Nauczyciel czy nauczycielka, lekarz czy lekarka?

Moja młoda przyjaciółka Marysia Strzemieczna pisze pracę magisterską z socjologii. Pokazała mi jej fragment dotyczący języka przepisów. Nie pamiętam dokładnych danych, które były zawarte w pracy, zdołałam jednak zauważyć, że ponad 60% lekarzy stanowią kobiety, a  – położników wśród osób zawodowo zajmujących się położnictwem mamy zaledwie trzydziestu sześciu, co stanowi 0,011 procenta! W przepisach regulujących pracę służby medycznej mówi się o lekarzach, bez wyjaśnienia, że może chodzić również o kobiety. Za to jeśli podany jest termin „położna” pojawia się wyjaśnienie, że należy to rozumieć zarówno jako położną, jak i położnika.

Widać, że zadbano o 36 mężczyzn, aby nie popełnić błędu i nie nazwać ich położnymi, a nie dba się o 60% lekarek określanych w przepisach jako lekarze.
Mały problem? Wydumany?
Tak wiem, że język polski jest ułomny i te końcówki są trudne. Daleka jestem od używania w tekście określeń „łamanych” typu: lekarka/lekarz, położna/położnik, ale odchylenie w stronę rodzaju męskiego jest frustrujące. Niestety, właśnie taki trend przyjęty jest w naszym społeczeństwie. Szkoda, że też w przepisach państwowych…  
Stale nie wiadomo, jak brzmi rodzaj żeński od kierowcy.
Ciekawe, czy kiedyś rozwiążemy ten problem języka polskiego. Choć myślę, że jest on odbiciem głębszego problemu – uwewnętrznionej, zakorzenionej opresji kobiet.
Pamiętam, gdy pisałam swoją książkę i wpadłam na pomysł, aby pisać ją do nauczycielek, a nie do nauczycieli. Pomyślałam, że więcej jest nauczycielek, więc łatwo mogę wytłumaczyć, że adresuję książkę do większości. Zrobiłam na ten temat wywiad wśród moich koleżanek i kolegów w pracy i co się okazało? Większość oświadczyła, że to zły pomysł i że… one i oni nie przeczytaliby takiej książki! Skończyło się na tym, że jak najczęściej starałam się używać formy bezosobowej.
Dziwne jest też, że wiele nauczycielek mówi o sobie: jestem nauczycielem np. biologii. Nie nauczycielką, zawód to NAUCZYCIEL.
Dyrektorki szkół mówią o sobie: Jestem dyrektorem. Dla wielu pań lepiej brzmi dyrektor niż dyrektorka.
Aby nie było wątpliwości, to ja jestem – blogerką, a nie blogerem.

10 komentarzy

  • avatar

    szwedzkiereminiscencje

    25 lutego 2010 at 13:02

    dzien dobry,
    mnie tez wiele razy zastanawialo JAK sie powinno okreslac damskie profesje (tak to nazwijmy). w liceum uczylam sie niemieckiego, w ktorym to jezyku latwo j tworzyc kobiece odpowiedniki meskich zawodow. natomaist juz w angielskim wystepuje (zazwyczaj) jedno okreslenie dla plci obojga
    w szkole mialam „pania dyrektor” – moze to sprawa pokoleniowa, ale mimo, ze jestem feministka, to jakos nie brzmia mi dobrze po polsku pozycje typu: dyrektorka czy adwokatka. dawniej uzywalo sie takich okreslen potocznie, kiedy sie chciano sfraternizowac z dana osoba i dla mnie te okreslenia maja lekko negatywny oddzwiek emocjonalny
    zupelnie tez nie moge sie pogodzic z „ta sedzia” dla mnie to (ten) sedzia rodzaju zenskiego
    w druga strone j klopot z mezczyznami pracujacymi w zawodach kobiecych – po szwedzku pielegniarka to „sjuksjöterska” czyli opiekunka chorych. o pielegniarzu sie mowi „manlig sjuksjöterska” czyli meska opiekunka chorych. czyli nie tylko jezyk polski ma klopoty z genusem
    mialam ciocie nauczycielke, ale juz moja mama byla nauczycielem akdemickim to byl zupelnie inny status. masz zdecydowana racje, ze polskim patriarchalnym spoleczenstwie zawody o meskim brzmieniu stoja wyzej. natomiast nie jestem pzrekonana czy droga do szacunku dla pracy i wyksztacenia kobiet wioda przez uzywanie „kobiecej formy” nazwy zawodu?
    pozdr m

