Doskonalenie

Poznałam młodą nauczycielkę języka angielskiego uczącą na Uniwersytecie w Tbilisi w Gruzji. Jest ona zatrudniona przez British Council. Zapytałam jakie są jej warunki pracy. Pracuje 8 godzin dziennie cztery razy w tygodniu, prowadzi w tym czasie zajęcia ze studentami. Ma jeden dzień wolny, który przeznacza na przygotowanie się do zajęć i sprawdzenie większych sprawdzianów.
Teraz jest miesięczna przerwa w zajęciach na studiach. Nauczycielka przeznaczyła ten czas na kurs doskonalący. Zapłaciła za niego z własnej kieszeni 1000 euro. Kurs trwał cały miesiąc, codziennie od 9 do 17-tej. Zajęcia polegały na poznawaniu różnych metod nauczania odnośnie np. czytania w języku angielskim, gramatyki, specjalistycznego słownictwa itp. Uczestnicy wspólnie przygotowywali lekcję i każdego dnia inna osoba prowadziła swoją lekcję, a reszta nauczycieli ją obserwowała. Po lekcji omawiano ją, prowadzący nauczyciel otrzymywał informację zwrotną od obserwatorów. Uczniami podczas tych lekcji byli studenci wolontariusze, którzy dzięki temu mieli miesiąc bezpłatnych lekcji.
Kurs kończył się egzaminem, jego wynik dawał dodatkowy certyfikat nauczycielowi.

Osobom zainteresowanym wynagrodzeniem nauczyciela akademickiego donoszę, że pensja mojej znajomej wynosi trochę powyżej 3000 zł, co na warunki gruzińskie jest dość dobrym zarobkiem, ale nie oszałamiającym.

48 komentarzy

  • avatar

    Xawer

    3 marca 2015 at 17:15

    A jaki jest Twój morał z tej historyjki? Przyznaję ze skruchą, że nie wyłapałem w niej żadnego, poza pochwałą British Council — cieszę się, że w Gruzji działa równie dobrze, jak na całym świecie.
    Ubolewam też nad tym, że na Uniwersytecie Warszawskim angielskiego uczą jego etatowi lektorzy, zamiast żeby prowadzenie tych zajęć było outsourcowane w B.C. — co z pewnością wyszło by na dobre studentom.

  • avatar

    Xawer

    3 marca 2015 at 17:15

    A jaki jest Twój morał z tej historyjki? Przyznaję ze skruchą, że nie wyłapałem w niej żadnego, poza pochwałą British Council — cieszę się, że w Gruzji działa równie dobrze, jak na całym świecie.
    Ubolewam też nad tym, że na Uniwersytecie Warszawskim angielskiego uczą jego etatowi lektorzy, zamiast żeby prowadzenie tych zajęć było outsourcowane w B.C. — co z pewnością wyszło by na dobre studentom.

  • avatar

    Xawer

    3 marca 2015 at 17:15

    A jaki jest Twój morał z tej historyjki? Przyznaję ze skruchą, że nie wyłapałem w niej żadnego, poza pochwałą British Council — cieszę się, że w Gruzji działa równie dobrze, jak na całym świecie.
    Ubolewam też nad tym, że na Uniwersytecie Warszawskim angielskiego uczą jego etatowi lektorzy, zamiast żeby prowadzenie tych zajęć było outsourcowane w B.C. — co z pewnością wyszło by na dobre studentom.

  • avatar

    Xawer

    3 marca 2015 at 21:26

    A może chodziło o to, że British Council wprawdzie jest najlepszą firmą, uczącą angielskiego na świecie, ale jednocześnie jest nieprzyzwoitym pracodawcą, wyzyskującym swoich pracowników?
    Nawet w korporacyjnym świecie rzadkością jest, żeby firma kazała swojemu pracownikowi płacić za szkolenia, które sama prowadzi. Tu, rzeczywiście, wychodzi na to, że British Council wyzyskuje tę dziewczynę nieprzyzwoicie, przynajmniej jak na brytyjskie standardy. Większość firm szkolenia dla własnych pracowników ma nie tylko za darmo, ale w czasie pracy i dorzucając do tego różne atrakcje (e.g. szkolenie w Saint-Tropez), a sporo finansuje również wybrane przez pracownika szkolenia zewnętrzne, a co najmniej daje na nie płatne urlopy.
    Napisz koniecznie swoją interpretację tej relacji, bo im dłużej myślę, tym dalszy chyba jestem od morału, jaki musiałaś mieć w zamyśle pisząc tę notkę.

