Maturzyści Agnieszki Hliwy

Spotkałam Agnieszkę Hliwę nauczycielkę języka polskiego w liceum krakowskim. Opowiedziała mi o swojej klasie, którą uczyła i która w tym roku zdała maturę. Historia była tak niebywała, że poprosiłam ją o napisanie kilku słów na ten temat. Jest to historia mówiąca o tym, co można osiągnąć stosując ocenianie kształtujące, a właściwie odważając się na jego stosowanie.
Relacja Agnieszki:

Jestem nauczycielką języka polskiego w jednym z krakowskich liceów. Moi uczniowie w tym roku zdali maturę. Bardzo dobrze zdali maturę (średnia na poziomie podstawowym 76 %, na poziomie rozszerzonym 72%). Warto dodać, że przyszli do liceum ze słabymi wynikami i uchodzili za uczniów słabych. Dlaczego słabi uczniowie zdali dobrze maturę? W mojej opinii dzięki nieocenianiu stopniem ich postępów. W trzeciej klasie pisali wiele wypracowań, ale tylko nieliczne były ocenione stopniem (tak, jak wymaga tego regulamin). Przede wszystkim pracowali z moją informacją zwrotną do pracy lub informacją zwrotną kolegi czy koleżanki. Jak to wyglądało w praktyce? Uczniowie pisali w czasie lekcji zadanie, w domu przygotowywałam dla nich informację zwrotną do tego zadania. Na kolejnej lekcji pisali poprawę według moich wskazówek – lekcja miała charakter warsztatowy, uczniowie pisali, ja chodziłam między ławkami i służyłam pomocą w razie potrzeby. Potem znów sprawdzałam poprawione prace i udzielałam już ustnej informacji zwrotnej, czy uczeń już umie i czy może iść dalej. Przy każdym wypracowaniu wybierałam jeden, czasem dwa obszary do pracy dla ucznia, nawet, jeśli dużo więcej było źle. Dzięki temu uczniowie mogli w spokoju, systematycznie nadrabiać braki w wiedzy i umiejętnościach. A było co uzupełniać. Z czasem zaczęli pracować na lekcji wspólnie – czyli do ułożonych przeze mnie kryteriów udzielać informacji zwrotnej sobie nawzajem. Wiedzieli, na co mają patrzeć i sami uczyli się, co jest ważne, czytając pracę kolegi czy koleżanki. Zdarzało się, że miałam wątpliwości, czy robię słusznie. Przecież w środowisku szkolnym wciąż króluje zasada, że jedynka ma mieć wartość motywującą ucznia do pracy. Wątpliwości mnie opuszczały, gdy widziałam, że słabi uczniowie podejmują próby i robią postępy. Gdyby dostawali jedynki nie podejmowaliby prób i nie robiliby postępów. Przekonałam się, że czasem wystarczy uczniów zaprosić do uczenia się. Po prostu. Jestem z nich bardzo dumna. I mam wielką satysfakcję.
Wraca wiara w człowieka, który może się czegoś nauczyć bez stosowania wobec niego kar i nagród.
Ostatnio miałam przyjemność uczestniczyć w wywiadzie prowadzonym prze Panią Ewę Podolską (TOK FM), która opowiedziała na antenie, że jej się udało raz doświadczyć uczenia się bez stawiania stopni i bez rywalizacji i bardzo dobrze to wspomina.
Zachęcam nauczycieli do spróbowania, z doświadczenia Agnieszki wynika, że można tak nauczać nawet w klasach maturalnych!

39 komentarzy

    • avatar

      grazyna

      31 października 2015 at 19:28

      A ja jestem nauczycielka w Warszawie i praktykuje ocenianie kształtujace we wszystkich trzech klasach liceum. Jak na razie z powodzeniem, tzn. uczą sie i jest troche inna (na korzyśc) atmosfera na lekcjach. Zachęcam wszystkich choć poczatkowo wiecej z tym pracy, ale warto !

