenianie uczniów w klasie pierwszej, na samym starcie ich edukacyjnej przygody jest nieporozumieniem i wymogiem narzuconym przez system. Rzetelna diagnoza końcowa oraz obserwacje prowadzone przez nauczycieli, jak też ocenianie kształtujące byłoby bardziej trafnym narzędziem.

  • avatar

    nauczycielka z pokaźnym stażem

    20 marca 2019 at 17:21

    Zgadzam się z autorką artykułu w każdym poruszanym przez nią aspekcie. Uważam również, że ocenianie uczniów w klasie pierwszej, na samym starcie ich edukacyjnej przygody jest nieporozumieniem i wymogiem narzuconym przez system. Rzetelna diagnoza końcowa oraz obserwacje prowadzone przez nauczycieli, jak też ocenianie kształtujące byłoby bardziej trafnym narzędziem.

  • avatar

    Kala

    20 marca 2019 at 22:52

    Mam dokładnie takie samo zdanie. W tym roku egzamin osmoklasisty zdaje mój syn, a maturę córka… Stres jest ogromny.. Przede wszystkim o przyszłość… Groźba strajku w ogóle mnie nie martwi. Mam nadzieję, że nasze starania coś dadzą😊

  • avatar

    Kala

    20 marca 2019 at 22:52

    Mam dokładnie takie samo zdanie. W tym roku egzamin osmoklasisty zdaje mój syn, a maturę córka… Stres jest ogromny.. Przede wszystkim o przyszłość… Groźba strajku w ogóle mnie nie martwi. Mam nadzieję, że nasze starania coś dadzą😊

  • avatar

    Żaneta

    21 marca 2019 at 20:23

    Uważam, że jeżeli zaproponujemy uczniom naukę, która ich interesuje. Pozwolimy dzieciom poznawać a nie ograniczać, otworzymy ich uszy, oczy wszystkie zmysły to będą mieć motywację. Mózg lubi myśleć szukać dociekać rozwiązywać, takie są dzieci. Egzaminy wprowadzają stres, hamują poznanie zmuszają do zakuwania. Z wieloletniego doświadczenia znam mnóstwo dzieciaków ze średnią 5,5 i nerwicą. I takich, którzy piekielnie zdolni ale nie wpisali się w system szkolny. Co możemy powiedzieć o uczniu na podstawie wycinka wiedzy egzaminacyjnej w wieku najbardziej rozchwianego emocjonalnie. Uważam, że uczniowie nie powinni być oceniani do około 15 roku życia. Cenniejsze jest gdy uczeń będzie świadomy co umie czego nie wie i gdzie szukać wskazówek. Jestem mamą i nauczycielem i widzę że musimy coś zrobić musimy zmienić nasze myślenie o edukacji o nauczaniu.

  • avatar

    Żaneta

    21 marca 2019 at 20:23

    Uważam, że jeżeli zaproponujemy uczniom naukę, która ich interesuje. Pozwolimy dzieciom poznawać a nie ograniczać, otworzymy ich uszy, oczy wszystkie zmysły to będą mieć motywację. Mózg lubi myśleć szukać dociekać rozwiązywać, takie są dzieci. Egzaminy wprowadzają stres, hamują poznanie zmuszają do zakuwania. Z wieloletniego doświadczenia znam mnóstwo dzieciaków ze średnią 5,5 i nerwicą. I takich, którzy piekielnie zdolni ale nie wpisali się w system szkolny. Co możemy powiedzieć o uczniu na podstawie wycinka wiedzy egzaminacyjnej w wieku najbardziej rozchwianego emocjonalnie. Uważam, że uczniowie nie powinni być oceniani do około 15 roku życia. Cenniejsze jest gdy uczeń będzie świadomy co umie czego nie wie i gdzie szukać wskazówek. Jestem mamą i nauczycielem i widzę że musimy coś zrobić musimy zmienić nasze myślenie o edukacji o nauczaniu.

  • avatar

    Piotr

    23 marca 2019 at 21:05

    Czy pracowała Pani kiedykolwiek w szkole, żeby wierzyć w to co Pani proponuje? Może zaproponujemy też rezygnację z egzaminu na prawo jazdy itp. Uważam, że w życiu jest nieporównywalnie więcej sytuacji stresowych niż zdawanie egzaminu. Wyniki egzaminu pokazują mi moje miejsce w szeregu. Być może brutalnie ale prawdziwie. Czy chcielibyście państwo być leczeni przez lekarzy niedouczonych? Szanowni państwo, to że chciałbym być lekarzem to trochę za mało żeby nim faktycznie być.

  • avatar

    Piotr

    23 marca 2019 at 21:05

    Czy pracowała Pani kiedykolwiek w szkole, żeby wierzyć w to co Pani proponuje? Może zaproponujemy też rezygnację z egzaminu na prawo jazdy itp. Uważam, że w życiu jest nieporównywalnie więcej sytuacji stresowych niż zdawanie egzaminu. Wyniki egzaminu pokazują mi moje miejsce w szeregu. Być może brutalnie ale prawdziwie. Czy chcielibyście państwo być leczeni przez lekarzy niedouczonych? Szanowni państwo, to że chciałbym być lekarzem to trochę za mało żeby nim faktycznie być.