  • avatar

    Xawer

    3 marca 2015 at 21:26

    A może chodziło o to, że British Council wprawdzie jest najlepszą firmą, uczącą angielskiego na świecie, ale jednocześnie jest nieprzyzwoitym pracodawcą, wyzyskującym swoich pracowników?
    Nawet w korporacyjnym świecie rzadkością jest, żeby firma kazała swojemu pracownikowi płacić za szkolenia, które sama prowadzi. Tu, rzeczywiście, wychodzi na to, że British Council wyzyskuje tę dziewczynę nieprzyzwoicie, przynajmniej jak na brytyjskie standardy. Większość firm szkolenia dla własnych pracowników ma nie tylko za darmo, ale w czasie pracy i dorzucając do tego różne atrakcje (e.g. szkolenie w Saint-Tropez), a sporo finansuje również wybrane przez pracownika szkolenia zewnętrzne, a co najmniej daje na nie płatne urlopy.
    Napisz koniecznie swoją interpretację tej relacji, bo im dłużej myślę, tym dalszy chyba jestem od morału, jaki musiałaś mieć w zamyśle pisząc tę notkę.

  • avatar

    Xawer

    3 marca 2015 at 21:26

    A może chodziło o to, że British Council wprawdzie jest najlepszą firmą, uczącą angielskiego na świecie, ale jednocześnie jest nieprzyzwoitym pracodawcą, wyzyskującym swoich pracowników?
    Nawet w korporacyjnym świecie rzadkością jest, żeby firma kazała swojemu pracownikowi płacić za szkolenia, które sama prowadzi. Tu, rzeczywiście, wychodzi na to, że British Council wyzyskuje tę dziewczynę nieprzyzwoicie, przynajmniej jak na brytyjskie standardy. Większość firm szkolenia dla własnych pracowników ma nie tylko za darmo, ale w czasie pracy i dorzucając do tego różne atrakcje (e.g. szkolenie w Saint-Tropez), a sporo finansuje również wybrane przez pracownika szkolenia zewnętrzne, a co najmniej daje na nie płatne urlopy.
    Napisz koniecznie swoją interpretację tej relacji, bo im dłużej myślę, tym dalszy chyba jestem od morału, jaki musiałaś mieć w zamyśle pisząc tę notkę.

  • avatar

    Danusia

    4 marca 2015 at 10:17

    Muszę sprostować, że kurs nie był z British Council, zorganizowała go firma prywatna, a nauczycielka zdecydowała się w nim uczestniczyć i podnieść swoje kwalifikacje oraz sama za niego zapłacić.
    Cieszę się, że są nauczyciele, którzy chcą się doskonalić, nie uważają, że wszytko umieją i nawet chcą za dobry kurs sami zapłacić niebagatelną sumę.
    W edukacji dość powszechne jest zdanie, że nauczyciel po studiach już wszytko umie, nie musi niczego nowego poznawać, nie musi podlegać obserwacji innych. A już na pewno nie musi płacić za doskonalenie.
    Byłam na dwudniowym szkoleniu w znanej firmie trenerskiej. Cena szkolenia wynosiła 2300 zł od osoby. Warto było.
    Rozumiem, że ta nauczycielka, o której piszę też może powiedzieć – warto było.

  • avatar

    Danusia

    4 marca 2015 at 10:17

    Muszę sprostować, że kurs nie był z British Council, zorganizowała go firma prywatna, a nauczycielka zdecydowała się w nim uczestniczyć i podnieść swoje kwalifikacje oraz sama za niego zapłacić.
    Cieszę się, że są nauczyciele, którzy chcą się doskonalić, nie uważają, że wszytko umieją i nawet chcą za dobry kurs sami zapłacić niebagatelną sumę.
    W edukacji dość powszechne jest zdanie, że nauczyciel po studiach już wszytko umie, nie musi niczego nowego poznawać, nie musi podlegać obserwacji innych. A już na pewno nie musi płacić za doskonalenie.
    Byłam na dwudniowym szkoleniu w znanej firmie trenerskiej. Cena szkolenia wynosiła 2300 zł od osoby. Warto było.
    Rozumiem, że ta nauczycielka, o której piszę też może powiedzieć – warto było.

  • avatar

    Danusia

    4 marca 2015 at 10:17

    Muszę sprostować, że kurs nie był z British Council, zorganizowała go firma prywatna, a nauczycielka zdecydowała się w nim uczestniczyć i podnieść swoje kwalifikacje oraz sama za niego zapłacić.
    Cieszę się, że są nauczyciele, którzy chcą się doskonalić, nie uważają, że wszytko umieją i nawet chcą za dobry kurs sami zapłacić niebagatelną sumę.
    W edukacji dość powszechne jest zdanie, że nauczyciel po studiach już wszytko umie, nie musi niczego nowego poznawać, nie musi podlegać obserwacji innych. A już na pewno nie musi płacić za doskonalenie.
    Byłam na dwudniowym szkoleniu w znanej firmie trenerskiej. Cena szkolenia wynosiła 2300 zł od osoby. Warto było.
    Rozumiem, że ta nauczycielka, o której piszę też może powiedzieć – warto było.

