Otwarte drzwi klas

Kto ma otworzyć drzwi klas, dlaczego w ogóle mamy je otwierać i po co?
Dużo mówi się ostatnio o profesjonalizacji zawodu nauczycielskiego. Przestajemy traktować pracę nauczyciela jako działanie samotnego indywidualisty, choć jest ona bardzo twórcza. Znajdujemy więcej analogii z zawodem medycznym, szczególnie z pracą lekarzy w szpitalu, gdzie grupa medyków robi codziennie obchód, omawiając każdy przypadek oraz ucząc się od siebie nawzajem i wspólnie podejmując decyzje. Widać tu duże podobieństwo do pracy zespołu nauczycieli. Studia przygotowujące do pracy lekarza czy nauczyciela nie wyposażają przyszłego profesjonalisty w wiedzę dotyczącą wszystkich przypadków, z którymi się zetknie. Konieczne są konsultacje, korzystanie z dobrych przykładów, dyskusje w gronie specjalistów.

Celem artysty jest stworzenie, zwykle samotnie, dzieła, które zachwyci świat. Nauczyciele też tworzą dzieło – żywe dzieło – UCZNIA, może nie od początku do końca, ale mają duży wpływ na to, jakim jest i będzie człowiekiem. Jednego ucznia uczy wielu nauczycieli i pracując razem mogą ułatwić sobie realizację tego dzieła. Korzystając wzajemnie z tego, co inni nauczyciele już wypróbowali i co im się udało, a unikając ich niepowodzeń, można lepiej wykonywać swój zawód.
Mówi się, że nauczyciel jest samotny. Zamyka drzwi klasy i sam prowadzi lekcję, którą sam musiał wcześniej zaplanować. Namacalnym śladem jego pracy jest jedynie enigmatyczny wpis w dzienniku.
A przecież nauczyciel codziennie ma kilka występów teatralnych – czyli kilka lekcji. Jest zarówno reżyserem każdej lekcji, jak i jej głównym aktorem. Odpowiada też za widownię. Po zakończeniu dnia często nie ma z kim podzielić się swoimi doświadczeniami, nie ma oklasków ani docenienia.
Dlaczego nauczyciele strzegą prawa do prywatności swojej lekcji, dlaczego zamykają drzwi?
Myślę, że zgodzimy się z przyczyną – obawiają się oceny. Zostali nauczeni, że każda wizytacja kończy się właśnie krytyczną oceną. Nie chcą się na nią narażać.
Dotykamy tu paradoksu, polegającego na tym, że nauczyciele uważają, że nauczanie jest nierozerwalnie związane z ocenianiem i wytykaniem błędów uczniowi, a sami, w stosunku do siebie, nie życzą sobie krytykowania i oceniania. Dlaczego tak chętnie oceniamy naszych uczniów, a nie chcemy, aby nas oceniano? Dla mnie sprawa jest jasna. Nie uważam, że krytyka pomaga się uczyć. Ale może jestem w tym poglądzie bardzo radykalna. Jednocześnie mam pewność, że uczący się powinien dostawać regularnie informację, co mu się już udało, a co jeszcze nie i nad czym powinien dalej pracować. Taka życzliwa ocena kształtująca pomaga w nauce. Może też pomóc nauczycielowi w doskonaleniu jego pracy.
Niestety życie przyzwyczaiło nas do innej oceny, jaka łączy się z wizytacją. Celem wizytacji lekcji nie jest pomoc nauczycielowi w lepszym jej prowadzeniu, ale przede wszystkim wykazanie mu, co robi źle i co ma poprawić. Jeśli uda nam się to zmienić, jeśli rozmowa po wizytacji będzie wspólną dyskusją kształtującą (uwaga – ocenianie kształtujące), to jest nadzieja, że strach zniknie i otwarte drzwi staną się szansą, a nie obawą.
Wróćmy do naszych drzwi.
W niektórych szkołach pojawiają się drzwi klas przeszklone w połowie. Jest to pewien krok w procesie ich otwierania. Takie drzwi mówią: „Możesz zajrzeć, nie mam nic do ukrycia”. Następny krok to uczynienie nauczania nie indywidualną sprawą nauczyciela, a wspólną sprawą całej szkoły. Takie nauczanie podlega dyskusji, wymianie doświadczeń, opinii i wymaga właśnie otwarcia drzwi klas.
Profesor Jan Potworowski opowiadał nam o szkołach w Anglii, w których cztery klasy mają w środku wspólną salę. Nauczyciele trzymają w niej wspólne pomoce naukowe i w czasie lekcji spotykają się na chwilę, aby coś omówić czy pomóc sobie wzajemnie. Nauczyciele pracują wspólnie, razem planują lekcje, razem przygotowują pomoce i omawiają, co się wydarzyło. To przykład godny pozazdroszczenia.
Zastanówmy się, po co mamy otworzyć drzwi i jak to zrobić?
Możemy otworzyć drzwi, aby zaprosić na swoje lekcje innych nauczycieli, aby mogli skorzystać z naszej dobrej praktyki lubi doradzić , aby nauczanie było jeszcze lepsze. Jest to znana w polskiej szkole praktyka – lekcji otwartych. Cenna sprawa.
Możemy prowadzić OK – obserwacje. Umawiać się z innym nauczycielem na wizytę podczas lekcji w celu obserwacji ustalonego zagadnienia. Jest to praktyka nie do przecenienia, gdyż daje nam drugą parę oczu, jakby podwójne widzenie.
Możemy umawiać się z innym nauczycielem na wspólne prowadzenie lekcji. Taka praktyka jest „kosztowna”, bo musimy poświęcić dodatkowy czas na wspólne planowanie i przeprowadzenie zajęć.  Mamy z tego jednak dużą korzyść w postaci uczenia się od siebie wzajemnie w działaniu. Zachęcam do spróbowania.
Jest jeszcze jedna możliwość – bardzo promowana w USA przez konsorcjum wyższych uczelni – spacer edukacyjny. Polega on na tym, że grupa nauczycieli z dyrektorem lub bez (a czasami też sam dyrektor) odwiedza, chodząc po szkole, wszystkie lekcje i obserwuje wcześniej ustalone zagadnienia, poszukuje schematów, wzorców, które stosują nauczyciele. Po zakończeniu spaceru uczestnicy sporządzają raport z wnioskami, który jest przedstawiany całej radzie pedagogicznej.
Co nauczyciel może zyskać dzięki otwartym drzwiom klasy?

  • Poznanie dobrych praktyk innych nauczycieli.
  • Wykorzystywanie dobrych pomysłów innych.
  • Pogłębienie refleksji na temat nauczania.
  • Doskonalenie warsztatu pracy.
  • Świadomość tego, nad czym powinienem pracować.
  • Uzyskanie wskazówek, jak lepiej nauczać.
  • Pozyskanie informacji, jak i kiedy jego uczniowie się uczą.
  • Opracowanie wspólnych zasad nauczania w szkole.
  • Wsparcie dla nauczyciela w rozwiązywaniu jego problemów

 
Wobec tylu zysków nie pozostaje nam nic innego, jak OTWORZYĆ DRZWI KLAS.
Zakończmy cytatem z mistrza zawodu nauczycielskiego:
Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dzieciom poczniesz wykreślać zakres ich praw i obowiązków . Ze wszystkich sam jesteś dzieckiem, które musisz poznać, wychować i wykształcić przede wszystkim.

Janusz Korczak, Jak kochać dziecko?

55 komentarzy

  • avatar

    Xawer

    26 marca 2012 at 23:19

    Szybka w drzwiach nie oznacza „Możesz zajrzeć, nie mam nic do ukrycia” w ustach nauczyciela.
    Oznacza: „Mam prawo szpiegować, podglądać i kontrolować każdego nauczyciela i każdego ucznia – Dyrektor.” Pamiętajcie też o kamerach monitoringu na korytarzu! Byście byli ich w pełni świadomi, każda ma jasno mrugającą diodę.
    Tak długo jak jedyni nauczyciele, których cenimy, to ci wyłamujący się z systemu, tak długo, jak jedyne szkoły, jakie szanujemy, to funkcjonujące poza państwowym systemem, albo jeśli w jego ramach, to na marginesie, tak długo, jak władze szkolne usiłują „standaryzować” nauczanie – tak długo zaglądanie nauczycielom w ich lekcje przez szybkę albo z ostatniej ławki będzie utrudniać pracę tym nielicznym, którzy robią to sensownie WBREW SYSTEMOWI.

  • avatar

    Podręczniki

    27 marca 2012 at 13:14

    Nie wypada mi się z Panem nie zgodzić:
    „Tak długo jak jedyni nauczyciele, których cenimy, to ci wyłamujący się z systemu, tak długo, jak jedyne szkoły, jakie szanujemy, to funkcjonujące poza państwowym systemem,”
    Święte słowa , cieszy fakt, że również nauczyciele to zauważają !

  • avatar

    W. Szwajkowski

    27 marca 2012 at 20:46

    Ja jako nauczyciel prawdopodobnie nie byłbym zachwycony, gdyby ktoś mnie podglądał od przypadku do przypadku przez szybkę lub siedział w ostatniej ławce. Ale byłem w Stanach w szkole, w której każda klasa miała ogromne okno na korytarz i tam jakoś to działa.
    Z drugiej strony – gdybym tylko miał taką możliwość – chciałbym, żeby wszystkie moje lekcje były nagrywane. Jedna kamera na mnie, druga na klasę. Jako urzędnik państwowy pełniący funkcję publiczną i biorący za to pieniądze nawet wołałbym, żeby zarówno moja praca, jak i zachowanie uczniów w czasie lekcji było zarejestrowane i archiwizowane. Nie widzę tu powodów do domagania się jakiejś formy prywatności, czy poufności ani ze strony nauczyciela, ani uczniów. Klasa to miejsce publiczne. Wypowiadane słowa czy oceny mają charakter wystąpienia publicznego.
    Jeżeli dyrektor, czy kolega nauczyciel chciałby później zobaczyć taką lekcję i o niej podyskutować z jakiegokolwiek powodu – proszę bardzo. Dyskutowalibyśmy wtedy o tym co i jak na niej faktycznie robiłem i co się faktycznie działo, a nie o tym, co ktoś z niej zapamiętał lub o innych mniej lub bardziej zatartych, czyichś wrażeniach. Ciekawe ilu nauczycieli podzieliłoby mój pogląd?

  • avatar

    W. Szwajkowski

    28 marca 2012 at 11:52

    Jako nauczyciel też pewnie nie byłbym zadowolony, gdyby ktoś mnie okazjonalnie podglądał przez szybkę lub siedział w ostatniej ławce. Ale widziałem w USA szkołę, gdzie każda klasa miała duże przeszklone okno na korytarz i tam to jakoś działa.
    Za to nie miałbym nic przeciwko temu, a nawet chciałbym, żeby każda moja lekcja była rejestrowana i to dwoma kamerami: jedną skierowaną na mnie, a drugą na klasę, tak żeby był pełen zapis wszystkiego, co się w klasie działo. Uważam, że klasa w czasie lekcji to miejsce publiczne, w którym pracuje nauczyciel, urzędnik państwowy, wykonujący funkcję publiczną za pieniądze podatników. Wypowiadanie uwagi czy opinie, zarówno przez nauczyciela, jak i przez uczniów mają więc charakter wystąpienia publicznego, chociaż chyba nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Nie widzę tu żadnego powodu do domagania się jakiejś formy prywatności ani dla siebie, ani ze strony uczniów.
    Gdyby dyrektor szkoły, kolega nauczyciel lub rodzic chciał z jakiegoś powodu porozmawiać o konkretnej lekcji – proszę bardzo. Odtwarzamy nagranie i rozmawiamy. Wtedy rozmowa toczyłaby się wokół tego co było, a nie tego co ktoś z lekcji zapamiętał, zanotował lub jakie wrażenia odniósł, co byłoby niemożliwe do weryfikacji bez nagrania. Ciekawe ilu nauczycieli podzieliłoby mój pogląd?
    Nie wyobrażam sobie, żeby kamera mogła krępować lub przeszkadzać dobrze przygotowanemu nauczycielowi, ale czyjaś fizyczna obecność, już może. Obecność wiąże się bowiem z reagowaniem obserwatora, uświadomionym lub nie oraz z uświadomioną lub nie obserwacją tych reakcji przez nauczyciela, co zmienia psychologiczny kontekst lekcji.

