Debata o edukacji

Byłam na debacie na temat edukacji w Krytyce Politycznej.
Gośćmi były: Prof. Gesine Schwan, Humboldt-Viadrina School of Governance (Berlin) i dr Krystyna Starczewska, założycielka i dyrektor I Społecznego LO w Warszawie, moderował Jacek Żakowski, Tygodnik Polityka
Pytania do dyskusji:
Wychowywanie ludzi tak, aby zmieniali świat; rewolucja edukacyjna, która uczyni go bardziej demokratycznym i egalitarnym – czy te dwie wielkie idee, tak bliskie Jackowi Kuroniowi, można zrealizować w dzisiejszym świecie? Czy nasze systemy oświaty kształcą obywateli, świadomie tworzących świat dookoła, we współpracy z innymi i solidarnie ze słabszymi? A może jedynie przygotowują – lepiej lub gorzej – do konkurencyjnego wyścigu o status na rynku? Czy szkoła i uczelnia mogą rozwiązać problemy naszych społeczeństw – czy raczej same padają ich ofiarą i wymagają reform bądź zastąpienia czymś zupełnie nowym?
Ponieważ robiłam notatki, a temat na tym blogu często się powtarza, to podzielę się z Wami kilkoma spostrzeżeniami wyniesionymi z debaty.Jacek Żakowski wprowadził do dyskusji stwierdzeniem, że przeżywamy rewolucję w edukacji spowodowaną coraz większym dostępem do powszechnej edukacji, a również naciskami ze strony rynku na kształcenie przydatnego pracownika. Według pana redaktora zmieniło się podejście do nauczania, jest bardziej utylitarne i pozbawione ciekawości ze strony ucznia. Kuroń pytał – Czemu ma służyć szkoła, czy powinna uczyć budować więzi międzyludzkie i uczyć kompetencji społecznych? Tego współczesna szkoła nie robi. Czy taka szkoła musi już pozostać? Czy nie możemy powrócić do idei pięknej szkoły?
Krystyna Starczewska nie zgodziła się na powrót do dawnej szkoły. Uznała, że była to szkoła PRL z kreacją na posłuszeństwo jedynej słusznej idei. Kuroń chciał odejść od takiej szkoły autorytarnej. Bliska pani Starczewskiej jest idea korczakowska – „Dziecko nie dopiero będzie, ale już człowiekiem”.
Dziecko nie jest materiałem do ukształtowania, szkoła ma pomóc mu się rozwijać. Za PRL szkoła była naściskana poprzez ideologię, teraz jest pod wpływem żądań rynku. Podporządkowujemy się gospodarce. Szkoła przygotowuje dziecko do konkurencyjności. Testy segregują uczniów i szkoły. Szkoły pracujące w gorszych i trudniejszych  warunkach uznawane są za „zsypy”. Za to szkoły „dobre” stawiające na zdolnych uczniów mogą przyjmować tylko „lepszych” uczniów. To zabija funkcję wychowawczą szkoły. Uniemożliwia nastawienie na osiąganie przez każdego ucznia sukcesu, na pracę zespołową, na otwarcie się na innych. W szkole pani Starczewskiej na 350 uczniów jest 70 uchodźców, tych którzy gdzie indziej nie mają możliwości się uczyć.
Jacek Żakowski: Mamy wielką presję rodziców na wyniki, to jest już choroba społeczna.
Prof. Gesine Schwan zgodziła się z Krystyną Starczewską i potwierdziła, że takie same są tendencje w Niemczech. Wychowanie wymaga indywidulanego kontaktu, potrzeba więcej nauczycieli, aby ten kontakt był prawdziwy. Jest nadzieja, bo coraz więcej zwracamy uwagę na indywidualność ucznia i na jego kreatywność. Dlatego od stopni powinniśmy odejść.
Mimo globalizacji ciągle potrzebujemy ludzi, którzy będą potrafili zachować się wobec różnorodności.
Jacek Żakowski: Problemem szkoły jest niebudowanie więzi, brak czasu na rozmowę, za obszerny program.
Krystyna Starczewska: Nie chodzi o obcięcie programu, ale o wybór. Postawienie przed uczniem możliwości wyboru, uczenie zadawania pytań.
Tego systemowo i odgórnie nie da się wprowadzić. To co można zrobić to:
·         Dać autonomię szkole.
·         Dobrze przygotować nauczycieli (kształcić nie przedmiotowców, ale nauczycieli)
·         Stworzyć szkoły ćwiczeń, gdzie przyszły nauczyciel będzie mógł próbować.
·         Zmniejszyć biurokrację w szkołach.
Prof. Gesine Schwan dodała, że konieczne jest budowanie w uczniach poczucie ich wartości, bo tylko wtedy będą mieli odwagę efektywnie się uczyć. Nie wiemy, jak zmieni się rynek pracy, gdy uczniowie do niego wejdą. Trzeba uczyć do różnorodności do zrozumienia drugiego człowieka. Bez tego będzie trudno żyć w świecie.
Krystyna Starczewska widzi nadzieję w uczeniu projektami, one są interdyscyplinarne.
Jacek Żakowski: Co nam przeszkadza taką szkołę tworzyć?
Krystyna Starczewska: Rankingi, biurokracja, nawyki, kształcenie nauczycieli i bezwładność wobec presji rynku.
 
 
 

153 komentarze

  • avatar

    Robert Raczyński

    11 czerwca 2014 at 20:59

    Z nie wszystkimi diagnozami się zgadzam, ale wnioski końcowe p. Starczewskiej brzmią sensownie. Pytanie Żakowskiego zakończyło debatę? Rozumiem, że retoryczne? Diabeł tkwi w szczegółach:
    – Dać autonomię szkole. Super, ale jak sprawić, żeby ta autonomia nie kolidowała z ostatnim postulatem, bo jak znam życie, „autonomią” ktoś musiałby zarządzać?
    – Dobrze przygotować nauczycieli (kształcić nie przedmiotowców, ale nauczycieli). Bezsprzecznie, tylko kto miałby to dobrze i skutecznie robić? Z nielicznymi wyjątkami, wszelkie pedagogiki i ich pochodne „kształcą” jedynie swoje konta. Poza tym, „nauczycieli” produkują jeszcze niezliczone kursy…
    – Stworzyć szkoły ćwiczeń, gdzie przyszły nauczyciel będzie mógł próbować. Tu brakuje mi wyobraźni: Szkoły-króliki doświadczalne?
    – Zmniejszyć biurokrację w szkołach. Takie postulaty lubię najbardziej. Jest jeszcze kwestia biedy w krajach Trzeciego Świata… A za rozwiązanie problemu proponuję Nobla.
    Skoro wszystkie bolączki edukacji ma rozwiązać metoda projektowa, to dlaczego w/w postulatów nie spełnić projektowo? Na poziomie abstrakcji łatwo jest dawać takie recepty. Chętnie zobaczyłbym jakiś program przedmiotowy oparty wyłącznie o działania projektowe. Dobrze wykonany projekt szkolny zajmuje 3-4 tygodnie, jak pogodzić mnogość zagadnień programowych z długością roku szkolnego? Chyba że cały rok szkolny potraktować jako projekt… Nie ma chętnych?
    Zgadzam się, że szkoła zamieniła jeden dyktat ideologiczny na inny. Warto z tym walczyć, ale jak, nie wiem, bo teraz nawet ta czy owa metoda staje się ideologią.
    ” Czemu ma służyć szkoła, czy powinna uczyć budować więzi międzyludzkie i uczyć kompetencji społecznych?” pytał Kuroń. Ależ wydaje się, że nie robi niczego innego, tyle że nieskutecznie. Nie wiem, czy pocieszyłaby go świadomość, że z wiedzą sensu stricte radzi sobie jeszcze gorzej. Po prostu na konkrety nie ma już czasu…

    • avatar

      Danusia

      12 czerwca 2014 at 14:08

      Dwie sprawy:
      1.Szkoły ćwiczeń istniały kiedyś za SN, ale zostały zlikwidowane. Nie były to króliki, tylko szkoły z dobrą praktyką, do których zapraszani byli studenci, aby pracować pod opieką dobrych nauczycieli.
      2. Znam szkoły pracujące metodą projektu np szkoły z programem IB
      Danusia

      • avatar

        Robert Raczyński

        12 czerwca 2014 at 15:01

        1. Godne pochwały, ale dlaczego praktyki studenckie nie spełniają takiej roli? Trzeba się bardzo starać, żeby ich nie zaliczyć… To takie nasze – bez przerwy tworzyć nowe „ciała”, kiedy okazuje się, że te już istniejące mechanizmy nie działają, zamiast egzekwować ich powinność…
        2. Bardzo często się z nimi stykam i, daję słowo, poza efektem dotyczącym wybranego zagadnienia, przynoszą często dezorganizację innych zadań i zarywanie nocy, kiedy okazuje się pracy nad projektem nie daje się pogodzić z kilkoma sprawdzianami…

      • avatar

        Robert Raczyński

        12 czerwca 2014 at 21:12

        Trochę mnie uwiera, że robimy tu z Xawerem za dyżurną „lożę szyderców”, ale naiwność (mam nadzieję nieudawana) uczestników tej i podobnych debat jest niebotyczna. No, bo co z takich spotkań wynika? Najwyżej odreagowanie frustracji, bo przecież uczestnicy muszą zdawać sobie sprawę, że ich moc sprawcza jest żadna. Nie chodzi o diagnozę problemu, bo jaki koń jest, każdy widzi – zastrzeżenia są podobne. Podawane rozwiązania, choć wynikające często z odmiennych przesłanek, też nie różnią się zasadniczo, oscylując między totalną utopią, a rozwiązywaniem kwadratury koła w postaci naprawiania nienaprawialnego. Najgorsze są te, które próbują zbudować nowy, wspaniały świat przy pomocy moralnego dekretu – skoro tak byłoby pięknie, to od jutra tak będzie, tylko to ładnie nazwiemy, opiszemy, włożymy w ramki i powiesimy w widocznym miejscu.
        Pytania Jacka Żakowskiego są podobne do postawionych tu przez Wiesława Mariańskiego i gdybym miał na nie odpowiedzieć, to, nie mając pretensji do wyczerpania tematu, opowiedziałbym chyba tak samo:
        „Żeby myśleć o jakiejkolwiek zmianie na lepsze w edukacji, trzeba zacząć od zmian w strukturze gospodarki i zatrudnienia, bo te sfery w naszym kraju (i nie tylko) decydują o tym, że wykształcenie jest kwiatkiem do kożucha. One po prostu nie generują wystarczających bodźców – pracownik nie musi być bystry i inowacyjny, on ma być mobilny i tani. Po co komu prawdziwa kadra akademicka, do sprawniejszej produkcji bezrobotnych? Tych produkuje się i tak masowo, niedługo żadna sensowna kadra nie bedzie potrzebna, bo rozdawać papiery może każdy. Jak pisałem wyżej, edukacja służy dziś do kamuflażu i poprawy samopoczucia – nie możesz dać komuś pracy i możliwości rozwoju, daj mu chociaż „wykształcenie”. A ludzie kochają złudzenia…
        Jeśli pojawi się potrzeba, będzie też presja na zmiany.”
        I jeszcze: „Wszystkie te ciekawe rozwiązania, które raz po raz się tu pojawiają, przypominają pompowanie przebitego pontonu na środku jeziora – wszyscy dmuchają, a nikt nie zakleja dziur. Największe z nich, to brak prawdziwej konkurencji, mylenie edukacji z pomocą społeczną, założenie powszechnej chęci kształcenia przy braku realnej potrzeby i udawanie, że nauka czegokolwiek nie bywa ciężką pracą…”
        Przepraszam za autocytaty, ale widzę tu wspólny mianownik, a większych przeszkód nie widzę…

  • avatar

    Robert Raczyński

    11 czerwca 2014 at 20:59

    Z nie wszystkimi diagnozami się zgadzam, ale wnioski końcowe p. Starczewskiej brzmią sensownie. Pytanie Żakowskiego zakończyło debatę? Rozumiem, że retoryczne? Diabeł tkwi w szczegółach:
    – Dać autonomię szkole. Super, ale jak sprawić, żeby ta autonomia nie kolidowała z ostatnim postulatem, bo jak znam życie, „autonomią” ktoś musiałby zarządzać?
    – Dobrze przygotować nauczycieli (kształcić nie przedmiotowców, ale nauczycieli). Bezsprzecznie, tylko kto miałby to dobrze i skutecznie robić? Z nielicznymi wyjątkami, wszelkie pedagogiki i ich pochodne „kształcą” jedynie swoje konta. Poza tym, „nauczycieli” produkują jeszcze niezliczone kursy…
    – Stworzyć szkoły ćwiczeń, gdzie przyszły nauczyciel będzie mógł próbować. Tu brakuje mi wyobraźni: Szkoły-króliki doświadczalne?
    – Zmniejszyć biurokrację w szkołach. Takie postulaty lubię najbardziej. Jest jeszcze kwestia biedy w krajach Trzeciego Świata… A za rozwiązanie problemu proponuję Nobla.
    Skoro wszystkie bolączki edukacji ma rozwiązać metoda projektowa, to dlaczego w/w postulatów nie spełnić projektowo? Na poziomie abstrakcji łatwo jest dawać takie recepty. Chętnie zobaczyłbym jakiś program przedmiotowy oparty wyłącznie o działania projektowe. Dobrze wykonany projekt szkolny zajmuje 3-4 tygodnie, jak pogodzić mnogość zagadnień programowych z długością roku szkolnego? Chyba że cały rok szkolny potraktować jako projekt… Nie ma chętnych?
    Zgadzam się, że szkoła zamieniła jeden dyktat ideologiczny na inny. Warto z tym walczyć, ale jak, nie wiem, bo teraz nawet ta czy owa metoda staje się ideologią.
    ” Czemu ma służyć szkoła, czy powinna uczyć budować więzi międzyludzkie i uczyć kompetencji społecznych?” pytał Kuroń. Ależ wydaje się, że nie robi niczego innego, tyle że nieskutecznie. Nie wiem, czy pocieszyłaby go świadomość, że z wiedzą sensu stricte radzi sobie jeszcze gorzej. Po prostu na konkrety nie ma już czasu…

    • avatar

      Danusia

      12 czerwca 2014 at 14:08

      Dwie sprawy:
      1.Szkoły ćwiczeń istniały kiedyś za SN, ale zostały zlikwidowane. Nie były to króliki, tylko szkoły z dobrą praktyką, do których zapraszani byli studenci, aby pracować pod opieką dobrych nauczycieli.
      2. Znam szkoły pracujące metodą projektu np szkoły z programem IB
      Danusia

      • avatar

        Robert Raczyński

        12 czerwca 2014 at 15:01

        1. Godne pochwały, ale dlaczego praktyki studenckie nie spełniają takiej roli? Trzeba się bardzo starać, żeby ich nie zaliczyć… To takie nasze – bez przerwy tworzyć nowe „ciała”, kiedy okazuje się, że te już istniejące mechanizmy nie działają, zamiast egzekwować ich powinność…
        2. Bardzo często się z nimi stykam i, daję słowo, poza efektem dotyczącym wybranego zagadnienia, przynoszą często dezorganizację innych zadań i zarywanie nocy, kiedy okazuje się pracy nad projektem nie daje się pogodzić z kilkoma sprawdzianami…

      • avatar

        Robert Raczyński

        12 czerwca 2014 at 21:12

        Trochę mnie uwiera, że robimy tu z Xawerem za dyżurną „lożę szyderców”, ale naiwność (mam nadzieję nieudawana) uczestników tej i podobnych debat jest niebotyczna. No, bo co z takich spotkań wynika? Najwyżej odreagowanie frustracji, bo przecież uczestnicy muszą zdawać sobie sprawę, że ich moc sprawcza jest żadna. Nie chodzi o diagnozę problemu, bo jaki koń jest, każdy widzi – zastrzeżenia są podobne. Podawane rozwiązania, choć wynikające często z odmiennych przesłanek, też nie różnią się zasadniczo, oscylując między totalną utopią, a rozwiązywaniem kwadratury koła w postaci naprawiania nienaprawialnego. Najgorsze są te, które próbują zbudować nowy, wspaniały świat przy pomocy moralnego dekretu – skoro tak byłoby pięknie, to od jutra tak będzie, tylko to ładnie nazwiemy, opiszemy, włożymy w ramki i powiesimy w widocznym miejscu.
        Pytania Jacka Żakowskiego są podobne do postawionych tu przez Wiesława Mariańskiego i gdybym miał na nie odpowiedzieć, to, nie mając pretensji do wyczerpania tematu, opowiedziałbym chyba tak samo:
        „Żeby myśleć o jakiejkolwiek zmianie na lepsze w edukacji, trzeba zacząć od zmian w strukturze gospodarki i zatrudnienia, bo te sfery w naszym kraju (i nie tylko) decydują o tym, że wykształcenie jest kwiatkiem do kożucha. One po prostu nie generują wystarczających bodźców – pracownik nie musi być bystry i inowacyjny, on ma być mobilny i tani. Po co komu prawdziwa kadra akademicka, do sprawniejszej produkcji bezrobotnych? Tych produkuje się i tak masowo, niedługo żadna sensowna kadra nie bedzie potrzebna, bo rozdawać papiery może każdy. Jak pisałem wyżej, edukacja służy dziś do kamuflażu i poprawy samopoczucia – nie możesz dać komuś pracy i możliwości rozwoju, daj mu chociaż „wykształcenie”. A ludzie kochają złudzenia…
        Jeśli pojawi się potrzeba, będzie też presja na zmiany.”
        I jeszcze: „Wszystkie te ciekawe rozwiązania, które raz po raz się tu pojawiają, przypominają pompowanie przebitego pontonu na środku jeziora – wszyscy dmuchają, a nikt nie zakleja dziur. Największe z nich, to brak prawdziwej konkurencji, mylenie edukacji z pomocą społeczną, założenie powszechnej chęci kształcenia przy braku realnej potrzeby i udawanie, że nauka czegokolwiek nie bywa ciężką pracą…”
        Przepraszam za autocytaty, ale widzę tu wspólny mianownik, a większych przeszkód nie widzę…

  • avatar

    Robert Raczyński

    11 czerwca 2014 at 20:59

    Z nie wszystkimi diagnozami się zgadzam, ale wnioski końcowe p. Starczewskiej brzmią sensownie. Pytanie Żakowskiego zakończyło debatę? Rozumiem, że retoryczne? Diabeł tkwi w szczegółach:
    – Dać autonomię szkole. Super, ale jak sprawić, żeby ta autonomia nie kolidowała z ostatnim postulatem, bo jak znam życie, „autonomią” ktoś musiałby zarządzać?
    – Dobrze przygotować nauczycieli (kształcić nie przedmiotowców, ale nauczycieli). Bezsprzecznie, tylko kto miałby to dobrze i skutecznie robić? Z nielicznymi wyjątkami, wszelkie pedagogiki i ich pochodne „kształcą” jedynie swoje konta. Poza tym, „nauczycieli” produkują jeszcze niezliczone kursy…
    – Stworzyć szkoły ćwiczeń, gdzie przyszły nauczyciel będzie mógł próbować. Tu brakuje mi wyobraźni: Szkoły-króliki doświadczalne?
    – Zmniejszyć biurokrację w szkołach. Takie postulaty lubię najbardziej. Jest jeszcze kwestia biedy w krajach Trzeciego Świata… A za rozwiązanie problemu proponuję Nobla.
    Skoro wszystkie bolączki edukacji ma rozwiązać metoda projektowa, to dlaczego w/w postulatów nie spełnić projektowo? Na poziomie abstrakcji łatwo jest dawać takie recepty. Chętnie zobaczyłbym jakiś program przedmiotowy oparty wyłącznie o działania projektowe. Dobrze wykonany projekt szkolny zajmuje 3-4 tygodnie, jak pogodzić mnogość zagadnień programowych z długością roku szkolnego? Chyba że cały rok szkolny potraktować jako projekt… Nie ma chętnych?
    Zgadzam się, że szkoła zamieniła jeden dyktat ideologiczny na inny. Warto z tym walczyć, ale jak, nie wiem, bo teraz nawet ta czy owa metoda staje się ideologią.
    ” Czemu ma służyć szkoła, czy powinna uczyć budować więzi międzyludzkie i uczyć kompetencji społecznych?” pytał Kuroń. Ależ wydaje się, że nie robi niczego innego, tyle że nieskutecznie. Nie wiem, czy pocieszyłaby go świadomość, że z wiedzą sensu stricte radzi sobie jeszcze gorzej. Po prostu na konkrety nie ma już czasu…