  • avatar

    Robert Raczyński

    4 marca 2015 at 11:39

    „…dość powszechne jest zdanie, że nauczyciel po studiach już wszytko umie, nie musi niczego nowego poznawać…” – Słowa i propaganda to jedno, praktyka to drugie. Powszechnie wiadomo, że większość nauczycieli po studiach lub innych uprawnieniach nie umie nic, co daje im się do zrozumienia na każdym kroku, każąc pisać konspekty i sprawozdania z wyjścia do toalety. Jeszcze gorsze jest to, że uznaje się za normę zdobywanie jakiejkolwiek wiedzy przez kolejnych kilka lat, podczas których uczniowie wiecznych praktykantów pełnią rolę królików doświadczalnych. To, że nie sposób być na bieżąco ze wszystkim jest oczywiste i szkolenia na wysokim poziomie są konieczne, nikt jednak nie potrafi mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego młody nauczyciel o istnieniu szkoły realnej dowiaduje się dopiero podczas pracy na etacie.
    „Rozumiem, że ta nauczycielka, o której piszę też może powiedzieć – warto było.” Też to tak rozumiem. Rozumiem również, ze wspomniany chlubny przykład widzi związek między swoim warsztatem, a bytem codziennym i ma uzasadnieną nadzieję, że wkrótce zarabiać będzie więcej niż wspomniana kwota (lub przynajmniej, że pracę, z której jest zadowolony, zachowa). Takiego związku nie widzą nauczyciele, którzy i przed, i po n-tym szkoleniu, zarabiają tyle samo, +/- 50 zł. Oni mogą się nawet doktoryzować z uprzedmiotowienia i odkszesłowienia, pytanie tylko po co?
    Sens zatrudniania pracowników niekompetentnych, wymagających szkoleń z działań elementarnych może dostrzegać jedynie firma funkcjąca poza rynkiem, ze stałym dostępem do zamówień na tanie lecz kiepskie usługi. I pracodawca i zatrudniony doskonale wiedzą, że to gra pozorów. Tym, którzy potrafią unikać pracy pozorowanej należy się medal, a nie nagana; pewnie w zaoszczędzonym czasie przyczyniają się, mimo wszystko, do wzrostu PKB (choćby pośrednio, w szarej strefie).
    Danusiu, idealizm jest drogi. Jeżeli ktoś jest w stanie w jego imię inwestować niebagatelne kwoty, to oznacza nie tylko, że jest idealistą, ale także, że jest idealistą bogatym. Ergo, ilość idealistów nie będzie rosła.

  • avatar

    Robert Raczyński

    4 marca 2015 at 11:39

    „…dość powszechne jest zdanie, że nauczyciel po studiach już wszytko umie, nie musi niczego nowego poznawać…” – Słowa i propaganda to jedno, praktyka to drugie. Powszechnie wiadomo, że większość nauczycieli po studiach lub innych uprawnieniach nie umie nic, co daje im się do zrozumienia na każdym kroku, każąc pisać konspekty i sprawozdania z wyjścia do toalety. Jeszcze gorsze jest to, że uznaje się za normę zdobywanie jakiejkolwiek wiedzy przez kolejnych kilka lat, podczas których uczniowie wiecznych praktykantów pełnią rolę królików doświadczalnych. To, że nie sposób być na bieżąco ze wszystkim jest oczywiste i szkolenia na wysokim poziomie są konieczne, nikt jednak nie potrafi mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego młody nauczyciel o istnieniu szkoły realnej dowiaduje się dopiero podczas pracy na etacie.
    „Rozumiem, że ta nauczycielka, o której piszę też może powiedzieć – warto było.” Też to tak rozumiem. Rozumiem również, ze wspomniany chlubny przykład widzi związek między swoim warsztatem, a bytem codziennym i ma uzasadnieną nadzieję, że wkrótce zarabiać będzie więcej niż wspomniana kwota (lub przynajmniej, że pracę, z której jest zadowolony, zachowa). Takiego związku nie widzą nauczyciele, którzy i przed, i po n-tym szkoleniu, zarabiają tyle samo, +/- 50 zł. Oni mogą się nawet doktoryzować z uprzedmiotowienia i odkszesłowienia, pytanie tylko po co?
    Sens zatrudniania pracowników niekompetentnych, wymagających szkoleń z działań elementarnych może dostrzegać jedynie firma funkcjąca poza rynkiem, ze stałym dostępem do zamówień na tanie lecz kiepskie usługi. I pracodawca i zatrudniony doskonale wiedzą, że to gra pozorów. Tym, którzy potrafią unikać pracy pozorowanej należy się medal, a nie nagana; pewnie w zaoszczędzonym czasie przyczyniają się, mimo wszystko, do wzrostu PKB (choćby pośrednio, w szarej strefie).
    Danusiu, idealizm jest drogi. Jeżeli ktoś jest w stanie w jego imię inwestować niebagatelne kwoty, to oznacza nie tylko, że jest idealistą, ale także, że jest idealistą bogatym. Ergo, ilość idealistów nie będzie rosła.