    • avatar

      dsterna

      29 marca 2012 at 16:40

      Ja czegoś nie rozumiem, dlaczego wstydzimy się pokazać swój warsztat pracy?
      Czyżbyśmy coś złego robili?
      Lekcja to nie jest spowiedź święta, a sala lekcji to nie konfesjonał.
      Ja jestem na początku za umawianiem się z osobą co do której mamy zaufanie, że po nas niesłusznie nie przejedzie.
      Jeśli chodzi o film, to świetna sprawa. Najlepiej przez 2 kamery, bo wtedy widać reakcje uczniów i interakcje z nauczycielem.
      Poznałam namerykańską nauczycielkę, która uczy w amerykańskiej szkole w Polsce, i wysyła swoje nagrane lekcje do coachów w USA.
      Dzięki temu cały czas poprawia swój warsztat pracy.
      Ja kupuję sobie kamerę i zaczynam.
      D

      • avatar

        W. Szwajkowski

        29 marca 2012 at 22:11

        Oczywiście, że lekcja, to nie spowiedź i nie ma niczego złego w ujawnianiu warsztatu pracy. Chodziło mi wyłącznie o taką sytuację, w której osoba wizytująca lekcję ujawnia swoje reakcje, (a trudno to wykluczyć) czym wpływa zarówna na nauczyciela, jak i na uczniów. Byłem świadkiem wielu takich sytuacji, gdy osoby hospitujące wymieniały np. w czasie lekcji szeptem swoje uwagi, czym kompletne deprymowały młodego nauczyciela i rozpraszały uczniów.

  • avatar

    ewa

    28 marca 2012 at 21:07

    Hmm… Nie wierzę w szybki i okienka w drzwiach, Danusiu. Niewiele można zobaczyc i zrozumieć z lekcji zerkając przez takie okienko. Natomiast otwarte drzwi – jak najbardziej podobaja mi się. Nauczyciele zwykle nie maja nic do ukrycia, więc zapraszaja na swoje lekcje, dzielą się doświadczeniem, omawiaja przypadki – przynajmniej tak jest w niektórych szkołach, może wielu. Pokoje nauczycielskie coraz rzadziej są miejscami, gdzie nauczyciele odpoczywają i gadają o przysłowiowej pupie Maryni – dyskutuja o uczniach, tworzą plany, współpracują, dzielą się pomysłami i problemami. Wypracowują rozwiązania. W mojej szkole czasami drzwi pokoju nauczycielskiego zamykamy, bo uczniowie wchodza takm jak do siebie, a nie o wszystkim powinni wiedzieć, zwłaszcza niektóre wrażliwe dane o ih kolegach powinny pozostać wiedzą nielicznych. I to jest najważniejsze – ta wymiana i współpraca. Spacer obserwacyjny jest organizacyjnie dość trudny do zrealizowania, zwykle nikt nie siedzi bezczynnie – nauczyciele maja swoje lekcje, ale próbujemy. W odczuciu mojego grona – najciekawszą formą doskonalenia jest nagrywanie lekcji i ich analizowanie. Najpierw samodzielni, potem – z innymi. Tak że kamera – zdecydowanie tak, monitoring – zdecydowanie nie, przeszklone drzwi fifty fifty niekoniecznie. Podstawa – to współpraca i chęć doskonalenia warsztatu.

    • avatar

      dsterna

      29 marca 2012 at 16:44

      Dziękuję Ewo, jesteś realnym dowodem, że można korzystać z wzajemnie obserwowanych lekcji. Zgadzam się, że przez małą szybkę mało można zobaczyć, ale znam szkołę w której jest specjalna sala z lustrem weneckim. I od razu powiem, że nauczyciele nie bronią się prowadzeniem w niej lekcji.
      Tylko ważny jest powód – ta obserwacja ma służyć obserwowanemu, a nie innej sprawie.
      D

  • avatar

    Xawer

    28 marca 2012 at 22:01

    Witold: „Ale widziałem w USA szkołę, gdzie każda klasa miała duże przeszklone okno na korytarz i tam to jakoś działa.”
    Amerykanie, w przeciwieństwie do Europejczyków (którzy czytali Orwella), a zwłaszcza tych Europejczyków, którzy pamiętają, że w roku 1984 panował Andropow a w Polsce stan wojenny, mają niespodziewanie dużą tolerancję wobec szybek podglądających, lypaczy, łypantów, podsłuchów, zdejmowania butów na lotnisku i innych demonstracji nieufności wobec każdego. W USA taka szybka czasem rzeczywiście jest powiedzeniem „nie mam nic do ukrycia”. W Polsce taka szybka nazywa się „judasz” i służy wyłącznie klawiszom, by to więźniowi nawet przez moment przez myśl nie przebiegło, że mógłby mieć coś prywatnego.
    Rejestracja lekcji kamerami byłaby przekształceniem jej w Big Brother: w zależności od aktualnych nastrojów społecznych albo w Big Brothera orwellowskiego, albo w Big Brothera z TVN. Niech Giertych wróci na ministerialne stanowisko i przeglądnie te taśmy… Czy na pewno nie rzuciłeś na żadnej z lekcji uwagą, która podpada pod „obrazę uczuć religijnych”? A może Twoje uwagi, że Maria Curie pracowała we Francji i publikowała po francusku są nie dość patriotyczne i nie wypełniasz linii szkoły ucząc fizyki?
    Może wreszcie powiemy to jasno i przyjmiemy to do wiadomości:
    Każda praca twórcza (a taką powinno być nauczanie w szkole) może być rozliczana wyłącznie z efektów, a nie poprzez kontrolowanie metod i wymuszanie procedur. Kucharzowi nie zagląda się w garnek. Można najwyżej stwierdzić, że zupa jest niesmaczna. Ale żadna kamera nad garnkiem w restauracji nie spowoduje, że zupa będzie smaczniejsza.
    Chyba, Witoldzie, że chcesz te kamery wprowadzić jako odstraszacz wobec szkół państwowych, motywujący rodziców, by posłali dzieci do prywatnych, gdzie tych kamer nie będzie, a relacja uczeń-nauczyciel będzie mogła podlegać ochronie prywatności. Jeśli tak, to w pełni Cię popieram, niech jak najwięcej ludzi zrozumie, że publiczna szkołą to więzienie, gdzie odbywa się doczesną karę 12 lat ograniczenia wolności należną za grzech pierworodny!!!
    Ewa: „Nauczyciele zwykle nie maja nic do ukrycia, więc zapraszaja na swoje lekcje”
    Ależ oczywiście, niech zapraszają. Ja też Cię zapraszam (jeśli uczniowie się zgodzą). Ale jest subtelna różnica pomiędzy „zapraszam Ewę by obejrzała moją lekcję” a „każdy może bez pukania i pytania wejść i się gapić, a ja nie mogę zamknąć drzwi od wewnątrz”.

    • avatar

      W. Szwajkowski

      29 marca 2012 at 15:59

      Xawery,
      czy ja napisałem, że chcę te kamery wprowadzać lub tworzyć jakieś państwo? Napisałem wyraźnie, że JA nie miałbym nic przeciwko temu, żeby MOJE lekcje były nagrywane. Mam prawo mieć takie zdanie? Nie wyobrażam sobie, żebym jako nauczyciel mógł wypowiadać na lekcji jakiekolwiek uwagi, których później obawiałbym się powtórzyć publicznie w innym miejscu, pod którymi nie chciałbym się podpisać lub których miałbym się wyprzeć. Jeżeli jakiś nauczyciel tak robi, „puszczając oko” do uczniów, to w moim przekonaniu stwarza w ten sposób wzorzec nieuprawnionego porozumienia z uczniami ponad obowiązującymi go zasadami. Próbuje budować pseudosolidarność z uczniami (przeciwko komu?), na zasadzie „niech to zostanie miedzy nami”, nie pytając często, czy aby na pewno wszyscy uczniowie życzą sobie być wciągani w tego typu układy. Uważam, że wychowanie w tym duchu prowadzi do wielu patologii życia społecznego, ale nie jest to miejsce na rozwijanie tego wątku.
      Pracowałem w szkole jako nauczyciel osiem lat. Początkowe lata były jeszcze w czasie stanu wojennego. Nie obawiałem się wypowiadać na lekcji swoich poglądów na sprawy polityczne, jeżeli byłem o to przez uczniów pytany, a czasem z własnej inicjatywy. Nigdy jednak nie stawiałem ich w sytuacji „niech to zostanie między nami”. Wręcz przeciwnie zaznaczałem, że identycznie odpowiedziałbym dyrektorowi szkoły, czy komukolwiek. Mam jeszcze kopie swoich listów do władz oświatowych z tamtych czasów, w których ujawniałem swoje poglądy na różne sprawy dochodząc różnych rzeczy. A teraz miałbym się obawiać kogoś w rodzaju Giertycha, kto będzie chciał obejrzeć moją lekcję sprzed kilku lat i doszukiwać tam się czegoś w wypowiedziach? Ja bardziej obawiam się tego, że demokratyczna władza kontroluje wszystko, co piszę obecnie w mailach i że podsłuchuje moje rozmowy telefoniczne, bo myślę, że jest do tego zdolna.
      Kilka lat temu jako rodzić przeżyłem sytuację, w której nauczyciel zachował się skandalicznie na lekcji wobec uczniów, którzy niczego złego nie zrobili. Lekcja była nagrywana na kilka dyktafonów, które stały na stole tego nauczyciela, za jego zgodą. Efektem tej lekcji była nagonka środowiska szkolnego na mojego syna, za wiedzą i przyzwoleniem dyrektora. Dyrektor z kuratorium, do którego poszliśmy z synem po radę, doradził nam, żeby złożyć pisemną skargę i zacytować w niej to, co powiedział nauczyciel na lekcji, opierając się na nagraniach. Efekt skargi był taki, że nauczyciel, zwracając się do uczniów, nazwał na lekcji skargę donosem, a powołanie się na legalne dokonane nagranie porównał do metod NKWD. Między innymi za to zachowanie nauczyciela sąd zasądził na rzecz syna zadośćuczynienie, ale ani nauczycielom ani dyrektorowi za kilkumiesięczne szykanowanie i poniżanie ucznia, zakończone jego załamaniem psychicznym i koniecznością zmianą szkoły, włos z głowy nie spadł. Są ochraniani prze wszystkie szczeble administracji, od kuratora, poprzez wojewodę, aż do dyrektorów departamentu w ministerstwach, a nawet urzędników kancelarii premiera. Służę szczegółami i korespondencją. Jest właśnie badana przez Instytut Badań Edukacyjnych jako case study reakcji władz oświatowych na skargi obywatela.
      Naprawdę, nie trzeba nagrywać lekcji, żeby żyć w państwie opisanym przez Orwella. Od trzech lat walczę z administracją naszego państwa o to, żeby winni ponieśli jakiekolwiek konsekwencje, bo nie poniesienie żadnych konsekwencji stworzy fatalny wzorzec reakcji władz na ewidentne (potwierdzone prawomocnym wyrokiem)łamanie prawa dla setek uczniów, teraz w większości studentów prawa i ekonomii, którzy byli bezpośrednimi lub pośrednimi świadkami sprawy. Dzięki wykonanej pracy dowiedziałem się wielu rzeczy, których nie byłem świadomy, na temat mechanizmów i praktyk funkcjonowania naszego państwa prawa, które nie są dostępne przeciętnemu obywatelowi, a przy których nawet obowiązkowe nagrywanie lekcji to byłby „mały pikuś”. Bez wchodzenia w szczegóły sprawa zakończy się niedługo tak, że albo prokuratura z urzędu albo ja, jako oskarżyciel prywatny, skieruję do sądu akt oskarżenia przeciwko wysokiemu urzędnikowi państwowemu o przekroczenie uprawnień i ochranianie osób naruszających prawo. Zapewniam Cię, że z tej perspektywy i wobec zebranych przeze mnie doświadczeń, świadomość, że władza mogłaby wykorzystać przeciwko mnie nagrania moich lekcji, raczej nie spędzałaby mi snu z powiek.

      • avatar

        dsterna

        29 marca 2012 at 16:56

        Witoldzie
        Ja czym jestem starsza tym więcej mam chęci i odwagi walczyć o swoje. Udało mi się już klika sprawa załatwić (nie tak poważnych jak Twoje). I często to jest – noga w drzwi, które nieprawnie się przede mną zamykają.
        Ja to nazywam niepokornością.
        Danusia

        • avatar

          W. Szwajkowski

          29 marca 2012 at 22:01

          Danuto,
          gdyba tak każdy chociaż raz w życiu włożył nogę w jakieś drzwi, podjął ryzyko i konsekwentnie upomniał się o jakąś słuszną sprawę, a nie kalkulował, czy mu się to w danej chwili opłaca, to żylibyśmy w innej rzeczywistości. Pewnie mielibyśmy też zupełnie inne tematy na naszych blogach.
          Witek

    • avatar

      dsterna

      29 marca 2012 at 16:48

      „Kucharzowi nie zagląda się w garnek. Można najwyżej stwierdzić, że zupa jest niesmaczna”
      NIE – ja jestem za doradzaniem kucharzowi w czasie gotowania.
      Przeleciałeś z tymi efektami, sam wiesz, że jest to bardzo trudne, czy chcesz wrócić do tematu testów sprawdzających efekty?
      Danusia

  • avatar

    Xawer

    29 marca 2012 at 00:14

    No to, by skonkretyzować moje obiekcje:
    czy to dobrze, żeby katecheta siedział w ostatniej ławce i przyglądał się lekcji biologii o ewolucji gatunków (albo lekcji wychowania seksualnego) ?
    czy to dobrze, żeby te lekcje były nagrane i mógł je potem przejrzeć ten katecheta, skopiować fragment nagrań i wysłać do Telewizji Trwam?
    czy to dobrze, żeby katecheta zaglądał przez szybkę w drzwiach i podsłuchiwał, gdy lekcję prowadzi ktoś z Pontonu (naciągając kondomy na marchewki) a uczennice dyskutują o wyższości marchewek nad bananami lub odwrotnie?
    czy to dobrze, żeby metodyk zaglądał na lekcję, prowadzoną zupełnie przeciwnie do jego zaleceń, przez nauczyciela odnoszącego sukcesy (lubianego, ma olimpijczyków, jego uczniowie zdają egzaminy, etc)

  • avatar

    Xawer

    29 marca 2012 at 12:29

    Jeszcze jedno uzupełnienie…
    „Za to nie miałbym nic przeciwko temu, a nawet chciałbym, żeby każda moja lekcja była rejestrowana i to dwoma kamerami: jedną skierowaną na mnie, a drugą na klasę, tak żeby był pełen zapis wszystkiego, co się w klasie działo.”
    Stworzyłeś właśnie państwo, w którym każdy obywatel wchodzi w dorosłe życie nie tylko z maturą, ale ze świadomością, że państwo dysponuje kolekcją nagrań każdego słowa i gestu, jakie przez kilka godzin dziennie wypowiadał przez ostatnie 12 lat.
    Słyszę chichot wydobywający się z grobu Orwella.

