O Karcie Nauczyciela 1

Odniosę się tylko do jednego pomysłu przedstawionego wczoraj przez Aleksandrę Pezdę w GW.
„Chcą [samorządowcy], żeby nauczyciele więcej pracowali i mieli krótsze wakacje”
„MEN proponuje więc, aby jeden tydzień z nauczycielskiego czasu wolnego (wakacje, ferie zimowe, okres międzyświąteczny w grudniu)pozostał do dyspozycji dyrektora  szkoły”
Prawdopodobnie  ta propozycja podyktowana jest opinią publiczną alarmującą, że nauczyciele mają za długi urlop. Ale zastanówmy się,  co nam da taka zmiana. Wydaje mi się, że zadaniem nauczyciela jest uczyć uczniów, więc co ma robić w szkole,  gdy oni są na wakacjach?  Za taką zmianą powinny iść wskazówki – jak wykorzystać nauczyciela przez ten tydzień? Zapewne zaraz dowiemy się, że dyrektor powinien wiedzieć i pożytecznie zorganizować czas nauczycielowi.
Jak na razie obowiązujące 6 tygodni urlopu różnie wygląda w różnych szkołach. Część dyrektorów wykorzystuje pozostałe dwa tygodnie lipca, czy sierpnia na –  porządki, planowanie, czy doskonalenie. Ale część pozwala gronu pedagogicznemu skończyć pracę z dniem ostatnich zajęć z uczniami i zacząć 31 sierpnia od posiedzenia rady pedagogicznej.
Sama przeżyłam wiele takich dni lipca, kiedy przychodziłam do szkoły, poszwędałam się, pogadałam z koleżankami i byłam niezadowolona, że bez powodu muszę opóźnić datę wyjazdu na wakacje.  Nauczyciele muszą widzieć sens swojej pracy, a nie tylko odsiadywać zarządzenie. Nie może być tak, że w jednej szkole nauczyciele pracują, a w innej nie wymaga się od nich pracy.  
Pewien czas temu nauczyciele dostali podwyżkę pensji i żadnych wskazań, jak mają lepiej (więcej) pracować. To był błąd, bo każdy uznał, że mu się podwyżka należy i koniec. Teraz znowu odbieramy przywilej dłuższych wakacji, ale bez informacji – PO CO?
Mam pomysły, jak można wykorzystać ten czas.
Jeden pochodzi z USA – Letnia szkoła. Przeznaczona jest dla uczniów, którzy nie zaliczyli przedmiotu. Zamiast jechać na wakacje przychodzą uczyć się do szkoły. Dzięki temu fikcja poprawek znika i jest nadzieja, że uczeń nadrobi materiał pod czujnym okiem nauczyciela. Może wtedy ograniczylibyśmy złą praktykę drugoroczności, która według badań Hattiego daje  wręcz negatywny wpływ na wyniki uczniów.
Inne mniej atrakcyjne pomysły to w tym czasie: obowiązkowe, wspólne  doskonalenia zawodowe całego zespołu nauczycielskiego lub opieka nad uczniami podczas wakacji organizowanych przez szkołę.
Jeśli chcemy coś zmieniać, to tak, aby był z tego pożytek.

13 komentarzy

  • avatar

    Marcin Zaród

    11 października 2012 at 12:11

    Szkoły letnie są praktykowane w ramach programów edukacyjnych uczelni wyższych. Uczniowie z mniejszych miejscowości przyjeżdżają do akademików w lecie (laboratoria i akademiki są wtedy wolne) i mają zajęcia popularnonaukowe (wykłady, laboratoria) na uczelni. Po południu zwiedzanie miasta etc. Zajęcia są niezobowiązujące (raczej zabawa niż stukanie testów), ale mają statystycznie mierzalny wpływ na wyniki uczniów. Turnus trwa koło siedmiu dni, na Pomorzu działa to od kilku lat.
    Na pewno nie ma sensu robić tego obowiązkowo, ale byłoby super, gdyby nauczyciele mogli sobie to wpisać do tego „tygodnia”. W ogóle fajnie byłoby zrobić taki ogólnonarodowy „tydzień ucznia nauczycieli”, przeznaczony właśnie na warsztaty, prezentację ofert studiów uzupełniających, spotkania w NGOsach etc.

