Depresja

Wakacyjnie, więc trochę nie w temacie, ale coś co mnie porusza.
Wysokie Obcasy, 30 lipca 2011, artykuł-  Depresanci, wywiad z psychiatrą dr Agnieszką Ziółkowską.
Trzy czwarte artykułu jest o różnych rodzajach depresji, o tym, że jej coraz więcej i takie tam. Sporo już się takich artykułów pojawiło. Już miałam odłożyć gazetę, ale pomyślałam sobie: „A może coś radzą, jak sobie dać radę?”.
Czytam dalej.
Po pytaniu: Kto choruje częściej? Kobiety czy mężczyźni?, nagle pytanie redaktorki – Joanny Sokolnickiej: Co się dzieje, jeśli leczona kobieta zachodzi w ciążę? Musi odstawić leki?. I już wiemy, że leczenie polega na aplikowaniu leków. Tu mnie wciągnęło. Jestem przeciwna braniu leków w ogóle, a szczególnie psychotropów i już na pewno w ciąży, bo to wtedy szkoda jest dla dwóch istnień. Czytam odpowiedź: W pierwszym trymestrze – tak. Po skończeniu trzeciego miesiąca ciąży, jeśli jest tak potrzeba, może wrócić do leków i ponownie je odstawić krótko przed porodem, żeby uniknąć u dziecka zespołu odstawiennego.
Boże jedyny! Nie mogę uwierzyć, że coś takiego się proponuje. Ludzie nie bierzcie psychotropów i nie aplikujecie ich swoim nic niewinnym, jeszcze nie narodzonym dzieciom.
Co to znaczy, że na początku trzeba ostawić, bo co wtedy szkodzą, a potem raptem po trzecim miesiącu już nie szkodzą? Ciekawe, kto to wyliczył? Jeśli obawiamy się zespołu odstawiennego, to znaczy, że leki uzależniają! To chociaż napisana jedna prawda. Przeważnie w artykułach na temat leczenia depresji czytamy, że mamy tak nowoczesne leki, że nie uzależniają, można sobie tak łykać bez konsekwencji. I do tego są tak dobrane, że działają tylko na depresję, na nic innego.
A przecież każdy lek działa ogólnie, przecież to niemożliwe, aby był wycelowany tylko w jedno miejsce. Jeśli daje sobie (PODOBNO) radę z tak trudną sprawą jak depresja, to jakie szkody musi wyrządzać w innych częściach istoty ludzkiej?
Dalej pytanie redaktorki: A jeśli nie wiedziała, że jest w ciąży i brała leki?
Odpowiedź pani doktor: Nic się nie stanie. Wiadomo, że leki antydepresyjne nie mają wpływu teratogenego na płód – nie powodują wad wrodzonych.
Ekstra. Ciekawe, jak to zbadano. Kto jest na tyle odważny, aby głosić takie poglądy? Czy własnej córce w ciąży też byśmy aplikowali psychotropy nowej generacji? Nauka mówi, że wnuk urodzi się zdrowy. No to siup z lekami.
Pani redaktor prawdopodobnie  węszy przekłamanie, więc pyta dalej: To czemu nie można brać ich brać przez całą ciążę?
Odpowiedź: Bo w medycynie obowiązuje zasada, że w ciąży – zwłaszcza w pierwszym trymestrze – nie należy podawać żadnych leków, o ile nie są niezbędne.
ZASADA. Ludzie, kto takie zasady formułuje? Co to znaczy niezbędne?
Dalej w artykule podobne zasady.
Okropne. Moim zdaniem, to jest wynik indoktrynacji interesami firm farmaceutycznych.
Błagam – nie dajmy się temu. Bądźmy podejrzliwi, nie wierzmy głoszonym przez „specjalistów”  zasadom, oszczędzajmy siebie i bliskich.