        • avatar

          Robert Raczyński

          1 listopada 2015 at 14:32

          No dobra, to teraz wprost – czy mógłby mi ktoś powiedzieć, jak stosować OK, jeśli np. szkoła formalnie go nie stosuje? Jak pogodzić wymóg wypełniania kratek ze „swoim widzi mi się”? Jak ominąć problem ocen cząstkowych i korelacji z innymi grupami, które nie są oceniane przy pomocy OK?
          Czy mam rozumieć, że w takich przypadkach dbamy o „atmosferę na lekcjach”, a potem i tak tłumaczymy ją na cyferki?
          Żeby było jasne, ja wiem, że OK to nie tylko opis, ale jakoś takie przyziemne, techniczne sprawy są tutaj skrzętnie pomijane i wszyscy przekonują przekonanych, że OK jest ok…
          Osobiście nie miałbym nic przeciwko, gdyby ludzie korzystający OK w szkołach publicznych, zwłaszcza poza nauczaniem początkowym, nie krępowali się i śmiało opowiadali o „oczywistych oczywistościach”…

          • avatar

            Małgorzata Ostrowska

            3 listopada 2015 at 16:44

            Robercie,
            przez kilka lat pracowałam w liceum, w którym uczyłam biologii. Wprowadziłam ocenianie kształtujące jako jedyna osoba. Stosunkowo łatwo przyszło mi dostosowanie mojego sposobu pracy z uczniami do prawa obowiązującego w placówce. Szkolny system oceniania przewidywał wówczas, że „uczeń ma obowiązek poddać się ocenianiu sumującemu co najmniej 3 razy w okresie przy jednej godzinie lekcyjnej w tygodniu, co najmniej 4 razy przy 2 lekcjach tygodniowo” (potem proporcjonalnie do liczby godzin). Nie było trudno ustalić z uczniami, które prace/formy aktywności będą oceniane sumująco (stopniem). Pozostałe prace ocenialiśmy kształtująco. Z prawa oświatowego wynikało wówczas, że uczeń ma być systematycznie oceniany, co miało miejsce. Nikt nie określił, co to znaczy systematycznie i w jaki sposób ma być oceniany. Wykorzystałam to na rzecz oceny w postaci informacji zwrotnej. Kiedy nastał czas dziennika elektronicznego, łatwo było archiwizować oceny kształtujące. W erze „przedelektronicznej” gromadziłam prace uczniów z IZ w dokumentacji własnej i przechowywałam przez rok.
            Ważne było to, że na pierwszej lekcji, kiedy uczniowie rozpoczynali ze mną współpracę (uczyłam wszystkie klasy gimnazjum i liceum w zespole, przedstawiałam im założenia dotyczące oceny kształtującej oraz sumującej. Informowałam także, że nie będą otrzymywali stopni za nic ponad ustalone prace. Początkowo dziwili się. Uczniowie o niskim potencjale cieszyli się, że nie będą mieli rzędu jedynek w kratkach, a ci z wysokim potencjałem marudzili, że nie mają stopni, które potwierdzają ich geniusz. Taki stan trwał około pół roku w klasie pierwszej, po czym sytuacja stabilizowała się i zasada stawała się normą.
            Według mnie OK nie wchodziło w konflikt z ocenianiem innych grup, które nie miały OK. Warto tutaj powiedzieć, że OK to nie tylko sposób oceniania uczniów, ale głębsza filozofia nauczania, w tym pobudzanie ich świadomości uczenia się, śledzenie/monitorowania rozumienia treści lekcji w toku jej trwania, pozyskiwanie od uczniów IZ dotyczącej rezultatów uczenia się i włączanie uczniów w metapoznaine. Nie wiedziałabym, co dzieje się w ich głowach, jaką drogą podąża ich myślenie i jakie błędne koncepcje powstają w ich umysłach, gdyby mi o tym nie powiedzieli. OK było dla moich uczniów przywilejem i wsparciem w pojmowaniu trudnych treści biologicznych. Niektórych denerwowało, ponieważ chcieli dostać 2 lub 3, żeby spokojnie siedzieć w oczekiwaniu, aż wszyscy z listy klasowej będą mieli po jednej ocenie, a nauczycielka zabierze się za drugą rundę odpytywania albo zrobi kolejną kartkówkę. Można. Tylko po co?

