Dwie dość typowe historie

  1. W ostatnią niedzielę słuchałam audycji w Radiu Olsztyn z udziałem byłego naczelnego Gazety Olsztyńskiej – Tomasza Śrutkowskiego. Pani redaktor zapytała go, czy to prawda, że chodził do dwóch liceów w Olsztynie. Pan Tomasz przytaknął i wyjaśnił, że stało się to za sprawą nauczycielki matematyki (tu padło nazwisko), która tak go zgnębiła, że musiał zmienić szkołę. Zaczął z zapałem rozwijać historię pani profesor od matematyki, ale pani redaktor zmieniła temat. Pan Tomasz jest w słusznym wieku, a jednak ta historia sprzed lat nadal w nim żyje, pomimo że główna aktorka – nauczycielka matematyki już odeszła (o tym zdołał nas jeszcze pan Tomasz poinformować, zanim pani redaktor mu przerwała).
  2. Byłam na spotkaniu jubileuszowym szkoły, której byłam przez pewien czas dyrektorką. Spotkałam jedną z absolwentek, która zdawała maturę 14 lat temu.  Teraz jest szczęśliwą matką dwóch córek, skończyła studia i zarządza własną firmą. Wspomniała nauczycielkę matematyki: „Ta Pani to mnie nienawidziła, stale mi powtarzała, że się nie nadaję i nie zdam matury”. Ot takie wspomnienie ze szkoły, które jest żywe po 14 latach.

Mam pytanie: Czy warto był,  tak się zapisać w pamięci uczniów?
 

68 komentarzy

  • avatar

    Tomasz

    17 maja 2012 at 09:28

    Ja do listy bym jeszcze dodał nauczycielkę języka obcego, który zdawałem na maturze. Zajęcia wspominam jako ciąg upokorzeń i strachu. Języka nauczyłem się w stopniu umożliwiającym komunikację i dobre zdanie matury. Po maturze postanowiłem, że nigdy więcej go nie użyję. I tak się stało… Mimo iż dobrze znam ten język, do dzisiaj dobrowolnie go nie użyłem. Nawet podczas wizyty w kraju w którym on obowiązuje. O tej nauczycielce mogę powiedzieć, że „była surowa”.
    ****
    Czasami w głowie nauczyciela może pojawić się przekonanie, że fakt bycia surowym uczniowie docenią w przyszłości. I z łezką w oku będą wspominać, jak to pozwoliliśmy im wyjść na ludzi. A chyba nie o „bycie surowym” chodzi, a raczej o „bycie wymagającym”.
    Wymagającym, sprawiedliwym, a przede wszystkim szanującym uczniów/studentów. I o takie wspomnienia zabiegam.

  • avatar

    Tomasz

    17 maja 2012 at 09:28

    Ja do listy bym jeszcze dodał nauczycielkę języka obcego, który zdawałem na maturze. Zajęcia wspominam jako ciąg upokorzeń i strachu. Języka nauczyłem się w stopniu umożliwiającym komunikację i dobre zdanie matury. Po maturze postanowiłem, że nigdy więcej go nie użyję. I tak się stało… Mimo iż dobrze znam ten język, do dzisiaj dobrowolnie go nie użyłem. Nawet podczas wizyty w kraju w którym on obowiązuje. O tej nauczycielce mogę powiedzieć, że „była surowa”.
    ****
    Czasami w głowie nauczyciela może pojawić się przekonanie, że fakt bycia surowym uczniowie docenią w przyszłości. I z łezką w oku będą wspominać, jak to pozwoliliśmy im wyjść na ludzi. A chyba nie o „bycie surowym” chodzi, a raczej o „bycie wymagającym”.
    Wymagającym, sprawiedliwym, a przede wszystkim szanującym uczniów/studentów. I o takie wspomnienia zabiegam.

  • avatar

    mazylinska

    17 maja 2012 at 15:01

    Jedna z moich koleżanek zwykła mówić: :Ja tu nie jestem od lubienia, ja jestem od uczenia.” Inna mówi, że ona sama zasługuje na 6, a studenci nie powinni dostać nawet marnych trójek (u nas nie ma jedynek). Trzeba pamiętać, że strach i stres przeżyty na lekcjach zostaje zapisany w naszej sieci neuronalnej razem z informacjami z danego przedmiotu. Dlatego niektórzy nauczyciele potrafią skutecznie zniechęcić do swojego przedmiotu, nawet na całe życie. Tak pewnie jest w przypadku pana Tomasza. To była wyjątkowo skuteczna nauczycielka. Co zrobić, żeby tacy toksyczni ludzie przestali uczyć w szkołach?