  • avatar

    Xawer

    29 marca 2012 at 17:13

    @Danusia: „Ja jestem na początku za umawianiem się z osobą co do której mamy zaufanie, że po nas niesłusznie nie przejedzie.”
    Kluczowe w tym: „mamy zaufanie”. Czy masz takie zaufanie do WSZYSTKICH nauczycieli w szkole i wszystkich innych osób, które będą mieć dostęp do nagrań? Czy masz również pewność, że takie zaufanie mają poza Tobą również WSZYSCY uczniowie obecni na tak monitorowanej lekcji?
    „Poznałam namerykańską nauczycielkę, która uczy w amerykańskiej szkole w Polsce, i wysyła swoje nagrane lekcje do coachów w USA.”
    Czy ma na to pisemnie wyrażoną zgodę wszystkich rodziców? Jeśli nie, to na Tobie spoczywa obowiązek zawiadomienia prokuratora o popełnionym przez nią przestępstwie.
    „Przykro, że masz tak kiepskie doświadczenia we współpracy.”
    Mam dobre doświadczenia we współpracy. Mam za to bardzo złe doświadczenia z kultur korporacyjnych, w których biurka ustawione są twarzą do ściany, a szef chodzi za plecami pracowników.
    Mam również głębokie przekonanie, że prawa człowieka, w tym prawo do prywatności, intymności, poufności, zachowania tajemnicy, etc, mają priorytet nad Twoim „doskonaleniem zawodowym”.
    „Ja kupuję sobie kamerę i zaczynam.”
    Zapytaj najpierw (tak przez Ciebie cenioną) Halinę Bortnowską, co Fundacja Helsińska myśli o tym pomyśle.
    Do kompletu efektów:
    Uczeń na lekcji wychowawczej skarży się wychowawcy na to, jak potraktował go któryś z nauczycieli. Ten nauczyciel ma potem wgląd w nagranie tej rozmowy.
    Na szczęście pomysł jest nierealny: wymagałby albo zmian kilku ustaw (z prawdopodobnych zablokowaniem ich przez Trybunał Konstytucyjny), albo jednomyślnej zgody rodziców wszystkich uczniów i wszystkich nauczycieli, bez której nie wolno nagrywać ani ich wypowiedzi, ani ich obrazu.
    O ile na nauczycieli można wywrzeć pewien nacisk, by poddali się takiej kontroli, to wierzę, że znajdzie się wystarczająco wielu rodziców, żeby zablokować próby wprowadzenia takich pomysłów.

    • avatar

      W. Szwajkowski

      30 marca 2012 at 12:13

      Xawery,
      myślę, że mylisz pojęcia. Państwo orwellowskie to nie takie państwo, w którym używa się monitoringu w miejscach publicznych czy nagrywa się lekcje, ale takie w którym uzyskane w ten sposób nagrania, czy obserwacje wykorzystywane są w innym celu niż zezwala na to prawo. Władcy państw policyjnych doskonale radzili sobie z terroryzowaniem społeczeństw w czasach, w których nie było jeszcze kamer. Z Twoich wypowiedzi wnioskuję, że obawiasz się właśnie tego bezprawnego wykorzystania nagrań w naszym państwie i udostępnienia ich osobom nieuprawnionym. Czyli nie masz do tego państwa zaufania i stąd Twoja obawa, bo to nie kamery decydują o tym, że państwo jest orwellowskie, ale właśnie w orwellowskim państwie stają się narzędziem inwigilacji.
      I tu podzielam Twoje obawy. Nasze demokratyczne państwo prawa nie byłoby w stanie zapewnić, że nagrania takie służyłyby wyłącznie celom dydaktycznym lub ewentualnie dowodowym, ponieważ prawo służy politykom i urzędnikom głównie jako narzędzie pi-aru. Ponad prawem są kolesiowskie układy i interesy sitw. Obecnie nie mam pewności czy monitoring na ulicach lub supermarketach wykorzystywany jest wyłącznie w celu prewencji i w celach dowodowych, czy służy do zbierania informacji o obywatelach. Ty masz taką pewność? Dlatego głosowałbym przeciwko nagrywaniu lekcji, ale w naszym państwie, chociaż, co do zasady i idei w warunkach zagwarantowanego przestrzegania prawa przez władze, uważam to za dobry i celowy system.
      Tak samo głosowałbym przeciwko budowie elektrowni atomowych w Polsce, chociaż jestem zwolennikiem energetyki jądrowej. Nie wyobrażam sobie bowiem, że obecna kasta polityczna była w stanie wyłonić z siebie rząd, który zapewniłby bezpieczeństwo takiej inwestycji i właściwy nadzór nad jej budową. Nie przekonują mnie argumenty o tym, że budowałyby ją wyspecjalizowane, doświadczone zagraniczne firmy. Takie firmy też szukają oszczędności więc nie wierzę w to, że wśród naszych decydentów nie znajdzie się nikt, kto za odpowiednią łapówkę nie przymknie oka na względy bezpieczeństwa przy budowie, użyte materiały czy inne istotne czynniki.
      Podnosisz też argument zgody rodziców na nagrywanie lekcji. Czy rodzice muszą wyrażać zgodę na monitoring wejścia do szkoły lub szkolnego korytarza w czasie przerwy? Przecież tamtędy MUSZĄ przejść ich dzieci, a więc będą nagrane. Czy muszą wyrażać zgodę na monitorowanie boiska i trybun w czasie lekcji WF lub zawodów sportowych i robienie z tego nagrania? A na nagranie akademii szkolnej, na której występują ich dzieci lub nagranie imprezy przy ognisku na wycieczce szkolnej? A zajęć kółku przedmiotowym lub szkolnego przedstawienia? Tam nauczyciele też twórczo pracują. Wyjaśnij mi różnicę między tymi przykładami, a lekcją w klasie. Gdzie jest ta granica, przy której wymagana jest zgoda wszystkich rodziców na nagrywanie i jakie jest jej uzasadnienie?
      Wydaje mi się, że nie chodzi tu o samo nagrywanie, tylko o sposób wykorzystania, czy ewentualnej publikacji nagrań, gdzie zgoda jest oczywiście potrzebna. Myślę też, że sam dobrze wskazałeś tę granicę, podając przykład ucznia skarżącego się na działanie nauczyciela na godzinie wychowawczej. Tu również ujawniłeś słuszną obawę przed bezprawnym wykorzystaniem nagrania i dostaniem się go w niepowołane ręce. Uczeń, znając swoje prawa i zasady oraz wiedząc, że lekcja jest monitorowania, powinien poprosić nauczycielkę o rozmowę w warunkach, w których MA PEWNOŚĆ, że nie jest nagrywany, ani podsłuchiwany i takie miejsce i warunki każdy powinien mieć zapewnione. Państwo orwellowskie, to nie takie państwo, w którym nie ma miejsc monitorowanych zgodnie z prawem, ale takie w których władza monitoruje po kryjomu lub wykorzystuje nagrania bezprawnie, a obywatel nie jest pewien, czy nawet we własnym domu nie jest podsłuchiwany.
      I jeszcze Helsińska Fundacja Praw Człowieka, o której wspomniałeś. To jedno z zebranych przeze mnie smutnych doświadczeń. W opisywanej przeze mnie szkole nauczyciel odmówił uczenia całej klasy, a jako przyczynę wskazał kilku uczniów, którzy mieli inne niż on poglądy na prawa ucznia. Dyrektor zatrudnił dodatkową nauczycielkę, która prowadziła zajęcia tylko z czteroosobową grupą „wyróżnionych” przez niego uczniów. Uczniowie ci nie zrobili niczego złego. Nie naruszyli prawa, ani żadnych norm społecznych. Trudno mi wyobrazić sobie bardziej perfidny sposób dyskryminacji i łamania praw człowieka niż skazywanie go na zinstytucjonalizowany ostracyzm, który znalazł w tym przypadku formalne odzwierciedlenie w planie lekcji i w zapisach w dziennikach lekcyjnych, a więc był w pełni udokumentowany. Trwało to dwa miesiące. W tym czasie informowałem o tej praktyce wiele instytucji państwowych ale też m.in. Helsińską Fundację Praw Człowieka. Najpierw zignorowali moje maile, a w rozmowie telefonicznej usłyszałem, że takimi sprawami się nie zajmują. Być może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby ta grupa uczniów była dyskryminowana z uwagi na przynależność do jakiejś mniejszości etnicznej, wyznaniowej lub seksualnej. Ale oni byli dyskryminowani tylko za poglądy i za przeciwstawienie się naruszającym prawo urzędnikom państwowym. Za przeciwstawianie się faktycznym, najgroźniejszym bo niewidocznym atrybutom orwellowskiego państwa. Wskazywanie na kamery w miejscach publicznych, jako na główne przejawy i takiego państwa jest moim zdaniem odwracaniem uwagi od istoty zagadnienia.
      Pozdrawiam,
      Witek

