OK na Białorusi

Wróciłam właśnie z Białorusi, gdzie miałam dwa dwudniowe szkolenia z oceniania kształtujacegodla nauczycieli i jedną konferencję. Już drugi raz miałam przyjemność spotkać się z nauczycielami (po białorusku -nastawnikami). Dwa lata temu zasialiśmy tam ziarno OK, a ono wzrosło bardzo w tym czasie. Okazało się , że było znacznie więcej chętnych niż miejsc na nasze warsztaty. Organizatorzy musieli sprawdzać kandydatów, aby nie było wśród nich prowokatorów. Wszystko działo się poza wiedzą oficjalną Łukaszenki, choć jak sądzę nie ma nic, o czym by władze nie wiedziały. Widocznie na OK pozawalają, bo jest mało polityczny.

Przed wyjazdem straszono mnie i przestrzegano, że ściany mają tam wszędzie uszy. Okazało się, że na szczęście nic mnie osobiście tam nie dotknęło. Pozornie wszystko jest względnie normalnie. W sklepach towar jest, tyle, że ludzi na niego nie stać. Opozycja co środę wychodzi na plac w Mińsku, przechadza się i klaszcze demonstracyjnie. Przyjeżdża milicja i aresztuje kogo złapie, wsadza do aresztu razem z przestępcami i szykanuje złymi warunkami. W rozmowie powiedziano nam, że woleliby, aby zachód wprowadził sankcje gospodarcze dla Białorusi, bo wtedy może do buntu przyłączyłoby się więcej osób.
Atmosfera jest kiepska, bo nie wiadomo kto donosi, a kto swój  i komu można co powiedzieć. Np. w Mińsku wynajmowaliśmy mieszkanie i jedna z sąsiadek zaczęła nas wypytywać skąd i po co. Ostrzeżono nas, abyśmy nie udzielali informacji o szkoleniach dla nauczycieli, bo może doniosą władzom i wszyscy możemy mieć kłopoty.
Organizacje pozarządowe zamykane są z byle powodu, obojętnie czy działają na płaszczyźnie edukacji, czy innej np. politycznej. Nasi „organizatorzy” to bardzo odważni i wspaniali ludzie. Narażają się, ale starają się coś zmienić. Wszyscy mamy nadzieję, że sytuacja szybko się zmieni. Dowiedziałam się, że zamknięto jeden z uniwersytetów. I wtedy opozycja przeniosła go do Kijowa. Studenci jeżdżą tam się teraz uczyć. Po białorusku i prawdy.
Ale pojechałam tam nie po to, aby obalać ustrój (choć chętnie bym to zrobiła, gdybym miała szanse), ale po to, aby pracować z nauczycielami nad dobrym nauczaniem.
Nastawnicy są niezwykle chętni do nauki, refleksyjni, energiczni i zaangażowani. Naprawdę miło z nimi pracować. Mają trudną sytuację w szkołach. Zarabiają mniej więcej 800 zł, a ceny są nie wiele mniejsze niż u nas. W czasie wakacji przez miesiąc remontują szkołę, a przez drugi jadą obowiązkowo z uczniami na obozy. Pozostaje im jeden miesiąc, w którym właśnie przyjechali na nasze warsztaty. W czasie roku szkolnego nakładają na nich różne obowiązki typu: wizyty w domach uczniów i wypytywanie o zarobki rodziców, sprzedawanie loterii, prenumerowanie reżimowych gazet. Nie wolno im nic pisać od siebie w zeszytach uczniów – przepis zupełnie dla mnie niezrozumiały.
Skarżą się, tak jak u nas, na brak motywacji uczniów do nauki. Wychowanie jest tylko jedno – narodowe, na wielkich patriotów. Dyrektorzy nie są przeważnie nauczycielami, to organizatorzy zaprzyjaźnieni z władzą. Za każde uchybienie nauczyciel może być zwolniony z pracy. Nie jest to przyjemny obraz pracy nauczyciela. Podręcznik jest jeden, nie ma wyboru. Rodzice (baczki) kupują go w szkole, a przy końcu roku muszą oddać, szkoła sprzedaje go dalej ze swoim zyskiem. Uczniowie uczą się po rosyjsku. Język białoruski jest osobnym przedmiotem. Nie wszyscy mówią w tym języku biegle.