    • avatar

      Danusia

      12 czerwca 2014 at 14:08

      Dwie sprawy:
      1.Szkoły ćwiczeń istniały kiedyś za SN, ale zostały zlikwidowane. Nie były to króliki, tylko szkoły z dobrą praktyką, do których zapraszani byli studenci, aby pracować pod opieką dobrych nauczycieli.
      2. Znam szkoły pracujące metodą projektu np szkoły z programem IB
      Danusia

      • avatar

        Robert Raczyński

        12 czerwca 2014 at 15:01

        1. Godne pochwały, ale dlaczego praktyki studenckie nie spełniają takiej roli? Trzeba się bardzo starać, żeby ich nie zaliczyć… To takie nasze – bez przerwy tworzyć nowe „ciała”, kiedy okazuje się, że te już istniejące mechanizmy nie działają, zamiast egzekwować ich powinność…
        2. Bardzo często się z nimi stykam i, daję słowo, poza efektem dotyczącym wybranego zagadnienia, przynoszą często dezorganizację innych zadań i zarywanie nocy, kiedy okazuje się pracy nad projektem nie daje się pogodzić z kilkoma sprawdzianami…

      • avatar

        Robert Raczyński

        12 czerwca 2014 at 21:12

        Trochę mnie uwiera, że robimy tu z Xawerem za dyżurną „lożę szyderców”, ale naiwność (mam nadzieję nieudawana) uczestników tej i podobnych debat jest niebotyczna. No, bo co z takich spotkań wynika? Najwyżej odreagowanie frustracji, bo przecież uczestnicy muszą zdawać sobie sprawę, że ich moc sprawcza jest żadna. Nie chodzi o diagnozę problemu, bo jaki koń jest, każdy widzi – zastrzeżenia są podobne. Podawane rozwiązania, choć wynikające często z odmiennych przesłanek, też nie różnią się zasadniczo, oscylując między totalną utopią, a rozwiązywaniem kwadratury koła w postaci naprawiania nienaprawialnego. Najgorsze są te, które próbują zbudować nowy, wspaniały świat przy pomocy moralnego dekretu – skoro tak byłoby pięknie, to od jutra tak będzie, tylko to ładnie nazwiemy, opiszemy, włożymy w ramki i powiesimy w widocznym miejscu.
        Pytania Jacka Żakowskiego są podobne do postawionych tu przez Wiesława Mariańskiego i gdybym miał na nie odpowiedzieć, to, nie mając pretensji do wyczerpania tematu, opowiedziałbym chyba tak samo:
        „Żeby myśleć o jakiejkolwiek zmianie na lepsze w edukacji, trzeba zacząć od zmian w strukturze gospodarki i zatrudnienia, bo te sfery w naszym kraju (i nie tylko) decydują o tym, że wykształcenie jest kwiatkiem do kożucha. One po prostu nie generują wystarczających bodźców – pracownik nie musi być bystry i inowacyjny, on ma być mobilny i tani. Po co komu prawdziwa kadra akademicka, do sprawniejszej produkcji bezrobotnych? Tych produkuje się i tak masowo, niedługo żadna sensowna kadra nie bedzie potrzebna, bo rozdawać papiery może każdy. Jak pisałem wyżej, edukacja służy dziś do kamuflażu i poprawy samopoczucia – nie możesz dać komuś pracy i możliwości rozwoju, daj mu chociaż „wykształcenie”. A ludzie kochają złudzenia…
        Jeśli pojawi się potrzeba, będzie też presja na zmiany.”
        I jeszcze: „Wszystkie te ciekawe rozwiązania, które raz po raz się tu pojawiają, przypominają pompowanie przebitego pontonu na środku jeziora – wszyscy dmuchają, a nikt nie zakleja dziur. Największe z nich, to brak prawdziwej konkurencji, mylenie edukacji z pomocą społeczną, założenie powszechnej chęci kształcenia przy braku realnej potrzeby i udawanie, że nauka czegokolwiek nie bywa ciężką pracą…”
        Przepraszam za autocytaty, ale widzę tu wspólny mianownik, a większych przeszkód nie widzę…

  • avatar

    Xawer

    11 czerwca 2014 at 23:30

    Trzeba byłoby też zapytać Jacka Żakowskiego, kogo miał na myśli używając zaimka „nam”: Co nam przeszkadza taką szkołę tworzyć? W czyim imieniu J.Ż. stawiał to pytanie?
    Odnoszę wrażenie, że uczestnicy takich debat najczęściej rozpatrują swoje światłe pomysły z punktu widzenia monarchy absolutnego, wyobrażają siebie w roli demiurgów, a przynajmniej współczesnych Fryderyków Wilhelmów. Zapominając, że żyją w demokracjach obywatelskich i wszelkie zmiany wymagają nie tego, by pomysł był wspaniały i światły, ale by miał szanse zyskać konsensualną akceptację zdecydowanej większości społeczeństwa. W skład którego wchodzą rodzice o najróżniejszych poglądach (w ogromnej większości dalekich Jackowi Żakowskiemu i Krytyce Politycznej), tudzież ludzie nie mający dzieci w wieku szkolnym, ale płacący podatki i głosujący w wyborach.
    Odpowiedź na pytanie J.Ż. jest banalna: „Wam, Krytyko Polityczna, w stworzeniu takiej szkoły, przeszkadza to, że nie tylko nie macie władzy politycznej w Polsce, ale nawet reprezentacji parlamentarnej.”
    Consensus co do wizji szkoły doskonałej, usprawiedliwiający zapewne użycie tego NAM przez J.Ż. nie rozciąga się poza salę, w której odbywało się to seminarium.

  • avatar

    Xawer

    11 czerwca 2014 at 23:30

    Trzeba byłoby też zapytać Jacka Żakowskiego, kogo miał na myśli używając zaimka „nam”: Co nam przeszkadza taką szkołę tworzyć? W czyim imieniu J.Ż. stawiał to pytanie?
    Odnoszę wrażenie, że uczestnicy takich debat najczęściej rozpatrują swoje światłe pomysły z punktu widzenia monarchy absolutnego, wyobrażają siebie w roli demiurgów, a przynajmniej współczesnych Fryderyków Wilhelmów. Zapominając, że żyją w demokracjach obywatelskich i wszelkie zmiany wymagają nie tego, by pomysł był wspaniały i światły, ale by miał szanse zyskać konsensualną akceptację zdecydowanej większości społeczeństwa. W skład którego wchodzą rodzice o najróżniejszych poglądach (w ogromnej większości dalekich Jackowi Żakowskiemu i Krytyce Politycznej), tudzież ludzie nie mający dzieci w wieku szkolnym, ale płacący podatki i głosujący w wyborach.
    Odpowiedź na pytanie J.Ż. jest banalna: „Wam, Krytyko Polityczna, w stworzeniu takiej szkoły, przeszkadza to, że nie tylko nie macie władzy politycznej w Polsce, ale nawet reprezentacji parlamentarnej.”
    Consensus co do wizji szkoły doskonałej, usprawiedliwiający zapewne użycie tego NAM przez J.Ż. nie rozciąga się poza salę, w której odbywało się to seminarium.

  • avatar

    Xawer

    11 czerwca 2014 at 23:30

    Trzeba byłoby też zapytać Jacka Żakowskiego, kogo miał na myśli używając zaimka „nam”: Co nam przeszkadza taką szkołę tworzyć? W czyim imieniu J.Ż. stawiał to pytanie?
    Odnoszę wrażenie, że uczestnicy takich debat najczęściej rozpatrują swoje światłe pomysły z punktu widzenia monarchy absolutnego, wyobrażają siebie w roli demiurgów, a przynajmniej współczesnych Fryderyków Wilhelmów. Zapominając, że żyją w demokracjach obywatelskich i wszelkie zmiany wymagają nie tego, by pomysł był wspaniały i światły, ale by miał szanse zyskać konsensualną akceptację zdecydowanej większości społeczeństwa. W skład którego wchodzą rodzice o najróżniejszych poglądach (w ogromnej większości dalekich Jackowi Żakowskiemu i Krytyce Politycznej), tudzież ludzie nie mający dzieci w wieku szkolnym, ale płacący podatki i głosujący w wyborach.
    Odpowiedź na pytanie J.Ż. jest banalna: „Wam, Krytyko Polityczna, w stworzeniu takiej szkoły, przeszkadza to, że nie tylko nie macie władzy politycznej w Polsce, ale nawet reprezentacji parlamentarnej.”
    Consensus co do wizji szkoły doskonałej, usprawiedliwiający zapewne użycie tego NAM przez J.Ż. nie rozciąga się poza salę, w której odbywało się to seminarium.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    5 lipca 2014 at 22:06

    „Jacek Żakowski: Co nam przeszkadza taką szkołę tworzyć?”
    Jest wiele przeszkód. Jedną z nich są uczestnicy debat, takich jak ta. A dokładniej: ich bezskuteczność = nieumiejętność skutecznego działania.
    Nie wystarczy opowiadać dlaczego szkoła nie może być taka jak jest + mieć wizję jaka powinna być. To za mało ! Trzeba mieć pomysły na to jak do tego doprowadzić + energię i wolę działania aby działać skutecznie. To miał Jacek Kuroń i wielu podobnych – i działali w systemie niedemokratycznym – i okazali się skuteczni. A my ?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    5 lipca 2014 at 22:06

    „Jacek Żakowski: Co nam przeszkadza taką szkołę tworzyć?”
    Jest wiele przeszkód. Jedną z nich są uczestnicy debat, takich jak ta. A dokładniej: ich bezskuteczność = nieumiejętność skutecznego działania.
    Nie wystarczy opowiadać dlaczego szkoła nie może być taka jak jest + mieć wizję jaka powinna być. To za mało ! Trzeba mieć pomysły na to jak do tego doprowadzić + energię i wolę działania aby działać skutecznie. To miał Jacek Kuroń i wielu podobnych – i działali w systemie niedemokratycznym – i okazali się skuteczni. A my ?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    5 lipca 2014 at 22:06

    „Jacek Żakowski: Co nam przeszkadza taką szkołę tworzyć?”
    Jest wiele przeszkód. Jedną z nich są uczestnicy debat, takich jak ta. A dokładniej: ich bezskuteczność = nieumiejętność skutecznego działania.
    Nie wystarczy opowiadać dlaczego szkoła nie może być taka jak jest + mieć wizję jaka powinna być. To za mało ! Trzeba mieć pomysły na to jak do tego doprowadzić + energię i wolę działania aby działać skutecznie. To miał Jacek Kuroń i wielu podobnych – i działali w systemie niedemokratycznym – i okazali się skuteczni. A my ?

  • avatar

    grażka

    6 lipca 2014 at 07:31

    W moim odczuciu proponujesz rzeczy dla mnie nie do przyjęcia – o czym właśnie wielokrotnie tu dyskutowaliśmy – jeden model zastąpiony innym, narzuconym, a przez to tak samo opresyjnym.
    Nie ma prostych oczywistości.
    Jedyną drogę widzę w ułatwieniach dla ruchów i rozwiązań oddolnych, samodzielnych, innowacyjnych.
    I podobno takie rozwiązania mamy – dlaczego z nich nie korzystamy? Może tak naprawdę ich nie potrzebujemy?
    Jestem współautorką trzech zrealizowanych innowacji metodycznych, autorskiego programu przedszkola, w którym pracuję, współzałożycielką przedszkola niepublicznego. Wszystko dało się zrobić.

  • avatar

    grażka

    6 lipca 2014 at 07:31

    W moim odczuciu proponujesz rzeczy dla mnie nie do przyjęcia – o czym właśnie wielokrotnie tu dyskutowaliśmy – jeden model zastąpiony innym, narzuconym, a przez to tak samo opresyjnym.
    Nie ma prostych oczywistości.
    Jedyną drogę widzę w ułatwieniach dla ruchów i rozwiązań oddolnych, samodzielnych, innowacyjnych.
    I podobno takie rozwiązania mamy – dlaczego z nich nie korzystamy? Może tak naprawdę ich nie potrzebujemy?
    Jestem współautorką trzech zrealizowanych innowacji metodycznych, autorskiego programu przedszkola, w którym pracuję, współzałożycielką przedszkola niepublicznego. Wszystko dało się zrobić.

  • avatar

    grażka

    6 lipca 2014 at 07:31

    W moim odczuciu proponujesz rzeczy dla mnie nie do przyjęcia – o czym właśnie wielokrotnie tu dyskutowaliśmy – jeden model zastąpiony innym, narzuconym, a przez to tak samo opresyjnym.
    Nie ma prostych oczywistości.
    Jedyną drogę widzę w ułatwieniach dla ruchów i rozwiązań oddolnych, samodzielnych, innowacyjnych.
    I podobno takie rozwiązania mamy – dlaczego z nich nie korzystamy? Może tak naprawdę ich nie potrzebujemy?
    Jestem współautorką trzech zrealizowanych innowacji metodycznych, autorskiego programu przedszkola, w którym pracuję, współzałożycielką przedszkola niepublicznego. Wszystko dało się zrobić.

  • avatar

    Danusia

    6 lipca 2014 at 15:15

    Grażka, gratuluję skuteczności w dobrej sprawie. Jednak każda innowacja obejmuje mały skrawek, a jej poszerzenie często napotyka na trudności nie do pokonania.
    Myślę,że paneliści mieli za cel zmianę gruntowną w całej oświacie. Pytanie – czy jest możliwa?
    Danusia

  • avatar

    Danusia

    6 lipca 2014 at 15:15

    Grażka, gratuluję skuteczności w dobrej sprawie. Jednak każda innowacja obejmuje mały skrawek, a jej poszerzenie często napotyka na trudności nie do pokonania.
    Myślę,że paneliści mieli za cel zmianę gruntowną w całej oświacie. Pytanie – czy jest możliwa?
    Danusia

  • avatar

    Danusia

    6 lipca 2014 at 15:15

    Grażka, gratuluję skuteczności w dobrej sprawie. Jednak każda innowacja obejmuje mały skrawek, a jej poszerzenie często napotyka na trudności nie do pokonania.
    Myślę,że paneliści mieli za cel zmianę gruntowną w całej oświacie. Pytanie – czy jest możliwa?
    Danusia

  • avatar

    Agnieszka

    9 lipca 2014 at 19:59

    Droga Pani Danuto,
    Postanowiłam zająć się ocenianiem kształtującym i próbuję układać sobie wiadomości nabyte z Pani książki oraz z różnego rodzaju kursów i im więcej czytam, tym bardziej gubię się w celach lekcji i kryteriach sukcesu. Patrzę na swój konspekt lekcji i zastanawiam się, jak przekształcić go w taki sposób, by odzwierciedlał idee ok. Czy mogłaby spojrzeć na taki jego fragment i powiedzieć mi, jak powinien wyglądać zgodnie z ok?
    Temat: Pierwsze spotkanie z Wisławą Szymborską.
    Cel główny: Uczeń doskonali sprawność analizy i interpretacji tekstów kultury;
    cele szczegółowe:
    odbiera komunikaty pisane, mówione, w tym nadawane za pomocą środków audiowizualnych
    wyszukuje w wypowiedzi potrzebne informacje
    korzysta ze słownika terminów literackich
    przedstawia najistotniejsze treści wypowiedzi w takim porządku, w jakim występują one w tekście
    wyszukuje w wypowiedzi potrzebne informacje oraz cytuje odpowiednie fragmenty tekstu
    dostrzega zróżnicowanie postaw społecznych, obyczajowych, narodowych, religijnych, etycznych, kulturowych i w ich kontekście kształtuje swoją tożsamość.
    Cele w języku ucznia:
    dowiem się, kim była Wisława Szymborska
    poćwiczę analizę i interpretację wierszy
    nauczę się sporządzać notatkę w trakcie wykładu
    skoro mam tyle celów szczegółowych, to gdzie tu jeszcze dodać kryteria sukcesu? I jak one powinny brzmieć? A może te cele szczegółowe to już kryteria sukcesu?
    Pozdrawiam serdecznie,
    Agnieszka

    • avatar

      Xawer

      9 lipca 2014 at 20:51

      Tak, oczywiście! Gratuluję!
      Celem, w jakim czytam „Kota w pustym mieszkaniu” jest:
      — dowiedzenie się, kim była W.Szymborska;
      — ćwiczenie analizy wierszy;
      — nauka notowania na wykładach.
      A z punktu widzenia nauczyciela/tutora/rodzica moim głównym celem, w jakim zachęcam dzieci do czytania Szymborskiej, jest to, by „doskonaliły sprawność analizy i interpretacji tekstów kultury”.
      Proszę zrozumieć, że jeśli takie mają być cele czytania poezji, a Szymborskiej w szczególności, to:
      — primo: nie dziwmy się, że niemal nikt poezji nie czytuje po ukończeniu szkoły;
      — secundo: ja (tak jak i 90% uczniów, którzy mieliby te cele uznać za swoje) nie widzę najmniejszego sensu w realizacji takich celów;
      — tertio: lepiej, żeby jej jednak w ogóle nie czytać.

      • avatar

        Agnieszka

        9 lipca 2014 at 22:00

        Jak już powiedziałam to fragment konspektu. Poszczególne cele odnoszą się do działań w trackie lekcji i są zaczerpnięte z podstawy programowej.
        „”poćwiczę analizę i interpretację wierszy” – do pierwszej części dwugodzinnej lekcji – kiedy skupiliśmy się na wierszu „Niektórzy lubią poezję” – jako punkt wyjścia do dalszej części zajęć
        „dowiem się, kim była Wisława Szymborska” – odnosi się do części lekcji, w czasie której oglądaliśmy krótki film o poetce (https://www.youtube.com/watch?v=J9DeJwU8Qao&feature=kp)
        „nauczę się sporządzać notatkę w trakcie wykładu” – uczniowie notują informacje w czasie oglądania i słuchania filmu:
        życiorys
        błędy młodości
        twórczość: zabawy słowem, cechy twórczości
        sekretarz
        Nagroda Nobla
        życiowe pasje
        I panie Xawery… powiem Panu, że wbrew Pana czarnym wizjom nie było w czasie lekcji tak źle, jak to Pan sobie projektuje. I nawet dziewczynka pisząca wiersze stwierdziła po kilku następnych lekcjach, że odkryła dla siebie Szymborską.
        Rozumiem, że w swoisty dla siebie sposób, zgodnie z zasadami informacji zwrotnej, sugeruje Pan zastanowienie się nad celami lekcji tak, by faktycznie brzmiały one po ludzku i nastawiały na coś ciekawego?

      • avatar

        Xawer

        9 lipca 2014 at 22:15

        Nie oceniam Pani podejścia do nauczania, bo go nie znam. C<ytam jedynie wypowiedź usytuowaną w szkolno-formalistycznym podejściu.
        Proszę jednak — tak na poważnie i wyłącznie na własny użytek — zastanowić się, czy rzeczywistym celem czytania poezji jest umiejętność analizy wierszy i poznawanie biografii poetów.

    • avatar

      Xawer

      9 lipca 2014 at 22:10

      Tak właśnie, bardzo trafnie potraktowała Pani mój komentarz jako informację zwrotną, jeśli lubimy nomenklaturę OK.
      Przekładalną na prosty język:
      — albo prowadzi Pani te lekcje tak, że jej istotą jest przesłanie wiersza, jego głęboki sens, a wszystkie te „cele lekcji”, „kryteria sukcesu”, etc., to wyłącznie hipokryzja i ozdobniki, potrzebne tylko dla sprawozdawczości szkolnej (współczuję z całego serca);
      — albo też te cele lekcji traktuje Pani poważnie i są one dla Pani rzeczywistymi celami czytania poezji z uczniami — i wtedy: uchowảj Boże uczniów przed takimi lekcjami i takim czytaniem poezji!