20 komentarzy

  • avatar

    Marta Kaszubska

    7 sierpnia 2011 at 12:42

    Depresja łatwa nie jest, tym bardziej łatwo nie jest jej wyleczyć lekami (tym bardziej tylko lekami). Ciekawe, ze leki wypisuje się tylko po rozmowie z klientem, nie wykonuje się na razie powszechnie badań np. ilości dopaminy w mózgu i aktywności neuroprzekaźników. Przepisując leki lekarz strzela w ciemno. Racjonalnie byłoby pomyśleć, że depresję skuteczniej leczyć terapią, zmianą sytuacji życiowej, wsparciem od innych, ponieważ łaczy się ona z samopoczuciem. Leki (jeżeli juz!) powinny być dodatkiem, tylko w krytycznych sytuacjach. Ryzyownym wydaje mi sie zażywać coś co nie wiadomo jak działa. A szczególnie jak się jest w ciąży. Polecam zmienić otoczenie, wyjechać na długi czas w miejsce, w którym trzeba zaczac od nowa (ale ze wsparciem, nie samemu). To pomaga.

  • avatar

    Liliana

    8 sierpnia 2011 at 20:45

    pomylilam sie, bylas i jestes. Blogujesz, a ja nie widzialam twoich kolejnych wpisow. Inny system….sorry!
    Ale ciesze sie ze piszesz.
    Dotknelas bardzo trudnego tematu – Depresja jest okrutna choroba, czesto wysmiewana przez innych, maltretujaca tych ktorzy ja maja. To istna tortura, by z nia zyc, trzeba ja leczyc, wiec pytanie jak?
    Czasami leki sa niezbedne. Niestety, te na depresje bardzo trudne do utrafienia, ale komus trzeba zaufac. Od tego mamy lekarzy by nas prowadzili. Pamietajmy jednak, ze lekarz jest tylko czlowiekiem, tez sie myli, wiec nie mozemy wierzyc mu swiecie. Sami musimy dowiedziec sie o metodach leczenia depresji. To twoj temat Danusiu – sprowadza sie do edukacji. Musimy duzo czytac, duzo sie uczyc, szukac w mediach pomocy, na inetrnecie zagladac na przerozne strony. Musimy ja rozumiec.
    Problem jest rowniez w tym, ze majacy depresje jest zrezygnowany, nie potrafi sie skupic, nie potrafi sobie pomoc czasami nawet nie chce, nie ma na to sily.
    Nie moze byc wiec sam. Otoczyc sie powinien dobrymi ludzmi, ktorzy beda go wspierali i pokaza mu jak nalezy z depresja walczyc.
    Znam przypadki ludzi ktorzy sami zwalczyli depresje. SYSTEMATYCZNE, wyczerpujace cwiczenia silowe, gimnastyka, kardio, Joga, medytacje wyciagnely ich na prosta. Do tego jednak trzeba posiadac niesamowita dyscypline, ale i tymi naturalnymi sposobami mozna depresje wyleczyc. To bradzo dlugi proces, trwa pre lat, ale najskuteczniejsze lekarstwo, ktorego juz nigdy nie mozna zaniechac. Depresja ma to do siebie ze wraca, wiec trzeba nieustannie dbac o sile, wskrzeszac pozytywne myslenia, pobudzac happy hormons by zostawala zgnieciona, gdy tylko sie pojawi. To moje piec groszy, ktorymi moglam sie tutaj podzielic.
    Moze komus pomoga.
    Jeszce raz pozdrawiam zza oceanu
    Liliana
    http://owocdecyzji.com/

  • avatar

    Danuta Sterna

    9 sierpnia 2011 at 17:34

    Witaj daleko
    Myślę, że to piekielnie trudny temat i nikt nie ma dobrej rady.
    Ja mam tylko bardzo ograniczone zaufanie do lekarzy i specjalistów. Nie wiem, czy znam kogoś komu w tej sytuacji pomogli, a jeśli już, to nie jestem pewna, czy bez tej „pomocy” by sobie nie poradzili. Znam też niestety kilka osób, które na lekach pozbawiły się życia.
    Ale nie o tym jest mój wpis. Chciałam wykazać nielogiczność argumentacji dopuszczającej branie psychotropów w czasie ciąży. Widocznie słabo argumentowałam.
    Mogę sobie wyobrazić, że człowiek jest w tak trudnej sytuacji, że łapie się brzytwy, mogę nawet zrozumieć, że ta brzytwa pozwala mu przetrwać. I Bogu dzięki. Ale nie chciałbym, aby decydowano, za nienarodzone dziecko i to przekonując, że takie są zasady!
    Myślę, że Twoje rady i Marty są bardzo ważne, bo opierają się na walce jednostki o siebie, a nie na zewnętrznym braniu tabletek.
    Dziękuję Danusia