  • avatar

    mazylinska

    17 maja 2012 at 15:01

    Jedna z moich koleżanek zwykła mówić: :Ja tu nie jestem od lubienia, ja jestem od uczenia.” Inna mówi, że ona sama zasługuje na 6, a studenci nie powinni dostać nawet marnych trójek (u nas nie ma jedynek). Trzeba pamiętać, że strach i stres przeżyty na lekcjach zostaje zapisany w naszej sieci neuronalnej razem z informacjami z danego przedmiotu. Dlatego niektórzy nauczyciele potrafią skutecznie zniechęcić do swojego przedmiotu, nawet na całe życie. Tak pewnie jest w przypadku pana Tomasza. To była wyjątkowo skuteczna nauczycielka. Co zrobić, żeby tacy toksyczni ludzie przestali uczyć w szkołach?

  • avatar

    Xawer

    17 maja 2012 at 15:31

    „Co zrobić, żeby tacy toksyczni ludzie przestali uczyć w szkołach?”
    Trzy rzeczy:
    1. rodzice powinni móc łatwo i bez kłopotu przenieść dziecko do innej szkoły tak, żeby groźba zabrania dziecka była realnym naciskiem na dyrektora szkoły, gdy przychodzą do niego ze skargą na takiego nauczyciela;
    2. finansować szkoły dokładnie w proporcji do liczby uczniów, a w szkołach publicznych ściśle egzekwować od dyrektorów mieszczenie się w budżecie;
    3. znieść Kartę Nauczyciela tak, żeby dyrektor mógł zwolnić każdego nauczyciela, jaki mu z jakichkolwiek powodów nie pasuje do jego zespołu.
    Jestem pewien, że rodzice Tomka wiedzieli o problemie o kilkadziesiąt (kilkanaście?) lat wcześniej, niż myśmy się dowiedzieli. Dlaczego nie byli w stanie wyegzekwować praw swojego dziecka?
    Wszystkim, uznającym prymat praw zbiorowości nad decyzją rodziców w sprawie ich własnych dzieci polecam zastanowienie się nad odpowiedzią.

      • avatar

        n.sz.

        20 maja 2012 at 14:29

        Doprawdy,panie Xawer?
        Miałam taką „cudną” nauczycielkę dwóch przedmiotów : biologii i „biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania”.
        1.Jako,że moja szkoła była jedyną tego typu placówką w regionie,przeniesienie byłoby niemożliwe.
        2.już automatycznie odpada
        3.Ponieważ pani profesor nie odbiegała aż tak bardzo od „średniej nauczycielskiej” w naszej szkole (która to średnia uzmysławiała nam,że ogólnie jesteśmy durne,nie jest powiedziane,że wszystkie szkołę tę skończyć musimy i,że zawsze mamy alternatywę w postaci „przy mężu” i prania pieluch)w związku z tym o zwolnieniu jej mowy być nie mogło.
        Pozdrawiam;)

        • avatar

          Xawer

          20 maja 2012 at 15:33

          (1) Właśnie o to mi chodzi: żeby ułatwić takie przenosiny, by nie był to problem techniczno-organizacyjny. Niech będą szkoły z internatami i niech te internaty będą finansowane z publicznych pieniędzy. Przypominam, że dziś koszty utrzymania CKE i scentralizowanych egzaminów są dwukrotnie większe, niż wszystkie wydatki socjalne szkół (z których internaty to tylko drobna część).
          Trudno – c’est la vie – wolność kosztuje – czasem rozłąką z rodziną i koniecznością uczenia się w innym mieście. Ale niech to nie finanse i ograniczenia organizacyjno-biurokratyczne będą barierą przed zmiana szkoły.
          (2) dlaczego odpada?
          (3) jeśli taka była większość zespołu nauczycielskiego, to tym bardziej ta szkoła powinna zostać zlikwidowana (gruntownie zreorganizowana, czyli z wyrzuceniem dyrektora, a nowy wyrzuca niemal wszystkich nauczycieli) w reakcji na odejście uczniów.
          I odejście uczniów jest znacznie lepszą, zdrowsza i miarodajną przesłanka do likwidacji szkoły i rozpędzenia jej zespołu nauczycielskiego, niż wyniki dowolnie usdoskonalanych kontroli kuratoryjno-ministerialnych.

    • avatar

      Jakakolwiek

      23 maja 2012 at 16:38

      >>> żeby dyrektor mógł zwolnić każdego nauczyciela, jaki mu z jakichkolwiek powodów nie pasuje do jego zespołu<<< "
      Nie ukrywam z "jakichkolwiek" mnie przeraziło czasem ten nauczyciel, który robi więcej i chce innych za sobą pociągnąć – też nie pasuje do zespołu, bo dyrekcja woli osoby, które się nie wychylają i starają się, aby nawet przypadkiem nie przyćmić blasku płynącego od dyrekcji.