  • avatar

    Robert Raczyński

    4 marca 2015 at 11:39

    „…dość powszechne jest zdanie, że nauczyciel po studiach już wszytko umie, nie musi niczego nowego poznawać…” – Słowa i propaganda to jedno, praktyka to drugie. Powszechnie wiadomo, że większość nauczycieli po studiach lub innych uprawnieniach nie umie nic, co daje im się do zrozumienia na każdym kroku, każąc pisać konspekty i sprawozdania z wyjścia do toalety. Jeszcze gorsze jest to, że uznaje się za normę zdobywanie jakiejkolwiek wiedzy przez kolejnych kilka lat, podczas których uczniowie wiecznych praktykantów pełnią rolę królików doświadczalnych. To, że nie sposób być na bieżąco ze wszystkim jest oczywiste i szkolenia na wysokim poziomie są konieczne, nikt jednak nie potrafi mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego młody nauczyciel o istnieniu szkoły realnej dowiaduje się dopiero podczas pracy na etacie.
    „Rozumiem, że ta nauczycielka, o której piszę też może powiedzieć – warto było.” Też to tak rozumiem. Rozumiem również, ze wspomniany chlubny przykład widzi związek między swoim warsztatem, a bytem codziennym i ma uzasadnieną nadzieję, że wkrótce zarabiać będzie więcej niż wspomniana kwota (lub przynajmniej, że pracę, z której jest zadowolony, zachowa). Takiego związku nie widzą nauczyciele, którzy i przed, i po n-tym szkoleniu, zarabiają tyle samo, +/- 50 zł. Oni mogą się nawet doktoryzować z uprzedmiotowienia i odkszesłowienia, pytanie tylko po co?
    Sens zatrudniania pracowników niekompetentnych, wymagających szkoleń z działań elementarnych może dostrzegać jedynie firma funkcjąca poza rynkiem, ze stałym dostępem do zamówień na tanie lecz kiepskie usługi. I pracodawca i zatrudniony doskonale wiedzą, że to gra pozorów. Tym, którzy potrafią unikać pracy pozorowanej należy się medal, a nie nagana; pewnie w zaoszczędzonym czasie przyczyniają się, mimo wszystko, do wzrostu PKB (choćby pośrednio, w szarej strefie).
    Danusiu, idealizm jest drogi. Jeżeli ktoś jest w stanie w jego imię inwestować niebagatelne kwoty, to oznacza nie tylko, że jest idealistą, ale także, że jest idealistą bogatym. Ergo, ilość idealistów nie będzie rosła.

  • avatar

    Danusia

    4 marca 2015 at 11:46

    Robercie
    1. Masz rację, kształcenie wstępne jest marne. Niestety na całym prawie świecie. Nie widzę dobrego rozwiązania. Trochę Finowie z tym sobie dają radę, ale oni mają ostrą selekcję do zawodu i prestiż nauczyciela jest duży.
    2. Warto byłoby zróżnicować zarobki nauczycieli. Jak na razie stopnie awansu nie spełniają pokładanych w nich nadziei.
    3. Buntuję się na przeliczanie wszystkiego na kasę. Oczywiście trudno się doskonalić będąc głodnym, ale czy u nas nauczyciele są głodni?
    D

    • avatar

      Robert Raczyński

      4 marca 2015 at 11:51

      „…mają ostrą selekcję do zawodu i prestiż nauczyciela jest duży.” – W czym problem? Jedynie w woli politycznej wszystkich tych, którzy pochylaja sie z troska przez dziesięciolecia.
      „Buntuję się na przeliczanie wszystkiego na kasę.” – A ja buntuję się przeciw pauperyzacji zawodu, deprecjacji działań profesjonalnych i liczeniu gruszek na wierzbie.

  • avatar

    Danusia

    4 marca 2015 at 11:46

    Robercie
    1. Masz rację, kształcenie wstępne jest marne. Niestety na całym prawie świecie. Nie widzę dobrego rozwiązania. Trochę Finowie z tym sobie dają radę, ale oni mają ostrą selekcję do zawodu i prestiż nauczyciela jest duży.
    2. Warto byłoby zróżnicować zarobki nauczycieli. Jak na razie stopnie awansu nie spełniają pokładanych w nich nadziei.
    3. Buntuję się na przeliczanie wszystkiego na kasę. Oczywiście trudno się doskonalić będąc głodnym, ale czy u nas nauczyciele są głodni?
    D

    • avatar

      Robert Raczyński

      4 marca 2015 at 11:51

      „…mają ostrą selekcję do zawodu i prestiż nauczyciela jest duży.” – W czym problem? Jedynie w woli politycznej wszystkich tych, którzy pochylaja sie z troska przez dziesięciolecia.
      „Buntuję się na przeliczanie wszystkiego na kasę.” – A ja buntuję się przeciw pauperyzacji zawodu, deprecjacji działań profesjonalnych i liczeniu gruszek na wierzbie.