    • avatar

      Liliana Arkuszewska

      16 sierpnia 2011 at 02:21

      wyraziłaś się Danusiu jasno, zrozumiałam cię, ale ponieważ to temat jak rzeka, napisałam o depresji, z własnych obserwacji. Widziałam cierpienia tych, którym depresja nie pozwalała na normalne życie, widziałam ich ból i ich walkę. To oni dali mi prześwidczenie, że można ją zwalczyć ciężko na sobą pracując i otaczając się dobrą energią, bratnimi duszami, które ułatwiają nam nie tracić nadziei.
      Może ktoś kto potrzebujący pomocy trafi na informacje na twoim blogu, może one pomogą.
      Powinniśmy dzielić się tym wszystkim co pozwoli odetchnąć z ulgą, dodać sił i w jakiś magiczny sposób pchnąć do przodu stawiając czoła tej paskudnej chorobie.
      Podobnie jak ty jestem przeciwna brania leków przez kobiety w ciąży. Aż skóra mi cierpnie na samą myśl o matce, która truje chemią jeszcze nienarodzone maleństwo.
      Na pewno w tej kwestii potrzebna jest edukacja.
      Pozdrawiam serdecznie
      Liliana

  • avatar

    b.

    10 sierpnia 2011 at 11:08

    Depresja… czasem myślę, że leczyć ja powinni tylko lekarze, którzy sami wcześniej jej doświadczyli, by w ogóle wiedzieć o czym mowa. Ok, nie trzeba samemu złamać nogi by ją poskładać innemu, ale w tym przypadku nie ma dwóch podobnych nawet sytuacji. Depresja ma tyle twarzy ilu jest nas na świecie, i pewnie tyle samo jest sposobów z niej wychodzenia. Pewnie najprościej jest zapisać zestaw kolorowych tabletek, i pewnie jest bardzo wiele osób którym one pomogą przynajmniej na starcie lub w najtrudniejszym momencie. Ale co dalej? Dalej to dla mnie tylko ludzie, którzy są ze mną. Rozsądnie wspierają, nie gadając bez sensu że jakoś to będzie. Bo jakoś to już było. Marta już napisała, że może warto gdzieś wyjechac wszystko zmieniając. Może właśnie podjąć nowe wyzwanie. Tylko to może kiedyś runąć… Zaszokowało mnie to podawanie psychotropów w ciąży. Nie jestem ich całkowitą przeciwniczką, znam sytuacje kiedy okazały się naprawdę sensowną terapią. Ale w ciąży?
    Z depresantem cierpią najbliżsi…często nawet bardziej niż ta osoba…
    Ech, Danusiu, poruszyłaś cięzki temat i chyba nie jestem dobrą osoba by się wymądrzać. Ale ogólnie to moim zdaniem dobrze że o depresji piszą. Nawet jeśli nie najmądrzej. Bo dla wielu to jakieś fanaberie a nie ciężka choroba. Może kolejne kilka osób nie będzie beztrosko poklepywać po ramieniu i ze współczującym wyrazem twarzy rzucać lekkim tonem że jakoś to będzie. Albo przestaną kazać brać się w garść. A co zaczną robić? A, to już zupełnie inna historia i dla każdego z nas odrębna.

  • avatar

    depres(c)jonowana

    14 sierpnia 2011 at 08:42

    Zgadzam się, ze z lekami trzeba uważać, że jak naprawdę nie są konieczne, to nie brać. Tylko że te rady będą dobre, ale nie w depresji. Nikt, oprócz chorego, nie jest w stanie ocenić, co pomaga. Jeśłi pomagają, a nie ma innego sposobu, to lepiej wziąć.
    Jak mi córka wyskoczy z okna, to jakie wtedy będzie miało znaczenie, że mogła się uzależnić, że mogło zaszkodzić dziecku ?
    Tylko zadbać, żeby trafiła do mądrego,pomocnego lekarza, który trafnie zdiagnozuje, jaki to etap depresji. Bo człowiek w depresji nie jest w stanie obiektywnie ocenić swojej sytuacji. A decyzja o skoczeniu to sekundy. Dlatego wsparcie bliskich, to najważniejsze.
    Joga i inne sposoby raczej dla tych, co dopiero w przedsionku depresji.
    Pozdrawiam.