  • avatar

    Jarek

    24 marca 2019 at 23:57

    Zdumiewająca opinia i zdumiewające komentarze. Po pierwsze chciałbym się odnieść do komentarza rodzica, którego dzieci zdają egzaminy w tym roku. Co się stanie drogi rodzicu jak wyniki egzaminu Twoich pociech będę niezadawalające? Nie dostaną się do tych zakwestionowanych i skrytykowanych przez Ciebie LEPSZYCH SZKÓŁ? Na Politechnikę egzamin z języka polskiego liczy się maksymalnie w około 2 %. Nie rozumiem zupełnie na jakiej podstawie najlepiej do 20 roku życia w jednej szkole (a nawet klasie) tej ulepszonej po „Pani reformie” miałby się uczyć zarówno przyszły lekarz, prawnik, inżynier, elektryk czy informatyk? I to niby miałoby napędzić polską edukację. To trochę tak jakby do 20 roku życia jednocześnie trenowali przyszli siatkarze, piłkarze, skoczkowie, wioślarze czy pływacy. No tak super byłoby gdyby mojemu dziecku udało się dostać do grupy 1000 studentów medycyny(oczywiście mam na myśli jedną uczelnię). Tylko proszę mi powiedzieć kto zapłaci za 800 pomyłek po roku? Kto mi odda pieniądze za wadliwie podjętą decyzję przez moje dziecko? Sama sobie Pani trochę przeczy podając przykład słabszego dziecka, które męczy się w „dobrej” szkole. Kto mu broni przenieść się do innej gorszej – lepszej szkoły? Kolejna sprawa to okrojenie materiału maturalnego do pewnego zakresu tzn jakiego dwóch działów np z biologii? Jest podstawa programowa, którą nauczyciel ma obowiązek zrealizować. I tu właśnie wychodzi zasadność rekrutacji po nowej szkole podstawowej. Dzięki odpowiedniemu wyborowi szkoły można podstawę programową zrealizować na poziomie, który wystarczy w przyszłości danemu uczniowi. Lepsza szkoła to ta do której chodzą zdolniejsi uczniowie wg mojej opinii. Nie wiem skąd się wzięło odniesienie do lepszego środowiska itp. Nie zgodzę się zupełnie ze stwierdzeniem, że w lepszej szkole nauczyciele mają łatwiej. Absolutnie nie mają łatwiej, ponieważ uczniowie w tych szkołach są bardzo wymagający, mając nierzadko większa wiedzę od i tak super wykształconych nauczycieli z tych szkół. Uczeń piszący maturę w wieku 19-20 lat powinien umieć zapanować nad własnym stresem. Jeśli takiej umiejętności nie posiadł to jakie będą konsekwencje, gdyby skończył studia medyczne i zestresowałby się podczas operacji ratującej życie pacjenta? Gdyby w ZUSie ktoś zestresowany źle naliczyłby nam emeryturę itp. Współczuję dziecku, które przy średniej ocen 5.5 tak bardzo stresuje się.

  • avatar

    Jarek

    24 marca 2019 at 23:57

    Zdumiewająca opinia i zdumiewające komentarze. Po pierwsze chciałbym się odnieść do komentarza rodzica, którego dzieci zdają egzaminy w tym roku. Co się stanie drogi rodzicu jak wyniki egzaminu Twoich pociech będę niezadawalające? Nie dostaną się do tych zakwestionowanych i skrytykowanych przez Ciebie LEPSZYCH SZKÓŁ? Na Politechnikę egzamin z języka polskiego liczy się maksymalnie w około 2 %. Nie rozumiem zupełnie na jakiej podstawie najlepiej do 20 roku życia w jednej szkole (a nawet klasie) tej ulepszonej po „Pani reformie” miałby się uczyć zarówno przyszły lekarz, prawnik, inżynier, elektryk czy informatyk? I to niby miałoby napędzić polską edukację. To trochę tak jakby do 20 roku życia jednocześnie trenowali przyszli siatkarze, piłkarze, skoczkowie, wioślarze czy pływacy. No tak super byłoby gdyby mojemu dziecku udało się dostać do grupy 1000 studentów medycyny(oczywiście mam na myśli jedną uczelnię). Tylko proszę mi powiedzieć kto zapłaci za 800 pomyłek po roku? Kto mi odda pieniądze za wadliwie podjętą decyzję przez moje dziecko? Sama sobie Pani trochę przeczy podając przykład słabszego dziecka, które męczy się w „dobrej” szkole. Kto mu broni przenieść się do innej gorszej – lepszej szkoły? Kolejna sprawa to okrojenie materiału maturalnego do pewnego zakresu tzn jakiego dwóch działów np z biologii? Jest podstawa programowa, którą nauczyciel ma obowiązek zrealizować. I tu właśnie wychodzi zasadność rekrutacji po nowej szkole podstawowej. Dzięki odpowiedniemu wyborowi szkoły można podstawę programową zrealizować na poziomie, który wystarczy w przyszłości danemu uczniowi. Lepsza szkoła to ta do której chodzą zdolniejsi uczniowie wg mojej opinii. Nie wiem skąd się wzięło odniesienie do lepszego środowiska itp. Nie zgodzę się zupełnie ze stwierdzeniem, że w lepszej szkole nauczyciele mają łatwiej. Absolutnie nie mają łatwiej, ponieważ uczniowie w tych szkołach są bardzo wymagający, mając nierzadko większa wiedzę od i tak super wykształconych nauczycieli z tych szkół. Uczeń piszący maturę w wieku 19-20 lat powinien umieć zapanować nad własnym stresem. Jeśli takiej umiejętności nie posiadł to jakie będą konsekwencje, gdyby skończył studia medyczne i zestresowałby się podczas operacji ratującej życie pacjenta? Gdyby w ZUSie ktoś zestresowany źle naliczyłby nam emeryturę itp. Współczuję dziecku, które przy średniej ocen 5.5 tak bardzo stresuje się.

Dodaj komentarz