  • avatar

    Danusia

    4 marca 2015 at 11:46

    Robercie
    1. Masz rację, kształcenie wstępne jest marne. Niestety na całym prawie świecie. Nie widzę dobrego rozwiązania. Trochę Finowie z tym sobie dają radę, ale oni mają ostrą selekcję do zawodu i prestiż nauczyciela jest duży.
    2. Warto byłoby zróżnicować zarobki nauczycieli. Jak na razie stopnie awansu nie spełniają pokładanych w nich nadziei.
    3. Buntuję się na przeliczanie wszystkiego na kasę. Oczywiście trudno się doskonalić będąc głodnym, ale czy u nas nauczyciele są głodni?
    D

    • avatar

      Robert Raczyński

      4 marca 2015 at 11:51

      „…mają ostrą selekcję do zawodu i prestiż nauczyciela jest duży.” – W czym problem? Jedynie w woli politycznej wszystkich tych, którzy pochylaja sie z troska przez dziesięciolecia.
      „Buntuję się na przeliczanie wszystkiego na kasę.” – A ja buntuję się przeciw pauperyzacji zawodu, deprecjacji działań profesjonalnych i liczeniu gruszek na wierzbie.

  • avatar

    Xawer

    5 marca 2015 at 12:10

    „Cieszę się, że są nauczyciele, którzy chcą się doskonalić…”
    Też się cieszę.
    Zwróćmy tylko uwagę, że konkretna opowieść nie dotyczy nauczyciela szkolnictwa publicznego, ani nawet uniwersytetu, tylko pracownika komercyjnej firmy, zajmującej się między innymi prowadzeniem lekcji angielskiego.
    Gdyby ktoś nie wiedział: British Council nie jest brytyjską agendą rządową, tylko czymś, co dziś się nazywa „partnerstwem publiczno-prywatnym” — niezależną fundacją, wykonującą na zlecenie rządu Jej Królewskiej Mości zadania, promujące na świecie brytyjską kulturę, a poza tym prowadzącą czysto komercyjną (nie dotowaną przez UK i nie podlegającą rządowej kontroli) działalność, jak właśnie lekcje angielskiego — zarówno dla odbiorców indywidualnych, którzy sami za nie płacą, jak i zbiorowo dla różnych instytucji (jak univ. Tibilisi), które je outsourcują w B.C.
    Trzeba oddać British Council, że robi to bardzo dobrze. Między innymi dzięki jakości swojej kadry, której stawia bardzo duże wymagania.

  • avatar

    Xawer

    5 marca 2015 at 12:10

    „Cieszę się, że są nauczyciele, którzy chcą się doskonalić…”
    Też się cieszę.
    Zwróćmy tylko uwagę, że konkretna opowieść nie dotyczy nauczyciela szkolnictwa publicznego, ani nawet uniwersytetu, tylko pracownika komercyjnej firmy, zajmującej się między innymi prowadzeniem lekcji angielskiego.
    Gdyby ktoś nie wiedział: British Council nie jest brytyjską agendą rządową, tylko czymś, co dziś się nazywa „partnerstwem publiczno-prywatnym” — niezależną fundacją, wykonującą na zlecenie rządu Jej Królewskiej Mości zadania, promujące na świecie brytyjską kulturę, a poza tym prowadzącą czysto komercyjną (nie dotowaną przez UK i nie podlegającą rządowej kontroli) działalność, jak właśnie lekcje angielskiego — zarówno dla odbiorców indywidualnych, którzy sami za nie płacą, jak i zbiorowo dla różnych instytucji (jak univ. Tibilisi), które je outsourcują w B.C.
    Trzeba oddać British Council, że robi to bardzo dobrze. Między innymi dzięki jakości swojej kadry, której stawia bardzo duże wymagania.

  • avatar

    Xawer

    5 marca 2015 at 12:10

    „Cieszę się, że są nauczyciele, którzy chcą się doskonalić…”
    Też się cieszę.
    Zwróćmy tylko uwagę, że konkretna opowieść nie dotyczy nauczyciela szkolnictwa publicznego, ani nawet uniwersytetu, tylko pracownika komercyjnej firmy, zajmującej się między innymi prowadzeniem lekcji angielskiego.
    Gdyby ktoś nie wiedział: British Council nie jest brytyjską agendą rządową, tylko czymś, co dziś się nazywa „partnerstwem publiczno-prywatnym” — niezależną fundacją, wykonującą na zlecenie rządu Jej Królewskiej Mości zadania, promujące na świecie brytyjską kulturę, a poza tym prowadzącą czysto komercyjną (nie dotowaną przez UK i nie podlegającą rządowej kontroli) działalność, jak właśnie lekcje angielskiego — zarówno dla odbiorców indywidualnych, którzy sami za nie płacą, jak i zbiorowo dla różnych instytucji (jak univ. Tibilisi), które je outsourcują w B.C.
    Trzeba oddać British Council, że robi to bardzo dobrze. Między innymi dzięki jakości swojej kadry, której stawia bardzo duże wymagania.

