Uczestniczyłam w bodajże pierwszej konferencji w Polsce dotyczącej oceniania kształtującego skierowanej do rodziców. Odbyła się ona w Ratuszu Dzielnicy Białołęka w Warszawie z inicjatywy Społecznej Szkoły Podstawowej nr 2 STO oraz Społecznego Gimnazjum nr 333 STO im. Polskich Matematyków Zwycięzców Enigmy i przy udziale Centrum Edukacji Obywatelskiej (program Szkoła Ucząca Się prowadzony wspólnie z Polsko Amerykańską Fundacją Wolności).
Konferencja była bardzo ciekawa, uczestniczyli w niej rodzice, nauczyciele, dyrektorzy szkół. Mieliśmy nawet gości ze Śląska (Szkoła Podstawowa nr 4 w Radlininie). Informacje będą dostępne na stronie programu Szkoła Ucząca Się i w serwisie Oceniania Kształtującego.
Dla mnie podsumowaniem tej konferencji była historia, którą opowiedziała nauczycielka Justyna Radecka z ZSS STO – gospodarza konferencji.
Pani Justyna jest nauczycielką wychowania fizycznego, ale ma również zajęcia w świetlicy szkolnej. Szkoła od pewnego czasu pracuje ocenianiem kształtującym i mimo, że wciąż uważa się za początkującą w tej dziedzinie, to jednak OK zagościł w szkole już na stałe.
Pani Justyna obserwowała uczniów klas początkowych, gdy bawili się w szkołę podczas zajęć świetlicowych.
Dziewczynka odgrywająca rolę nauczycielki zadała uczniom zadania, a następnie zaczęła sprawdzanie tego zadania. Każdemu ze swoich „uczniów” udzieliła informacji, co zrobił dobrze, co źle i jak ma pracę poprawić.
Było to wielkim zaskoczeniem dla Pani Justyny, gdyż do tej pory dzieci lubiły się bawić w szkołę, ale najbardziej frapującym momentem było wystawienie stopni, o których w tym przypadku nie było mowy
Historia ta świadczy o tym, że dziecko nie rodzi się z potrzebą stopni, tylko z potrzebą dowiedzenia się, co robi dobrze, a co źle i jak ma zrobić dobrze.
Wystarczy tyko nie zepsuć jego naturalnej potrzeby poprzez ocenianie za pomocą stopni!
Czego szukasz?
Random Post
Search
Starsze
6 komentarzy
Robert Raczyński
19 stycznia 2016 at 10:55Od konsultacji z rodzicami w ogóle prace nad OK należałoby zaczynać. To cenna inicjatywa, chociaż uważam, że najefektywniejsze są konsultacje w skali pojedynczej szkoły.
Natomiast obserwacja nauczycielki nie świadczy o dziecięcym uwielbieniu dla OK, czy też o jego wyższości nad ocenianiem tradycyjnym, ale potwierdza rolę zabawy, którą jest przygotowanie do pełnienia funkcji w społeczeństwie. Dziecko obserwuje dorosłych i powiela ich zachowania. Jeśli dziewczynka nie miała okazji obserwować innego modelu oceniania, trudno po niej oczekiwać innego modelu zabawy. Dzieci nie są z założenia lepsze od dorosłych, ani „dobre z natury”, kierują się oportunizmem i uczą się tego, co korzystne dla funkcjonowania w konkretnej grupie. Gdyby modelem wychowawczym w tej szkole było tłuczenie szpicrutą po łapach, można byłoby spodziewać się odzwierciedlenia takich praktyk w zabawie. To jedynie dowód na to, jak ważne (i łatwe) jest przekazywanie odpowiednich bodźców. W tym wieku dziecka, najważniejszy jest 'role model’, chwilę później jego funkcje przejmuje wpływowy rówieśnik.
Robert Raczyński
19 stycznia 2016 at 10:55Od konsultacji z rodzicami w ogóle prace nad OK należałoby zaczynać. To cenna inicjatywa, chociaż uważam, że najefektywniejsze są konsultacje w skali pojedynczej szkoły.
Natomiast obserwacja nauczycielki nie świadczy o dziecięcym uwielbieniu dla OK, czy też o jego wyższości nad ocenianiem tradycyjnym, ale potwierdza rolę zabawy, którą jest przygotowanie do pełnienia funkcji w społeczeństwie. Dziecko obserwuje dorosłych i powiela ich zachowania. Jeśli dziewczynka nie miała okazji obserwować innego modelu oceniania, trudno po niej oczekiwać innego modelu zabawy. Dzieci nie są z założenia lepsze od dorosłych, ani „dobre z natury”, kierują się oportunizmem i uczą się tego, co korzystne dla funkcjonowania w konkretnej grupie. Gdyby modelem wychowawczym w tej szkole było tłuczenie szpicrutą po łapach, można byłoby spodziewać się odzwierciedlenia takich praktyk w zabawie. To jedynie dowód na to, jak ważne (i łatwe) jest przekazywanie odpowiednich bodźców. W tym wieku dziecka, najważniejszy jest 'role model’, chwilę później jego funkcje przejmuje wpływowy rówieśnik.
Robert Raczyński
19 stycznia 2016 at 10:55Od konsultacji z rodzicami w ogóle prace nad OK należałoby zaczynać. To cenna inicjatywa, chociaż uważam, że najefektywniejsze są konsultacje w skali pojedynczej szkoły.