      • avatar

        Danusia

        9 lipca 2014 at 22:18

        Pani Agnieszko
        Nie biorę żadnej odpowiedzialności za ataki Pana Ksawerego!
        Proponuje nie wdawać się w tę dyskusję. Chyba,że Pani z niej korzysta.
        Odpowiem pani jutro, bo dziś już jest dość późno.
        Danuta

        • avatar

          Agnieszka

          9 lipca 2014 at 22:35

          Dziękuję za odpowiedź. Bardzo podoba mi się idea ok, ale tak naprawdę ciężko mi przełożyć to na praktykę zapisu. Już po pierwszym rozdziale Pani ostatniej książki zrozumiałam, że stosowałam elementy ok technicznie i jednak bez fantazji 🙂
          Pozdrawiam.
          Agnieszka

        • avatar

          Xawer

          9 lipca 2014 at 22:42

          Nie, żadne tam „ataki”. Nie mam najmniejszego powodu by Panią Agnieszkę atakować.
          Nie rozumiem dlaczego sarkazm odbierany jest często jako „atak” ad personam, a nie jako „zachęta do refleksji” nad treścią wypowiedzi, do której się odnosi.
          Jeśli Pani Agnieszka odebrała mój komentarz jako atak, to z całego serca ją za to przepraszam!
          Ciebie, Danusiu, też przepraszam za ten swój styl wypowiedzi, który — jak widzę — Ciebie uraził.
          Mea maxima culpa!

      • avatar

        Agnieszka

        9 lipca 2014 at 22:33

        Panie Xawery,
        Cele lekcji, kryteria sukcesu i pozostała nomenklatura oceniania kształtującego muszą zagościć w czasie lekcji i w konspekcie, by uporządkować pewne sprawy i nadać sens sięgania do głębokości przesłania wiersza. Czy są potrzebne tylko do sprawozdawczości? W takiej formie jak je spisałam, są potrzebne do udowodnienia, że działania w czasie lekcji związane są z realizacją podstawy programowej (to przecież główne w szkole zadanie). Z drugiej strony mają one służyć (i służą, bo sprawdziłam to) temu, by uczniom lepiej się uczyło (w końcu od tego jest również szkoła).
        Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W czasie rozmowy z Panem oświeciło mnie, że muszę wrócić do książki Pani Danuty, do rozdziałów poświęconym celom i zrewidować swoje myślenie w tym zakresie. Postawić normalny cel, niekoniecznie brzmiący jak te z podstawy. Podejść tak do niego, żeby zaintrygował uczniów.
        O. Mam już do lekcji o Kochanowskim: „Sprawdzimy, czy Jan Kochanowski zostawił w swojej twórczości jakiś tajemniczy kod”, parafrazując tytuł filmu o kodzie Leonarda da Vinci.
        Może wtedy w planie wynikowym obok tak sformułowanego celu zrobić sobie rubrykę (dla osób monitorujących realizację pp) z adekwatnymi dla tego celu wymagań szczegółowych z pp.?

        • avatar

          Xawer

          9 lipca 2014 at 22:52

          ” Cele lekcji, kryteria sukcesu i pozostała nomenklatura oceniania kształtującego muszą zagościć w czasie lekcji i w konspekcie, by uporządkować pewne sprawy i nadać sens sięgania do głębokości przesłania wiersza. ”
          Boże! A ja przeczytałem w swoim życiu tyle wierszy, nie mając żadnych konspektów ani wytyczonych mi celów! Po co ja to robiłem? Bez celu!
          Wyraźnie moje rozumienie poezji nie jest ani uporządkowane, ani głębokie. Ta płytkość, to chyba akurat racja… poezja to nie jest mój ulubiony dział literatury. Ale akurat Szymborską lubię, to i uniosłem się w obronie jej przed zarzynaniem „kryteriami sukcesu” po lekcji o jej wierszu.
          ” Może wtedy w planie wynikowym obok tak sformułowanego celu zrobić sobie rubrykę… ”
          Bardzo Pani współczuję! Doprawdy, nie jest dla mnie do pojęcia, po co w edukacji są jakiekolwiek „plany wynikowe”, „sformułowane cele” i „rubryki”.
          Ucząc nieformalnie mam to szczęście, że mogę myśleć o Szymborskiej i sposobie poruszania się nartników, a nie o „planach wynikowych”. Któregoż to luzu i Pani życzę z całego serca.

          • avatar

            Agnieszka

            9 lipca 2014 at 23:05

            Panie Xawery,
            No właśnie ucząc w publicznej szkole potrafię się uporać z wymaganiami administracyjnymi i, choć może nie jest to zauważalne dla takich ludzi jak Pan, kierować się przyjemnościami w prowadzeniu lekcji. W czasie wakacji mam zawsze czas na to, by znowuż przemyśleć wszystko i spróbować po raz kolejny ująć w karby coś, co wychodzi mi fajnie, bo potem o tym zapominam, a szkoda.
            Odnośnie Pańskiego sarkazmu – znam go od dawna i szanuję 🙂 (może czasem więcej, niż Pan racząc nim swoich rozmówców ;P), także spokojnie, nie przyjęłam tego jako ataku. Muszę tylko powiedzieć, że równie dobrze się Pana czyta, kiedy sarkazm zastępuje Pan konkretnymi wypowiedziami, kiedy kontroluje Pan emocje. I wcale nie umniejsza to wtedy Pańskiego luzu, proszę mi wierzyć 🙂
            Nie wiem czemu, ale często chce mi się do Pana zwrócić „Dobrze Panie Sułku”… jakoś tak pasuje…
            Pozdrawiam,
            Agnieszka

          • avatar

            Xawer

            9 lipca 2014 at 23:13

            A tak zupełnie na marginesie Szymborskiej i jej „Niektórzy lubia poezję”:
            jeśli Pani uczniowie ten wiersz przeczytali, zrozumieli sens emocjonalny, to proszę spróbować potraktować to również jako punkt wyjścia do dyskusji logicznej — paradoksu autoreferencyjności od Eubulidesa po Russella…
            Dlaczego poloniści tak rzadko wychodzą ze swoimi zajęciami w tematy filozoficzne? Nawet tam, gdzie aż się o to prosi?
            Nie kwestionuję przecież Pani zaangażowania w sens lekcji! Stąd właśnie sarkazm wobec hipokryzji tego czysto biurokratycznego problemu „sformułowania kryteriów”. Przecież wszyscy (przynajmniej my dwoje — mam nadzieję) wiemy, że nie ma mowy o żadnych dających się zapisać kryteriach sukcesu w czytaniu poezji! A próba ustalenia jakichkolwiek musi skończyć się zarżnięciem wiersza.
            Już dobra tam, Pani Elizo…

    • avatar

      Danusia

      10 lipca 2014 at 14:13

      Pani Agnieszko
      Wydaliśmy ( w programie Aktywna Edukacja) kilka dni temu tłumaczenie świetnej książki o celach:
      Cele uczenia się. Jak pomóc uczniom zrozumieć każdą lekcję. – Connie M. Moss. Bardzo ją Pani rekomenduje. Niestety nie można jej kupić, ale można ją dostać, to jakaś skomplikowana sprawa, bo wydana była za pieniądze EFS. Najlepiej, gdyby Pani wpadała po nią do CEO, Noakowskiego 10 m 1 w Warszawie. Jeśli nie mieszka Pani w warszawie i nie ma okazji, to proszę napisać na mój adres: danuta.sterna@ceo.org.pl, to coś razem wymyślimy.
      Dla mnie najważniejszym celem formułowania i podawania celów uczniom , jest to, aby były pomocne w uczeniu się. Pani ma cel lekcji i podaje go Pani uczniom, aby wiedzieli, gdzie razem dążycie. Nie odnoszę się do kwestii merytorycznej (w przeciwieństwie do Pana Ksawerego, który zna się na wszystkim), gdyż nigdy nie uczyłam języka polskiego i nie realizowałam podstawy programowej z tego przedmiotu.
      Dla mnie cel: Uczeń doskonali sprawność analizy i interpretacji tekstów kultury, jeśli takie jest Pani zamierzenie jest w porządku i jeden wystarczy. Możliwe, że dla ucznia powinien on mieć bardziej przystępna formę. Nie ma w nim odniesienia do wiersza Szymborskiej, więc rozumiem, ze wiersz jest tylko jednym ze środków użytych do osiągniecia tego celu? Myślę też, że uczniowi trudno będzie ocenić, czy cel osiągnął. Jako uczeń wolałabym mieć cel na tę lekcję: Poznasz wiersz Szymborskiej i go zinterpretujesz. Ale zaznaczam, ze to tylko moje prywatne zdanie matematyczki.
      Inna sprawa to kryteria sukcesu, czyli lista umiejętności i widomości, które pokażą uczniowi, czy cel osiągnął, w Pani liście są to zapewne cele szczegółowe?
      Mogłyby one wyglądać tak:
      • Przeczytasz ze zrozumieniem wiersz (będziesz umiał powiedzieć o czym jest wiersz). Lub wysłuchasz recytację wiersza i będziesz umiał powiedzieć o czym jest wiersz (nie wiem, czy zależy Pani, aby uczeń potrafił tylko ze słuchu zrozumieć?)
      • Będziesz umiał wyjaśnić pojęcia zawarte w wierszu (to czy używa słownika, nie musi być tu zwarte, gdyż to jest już metoda).
      • Będziesz umiał przedstawić treści wiersza w kolejności chronologicznej i wyszukać w wierszu fragmenty na dany temat. (Czy to jest potrzebne?)
      Ostatnie kryterium : „dostrzega zróżnicowanie postaw społecznych, obyczajowych, narodowych, religijnych, etycznych, kulturowych i w ich kontekście kształtuje swoją tożsamość”, jest za obszerne i mało konkretne i niemożliwe do ocenienia. Nie wiem o jaki wiersz chodzi, ale dałabym jedno pytanie np. Będziesz umiał porównać….., będziesz umiał odpowiedzieć na pytanie….., itp.
      Danusia

      • avatar

        Robert Raczyński

        11 lipca 2014 at 06:43

        To ja się znowu będę czepiał… Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na wrażliwość, własną interpretację? A jak uczeń uważa, że jakiś wiersz jest zupełnie o czymś innym niż mu to przedstawia podręcznik w postaci „Słowacki wielkim poetą był”? Czy cel nie będzie zrealizowany? Poezja, literatura w ogóle, jest tak bogatą formą ekspresji, że wciskanie jej w ramki jakiegoś scenariusza czy planu wynikowego wydaje mi się najprostszą drogą do zniechęcenia ludzi do czytania czegokolwiek…

          • avatar

            Agnieszka

            11 lipca 2014 at 15:54

            Zgadzam się z Panią Magdą. Cele wyznaczają tylko jakie umiejętności ma mieć uczeń i nie zawierają żadnej sugestii interpretacyjnej. Faktycznie w szkole średniej wszystko stanęło w miejscu, ale w gimnazjach powiało świeżym powietrzem i jest sporo świetnych nauczycieli rozumiejących, że mogą robić z uczniami co chcą, byle realizowali podstawę programową, własne pasje i wsłuchiwali się w zainteresowania uczniów.

            • avatar

              Olga

              12 lipca 2014 at 22:17

              Oczywiście, że w gimnazjum powiało świeżością. Moje dziecko też jednak pado ofiarą tej świeżości, a raczej braku świeżości w liceum. Co z tego, że jest laureatem konkursu języka polskiego, co z tego że pisze i zdobywa nagrody w konkursach literackich, jak w liceum nikogo to nie obchodzi i jest uczniem na tróję, bo nijak jego interpretacje i wypracowania pani nie pasują do klucza, jaki sobie wymyśliła. Sama powiedziała, że cieszy się z sukcesów osobistych ucznia, ale ją interesuje matura i zapewne mnie tez powinno. Tyle że nawet mojego dziecka matura nie interesuje, bo zdawać będzie tylko podstawę i zarówno ono, jak i ja wolałabym, żeby przez trzy lata miało w szkole wolność interpretacji i maturę zdaną na 30% niż trzy lata poniżania i wpierania, że jest do niczego i maturę na 80%.

          • avatar

            Xawer

            11 lipca 2014 at 16:55

            I w tym właśnie rzecz, Pani Agnieszko!
            Cele wyznaczają TYLKO, jakie umiejętności ma miec uczeń.
            To jest realna opozycja: czy celem czytania wierszy jest to, żeby ktoś „miał umiejętność analizy wiersza”, czy raczej, żeby odczuwał przyjemność z i potrzebę czytania poezji i pod jej wpływem dokonał pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących jego formacje kulturowo-światopoglądową.
            Proszę mi uzasadnić, jaki miałby być cel posiadania umiejętności analizy wiersza przez kogoś, kto nie ma wewnętrznej potrzeby czytania wierszy?
            A tego drugiego celu — uwewnętrznionej potrzeby kulturowej (ani odpowiadającego mu kryterium sukcesu) już nie ma ani w Podstawie, ani w tu przedstawionej liście celów i kryteriów.

            • avatar

              Agnieszka

              13 lipca 2014 at 09:08

              Panie Xawery.
              Uzasadniać tego w tej chwili nie ma potrzeby – dopóki są w gimnazjum egzaminy, które są ważne dla organów prowadzących, władz szkolnych i oświatowych oraz wszelkich instytucji wykorzystujących wyniki testów do zestawień, stanin, rankingów szkół i tzw. badań edukacyjnych. Dziecko na testy musi umieć analizować wiersz i już.
              Może pójdźmy na kompromis – celem jest „żeby odczuwał przyjemność z i potrzebę czytania poezji i pod jej wpływem dokonał pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących jego formacje kulturowo-światopoglądową.” a jak już będzie odczuwał przyjemność to może zechce poobserwować różne zjawiska w wierszu, które zwiększą jego świadomość, jak ciężkim, choć pięknym, jest proces twórczy.
              Pozostałe refleksje:
              – nie uważa Pan, że wewnętrzna potrzeba czytania wierszy to to samo, co wewnętrzna potrzeba słuchania trash metalu? Proszę spróbować podstawić drugie pod pierwsze i wprowadzić do szkół jako element obowiązkowy w ramach podstawy programowej zajęć artystycznych i kazać słuchać metalu uczniom, którzy go nie znoszą i tłumaczyć to tym, że nikt w nich widocznie nie wyrobił do tej pory wewnętrznej potrzeby słuchania takiego rodzaju muzyki,
              – a tak prawdę mówiąc analizować z uczniami można wiersz w tak różny sposób, że nie musi psuć to przyjemności z czytania wierszy,
              – co gimnazjaliści sądzą o poezji? że jest trudna – spostrzegają ją jako trudne zadanie matematyczne do rozwiązania – proszę spróbować porozwiązywać z uczniami równania albo wyrażenia algebraiczne, żeby odczuwali przyjemność i potrzebę rozwiązywania tych zadań i pod jej wpływem dokonali pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących ich formacje kulturowo-światopoglądową,
              – czy przyczyną takiego pojmowania poezji przez uczniów jest żmudne techniczne podejście do czytania poezji przez nauczycieli? Być może, ale dodać do tego trzeba jeszcze elitarność intelektualną poezji pisanej przez dorosłych poetów, czasem niedostępnej dla umysłów czternastolatków i czasy sprzyjające bardziej rymowankom reklamowym niż metaforycznej głębi poetyckich wyznań osadzonych w różnych kontekstach,
              – a tak na koniec: ciekawe jak chcieliby być poeci czytani w szkołach.

              • avatar

                Paweł Kasprzak

                13 lipca 2014 at 15:33

                Pani Agnieszko,
                Proszę mi wybaczyć, że dołączam do Ksawerego i teraz już dwóch zrzędliwych staruchów się Pani czepia.
                W pełni podzielam Ksawerego uwagi o tym, co wynika z egzaminacyjnych konieczności, które mają uzasadniać taki, a nie inny kształt szkolnych programów i w ogóle sposób widzenia celów edukacji. Chciałbym wszakże dodać coś w tym punkcie, zanim na inne rzeczy spróbuję zwrócić Pani uwagę.
                Zdaje się Pani mianowicie mówić: „nic nie poradzimy”, zatem prawdopodobnie podziela Pani Ksawerego opinie o wartości analizy wierszy, choć widzi Pani rzecz mniej ostro i zauważa, że analizy takie mogą być różne. Istnieje zatem jakaś mniej lub bardziej ostra, ale stale obecna sprzeczność między dwoma możliwymi celami zajęć w szkole poświęconych poezji. Jednym są egzaminy, a zatem „analiza wiersza”, a drugim jest zamiłowanie do tego rodzaju lektury – zauważa Pani zresztą, że to jest przy tym lektura niszowa, która nie dla masowego odbiorcy jest przeznaczona. A np. trash metal jest. O tym za chwilę, bo jeśli się przy tej sprzeczności zatrzymamy na moment, to ja raczej nie będę miał wątpliwości, że jako polonistka, która zamiłowanie do lektury w sobie ma i właśnie nim chciałaby się dzielić (a nie wiedzą o tym, kto z poetów nadużywał hiperboli i co to jest takiego) – dostrzeże Pani zło sprawiane przez tak urządzoną szkołę.
                To jest przy tym szkoła przymusowa i to na kilka sposobów. Nie tylko trzeba do niej chodzić, ale właśnie trzeba jeszcze pozdawać te egzaminy, a przede wszystkim poddać się zajęciom o ustalonych z góry tematach, systemowi mechanicznych ocen, które w powszechnym (i błędnym) mniemaniu do matematyki jakoś przystają (bo tam istnieją obiektywne kryteria prawdy), ale do poezji raczej jednak nie. Siłą rzeczy zatem uczestniczy Pani w systemie przymusu, który szkodzi. Jest po prostu zły. To nie jest zarzut, co chcę bardzo mocno podkreślić. Mam tylko do Pani tę samą prośbę, którą stale powtarzam nauczycielom, ilekroć spotkam jakiegoś. A ostatnio co rusz na któregoś wpadam 🙂 Te rzeczy – te wszystkie „konkrety”, jak egzaminy, klasy, które są zbyt duże i w których część uczniów ma Pani przedmiot gdzieś, te promocje, oceny, biurokracja – to wszystko nie są rzeczy drugorzędne, z którymi pragmatyk żyć musi. To właśnie jest jądro problemu. Nie chcę nauczycieli namawiać do buntu i rewolty, mówiąc takie rzeczy. Ale do sprzeciwu – owszem. Szkoła jest bardzo złym systemem, jeśli poważnie pomyśleć o tym, o czym tu Państwo z Ksawerym już jakiś czas rozmawiają – wcale przecież nie różniąc się zanadto opinią.
                Prosiła Pani Ksawerego również, żeby spróbował sobie wyobrazić zajęcia o równaniach i wyrażeniach algebraicznych, które byłyby przyjemne, intrygujące i rozwijające. Właśnie! Ksawery w tym znajduje przyjemność większą niż np. ja potrafię i zresztą w związku z tym jego zajęcia na tego rodzaju tematy są prawie na pewno ciekawsze niż moje. Ale w tym rzecz – obaj z Ksawerym o tym mówimy. Problem ma być intrygujący i ważny. Niechcący jednak dotknęła Pani kolejnego problemu, który jest fundamentalnie ważny. Otóż w Pani ocenie – to jest zresztą słuszna ocena – matematyka w szkole dotyczy właśnie takich zagadnień, a skądś Pani wie, że każdy przez to musi przejść. Skąd? Również dlatego, że to się na egzaminach musi pojawić?
                Pracuje Pani w szkole ogólnokształcącej. Takiej, która dostarcza uczniom tego, co każdy człowiek elementarnie wykształcony powinien wiedzieć, bo jest ważne, żeby wiedział. Niue tyle powinien – musi. To jest obowiązkowa szkoła. Ja wiem już teraz, przeczytawszy, co przeczytałem, że wyrażenia algebraiczne nie są dla Pani ważne w najmniejszym stopniu. Ani nie są ciekawe. Dla mnie też zresztą nie są, choć czasem bywają użyteczne (rzadziej niż się na ogół sądzi). Myśli Pani, że Pani uczniowie tego nie wiedzą? Już tu o to kiedyś pytałem, ale zapytam Panią: jak Pani sądzi, ilu licealnych polonistów zdałoby dzisiaj maturę z matematyki? Tę, którą każdy wykształcony człowiek rzekomo musi znać? Czy istnieje licealista, który nie wie, że pani od polskiego matmę by oblała? Czy istnieje licealista, który nie wie wobec tego, że licealny „kanon” nic w rzeczywistości nie znaczy i jest wyłącznie formalnością? Czy nie sądzi Pani przypadkiem, że ta hipokryzja na masową skalę uprawiana w szkołach nie ma efektów rujnujących zarówno dla charakterów jak i umysłowości uczniów?
                Trash metal z kolei. Wie Pani, kiedyś na klasówce z polskiego dostałem pytanie: „Hiperbolą nazywamy…”, co oczywiście miałem uzupełnić definicją. Dobrze pamiętam, bo byłem z siebie strasznie dumny na swój szczeniacki sposób – napisałem mianowicie (zirytowany konstrukcją pytania z tym kretyńskim „nazywamy”): „Różne rzeczy – krzywą powstałą z przecięcia stożka z płaszczyzną w sposób, którego już nie pamiętam, bo krojenie stożka uważam za nieciekawe, retoryczną figurę lub środek wyrazu w poezji, która mi się nie podoba, ponieważ nie lubię napuszenia i przesady, a ja na przykład nazywam w ten sposób swojego psa. I chyba już nie będę – Fafik jest dla psa imieniem o tyle lepszym, że nikt o to nie będzie nikogo pytał na klasówkach”. Skłamałem – wiedziałem, jak się kroi stożek, żeby dostać hiperbolę, a żadnego psa nie miałem. Ale pałę dostałem oczywiście nie z tego powodu – i ta pała ignorowała fakt, że jakąś definicję przecież podałem, choć ona była niedokładnie poprawna.
                Gdybym się miał z dziećmi zajmować hiperbolą w jej teoretyczno-literackim znaczeniu, to kto wie, czy od trash metalu bym nie zaczął. W każdym razie to mi się wydaje obiecującym tropem. Puściłbym dzieciakom coś z tych rzeczy tak, żeby uszy bolały. Zakładam, że część kiwałaby się, z radością przytupując w rytm. Potem bym puścił jakieś reggae, jazz, jakiś kawałek klasyczny, a potem hip-hop na przykład. Itd. I bym spróbował pogadać o tym, co sprawia, że te wszystkie kawałki są muzyką. Co o tym stanowi. Skąd się to wszystko wzięło. Co to w ogóle jest muzyka w takim razie. Spróbowałbym też znaleźć takie teksty tych muzycznych kawałków, w których szkolne gadki o hiperboli, elipsie (więcej stożkowych chyba w poezji nie ma – nie pamiętam) znalazłyby zastosowanie i spróbowałbym pogadać o tym, co wyróżnia poezję, skoro wiemy już od jakiegoś czasu, że nie rymowane wersy. Ja bym z gimnazjalistami spróbował. Moim zdaniem pokochaliby Panią za samą taką próbę. Nie sądzi Pani?
                Wracając zaś to straszliwego tematu zła systemu. Bardzo mi zależy na nauczycielskich głosach lub chociaż na nauczycielskiej opinii w sprawie, w związku z którą zbieram podpisy tu:
                http://przymus-szkolny.pl. Skomentowałaby Pani?