            • avatar

              Robert Raczyński

              4 listopada 2015 at 21:49

              O, właśnie, dziękuję, Małgorzato – takich wpisów zdecydowanie tutaj brakuje.
              W kwestii OK sądzę jednak, że to bardzo zindywidualizowane przypadki. U mnie, ocen, którymi powinienem się „pochwalić” jest zdecydowanie więcej. W przypadku języków, porównania między grupami są standardem – stanowią podstawę placementu dokonywanego co pewien czas. Ponadto, niestety, bardzo silnym „lobby” anty-OK są sami rodzice, oni są bardzo wyczuleni na punkcie „sprawiedliwości arytmetycznej”, wszelkich punktów i procentów…

              • avatar

                Małgorzata Ostrowska

                4 listopada 2015 at 22:48

                Hmmm… rzeczywiście tak bywa. Myślę jednak, że wynika to z niezrozumienia sedna OK przez rodziców. Umiejętności nie przybywa uczniom od stawiania stopni, tylko od zmierzenia się z dobrymi zadaniami edukacyjnymi i od wsparcia ich uczenia się przez nauczyciela, którym jest informacja zwrotna, nie punkty i procenty. Tak wyjaśniałam to rodzicom moich uczniów. W trudnych przypadkach działał też przykład „biologiczny”: dziecko nie rośnie od częstego ważenia, tylko od jedzenia i musi zjeść samo, nie wystarczy, że ktoś mu pokarm poda. Analogicznie jest z nauką.
                Może to, co napiszę spotkać się ze sprzeciwem lecz myślę, że oceny dają nauczycielom „władzę” i pozwalają łatwiej sterować pracą ucznia. Nie każdy nauczyciel jest gotowy pozbyć się tego dość wygodnego instrumentu wpływu. OK wprowadza większą samokontrolę i wewnątrzsterowność uczniów w uczeniu się, dlatego je lubię.

                • avatar

                  Robert Raczyński

                  5 listopada 2015 at 07:31

                  Myślisz, że choćby część z nich jest na tę samokontrolę i wewnątrzsterowność gotowa? Kiedy ich rodzice gotowi nie są? To jeden z większych problemów oświaty publicznej – z jednej strony czysto deklaratywne oddanie inicjatywy, z drugiej praktyczne zdjęcie z barków jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje czyny. Gdyby szkoła publiczna była zdolna pogodzić się z przegraną masowości, OK miałoby większe szanse. Finalnie, uczeń chcący skorzystać z szansy uczenia się bez presji oceniania za za każdy gest, jest stawiany w tym samym rzędzie z kimś, kto twoje wysiłki ma za nic, bo odpowiedzialność, czy najprostsze myślenie perspektywiczne są mu zupełnie obce. Mamy bardzo niewiele czasu, by promować postawy przeciwne, bo pracujemy na „materiale” już ukształtowanym. No, ale próbować trzeba…

                  • avatar

                    Małgorzata Ostrowska

                    5 listopada 2015 at 09:13

                    Jestem pewna, że nie są gotowi i nie będą, jeśli nikt nie pomoże im w budowaniu samokontroli w uczeniu się i w ogóle – w życiu. Na rodziców rzeczywiście nie mogą liczyć, gdy rodzice sami jej nie mają. Widzę szansę w świadomych, odważnych nauczycielach. Szkoła publiczna, to między innymi tacy nauczyciele. Prawdopodobnie na razie jeszcze w mniejszości…

    • avatar

      grazyna

      31 października 2015 at 19:28

      A ja jestem nauczycielka w Warszawie i praktykuje ocenianie kształtujace we wszystkich trzech klasach liceum. Jak na razie z powodzeniem, tzn. uczą sie i jest troche inna (na korzyśc) atmosfera na lekcjach. Zachęcam wszystkich choć poczatkowo wiecej z tym pracy, ale warto !