      • avatar

        Xawer

        23 maja 2012 at 17:13

        I to jest właśnie sytuacja, w której właściciel szkoły powinien wyrzucić takiego dyrektora. Jeśli natomiast właściciel szkoły (czy działający w jego imieniu dyrektor) zainteresowany jest w doprowadzeniu swojego przedsiębiorstwa do bankructwa, to jego wola.
        Jeśli właściciel/dyrektor nie chce mieć dobrego zespołu, to żadne gwarancje i przepisy nie spowodują, że będzie go miał. A jeśli chce, to musi mieć swobodę w jego kształtowaniu.
        Niech ten kreatywny i chcący pociągnąć innych za sobą nauczyciel wyrzucony przez działającego autodestrukcyjnie dyrektora wystartuje w konkursie na dyrektorowanie tej szkoły. Albo znajdzie sobie miejsce w innej, z której właśnie wyrzucono takiego nauczyciela, jaki tu był opisany.
        Jeśli i właściciel szkoły (wójt) woli mieć synekury dla swoich sadystycznych pociotków niż sprawnie działającą szkołę, a mieszkańcy (wyborcy) to akceptują – to tego żadne przepisy nie naprawią – nie pozostaje już nic innego niż posyłać dzieci do szkoły w sąsiednim miasteczku.

  • avatar

    Xawer

    17 maja 2012 at 15:31

    „Co zrobić, żeby tacy toksyczni ludzie przestali uczyć w szkołach?”
    Trzy rzeczy:
    1. rodzice powinni móc łatwo i bez kłopotu przenieść dziecko do innej szkoły tak, żeby groźba zabrania dziecka była realnym naciskiem na dyrektora szkoły, gdy przychodzą do niego ze skargą na takiego nauczyciela;
    2. finansować szkoły dokładnie w proporcji do liczby uczniów, a w szkołach publicznych ściśle egzekwować od dyrektorów mieszczenie się w budżecie;
    3. znieść Kartę Nauczyciela tak, żeby dyrektor mógł zwolnić każdego nauczyciela, jaki mu z jakichkolwiek powodów nie pasuje do jego zespołu.
    Jestem pewien, że rodzice Tomka wiedzieli o problemie o kilkadziesiąt (kilkanaście?) lat wcześniej, niż myśmy się dowiedzieli. Dlaczego nie byli w stanie wyegzekwować praw swojego dziecka?
    Wszystkim, uznającym prymat praw zbiorowości nad decyzją rodziców w sprawie ich własnych dzieci polecam zastanowienie się nad odpowiedzią.

      • avatar

        n.sz.

        20 maja 2012 at 14:29

        Doprawdy,panie Xawer?
        Miałam taką „cudną” nauczycielkę dwóch przedmiotów : biologii i „biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania”.
        1.Jako,że moja szkoła była jedyną tego typu placówką w regionie,przeniesienie byłoby niemożliwe.
        2.już automatycznie odpada
        3.Ponieważ pani profesor nie odbiegała aż tak bardzo od „średniej nauczycielskiej” w naszej szkole (która to średnia uzmysławiała nam,że ogólnie jesteśmy durne,nie jest powiedziane,że wszystkie szkołę tę skończyć musimy i,że zawsze mamy alternatywę w postaci „przy mężu” i prania pieluch)w związku z tym o zwolnieniu jej mowy być nie mogło.
        Pozdrawiam;)

        • avatar

          Xawer

          20 maja 2012 at 15:33

          (1) Właśnie o to mi chodzi: żeby ułatwić takie przenosiny, by nie był to problem techniczno-organizacyjny. Niech będą szkoły z internatami i niech te internaty będą finansowane z publicznych pieniędzy. Przypominam, że dziś koszty utrzymania CKE i scentralizowanych egzaminów są dwukrotnie większe, niż wszystkie wydatki socjalne szkół (z których internaty to tylko drobna część).
          Trudno – c’est la vie – wolność kosztuje – czasem rozłąką z rodziną i koniecznością uczenia się w innym mieście. Ale niech to nie finanse i ograniczenia organizacyjno-biurokratyczne będą barierą przed zmiana szkoły.
          (2) dlaczego odpada?
          (3) jeśli taka była większość zespołu nauczycielskiego, to tym bardziej ta szkoła powinna zostać zlikwidowana (gruntownie zreorganizowana, czyli z wyrzuceniem dyrektora, a nowy wyrzuca niemal wszystkich nauczycieli) w reakcji na odejście uczniów.
          I odejście uczniów jest znacznie lepszą, zdrowsza i miarodajną przesłanka do likwidacji szkoły i rozpędzenia jej zespołu nauczycielskiego, niż wyniki dowolnie usdoskonalanych kontroli kuratoryjno-ministerialnych.