      • avatar

        Xawer

        30 marca 2012 at 15:26

        „Państwo orwellowskie to nie takie państwo, w którym używa się monitoringu w miejscach publicznych czy nagrywa się lekcje, ale takie w którym uzyskane w ten sposób nagrania, czy obserwacje wykorzystywane są w innym celu niż zezwala na to prawo.”
        Ależ skąd! Wszystko, co dzieje się w państwie orwellowskim dzieje się zgodnie z prawem, zresztą prawo jako takie nie ma znaczenia. Państwo orwellowskie to takie, które tworzy prawa i praktykę podglądania, kontrolowania i zaglądania każdemu i wszędzie w jakimkolwiek celu. Obawiam się nie bezprawnego wykorzystania (bo wystarczy uchwalić prawo, że każde wykorzystanie jest dopuszczalne) – obawiam się jakiegokolwiek wykorzystania. Ale niech Ci będzie na chwilę, że dopuszczalne byłoby wykorzystanie w celach samokształcenia nauczycieli, opatrzone rygorystycznymi procedurami ochrony poufności. Wyobrażasz sobie w każdej szkole Kancelarię Tajną urządzoną zgodnie z wymogami ustawy o ochrony informacji niejawnej, ABW sprawdzające wszystkich pół miliona pracowników oświaty, żeby wystawić im poświadczenia bezpieczeństwa osobowego? A co z nauczycielami, którzy nie przejdą (albo nie będą się chcieli jej poddać) procedury sprawdzającej?
        I oczywiście, nie ufam temu państwu, że dochowa jakiejkolwiek tajemnicy. W kraju, w którym publikuje się dane agentów wywiadu (raport o WSI), a z każdego „tajnego” śledztwa informacje publikowane są w gazetach, nie można mieć zaufania, że jakakolwiek nadzorowana przez to państwo baza danych będzie realnie chroniona. Jedyną realną formą zapewnienia poufności nagrań jest więc ich nieistnienie.
        Fundamentalną sprawą jest dobrowolność. Ja rodzic (reprezentujący ucznia) nie życzę sobie, żeby to, co uczeń robi w szkole w ramach poddania się obowiązkowi nauki, było wykorzystywane do innych celów – a takim jest kształcenie nauczycieli. Tak samo nie życzę sobie, żeby w czasie mojej wizyty u lekarza byli obecni studenci. Może to egoistyczne, ale prywatność mojej relacji z lekarzem jest dla mnie ważniejsza, niż dokształcanie się innych lekarzy na MOIM wrzodzie MOJEGO żołądka. Nie życzę też sobie, by mój (mojego dziecka) wizerunek, nagranie głosu, były utrwalane i przechowywane w jakichkolwiek celach. Ustawa o ochronie danych osobowych gwarantuje mi możliwość odmowy udzielenia zgody na takie działania.
        „Czy rodzice muszą wyrażać zgodę na monitoring wejścia do szkoły lub szkolnego korytarza w czasie przerwy?” – ta sprawa jest na tapecie Panopticonu i Fundacji Helsińskiej już od pewnego czasu, w kontekście nie tylko szkół, ale generalnie monitoringu bezpieczeństwa. Już dzisiejsze przepisy nakładają dość ostre ograniczenia (nagrania muszą być chronione technicznymi zabezpieczeniami przed skopiowaniem, są dostępne wyłącznie na żądanie prokuratury/sądu, zakazane jest jednoczesne nagrywanie obrazu i dźwięku, nagrania są obligatoryjnie kasowane po ustalonym czasie, wszyscy pracownicy monitoringu muszą posiadać certyfikaty dostępu do informacji niejawnej, etc.) Panopticon podnosi, że nawet te zabezpieczenia są zbyt słabe.
        „nagranie akademii szkolnej czy występów” – tak, oczywiście! Na takie nagranie musi wyrazić zgodę każdy, kto w niej występuje, a jeśli jest niepełnoletni, to jego opiekun prawny (rodzic). Oczywiście, wystarczy zastrzeżenie organizatora, że impreza będzie nagrywana, a kto nie chce być nagrywany nie ma obowiązku w niej brać udziału.
        „Gdzie jest ta granica, przy której wymagana jest zgoda wszystkich rodziców na nagrywanie i jakie jest jej uzasadnienie? ”
        Tam, gdzie nie można odmówić udziału: „tu nagrywają, więc ja tu nie wchodzę”. W lekcjach szkolnych uczeń ma obowiązek brać udział – Konstytucja nakłada na niego obowiązek nauki, ale nie obowiązek poddawania się filmowaniu.
        W sytuacjach konfliktu pomiędzy prawem obywatelskim (prawo do prywatności i ochrony wizerunku) a obowiązkiem (obowiązkiem szkolnym), jeśli ustawa tego nie reguluje, to prawo obywatelskie ma priorytet.
        „Uczeń, znając swoje prawa i zasady oraz wiedząc, że lekcja jest monitorowania, powinien poprosić nauczycielkę o rozmowę w warunkach, w których MA PEWNOŚĆ, że nie jest nagrywany, ani podsłuchiwany i takie miejsce i warunki każdy powinien mieć zapewnione.”
        Proszę Cię bardzo: Ja, uczeń Stojda, składam żądanie zapewnienia mi takich warunków na KAŻDEJ lekcji w której mam uczestniczyć. Nie chcę być zmuszony do zastanawiania się przed wypowiedzeniem każdego zdania w każdej dyskusji, czy jest ono na tyle osobiste, żebym żądał ochrony, czy nie. Nie chcę też podlegać ocenie „Stojda żąda prywatności przy sprawach, w których Szwajkowski jej nie żąda, więc Stojda utrudnia, a Szwajkowski dobry uczeń”, ani być narażonym na pytania „ale dlaczego żądasz tej prywatności?”, ani by w zapisach pozostała rozpoczęta rozmowa, przerwana w jakimś momencie adnotacją „Stojda zażądał w tym momencie zatrzymania nagrywania”. Wolę z góry zażądać takiej prywatności na WSZYSTKICH LEKCJACH.
        Może byś chciał w takim razie, by nagrywać lekcje, a tylko tacy Stojdowie, którzy nie lubią występować w filmach, byli zebrani w czteroosobową grupkę, dla której zajęcia będą prowadzone oddzielnie, w sali bez kamer? 😉
        Nie będę świecił oczami za Fundację Helsińską – sympatyzuję z nią, ale nie jestem jej członkiem – nie mi sądzić, czy powinni się zająć tą sprawą…

        • avatar

          W. Szwajkowski

          30 marca 2012 at 16:47

          Oczywiście masz prawo do takich poglądów, ale dla mnie jest zasadnicza różnica pomiędzy wizytą u lekarza, a lekcją w szkole. Idąc za Twoim tokiem rozumowania, kręcąc film z wakacji na plaży musiałbym spytać wszystkich, którzy mogą się znaleźć w kadrze, czy wyrażają na to zgodę, bo inaczej mogliby mnie pozwać do sądu o naruszenie prywatności. Nie widziałeś w telewizji migawek z plaż z ludźmi w plażowych strojach, których twarze były możliwe do rozpoznania? Myślisz, że wszyscy podpisali zgodę na filmowanie? Stosując Twoją zasadę, że tam gdzie nagrywają film lub robią zdjęcia – nie wchodzę, musiałbym nie wychodzić z domu i siedzieć cały czas za zasłoniętymi oknami, bo teraz każdy ma w komórce kamerę i aparat i może mnie nawet przypadkowo nakręcić. Zakazy robienia zdjęć czy filmowania kojarzą mi się właśnie z systemami totalitarnymi.
          Uważam, że człowiek ma prawo do prywatności w miejscu prywatnym, ale jeżeli decyduje się na udział w życiu publicznym i przebywanie w miejscach publicznych, to musi się liczyć z tym, że będzie monitorowany lub obserwowany. Czy mam prawo zakazać komuś patrzenia na mnie w tramwaju? A może powinienem chodzić w kominiarce? Decydując się na zakupy w sklepie ujawniam kasjerce, a także tym, którzy stoją za mną w kolejce wiele informacji o swoich preferencjach czy sytuacji majątkowej. I co na to poradzę? Mam żądać zamykanych wózków i pojedynczego podchodzenie do kasy w zamkniętym pomieszczeniu? Na podstawie obserwacji zakupów można się o człowieku dowiedzieć więcej niż obserwując nagrania z monitoringu.
          Według mnie wprowadzasz jakieś nowe, nieznane mi pojęcie prywatności. Jaka to jest prywatność, gdy moja odpowiedź na lekcji jest obserwowana w klasie przez trzydziestu innych uczniów? Czy powinienem zabronić im słuchać? Czy mają prawo robić notatki i w ten sposób rejestrować moją odpowiedź? Czy nauczyciel ma prawo ją zanotować, by później użyć jej do celów kształcenia nauczycieli? Dla mnie każda wypowiedź w miejscu publicznym ma charakter publiczny i tu się nie ma nad czym zastanawiać. Tak to chyba reguluje kodeks cywilny. To, co mówię w miejscu publicznym może być wykorzystane przeciwko mnie tak, czy inaczej. Czy będzie to przekazane w formie nagrania, czyjejś notatki, czy zeznania świadka ma tylko znaczenie techniczne.
          Jeżeli obawiam się opresyjnego państwa, to nagranie uważam za bezpieczniejsze dla siebie niż ewentualne zeznania zmanipulowanych przez władzę świadków, które będą miały wagę dowodu, a ja nie będę miał żadnej możliwości udowodnić, że czegoś nie powiedziałem lub wyraziłem coś w inny sposób. Naprawdę, nie stąd idzie zagrożenie dla wolności obywatelskich. Miałeś niedawno przykład w Katowicach gdzie antyterroryści w kominiarkach złamali ząb niewinnej kobiecie. Tłumaczyli się potem, że szukali bandyty, który mógł użyć broni i popełnili pomyłkę. Ale głową tej kobiety uderzali o podłogę, gdy już wiedzieli, że obezwładnieniu ludzie broni użyć nie mogą. Czyli pomyłka polegała, że walili o podłogę głową unieszkodliwionej osoby, ale nie tej, której trzeba. To właśnie w takich zachowaniach ujawnia się opresyjny charakter państwa. Funkcjonariusze w kominiarkach nie waliliby czyjąś głową o podłogę, gdyby cała akcja była nagrywana kamerami na ich hełmach. Czy może oni też powinni mieć zapewnioną prywatność? Oczywiście nie chodzi o to, żeby nagranie trafiło do opinii publicznej, ale by mogło być wykorzystane jako dowód w sądzie.
          Zagrożenie dla wolności upatruję w właśnie w powszechnym przyzwoleniu na łamanie prawa przez urzędników państwa. Funkcjonariusze nie waliliby głową o podłogę, gdyby nie byli pewni, że mają na to przyzwolenie przełożonych. Prawdopodobnie robili tak wcześniej z prawdziwymi bandytami, tylko nie wyszło to na jaw. Tu też gotów jestem się założyć, że nikomu włos z głowy nie spadnie, bo przełożeni będą kryli podwładnych. Co prawda prokuratura zapowiedziała wszczęcie śledztwa o przekroczeni uprawnień, bo sprawa zrobiła się głośna, ale od razu odwróciła uwagę od sprawy informacjami o nowych wątkach śledztwa w sprawie Magdy z Sosnowca. Zauważyłeś, że sprawa ucichła? Poszkodowani prawdopodobnie zostali przeproszeni i otrzymają od policji rekompensatę w takiej wysokości, że nie wystąpią z pozwem prywatnym, co im się oczywiście należy. Ale w praworządnym państwie osoby winne poniosłyby konsekwencje. A u nas? Obawiam się, że po roku, jak już wszyscy zapomną, dowiemy się, że sprawę umorzono lub wymierzono symboliczne kary. Bo przecież władza musi być solidarna. Takie rzeczy przerażają mnie bardziej niż kamery.

        • avatar

          Danusia

          30 marca 2012 at 22:21

          „Ja rodzic (reprezentujący ucznia) nie życzę sobie, żeby to, co uczeń robi w szkole w ramach poddania się obowiązkowi nauki, było wykorzystywane do innych celów – a takim jest kształcenie nauczycieli” – Ciekawe jak nauczyciele mają nauczyć się nauczania, może jakieś objawienie z góry?
          D

      • avatar

        Roma

        13 czerwca 2012 at 10:33

        Witam, mam problem z koleżanką, zsopraiłem ją na sylwestra było bosko!:-D zrobiłem jej test na uścisnięcie ręki tylko w inny sposf3b, wziołem rękę od tylu i jak siedziała to ją po prostu przytuliłem, wtedy moja ręką wylądowała na jej udzie a ona tylko się obruciła popatrzyła na mnie złapała moją rękę i tak w uścisku sobie siedzieliśmy, potem nią odprowadziłem i się z nią całowałem, dzień puźniej napisałem do niej czy może się spotkamy ona się zgodziła, tylko rozmawialiśmy, lecz 3 dni po sylwestrze nie wiem co się zmieniło :-/ pisałem z nią na gg a ona do żebym nie miał za dużych nadziei co zrobić ? Proszę o pilną odp

    • avatar

      Danusia

      30 marca 2012 at 22:06

      Ksawery
      Jak na razie to zaczynam od ustawienia kamery na siebie i dyskutowanie potem mojej lekcji z kim chcę. Obserwacja nawet poprzez film ma przynieść korzyść OBSERWOWANEMU w tym przypadku obserwowanej.
      Jestem raczej pewna, ze Pani Halina Bortnowska by przytaknęła takiemu pomysłowi.Prowadzone przez nią warsztaty dziennikarskie maja otwarte drzwi.
      D

  • avatar

    Janina Huterska- Górecka

    30 marca 2012 at 01:06

    Danusia zacytowała myśl Korcza: „ze wszystkich sam jesteś dzieckiem, które musisz poznać, wychować i wykształcić przede wszystkim”.
    „Uzdrowić” dziecko/ucznia w nauczycielu. Może to pierwszy klucz do „otwierania drzwi klas”?
    Dziś spotkałam się z entuzjazmem dyrektorki szkoły do formy doskonalenia poprzez spacer edukacyjny. Cieszy się z kilku zwolenników. Ufa, że proces wymiany doświadczeń i bogacenia się zawodowego tą drogą będzie trwał,rozwijał się.