  • avatar

    Danuta Sterna

    14 sierpnia 2011 at 09:44

    1. Co to znaczy, że leki są konieczne? Kto o tym ma zadecydować?
    2. Jak leki weźmiemy, to oczywiście pomogą, bo to jak obuchem w głowę. Więc zdanie : Jeśli pomagają…., jest już po fakcie.
    3. A jeśli nie wyskoczy, a dziecko będzie uszkodzone? Znam przypadki, że mimo leków wyskakiwali z okna. Nie ma gwarancji nigdy, chyba, że się kogoś zwiąże na całe życie.
    4. Nie ma mądrych lekarz, przynajmniej ja nie znam.Za to znam bardzo dobrych (znanych) lekarzy i psychologów, którzy nie mogą pomóc ani swoim dzieciom, ani sobie.
    5. Joga, wyjazdy, psychoterapia na pewni nie zaszkodzą, w przeciwieństwie….
    Przepraszam, że tak kategorycznie, ale temat jest mi bliski i bardzo mnie przejmuje.
    D

  • avatar

    depres(c)jonowana

    14 sierpnia 2011 at 10:22

    Jeszcze słowo wyjaśnienia, raczej dla tych, którzy – nie daj Boże – zetkną się z osobami w głębokiej depresji. A propos zdania: „Znam też niestety kilka osób, które na lekach pozbawiły się życia”, bo dopiero teraz doczytałam resztę odpowiedzi, w tym wyjaśnienie Danusi.
    Najwięcej samobójstw wśród chorych na depresję następuje wtedy, kiedy chorzy zaczynają zdrowieć. Wtedy chory uświadamia sobie, jak ciężko jest chory i uwaga: ma siłę, żeby to zakończyć (przedtem w wyniku choroby nie był w stanie podjąć żadnej decyzji, także tej najgorszej, a tym bardziej wprowadzić ją w czyn). Niestety, wtedy też bliscy troszeczkę „odpuszczają”, wydaje się, że wszystko jest na dobrej drodze i najgorsze za nami. Myślimy stereotypami, jak w chorobie np. grypy. Kości i mięśnie przestały boleć, to jeśli nie będzie powikłań, będzie tylko lepiej. Nic bardziej mylnego. Stan chorego na depresję to ciągła sinusoida i kiedy jest lepiej, należy zwiększyć wsparcie. Tymczasem wtedy chory dostaje mniej uwagi, jako już zdrowiejący. I następuje tragedia.
    Depresja to temat jak ocean. Obyśmy nigdy nie mieli do czynienia z tą chorobą .
    Pozdrawiam.

  • avatar

    depres(c)jonowana

    14 sierpnia 2011 at 10:43

    PS
    1. Nie jestem zwolenniczką lekomanii, ani nawet preferowania leków ponad inne sposoby leczenia. Uważam tylko, że depresja nie jest chorobą jak inne.
    2. Dobrze, ze kategorycznie, Umiejętność bronienia swojego stanowiska to też sposób na niepoddawanie się, a więc obrony przed depresją.
    🙂

  • avatar

    stary

    20 sierpnia 2011 at 19:41

    Niezły temat.
    Czy jeżeli zbliża się rok szkolny i już jestem zdołowany czekającymi mnie zmaganiami z papierologią, to jest już depresja?
    Odwiedzałem znajomą w sanatorium gdzie leczy się nerwice, 90% obsady to nauczyciele.
    Kilka osób z grana pedagogicznego jest już na lekach.
    O tym się nie mówi, ludzie się wstydzą.
    Jeżeli ktoś pracuje w szkole, to wystarczy poobserwować koleżanki i kolegów a temat depresji i nerwic sam się nasunie.