        • avatar

          Robert Raczyński

          1 listopada 2015 at 14:32

          No dobra, to teraz wprost – czy mógłby mi ktoś powiedzieć, jak stosować OK, jeśli np. szkoła formalnie go nie stosuje? Jak pogodzić wymóg wypełniania kratek ze „swoim widzi mi się”? Jak ominąć problem ocen cząstkowych i korelacji z innymi grupami, które nie są oceniane przy pomocy OK?
          Czy mam rozumieć, że w takich przypadkach dbamy o „atmosferę na lekcjach”, a potem i tak tłumaczymy ją na cyferki?
          Żeby było jasne, ja wiem, że OK to nie tylko opis, ale jakoś takie przyziemne, techniczne sprawy są tutaj skrzętnie pomijane i wszyscy przekonują przekonanych, że OK jest ok…
          Osobiście nie miałbym nic przeciwko, gdyby ludzie korzystający OK w szkołach publicznych, zwłaszcza poza nauczaniem początkowym, nie krępowali się i śmiało opowiadali o „oczywistych oczywistościach”…

          • avatar

            Małgorzata Ostrowska

            3 listopada 2015 at 16:44

            Robercie,
            przez kilka lat pracowałam w liceum, w którym uczyłam biologii. Wprowadziłam ocenianie kształtujące jako jedyna osoba. Stosunkowo łatwo przyszło mi dostosowanie mojego sposobu pracy z uczniami do prawa obowiązującego w placówce. Szkolny system oceniania przewidywał wówczas, że „uczeń ma obowiązek poddać się ocenianiu sumującemu co najmniej 3 razy w okresie przy jednej godzinie lekcyjnej w tygodniu, co najmniej 4 razy przy 2 lekcjach tygodniowo” (potem proporcjonalnie do liczby godzin). Nie było trudno ustalić z uczniami, które prace/formy aktywności będą oceniane sumująco (stopniem). Pozostałe prace ocenialiśmy kształtująco. Z prawa oświatowego wynikało wówczas, że uczeń ma być systematycznie oceniany, co miało miejsce. Nikt nie określił, co to znaczy systematycznie i w jaki sposób ma być oceniany. Wykorzystałam to na rzecz oceny w postaci informacji zwrotnej. Kiedy nastał czas dziennika elektronicznego, łatwo było archiwizować oceny kształtujące. W erze „przedelektronicznej” gromadziłam prace uczniów z IZ w dokumentacji własnej i przechowywałam przez rok.
            Ważne było to, że na pierwszej lekcji, kiedy uczniowie rozpoczynali ze mną współpracę (uczyłam wszystkie klasy gimnazjum i liceum w zespole, przedstawiałam im założenia dotyczące oceny kształtującej oraz sumującej. Informowałam także, że nie będą otrzymywali stopni za nic ponad ustalone prace. Początkowo dziwili się. Uczniowie o niskim potencjale cieszyli się, że nie będą mieli rzędu jedynek w kratkach, a ci z wysokim potencjałem marudzili, że nie mają stopni, które potwierdzają ich geniusz. Taki stan trwał około pół roku w klasie pierwszej, po czym sytuacja stabilizowała się i zasada stawała się normą.
            Według mnie OK nie wchodziło w konflikt z ocenianiem innych grup, które nie miały OK. Warto tutaj powiedzieć, że OK to nie tylko sposób oceniania uczniów, ale głębsza filozofia nauczania, w tym pobudzanie ich świadomości uczenia się, śledzenie/monitorowania rozumienia treści lekcji w toku jej trwania, pozyskiwanie od uczniów IZ dotyczącej rezultatów uczenia się i włączanie uczniów w metapoznaine. Nie wiedziałabym, co dzieje się w ich głowach, jaką drogą podąża ich myślenie i jakie błędne koncepcje powstają w ich umysłach, gdyby mi o tym nie powiedzieli. OK było dla moich uczniów przywilejem i wsparciem w pojmowaniu trudnych treści biologicznych. Niektórych denerwowało, ponieważ chcieli dostać 2 lub 3, żeby spokojnie siedzieć w oczekiwaniu, aż wszyscy z listy klasowej będą mieli po jednej ocenie, a nauczycielka zabierze się za drugą rundę odpytywania albo zrobi kolejną kartkówkę. Można. Tylko po co?