                • avatar

                  Agnieszka

                  13 lipca 2014 at 18:07

                  Dziękuję za głos w dyskusji, aczkolwiek nie rozumiem jednego: dlaczego warz z panem Ksawerym zakładacie Panowie, że nauczyciel, próbując pogodzić wymogi szkolnego obecnego systemu i pracując w szkole publicznej, jest nauczycielem złym i nikt go nie kocha ani nie szanuje. Pisze Pan o sytuacjach, które są u mnie codziennością na lekcjach, wraz z wzajemnym szacunkiem uczestników spotkania zwanego lekcją i wzajemnymi głosami wsparcia oraz świadectwami kochania.
                  Pewnie, że i ja ma wizje szkoły całkowicie inna od tej, w której funkcjonuję i stąd moja otwartość na wszelkie poszukiwania, od których rozpoczął się ten wątek komentarzy. Nie oznacza to jednak, że muszę dyskredytować umiejętności i postawy obecnych pracowników szkoły tak, jak Panowie to robicie, gdyż zakładam (co często mówię swoim uczniom), że w każdym człowieku tkwi potencjał i trzeba tylko dać mu szansę.
                  Cenię obywatelski sprzeciw w słusznej sprawie i nie lubię tracić energii na coś, czego zmienić nie mogę. A z pewnością nie zmienię Panów przekonania, że jak człowiek funkcjonuje w systemie, to musi być przez system wypaczony. Sądząc po Pańskich odniesieniach do moich słów, niestety mówimy chyba o różnych sprawach i szkoda mi czasu na dopytywanie, wyjaśnianie i precyzowanie poszczególnych akapitów. Wracam więc do dziergania programu własnego i planowania kilku fajnych lekcji na wrzesień dla pierwszej klasy.
                  Pozdrawiam z życzeniami powodzenia,
                  Agnieszka

              • avatar

                Xawer

                13 lipca 2014 at 20:01

                Wydaje mi się, że istota dej dyskusji sprowadza się do nieusuwalnej sprzeczności pomiędzy poważnym traktowaniem celów, stawianych przez część szczegółową podstawy programowej, a poważnym traktowaniem celu, jakim jest formacja kulturowa i intelektualna. Wbrew temu, co Pani zarzuca Pawłowi, nie chodzi tu o deprecjenowonaie nauczycieli, ale o jasność i pewną uczciwość podejścia. A przede wszystkim o klarowność aksjologiczną.
                Albo nauczyciel traktuje formację kulturową jako cel rzeczywisty, a cele „podstawy” są dla niego biurokratycznym obciążeniem, haraczem, jaki musi dać Molochowi systemu szkolnego za możliwość prowadzenia działań formacyjnych. I wtedy pytania o cele, kryteria, etc. są wyłącznie poszukiwaniem hipokrytycznie właściwych, nic nie znaczących formuł, jakie wpisuje do dokumentacji, którą system każe mu prowadzić.
                Albo też ów nauczyciel jako cel rzeczywisty traktuje przygotowanie uczniów do uzyskania maksymalnego wyniku na testach egzaminacyjnych, świadomie wybierając, że dzieje się to kosztem nie tylko zaniechania ich formacji kulturowo-intelektualnej, ale wręcz jej destrukcji. Wtedy, oczywiście, wszelkie pytania o „cele lekcji” i „kryteria sukcesu” mogą mieć sens.
                Choć nawet w takim przypadku siłowego treningu tylko „mogą mieć”, a nie „mają”. Jeśli celem jest „ćwiczenie analizy wierszy”, „ćwiczenie sprawności rozwiązywania równań różniczkowych”, czy „ćwiczenie mięśnia trójgłowego” to nie ma żadnego kryterium sukcesu pojedynczej lekcji — po jednorazowej wizycie na siłowni nie można zauważyć żadnego wzrostu owego mięśnia trójgłowego, ani po rozwiązaniu 10 zadań na równania różniczkowe, nie sposób stwierdzić, na ile nasza wprawa w takich rachunkach wzrosła.
                Pawle: nie zdałbyś matury ze stożkowych! Maturzysta ma wiedzieć też, co to jest parabola. Ma to wiedzieć na polskim, ale już nie na matmie.

            • avatar

              Xawer

              13 lipca 2014 at 10:58

              Bardzo dobrze, że mówi to Pani jawnie i otwarcie: celem zajęć jest przygotowanie do egzaminów. I tego celu uzasadniać nie trzeba, bo te egzaminy są ważne dla (tu długa lista, wśród której nie ma samego ucznia).
              Jesteśmy więc wobec celów lekcji w sytuacji Yossariana wobec armii: uzasadnieniem przymusu uczenia analizy wierszy jest to, że uczymy analizy wierszy i egzaminujemy z analizy wierszy.
              Bardzo trafne to porównanie z trash metalem. Pokazuje bezsens jakiejkolwiek obowiązkowej podstawy programowej narzucającej jakiekolwiek treści pod przymusem. Uważam, że do czytania poezji nie należy nikogo zmuszać — tak samo, jak do słuchania trash metalu albo rozwiązywania równań kwadratowych.
              „proszę spróbować porozwiązywać z uczniami równania albo wyrażenia algebraiczne, żeby odczuwali przyjemność i potrzebę rozwiązywania tych zadań i pod jej wpływem dokonali pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących ich formacje kulturowo-światopoglądową”
              To właśnie robię! Może z zamianą słowa `zadania’ na `problemy’ — bo zadania w ich szkolnym sensie dotyczą tylko bardzo nielicznych, którzy przy mojej pomocy uprawiają „siłowy trening” w stylu politechnicznym. Oczywiste też, że są problemy matematyczne i fizyczne mniej i bardziej nośne w sensie formacji kulturowej i światopoglądowej — podobnie, jak i różne wiersze mają różną nośność formacyjną. Ale one składając się ze sobą i układając w umyśle tę formację tworzą.
              „a tak na koniec: ciekawe jak chcieliby być poeci czytani w szkołach”
              W tym właśnie autoreferencyjnym wierszu, od którego tu się zaczęło, w nie licząc szkół, gdzie się musi” trudno dopatrzeć się entuzjazmu Szymborskiej wobec czytania poezji pod przymusem.

            • avatar

              Magda

              12 lipca 2014 at 23:07

              Niestety łączenie celów brzmiących w ten sposób z kluczem maturalnym jest wyraźnym naginaniem rzeczywistości do potrzeb tej dyskusji. Nauczyciel, dyskutując z uczniami o interpretacji poezji (dyskutując – podkreślam, bo zaraz padnie zarzut nauczania jednej, prawidłowej interpretacji), uczy ich oddzielania tego, co jest interpretacją od tego, co jest nadinterpretacją. Uczeń może interpretować utwór poetycki na 1000 możliwych sposobów. Powinien jednak podać argumenty przekonujące do jego interpretacji. Inaczej nie mówimy o interpretacji, a jedynie o swobodnych skojarzeniach.
              Oczywiście uczeń może także przedstawiać swobodne skojarzenia, jednak niech ma świadomość, czym się różni od nich interpretacja. Interpretowanie utworów poetyckich ma długą tradycję i także warto, aby młodzi wielbiciele poezji zobaczyli, jak różnie można do czytania poezji podchodzić.
              Cele przedstawione przez panią Agnieszkę umożliwiają taką wszechstronną i ciekawą dyskusję.

              • avatar

                Robert Raczyński

                13 lipca 2014 at 09:55

                To, że postawienie celu nie wyklucza dyskusji, przypomina mi argumentację, że czytanie instrukcji obsługi nie wyklucza „niewłaściwego” użycia urządzenia. Potrzeba „właściwej” interpretacji i oportunistyczny wybór jedynie słusznej opcji jest silnie zakorzeniony w szkole (a zwłaszcza w gimnazjum) ze względu na ścisłe przypisanie konkretnych umiejętności do wieku ucznia. Choć nigdzie nie jest to oczywiście zapisane w podstawie, wykroczenie poza ten schemat bez narażenia się na sankcje jest bardzo trudne – wszelkie działania „niestandardowe” (uczeń myśli, a nie odtwarza) są niezmiernie podejrzane. Przypominają mi się kontrowersje jakie wybuchły, gdy zaproponowałem „lektury” na angielskim. Jedną z nich było opowiadanie „By the Waters of Babylon” Beneta. Podstawowym zarzutem rodziców przerażonych „koniecznością przedarcia się przez taaaką ilość tekstu” i bólem głowy dyrekcji była wątpliwość, czy piętnastolatek będzie w stanie „właściwie zinterpretować tekst pozbawiony wykładni podręcznika”. Pominę już moją zbrodnię niespisania celów szczegółowych swoich działań (moim jedynym celem było sprowokowanie ucznia do kontaktu z żywym nieprzetworzonym tekstem), uczniowie mieli po lekturze napisać „rozprawkę” po angielsku (for and against essay)! Jak to tak?! Bez szczegółowego omówienia? Bez celów szczegółowych? Bez analizy historycznej? Tak po prostu przeczytać i powiedzieć, co myślę? Niemożliwe! A dzieci, jak zwykle, poradziły sobie doskonale. Pozbawione klucza, życiorysu autora i tła historycznego literatury amerykańskiej, przeczytały, zrozumiały i napisały, co myślały…

                • avatar

                  Magda

                  13 lipca 2014 at 23:05

                  Dziękuję za odpowiedź i właściwe postawienie akcentów. Zatem – takie cele nie uniemożliwiają dyskusji, swobodnej interpretacji itd. Uniemożliwiają ją nauczyciele, którzy: boją się swobody myśli, boją się nieszablonowych interpretacji i wreszcie – boją się być może myślących uczniów, bo sami nie potrafią wejść głębiej w interpretację? Zostawmy zatem w spokoju cele i zajmijmy się dobrym, odważnym uczeniem się.

                • avatar

                  Xawer

                  13 lipca 2014 at 23:18

                  Uniemożliwiają ją nauczyciele, którzy te cele na poważnie traktują jako cele rzeczywiste, a nie wyłącznie jako rubryczki do formalnego odhaczenia w hołdzie biurokratycznej zwierzchności.
                  Ta klasa nauczycieli jest skądinąd niemalże tożsama z opisaną przez Panią.

  • avatar

    Agnieszka

    9 lipca 2014 at 19:59

    Droga Pani Danuto,
    Postanowiłam zająć się ocenianiem kształtującym i próbuję układać sobie wiadomości nabyte z Pani książki oraz z różnego rodzaju kursów i im więcej czytam, tym bardziej gubię się w celach lekcji i kryteriach sukcesu. Patrzę na swój konspekt lekcji i zastanawiam się, jak przekształcić go w taki sposób, by odzwierciedlał idee ok. Czy mogłaby spojrzeć na taki jego fragment i powiedzieć mi, jak powinien wyglądać zgodnie z ok?
    Temat: Pierwsze spotkanie z Wisławą Szymborską.
    Cel główny: Uczeń doskonali sprawność analizy i interpretacji tekstów kultury;
    cele szczegółowe:
    odbiera komunikaty pisane, mówione, w tym nadawane za pomocą środków audiowizualnych
    wyszukuje w wypowiedzi potrzebne informacje
    korzysta ze słownika terminów literackich
    przedstawia najistotniejsze treści wypowiedzi w takim porządku, w jakim występują one w tekście
    wyszukuje w wypowiedzi potrzebne informacje oraz cytuje odpowiednie fragmenty tekstu
    dostrzega zróżnicowanie postaw społecznych, obyczajowych, narodowych, religijnych, etycznych, kulturowych i w ich kontekście kształtuje swoją tożsamość.
    Cele w języku ucznia:
    dowiem się, kim była Wisława Szymborska
    poćwiczę analizę i interpretację wierszy
    nauczę się sporządzać notatkę w trakcie wykładu
    skoro mam tyle celów szczegółowych, to gdzie tu jeszcze dodać kryteria sukcesu? I jak one powinny brzmieć? A może te cele szczegółowe to już kryteria sukcesu?
    Pozdrawiam serdecznie,
    Agnieszka

    • avatar

      Xawer

      9 lipca 2014 at 20:51

      Tak, oczywiście! Gratuluję!
      Celem, w jakim czytam „Kota w pustym mieszkaniu” jest:
      — dowiedzenie się, kim była W.Szymborska;
      — ćwiczenie analizy wierszy;
      — nauka notowania na wykładach.
      A z punktu widzenia nauczyciela/tutora/rodzica moim głównym celem, w jakim zachęcam dzieci do czytania Szymborskiej, jest to, by „doskonaliły sprawność analizy i interpretacji tekstów kultury”.
      Proszę zrozumieć, że jeśli takie mają być cele czytania poezji, a Szymborskiej w szczególności, to:
      — primo: nie dziwmy się, że niemal nikt poezji nie czytuje po ukończeniu szkoły;
      — secundo: ja (tak jak i 90% uczniów, którzy mieliby te cele uznać za swoje) nie widzę najmniejszego sensu w realizacji takich celów;
      — tertio: lepiej, żeby jej jednak w ogóle nie czytać.

      • avatar

        Agnieszka

        9 lipca 2014 at 22:00

        Jak już powiedziałam to fragment konspektu. Poszczególne cele odnoszą się do działań w trackie lekcji i są zaczerpnięte z podstawy programowej.
        „”poćwiczę analizę i interpretację wierszy” – do pierwszej części dwugodzinnej lekcji – kiedy skupiliśmy się na wierszu „Niektórzy lubią poezję” – jako punkt wyjścia do dalszej części zajęć
        „dowiem się, kim była Wisława Szymborska” – odnosi się do części lekcji, w czasie której oglądaliśmy krótki film o poetce (https://www.youtube.com/watch?v=J9DeJwU8Qao&feature=kp)
        „nauczę się sporządzać notatkę w trakcie wykładu” – uczniowie notują informacje w czasie oglądania i słuchania filmu:
        życiorys
        błędy młodości
        twórczość: zabawy słowem, cechy twórczości
        sekretarz
        Nagroda Nobla
        życiowe pasje
        I panie Xawery… powiem Panu, że wbrew Pana czarnym wizjom nie było w czasie lekcji tak źle, jak to Pan sobie projektuje. I nawet dziewczynka pisząca wiersze stwierdziła po kilku następnych lekcjach, że odkryła dla siebie Szymborską.
        Rozumiem, że w swoisty dla siebie sposób, zgodnie z zasadami informacji zwrotnej, sugeruje Pan zastanowienie się nad celami lekcji tak, by faktycznie brzmiały one po ludzku i nastawiały na coś ciekawego?

      • avatar

        Xawer

        9 lipca 2014 at 22:15

        Nie oceniam Pani podejścia do nauczania, bo go nie znam. C<ytam jedynie wypowiedź usytuowaną w szkolno-formalistycznym podejściu.
        Proszę jednak — tak na poważnie i wyłącznie na własny użytek — zastanowić się, czy rzeczywistym celem czytania poezji jest umiejętność analizy wierszy i poznawanie biografii poetów.

    • avatar

      Xawer

      9 lipca 2014 at 22:10

      Tak właśnie, bardzo trafnie potraktowała Pani mój komentarz jako informację zwrotną, jeśli lubimy nomenklaturę OK.
      Przekładalną na prosty język:
      — albo prowadzi Pani te lekcje tak, że jej istotą jest przesłanie wiersza, jego głęboki sens, a wszystkie te „cele lekcji”, „kryteria sukcesu”, etc., to wyłącznie hipokryzja i ozdobniki, potrzebne tylko dla sprawozdawczości szkolnej (współczuję z całego serca);
      — albo też te cele lekcji traktuje Pani poważnie i są one dla Pani rzeczywistymi celami czytania poezji z uczniami — i wtedy: uchowảj Boże uczniów przed takimi lekcjami i takim czytaniem poezji!

      • avatar

        Danusia

        9 lipca 2014 at 22:18

        Pani Agnieszko
        Nie biorę żadnej odpowiedzialności za ataki Pana Ksawerego!
        Proponuje nie wdawać się w tę dyskusję. Chyba,że Pani z niej korzysta.
        Odpowiem pani jutro, bo dziś już jest dość późno.
        Danuta

        • avatar

          Agnieszka

          9 lipca 2014 at 22:35

          Dziękuję za odpowiedź. Bardzo podoba mi się idea ok, ale tak naprawdę ciężko mi przełożyć to na praktykę zapisu. Już po pierwszym rozdziale Pani ostatniej książki zrozumiałam, że stosowałam elementy ok technicznie i jednak bez fantazji 🙂
          Pozdrawiam.
          Agnieszka

        • avatar

          Xawer

          9 lipca 2014 at 22:42

          Nie, żadne tam „ataki”. Nie mam najmniejszego powodu by Panią Agnieszkę atakować.
          Nie rozumiem dlaczego sarkazm odbierany jest często jako „atak” ad personam, a nie jako „zachęta do refleksji” nad treścią wypowiedzi, do której się odnosi.
          Jeśli Pani Agnieszka odebrała mój komentarz jako atak, to z całego serca ją za to przepraszam!
          Ciebie, Danusiu, też przepraszam za ten swój styl wypowiedzi, który — jak widzę — Ciebie uraził.
          Mea maxima culpa!