  • avatar

    Agnieszka

    19 marca 2015 at 10:02

    Podzielam opinię moich przedmówców, dotyczącą kształcenia nauczycieli. Myślę, że przygotowanie nauczycieli do pracy w szkole pozostawia sporo do życzenia. Częstokroć to absolutnie nie oni są temu winni. Myślę, ze większość z nas z rozrzewnieniem wspomina czasy studiów nauczycielskich, w ramach których przychodzili słuchacze na praktykę i całkiem fajnie sobie radzili. Nie chcę absolutnie powiedzieć, że obecni absolwenci studiów pedagogicznych są „do niczego”, ale myślę, ze tak jak i w innych resortach brakuje po prostu praktyki, a tę zdobywa się pracą i doświadczeniem. Może jednak warto byłoby, by władze wyższych uczelni uważniej posłuchały głosu nauczycieli i nieco zweryfikowały program studiów. Wszak to leży w ich gestii. Jednak jak w każdym medalu, tak i w tym są dwie strony. Kierunkowe przygotowanie to rzeczywiście kompetencja wyższych uczelni, ale późniejsze doskonalenie to obszar wpływu samego nauczyciela. Tu jest pole do działania dla niego samego. On decyduje w jakim zakresie chce się rozwijać, czego mu brakuje, a przede wszystkim, czy ma dostateczny poziom motywacji, by stawać się coraz skuteczniejszym, efektywniejszym nauczycielem, czy tez powiela wzorce,lepsze lub gorsze, których kiedyś sam doświadczył.
    A zatem podsumowując, nie składajmy winy tylko na „system”, szukając w nim usprawiedliwienia dla siebie, ale spójrzmy co sami możemy zrobić, by to zmienić.

  • avatar

    Agnieszka

    19 marca 2015 at 10:02

    Podzielam opinię moich przedmówców, dotyczącą kształcenia nauczycieli. Myślę, że przygotowanie nauczycieli do pracy w szkole pozostawia sporo do życzenia. Częstokroć to absolutnie nie oni są temu winni. Myślę, ze większość z nas z rozrzewnieniem wspomina czasy studiów nauczycielskich, w ramach których przychodzili słuchacze na praktykę i całkiem fajnie sobie radzili. Nie chcę absolutnie powiedzieć, że obecni absolwenci studiów pedagogicznych są „do niczego”, ale myślę, ze tak jak i w innych resortach brakuje po prostu praktyki, a tę zdobywa się pracą i doświadczeniem. Może jednak warto byłoby, by władze wyższych uczelni uważniej posłuchały głosu nauczycieli i nieco zweryfikowały program studiów. Wszak to leży w ich gestii. Jednak jak w każdym medalu, tak i w tym są dwie strony. Kierunkowe przygotowanie to rzeczywiście kompetencja wyższych uczelni, ale późniejsze doskonalenie to obszar wpływu samego nauczyciela. Tu jest pole do działania dla niego samego. On decyduje w jakim zakresie chce się rozwijać, czego mu brakuje, a przede wszystkim, czy ma dostateczny poziom motywacji, by stawać się coraz skuteczniejszym, efektywniejszym nauczycielem, czy tez powiela wzorce,lepsze lub gorsze, których kiedyś sam doświadczył.
    A zatem podsumowując, nie składajmy winy tylko na „system”, szukając w nim usprawiedliwienia dla siebie, ale spójrzmy co sami możemy zrobić, by to zmienić.

  • avatar

    Agnieszka

    19 marca 2015 at 10:02

    Podzielam opinię moich przedmówców, dotyczącą kształcenia nauczycieli. Myślę, że przygotowanie nauczycieli do pracy w szkole pozostawia sporo do życzenia. Częstokroć to absolutnie nie oni są temu winni. Myślę, ze większość z nas z rozrzewnieniem wspomina czasy studiów nauczycielskich, w ramach których przychodzili słuchacze na praktykę i całkiem fajnie sobie radzili. Nie chcę absolutnie powiedzieć, że obecni absolwenci studiów pedagogicznych są „do niczego”, ale myślę, ze tak jak i w innych resortach brakuje po prostu praktyki, a tę zdobywa się pracą i doświadczeniem. Może jednak warto byłoby, by władze wyższych uczelni uważniej posłuchały głosu nauczycieli i nieco zweryfikowały program studiów. Wszak to leży w ich gestii. Jednak jak w każdym medalu, tak i w tym są dwie strony. Kierunkowe przygotowanie to rzeczywiście kompetencja wyższych uczelni, ale późniejsze doskonalenie to obszar wpływu samego nauczyciela. Tu jest pole do działania dla niego samego. On decyduje w jakim zakresie chce się rozwijać, czego mu brakuje, a przede wszystkim, czy ma dostateczny poziom motywacji, by stawać się coraz skuteczniejszym, efektywniejszym nauczycielem, czy tez powiela wzorce,lepsze lub gorsze, których kiedyś sam doświadczył.
    A zatem podsumowując, nie składajmy winy tylko na „system”, szukając w nim usprawiedliwienia dla siebie, ale spójrzmy co sami możemy zrobić, by to zmienić.