            • avatar

              Robert Raczyński

              4 listopada 2015 at 21:49

              O, właśnie, dziękuję, Małgorzato – takich wpisów zdecydowanie tutaj brakuje.
              W kwestii OK sądzę jednak, że to bardzo zindywidualizowane przypadki. U mnie, ocen, którymi powinienem się „pochwalić” jest zdecydowanie więcej. W przypadku języków, porównania między grupami są standardem – stanowią podstawę placementu dokonywanego co pewien czas. Ponadto, niestety, bardzo silnym „lobby” anty-OK są sami rodzice, oni są bardzo wyczuleni na punkcie „sprawiedliwości arytmetycznej”, wszelkich punktów i procentów…

              • avatar

                Małgorzata Ostrowska

                4 listopada 2015 at 22:48

                Hmmm… rzeczywiście tak bywa. Myślę jednak, że wynika to z niezrozumienia sedna OK przez rodziców. Umiejętności nie przybywa uczniom od stawiania stopni, tylko od zmierzenia się z dobrymi zadaniami edukacyjnymi i od wsparcia ich uczenia się przez nauczyciela, którym jest informacja zwrotna, nie punkty i procenty. Tak wyjaśniałam to rodzicom moich uczniów. W trudnych przypadkach działał też przykład „biologiczny”: dziecko nie rośnie od częstego ważenia, tylko od jedzenia i musi zjeść samo, nie wystarczy, że ktoś mu pokarm poda. Analogicznie jest z nauką.
                Może to, co napiszę spotkać się ze sprzeciwem lecz myślę, że oceny dają nauczycielom „władzę” i pozwalają łatwiej sterować pracą ucznia. Nie każdy nauczyciel jest gotowy pozbyć się tego dość wygodnego instrumentu wpływu. OK wprowadza większą samokontrolę i wewnątrzsterowność uczniów w uczeniu się, dlatego je lubię.

                • avatar

                  Robert Raczyński

                  5 listopada 2015 at 07:31

                  Myślisz, że choćby część z nich jest na tę samokontrolę i wewnątrzsterowność gotowa? Kiedy ich rodzice gotowi nie są? To jeden z większych problemów oświaty publicznej – z jednej strony czysto deklaratywne oddanie inicjatywy, z drugiej praktyczne zdjęcie z barków jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje czyny. Gdyby szkoła publiczna była zdolna pogodzić się z przegraną masowości, OK miałoby większe szanse. Finalnie, uczeń chcący skorzystać z szansy uczenia się bez presji oceniania za za każdy gest, jest stawiany w tym samym rzędzie z kimś, kto twoje wysiłki ma za nic, bo odpowiedzialność, czy najprostsze myślenie perspektywiczne są mu zupełnie obce. Mamy bardzo niewiele czasu, by promować postawy przeciwne, bo pracujemy na „materiale” już ukształtowanym. No, ale próbować trzeba…

                  • avatar

                    Małgorzata Ostrowska

                    5 listopada 2015 at 09:13

                    Jestem pewna, że nie są gotowi i nie będą, jeśli nikt nie pomoże im w budowaniu samokontroli w uczeniu się i w ogóle – w życiu. Na rodziców rzeczywiście nie mogą liczyć, gdy rodzice sami jej nie mają. Widzę szansę w świadomych, odważnych nauczycielach. Szkoła publiczna, to między innymi tacy nauczyciele. Prawdopodobnie na razie jeszcze w mniejszości…

    • avatar

      grazyna

      31 października 2015 at 19:28

      A ja jestem nauczycielka w Warszawie i praktykuje ocenianie kształtujace we wszystkich trzech klasach liceum. Jak na razie z powodzeniem, tzn. uczą sie i jest troche inna (na korzyśc) atmosfera na lekcjach. Zachęcam wszystkich choć poczatkowo wiecej z tym pracy, ale warto !