  • avatar

    Danusia

    11 października 2012 at 13:30

    Ambitnie.
    Ja mam skromniejszy pomysł – letnia szkoła w miejscu zamieszkania. Praktykowałam takie wykonywane przez moich uczniów licealistów dla uczniów szkół wiejskich, nauka języka, doświadczenia z fizyki itp. Cieszyły się powodzenie, ale były dobrowolne.
    Propozycja teraz byłaby dla uczniów którzy nie dali sobie rady z programem i mają poprawkę lub grozi im powtarzanie klasy. Mieliby wtedy bezpłatne korepetycje i możliwość nadrobienia.
    Napisałam o naszej dyskusji do MEN, może ktoś się zainteresuje.
    Danusia

  • avatar

    Xawer

    11 października 2012 at 18:40

    To nie są pomysły wzajemnie wykluczające się, a przy zniesieniu Karty i poddania nauczycieli normalnemu prawu pracy z normalnym wymiarem urlopu byłoby dość kadry obsłużenia jeszcze i innych letnich zajęć, częściowo zresztą już dziś funkcjonujących:
    1. (Danusi idea) — zajęcia dla poprawkowiczów;
    2. (Marcin) Szkoły letnie, obozy naukowe, etc., organizowane czy to przez same szkoły, czy przez uczelnie albo instytucje typu „Kopernik”;
    3. Letnie duże projekty edukacyjne (dla chętnych) — w niektórych dziedzinach, choćby biologii, geografii, historii, letnie, wyjazdowe obozo-projekty naukowe sprawdzają się świetnie, w wielu krajach są praktykowane;
    4. Praktykowane w wielu szkołach prywatnych — zajęcia integracyjne i ewentualnie wyrównawcze dla pierwszaków;
    5. Też praktykowane w niektórych szkołach — nie tylko prywatnych — letnia wymiana młodzieży z uczniami partnerskiej szkoły z innego kraju — takie grupy wymagają opiekunów, prowadzących zajęcia, lektorów — wszystkie te funkcje doskonale mogą pełnić nauczyciele;
    6. (jeśli spełniłoby się nasze marzenie o likwidacji egzaminów testowych) — na nauczycieli spadnie cały proces egzaminów wstępnych i rozmów rekrutacyjnych — to też czas wakacji;

    • avatar

      Danuta Sterna

      12 października 2012 at 10:05

      Może ktoś z władz przeczyta nasze pomysły, oby!
      Ksawery
      Pomysły 1 i 6 nie generują kosztów, a 6 nawet je chyba zmniejsza, ale 2-5 potrzebują dodatkowej kasy. No może 3 – projekty dla chętnych, to też nie, ale jest onbawa, że nie będzie chętnych z powidu marnoty projektów. Wszelkie wyjazdy, wymiany wymagają kasy, a ona coraz bardziej pusta.

    • avatar

      Xawer

      12 października 2012 at 11:11

      (4) też jest bezkosztowe — odbywa się na podobnych zasadach co (1), najwyżej grosze na jakieś atrakcje towarzysko-integracyjne
      (2) jest z punktu widzenia szkoły tez bezkosztowe — uczelnie organizują takie zajęcia na własny koszt. Dla szkół z dużych miast to nic nie kosztuje, a dla innych — tyle, co koszty dojazdu i ewentualnie zakwaterowania, ale za to (podobnie jak za obozy i wyjazdy) można kazać płacić rodzicom.
      (3) masz rację obawiając się marnoty projektów… Zwłaszcza patrząc po tym, jak wyglądają obowiązkowe projekty gimnazjalne. To tez nie spodziewałbym się szerokiego zasięgu tej formy, ale może… Niektórzy nauczyciele miewają dobre pomysły (doceń — tym razem nie wybrzydzam na marnotę stanu nauczycielskiego), a nieobowiązkowość, luz czasowy i (wakacyjna) dużo mniej zobowiązująca forma mogą ułatwić uczynienie ich atrakcyjnymi.
      Doskonale wyobrażam sobie wciągające i ciekawe projekty. Biologia wydaje się tu samograjem — jest mnóstwo tematów do badania w terenie, np. staranne mapowanie występowania jakiegoś rzadkiego gatunku rośliny leśnej w okolicznych lasach i znalezienie prawidłowości z typem lasu, albo badanie zasiedlania leżących odłogiem nieużytków przez rośliny leśne. Nawet dla uczniów z Warszawy można spokojnie zorganizować takie zajęcia za cenę biletu na kolejkę podmiejską.
      Ale mogę Ci wymyślić na poczekaniu i kilka tematów z geofizyki do badań plenerowych, choćby badanie mikroklimatu w okolicy naszej miejscowości.