      • avatar

        Agnieszka

        9 lipca 2014 at 22:33

        Panie Xawery,
        Cele lekcji, kryteria sukcesu i pozostała nomenklatura oceniania kształtującego muszą zagościć w czasie lekcji i w konspekcie, by uporządkować pewne sprawy i nadać sens sięgania do głębokości przesłania wiersza. Czy są potrzebne tylko do sprawozdawczości? W takiej formie jak je spisałam, są potrzebne do udowodnienia, że działania w czasie lekcji związane są z realizacją podstawy programowej (to przecież główne w szkole zadanie). Z drugiej strony mają one służyć (i służą, bo sprawdziłam to) temu, by uczniom lepiej się uczyło (w końcu od tego jest również szkoła).
        Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W czasie rozmowy z Panem oświeciło mnie, że muszę wrócić do książki Pani Danuty, do rozdziałów poświęconym celom i zrewidować swoje myślenie w tym zakresie. Postawić normalny cel, niekoniecznie brzmiący jak te z podstawy. Podejść tak do niego, żeby zaintrygował uczniów.
        O. Mam już do lekcji o Kochanowskim: „Sprawdzimy, czy Jan Kochanowski zostawił w swojej twórczości jakiś tajemniczy kod”, parafrazując tytuł filmu o kodzie Leonarda da Vinci.
        Może wtedy w planie wynikowym obok tak sformułowanego celu zrobić sobie rubrykę (dla osób monitorujących realizację pp) z adekwatnymi dla tego celu wymagań szczegółowych z pp.?

        • avatar

          Xawer

          9 lipca 2014 at 22:52

          ” Cele lekcji, kryteria sukcesu i pozostała nomenklatura oceniania kształtującego muszą zagościć w czasie lekcji i w konspekcie, by uporządkować pewne sprawy i nadać sens sięgania do głębokości przesłania wiersza. ”
          Boże! A ja przeczytałem w swoim życiu tyle wierszy, nie mając żadnych konspektów ani wytyczonych mi celów! Po co ja to robiłem? Bez celu!
          Wyraźnie moje rozumienie poezji nie jest ani uporządkowane, ani głębokie. Ta płytkość, to chyba akurat racja… poezja to nie jest mój ulubiony dział literatury. Ale akurat Szymborską lubię, to i uniosłem się w obronie jej przed zarzynaniem „kryteriami sukcesu” po lekcji o jej wierszu.
          ” Może wtedy w planie wynikowym obok tak sformułowanego celu zrobić sobie rubrykę… ”
          Bardzo Pani współczuję! Doprawdy, nie jest dla mnie do pojęcia, po co w edukacji są jakiekolwiek „plany wynikowe”, „sformułowane cele” i „rubryki”.
          Ucząc nieformalnie mam to szczęście, że mogę myśleć o Szymborskiej i sposobie poruszania się nartników, a nie o „planach wynikowych”. Któregoż to luzu i Pani życzę z całego serca.

          • avatar

            Agnieszka

            9 lipca 2014 at 23:05

            Panie Xawery,
            No właśnie ucząc w publicznej szkole potrafię się uporać z wymaganiami administracyjnymi i, choć może nie jest to zauważalne dla takich ludzi jak Pan, kierować się przyjemnościami w prowadzeniu lekcji. W czasie wakacji mam zawsze czas na to, by znowuż przemyśleć wszystko i spróbować po raz kolejny ująć w karby coś, co wychodzi mi fajnie, bo potem o tym zapominam, a szkoda.
            Odnośnie Pańskiego sarkazmu – znam go od dawna i szanuję 🙂 (może czasem więcej, niż Pan racząc nim swoich rozmówców ;P), także spokojnie, nie przyjęłam tego jako ataku. Muszę tylko powiedzieć, że równie dobrze się Pana czyta, kiedy sarkazm zastępuje Pan konkretnymi wypowiedziami, kiedy kontroluje Pan emocje. I wcale nie umniejsza to wtedy Pańskiego luzu, proszę mi wierzyć 🙂
            Nie wiem czemu, ale często chce mi się do Pana zwrócić „Dobrze Panie Sułku”… jakoś tak pasuje…
            Pozdrawiam,
            Agnieszka

          • avatar

            Xawer

            9 lipca 2014 at 23:13

            A tak zupełnie na marginesie Szymborskiej i jej „Niektórzy lubia poezję”:
            jeśli Pani uczniowie ten wiersz przeczytali, zrozumieli sens emocjonalny, to proszę spróbować potraktować to również jako punkt wyjścia do dyskusji logicznej — paradoksu autoreferencyjności od Eubulidesa po Russella…
            Dlaczego poloniści tak rzadko wychodzą ze swoimi zajęciami w tematy filozoficzne? Nawet tam, gdzie aż się o to prosi?
            Nie kwestionuję przecież Pani zaangażowania w sens lekcji! Stąd właśnie sarkazm wobec hipokryzji tego czysto biurokratycznego problemu „sformułowania kryteriów”. Przecież wszyscy (przynajmniej my dwoje — mam nadzieję) wiemy, że nie ma mowy o żadnych dających się zapisać kryteriach sukcesu w czytaniu poezji! A próba ustalenia jakichkolwiek musi skończyć się zarżnięciem wiersza.
            Już dobra tam, Pani Elizo…

    • avatar

      Danusia

      10 lipca 2014 at 14:13

      Pani Agnieszko
      Wydaliśmy ( w programie Aktywna Edukacja) kilka dni temu tłumaczenie świetnej książki o celach:
      Cele uczenia się. Jak pomóc uczniom zrozumieć każdą lekcję. – Connie M. Moss. Bardzo ją Pani rekomenduje. Niestety nie można jej kupić, ale można ją dostać, to jakaś skomplikowana sprawa, bo wydana była za pieniądze EFS. Najlepiej, gdyby Pani wpadała po nią do CEO, Noakowskiego 10 m 1 w Warszawie. Jeśli nie mieszka Pani w warszawie i nie ma okazji, to proszę napisać na mój adres: danuta.sterna@ceo.org.pl, to coś razem wymyślimy.
      Dla mnie najważniejszym celem formułowania i podawania celów uczniom , jest to, aby były pomocne w uczeniu się. Pani ma cel lekcji i podaje go Pani uczniom, aby wiedzieli, gdzie razem dążycie. Nie odnoszę się do kwestii merytorycznej (w przeciwieństwie do Pana Ksawerego, który zna się na wszystkim), gdyż nigdy nie uczyłam języka polskiego i nie realizowałam podstawy programowej z tego przedmiotu.
      Dla mnie cel: Uczeń doskonali sprawność analizy i interpretacji tekstów kultury, jeśli takie jest Pani zamierzenie jest w porządku i jeden wystarczy. Możliwe, że dla ucznia powinien on mieć bardziej przystępna formę. Nie ma w nim odniesienia do wiersza Szymborskiej, więc rozumiem, ze wiersz jest tylko jednym ze środków użytych do osiągniecia tego celu? Myślę też, że uczniowi trudno będzie ocenić, czy cel osiągnął. Jako uczeń wolałabym mieć cel na tę lekcję: Poznasz wiersz Szymborskiej i go zinterpretujesz. Ale zaznaczam, ze to tylko moje prywatne zdanie matematyczki.
      Inna sprawa to kryteria sukcesu, czyli lista umiejętności i widomości, które pokażą uczniowi, czy cel osiągnął, w Pani liście są to zapewne cele szczegółowe?
      Mogłyby one wyglądać tak:
      • Przeczytasz ze zrozumieniem wiersz (będziesz umiał powiedzieć o czym jest wiersz). Lub wysłuchasz recytację wiersza i będziesz umiał powiedzieć o czym jest wiersz (nie wiem, czy zależy Pani, aby uczeń potrafił tylko ze słuchu zrozumieć?)
      • Będziesz umiał wyjaśnić pojęcia zawarte w wierszu (to czy używa słownika, nie musi być tu zwarte, gdyż to jest już metoda).
      • Będziesz umiał przedstawić treści wiersza w kolejności chronologicznej i wyszukać w wierszu fragmenty na dany temat. (Czy to jest potrzebne?)
      Ostatnie kryterium : „dostrzega zróżnicowanie postaw społecznych, obyczajowych, narodowych, religijnych, etycznych, kulturowych i w ich kontekście kształtuje swoją tożsamość”, jest za obszerne i mało konkretne i niemożliwe do ocenienia. Nie wiem o jaki wiersz chodzi, ale dałabym jedno pytanie np. Będziesz umiał porównać….., będziesz umiał odpowiedzieć na pytanie….., itp.
      Danusia

      • avatar

        Robert Raczyński

        11 lipca 2014 at 06:43

        To ja się znowu będę czepiał… Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na wrażliwość, własną interpretację? A jak uczeń uważa, że jakiś wiersz jest zupełnie o czymś innym niż mu to przedstawia podręcznik w postaci „Słowacki wielkim poetą był”? Czy cel nie będzie zrealizowany? Poezja, literatura w ogóle, jest tak bogatą formą ekspresji, że wciskanie jej w ramki jakiegoś scenariusza czy planu wynikowego wydaje mi się najprostszą drogą do zniechęcenia ludzi do czytania czegokolwiek…

          • avatar

            Agnieszka

            11 lipca 2014 at 15:54

            Zgadzam się z Panią Magdą. Cele wyznaczają tylko jakie umiejętności ma mieć uczeń i nie zawierają żadnej sugestii interpretacyjnej. Faktycznie w szkole średniej wszystko stanęło w miejscu, ale w gimnazjach powiało świeżym powietrzem i jest sporo świetnych nauczycieli rozumiejących, że mogą robić z uczniami co chcą, byle realizowali podstawę programową, własne pasje i wsłuchiwali się w zainteresowania uczniów.

            • avatar

              Olga

              12 lipca 2014 at 22:17

              Oczywiście, że w gimnazjum powiało świeżością. Moje dziecko też jednak pado ofiarą tej świeżości, a raczej braku świeżości w liceum. Co z tego, że jest laureatem konkursu języka polskiego, co z tego że pisze i zdobywa nagrody w konkursach literackich, jak w liceum nikogo to nie obchodzi i jest uczniem na tróję, bo nijak jego interpretacje i wypracowania pani nie pasują do klucza, jaki sobie wymyśliła. Sama powiedziała, że cieszy się z sukcesów osobistych ucznia, ale ją interesuje matura i zapewne mnie tez powinno. Tyle że nawet mojego dziecka matura nie interesuje, bo zdawać będzie tylko podstawę i zarówno ono, jak i ja wolałabym, żeby przez trzy lata miało w szkole wolność interpretacji i maturę zdaną na 30% niż trzy lata poniżania i wpierania, że jest do niczego i maturę na 80%.

          • avatar

            Xawer

            11 lipca 2014 at 16:55

            I w tym właśnie rzecz, Pani Agnieszko!
            Cele wyznaczają TYLKO, jakie umiejętności ma miec uczeń.
            To jest realna opozycja: czy celem czytania wierszy jest to, żeby ktoś „miał umiejętność analizy wiersza”, czy raczej, żeby odczuwał przyjemność z i potrzebę czytania poezji i pod jej wpływem dokonał pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących jego formacje kulturowo-światopoglądową.
            Proszę mi uzasadnić, jaki miałby być cel posiadania umiejętności analizy wiersza przez kogoś, kto nie ma wewnętrznej potrzeby czytania wierszy?
            A tego drugiego celu — uwewnętrznionej potrzeby kulturowej (ani odpowiadającego mu kryterium sukcesu) już nie ma ani w Podstawie, ani w tu przedstawionej liście celów i kryteriów.

            • avatar

              Agnieszka

              13 lipca 2014 at 09:08

              Panie Xawery.
              Uzasadniać tego w tej chwili nie ma potrzeby – dopóki są w gimnazjum egzaminy, które są ważne dla organów prowadzących, władz szkolnych i oświatowych oraz wszelkich instytucji wykorzystujących wyniki testów do zestawień, stanin, rankingów szkół i tzw. badań edukacyjnych. Dziecko na testy musi umieć analizować wiersz i już.
              Może pójdźmy na kompromis – celem jest „żeby odczuwał przyjemność z i potrzebę czytania poezji i pod jej wpływem dokonał pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących jego formacje kulturowo-światopoglądową.” a jak już będzie odczuwał przyjemność to może zechce poobserwować różne zjawiska w wierszu, które zwiększą jego świadomość, jak ciężkim, choć pięknym, jest proces twórczy.
              Pozostałe refleksje:
              – nie uważa Pan, że wewnętrzna potrzeba czytania wierszy to to samo, co wewnętrzna potrzeba słuchania trash metalu? Proszę spróbować podstawić drugie pod pierwsze i wprowadzić do szkół jako element obowiązkowy w ramach podstawy programowej zajęć artystycznych i kazać słuchać metalu uczniom, którzy go nie znoszą i tłumaczyć to tym, że nikt w nich widocznie nie wyrobił do tej pory wewnętrznej potrzeby słuchania takiego rodzaju muzyki,
              – a tak prawdę mówiąc analizować z uczniami można wiersz w tak różny sposób, że nie musi psuć to przyjemności z czytania wierszy,
              – co gimnazjaliści sądzą o poezji? że jest trudna – spostrzegają ją jako trudne zadanie matematyczne do rozwiązania – proszę spróbować porozwiązywać z uczniami równania albo wyrażenia algebraiczne, żeby odczuwali przyjemność i potrzebę rozwiązywania tych zadań i pod jej wpływem dokonali pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących ich formacje kulturowo-światopoglądową,
              – czy przyczyną takiego pojmowania poezji przez uczniów jest żmudne techniczne podejście do czytania poezji przez nauczycieli? Być może, ale dodać do tego trzeba jeszcze elitarność intelektualną poezji pisanej przez dorosłych poetów, czasem niedostępnej dla umysłów czternastolatków i czasy sprzyjające bardziej rymowankom reklamowym niż metaforycznej głębi poetyckich wyznań osadzonych w różnych kontekstach,
              – a tak na koniec: ciekawe jak chcieliby być poeci czytani w szkołach.

              • avatar

                Paweł Kasprzak

                13 lipca 2014 at 15:33

                Pani Agnieszko,
                Proszę mi wybaczyć, że dołączam do Ksawerego i teraz już dwóch zrzędliwych staruchów się Pani czepia.
                W pełni podzielam Ksawerego uwagi o tym, co wynika z egzaminacyjnych konieczności, które mają uzasadniać taki, a nie inny kształt szkolnych programów i w ogóle sposób widzenia celów edukacji. Chciałbym wszakże dodać coś w tym punkcie, zanim na inne rzeczy spróbuję zwrócić Pani uwagę.
                Zdaje się Pani mianowicie mówić: „nic nie poradzimy”, zatem prawdopodobnie podziela Pani Ksawerego opinie o wartości analizy wierszy, choć widzi Pani rzecz mniej ostro i zauważa, że analizy takie mogą być różne. Istnieje zatem jakaś mniej lub bardziej ostra, ale stale obecna sprzeczność między dwoma możliwymi celami zajęć w szkole poświęconych poezji. Jednym są egzaminy, a zatem „analiza wiersza”, a drugim jest zamiłowanie do tego rodzaju lektury – zauważa Pani zresztą, że to jest przy tym lektura niszowa, która nie dla masowego odbiorcy jest przeznaczona. A np. trash metal jest. O tym za chwilę, bo jeśli się przy tej sprzeczności zatrzymamy na moment, to ja raczej nie będę miał wątpliwości, że jako polonistka, która zamiłowanie do lektury w sobie ma i właśnie nim chciałaby się dzielić (a nie wiedzą o tym, kto z poetów nadużywał hiperboli i co to jest takiego) – dostrzeże Pani zło sprawiane przez tak urządzoną szkołę.
                To jest przy tym szkoła przymusowa i to na kilka sposobów. Nie tylko trzeba do niej chodzić, ale właśnie trzeba jeszcze pozdawać te egzaminy, a przede wszystkim poddać się zajęciom o ustalonych z góry tematach, systemowi mechanicznych ocen, które w powszechnym (i błędnym) mniemaniu do matematyki jakoś przystają (bo tam istnieją obiektywne kryteria prawdy), ale do poezji raczej jednak nie. Siłą rzeczy zatem uczestniczy Pani w systemie przymusu, który szkodzi. Jest po prostu zły. To nie jest zarzut, co chcę bardzo mocno podkreślić. Mam tylko do Pani tę samą prośbę, którą stale powtarzam nauczycielom, ilekroć spotkam jakiegoś. A ostatnio co rusz na któregoś wpadam 🙂 Te rzeczy – te wszystkie „konkrety”, jak egzaminy, klasy, które są zbyt duże i w których część uczniów ma Pani przedmiot gdzieś, te promocje, oceny, biurokracja – to wszystko nie są rzeczy drugorzędne, z którymi pragmatyk żyć musi. To właśnie jest jądro problemu. Nie chcę nauczycieli namawiać do buntu i rewolty, mówiąc takie rzeczy. Ale do sprzeciwu – owszem. Szkoła jest bardzo złym systemem, jeśli poważnie pomyśleć o tym, o czym tu Państwo z Ksawerym już jakiś czas rozmawiają – wcale przecież nie różniąc się zanadto opinią.
                Prosiła Pani Ksawerego również, żeby spróbował sobie wyobrazić zajęcia o równaniach i wyrażeniach algebraicznych, które byłyby przyjemne, intrygujące i rozwijające. Właśnie! Ksawery w tym znajduje przyjemność większą niż np. ja potrafię i zresztą w związku z tym jego zajęcia na tego rodzaju tematy są prawie na pewno ciekawsze niż moje. Ale w tym rzecz – obaj z Ksawerym o tym mówimy. Problem ma być intrygujący i ważny. Niechcący jednak dotknęła Pani kolejnego problemu, który jest fundamentalnie ważny. Otóż w Pani ocenie – to jest zresztą słuszna ocena – matematyka w szkole dotyczy właśnie takich zagadnień, a skądś Pani wie, że każdy przez to musi przejść. Skąd? Również dlatego, że to się na egzaminach musi pojawić?
                Pracuje Pani w szkole ogólnokształcącej. Takiej, która dostarcza uczniom tego, co każdy człowiek elementarnie wykształcony powinien wiedzieć, bo jest ważne, żeby wiedział. Niue tyle powinien – musi. To jest obowiązkowa szkoła. Ja wiem już teraz, przeczytawszy, co przeczytałem, że wyrażenia algebraiczne nie są dla Pani ważne w najmniejszym stopniu. Ani nie są ciekawe. Dla mnie też zresztą nie są, choć czasem bywają użyteczne (rzadziej niż się na ogół sądzi). Myśli Pani, że Pani uczniowie tego nie wiedzą? Już tu o to kiedyś pytałem, ale zapytam Panią: jak Pani sądzi, ilu licealnych polonistów zdałoby dzisiaj maturę z matematyki? Tę, którą każdy wykształcony człowiek rzekomo musi znać? Czy istnieje licealista, który nie wie, że pani od polskiego matmę by oblała? Czy istnieje licealista, który nie wie wobec tego, że licealny „kanon” nic w rzeczywistości nie znaczy i jest wyłącznie formalnością? Czy nie sądzi Pani przypadkiem, że ta hipokryzja na masową skalę uprawiana w szkołach nie ma efektów rujnujących zarówno dla charakterów jak i umysłowości uczniów?
                Trash metal z kolei. Wie Pani, kiedyś na klasówce z polskiego dostałem pytanie: „Hiperbolą nazywamy…”, co oczywiście miałem uzupełnić definicją. Dobrze pamiętam, bo byłem z siebie strasznie dumny na swój szczeniacki sposób – napisałem mianowicie (zirytowany konstrukcją pytania z tym kretyńskim „nazywamy”): „Różne rzeczy – krzywą powstałą z przecięcia stożka z płaszczyzną w sposób, którego już nie pamiętam, bo krojenie stożka uważam za nieciekawe, retoryczną figurę lub środek wyrazu w poezji, która mi się nie podoba, ponieważ nie lubię napuszenia i przesady, a ja na przykład nazywam w ten sposób swojego psa. I chyba już nie będę – Fafik jest dla psa imieniem o tyle lepszym, że nikt o to nie będzie nikogo pytał na klasówkach”. Skłamałem – wiedziałem, jak się kroi stożek, żeby dostać hiperbolę, a żadnego psa nie miałem. Ale pałę dostałem oczywiście nie z tego powodu – i ta pała ignorowała fakt, że jakąś definicję przecież podałem, choć ona była niedokładnie poprawna.
                Gdybym się miał z dziećmi zajmować hiperbolą w jej teoretyczno-literackim znaczeniu, to kto wie, czy od trash metalu bym nie zaczął. W każdym razie to mi się wydaje obiecującym tropem. Puściłbym dzieciakom coś z tych rzeczy tak, żeby uszy bolały. Zakładam, że część kiwałaby się, z radością przytupując w rytm. Potem bym puścił jakieś reggae, jazz, jakiś kawałek klasyczny, a potem hip-hop na przykład. Itd. I bym spróbował pogadać o tym, co sprawia, że te wszystkie kawałki są muzyką. Co o tym stanowi. Skąd się to wszystko wzięło. Co to w ogóle jest muzyka w takim razie. Spróbowałbym też znaleźć takie teksty tych muzycznych kawałków, w których szkolne gadki o hiperboli, elipsie (więcej stożkowych chyba w poezji nie ma – nie pamiętam) znalazłyby zastosowanie i spróbowałbym pogadać o tym, co wyróżnia poezję, skoro wiemy już od jakiegoś czasu, że nie rymowane wersy. Ja bym z gimnazjalistami spróbował. Moim zdaniem pokochaliby Panią za samą taką próbę. Nie sądzi Pani?
                Wracając zaś to straszliwego tematu zła systemu. Bardzo mi zależy na nauczycielskich głosach lub chociaż na nauczycielskiej opinii w sprawie, w związku z którą zbieram podpisy tu:
                http://przymus-szkolny.pl. Skomentowałaby Pani?