  • avatar

    Xawer

    30 marca 2012 at 19:09

    „Nie widziałeś w telewizji migawek z plaż z ludźmi w plażowych strojach, których twarze były możliwe do rozpoznania?”
    Widziałem. Widziałem również wyroki sądowe przyznające im odszkodowania od tych telewizji. I mam nadzieję, że orzecznictwo sądowe będzie szło w stronę powiększania zakresu prywatności, do czego wyrok Trybunału Sprawiedliwości w sprawie Google mam nadzieje jest początkiem.
    A jeśli już idziesz w takie porównania, to nagranie dziecka, wypowiadającego się na lekcji, powinieneś porównać raczej nie do twarzy, tworzącej trzeci plan zdjęcia, a do kogoś wpuszczonego w „uśmiechnij się! Jesteś w Ukrytej Kamerze!”
    Nie popadaj w demagogię z ludźmi przyglądającymi ci się w tramwaju i w sklepie.
    Nie twierdzę, że nie można zaprosić innego nauczyciela, by usiadł w ostatniej ławce i przyjrzał się lekcji (choć tu przyzwoitość kazałaby uprzedzić uczniów o takiej wizycie i nie wyciągać wobec nich żadnych konsekwencji, jeśli na takiej lekcji nie będą chętni do otwartej dyskusji i aktywnego udziału).
    Czym innym jest ulotne popatrzenie na coś, czym innym sfilmowanie i przechowywanie tego nagrania. Czym innym jest słuchanie tego, co ktoś mówi, a czym innym nagrywanie albo stenografowanie. Czym innym są sytuacje, gdzie w naturalny sposób znajdujemy się między ludźmi, którzy będąc tam w równie naturalny sposób mimochodem nas widzą i słyszą, a czym innym celowe podglądanie, podsłuchiwanie i nagrywanie. Czym innym jest toaleta, gdzie ktoś sika przy sąsiednim pisuarze, a czym innym kamera, która nagrywałaby cię sikającego. (to jest pomysł! tam i tak są takie oczka od automatycznych spłuczek – za nimi można zainstalować kamery!)
    „Jaka to jest prywatność, gdy moja odpowiedź na lekcji jest obserwowana w klasie przez trzydziestu innych uczniów?”
    Nie pełna, ale milion razy lepsza od takiej, gdzie ta wypowiedź będzie nagrana , włożona na YouTube i doczeka się 30 milionów odsłon.
    Ale przede wszystkim – naturalnie wytworzone zachowania społeczne od czasów stada małpoludów mają w sobie zawarta symetrię. Ja słyszę ciebie, ty słyszysz mnie. Ja widzę ciebie, ty widzisz mnie. Ja widzę twoją reakcję na to co ja robię. I również od czasów małpoludów łamanie tej symetrii: podglądanie i podsłuchiwanie z ukrycia, gdy to ty widzisz co ja robię, a ja ciebie nie widzę, są uważane za zachowania agresywne, wrogie, lub demonstrujące dominację.
    Dlatego akceptowalny może być nauczyciel wizytujący lekcję osobiście, ale nie do przyjęcia są weneckie lustra, judasze, szybki w drzwiach i kamery nagrywające, gdzie uczeń oglądany i słuchany nie wie kto go ogląda i słucha.
    „Dla mnie każda wypowiedź w miejscu publicznym ma charakter publiczny”
    Ależ skąd! Bynajmniej nie wolno ci przykleić pluskwy podsłuchowej do oparcia ławki w parku i nagrać nią, o czym szczebiocze miłośnie całująca się tam para.
    „złamali ząb niewinnej kobiecie… To właśnie w takich zachowaniach ujawnia się opresyjny charakter państwa. ”
    A czy ja bronię tej policji??? I czy to, że Kowalski zamordował żonę znaczy, że mam się cieszyć, gdy Nowak zapowiada, że swoją pobije? Opresyjności państwa jest znacznie więcej. Ale to nie usprawiedliwia wcale pomysłów tę opresyjność zwiększających – choćby zwiększały w nie najbardziej dramatycznym wymiarze, a tylko trochę. Gdybyś na tym blogu stwierdził, że nie miałbyś nic przeciwko temu, żeby nauczyciele mogli tłuc uczniów twarzami o podłogę, to protestowałbym jeszcze głośniej.

    • avatar

      W. Szwajkowski

      31 marca 2012 at 13:45

      Xawery,
      zauważ, że gdyby ktoś przeczytał Twój wpis, a nie zapoznał się z moimi poglądami we wcześniejszych wpisach w tym wątku, mógłby odnieść wrażenie, że jestem zwolennikiem podglądania, filmowania z ukrycia, luster weneckich, kamer przy pisuarach, judaszy, szybek w drzwiach czy tego typu akcesoriów i metod. Ostanie zdanie też mnie zdziwiło. „Gdybyś na tym blogu stwierdził, że nie miałbyś nic przeciwko temu, żeby nauczyciele mogli tłuc uczniów twarzami o podłogę, to protestowałbym jeszcze głośniej”. Może powstrzymajmy się od trybu warunkowego „co bym zrobił, gdybyś stwierdził”. Nie stwierdziłem, a ślad w Twoim wpisie zostaje. Jestem też przeciwnikiem KAŻDEJ formy inwigilacji oraz niezgodnego z prawem wykorzystywania legalnie zrobionych nagrań. Po co więc używasz tych przykładów w kontekście dyskusji na temat, który podniosłem?
      A zacząłeś już wcześniej przypisując mi intencję tworzenia państwa wg. Orwella. Jednocześnie unikasz odniesienia się do konkretnych podanych przeze mnie przykładów, mimo, że to Ty powołałeś się pierwszy na Helsińską Fundację Praw Człowieka, jako arbitra. Bardzo proszę żebyś nie formułował swoich myśli w taki sposób, żeby przypisywać mi domniemane przez siebie intencje, których nie mam. Ja nie twierdzę, jakie państwo Ty byś stworzył, tylko podaję Ci przykłady na potwierdzenie mojej obawy, że prawdziwe zagrożenie płynie z innych źródeł.
      Wiesz doskonale, że puszczenie filmu z klasy na Youtubie bez zgody osoby filmowanej jest nielegalne. Ty znów dajesz wyraz (uzasadnionej słusznie) obawie, że państwo prawa nie jest w stanie ścigać tego rodzaju przestępstw. Park to miejsce publiczne, ale ławka na której z kimś siadam i rozmawiam, zachowując należytą staranność, żeby inni mnie nie słyszeli, jest już sytuacją prywatną. Dla mnie to jest oczywiste. Ktoś, kto bez stosownego zezwolenia przykleja pluskwę lub używa mikrofonu kierunkowego narusza moją prywatność i łamie prawo, mimo, że park to miejsce publiczne. Jeżeli rozmawiam za głośno i używam np. niecenzuralnych słów, osoba przechodząca ma prawo, a strażnik obowiązek zwrócić mi uwagę. Ale jeżeli mówię cicho, ale ktoś celowo staje tuż za ławką, żeby słyszeć, to jego sprawa, jeżeli się zgorszy. Wiem, że tu nie ma ostrych granic, ale przykładu z pisuarem nawet nie chcę komentować.
      Szanuję Twoje poglądy i obiekcje, ale nie rozumiem Twojej koncepcji „niepełnej prywatności”, „czy milion razy lepszej prywatności”. Ja jako uczeń swoją prywatność na lekcji rozumiem tak, że nauczyciel nie ma prawa pytać mnie o prywatne przekonania, poglądy polityczne, stan zdrowia, sytuację rodzinną itp., a nie w ten sposób, że mnie zapyta, ale tego nie nagra ani nie zanotuje i każe zapomnieć o mojej wypowiedzi wszystkim kolegom, którzy ją słyszeli. Nie uważałbym jednak za naruszenie prywatności, gdyby ktoś zarejestrował jak odpowiadam na pytanie od czego zależy okres wahań wahadła matematycznego.
      Gdybym jako Twój kolega z ławki szkolnej zanotował dokładnie, słowo w słowo, Twoją odpowiedź na takie pytanie o wahadło, to w którym momencie naruszyłbym Twoją prywatność? Zapisując te odpowiedź? Zapamiętując ją i potem nagrywając swoim głosem na dyktafon? Ujawniając komuś? Jeżeli tak, to komu i w jakich warunkach? Jak długo miałbym oprawo przechowywać taką notatkę, jeżeli w ogóle? Czy naruszeniem prywatności jest utrwalenie samego głosu lub samego obrazu, czy dopiero połączenie zapisów? Pytam, bo tak jak Ty jestem zmuszony do chodzenia do szkoły. Nie wybierałem sobie z kim będę chodził do klasy i nie chcę się narażać na dodatkowy stres analizowania, co każde z moich trzydziestu koleżanek i kolegów może uznać za naruszenie ich prywatności przeze mnie. Jak rozumieją swoją prywatność w miejscu publicznym, jakim jest klasa szkolna w czasie lekcji. Każdy przecież może mieć inny pogląd na tę kwestię.
      Powtórzę: z perspektywy zebranych, bardzo konkretnych doświadczeń rodzica uważam, że mniejszym zagrożeniem dla praw ucznia jest sytuacja, w której lekcja w klasie byłaby nagrywana w określonym celu z prawnym zagwarantowaniem jak i kiedy nagranie może być wykorzystaniem (nie jest to takie trudne w prawdziwym państwie prawa, wbrew temu, co twierdzisz), niż taka w której nauczyciele i nadzorujący ich urzędnicy państwowi mogą bezkarnie i solidarnie składać w sądzie i w prokuraturze fałszywe zeznania i uczeń jest wobec nich bezbronny. A takiej sytuacji doświadczyłem. To jest dla mnie wyraz prawdziwej agresji i dominacji i to najbardziej groźnej, bo wynikającej z istoty systemu. Na to próbowałem zwrócić Ci uwagę, że owszem rozumiem, że monitoring i nagrywanie może być dyskomfortem dla wielu ludzi, ale w przypadku sytuacji kryzysowych zwiększa możliwość obiektywnej oceny zdarzeń, czyli działa na korzyść osoby niewinnej lub pokrzywdzonej. W wielu wypadkach zapobiega też naruszaniu prawa.
      Czy zeznawałeś kiedyś w sądzie jako świadek? Jeżeli przypadkowo będziesz świadkiem jakiegoś zdarzenia i zostaniesz powołany przez sąd na świadka, to będziesz musiał stawić się w sądzie, tak jak musiałeś chodzić do szkoły. Będziesz musiał odpowiedzieć na wszystkie pytania sądu i stron, mówiąc prawdę. Twoje zeznanie będzie zaprotokołowane i przechowywane w aktach. Rozważa się też kwestię nagrywania rozpraw. Mało tego, na sali może być publiczność, której składu nie będziesz znał. Mogą tam być dziennikarze, jakieś osoby Ci nieprzychylne z jakichś powodów, które będą analizowały Twoje wypowiedzi w sobie znanym celu. Mogą tam być byli agenci bezpieki, jacyś psychologowie przysłani przez kogoś. Nikt Ci nie zagwarantuje, że nikt nie nagra Twojego zeznania. Jaki jest Twój pogląd na prawo do prywatności w takiej sytuacji?

  • avatar

    Danusia

    30 marca 2012 at 22:18

    Ksawery
    „(choć tu przyzwoitość kazałaby uprzedzić uczniów o takiej wizycie i nie wyciągać wobec nich żadnych konsekwencji, jeśli na takiej lekcji nie będą chętni do otwartej dyskusji i aktywnego udziału)” – Czy ty jednak nie przesadzasz? Może powinniśmy codziennie rano prosić uczniów o pisemną zgodę na poświęcenie ich czasu na pobyt na naszej lekcji? Choć może tak by było najlepiej, jednak jakoś pomysł się nie przyjmie w dobie obowiązku szkolnego.
    Ja poproszę i taki zwyczaj w szkole, że nauczanie jest jawne.
    I powiem więcej, chociaż Cię to zaboli, że jeśli jesteśmy w jednej Radzie pedagogicznej, to to jak ty uczysz jest też moją sprawą, bo wspólnie tę szkołę prowadzimy. Jeśli uczysz źle, to powinnam Ci pomóc (inna sprawa na ile delikatnie umiem to zrobić), a jeśli dobrze uczysz, to Powinieneś podzielić się ze mną – jak to robisz, abym mogla poprawić mój PROFESJONALNY warsztat pracy.
    Danusia

  • avatar

    Xawer

    30 marca 2012 at 23:02

    „Może powinniśmy codziennie rano prosić uczniów o pisemną zgodę na poświęcenie ich czasu na pobyt na naszej lekcji?”
    To załatwił za Ciebie ustawodawca, nakładając przymus szkolny.
    Klawisze też nie powinni pytać więźniów codziennie, czy chcą nadal poświęcać czas na siedzenie w tym więzieniu.
    Gdyby tego przymusu nie było – też nie musiałabyś ich o to pytać. Po prostu z pokorą przyjmowałabyś do wiadomości, że woleli pójść do kina niż na Twoją lekcję. Tak, jak ja z pokorą przyjmuję telefon odwołujący jutrzejszą lekcję. W warunkach wolnościowych tę zgodę uczeń wyraża samym przyjściem na lekcję.
    Pełniąc funkcję pomocniczą i usługową wobec ucznia, mając dla niego tę odrobinę szacunku, o którą tak dopomina się Wiesław, nie traktując go jako przedmiotu do obróbki w mojej fabryce absolwentów, tylko jako podmiot i ognisko mojego działania edukacyjnego, uważam, że nie mam prawa zaskakiwać go czymś takim, jak zamiana lekcji z nim i dla niego w pokaz dydaktyki adresowany do innych nauczycieli.
    Bardzo też wątpię, by którykolwiek z moich uczniów miał w sobie tyle otwartości i ekshibicjonizmu, żeby zgodzić się na pomysł: „to ja teraz sfilmuję naszą lekcję, pokażę innym nauczycielom i będę z nimi omawiał sposób, w jaki rozmawialiśmy”. Przyznam, że nie śmiałbym nawet zaproponować takiego filmowania.