    • avatar

      Jakakolwiek

      23 maja 2012 at 16:38

      >>> żeby dyrektor mógł zwolnić każdego nauczyciela, jaki mu z jakichkolwiek powodów nie pasuje do jego zespołu<<< "
      Nie ukrywam z "jakichkolwiek" mnie przeraziło czasem ten nauczyciel, który robi więcej i chce innych za sobą pociągnąć – też nie pasuje do zespołu, bo dyrekcja woli osoby, które się nie wychylają i starają się, aby nawet przypadkiem nie przyćmić blasku płynącego od dyrekcji.

      • avatar

        Xawer

        23 maja 2012 at 17:13

        I to jest właśnie sytuacja, w której właściciel szkoły powinien wyrzucić takiego dyrektora. Jeśli natomiast właściciel szkoły (czy działający w jego imieniu dyrektor) zainteresowany jest w doprowadzeniu swojego przedsiębiorstwa do bankructwa, to jego wola.
        Jeśli właściciel/dyrektor nie chce mieć dobrego zespołu, to żadne gwarancje i przepisy nie spowodują, że będzie go miał. A jeśli chce, to musi mieć swobodę w jego kształtowaniu.
        Niech ten kreatywny i chcący pociągnąć innych za sobą nauczyciel wyrzucony przez działającego autodestrukcyjnie dyrektora wystartuje w konkursie na dyrektorowanie tej szkoły. Albo znajdzie sobie miejsce w innej, z której właśnie wyrzucono takiego nauczyciela, jaki tu był opisany.
        Jeśli i właściciel szkoły (wójt) woli mieć synekury dla swoich sadystycznych pociotków niż sprawnie działającą szkołę, a mieszkańcy (wyborcy) to akceptują – to tego żadne przepisy nie naprawią – nie pozostaje już nic innego niż posyłać dzieci do szkoły w sąsiednim miasteczku.

  • avatar

    Janina Huterska- Górecka

    17 maja 2012 at 22:20

    Jak sprawić, by „tacy=toksyczni” nigdy nie zdążyli być nauczycielami?
    Dlaczego, często ( mam takie doświadczenia)kojarzą nam się przykre wspomnienia z matematyką? (choć P. Tomasz pisze także o języku obcym).
    Z uporem czytam dyskusje o matematyce na tych blogach, choć nic z tego nie rozumiem. Dlaczego? Kto mi zrobił krzywdę? Czy muszę uznać,za głosem moich wcześniejszych nauczycieli, że matematyka jest „dla wybranych”? Dlaczego nie dano mi szans,by polubić, a nie „bać się”?
    Nina

  • avatar

    Janina Huterska- Górecka

    17 maja 2012 at 22:20

    Jak sprawić, by „tacy=toksyczni” nigdy nie zdążyli być nauczycielami?
    Dlaczego, często ( mam takie doświadczenia)kojarzą nam się przykre wspomnienia z matematyką? (choć P. Tomasz pisze także o języku obcym).
    Z uporem czytam dyskusje o matematyce na tych blogach, choć nic z tego nie rozumiem. Dlaczego? Kto mi zrobił krzywdę? Czy muszę uznać,za głosem moich wcześniejszych nauczycieli, że matematyka jest „dla wybranych”? Dlaczego nie dano mi szans,by polubić, a nie „bać się”?
    Nina

  • avatar

    Xawer

    17 maja 2012 at 22:32

    Nino: matematyka jest nauką ścisłą – jej twierdzenia są weryfikowalne rozumem, muszą bronić się same. W matematyce – jeszcze bardziej, niż w fizyce, a w tej i tak bardziej niż w innych „przedmiotach” trzeba ucznia PRZEKONAĆ i WYJAŚNIĆ mu, a nie PODAĆ MU WIEDZĘ do nauczenia się.
    Autorytet nauczyciela nie ma żadnego znaczenia. Jeśli więc mamy do czynienia z niekompetentnym nauczycielem, narzucającym swój formalny autorytet: efekty są jakie widzisz. Frustracje, dysonans, zupełne zniechęcenie – zwłaszcza wśród tych uczniów, którzy przed spotkaniem z tym nauczycielem myśleli i wierzyli, że matematyka jest nauką dedukcyjną.