                • avatar

                  Agnieszka

                  13 lipca 2014 at 18:07

                  Dziękuję za głos w dyskusji, aczkolwiek nie rozumiem jednego: dlaczego warz z panem Ksawerym zakładacie Panowie, że nauczyciel, próbując pogodzić wymogi szkolnego obecnego systemu i pracując w szkole publicznej, jest nauczycielem złym i nikt go nie kocha ani nie szanuje. Pisze Pan o sytuacjach, które są u mnie codziennością na lekcjach, wraz z wzajemnym szacunkiem uczestników spotkania zwanego lekcją i wzajemnymi głosami wsparcia oraz świadectwami kochania.
                  Pewnie, że i ja ma wizje szkoły całkowicie inna od tej, w której funkcjonuję i stąd moja otwartość na wszelkie poszukiwania, od których rozpoczął się ten wątek komentarzy. Nie oznacza to jednak, że muszę dyskredytować umiejętności i postawy obecnych pracowników szkoły tak, jak Panowie to robicie, gdyż zakładam (co często mówię swoim uczniom), że w każdym człowieku tkwi potencjał i trzeba tylko dać mu szansę.
                  Cenię obywatelski sprzeciw w słusznej sprawie i nie lubię tracić energii na coś, czego zmienić nie mogę. A z pewnością nie zmienię Panów przekonania, że jak człowiek funkcjonuje w systemie, to musi być przez system wypaczony. Sądząc po Pańskich odniesieniach do moich słów, niestety mówimy chyba o różnych sprawach i szkoda mi czasu na dopytywanie, wyjaśnianie i precyzowanie poszczególnych akapitów. Wracam więc do dziergania programu własnego i planowania kilku fajnych lekcji na wrzesień dla pierwszej klasy.
                  Pozdrawiam z życzeniami powodzenia,
                  Agnieszka

              • avatar

                Xawer

                13 lipca 2014 at 20:01

                Wydaje mi się, że istota dej dyskusji sprowadza się do nieusuwalnej sprzeczności pomiędzy poważnym traktowaniem celów, stawianych przez część szczegółową podstawy programowej, a poważnym traktowaniem celu, jakim jest formacja kulturowa i intelektualna. Wbrew temu, co Pani zarzuca Pawłowi, nie chodzi tu o deprecjenowonaie nauczycieli, ale o jasność i pewną uczciwość podejścia. A przede wszystkim o klarowność aksjologiczną.
                Albo nauczyciel traktuje formację kulturową jako cel rzeczywisty, a cele „podstawy” są dla niego biurokratycznym obciążeniem, haraczem, jaki musi dać Molochowi systemu szkolnego za możliwość prowadzenia działań formacyjnych. I wtedy pytania o cele, kryteria, etc. są wyłącznie poszukiwaniem hipokrytycznie właściwych, nic nie znaczących formuł, jakie wpisuje do dokumentacji, którą system każe mu prowadzić.
                Albo też ów nauczyciel jako cel rzeczywisty traktuje przygotowanie uczniów do uzyskania maksymalnego wyniku na testach egzaminacyjnych, świadomie wybierając, że dzieje się to kosztem nie tylko zaniechania ich formacji kulturowo-intelektualnej, ale wręcz jej destrukcji. Wtedy, oczywiście, wszelkie pytania o „cele lekcji” i „kryteria sukcesu” mogą mieć sens.
                Choć nawet w takim przypadku siłowego treningu tylko „mogą mieć”, a nie „mają”. Jeśli celem jest „ćwiczenie analizy wierszy”, „ćwiczenie sprawności rozwiązywania równań różniczkowych”, czy „ćwiczenie mięśnia trójgłowego” to nie ma żadnego kryterium sukcesu pojedynczej lekcji — po jednorazowej wizycie na siłowni nie można zauważyć żadnego wzrostu owego mięśnia trójgłowego, ani po rozwiązaniu 10 zadań na równania różniczkowe, nie sposób stwierdzić, na ile nasza wprawa w takich rachunkach wzrosła.
                Pawle: nie zdałbyś matury ze stożkowych! Maturzysta ma wiedzieć też, co to jest parabola. Ma to wiedzieć na polskim, ale już nie na matmie.

            • avatar

              Xawer

              13 lipca 2014 at 10:58

              Bardzo dobrze, że mówi to Pani jawnie i otwarcie: celem zajęć jest przygotowanie do egzaminów. I tego celu uzasadniać nie trzeba, bo te egzaminy są ważne dla (tu długa lista, wśród której nie ma samego ucznia).
              Jesteśmy więc wobec celów lekcji w sytuacji Yossariana wobec armii: uzasadnieniem przymusu uczenia analizy wierszy jest to, że uczymy analizy wierszy i egzaminujemy z analizy wierszy.
              Bardzo trafne to porównanie z trash metalem. Pokazuje bezsens jakiejkolwiek obowiązkowej podstawy programowej narzucającej jakiekolwiek treści pod przymusem. Uważam, że do czytania poezji nie należy nikogo zmuszać — tak samo, jak do słuchania trash metalu albo rozwiązywania równań kwadratowych.
              „proszę spróbować porozwiązywać z uczniami równania albo wyrażenia algebraiczne, żeby odczuwali przyjemność i potrzebę rozwiązywania tych zadań i pod jej wpływem dokonali pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących ich formacje kulturowo-światopoglądową”
              To właśnie robię! Może z zamianą słowa `zadania’ na `problemy’ — bo zadania w ich szkolnym sensie dotyczą tylko bardzo nielicznych, którzy przy mojej pomocy uprawiają „siłowy trening” w stylu politechnicznym. Oczywiste też, że są problemy matematyczne i fizyczne mniej i bardziej nośne w sensie formacji kulturowej i światopoglądowej — podobnie, jak i różne wiersze mają różną nośność formacyjną. Ale one składając się ze sobą i układając w umyśle tę formację tworzą.
              „a tak na koniec: ciekawe jak chcieliby być poeci czytani w szkołach”
              W tym właśnie autoreferencyjnym wierszu, od którego tu się zaczęło, w nie licząc szkół, gdzie się musi” trudno dopatrzeć się entuzjazmu Szymborskiej wobec czytania poezji pod przymusem.

            • avatar

              Magda

              12 lipca 2014 at 23:07

              Niestety łączenie celów brzmiących w ten sposób z kluczem maturalnym jest wyraźnym naginaniem rzeczywistości do potrzeb tej dyskusji. Nauczyciel, dyskutując z uczniami o interpretacji poezji (dyskutując – podkreślam, bo zaraz padnie zarzut nauczania jednej, prawidłowej interpretacji), uczy ich oddzielania tego, co jest interpretacją od tego, co jest nadinterpretacją. Uczeń może interpretować utwór poetycki na 1000 możliwych sposobów. Powinien jednak podać argumenty przekonujące do jego interpretacji. Inaczej nie mówimy o interpretacji, a jedynie o swobodnych skojarzeniach.
              Oczywiście uczeń może także przedstawiać swobodne skojarzenia, jednak niech ma świadomość, czym się różni od nich interpretacja. Interpretowanie utworów poetyckich ma długą tradycję i także warto, aby młodzi wielbiciele poezji zobaczyli, jak różnie można do czytania poezji podchodzić.
              Cele przedstawione przez panią Agnieszkę umożliwiają taką wszechstronną i ciekawą dyskusję.

              • avatar

                Robert Raczyński

                13 lipca 2014 at 09:55

                To, że postawienie celu nie wyklucza dyskusji, przypomina mi argumentację, że czytanie instrukcji obsługi nie wyklucza „niewłaściwego” użycia urządzenia. Potrzeba „właściwej” interpretacji i oportunistyczny wybór jedynie słusznej opcji jest silnie zakorzeniony w szkole (a zwłaszcza w gimnazjum) ze względu na ścisłe przypisanie konkretnych umiejętności do wieku ucznia. Choć nigdzie nie jest to oczywiście zapisane w podstawie, wykroczenie poza ten schemat bez narażenia się na sankcje jest bardzo trudne – wszelkie działania „niestandardowe” (uczeń myśli, a nie odtwarza) są niezmiernie podejrzane. Przypominają mi się kontrowersje jakie wybuchły, gdy zaproponowałem „lektury” na angielskim. Jedną z nich było opowiadanie „By the Waters of Babylon” Beneta. Podstawowym zarzutem rodziców przerażonych „koniecznością przedarcia się przez taaaką ilość tekstu” i bólem głowy dyrekcji była wątpliwość, czy piętnastolatek będzie w stanie „właściwie zinterpretować tekst pozbawiony wykładni podręcznika”. Pominę już moją zbrodnię niespisania celów szczegółowych swoich działań (moim jedynym celem było sprowokowanie ucznia do kontaktu z żywym nieprzetworzonym tekstem), uczniowie mieli po lekturze napisać „rozprawkę” po angielsku (for and against essay)! Jak to tak?! Bez szczegółowego omówienia? Bez celów szczegółowych? Bez analizy historycznej? Tak po prostu przeczytać i powiedzieć, co myślę? Niemożliwe! A dzieci, jak zwykle, poradziły sobie doskonale. Pozbawione klucza, życiorysu autora i tła historycznego literatury amerykańskiej, przeczytały, zrozumiały i napisały, co myślały…

                • avatar

                  Magda

                  13 lipca 2014 at 23:05

                  Dziękuję za odpowiedź i właściwe postawienie akcentów. Zatem – takie cele nie uniemożliwiają dyskusji, swobodnej interpretacji itd. Uniemożliwiają ją nauczyciele, którzy: boją się swobody myśli, boją się nieszablonowych interpretacji i wreszcie – boją się być może myślących uczniów, bo sami nie potrafią wejść głębiej w interpretację? Zostawmy zatem w spokoju cele i zajmijmy się dobrym, odważnym uczeniem się.

                • avatar

                  Xawer

                  13 lipca 2014 at 23:18

                  Uniemożliwiają ją nauczyciele, którzy te cele na poważnie traktują jako cele rzeczywiste, a nie wyłącznie jako rubryczki do formalnego odhaczenia w hołdzie biurokratycznej zwierzchności.
                  Ta klasa nauczycieli jest skądinąd niemalże tożsama z opisaną przez Panią.

  • avatar

    Agnieszka

    9 lipca 2014 at 19:59

    Droga Pani Danuto,
    Postanowiłam zająć się ocenianiem kształtującym i próbuję układać sobie wiadomości nabyte z Pani książki oraz z różnego rodzaju kursów i im więcej czytam, tym bardziej gubię się w celach lekcji i kryteriach sukcesu. Patrzę na swój konspekt lekcji i zastanawiam się, jak przekształcić go w taki sposób, by odzwierciedlał idee ok. Czy mogłaby spojrzeć na taki jego fragment i powiedzieć mi, jak powinien wyglądać zgodnie z ok?
    Temat: Pierwsze spotkanie z Wisławą Szymborską.
    Cel główny: Uczeń doskonali sprawność analizy i interpretacji tekstów kultury;
    cele szczegółowe:
    odbiera komunikaty pisane, mówione, w tym nadawane za pomocą środków audiowizualnych
    wyszukuje w wypowiedzi potrzebne informacje
    korzysta ze słownika terminów literackich
    przedstawia najistotniejsze treści wypowiedzi w takim porządku, w jakim występują one w tekście
    wyszukuje w wypowiedzi potrzebne informacje oraz cytuje odpowiednie fragmenty tekstu
    dostrzega zróżnicowanie postaw społecznych, obyczajowych, narodowych, religijnych, etycznych, kulturowych i w ich kontekście kształtuje swoją tożsamość.
    Cele w języku ucznia:
    dowiem się, kim była Wisława Szymborska
    poćwiczę analizę i interpretację wierszy
    nauczę się sporządzać notatkę w trakcie wykładu
    skoro mam tyle celów szczegółowych, to gdzie tu jeszcze dodać kryteria sukcesu? I jak one powinny brzmieć? A może te cele szczegółowe to już kryteria sukcesu?
    Pozdrawiam serdecznie,
    Agnieszka

    • avatar

      Xawer

      9 lipca 2014 at 20:51

      Tak, oczywiście! Gratuluję!
      Celem, w jakim czytam „Kota w pustym mieszkaniu” jest:
      — dowiedzenie się, kim była W.Szymborska;
      — ćwiczenie analizy wierszy;
      — nauka notowania na wykładach.
      A z punktu widzenia nauczyciela/tutora/rodzica moim głównym celem, w jakim zachęcam dzieci do czytania Szymborskiej, jest to, by „doskonaliły sprawność analizy i interpretacji tekstów kultury”.
      Proszę zrozumieć, że jeśli takie mają być cele czytania poezji, a Szymborskiej w szczególności, to:
      — primo: nie dziwmy się, że niemal nikt poezji nie czytuje po ukończeniu szkoły;
      — secundo: ja (tak jak i 90% uczniów, którzy mieliby te cele uznać za swoje) nie widzę najmniejszego sensu w realizacji takich celów;
      — tertio: lepiej, żeby jej jednak w ogóle nie czytać.

      • avatar

        Agnieszka

        9 lipca 2014 at 22:00

        Jak już powiedziałam to fragment konspektu. Poszczególne cele odnoszą się do działań w trackie lekcji i są zaczerpnięte z podstawy programowej.
        „”poćwiczę analizę i interpretację wierszy” – do pierwszej części dwugodzinnej lekcji – kiedy skupiliśmy się na wierszu „Niektórzy lubią poezję” – jako punkt wyjścia do dalszej części zajęć
        „dowiem się, kim była Wisława Szymborska” – odnosi się do części lekcji, w czasie której oglądaliśmy krótki film o poetce (https://www.youtube.com/watch?v=J9DeJwU8Qao&feature=kp)
        „nauczę się sporządzać notatkę w trakcie wykładu” – uczniowie notują informacje w czasie oglądania i słuchania filmu:
        życiorys
        błędy młodości
        twórczość: zabawy słowem, cechy twórczości
        sekretarz
        Nagroda Nobla
        życiowe pasje
        I panie Xawery… powiem Panu, że wbrew Pana czarnym wizjom nie było w czasie lekcji tak źle, jak to Pan sobie projektuje. I nawet dziewczynka pisząca wiersze stwierdziła po kilku następnych lekcjach, że odkryła dla siebie Szymborską.
        Rozumiem, że w swoisty dla siebie sposób, zgodnie z zasadami informacji zwrotnej, sugeruje Pan zastanowienie się nad celami lekcji tak, by faktycznie brzmiały one po ludzku i nastawiały na coś ciekawego?

      • avatar

        Xawer

        9 lipca 2014 at 22:15

        Nie oceniam Pani podejścia do nauczania, bo go nie znam. C<ytam jedynie wypowiedź usytuowaną w szkolno-formalistycznym podejściu.
        Proszę jednak — tak na poważnie i wyłącznie na własny użytek — zastanowić się, czy rzeczywistym celem czytania poezji jest umiejętność analizy wierszy i poznawanie biografii poetów.

    • avatar

      Xawer

      9 lipca 2014 at 22:10

      Tak właśnie, bardzo trafnie potraktowała Pani mój komentarz jako informację zwrotną, jeśli lubimy nomenklaturę OK.
      Przekładalną na prosty język:
      — albo prowadzi Pani te lekcje tak, że jej istotą jest przesłanie wiersza, jego głęboki sens, a wszystkie te „cele lekcji”, „kryteria sukcesu”, etc., to wyłącznie hipokryzja i ozdobniki, potrzebne tylko dla sprawozdawczości szkolnej (współczuję z całego serca);
      — albo też te cele lekcji traktuje Pani poważnie i są one dla Pani rzeczywistymi celami czytania poezji z uczniami — i wtedy: uchowảj Boże uczniów przed takimi lekcjami i takim czytaniem poezji!

      • avatar

        Danusia

        9 lipca 2014 at 22:18

        Pani Agnieszko
        Nie biorę żadnej odpowiedzialności za ataki Pana Ksawerego!
        Proponuje nie wdawać się w tę dyskusję. Chyba,że Pani z niej korzysta.
        Odpowiem pani jutro, bo dziś już jest dość późno.
        Danuta

        • avatar

          Agnieszka

          9 lipca 2014 at 22:35

          Dziękuję za odpowiedź. Bardzo podoba mi się idea ok, ale tak naprawdę ciężko mi przełożyć to na praktykę zapisu. Już po pierwszym rozdziale Pani ostatniej książki zrozumiałam, że stosowałam elementy ok technicznie i jednak bez fantazji 🙂
          Pozdrawiam.
          Agnieszka

        • avatar

          Xawer

          9 lipca 2014 at 22:42

          Nie, żadne tam „ataki”. Nie mam najmniejszego powodu by Panią Agnieszkę atakować.
          Nie rozumiem dlaczego sarkazm odbierany jest często jako „atak” ad personam, a nie jako „zachęta do refleksji” nad treścią wypowiedzi, do której się odnosi.
          Jeśli Pani Agnieszka odebrała mój komentarz jako atak, to z całego serca ją za to przepraszam!
          Ciebie, Danusiu, też przepraszam za ten swój styl wypowiedzi, który — jak widzę — Ciebie uraził.
          Mea maxima culpa!