    • avatar

      Danusia

      31 marca 2012 at 07:22

      No to się znowu pięknie różnimy.
      Porównanie z więzieniem czasami też mi się nasuwa.
      Ale moje myślenie zaczyna się od sytuacji już zastanej, czyli od funkcjonującego obowiązku szkolnego, a nie przed nim. Poprawić rzeczywistość, a nie ją negować.
      Danusia

  • avatar

    Xawer

    31 marca 2012 at 11:23

    Obowiązek szkolny padł tu tylko na marginesie, przez Ciebie przywołany. To, że ten obowiązek jest zapisany w Konstytucji, nie oznacza, że przy okazji jego egzekwowania można naruszać inne (poza wolnością dysponowania swoim czasem) prawa dzieci.
    Tak samo, jak nie wolno dzieci w szkole bijać za nieposłuszeństwo, odnosić się do nich w sposób naruszający ich godność osobistą, upokarzać i molestować na różne sposoby, tak samo nie wolno ich filmować i nagrywać bez zgody ich rodziców.
    Nawet więcej: w instytucji, w której uczestnictwo jest dobrowolne, regulaminy mogą wprowadzić pewne ograniczenia prywatności (choć te też muszą mieć mocne uzasadnienie – patrz wyroki w sprawach o kontrolowanie poczty komputerowej i rozmów telefonicznych pracowników, monitoring w zakładach pracy, biometryczne systemy RCP itp.) Ale instytucja w której udział jest przymusowy nie może narzucać żadnych ograniczeń praw, poza explicite wynikającymi z ustawy ją powołującej.
    Jeśli już przyjełaś szkołę jako rodzaj więzienia, to niech to będzie XXI-wieczne europejskie więzienie, a nie domagaj się w imię doskonalenia profesji klawisza, przekształcenia go w Łubiankę, gdzie przesłuchiwanemu świeci się w oczy lampą, żeby czekista jego widział, a on czekisty nie.

  • avatar

    Xawer

    31 marca 2012 at 13:17

    To nie jest, Danusiu, moje poczucie humoru, tylko absolutnie poważna przestroga, że zmierzasz w kierunku popełnienia przestępstwa. Gdybym był rodzicem dziecka, które nagrałaś bez pytania mnie o zgodę (nie dostałabyś jej) to złożyłbym w prokuraturze wniosek o ściganie i rozkręcił aferę od Rzecznika Praw Obywatelskich po Fundację Helsińską. Mam nadzieję, że w klasie, którą uczysz jest rodzic podobnie wyczulony na punkcie przestrzegania prawa do prywatności.

    • avatar

      W. Szwajkowski

      31 marca 2012 at 14:03

      Xawery,
      służę trzyletnim doświadczeniem jeżeli chodzi o skuteczność interwencji w prokuraturze i informowanie instytucji państwa na temat łamania praw ucznia, a także w Fundacji Helsińskiej, Rzecznika Praw Dziecka, Fundacji Batorego i wielu innych. Mogę Ci podać adres strony, gdzie znajdziesz wszystkie dokumenty i odpowiedzi tych instytucji. Zdaniem Rzecznika Dyscyplinarnego przy wojewodzie i prokuratury, stworzenie dla kilku uczniów czegoś w rodzaju getta i zmuszenie ucznia do zmiany szkoły nie nosiło nawet znamion naruszenia godności zawodu nauczyciela. Obraźliwe wpisy pod adresem ucznia na forum szkoły, administrowanym osobiście przez jej dyrektora, też nie zostały uznane przez prokuraturę jako podstawa wszczęcia śledztwa. Ciekawe co by powiedzieli na temat naruszania prywatności na lekcji?
      Pozdrawiam,
      Witek

    • avatar

      Danusia

      31 marca 2012 at 14:59

      Nie mam zamiaru nagrywać dzieci, tylko siebie. Jeśli chciałabym nagrać dzieci, to bym je o to spytała, a właściwie ich rodziców. Niektórzy z nich szybko się zgadają, jeśli zapewnić ich, ze to pomoże mi w doskonaleniu mojego warsztatu pracy.
      Ba nawet są zadowoleni, że nad nim pracuję.
      Danusia

  • avatar

    Xawer

    31 marca 2012 at 15:52

    Przykład z pisuarem jest właśnie dość dobrą ilustracją do pojęcia 'niepełnej prywatności’. Godzimy się na to, żeby mój kolega z klasy siusiał obok widząc mnie siusiającego. Godzimy się na to, że kolega widzi nas i słyszy w czasie dyskusji na lekcji. Ale nie godzimy się na to, by nas filmowano gdy siusiamy. I nie godzę się, by mnie ktoś filmował dyskutującego na lekcji.
    Nie czujemy wstydu ani zagrożenia, gdy nasza wypowiedź jest słyszana w tym konkretnym gronie 30 osób, ale tej samej wypowiedzi nie udzielilibyśmy wiedząc, że będzie to zarejestrowane i oglądane przez innych. Ty też, dorosły człowiek, inaczej dyskutujesz z kolegami przy stoliku w kawiarni, a inaczej dyskutowałbyś z tymi samymi osobami na ten sam temat w ramach panelu dyskusyjnego oglądanego przez trzystuosobowe audytorium. Nagranie dyskusji w klasie przekształca otwartą dyskusję kawiarnianą w sformalizowany panel. Są i inne problemy 'ograniczonej prywatności’. Są rzeczy, które nie są dla mnie wstydliwe w pewnym, ustalonym znanym gronie, ale byłyby wstydliwe wobec innych osób (zarówno znanych, jak i nieznanych). Raz jeszcze pisuar jest tu dobrym przykładem: nie jest wstydliwe sikanie w toalecie szkolnej, ale byłoby wstydliwe gdyby oglądał to ktoś z zewnątrz. A z osobami znanymi: w dyskusji w klasie na polskim na osnowie literackiej wypowiadam sądy filozoficzno-społeczne, o których wiem, że nie spodobałyby się moim rodzicom. I też dobrze wiem, że jeśli ojciec zobaczy tę taśmę, to będę miał przechlapane, ale gdyby nawet ktoś mu zrelacjonował moją wypowiedź, to to zignoruje. Nie możesz zakazać rodzicom wglądu w te taśmy. Ale nawet, gdy odpowiadasz z wahadła: w normalnej szkole Twoja odpowiedź jest czymś ulotnym, po czym zostaje najwyżej ocena w dzienniku. Inaczej odpowiadasz na lekcji przy tablicy, a inaczej przed komisją egzaminacyjną. Jestem pewien, że takie nagrania z lekcji stałyby się argumentami w dyskusji na radach pedagogicznych na temat twoich ocen. Każda twoja wypowiedź w klasie byłaby więc wypowiedzią przed komisją – gorzej – przed komisją w nieznanym przez ciebie składzie, wypowiedzią, którą można przywołać pół roku później albo i dwa lata później. Każda lekcja stałaby się egzaminem.
    „Gdybym jako Twój kolega z ławki szkolnej zanotował dokładnie, słowo w słowo, Twoją odpowiedź na takie pytanie o wahadło, to w którym momencie naruszyłbym Twoją prywatność?”
    Nie naruszyłbyś wcale, albo dopiero publikując to. Różnica (nie w sądzie, a w powszechnym odbiorze) pomiędzy twoimi notatkami a filmem czy nagraniem polega na niemożności zaprzeczenia nagraniu i wyparcia się go, podczas gdy twój zapis mogę oprotestować jako nieprawdziwy i będzie to słowo przeciwko słowu, a nie film przeciwko zawstydzonej twarzy. Siła rażenia (nie w sądzie, ale w ocenie innych osób), wstyd, obciach i kompromitacja wywołane nagraniem są dużo większe, niż wywołane czyjąś relacją.
    „Czy naruszeniem prywatności jest utrwalenie samego głosu lub samego obrazu, czy dopiero połączenie zapisów?”
    I jedno i drugie. Z zachowaniem wyłącznie zdrowego rozsądku, to znaczy jeśli nagrywasz sam siebie na dyktafon, a w tle pojawi się czyjś głos, albo jeśli robisz sobie pamiątkowe zdjęcie na ulicy i w tle są przechodnie, to jest w porządku. Ale nawet w takich sytuacjach na ich żądanie powinieneś skasować zdjęcie. A gdy głównym motywem twojej fotografii jest obca osoba spotkana w miejscu publicznym – przyzwoitość nakazuje poprosić o pozwolenie. Orzecznictwo sądów w sprawach celebryci vs tabloidy wyznacza tu rozsądną granicę, przy czym sądy podkreślają, że ochrona celebrytów jest słabsza, niż osób nie znanych publicznie (bo sami z niej rezygnują), a ochrona dzieci musi być jeszcze silniejsza niż dorosłych. Idź z kamerą na plac zabaw i zacznij filmować bawiące się tam cudze dzieci – życzę ci, byś uniknął trafienia na komisariat.
    „mniejszym zagrożeniem dla praw ucznia jest…”
    Masz pełną rację. Grypa jest mniejszym zagrożeniem niż cholera. To nie jest wybór albo/albo, tylko ani jedno, ani drugie nie powinno mieć miejsca.
    „z prawnym zagwarantowaniem jak i kiedy nagranie może być wykorzystaniem (nie jest to takie trudne w prawdziwym państwie prawa, wbrew temu, co twierdzisz)”
    PRAWNIE można to zagwarantować, oczywiście. PRAKTYCZNIE nie można. Przynajmniej nie w państwie, w którym nagranie rozmowy ministra spraw zagranicznych z prezydentem, przeprowadzone w antypodsłuchowej klatce BBN pod klauzulą „Tajne specjalnego znaczenia” po dwóch dniach zostało opublikowane w prasie. W ramach obecnego prawa byłoby to też nierealne organizacyjnie. A sądzę, że nawet w bardzo praworządnych krajach zejście z wymogami tajności do poziomu każdej szkoły byłoby organizacyjnie niemożliwe. Utajnić można nagrania z zajęć w szkole kadetów Mossadu, ale nie z podstawówki w Zalesiu.
    Już widzę wszystkie tabloidy uganiające się za nagraniami z lekcji osób publicznych. I widzę też prokuratorów, którzy tak jak teraz w każdej drobnej sprawie żądają billingów i SMS-ów, tak od tej chwili będą żądać od szkół wydania taś z udziałem danego ucznia (w uzasadnionym celu: sporządzenia jego profilu psychologicznego)”
    „Czy zeznawałeś kiedyś w sądzie jako świadek?”
    Kilka razy w życiu mi się zdarzyło. W pełni się z Tobą zgadzam, że stopień ochrony prywatności świadka jest poniżej wymaganych standardów, zwraca na to zresztą uwagę Fundacja Helsińska i Panoptykon. Występując jako świadek jest się prawnie zmuszonym do wystąpienia publicznego, z ustawowo wymaganą pełną jawnością, która można wyłączyć tylko w mocno uzasadnionych przypadkach. Lekcja szkolna nie ma jednak takich delegacji ustawowych, a i chyba nie sądzisz, że dzieci nauczyłyby się wiele, a dyskusje na lekcjach były kształcące i otwarte, gdyby ich uczestnicy robili to tak starannie ważąc każde słowo i będąc w takim stresie, w jakim są świadkowie. Nie sądzę też, żeby wiele osób bez choroby psychicznej przeżyło 12 lat codziennego występowania po kilka godzin w charakterze świadka. Wymagałbyś od dziesięciolatków zdolności do utrzymywania pełnej autocenzury wypowiedzi w wymiarze kilkakrotnie większym, niż robią to adwokaci i sędziowie.
    @ skuteczność takiej interwencji.
    Mam równie pieniacką naturę, co Ty. Podjąłbym ją, nawet nie przesadnie wierząc w skuteczność, mając w pamięci zarówno Twoje doświadczenia, jak i choćby sprawę sprzed dwu tygodni jakiegoś nauczyciela WF z prowincji, który do swoich uczennic zwracał się „ty macioro, rusz tą swoją tłustą dupę” (http://m.tokfm.pl/Tokfm/1,110218,11349419,_Ty_macioro____rusz_ta_tlusta_d_____do_uczennicy_.html) i nikt mu nic nie zrobił.
    Wierzę jednak, że Danusia ma w sobie na tyle przyzwoitości i praworządności, by nie popełniać przestępstw nawet wtedy, gdy szansa uniknięcia odpowiedzialności byłaby duża.