Natomiast obserwacja nauczycielki nie świadczy o dziecięcym uwielbieniu dla OK, czy też o jego wyższości nad ocenianiem tradycyjnym, ale potwierdza rolę zabawy, którą jest przygotowanie do pełnienia funkcji w społeczeństwie. Dziecko obserwuje dorosłych i powiela ich zachowania. Jeśli dziewczynka nie miała okazji obserwować innego modelu oceniania, trudno po niej oczekiwać innego modelu zabawy. Dzieci nie są z założenia lepsze od dorosłych, ani „dobre z natury”, kierują się oportunizmem i uczą się tego, co korzystne dla funkcjonowania w konkretnej grupie. Gdyby modelem wychowawczym w tej szkole było tłuczenie szpicrutą po łapach, można byłoby spodziewać się odzwierciedlenia takich praktyk w zabawie. To jedynie dowód na to, jak ważne (i łatwe) jest przekazywanie odpowiednich bodźców. W tym wieku dziecka, najważniejszy jest 'role model’, chwilę później jego funkcje przejmuje wpływowy rówieśnik.
Xawer
19 stycznia 2016 at 11:03Wydaje mi się, że przede wszystkim dziecko nie rodzi się „uszkolnione”. I nie ma naturalnej potrzeby ani chodzenia do szkoły ze stopniami ani do szkoły bez stopni – oba te modele są danym mu zewnętrznie środowiskiem kulturowym, ale nie wewnętrzną przyrodzoną potrzebą.
Dzieci tak już mają, że w zabawach odgrywają znane im sytuacje społeczne. Jeśli chodzą do szkoły ze stopniami, to bawią się w szkołę ze stopniami. Jeśli chodzą do szkoły OK, to bawią się w szkołę OK. Dzieci, które nie chodzą do żadnej szkoły nie bawią się w żadną szkołę. Jeśli żyją w buszu i źródłem jedzenia jest polowanie, to bawią się w polowanie na antylopę. Jeśli żyją w mieście i źródłem pożywienia są zakupy, to bawią się w sklep.
Te ich zabawy wcale nie są odbiciem ich wewnętrznych i naturalnych potrzeb, tylko odgrywaniem otaczającej rzeczywistości społecznej, niezależnie od tego, czy ta rzeczywistość jest zgodna z ich wewnętrznymi potrzebami i pragnieniami i jak bardzo jest „naturalna” i „przyrodzona’, a jak bardzo „sztuczna”, „zewnętrzna” i „kulturowa”.
Xawer
19 stycznia 2016 at 11:03Wydaje mi się, że przede wszystkim dziecko nie rodzi się „uszkolnione”. I nie ma naturalnej potrzeby ani chodzenia do szkoły ze stopniami ani do szkoły bez stopni – oba te modele są danym mu zewnętrznie środowiskiem kulturowym, ale nie wewnętrzną przyrodzoną potrzebą.
Dzieci tak już mają, że w zabawach odgrywają znane im sytuacje społeczne. Jeśli chodzą do szkoły ze stopniami, to bawią się w szkołę ze stopniami. Jeśli chodzą do szkoły OK, to bawią się w szkołę OK. Dzieci, które nie chodzą do żadnej szkoły nie bawią się w żadną szkołę. Jeśli żyją w buszu i źródłem jedzenia jest polowanie, to bawią się w polowanie na antylopę. Jeśli żyją w mieście i źródłem pożywienia są zakupy, to bawią się w sklep.
Te ich zabawy wcale nie są odbiciem ich wewnętrznych i naturalnych potrzeb, tylko odgrywaniem otaczającej rzeczywistości społecznej, niezależnie od tego, czy ta rzeczywistość jest zgodna z ich wewnętrznymi potrzebami i pragnieniami i jak bardzo jest „naturalna” i „przyrodzona’, a jak bardzo „sztuczna”, „zewnętrzna” i „kulturowa”.
Xawer
19 stycznia 2016 at 11:03Wydaje mi się, że przede wszystkim dziecko nie rodzi się „uszkolnione”. I nie ma naturalnej potrzeby ani chodzenia do szkoły ze stopniami ani do szkoły bez stopni – oba te modele są danym mu zewnętrznie środowiskiem kulturowym, ale nie wewnętrzną przyrodzoną potrzebą.
Dzieci tak już mają, że w zabawach odgrywają znane im sytuacje społeczne. Jeśli chodzą do szkoły ze stopniami, to bawią się w szkołę ze stopniami. Jeśli chodzą do szkoły OK, to bawią się w szkołę OK. Dzieci, które nie chodzą do żadnej szkoły nie bawią się w żadną szkołę. Jeśli żyją w buszu i źródłem jedzenia jest polowanie, to bawią się w polowanie na antylopę. Jeśli żyją w mieście i źródłem pożywienia są zakupy, to bawią się w sklep.
Te ich zabawy wcale nie są odbiciem ich wewnętrznych i naturalnych potrzeb, tylko odgrywaniem otaczającej rzeczywistości społecznej, niezależnie od tego, czy ta rzeczywistość jest zgodna z ich wewnętrznymi potrzebami i pragnieniami i jak bardzo jest „naturalna” i „przyrodzona’, a jak bardzo „sztuczna”, „zewnętrzna” i „kulturowa”.