        • avatar

          Robert Raczyński

          1 listopada 2015 at 14:32

          No dobra, to teraz wprost – czy mógłby mi ktoś powiedzieć, jak stosować OK, jeśli np. szkoła formalnie go nie stosuje? Jak pogodzić wymóg wypełniania kratek ze „swoim widzi mi się”? Jak ominąć problem ocen cząstkowych i korelacji z innymi grupami, które nie są oceniane przy pomocy OK?
          Czy mam rozumieć, że w takich przypadkach dbamy o „atmosferę na lekcjach”, a potem i tak tłumaczymy ją na cyferki?
          Żeby było jasne, ja wiem, że OK to nie tylko opis, ale jakoś takie przyziemne, techniczne sprawy są tutaj skrzętnie pomijane i wszyscy przekonują przekonanych, że OK jest ok…
          Osobiście nie miałbym nic przeciwko, gdyby ludzie korzystający OK w szkołach publicznych, zwłaszcza poza nauczaniem początkowym, nie krępowali się i śmiało opowiadali o „oczywistych oczywistościach”…

          • avatar

            Małgorzata Ostrowska

            3 listopada 2015 at 16:44

            Robercie,
            przez kilka lat pracowałam w liceum, w którym uczyłam biologii. Wprowadziłam ocenianie kształtujące jako jedyna osoba. Stosunkowo łatwo przyszło mi dostosowanie mojego sposobu pracy z uczniami do prawa obowiązującego w placówce. Szkolny system oceniania przewidywał wówczas, że „uczeń ma obowiązek poddać się ocenianiu sumującemu co najmniej 3 razy w okresie przy jednej godzinie lekcyjnej w tygodniu, co najmniej 4 razy przy 2 lekcjach tygodniowo” (potem proporcjonalnie do liczby godzin). Nie było trudno ustalić z uczniami, które prace/formy aktywności będą oceniane sumująco (stopniem). Pozostałe prace ocenialiśmy kształtująco. Z prawa oświatowego wynikało wówczas, że uczeń ma być systematycznie oceniany, co miało miejsce. Nikt nie określił, co to znaczy systematycznie i w jaki sposób ma być oceniany. Wykorzystałam to na rzecz oceny w postaci informacji zwrotnej. Kiedy nastał czas dziennika elektronicznego, łatwo było archiwizować oceny kształtujące. W erze „przedelektronicznej” gromadziłam prace uczniów z IZ w dokumentacji własnej i przechowywałam przez rok.
            Ważne było to, że na pierwszej lekcji, kiedy uczniowie rozpoczynali ze mną współpracę (uczyłam wszystkie klasy gimnazjum i liceum w zespole, przedstawiałam im założenia dotyczące oceny kształtującej oraz sumującej. Informowałam także, że nie będą otrzymywali stopni za nic ponad ustalone prace. Początkowo dziwili się. Uczniowie o niskim potencjale cieszyli się, że nie będą mieli rzędu jedynek w kratkach, a ci z wysokim potencjałem marudzili, że nie mają stopni, które potwierdzają ich geniusz. Taki stan trwał około pół roku w klasie pierwszej, po czym sytuacja stabilizowała się i zasada stawała się normą.
            Według mnie OK nie wchodziło w konflikt z ocenianiem innych grup, które nie miały OK. Warto tutaj powiedzieć, że OK to nie tylko sposób oceniania uczniów, ale głębsza filozofia nauczania, w tym pobudzanie ich świadomości uczenia się, śledzenie/monitorowania rozumienia treści lekcji w toku jej trwania, pozyskiwanie od uczniów IZ dotyczącej rezultatów uczenia się i włączanie uczniów w metapoznaine. Nie wiedziałabym, co dzieje się w ich głowach, jaką drogą podąża ich myślenie i jakie błędne koncepcje powstają w ich umysłach, gdyby mi o tym nie powiedzieli. OK było dla moich uczniów przywilejem i wsparciem w pojmowaniu trudnych treści biologicznych. Niektórych denerwowało, ponieważ chcieli dostać 2 lub 3, żeby spokojnie siedzieć w oczekiwaniu, aż wszyscy z listy klasowej będą mieli po jednej ocenie, a nauczycielka zabierze się za drugą rundę odpytywania albo zrobi kolejną kartkówkę. Można. Tylko po co?