    • avatar

      W. Szwajkowski

      2 kwietnia 2012 at 11:08

      Dobrze, że nawiązałeś do przyzwoitości. Wyobraź sobie sytuację, że usiadłeś w barze przy stoliku, a ja już tam siedziałem wcześniej, kilka stolików obok. Na moim stoliku stoi mój aparat fotograficzny i Ty dopiero gdy usiadłeś zauważyłeś, że jesteś w zasięgu jego obiektywu. Nie wiesz, czy włączona jest funkcja nagrywania. Zignorujesz to? Przesiądziesz się? Wyjdziesz? Czy spytasz mnie, czy nagrywanie jest włączone? Co zrobisz, gdy zignoruję pytanie i poproszę, żebyś nie zakłócał mojej prywatności? Czy poprosisz mnie, żebym inaczej postawił aparat? A co zrobisz, jeśli podniosę aparat do oczu i zacznę patrzeć na Ciebie przez obiektyw, ale będę tylko patrzył nie robiąc zdjęć? Czy możesz mi tego zabronić?
      Obawiam się, że wchodzimy w obszary nierozstrzygalne prawnie w sensie ogólnych zasad i w razie poważnego konfliktu musiałby decydować sąd. I obawiam się, że z kilku sędziów każdy mógłby wydać inny wyrok. Czy legalne jest ostentacyjne picie wody z butelki po winie w miejscu publicznym, np. na ławce przy uczęszczanej ulicy? Ja bym to rozstrzygał na gruncie właśnie przyzwoitości i obyczajów, które są różne w różnych krajach. Czy irytowały Cię amerykańskie toalety, w których jesteś zakryty od kolan do przepony? Ja, zawsze gdy stamtąd wracałem z ulgą wchodziłem do toalety na jakimś europejskim lotnisku, gdzie się mogłem zamknąć. A w Chinach podobno jeszcze niedawno nie było w ogóle drzwi i obserwowanie kogoś „wykonującego czynności” nie było traktowane jako coś niestosownego. Czy kulturalnie jest zaglądać przez okno do czyjegoś mieszkania? W Holandii, w latach 70-80 nie widzieli w tym niczego złego, wręcz przeciwnie. Nie wiem, jak jest obecnie.
      Jeszcze 35 lat temu byłem jedyną osobą we wsi, która miała aparat fotograficzny. Teraz każdy może mieć w kieszeni komórkę z dyktafonem i kamerą. Każdy motocyklista może sobie kupić kask z kamerą. Niedługo pewnie będzie można kupić okulary, w których będzie zamontowana niewidoczna kamera nagrywająca wszystko co widzisz i może jeszcze patrząca na boki i do tyłu. Czy będzie można ludziom zakazać używania takich kamer? Będą to mogli przecież uzasadnić względami swojego bezpieczeństwa. Kto i jak będzie sprawdzał, czy są włączone lub jakie intencje mają ich właściciele? Do tego dochodzą teleobiektywy i inny powszechnie dostępny tego typu sprzęt.
      Ja na swój użytek wolę przyjąć taką strategię, zgodne z którą zakładam, że w miejscu publicznym mogę być przez kogoś nagrywany (osobę prywatną bądź służby) i nie mam na to żadnego wpływu. Tym bardziej nie mam wpływu na to, jak ktoś wykorzysta nagranie. Będę mógł tylko zareagować na jego efekt o ile będę mógł wykazać przed sądem, że poniosłem jakąś stratę i wykazać jej związek z wykorzystaniem nagrania. Staram się radzić sobie psychologicznie z taką świadomością i w miejscu mającym status miejsca publicznego zachowywać tak, żeby nie narazić się na zarzut łamania prawa czy innych przyjętych w społeczeństwie zasad. Powinno to działać też w drugą stronę. Wkurzają mnie ludzie, którzy nie potrafią uszanować publicznego charakteru np. przedziału kolejowego i wywlekają swoje prywatne sprawy rozmawiając głośno o nich przez komórkę. Wielokrotnie byłem też mimowolnym świadkiem „półprywatnej” rozmowy w przedziale, w której padały nazwiska ludzi, których znałem, ale rozmówcy o tym nie wiedzieli.
      Jeśli więc ktoś ostentacyjnie wymierzy we mnie obiektyw, to się uśmiechnę i mu pomacham, albo również i ja zrobię mu zdjęcie. Na pewno nie będę żądał, żeby cokolwiek wykasował, bo nawet nie wiedziałbym jak sprawdzić, czy to zrobił, a policji wzywać będę. Nie wiem przecież, czy tej całej sytuacji nie nagrywa ktoś z boku, żeby utrwalić właśnie to, jak reaguję. Gdy będę już czuł duży dyskomfort, (ale spowodowany faktem czyjegoś pozastandardowego zachowania, a nie samą świadomością bycia nagrywanym), to wyjdę. Wiem, że może się trafić psychopata, który będzie czatował z teleobiektywem, żeby uwiecznić jakąś moją głupią minę, a potem umieści to na Facebooku. Ale traktuję to w kategoriach ogólnego ryzyka przebywania w miejscach publicznych, tak jak idąc do knajpy ryzykuję, że zjem tatara z salmonellą.
      Za to zdecydowanie głosowałbym za rozwiązaniem nakazującym rejestrowanie każdego kontaktu obywatela z reprezentującym organy państwa urzędnikiem. Byłbym gotów oddać tę część mojej prywatności w zamian za ograniczenie urzędniczej bezkarności.
      Pozdrawiam,
      Witek

      • avatar

        Danusia

        2 kwietnia 2012 at 12:22

        To jest ciekawy temat, który zdominował trochę komentarze na tym blogu. Ale myślę, że warto byłoby zapytać prawo, co z nagrywaniem lekcji przez nauczyciela w celu szkoleniowym?
        Komu można taką lekcję pokazać?
        Kogo pytać o wykładnię w tej sprawie?
        Danusia
        ps. Też jestem za nagrywaniem rozmów z urzędnikiem. Ostatecznie opłacają go z moich podatków i nie ma co ukrywać.
        Chociaż nauczyciel też jest urzędnikiem…..

        • avatar

          W. Szwajkowski

          2 kwietnia 2012 at 14:20

          Tak, faktycznie, „otworzenie drzwi klas” otworzyło „puszkę z Pandorą”. Myślę że z tym nagrywaniem to jest raczej zagadnienie psychologiczne i obyczajowe, a nie prawne. W stosunkowo krótkim okresie przeszliśmy od sytuacji, w której możliwość nagrywania dźwięku na magnetofon była wielką atrakcją na imprezach rodzinnych, a kamery mieli nieliczni. Inna więc była otoczka psychologiczna związana też z gotowością do akceptacji bycia nagranym. Ja teraz też dziwię się ekshibicjonizmowi wielu młodych ludzi na Facebooku, ale dla nich to jest już normalne. Ciekawe jak ludzie reagowali, gdy weszły do użycia lunety i zdali sobie sprawę, że mogą być obserwowani na odkrytym terenie przez kogoś, kogo nie widzą? To musiał być szok!
          Zakładając hipotetycznie, że nagrałaś swoją lekcję w taki sposób, że wszyscy uczniowie wiedzieli, że są nagrywani i ktoś powiadomiłby o tym prokuraturę, to myślę, że ta odmówiłaby wszczęcia śledztwa. Nie znalazłem w kodeksie karnym paragrafu, pod który czyn ten by podchodził. Może Xawery wie pod jaki? Gdyby znalazł się jakiś zdeterminowany rodzic i za sam fakt nagrania wystąpił z powództwem cywilnym, musiałby wykazać Ci działanie w złej wierze i pokazać związek czynu ze szkodą, jaką poniosło faktycznie jego dziecko. W praktyce nie do wykazania.
          Natomiast w sferze obyczajów spytałbym oczywiście rodziców uczniów podstawówki i gimnazjum, czy nie mają nic przeciwko temu, żeby nagrać lekcję, bo u nas nie ma takiego zwyczaju, żeby je nagrywać. Ale jako dyrektor szkoły na pewno nie pytałbym nikogo, czy zgadza się na nagranie akademii szkolnej, skoro taki zwyczaj jest i rodzice mogli się o nim dowiedzieć wykazując minimum zainteresowania sprawami szkoły. W przypadku uczniów liceów pytałbym uczniów nie rodziców.
          Gdyby jednak trafił Ci się naprawdę zdeterminowany i złośliwy rodzic, chcący Ci zaszkodzić, to nawet wtedy, gdyby sam wyraził taką pisemną zgodę na nagrywanie lekcji i tak mógłby Cię pozwać argumentując to np. tym, że owszem podpisał, bo obawiał się, że gdy nie podpisze, to będziesz gorzej traktowała jego dziecko jako nauczycielka, i że już sam fakt relacji nauczyciel-uczeń stworzył presję, której nie mógł nie ulec z obawy o dziecko. Nie żartuję, przeżyłem sytuację, w której kilkudziesięciu rodziców, w większości wykształconych ludzi nie tylko godziło się na naruszanie prawa przez nauczyciela, w obawie o kariery swoich dzieci, ale jeszcze publicznie potępiło tych, którzy się na to nie zgadzali.

          • avatar

            Xawer

            2 kwietnia 2012 at 15:14

            „Nie znalazłem w kodeksie karnym paragrafu, pod który czyn ten by podchodził. Może Xawery wie pod jaki?”
            Art. 231. Kodeksu Karnego
            § 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego,
            podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
            iunctim:
            Art. 23. Kodeksu Cywilnego
            Dobra osobiste człowieka, jak w szczególnosci zdrowie, wolnosc, czesc, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalnosc mieszkania, twórczosc naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, pozostaja pod ochrona prawa cywilnego niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach.
            iunctim:
            – nauczyciel jest funkcjonariuszem publicznym;
            – zasada legalizmu, określająca że uprawnienia organu państwa nie mogą być traktowane rozszerzająco wobec delegacji ustawowej;
            – brak delegacji ustawowej pozwalającej szkole na filmowanie uczniów;
            – orzecznictwo SN nadające równoważność pomiędzy nagraniem podsłuchowym a naruszeniem tajemnicy korespondencji.
            niezależnie od tego przepisy Ustawy o prawach autorskich, zakazujące rozpowszechniania wizerunku bez zgody osoby na nim zawartej w połączeniu z orzecznictwem, uznającym pokazanie zdjęcia choćby jednej osobie za rozpowszechnianie w rozumieniu tej ustawy.
            Jeśli nagrania dokonałeś prywatnie, poza szkołą, odpowiadasz tylko cywilnie.
            Jeśli ktoś inny (nie nauczyciel – funkcjonariusz publiczny) dokonał nagrania lekcji w szkole – szkoła i opiekujący się klasą nauczyciel odpowiadają za niedopełnienie obowiązku ochrony praw uczniów, w szczególności nauczyciel świadom, że takie nagranie jest robione odpowiada z tego samego art.231 KK
            „musiałby wykazać Ci działanie w złej wierze i pokazać związek czynu ze szkodą, jaką poniosło faktycznie jego dziecko.” – bynajmniej. Szkodą na dobrach osobistych jest samo pozyskanie wizerunku bez zgody, ergo fakt pozyskania wizerunku bez zgody dzieje się w złej wierze.
            „i tak mógłby Cię pozwać argumentując to np. tym, że owszem podpisał, bo obawiał się, że gdy nie podpisze”
            Bardzo słuszna uwaga, dlatego też nawet nie powinniśmy prosić o taką zgodę! W sytuacjach zależności niedopuszczalne jest wiele działań, które w sytuacji równorzędnej są dopuszczalne.
            „A co zrobisz, jeśli podniosę aparat do oczu i zacznę patrzeć na Ciebie przez obiektyw, ale będę tylko patrzył nie robiąc zdjęć?”
            W wielu barach dostałbyś za coś takiego w mordę. Nie mówię, że mordobicie jest właściwą formą reakcji, ale pokazuje, że takie gapienie się przez aparat jest w naturalnym odczuciu odbierane jako agresja, wymagająca kontrreakcji. Ja bym pewnie poprosił barmana, żeby Ci wytłumaczył, że to nie jest właściwe zachowanie.
            O amerykańskich toaletach nawet nie mówmy 😉 To jeden z przyczynków, dla których nie znoszę tamtejszej kultury i obyczajów i staram się tam nie jeździć.
            „Czy będzie można ludziom zakazać używania takich kamer?”
            Techniczna łatwość jakiegoś agresywnego działania nie oznacza, że nalezy je uznać za normalne i zaakceptować. Będzie można, co więcej należy, zakazać. Dziś każdy może mieć nóż w kieszeni. I zakazane jest dźganie nożami innych ludzi. Nie w 100% skutecznie, bójki z nożami się zdarzają, jednak zakaz jest i ma sens.
            „rejestrowanie każdego kontaktu obywatela z reprezentującym organy państwa urzędnikiem”
            Jeśli chodzi o sporadyczne kontakty z inicjatywy obywatela, to nie oponowałbym przesadnie. Ale z pewnością jako urzędnik nie powinien być tu traktowany nauczyciel wobec uczniów, lekarz wobec pacjenta, opiekun społeczny wobec podopiecznych, etc – żadna z tych urzędniczych działalności, które wykraczają poza mechaniczne wypełnianie procedur. Chyba, że chcesz pracę nauczyciela sprowadzić właśnie do rygorystycznego przestrzegania procedur i odhumanizować kontakt nauczyciel-uczeń jeszcze bardziej, niż ma to miejsce dziś.

  • avatar

    Xawer

    31 marca 2012 at 16:00

    Nagrywanie wyłącznie siebie będzie bardzo mało pouczające, chyba że to lekcja czysto wykładowa. Nagrasz kolejny wykład do kolekcji Akademii Khana.
    Jeśli uczniowie nie są w tej lekcji zupełnie bierni, ale my widzieć i słyszeć będziemy wyłącznie Ciebie, to wiele się nie nauczymy o Twoim sposobie jej prowadzenia. Naprawdę, lepiej już zaproś tych, którym byś chciała pokazać to nagranie, by usiedli w ostatniej ławce.