      • avatar

        Agnieszka

        9 lipca 2014 at 22:33

        Panie Xawery,
        Cele lekcji, kryteria sukcesu i pozostała nomenklatura oceniania kształtującego muszą zagościć w czasie lekcji i w konspekcie, by uporządkować pewne sprawy i nadać sens sięgania do głębokości przesłania wiersza. Czy są potrzebne tylko do sprawozdawczości? W takiej formie jak je spisałam, są potrzebne do udowodnienia, że działania w czasie lekcji związane są z realizacją podstawy programowej (to przecież główne w szkole zadanie). Z drugiej strony mają one służyć (i służą, bo sprawdziłam to) temu, by uczniom lepiej się uczyło (w końcu od tego jest również szkoła).
        Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W czasie rozmowy z Panem oświeciło mnie, że muszę wrócić do książki Pani Danuty, do rozdziałów poświęconym celom i zrewidować swoje myślenie w tym zakresie. Postawić normalny cel, niekoniecznie brzmiący jak te z podstawy. Podejść tak do niego, żeby zaintrygował uczniów.
        O. Mam już do lekcji o Kochanowskim: „Sprawdzimy, czy Jan Kochanowski zostawił w swojej twórczości jakiś tajemniczy kod”, parafrazując tytuł filmu o kodzie Leonarda da Vinci.
        Może wtedy w planie wynikowym obok tak sformułowanego celu zrobić sobie rubrykę (dla osób monitorujących realizację pp) z adekwatnymi dla tego celu wymagań szczegółowych z pp.?

        • avatar

          Xawer

          9 lipca 2014 at 22:52

          ” Cele lekcji, kryteria sukcesu i pozostała nomenklatura oceniania kształtującego muszą zagościć w czasie lekcji i w konspekcie, by uporządkować pewne sprawy i nadać sens sięgania do głębokości przesłania wiersza. ”
          Boże! A ja przeczytałem w swoim życiu tyle wierszy, nie mając żadnych konspektów ani wytyczonych mi celów! Po co ja to robiłem? Bez celu!
          Wyraźnie moje rozumienie poezji nie jest ani uporządkowane, ani głębokie. Ta płytkość, to chyba akurat racja… poezja to nie jest mój ulubiony dział literatury. Ale akurat Szymborską lubię, to i uniosłem się w obronie jej przed zarzynaniem „kryteriami sukcesu” po lekcji o jej wierszu.
          ” Może wtedy w planie wynikowym obok tak sformułowanego celu zrobić sobie rubrykę… ”
          Bardzo Pani współczuję! Doprawdy, nie jest dla mnie do pojęcia, po co w edukacji są jakiekolwiek „plany wynikowe”, „sformułowane cele” i „rubryki”.
          Ucząc nieformalnie mam to szczęście, że mogę myśleć o Szymborskiej i sposobie poruszania się nartników, a nie o „planach wynikowych”. Któregoż to luzu i Pani życzę z całego serca.

          • avatar

            Agnieszka

            9 lipca 2014 at 23:05

            Panie Xawery,
            No właśnie ucząc w publicznej szkole potrafię się uporać z wymaganiami administracyjnymi i, choć może nie jest to zauważalne dla takich ludzi jak Pan, kierować się przyjemnościami w prowadzeniu lekcji. W czasie wakacji mam zawsze czas na to, by znowuż przemyśleć wszystko i spróbować po raz kolejny ująć w karby coś, co wychodzi mi fajnie, bo potem o tym zapominam, a szkoda.
            Odnośnie Pańskiego sarkazmu – znam go od dawna i szanuję 🙂 (może czasem więcej, niż Pan racząc nim swoich rozmówców ;P), także spokojnie, nie przyjęłam tego jako ataku. Muszę tylko powiedzieć, że równie dobrze się Pana czyta, kiedy sarkazm zastępuje Pan konkretnymi wypowiedziami, kiedy kontroluje Pan emocje. I wcale nie umniejsza to wtedy Pańskiego luzu, proszę mi wierzyć 🙂
            Nie wiem czemu, ale często chce mi się do Pana zwrócić „Dobrze Panie Sułku”… jakoś tak pasuje…
            Pozdrawiam,
            Agnieszka

          • avatar

            Xawer

            9 lipca 2014 at 23:13

            A tak zupełnie na marginesie Szymborskiej i jej „Niektórzy lubia poezję”:
            jeśli Pani uczniowie ten wiersz przeczytali, zrozumieli sens emocjonalny, to proszę spróbować potraktować to również jako punkt wyjścia do dyskusji logicznej — paradoksu autoreferencyjności od Eubulidesa po Russella…
            Dlaczego poloniści tak rzadko wychodzą ze swoimi zajęciami w tematy filozoficzne? Nawet tam, gdzie aż się o to prosi?
            Nie kwestionuję przecież Pani zaangażowania w sens lekcji! Stąd właśnie sarkazm wobec hipokryzji tego czysto biurokratycznego problemu „sformułowania kryteriów”. Przecież wszyscy (przynajmniej my dwoje — mam nadzieję) wiemy, że nie ma mowy o żadnych dających się zapisać kryteriach sukcesu w czytaniu poezji! A próba ustalenia jakichkolwiek musi skończyć się zarżnięciem wiersza.
            Już dobra tam, Pani Elizo…

    • avatar

      Danusia

      10 lipca 2014 at 14:13

      Pani Agnieszko
      Wydaliśmy ( w programie Aktywna Edukacja) kilka dni temu tłumaczenie świetnej książki o celach:
      Cele uczenia się. Jak pomóc uczniom zrozumieć każdą lekcję. – Connie M. Moss. Bardzo ją Pani rekomenduje. Niestety nie można jej kupić, ale można ją dostać, to jakaś skomplikowana sprawa, bo wydana była za pieniądze EFS. Najlepiej, gdyby Pani wpadała po nią do CEO, Noakowskiego 10 m 1 w Warszawie. Jeśli nie mieszka Pani w warszawie i nie ma okazji, to proszę napisać na mój adres: danuta.sterna@ceo.org.pl, to coś razem wymyślimy.
      Dla mnie najważniejszym celem formułowania i podawania celów uczniom , jest to, aby były pomocne w uczeniu się. Pani ma cel lekcji i podaje go Pani uczniom, aby wiedzieli, gdzie razem dążycie. Nie odnoszę się do kwestii merytorycznej (w przeciwieństwie do Pana Ksawerego, który zna się na wszystkim), gdyż nigdy nie uczyłam języka polskiego i nie realizowałam podstawy programowej z tego przedmiotu.
      Dla mnie cel: Uczeń doskonali sprawność analizy i interpretacji tekstów kultury, jeśli takie jest Pani zamierzenie jest w porządku i jeden wystarczy. Możliwe, że dla ucznia powinien on mieć bardziej przystępna formę. Nie ma w nim odniesienia do wiersza Szymborskiej, więc rozumiem, ze wiersz jest tylko jednym ze środków użytych do osiągniecia tego celu? Myślę też, że uczniowi trudno będzie ocenić, czy cel osiągnął. Jako uczeń wolałabym mieć cel na tę lekcję: Poznasz wiersz Szymborskiej i go zinterpretujesz. Ale zaznaczam, ze to tylko moje prywatne zdanie matematyczki.
      Inna sprawa to kryteria sukcesu, czyli lista umiejętności i widomości, które pokażą uczniowi, czy cel osiągnął, w Pani liście są to zapewne cele szczegółowe?
      Mogłyby one wyglądać tak:
      • Przeczytasz ze zrozumieniem wiersz (będziesz umiał powiedzieć o czym jest wiersz). Lub wysłuchasz recytację wiersza i będziesz umiał powiedzieć o czym jest wiersz (nie wiem, czy zależy Pani, aby uczeń potrafił tylko ze słuchu zrozumieć?)
      • Będziesz umiał wyjaśnić pojęcia zawarte w wierszu (to czy używa słownika, nie musi być tu zwarte, gdyż to jest już metoda).
      • Będziesz umiał przedstawić treści wiersza w kolejności chronologicznej i wyszukać w wierszu fragmenty na dany temat. (Czy to jest potrzebne?)
      Ostatnie kryterium : „dostrzega zróżnicowanie postaw społecznych, obyczajowych, narodowych, religijnych, etycznych, kulturowych i w ich kontekście kształtuje swoją tożsamość”, jest za obszerne i mało konkretne i niemożliwe do ocenienia. Nie wiem o jaki wiersz chodzi, ale dałabym jedno pytanie np. Będziesz umiał porównać….., będziesz umiał odpowiedzieć na pytanie….., itp.
      Danusia

      • avatar

        Robert Raczyński

        11 lipca 2014 at 06:43

        To ja się znowu będę czepiał… Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na wrażliwość, własną interpretację? A jak uczeń uważa, że jakiś wiersz jest zupełnie o czymś innym niż mu to przedstawia podręcznik w postaci „Słowacki wielkim poetą był”? Czy cel nie będzie zrealizowany? Poezja, literatura w ogóle, jest tak bogatą formą ekspresji, że wciskanie jej w ramki jakiegoś scenariusza czy planu wynikowego wydaje mi się najprostszą drogą do zniechęcenia ludzi do czytania czegokolwiek…

          • avatar

            Agnieszka

            11 lipca 2014 at 15:54

            Zgadzam się z Panią Magdą. Cele wyznaczają tylko jakie umiejętności ma mieć uczeń i nie zawierają żadnej sugestii interpretacyjnej. Faktycznie w szkole średniej wszystko stanęło w miejscu, ale w gimnazjach powiało świeżym powietrzem i jest sporo świetnych nauczycieli rozumiejących, że mogą robić z uczniami co chcą, byle realizowali podstawę programową, własne pasje i wsłuchiwali się w zainteresowania uczniów.

            • avatar

              Olga

              12 lipca 2014 at 22:17

              Oczywiście, że w gimnazjum powiało świeżością. Moje dziecko też jednak pado ofiarą tej świeżości, a raczej braku świeżości w liceum. Co z tego, że jest laureatem konkursu języka polskiego, co z tego że pisze i zdobywa nagrody w konkursach literackich, jak w liceum nikogo to nie obchodzi i jest uczniem na tróję, bo nijak jego interpretacje i wypracowania pani nie pasują do klucza, jaki sobie wymyśliła. Sama powiedziała, że cieszy się z sukcesów osobistych ucznia, ale ją interesuje matura i zapewne mnie tez powinno. Tyle że nawet mojego dziecka matura nie interesuje, bo zdawać będzie tylko podstawę i zarówno ono, jak i ja wolałabym, żeby przez trzy lata miało w szkole wolność interpretacji i maturę zdaną na 30% niż trzy lata poniżania i wpierania, że jest do niczego i maturę na 80%.

          • avatar

            Xawer

            11 lipca 2014 at 16:55

            I w tym właśnie rzecz, Pani Agnieszko!
            Cele wyznaczają TYLKO, jakie umiejętności ma miec uczeń.
            To jest realna opozycja: czy celem czytania wierszy jest to, żeby ktoś „miał umiejętność analizy wiersza”, czy raczej, żeby odczuwał przyjemność z i potrzebę czytania poezji i pod jej wpływem dokonał pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących jego formacje kulturowo-światopoglądową.
            Proszę mi uzasadnić, jaki miałby być cel posiadania umiejętności analizy wiersza przez kogoś, kto nie ma wewnętrznej potrzeby czytania wierszy?
            A tego drugiego celu — uwewnętrznionej potrzeby kulturowej (ani odpowiadającego mu kryterium sukcesu) już nie ma ani w Podstawie, ani w tu przedstawionej liście celów i kryteriów.

            • avatar

              Agnieszka

              13 lipca 2014 at 09:08

              Panie Xawery.
              Uzasadniać tego w tej chwili nie ma potrzeby – dopóki są w gimnazjum egzaminy, które są ważne dla organów prowadzących, władz szkolnych i oświatowych oraz wszelkich instytucji wykorzystujących wyniki testów do zestawień, stanin, rankingów szkół i tzw. badań edukacyjnych. Dziecko na testy musi umieć analizować wiersz i już.
              Może pójdźmy na kompromis – celem jest „żeby odczuwał przyjemność z i potrzebę czytania poezji i pod jej wpływem dokonał pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących jego formacje kulturowo-światopoglądową.” a jak już będzie odczuwał przyjemność to może zechce poobserwować różne zjawiska w wierszu, które zwiększą jego świadomość, jak ciężkim, choć pięknym, jest proces twórczy.
              Pozostałe refleksje:
              – nie uważa Pan, że wewnętrzna potrzeba czytania wierszy to to samo, co wewnętrzna potrzeba słuchania trash metalu? Proszę spróbować podstawić drugie pod pierwsze i wprowadzić do szkół jako element obowiązkowy w ramach podstawy programowej zajęć artystycznych i kazać słuchać metalu uczniom, którzy go nie znoszą i tłumaczyć to tym, że nikt w nich widocznie nie wyrobił do tej pory wewnętrznej potrzeby słuchania takiego rodzaju muzyki,
              – a tak prawdę mówiąc analizować z uczniami można wiersz w tak różny sposób, że nie musi psuć to przyjemności z czytania wierszy,
              – co gimnazjaliści sądzą o poezji? że jest trudna – spostrzegają ją jako trudne zadanie matematyczne do rozwiązania – proszę spróbować porozwiązywać z uczniami równania albo wyrażenia algebraiczne, żeby odczuwali przyjemność i potrzebę rozwiązywania tych zadań i pod jej wpływem dokonali pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących ich formacje kulturowo-światopoglądową,
              – czy przyczyną takiego pojmowania poezji przez uczniów jest żmudne techniczne podejście do czytania poezji przez nauczycieli? Być może, ale dodać do tego trzeba jeszcze elitarność intelektualną poezji pisanej przez dorosłych poetów, czasem niedostępnej dla umysłów czternastolatków i czasy sprzyjające bardziej rymowankom reklamowym niż metaforycznej głębi poetyckich wyznań osadzonych w różnych kontekstach,
              – a tak na koniec: ciekawe jak chcieliby być poeci czytani w szkołach.

              • avatar

                Paweł Kasprzak

                13 lipca 2014 at 15:33

                Pani Agnieszko,
                Proszę mi wybaczyć, że dołączam do Ksawerego i teraz już dwóch zrzędliwych staruchów się Pani czepia.
                W pełni podzielam Ksawerego uwagi o tym, co wynika z egzaminacyjnych konieczności, które mają uzasadniać taki, a nie inny kształt szkolnych programów i w ogóle sposób widzenia celów edukacji. Chciałbym wszakże dodać coś w tym punkcie, zanim na inne rzeczy spróbuję zwrócić Pani uwagę.
                Zdaje się Pani mianowicie mówić: „nic nie poradzimy”, zatem prawdopodobnie podziela Pani Ksawerego opinie o wartości analizy wierszy, choć widzi Pani rzecz mniej ostro i zauważa, że analizy takie mogą być różne. Istnieje zatem jakaś mniej lub bardziej ostra, ale stale obecna sprzeczność między dwoma możliwymi celami zajęć w szkole poświęconych poezji. Jednym są egzaminy, a zatem „analiza wiersza”, a drugim jest zamiłowanie do tego rodzaju lektury – zauważa Pani zresztą, że to jest przy tym lektura niszowa, która nie dla masowego odbiorcy jest przeznaczona. A np. trash metal jest. O tym za chwilę, bo jeśli się przy tej sprzeczności zatrzymamy na moment, to ja raczej nie będę miał wątpliwości, że jako polonistka, która zamiłowanie do lektury w sobie ma i właśnie nim chciałaby się dzielić (a nie wiedzą o tym, kto z poetów nadużywał hiperboli i co to jest takiego) – dostrzeże Pani zło sprawiane przez tak urządzoną szkołę.
                To jest przy tym szkoła przymusowa i to na kilka sposobów. Nie tylko trzeba do niej chodzić, ale właśnie trzeba jeszcze pozdawać te egzaminy, a przede wszystkim poddać się zajęciom o ustalonych z góry tematach, systemowi mechanicznych ocen, które w powszechnym (i błędnym) mniemaniu do matematyki jakoś przystają (bo tam istnieją obiektywne kryteria prawdy), ale do poezji raczej jednak nie. Siłą rzeczy zatem uczestniczy Pani w systemie przymusu, który szkodzi. Jest po prostu zły. To nie jest zarzut, co chcę bardzo mocno podkreślić. Mam tylko do Pani tę samą prośbę, którą stale powtarzam nauczycielom, ilekroć spotkam jakiegoś. A ostatnio co rusz na któregoś wpadam 🙂 Te rzeczy – te wszystkie „konkrety”, jak egzaminy, klasy, które są zbyt duże i w których część uczniów ma Pani przedmiot gdzieś, te promocje, oceny, biurokracja – to wszystko nie są rzeczy drugorzędne, z którymi pragmatyk żyć musi. To właśnie jest jądro problemu. Nie chcę nauczycieli namawiać do buntu i rewolty, mówiąc takie rzeczy. Ale do sprzeciwu – owszem. Szkoła jest bardzo złym systemem, jeśli poważnie pomyśleć o tym, o czym tu Państwo z Ksawerym już jakiś czas rozmawiają – wcale przecież nie różniąc się zanadto opinią.
                Prosiła Pani Ksawerego również, żeby spróbował sobie wyobrazić zajęcia o równaniach i wyrażeniach algebraicznych, które byłyby przyjemne, intrygujące i rozwijające. Właśnie! Ksawery w tym znajduje przyjemność większą niż np. ja potrafię i zresztą w związku z tym jego zajęcia na tego rodzaju tematy są prawie na pewno ciekawsze niż moje. Ale w tym rzecz – obaj z Ksawerym o tym mówimy. Problem ma być intrygujący i ważny. Niechcący jednak dotknęła Pani kolejnego problemu, który jest fundamentalnie ważny. Otóż w Pani ocenie – to jest zresztą słuszna ocena – matematyka w szkole dotyczy właśnie takich zagadnień, a skądś Pani wie, że każdy przez to musi przejść. Skąd? Również dlatego, że to się na egzaminach musi pojawić?
                Pracuje Pani w szkole ogólnokształcącej. Takiej, która dostarcza uczniom tego, co każdy człowiek elementarnie wykształcony powinien wiedzieć, bo jest ważne, żeby wiedział. Niue tyle powinien – musi. To jest obowiązkowa szkoła. Ja wiem już teraz, przeczytawszy, co przeczytałem, że wyrażenia algebraiczne nie są dla Pani ważne w najmniejszym stopniu. Ani nie są ciekawe. Dla mnie też zresztą nie są, choć czasem bywają użyteczne (rzadziej niż się na ogół sądzi). Myśli Pani, że Pani uczniowie tego nie wiedzą? Już tu o to kiedyś pytałem, ale zapytam Panią: jak Pani sądzi, ilu licealnych polonistów zdałoby dzisiaj maturę z matematyki? Tę, którą każdy wykształcony człowiek rzekomo musi znać? Czy istnieje licealista, który nie wie, że pani od polskiego matmę by oblała? Czy istnieje licealista, który nie wie wobec tego, że licealny „kanon” nic w rzeczywistości nie znaczy i jest wyłącznie formalnością? Czy nie sądzi Pani przypadkiem, że ta hipokryzja na masową skalę uprawiana w szkołach nie ma efektów rujnujących zarówno dla charakterów jak i umysłowości uczniów?
                Trash metal z kolei. Wie Pani, kiedyś na klasówce z polskiego dostałem pytanie: „Hiperbolą nazywamy…”, co oczywiście miałem uzupełnić definicją. Dobrze pamiętam, bo byłem z siebie strasznie dumny na swój szczeniacki sposób – napisałem mianowicie (zirytowany konstrukcją pytania z tym kretyńskim „nazywamy”): „Różne rzeczy – krzywą powstałą z przecięcia stożka z płaszczyzną w sposób, którego już nie pamiętam, bo krojenie stożka uważam za nieciekawe, retoryczną figurę lub środek wyrazu w poezji, która mi się nie podoba, ponieważ nie lubię napuszenia i przesady, a ja na przykład nazywam w ten sposób swojego psa. I chyba już nie będę – Fafik jest dla psa imieniem o tyle lepszym, że nikt o to nie będzie nikogo pytał na klasówkach”. Skłamałem – wiedziałem, jak się kroi stożek, żeby dostać hiperbolę, a żadnego psa nie miałem. Ale pałę dostałem oczywiście nie z tego powodu – i ta pała ignorowała fakt, że jakąś definicję przecież podałem, choć ona była niedokładnie poprawna.
                Gdybym się miał z dziećmi zajmować hiperbolą w jej teoretyczno-literackim znaczeniu, to kto wie, czy od trash metalu bym nie zaczął. W każdym razie to mi się wydaje obiecującym tropem. Puściłbym dzieciakom coś z tych rzeczy tak, żeby uszy bolały. Zakładam, że część kiwałaby się, z radością przytupując w rytm. Potem bym puścił jakieś reggae, jazz, jakiś kawałek klasyczny, a potem hip-hop na przykład. Itd. I bym spróbował pogadać o tym, co sprawia, że te wszystkie kawałki są muzyką. Co o tym stanowi. Skąd się to wszystko wzięło. Co to w ogóle jest muzyka w takim razie. Spróbowałbym też znaleźć takie teksty tych muzycznych kawałków, w których szkolne gadki o hiperboli, elipsie (więcej stożkowych chyba w poezji nie ma – nie pamiętam) znalazłyby zastosowanie i spróbowałbym pogadać o tym, co wyróżnia poezję, skoro wiemy już od jakiegoś czasu, że nie rymowane wersy. Ja bym z gimnazjalistami spróbował. Moim zdaniem pokochaliby Panią za samą taką próbę. Nie sądzi Pani?
                Wracając zaś to straszliwego tematu zła systemu. Bardzo mi zależy na nauczycielskich głosach lub chociaż na nauczycielskiej opinii w sprawie, w związku z którą zbieram podpisy tu:
                http://przymus-szkolny.pl. Skomentowałaby Pani?