    • avatar

      Danusia

      17 maja 2012 at 22:39

      „Autorytet nauczyciela nie ma żadnego znaczenia” – nie zgadzam się! Zależy w jakim sensie używasz tego słowa. Bo jeśli ma być to narzucony szacunek, to owszem, ale autorytet ma też pozytywne znaczenie.
      Taki autorytet można zdobyć między innymi dzięki temu, że uda nam się być pomocnym dla młodego człowieka.
      D

  • avatar

    Xawer

    17 maja 2012 at 22:32

    Nino: matematyka jest nauką ścisłą – jej twierdzenia są weryfikowalne rozumem, muszą bronić się same. W matematyce – jeszcze bardziej, niż w fizyce, a w tej i tak bardziej niż w innych „przedmiotach” trzeba ucznia PRZEKONAĆ i WYJAŚNIĆ mu, a nie PODAĆ MU WIEDZĘ do nauczenia się.
    Autorytet nauczyciela nie ma żadnego znaczenia. Jeśli więc mamy do czynienia z niekompetentnym nauczycielem, narzucającym swój formalny autorytet: efekty są jakie widzisz. Frustracje, dysonans, zupełne zniechęcenie – zwłaszcza wśród tych uczniów, którzy przed spotkaniem z tym nauczycielem myśleli i wierzyli, że matematyka jest nauką dedukcyjną.

    • avatar

      Danusia

      17 maja 2012 at 22:39

      „Autorytet nauczyciela nie ma żadnego znaczenia” – nie zgadzam się! Zależy w jakim sensie używasz tego słowa. Bo jeśli ma być to narzucony szacunek, to owszem, ale autorytet ma też pozytywne znaczenie.
      Taki autorytet można zdobyć między innymi dzięki temu, że uda nam się być pomocnym dla młodego człowieka.
      D

  • avatar

    Xawer

    17 maja 2012 at 22:50

    Nie „wiarę w rodziców”, ale „prawo rodziców”.
    Jeśli, Danusiu, kwestionujesz ich prawo do decydowania o przyszłości swoich dzieci, to spróbuj uzasadnić prawo moralne, żebyś to TY a nie ONI decydowała o ich dzieciach. Albo uzasadnij prawo moralne Mądrości Zbiorowej Społeczeństwa do decydowania w indywidualnych sprawach poszczególnych ludzi.
    Oczywiście, zgadzam się z Tobą, że wielu rodziców decyduje źle i unieszczęśliwia swoje dzieci. Mam w sobie podobną do Twojej dozę arogancji i poczucia wyższości wobec prostaków. Ale prostacy mają do bycia prostakami pełne moralne prawo!
    Spróbuj uzasadnić, dlaczego my, BIALI LUDZIE nie powinniśmy przeszkadzać żyć Indianom z amazońskiej dżungli po swojemu i cywilizować ich wbrew ich woli, ale mamy pełne prawo, a nawet obowiązek narzucać wieśniakom z Żabiej Woli, jak mają wychowywać swoje dzieci.

    • avatar

      Danusia

      17 maja 2012 at 23:18

      No tu się nie rozumiemy. Ja mam szacunek do rodziców, uważam że mają prawo do decydowania. Tylko NIE DECYDUJĄ.
      Nie chcę decydować za nich, tylko co zrobić, aby oni powiedzieli jak chcą? Nie mówią! Zgadzają się na złe traktowanie ich dzieci, są posłuszni.
      D

  • avatar

    Xawer

    17 maja 2012 at 22:50

    Nie „wiarę w rodziców”, ale „prawo rodziców”.
    Jeśli, Danusiu, kwestionujesz ich prawo do decydowania o przyszłości swoich dzieci, to spróbuj uzasadnić prawo moralne, żebyś to TY a nie ONI decydowała o ich dzieciach. Albo uzasadnij prawo moralne Mądrości Zbiorowej Społeczeństwa do decydowania w indywidualnych sprawach poszczególnych ludzi.
    Oczywiście, zgadzam się z Tobą, że wielu rodziców decyduje źle i unieszczęśliwia swoje dzieci. Mam w sobie podobną do Twojej dozę arogancji i poczucia wyższości wobec prostaków. Ale prostacy mają do bycia prostakami pełne moralne prawo!
    Spróbuj uzasadnić, dlaczego my, BIALI LUDZIE nie powinniśmy przeszkadzać żyć Indianom z amazońskiej dżungli po swojemu i cywilizować ich wbrew ich woli, ale mamy pełne prawo, a nawet obowiązek narzucać wieśniakom z Żabiej Woli, jak mają wychowywać swoje dzieci.

    • avatar

      Danusia

      17 maja 2012 at 23:18

      No tu się nie rozumiemy. Ja mam szacunek do rodziców, uważam że mają prawo do decydowania. Tylko NIE DECYDUJĄ.
      Nie chcę decydować za nich, tylko co zrobić, aby oni powiedzieli jak chcą? Nie mówią! Zgadzają się na złe traktowanie ich dzieci, są posłuszni.
      D

  • avatar

    Xawer

    17 maja 2012 at 22:53

    „autorytet” – oczywiście, chodziło mi o formalny autorytet. I, oczywiście, zasłużony i wypracowany autorytet mają znaczenie nawet w matematyce. Jeśli widzę coś, co wydaje mi się bezsensowne, ale jest sygnowane „David Hilbert” to zastanowię się sto razy i przemyślę każdy jego argument, zanim to zakwestionuję.