  • avatar

    Maria

    20 marca 2015 at 00:17

    Co możemy zrobić? Praktyki pedagogiczne (ciągłe)studentów traktować poważnie. Dzisiaj nie ma „szkół ćwiczeń”, za chwilę nie będzie doradców metodycznych (czego nie akceptuję),a Ktoś musi tym młodym ludziom pokazać bogaty, poprawny metodycznie i merytorycznie warsztat pracy osadzony w szkolnej rzeczywistości wraz z całą obudową wychowawczą. Inną kwestią jest to, gdzie ten student trafia na praktykę. Często jest to szkoła oddalona od uczelni, a stosowane tam metody pracy nie zawsze godne naśladowania. Moim zdaniem adept sztuki nauczycielskiej powinien odbyć praktykę w szkole mieszczącej się w: dużym mieście i małej wiejskiej szkółce, a szczytem marzeń byłoby jeszcze
    w klasach łączonych. Nie bójmy się pokazać im „blasków i cieni” tego zawodu, tu się wielkiej kasy nie zarobi, a trzeba się narobić. A może warto wrócić do traktowania tego zawodu w kategorii służby i misji?

    • avatar

      grażka

      20 marca 2015 at 08:25

      „może warto wrócić do traktowania tego zawodu w kategorii służby i misji?”
      Koniecznie. I przyjmować do pracy wyłącznie osoby bezżenne i bezdzietne, może skoszarować w jakimś hotelu, żeby było taniej… :/
      Takie podejście przerzuca całą odpowiedzialność za kształcenie i wychowanie na nauczyciela. Nie godzę się na to. Nie mam zamiaru być misjonarzem, jestem wykształconym, kompetentnym fachowcem, chcę być traktowana podmiotowo. Nie jak „zasób ludzki”.

    • avatar

      Robert Raczyński

      20 marca 2015 at 10:27

      Myślę, że właśnie „traktowanie tego zawodu w kategorii służby i misji” doprowadziło do obecnej sytuacji. Państwu, które teoretycznie wyzbyło się komunistycznych rozwiązań, po prostu nie udało się znaleźć wystarczającej liczby osób skłonnych żywić się służbą z ewentualnym deserem z misji…

  • avatar

    Maria

    20 marca 2015 at 00:17

    Co możemy zrobić? Praktyki pedagogiczne (ciągłe)studentów traktować poważnie. Dzisiaj nie ma „szkół ćwiczeń”, za chwilę nie będzie doradców metodycznych (czego nie akceptuję),a Ktoś musi tym młodym ludziom pokazać bogaty, poprawny metodycznie i merytorycznie warsztat pracy osadzony w szkolnej rzeczywistości wraz z całą obudową wychowawczą. Inną kwestią jest to, gdzie ten student trafia na praktykę. Często jest to szkoła oddalona od uczelni, a stosowane tam metody pracy nie zawsze godne naśladowania. Moim zdaniem adept sztuki nauczycielskiej powinien odbyć praktykę w szkole mieszczącej się w: dużym mieście i małej wiejskiej szkółce, a szczytem marzeń byłoby jeszcze
    w klasach łączonych. Nie bójmy się pokazać im „blasków i cieni” tego zawodu, tu się wielkiej kasy nie zarobi, a trzeba się narobić. A może warto wrócić do traktowania tego zawodu w kategorii służby i misji?

    • avatar

      grażka

      20 marca 2015 at 08:25

      „może warto wrócić do traktowania tego zawodu w kategorii służby i misji?”
      Koniecznie. I przyjmować do pracy wyłącznie osoby bezżenne i bezdzietne, może skoszarować w jakimś hotelu, żeby było taniej… :/
      Takie podejście przerzuca całą odpowiedzialność za kształcenie i wychowanie na nauczyciela. Nie godzę się na to. Nie mam zamiaru być misjonarzem, jestem wykształconym, kompetentnym fachowcem, chcę być traktowana podmiotowo. Nie jak „zasób ludzki”.