                • avatar

                  Agnieszka

                  13 lipca 2014 at 18:07

                  Dziękuję za głos w dyskusji, aczkolwiek nie rozumiem jednego: dlaczego warz z panem Ksawerym zakładacie Panowie, że nauczyciel, próbując pogodzić wymogi szkolnego obecnego systemu i pracując w szkole publicznej, jest nauczycielem złym i nikt go nie kocha ani nie szanuje. Pisze Pan o sytuacjach, które są u mnie codziennością na lekcjach, wraz z wzajemnym szacunkiem uczestników spotkania zwanego lekcją i wzajemnymi głosami wsparcia oraz świadectwami kochania.
                  Pewnie, że i ja ma wizje szkoły całkowicie inna od tej, w której funkcjonuję i stąd moja otwartość na wszelkie poszukiwania, od których rozpoczął się ten wątek komentarzy. Nie oznacza to jednak, że muszę dyskredytować umiejętności i postawy obecnych pracowników szkoły tak, jak Panowie to robicie, gdyż zakładam (co często mówię swoim uczniom), że w każdym człowieku tkwi potencjał i trzeba tylko dać mu szansę.
                  Cenię obywatelski sprzeciw w słusznej sprawie i nie lubię tracić energii na coś, czego zmienić nie mogę. A z pewnością nie zmienię Panów przekonania, że jak człowiek funkcjonuje w systemie, to musi być przez system wypaczony. Sądząc po Pańskich odniesieniach do moich słów, niestety mówimy chyba o różnych sprawach i szkoda mi czasu na dopytywanie, wyjaśnianie i precyzowanie poszczególnych akapitów. Wracam więc do dziergania programu własnego i planowania kilku fajnych lekcji na wrzesień dla pierwszej klasy.
                  Pozdrawiam z życzeniami powodzenia,
                  Agnieszka

              • avatar

                Xawer

                13 lipca 2014 at 20:01

                Wydaje mi się, że istota dej dyskusji sprowadza się do nieusuwalnej sprzeczności pomiędzy poważnym traktowaniem celów, stawianych przez część szczegółową podstawy programowej, a poważnym traktowaniem celu, jakim jest formacja kulturowa i intelektualna. Wbrew temu, co Pani zarzuca Pawłowi, nie chodzi tu o deprecjenowonaie nauczycieli, ale o jasność i pewną uczciwość podejścia. A przede wszystkim o klarowność aksjologiczną.
                Albo nauczyciel traktuje formację kulturową jako cel rzeczywisty, a cele „podstawy” są dla niego biurokratycznym obciążeniem, haraczem, jaki musi dać Molochowi systemu szkolnego za możliwość prowadzenia działań formacyjnych. I wtedy pytania o cele, kryteria, etc. są wyłącznie poszukiwaniem hipokrytycznie właściwych, nic nie znaczących formuł, jakie wpisuje do dokumentacji, którą system każe mu prowadzić.
                Albo też ów nauczyciel jako cel rzeczywisty traktuje przygotowanie uczniów do uzyskania maksymalnego wyniku na testach egzaminacyjnych, świadomie wybierając, że dzieje się to kosztem nie tylko zaniechania ich formacji kulturowo-intelektualnej, ale wręcz jej destrukcji. Wtedy, oczywiście, wszelkie pytania o „cele lekcji” i „kryteria sukcesu” mogą mieć sens.
                Choć nawet w takim przypadku siłowego treningu tylko „mogą mieć”, a nie „mają”. Jeśli celem jest „ćwiczenie analizy wierszy”, „ćwiczenie sprawności rozwiązywania równań różniczkowych”, czy „ćwiczenie mięśnia trójgłowego” to nie ma żadnego kryterium sukcesu pojedynczej lekcji — po jednorazowej wizycie na siłowni nie można zauważyć żadnego wzrostu owego mięśnia trójgłowego, ani po rozwiązaniu 10 zadań na równania różniczkowe, nie sposób stwierdzić, na ile nasza wprawa w takich rachunkach wzrosła.
                Pawle: nie zdałbyś matury ze stożkowych! Maturzysta ma wiedzieć też, co to jest parabola. Ma to wiedzieć na polskim, ale już nie na matmie.

            • avatar

              Xawer

              13 lipca 2014 at 10:58

              Bardzo dobrze, że mówi to Pani jawnie i otwarcie: celem zajęć jest przygotowanie do egzaminów. I tego celu uzasadniać nie trzeba, bo te egzaminy są ważne dla (tu długa lista, wśród której nie ma samego ucznia).
              Jesteśmy więc wobec celów lekcji w sytuacji Yossariana wobec armii: uzasadnieniem przymusu uczenia analizy wierszy jest to, że uczymy analizy wierszy i egzaminujemy z analizy wierszy.
              Bardzo trafne to porównanie z trash metalem. Pokazuje bezsens jakiejkolwiek obowiązkowej podstawy programowej narzucającej jakiekolwiek treści pod przymusem. Uważam, że do czytania poezji nie należy nikogo zmuszać — tak samo, jak do słuchania trash metalu albo rozwiązywania równań kwadratowych.
              „proszę spróbować porozwiązywać z uczniami równania albo wyrażenia algebraiczne, żeby odczuwali przyjemność i potrzebę rozwiązywania tych zadań i pod jej wpływem dokonali pewnych wewnętrznych przemyśleń, budujących ich formacje kulturowo-światopoglądową”
              To właśnie robię! Może z zamianą słowa `zadania’ na `problemy’ — bo zadania w ich szkolnym sensie dotyczą tylko bardzo nielicznych, którzy przy mojej pomocy uprawiają „siłowy trening” w stylu politechnicznym. Oczywiste też, że są problemy matematyczne i fizyczne mniej i bardziej nośne w sensie formacji kulturowej i światopoglądowej — podobnie, jak i różne wiersze mają różną nośność formacyjną. Ale one składając się ze sobą i układając w umyśle tę formację tworzą.
              „a tak na koniec: ciekawe jak chcieliby być poeci czytani w szkołach”
              W tym właśnie autoreferencyjnym wierszu, od którego tu się zaczęło, w nie licząc szkół, gdzie się musi” trudno dopatrzeć się entuzjazmu Szymborskiej wobec czytania poezji pod przymusem.

            • avatar

              Magda

              12 lipca 2014 at 23:07

              Niestety łączenie celów brzmiących w ten sposób z kluczem maturalnym jest wyraźnym naginaniem rzeczywistości do potrzeb tej dyskusji. Nauczyciel, dyskutując z uczniami o interpretacji poezji (dyskutując – podkreślam, bo zaraz padnie zarzut nauczania jednej, prawidłowej interpretacji), uczy ich oddzielania tego, co jest interpretacją od tego, co jest nadinterpretacją. Uczeń może interpretować utwór poetycki na 1000 możliwych sposobów. Powinien jednak podać argumenty przekonujące do jego interpretacji. Inaczej nie mówimy o interpretacji, a jedynie o swobodnych skojarzeniach.
              Oczywiście uczeń może także przedstawiać swobodne skojarzenia, jednak niech ma świadomość, czym się różni od nich interpretacja. Interpretowanie utworów poetyckich ma długą tradycję i także warto, aby młodzi wielbiciele poezji zobaczyli, jak różnie można do czytania poezji podchodzić.
              Cele przedstawione przez panią Agnieszkę umożliwiają taką wszechstronną i ciekawą dyskusję.

              • avatar

                Robert Raczyński

                13 lipca 2014 at 09:55

                To, że postawienie celu nie wyklucza dyskusji, przypomina mi argumentację, że czytanie instrukcji obsługi nie wyklucza „niewłaściwego” użycia urządzenia. Potrzeba „właściwej” interpretacji i oportunistyczny wybór jedynie słusznej opcji jest silnie zakorzeniony w szkole (a zwłaszcza w gimnazjum) ze względu na ścisłe przypisanie konkretnych umiejętności do wieku ucznia. Choć nigdzie nie jest to oczywiście zapisane w podstawie, wykroczenie poza ten schemat bez narażenia się na sankcje jest bardzo trudne – wszelkie działania „niestandardowe” (uczeń myśli, a nie odtwarza) są niezmiernie podejrzane. Przypominają mi się kontrowersje jakie wybuchły, gdy zaproponowałem „lektury” na angielskim. Jedną z nich było opowiadanie „By the Waters of Babylon” Beneta. Podstawowym zarzutem rodziców przerażonych „koniecznością przedarcia się przez taaaką ilość tekstu” i bólem głowy dyrekcji była wątpliwość, czy piętnastolatek będzie w stanie „właściwie zinterpretować tekst pozbawiony wykładni podręcznika”. Pominę już moją zbrodnię niespisania celów szczegółowych swoich działań (moim jedynym celem było sprowokowanie ucznia do kontaktu z żywym nieprzetworzonym tekstem), uczniowie mieli po lekturze napisać „rozprawkę” po angielsku (for and against essay)! Jak to tak?! Bez szczegółowego omówienia? Bez celów szczegółowych? Bez analizy historycznej? Tak po prostu przeczytać i powiedzieć, co myślę? Niemożliwe! A dzieci, jak zwykle, poradziły sobie doskonale. Pozbawione klucza, życiorysu autora i tła historycznego literatury amerykańskiej, przeczytały, zrozumiały i napisały, co myślały…

                • avatar

                  Magda

                  13 lipca 2014 at 23:05

                  Dziękuję za odpowiedź i właściwe postawienie akcentów. Zatem – takie cele nie uniemożliwiają dyskusji, swobodnej interpretacji itd. Uniemożliwiają ją nauczyciele, którzy: boją się swobody myśli, boją się nieszablonowych interpretacji i wreszcie – boją się być może myślących uczniów, bo sami nie potrafią wejść głębiej w interpretację? Zostawmy zatem w spokoju cele i zajmijmy się dobrym, odważnym uczeniem się.

                • avatar

                  Xawer

                  13 lipca 2014 at 23:18

                  Uniemożliwiają ją nauczyciele, którzy te cele na poważnie traktują jako cele rzeczywiste, a nie wyłącznie jako rubryczki do formalnego odhaczenia w hołdzie biurokratycznej zwierzchności.
                  Ta klasa nauczycieli jest skądinąd niemalże tożsama z opisaną przez Panią.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    9 lipca 2014 at 22:12

    Grażko droga ! Deklaruję: jestem przeciwnikiem zastąpienia jednego słusznego systemu innym słusznym systemem. Nic nie jest proste i oczywiste.
    Cieszę się, że jesteśmy w tych kwestiach zgodni.
    Uważam, że wszelkie działanie oddolne, które zmieniają edukację w kierunku „usensowienia”, są bezcenne. Tak samo, jak bezcenne były działania Kisiela, Tygodnika Powszechnego, Piwnicy Pod Baranami, Stefana Bratkowskiego, Kabaretu Starszych Panów, producentów warzyw, itp. To są i były działania bezcenne, ale nie zmieniające ciemnego obrazu sytuacji. Wszyscy byliśmy ofiarami systemu Peerelowskiego. Wszyscy jesteśmy ofiarami szkoły: nauczyciele, uczniowie i rodzice, niezależnie od jakości działań oddolnych.
    Co robić ? Trzeba tworzyć „nowe” szkoły. Mówią o tym zwyczajni rodzice i szerogowi nauczyciele. Mówią o tym uczniowie. Mówią o tym Kłakówna, Dylak, Żylińska, Śliwerski, Dudzikowa, Czapiński, … . Słyszeliście jak Turski namawiał w TVP do buntu takiego jak zrobiła Solidarność ?
    Tak mówi się już dwadzieścia lat. Bezskutecznie. Co wy na to ? Ja protestuję ! (a protestuj se pan …)

  • avatar

    Wiesław Mariański

    9 lipca 2014 at 22:12

    Grażko droga ! Deklaruję: jestem przeciwnikiem zastąpienia jednego słusznego systemu innym słusznym systemem. Nic nie jest proste i oczywiste.
    Cieszę się, że jesteśmy w tych kwestiach zgodni.
    Uważam, że wszelkie działanie oddolne, które zmieniają edukację w kierunku „usensowienia”, są bezcenne. Tak samo, jak bezcenne były działania Kisiela, Tygodnika Powszechnego, Piwnicy Pod Baranami, Stefana Bratkowskiego, Kabaretu Starszych Panów, producentów warzyw, itp. To są i były działania bezcenne, ale nie zmieniające ciemnego obrazu sytuacji. Wszyscy byliśmy ofiarami systemu Peerelowskiego. Wszyscy jesteśmy ofiarami szkoły: nauczyciele, uczniowie i rodzice, niezależnie od jakości działań oddolnych.
    Co robić ? Trzeba tworzyć „nowe” szkoły. Mówią o tym zwyczajni rodzice i szerogowi nauczyciele. Mówią o tym uczniowie. Mówią o tym Kłakówna, Dylak, Żylińska, Śliwerski, Dudzikowa, Czapiński, … . Słyszeliście jak Turski namawiał w TVP do buntu takiego jak zrobiła Solidarność ?
    Tak mówi się już dwadzieścia lat. Bezskutecznie. Co wy na to ? Ja protestuję ! (a protestuj se pan …)

  • avatar

    Wiesław Mariański

    9 lipca 2014 at 22:12

    Grażko droga ! Deklaruję: jestem przeciwnikiem zastąpienia jednego słusznego systemu innym słusznym systemem. Nic nie jest proste i oczywiste.
    Cieszę się, że jesteśmy w tych kwestiach zgodni.
    Uważam, że wszelkie działanie oddolne, które zmieniają edukację w kierunku „usensowienia”, są bezcenne. Tak samo, jak bezcenne były działania Kisiela, Tygodnika Powszechnego, Piwnicy Pod Baranami, Stefana Bratkowskiego, Kabaretu Starszych Panów, producentów warzyw, itp. To są i były działania bezcenne, ale nie zmieniające ciemnego obrazu sytuacji. Wszyscy byliśmy ofiarami systemu Peerelowskiego. Wszyscy jesteśmy ofiarami szkoły: nauczyciele, uczniowie i rodzice, niezależnie od jakości działań oddolnych.
    Co robić ? Trzeba tworzyć „nowe” szkoły. Mówią o tym zwyczajni rodzice i szerogowi nauczyciele. Mówią o tym uczniowie. Mówią o tym Kłakówna, Dylak, Żylińska, Śliwerski, Dudzikowa, Czapiński, … . Słyszeliście jak Turski namawiał w TVP do buntu takiego jak zrobiła Solidarność ?
    Tak mówi się już dwadzieścia lat. Bezskutecznie. Co wy na to ? Ja protestuję ! (a protestuj se pan …)

  • avatar

    Wiesław Mariański

    12 lipca 2014 at 07:13

    grażka, co się kryje za postulatem „Dajmy ludziom wolność i przestrzeń prawną do autonomicznych decyzji.” ? W szczególności, co się kryje za słowem „dajmy” ?
    Takie postulaty są formułowane od 20 lat. Gdzie są szkoły, które realizowałyby te postulaty ? Dokąd pójdą dzieci z Twojego przedszkola ?
    Być może sedno problemu bezradności i bezkuteczności reformatorów tkwi w słowie „dajmy”. Może my nie dojrzeliśmy jeszcze do używania słów: wywalczmy i zdobądźmy ?
    No dobrze, weźmy się i zróbmy taką szkołę: podstawową, gimnazjalną, licealną, zawodową. Ja deklaruję swoją aktywność i wsparcie finansowe.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    12 lipca 2014 at 07:13

    grażka, co się kryje za postulatem „Dajmy ludziom wolność i przestrzeń prawną do autonomicznych decyzji.” ? W szczególności, co się kryje za słowem „dajmy” ?
    Takie postulaty są formułowane od 20 lat. Gdzie są szkoły, które realizowałyby te postulaty ? Dokąd pójdą dzieci z Twojego przedszkola ?
    Być może sedno problemu bezradności i bezkuteczności reformatorów tkwi w słowie „dajmy”. Może my nie dojrzeliśmy jeszcze do używania słów: wywalczmy i zdobądźmy ?
    No dobrze, weźmy się i zróbmy taką szkołę: podstawową, gimnazjalną, licealną, zawodową. Ja deklaruję swoją aktywność i wsparcie finansowe.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    12 lipca 2014 at 07:13

    grażka, co się kryje za postulatem „Dajmy ludziom wolność i przestrzeń prawną do autonomicznych decyzji.” ? W szczególności, co się kryje za słowem „dajmy” ?
    Takie postulaty są formułowane od 20 lat. Gdzie są szkoły, które realizowałyby te postulaty ? Dokąd pójdą dzieci z Twojego przedszkola ?
    Być może sedno problemu bezradności i bezkuteczności reformatorów tkwi w słowie „dajmy”. Może my nie dojrzeliśmy jeszcze do używania słów: wywalczmy i zdobądźmy ?
    No dobrze, weźmy się i zróbmy taką szkołę: podstawową, gimnazjalną, licealną, zawodową. Ja deklaruję swoją aktywność i wsparcie finansowe.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    13 lipca 2014 at 22:42

    Chciałbym spotykać jak najczęściej takich nauczycieli jak Agnieszka – takich, którzy zastanawiają się głośno nad tym co robią, których pracy towarzyszą refleksje i autorefleksja, którym nieobce są wątpliwości, którzy są nastawieni na dialog. Chciałbym takim nauczycielom składać gratulacje i podziękowania.
    Pamiętam wypowiedź nauczyciela: będę przygotowywać was jak najlepiej do testów, a oprócz tego postaram się abyście mieli okazję do poznawania prawdy i piękna.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    13 lipca 2014 at 22:42

    Chciałbym spotykać jak najczęściej takich nauczycieli jak Agnieszka – takich, którzy zastanawiają się głośno nad tym co robią, których pracy towarzyszą refleksje i autorefleksja, którym nieobce są wątpliwości, którzy są nastawieni na dialog. Chciałbym takim nauczycielom składać gratulacje i podziękowania.
    Pamiętam wypowiedź nauczyciela: będę przygotowywać was jak najlepiej do testów, a oprócz tego postaram się abyście mieli okazję do poznawania prawdy i piękna.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    13 lipca 2014 at 22:42

    Chciałbym spotykać jak najczęściej takich nauczycieli jak Agnieszka – takich, którzy zastanawiają się głośno nad tym co robią, których pracy towarzyszą refleksje i autorefleksja, którym nieobce są wątpliwości, którzy są nastawieni na dialog. Chciałbym takim nauczycielom składać gratulacje i podziękowania.
    Pamiętam wypowiedź nauczyciela: będę przygotowywać was jak najlepiej do testów, a oprócz tego postaram się abyście mieli okazję do poznawania prawdy i piękna.

Dodaj komentarz