      • avatar

        Xawer

        18 maja 2012 at 12:31

        Ależ oczywiście! Nie tyle nazwiska, ale wcześniejszych osiągnięć. Jeśli czytałem kilka poważnych, odkrywczych i ważkich prac jakiegoś autora, to gdy widzę kolejną, która odbieram jako bzdurną, to doczytam ją do końca, zastanawiając się (co nie znaczy uznając) nad argumentacją. Taki sam tekst napisany przez kogoś bez wcześniejszych osiągnięć bym zapewne odłożył do kąta po natknięciu się na pierwsze bzdury.
        Przykładem artykuł o schizofrenicznych przeżyciach neutronu, jaki kilka dni temu polecałem Marcinowi jako ciekawostkę. Argumentacja tam użyta jest w dość oczywisty sposób nieprawdziwa i uznałbym go za nie warte czytania dzieło oszołoma, jakich pełno, nawet na posadach uniwersyteckich. Ale właśnie autorytet nazwiska (czyli wcześniejszych ważkich prac) Lva Veidmanna każą mi go przeczytać do końca i podjąć z nim dyskusję, a nawet polecić jako ciekawostkę.

  • avatar

    Xawer

    17 maja 2012 at 22:53

    „autorytet” – oczywiście, chodziło mi o formalny autorytet. I, oczywiście, zasłużony i wypracowany autorytet mają znaczenie nawet w matematyce. Jeśli widzę coś, co wydaje mi się bezsensowne, ale jest sygnowane „David Hilbert” to zastanowię się sto razy i przemyślę każdy jego argument, zanim to zakwestionuję.

      • avatar

        Xawer

        18 maja 2012 at 12:31

        Ależ oczywiście! Nie tyle nazwiska, ale wcześniejszych osiągnięć. Jeśli czytałem kilka poważnych, odkrywczych i ważkich prac jakiegoś autora, to gdy widzę kolejną, która odbieram jako bzdurną, to doczytam ją do końca, zastanawiając się (co nie znaczy uznając) nad argumentacją. Taki sam tekst napisany przez kogoś bez wcześniejszych osiągnięć bym zapewne odłożył do kąta po natknięciu się na pierwsze bzdury.
        Przykładem artykuł o schizofrenicznych przeżyciach neutronu, jaki kilka dni temu polecałem Marcinowi jako ciekawostkę. Argumentacja tam użyta jest w dość oczywisty sposób nieprawdziwa i uznałbym go za nie warte czytania dzieło oszołoma, jakich pełno, nawet na posadach uniwersyteckich. Ale właśnie autorytet nazwiska (czyli wcześniejszych ważkich prac) Lva Veidmanna każą mi go przeczytać do końca i podjąć z nim dyskusję, a nawet polecić jako ciekawostkę.

  • avatar

    Ula

    18 maja 2012 at 11:11

    Danusiu,
    bardzo dziękuję za Twój kolejny wpis.
    Nie warto, tak się wpisać w pamięć naszych uczniów. Nie warto, pozostawić po sobie złej energii. Nie warto, myśleć o sobie i swoich sądach, w tym ocenach sumarycznych, jako jedynych i słusznych. Co wobec tego warto?
    Na pewno warto pytać uczniów o ich refleksje i brać je pod rozwagę. Na pewno warto wierzyć, że moi uczniowie osiągną dużo w życiu i o tym im mówić. Na pewno warto słuchać innych i liczyć się z ich zdaniem.
    Niestety, mogę to powiedzieć ze swojego doświadczenia refleksja nad tym, co zapamiętają uczniowie, przychodzi z czasem, a jak obserwuję u niektórych nie przychodzi nigdy.
    Pozdrawiam
    Ula
    PS. Pamiętam o Ok i wos-ie:)

  • avatar

    Ula

    18 maja 2012 at 11:11

    Danusiu,
    bardzo dziękuję za Twój kolejny wpis.
    Nie warto, tak się wpisać w pamięć naszych uczniów. Nie warto, pozostawić po sobie złej energii. Nie warto, myśleć o sobie i swoich sądach, w tym ocenach sumarycznych, jako jedynych i słusznych. Co wobec tego warto?
    Na pewno warto pytać uczniów o ich refleksje i brać je pod rozwagę. Na pewno warto wierzyć, że moi uczniowie osiągną dużo w życiu i o tym im mówić. Na pewno warto słuchać innych i liczyć się z ich zdaniem.
    Niestety, mogę to powiedzieć ze swojego doświadczenia refleksja nad tym, co zapamiętają uczniowie, przychodzi z czasem, a jak obserwuję u niektórych nie przychodzi nigdy.
    Pozdrawiam
    Ula
    PS. Pamiętam o Ok i wos-ie:)