    • avatar

      Robert Raczyński

      20 marca 2015 at 10:27

      Myślę, że właśnie „traktowanie tego zawodu w kategorii służby i misji” doprowadziło do obecnej sytuacji. Państwu, które teoretycznie wyzbyło się komunistycznych rozwiązań, po prostu nie udało się znaleźć wystarczającej liczby osób skłonnych żywić się służbą z ewentualnym deserem z misji…

  • avatar

    Maria

    20 marca 2015 at 00:17

    Co możemy zrobić? Praktyki pedagogiczne (ciągłe)studentów traktować poważnie. Dzisiaj nie ma „szkół ćwiczeń”, za chwilę nie będzie doradców metodycznych (czego nie akceptuję),a Ktoś musi tym młodym ludziom pokazać bogaty, poprawny metodycznie i merytorycznie warsztat pracy osadzony w szkolnej rzeczywistości wraz z całą obudową wychowawczą. Inną kwestią jest to, gdzie ten student trafia na praktykę. Często jest to szkoła oddalona od uczelni, a stosowane tam metody pracy nie zawsze godne naśladowania. Moim zdaniem adept sztuki nauczycielskiej powinien odbyć praktykę w szkole mieszczącej się w: dużym mieście i małej wiejskiej szkółce, a szczytem marzeń byłoby jeszcze
    w klasach łączonych. Nie bójmy się pokazać im „blasków i cieni” tego zawodu, tu się wielkiej kasy nie zarobi, a trzeba się narobić. A może warto wrócić do traktowania tego zawodu w kategorii służby i misji?

    • avatar

      grażka

      20 marca 2015 at 08:25

      „może warto wrócić do traktowania tego zawodu w kategorii służby i misji?”
      Koniecznie. I przyjmować do pracy wyłącznie osoby bezżenne i bezdzietne, może skoszarować w jakimś hotelu, żeby było taniej… :/
      Takie podejście przerzuca całą odpowiedzialność za kształcenie i wychowanie na nauczyciela. Nie godzę się na to. Nie mam zamiaru być misjonarzem, jestem wykształconym, kompetentnym fachowcem, chcę być traktowana podmiotowo. Nie jak „zasób ludzki”.

    • avatar

      Robert Raczyński

      20 marca 2015 at 10:27

      Myślę, że właśnie „traktowanie tego zawodu w kategorii służby i misji” doprowadziło do obecnej sytuacji. Państwu, które teoretycznie wyzbyło się komunistycznych rozwiązań, po prostu nie udało się znaleźć wystarczającej liczby osób skłonnych żywić się służbą z ewentualnym deserem z misji…

  • avatar

    Danusia

    20 marca 2015 at 20:27

    Szkoły ćwiczeń są konieczne w kształceniu nowych nauczycieli. Nie uda się nauczyć pływać bez basenu. Pisaliśmy już tutaj kiedyś o tym, jak swietnie kształciły SN. Też kolegia nauczycielskie były dobre, ale…..się skończyły (przejęły je uniwersytety). Łatwo coś zlikwidować, ale odbudować znacznie trudniej.
    Ale jest pewna inicjatywa, która w małym zakresie (ale jednak) może poprawi sytuację.
    Oprócz tego, to ja wierzę we współpracę nauczycieli i wzajemne nauczanie.
    Żeby tylko trafić do szkoły, gdzie kultura współrodacy istnieje, współpracy w nauczaniu uczniów.

  • avatar

    Danusia

    20 marca 2015 at 20:27

    Szkoły ćwiczeń są konieczne w kształceniu nowych nauczycieli. Nie uda się nauczyć pływać bez basenu. Pisaliśmy już tutaj kiedyś o tym, jak swietnie kształciły SN. Też kolegia nauczycielskie były dobre, ale…..się skończyły (przejęły je uniwersytety). Łatwo coś zlikwidować, ale odbudować znacznie trudniej.
    Ale jest pewna inicjatywa, która w małym zakresie (ale jednak) może poprawi sytuację.
    Oprócz tego, to ja wierzę we współpracę nauczycieli i wzajemne nauczanie.
    Żeby tylko trafić do szkoły, gdzie kultura współrodacy istnieje, współpracy w nauczaniu uczniów.

  • avatar

    Danusia

    20 marca 2015 at 20:27

    Szkoły ćwiczeń są konieczne w kształceniu nowych nauczycieli. Nie uda się nauczyć pływać bez basenu. Pisaliśmy już tutaj kiedyś o tym, jak swietnie kształciły SN. Też kolegia nauczycielskie były dobre, ale…..się skończyły (przejęły je uniwersytety). Łatwo coś zlikwidować, ale odbudować znacznie trudniej.
    Ale jest pewna inicjatywa, która w małym zakresie (ale jednak) może poprawi sytuację.
    Oprócz tego, to ja wierzę we współpracę nauczycieli i wzajemne nauczanie.
    Żeby tylko trafić do szkoły, gdzie kultura współrodacy istnieje, współpracy w nauczaniu uczniów.

Dodaj komentarz