            • avatar

              Robert Raczyński

              4 listopada 2015 at 21:49

              O, właśnie, dziękuję, Małgorzato – takich wpisów zdecydowanie tutaj brakuje.
              W kwestii OK sądzę jednak, że to bardzo zindywidualizowane przypadki. U mnie, ocen, którymi powinienem się „pochwalić” jest zdecydowanie więcej. W przypadku języków, porównania między grupami są standardem – stanowią podstawę placementu dokonywanego co pewien czas. Ponadto, niestety, bardzo silnym „lobby” anty-OK są sami rodzice, oni są bardzo wyczuleni na punkcie „sprawiedliwości arytmetycznej”, wszelkich punktów i procentów…

              • avatar

                Małgorzata Ostrowska

                4 listopada 2015 at 22:48

                Hmmm… rzeczywiście tak bywa. Myślę jednak, że wynika to z niezrozumienia sedna OK przez rodziców. Umiejętności nie przybywa uczniom od stawiania stopni, tylko od zmierzenia się z dobrymi zadaniami edukacyjnymi i od wsparcia ich uczenia się przez nauczyciela, którym jest informacja zwrotna, nie punkty i procenty. Tak wyjaśniałam to rodzicom moich uczniów. W trudnych przypadkach działał też przykład „biologiczny”: dziecko nie rośnie od częstego ważenia, tylko od jedzenia i musi zjeść samo, nie wystarczy, że ktoś mu pokarm poda. Analogicznie jest z nauką.
                Może to, co napiszę spotkać się ze sprzeciwem lecz myślę, że oceny dają nauczycielom „władzę” i pozwalają łatwiej sterować pracą ucznia. Nie każdy nauczyciel jest gotowy pozbyć się tego dość wygodnego instrumentu wpływu. OK wprowadza większą samokontrolę i wewnątrzsterowność uczniów w uczeniu się, dlatego je lubię.

                • avatar

                  Robert Raczyński

                  5 listopada 2015 at 07:31

                  Myślisz, że choćby część z nich jest na tę samokontrolę i wewnątrzsterowność gotowa? Kiedy ich rodzice gotowi nie są? To jeden z większych problemów oświaty publicznej – z jednej strony czysto deklaratywne oddanie inicjatywy, z drugiej praktyczne zdjęcie z barków jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje czyny. Gdyby szkoła publiczna była zdolna pogodzić się z przegraną masowości, OK miałoby większe szanse. Finalnie, uczeń chcący skorzystać z szansy uczenia się bez presji oceniania za za każdy gest, jest stawiany w tym samym rzędzie z kimś, kto twoje wysiłki ma za nic, bo odpowiedzialność, czy najprostsze myślenie perspektywiczne są mu zupełnie obce. Mamy bardzo niewiele czasu, by promować postawy przeciwne, bo pracujemy na „materiale” już ukształtowanym. No, ale próbować trzeba…

                  • avatar

                    Małgorzata Ostrowska

                    5 listopada 2015 at 09:13

                    Jestem pewna, że nie są gotowi i nie będą, jeśli nikt nie pomoże im w budowaniu samokontroli w uczeniu się i w ogóle – w życiu. Na rodziców rzeczywiście nie mogą liczyć, gdy rodzice sami jej nie mają. Widzę szansę w świadomych, odważnych nauczycielach. Szkoła publiczna, to między innymi tacy nauczyciele. Prawdopodobnie na razie jeszcze w mniejszości…

Dodaj komentarz