  • avatar

    Danusia

    18 maja 2012 at 11:25

    Ulo
    Moje pytanie było retoryczne – nie warto!
    Ale bardziej chodzi mi o intencje nauczycieli, które są wyjściowo dobre.
    Nauczyciel chce, aby jego uczniowie nauczyli się i to jest dobre,ale już zaraz jest presja – muszę go nauczyć. Jestem odpowiedzialny za to, czy on się nauczy, czy on zda, jak będzie jego przyszłość. I zaczyna się – nauczę go po trupach, zmuszę go, zapamięta mnie do końca życia – no i to jest źle.
    Jak tu nie zbelfreć?
    Danusia

    • avatar

      Tomek

      18 maja 2012 at 13:32

      „Nauczyciel chce, aby jego uczniowie nauczyli się”. I tu jest pies pogrzebany.
      Litania mesjanizmu nauczycielskiego
      Nauczyciel – kaganek oświaty
      Nauczyciel – krynica wiedzy
      Nauczyciel – tropiciel błędów, bzdur, głupot, idiotyzmów, sprzeczności, nielogiczności…
      Nauczyciel – kreator przyszłych pokoleń
      Nauczyciel – ostoja moralności
      Nauczyciel – strażnica tradycji
      Nauczyciel – wyrocznia nieomylna
      Nauczyciel – sędzia surowy, ale sprawiedliwy
      Nauczyciel – zbawca uczniów swoich
      Jeżeli od najmłodszych lat karmieni jesteśmy powyższą wizją nauczyciela, to stawiając pierwsze kroki w zawodzie tak właśnie o sobie myślimy. I zderzamy się z rzeczywistością, w której większa część grupy NIE CHCE wpasować się w nasz mesjanizm. Jedną z reakcji jest: „Nie chcesz – to ja Ci pokażę”.
      A jeżeli nauczyciel NIE JEST OD NAUCZANIA? Jeżeli nauczyciel jest od UCZENIA SIĘ [uczniów jego]?
      *
      Zmieniam „Podpis”, bo prowokuje on bardzo oficjalne tytułowanie.

    • avatar

      Ula

      19 maja 2012 at 22:19

      Rozumiem.
      Mamy dobre intencje i mamy presję. Ta presja – moim zdaniem – jest w nas i otoczeniu, czyli zestawieniach, porównaniach, literkach ewaluacji. Każdego roku w okresie matur z wos-u mam w głowie pytanie o czyste wiadomości i o postawy obywatelskie, których egzamin maturalny – moim zdaniem – nie bada. Jak nie zbelfrować?
      Odpowiedź już padła. A w przypadku wos-u dla mnie ważniejszy jest aktywny obywatel:)

  • avatar

    Danusia

    18 maja 2012 at 11:25

    Ulo
    Moje pytanie było retoryczne – nie warto!
    Ale bardziej chodzi mi o intencje nauczycieli, które są wyjściowo dobre.
    Nauczyciel chce, aby jego uczniowie nauczyli się i to jest dobre,ale już zaraz jest presja – muszę go nauczyć. Jestem odpowiedzialny za to, czy on się nauczy, czy on zda, jak będzie jego przyszłość. I zaczyna się – nauczę go po trupach, zmuszę go, zapamięta mnie do końca życia – no i to jest źle.
    Jak tu nie zbelfreć?
    Danusia

    • avatar

      Tomek

      18 maja 2012 at 13:32

      „Nauczyciel chce, aby jego uczniowie nauczyli się”. I tu jest pies pogrzebany.
      Litania mesjanizmu nauczycielskiego
      Nauczyciel – kaganek oświaty
      Nauczyciel – krynica wiedzy
      Nauczyciel – tropiciel błędów, bzdur, głupot, idiotyzmów, sprzeczności, nielogiczności…
      Nauczyciel – kreator przyszłych pokoleń
      Nauczyciel – ostoja moralności
      Nauczyciel – strażnica tradycji
      Nauczyciel – wyrocznia nieomylna
      Nauczyciel – sędzia surowy, ale sprawiedliwy
      Nauczyciel – zbawca uczniów swoich
      Jeżeli od najmłodszych lat karmieni jesteśmy powyższą wizją nauczyciela, to stawiając pierwsze kroki w zawodzie tak właśnie o sobie myślimy. I zderzamy się z rzeczywistością, w której większa część grupy NIE CHCE wpasować się w nasz mesjanizm. Jedną z reakcji jest: „Nie chcesz – to ja Ci pokażę”.
      A jeżeli nauczyciel NIE JEST OD NAUCZANIA? Jeżeli nauczyciel jest od UCZENIA SIĘ [uczniów jego]?
      *
      Zmieniam „Podpis”, bo prowokuje on bardzo oficjalne tytułowanie.