  • avatar

    Danusia

    24 sierpnia 2011 at 13:05

    Depresja papirologiczna.
    To jest też temat wart dyskusji. Z jednej strony za dużo i niepotrzebnie z tymi papierami, a z drugiej bez papierów często nic się nie dzieje. Wyobraź sobie, że nie robisz uczniom żadnych sprawdzianów, czy na pewno uczyliby się pilnie? Nawet dla siebie samych chcą wiedzieć, czy umieją, czy nie.
    Sam pewnie też wiesz, że mobilizujesz się, gdy wiadomo, że masz z czegoś zdać komuś sprawozdanie. Jeśli tego nie ma, to jesteśmy skłonni odłożyć na później robotę.
    Ale ogólnie w zupełności się zgadzam, że papierologia w polskiej szkole jest ogromna i bez sensu.
    Tylko czy specjaliści mają na to psychotropy i dla kogo?
    Danusia

  • avatar

    stary

    24 sierpnia 2011 at 15:11

    Nie rozumiemy się. Sprawdziany poprawiam od razu, ciekawość mnie zżera jak dzieciaki napisały.
    Nie akceptuję czczej pisaniny dotyczącej monitoringu. Protokołów zespołów przedmiotowych itp.
    Teraz w gimnazjum dochodzą jeszcze protokoły zespołów nadzorujących uczniów o specjalnych trudnościach w uczeniu się, protokoły z zebrań dotyczących projektów gimnazjalnych, każdy nauczyciel będzie musiał się wykazać (oczywiście na piśmie).
    Wracając do tematu. Zapytałem się znajomych nauczycieli dlaczego zażywają antydepresanty. Przecież to takie szkodliwe.
    Odpowiedź była jedna: to najłatwiejszy i najdyskretniejszy sposób leczenia się.

  • avatar

    Danusia

    24 sierpnia 2011 at 16:26

    Pewnie nie jasno się wyraziłam. Chodziło mi o to, że pewna ilość papierów jest potrzebna, aby:
    – został dowód co zrobiliśmy
    – samameu podczas pisania poddać refleksji, co zrobiłem dlaczego i z jakim skutkiem?
    To co wymieniłeś chyba nie wymaga refleksji i dowodów. Może tylko dokumentacja pracy z dzieckiem z trudnościami, bo trzeba wiedzieć, co się robiło, jeśli np zmieni się nauczyciel. Dawniej robił to pedagog…
    Twój wywiad trochę mnie otrzeźwił, bo przecież ludzie często nie mogą sobie dać rady w inny sposób. Nie ma co ich namawiać do niemożliwego. Można tylko ofiarować się z pomocą.
    Tylko po lekarzu spodziewałam się innej rekomendacji leczenia, a juz na pewno w stosunku do kobiet w ciąży.
    A po trzecie: Strasznie dużo tej depresji, wśród nauczycieli też. Czy człowiek dotknięty tak trudnym doświadczeniem, ma miejsce na uczenie innych?

  • avatar

    stary

    24 sierpnia 2011 at 16:46

    Przejrzyj ankiety i pytania, na które się odpowiada w czasie zewnętrznego monitoringu. Na każde pytanie musi być dowód na piśmie, a najlepiej dwa lub trzy dowody. Przecież dyrektor tego nie pisze, robią to nauczyciele.
    Nie wiem czy taki był cel zewnętrznego oceniania szkół. Wyszło fatalnie, liczy się papier

  • avatar

    danuta

    24 sierpnia 2011 at 19:08

    Też nie cenię sobie zewnętrznego monitoringu. A jak dołożyć mierne wykonanie, to może być katastrofa.
    Nazywa się to zewnętrzna ewaluacja, to powinna być zewnętrzna, tylko też nie wiem po co? Ona przecież nic w szkole nie zmieni, tylko umęczy nauczycieli.
    Jestem za wewnętrzną, jaką sama szkoła sobie zaplanuje. Wtedy też papiery mogą być dopasowane do potrzeb i upodobań.
    Czasami dyrektor woli się obstawić papierami, bo mu się wydaje, że od tego jest bezpieczniej. Sam nie daje rady, to zrzuca na nauczycieli.
    Życzę odważnego dyrektora.
    D

Dodaj komentarz