Język jest podobny do ukraińskiego, polskiego i rosyjskiego. Ja rozumiałam gdzieś 60% i w takim samym stopniu Białorusini rozumieli mnie mówiącą po polsku. Mieliśmy tłumaczy. Lepiej rozumiałam mowę niż pismo, alfabet jest inny niż nasz, ale też różny od cyrylicy.
Podczas szkolenia uczestnicy byli bardzo karni, wykonywali wszelkie polecenia bez szemrania i chętnie zostawali dłużej. Ale nie przyjmowali wszystkiego bezkrytycznie, często dyskutowaliśmy i zastanawialiśmy się jak OK stosować na Białorusi.
Kryteria oceniania („nacobuzu”) były łatwe do przyjęcia, gdyż  w edukacji białoruskiej są ściśle określone kryteria na każdą z 10 ocen. W OK oczywiście nie chodzi o stopnie, ale samo pojęcie  „kryteria” było zrozumiałe. Choć w ćwiczeniach polegających na budowaniu „nacobezu” uczestnicy mieli kłopoty z konkretami. Tak samo jak w Polsce.
Z dużym zainteresowaniem spotkały się techniki zadawania pytań i strategie zamiany pytań. Z ochotą zamienialiśmy pytania na takie, które pomagają uczniom myśleć. Potem przy konstruowaniu pytań kluczowych nauczyciele wykorzystywali umiejętność tworzenia „dobrych” pytań.
Podobało mi się przeformułowanie tematu: „Wieka Rewolucja Francuska”, na: „Dlaczego wielka, dlaczego rewolucja i dlaczego francuska?”.
Z dużym oporem spotkała się, szczególnie w klasach młodszych, zasada niepodnoszenia rąk. Klika osób nie chciało się zgodzić z brakiem nagrody i kary dla ucznia w czasie procesu uczenia się. Jednak szybko wspólnie doszliśmy do wniosku, że warto, aby uczeń uczył się dla wiedzy, a nie dla nagrody.
Białoruscy nauczyciele wolą dawać uczniom ustną, a nie pisemną informację zwrotną. Prawdopodobnie dlatego, że jak pisałam wcześniej, nie wszystko można napisać w zeszycie ucznia. Tak jak w Polsce nauczyciele obawiają się, że nie będą mieli wystarczająco czasu na częste udzielanie wyczerpującej informacji zwrotnej swoim uczniom.
Podczas szkolenia mieliśmy ostrą wymianę zdań. Jeden z dyrektorów (z charakterem wojskowego) uważał, że nie można łagodnie traktować uczniów, gdyż trzeba ich przygotować do stresu, który ich czeka w dorosłym życiu. Jego zdaniem trzeba uczniów stawiać w sytuacji stresowej i w ten sposób nauczyć ich radzenia sobie z nim. Jeden z uczestników – wykładowca wyższej uczelni zareagował silnie mówią, że to bzdura, bo nie można nikogo stresem nauczyć, jak sobie z nim radzić. Bardzo ciekawa wymiana zdań. Panowie wymienili poglądy i przeprosili innych za swoje silne emocje.
W szkoleniu brało udział wielu akademików, wygląda na to, że uczelnie mają stosunkowo dużą autonomię w sposobach nauczania i są zainteresowane OK. Nie ma też na uczelniach tak silnego nacisku na stopnie. Możliwe, że tą drogą OK trafi do szkół i nauczycieli. To zupełnie inaczej niż w Polsce, bo u nas uczelnie prawie w ogóle nie interesują się OK.
Zarówno podczas szkoleń, jak i konferencji zastanawialiśmy się jak pomóc ocenianiu kształtującemu  na Białorusi. Ustalono, że będzie działać strona poświęcona tylko AA (Aktywnaja Acenka), gdzie będą artykuły nauczycieli, tłumaczenia zagraniczne, pytania do eksperta i scenariusze lekcji. Istnieje duża potrzeba przekładów tekstów na język białoruski. Jeden z nauczycieli akademickich – Mikołaj napisał już książkę o OK po białorusku.
Na koniec podzielą się tym co postaramy się zrobić na wzór białoruski w Polsce. Otóż tam od 10 lat odbywają się obozy letnie dla nauczycieli. Mieszkają pod namiotami, sami płacą, gotują sprzątają i sami sobie robią program. Chętnych jest bardzo dużo, Mikołaj musi losować spośród kandydatów. Może my w Polsce moglibyśmy też spotkać się nad jeziorem pod namiotem na rozważania o OK? Czy znajdą się chętni?
 

2 komentarze

Dodaj komentarz