    • avatar

      Ula

      19 maja 2012 at 22:19

      Rozumiem.
      Mamy dobre intencje i mamy presję. Ta presja – moim zdaniem – jest w nas i otoczeniu, czyli zestawieniach, porównaniach, literkach ewaluacji. Każdego roku w okresie matur z wos-u mam w głowie pytanie o czyste wiadomości i o postawy obywatelskie, których egzamin maturalny – moim zdaniem – nie bada. Jak nie zbelfrować?
      Odpowiedź już padła. A w przypadku wos-u dla mnie ważniejszy jest aktywny obywatel:)

  • avatar

    Xawer

    20 maja 2012 at 21:05

    Masz pełną rację: ta dyskusja zeszła w dygresyjne maliny.
    Zgubił się pierwotny temat:
    Jak spowodować, żeby nauczyciele nie wyrządzali uczniom takiej krzywdy, jak opisana w poście Danusi.
    I tu wydaje się, że system szkolny, z jakim mamy do czynienia, jest zupełnie niezdolny do poradzenia sobie z tym problemem. Wprost przeciwnie, tacy nauczyciele są kwintesencją tego systemu szkolnego i na nich ten system się opiera.
    Jak (słusznie!) zauważa Danusia – nawet rodzice sobie z tym nie potrafią poradzić, i gdy są z tym systemem skonfrontowani to oddają pole.

  • avatar

    Xawer

    20 maja 2012 at 21:05

    Masz pełną rację: ta dyskusja zeszła w dygresyjne maliny.
    Zgubił się pierwotny temat:
    Jak spowodować, żeby nauczyciele nie wyrządzali uczniom takiej krzywdy, jak opisana w poście Danusi.
    I tu wydaje się, że system szkolny, z jakim mamy do czynienia, jest zupełnie niezdolny do poradzenia sobie z tym problemem. Wprost przeciwnie, tacy nauczyciele są kwintesencją tego systemu szkolnego i na nich ten system się opiera.
    Jak (słusznie!) zauważa Danusia – nawet rodzice sobie z tym nie potrafią poradzić, i gdy są z tym systemem skonfrontowani to oddają pole.

  • avatar

    Danusia

    20 maja 2012 at 22:26

    Ja bym, gdyby to było możliwe , to każdemu nauczycielowi zafundowałabym pewne doświadczenie. Spotkanie Jasia po 10 latach, gdy opuści szkołę i porozmawianie z nim.
    I dwie refleksje:
    1. Jaś jest szanowanym obywatelem, ojcem rodziny, ważnym pracownikiem od którego pracy i mądrości zależy teraz jakość życia byłego nauczyciela.
    2. Jaś pamięta nauczycielowi, że był dla niego człowiekiem i ma za złe, że go źle traktował w drodze do wiedzy.
    Korczak to wiedział, może tylko wystarczy kierować się jego myślą?
    Danusia

  • avatar

    Danusia

    20 maja 2012 at 22:26

    Ja bym, gdyby to było możliwe , to każdemu nauczycielowi zafundowałabym pewne doświadczenie. Spotkanie Jasia po 10 latach, gdy opuści szkołę i porozmawianie z nim.
    I dwie refleksje:
    1. Jaś jest szanowanym obywatelem, ojcem rodziny, ważnym pracownikiem od którego pracy i mądrości zależy teraz jakość życia byłego nauczyciela.
    2. Jaś pamięta nauczycielowi, że był dla niego człowiekiem i ma za złe, że go źle traktował w drodze do wiedzy.
    Korczak to wiedział, może tylko wystarczy kierować się jego myślą?
    Danusia

  • avatar

    Wiesław Mariański

    23 maja 2012 at 22:16

    Ksawery, rewelacyjnie to ująłeś – pytanie i sentencję wyroku. Dorzucam dwa pytania: „dlaczego tak bywa ?” i „co zrobić ?” Swoje odpowiedzi postaram się przedstawić „u siebie”. Tytuł roboczy: „Nienawidzę szkoły. Kocham szkołę.”.
    Danusiu, też tak myślę. Ranking szkół „po absolwentach”.
    Dlaczego w Polsce nie ma żadnej szkoły korczakowskiej (a jest ?), są tylko imienia Korczaka ?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    23 maja 2012 at 22:16

    Ksawery, rewelacyjnie to ująłeś – pytanie i sentencję wyroku. Dorzucam dwa pytania: „dlaczego tak bywa ?” i „co zrobić ?” Swoje odpowiedzi postaram się przedstawić „u siebie”. Tytuł roboczy: „Nienawidzę szkoły. Kocham szkołę.”.
    Danusiu, też tak myślę. Ranking szkół „po absolwentach”.
    Dlaczego w Polsce nie ma żadnej szkoły korczakowskiej (a jest ?), są tylko imienia Korczaka ?

Dodaj komentarz