      • avatar

        Danuta Sterna

        12 października 2012 at 12:23

        ad 4. Jeśli poza szkołą i wyjazdowe to kasa! W szkole wymgają dużej inwencji, ale można znaleźć scenariusze zajęć. Tylko nauczyciele wybrzydzają, zę nie mają wykształcenia psychologicznego.
        ad 2. Nie wszytskie uczelnie i trzeba byłoby je zmusić do pracy w tym terminie (też mają wakacje). Też trudno o atrakcyjne zajęcia dla maluchów organizwane przez uczelnie. Poza miastami uniwersyteckimi – kasa! Zakładmy kieszeń rodziców pustą, bo już wydal na podręczniki.
        ad 3. To ważny problem. Takie zajęcia wakacyjne muszą być prowadzone inaczej niż lekcje. Ale jest sznsa, bo nie ma miecza w postaci PP.

      • avatar

        Xawer

        12 października 2012 at 12:40

        (4) się robi głównie w szkole. Jakieś wspólne wyjście może też, ale głównym sensem jest tu to samo, co w (1) — podciągnięcie pierwszaków, odstających w dół od reszty, a to są zajęcia typu klasowo-lekcyjnego, jak dla poprawkowiczów tyle, że trochę luźniejsze, bo jednak bez przymusu i miecza egzaminu poprawkowego nad głową.
        W tej klasie powinien się znaleźć jeszcze jeden punkt:
        8. (na razie w Polsce mało istotne, ale z pewnością będzie narastać) — zajęcia językowe i adoptujące kulturowo dla imigrantów. Coraz więcej imigrantów (z dziećmi) trafia do Polski spoza EU, coraz więcej ludzi przenosi się za pracą pomiędzy krajami EU, najczęściej biorąc ze sobą dzieci, więc problem dotyczy nie tylko maluchów idących do podstawówki, ale i starszych.
        (3) takie wakacyjne projekty, przy pełnej dobrowolności, powinny liczyć się w szkole: zaliczać udział w projekcie gimnazjalnym, może dawać jakieś specjalne punkty do oceny końcowej (podobnie jak konkursy przedmiotowe) itp.

  • avatar

    Danuta Sterna

    12 października 2012 at 10:11

    Jeszcze jedno
    Jacek Strzemieczny powiedział mi, że zna badania mówiące o tym, że dzieci z kieopskich środowisk cofają się w czasie wakacji. Intuicyjnie to jest jasne, bo przecież przez dwa miesiące (czasmi więcej – patrz pomysł Marcinkiewicza) błąkają się po okolicy po peegerowskiej bez celu i pożytku. Ale potwierdzam badaniami, które na tym blogowisku lubimy.
    Danusia

    • avatar

      Xawer

      12 października 2012 at 11:18

      No to dopiszmy do listy:
      7. Zajęcia kulturalno-cywilizujące w wiejskich szkołach, a choćby i po prostu opieka typu świetlicowo-boiskowego.
      Rzeczywiście — wiejskie szkoły stojące przez całe lato z zakręconymi na głucho okiennicami (a jest to dość powszechne, przynajmniej w mojej okolicy) to odcięcie tych dzieciaków od jakiegokolwiek kontaktu ze światem. Tu się dorzuca jeszcze jedno: w czasie wakacji nie jeżdżą gimbusy. Więc przez dwa miesiące taki dzieciak z najmniejszej wioski nie ruszy się ani razu, nawet do odległego o 5km miasteczka.

Dodaj komentarz