  • avatar

    Danusia

    31 marca 2012 at 20:53

    Ksawery
    Spróbuj nagrać tylko siebie, zobaczysz, że pouczające. Oczywiście nie tak jak nagrywanie z dwóch kamer, ale to już coś.
    Faktycznie obserwacja na żywo daje więcej niż nagranie tylko nauczyciela, ale od czegoś trzeba zacząć.
    Czy wiesz jakie jest pouczające oglądanie siebie na ekranie?
    Danusia

  • avatar

    Xawer

    31 marca 2012 at 21:09

    „Czy wiesz jakie jest pouczające oglądanie siebie na ekranie?”
    Jak dla mnie – ani trochę. Pewien znajomy psycholog namówił mnie na takie eksperymenty. Efektem oglądania siebie było to, że zacząłem się jąkać i że uświadomiłem sobie, że mam mniej przyjemne brzmienie głosu, niż sądziłem. Na szczęście jąkanie przeszło mi po kilkunastu minutach… U mnie takie psychoterapie działają często odwrotnie do zamierzeń…
    Jeśli chcesz się uczyć czyichś technik [prowadzenia lekcji i chcesz przekazać swoje jako inspirację innym – najprostsze, najbezpieczniejsze i nie naruszające niczyich dóbr jest po prostu opowiedzenie o tym i dyskutowanie. Czytaj (i komentuj! wyrażaj wątpliwości!) moje lekcje dla Akademii – choćby dzisiejszą – to Twój przedmiot! I spisz swoje. Więcej i łatwiej mógłbym się od Ciebie nauczyć, gdybyś takie opisy własnych lekcji z Twoimi własnymi refleksjami opublikowała, niż z oglądania nagrania lekcji, pokazującego tylko Ciebie, a do tego nie zawierającego Twoich własnych refleksji na jej temat.
    PS.
    Czy moja odpowiedź Witoldowi nie wpadła do Twojego kosza ze spamem?

    • avatar

      Danusia

      1 kwietnia 2012 at 08:01

      Przejrzałam kosz, faktycznie wpadły tam aż cztery wypowiedzi.Dzięki.
      Rozmowa jest super ważna i dzielenie się w niej doświadczeniami. Jednak ona uruchamia jeden ze zmysłów, a oglądania praktyki uruchamia inne.
      Najważniejszy jest jednak dialog potem i tu się zgadzamy, nawet Wiesław się pewnie dołączy do tego zdania.
      Jestem na konferencji w Krakowie i wczoraj na panelu wyszło – jak nauczyciele boją się ewaluacji zewnętrznej i oceny. Pani Kuratorka z Poznania – Ela Walkowiak zapytała zagranicznych gości, czy u nich uczy się studentów – przyszłych nauczycieli korzystania z informacji zwrotnej, przyjmowania oceny. I okazało się, że tylko w Szwecji na I roku mają z tego jakieś nikłe zajęcia.
      Ja proponuję używać (z własnej woli) oceny i informacji zwrotnej tylko do własnego rozwoju. A za drzwiami już tupie EWALUACJA, która nikogo nie pyta, czy się zgadza, czy nie.
      D

  • avatar

    Xawer

    1 kwietnia 2012 at 17:25

    Bardzo słusznie zauważasz, że ludzie boją się ewaluacji. Nie tylko nauczyciele. Uczniowie też. Nikt nie lubi i nie chce być oceniany ewaluacyjnie. Całe Twoje OK na tym jest zbudowane…
    Szybki w drzwiach, judasze, kamery nagrywające, etc. są właśnie narzędziem do takiej ewaluacji świetnie się nadającym. Każdy nauczyciel i uczeń, miałby pełną świadomość, że te narzędzia mogłyby być do tego wykorzystane. Nawet, jeśli w Twoim zamyśle służą czemuś innemu. Ale nie stworzysz systemu, w którym nagranie lekcji służy wyłącznie przedyskutowaniu go z Twoimi kolegami, a zabezpieczającego przed wykorzystaniem go przez Twoich przełożonych w ewaluacji Ciebie. Albo w ewaluacji uczniów przez innych nauczycieli.
    PS.
    Znalazłaś te komentarze w koszu, ale ich stamtąd nie wyjęłaś… ooops… Rozumiem, że to efekt braku wystarczającej ilości kawy o 8 rano…

    • avatar

      Danusia

      2 kwietnia 2012 at 08:16

      No właśnie – nikt nie lubi być oceniany, a w szkole dzieci oceniamy cały czas. I jesteśmy przekonani, że to dla ich dobra!
      Obserwowanie wzajemne lekcji nie ma służyć ocenie!
      OK – obserwacja ma służyć wymianie doświadczeń i informacji zwrotnej w (intymnej) parze nauczycieli. Spacer – poszukiwaniu wzorców szkolnych i kierunku poprawy dla uczenia w danej szkole.Nagrywanie lekcji zaś, służy autorowi lekcji do zastanowienia się – jak ma dalej dobrze uczyć.
      Chciałabym szkoły w której nauczyciele i dyrektor pracują nad profesjonalizacją swojego zawodu, a nie sprawdzają się i ewaluują.
      I znam takie szkoły.
      ps. Komentarze z nieuwagi przeniosłam w inne ukryte miejsce. Ale już się poprawiłam.
      Danusia

  • avatar

    Xawer

    2 kwietnia 2012 at 10:59

    No właśnie!
    Pamiętaj tylko, że Twoimi dobrymi intencjami do czego ma służyć nagranie piekło jest brukowane.
    Ma służyć wymianie doświadczeń, ale nie masz żadnego mechanizmu zabezpieczenia ucznia przed wykorzystaniem nagrań do celów innych, niż te które Ty sobie zakładasz. Może służyć ocenie, a może też służyć jeszcze innym i jeszcze gorszym celom, jak choćby kolekcjonowanie haków na kogoś. A Ty nie jesteś w stanie zagwarantować, że nie posłuży. Nawet mając zaufanie do Twojej dobrej woli i uczciwości, nie mam zaufania, że jesteś w stanie upilnować poufność takiego nagrania, a tym bardziej że szkołą jako instytucja jest w stanie upilnować ją – a w szkole w której nagrywanie byłoby elementem warsztatu pracy nauczycieli nagrania archiwalne byłyby w gestii szkoły, a nie szafy pancernej w Twoim prywatnym domu.
    Co zrobisz, jeśli policja/prokurator zażąda od Ciebie nagrań z lekcji w których uczestniczył Jaś, w związku ze śledztwem, jakie prowadzi w sprawie złapania Jasia ze skrętem w kieszeni? A ten filmik będziesz pokazywać wyłącznie zaufanym kolegom na komputerze w kancelarii tajnej prowadzonej pod rygorami ustawy o ochronie informacji niejawnej? A co zrobisz, gdy rodzic zażąda pokazania mu nagrań? Zgodnie z prawem miałby prawo wglądu jako prawny opiekun nieletniego, którego zapis w Twojej bazie dotyczy. Jesteś w stanie upilnować to nagranie przed skopiowaniem? Twój komputer spełnia zasady ochrony informacji niejawnej, choćby na najniższym poziomie (zastrzeżone)? Bardzo wątpię.
    Jak wyobrażasz sobie mechanizm zabezpieczający przed przeglądaniem taśm przez dyrektora w sytuacji, gdy któryś z uczniów podpadł za cokolwiek? W jaki sposób zatrzymasz pokusę wykorzystania tych nagrań do ewaluacji na zasadzie dyskusji na radzie pedagogicznej, gdy któryś z nauczycieli, cięty na jakiegoś ucznia, używa argumentu: „sami zobaczcie, że Jaś zachowuje się tak okropnie nie tylko na moich lekcjach, ale i u Danusi”?
    Więc obserwujcie wzajemnie swoje lekcje z tylnej ławki. Wtedy unikasz niebezpieczeństw. Nieznaczna pomoc w „profesjonalizacji” nie uzasadnia wprowadzania bardzo dużego i realnego ryzyka.

  • avatar

    Danusia

    2 kwietnia 2012 at 12:31

    Myślałam skończyć już rozważania, ale:
    „może też służyć jeszcze innym i jeszcze gorszym celom, jak choćby kolekcjonowanie haków na kogoś” – jakich haków, kto może szukać haków w moi nauczaniu?
    Jeśli rodzic chciałby ze mną przeanalizować moją lekcje, to świetnie. Może mnie czegoś nauczy?
    Lekcja jest dla mnie miejscem, do którego może zajrzeć dyrektor szkoły – DYREKTOR tej instytucji, który za nią odpowiada. Jeśli moje dziecko – uczeń podpadło, to dobrze mieć dowody do dyskusji – co takiego zrobiło.
    Albo mam zaufanie do szkoły i wewnątrz niej, albo robię nauczanie domowe; walczę, aby była lepsza lub idę do sądu jak Pan Witold.
    jakie dajesz mi gwarancje, ze nauczyciel ochroni moje dziecko, a może właśnie on je zaatakuje za zamkniętymi drzwiami.
    Mimo, że mam zadanie powyższe, nie proponuję nakazu filmowania lekcji, tylko nakaz poprawiania własnego nauczania, obojętnie jakim sposobem.
    Mnie akurat ten pasuje.
    Danusia

  • avatar

    Wiesław Mariański

    3 kwietnia 2012 at 22:10

    To proste ! Niech „otworzą drzwi” ci nauczyciel, którzy chcą to zrobić. Tacy jak Danusia. Otwarci, pogodni, entuzjastyczni, poszukujący, mający poczucie własnej wartości, asertywni, życzliwi, afirmacyjni, odważni. O takich nauczycielach mówi się – liderzy. Pozostali niech konkurują z nimi „zamkniętością”.
    Napisałem „otworzą drzwi”, ponieważ tak naprawdę to chodzi otwarcie siebie.
    Danusiu, w gruncie rzeczy, mówimy o tym samym: szkoła otwartych drzwi = szkoła szacunku i dialogu. Wystarczy jak w jednej placówce znajdzie się dwóch chętnych. To ich uskrzydli !
    Ksawery, świetnie przedstawiłeś przeszkody, przyczyny blokujące „otwartość”. One tkwią w naszych głowach, obyczajach, nawykach, w naszej tradycji, w relacjach zdeformowanych przez minione dziesięciolecia. Są wynikiem konserwatyzmu, anachronizmu i braku profesjonalizmu w szkole i w życiu publicznym.

  • avatar

    Xawer

    3 kwietnia 2012 at 23:48

    „To proste ! Niech „otworzą drzwi” ci nauczyciel, którzy chcą to zrobić.”
    Nie zapominaj – w swojej filozofii szacunku dla ucznia i jego podmiotowości – że za tymi drzwiami poza tym jednym nauczycielem siedzi jeszcze 30 uczniów. Może to jednak oni powinni otwierać i zamykać te drzwi? A przynajmniej ktoś by ich zapytał o zdanie w tej sprawie? I następnie respektował to zdanie?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    4 kwietnia 2012 at 21:14

    Ksawery.
    Zgadzam się, uczeń powinien być traktowany podmiotowi i musi to czuć. Ale tu byłbym spokojny, jeśli spotka się nauczycielem SZID = otwartym.
    Większym problemem jest czwarta siła szkoły (uczniowie, rodzice, nauczyciele, władze).
    Realnym i najsilniejszym przeciwnikiem 'szkoły otwartej’, 'edukacji otwartej’, 'nauczyciela otwartego’ są władze, które planują, tworzą, modernizują, kontrolują, nadzorują, zarządzają. System działa tak, żeby skutecznie zniechęcić nauczycieli otwartych i entuzjastycznych. Znam takich nauczycieli, którym chciało się. Ciągle im się chce, ale coraz mniej. Nauczyciel w obecnym systemie staje się coraz bardziej zniewolony. Jeśli mylę się, proszę o sprostowanie.
    Jakie są sposoby zniechęcania nauczycieli ? Poproszę o przykłady.

  • avatar

    Xawer

    4 kwietnia 2012 at 22:21

    „Ale tu byłbym spokojny, jeśli spotka się nauczycielem SZID = otwartym.”
    To może pozwoliłbyś temu podmiotowo traktowanemu uczniowi samemu zadecydować i ocenić, czy uważa swojego nauczyciela za SZID-otwartego, a nie będziesz w tym decydował za niego?
    A może uczeń po prostu nie chce takiej wizytacji. Nie chce i już. Ma do tego prawo, czy nie?
    Czy ta szkoła ma być dla tego ucznia, czy dla nauczyciela, który „musi się doskonalić”, więc niech „podmiotowo” traktowani uczniowie się zamkną, bo nie mają tu nic do powiedzenia?
    Albo traktujemy ich podmiotowo – i wtedy to oni decydują, czy chcą wykazać tę grzeczność i wpuścić jakiegoś innego nauczyciela, żeby się pzryglądał, albo traktujemy ich przedmiotowo i sami wpuszczamy go bez pytania uczniów o zdanie.

Dodaj komentarz