  • avatar

    Karion

    25 lutego 2010 at 15:02

    Pani bloger!
    To tak żeby się poprzekomarzać.
    Język kształtuje myślenie, i troszkę w drugą stronę. A do tego jeszcze nasz język polski jest trudny. Z tego co słyszałem to bywają nawet wojny między środowiskami naukowymi jak coś należy pisać.
    Ale powinniśmy od siebie wymagać, a w szczególności tak powinni postępować tworzący prawo. Może przyjąć, że w aktach prawnych ma zawsze występować podwójna forma?
    Z drugiej strony trochę mnie przerażą zbaczanie w stronę poprawności politycznej. A jest to coś czego nie akceptuję. Bo zbyt łatwo się zakazuje i ogranicza. Taka łagodna cenzura. Bo się nie powinno. I zamiast rozwiązywać problemy gett, po prostu przestajemy o nich mówić.

  • avatar

    Rafał Belka

    25 lutego 2010 at 20:38

    Bardzo się cieszę, że wreszcie ktoś poruszył ten problem w odniesieniu do środowiska szkolnego!
    Współprzygotowując materiały edukacyjne dla gimnazjalistów miałem identyczny problem do rozwiązania. Pierwsze postanowienie, jakie poczyniłem z kolegą współpiszącym, było następujące: używamy obu form naraz (stosujemy łamańce). Bardzo szybko okazało się to totalną klapą – tekst może nikogo nie dyskryminował ale stracił jednocześnie walory dydaktyczne – był niezrozumiały. W związku z tym, pomysł umarł śmiercią naturalną.
    Kolejnym rozwiązaniem, jakie przyjęliśmy, było różnicowanie przykładów (raz był „Jaś”, innym razem „Małgosia”), wymienianie dwóch nazw zawodów („sędzia/sędzina”) przy jednoczesnym zwracaniu się do czytelnika w formie męskiej. Tekst sprawiał jednak wrażenie niespójnego.
    Ostatecznie ze smutkiem pogodziliśmy się z naszą przegraną: użyliśmy wyłącznie form męskich (oprócz przykładów). Na wstępie jednak zaznaczyliśmy, że zrobiliśmy to wyłącznie dla dobra czytelności i przejrzystości, zaś formy żeńskie uważamy za równouprawnione. Trochę w tym hipokryzji (skoro równouprawnione, to dlaczego nie użyliśmy wyłącznie form żeńskich?). Niestety.
    Może warto obok tworzenia form żeńskich tworzyć formy nijakie? Chociaż mam wrażenie, że spowodowałoby to męsko-żeński sprzeciw. Chyba słusznie.

  • avatar

    Danuta Sterna

    26 lutego 2010 at 13:17

    Ale temat nam się trafił.
    Dziękuję za komentarze i zwrócenie uwagi na różne mielizny tematu. Trudno w każdym tekście zaznaczać na początku, że jeżeli piszemy formę męską, to jednocześnie mamy na myśli też żeńską. Też trudno badać statystycznie, że odbiorców żeńskich jest więcej niż męskich i dostosowywać do tego formę. Tworzenie dziwolągów typu: kierowczyni lub łamańców – aż boli. A jak marnie mają obcokrajowcy!
    Słyszałam kiedyś, że język jest odbiciem duszy narodu. To z tą naszą duszą nie jest najlepiej.
    Danusia

  • avatar

    Beata

    1 marca 2010 at 23:05

    Bardzo często przedstawiając się mówiłam i mówię o sobie nauczycielka i dyrektorka. Mówienie o sobie w formie żeńskiej (kobiety) nie jest objawem przynależności do grupy feministek, moim zdaniem.
    Kilka lat temu pisząc pracę dyplomową mój promotor polonista, zwrócił mi uwagę , ze jestem kobietą, więc nauczycielką. Trochę inaczej brzmi forma „dyrektorka”, szczególnie w użyciu tzw. oficjalnym, urzędowym (np. na pieczątce). Chociaż bardziej pasuje mi używanie końcówek żeńskich, jeżeli dotyczą one kobiet. W każdym zawodzie. Nie jestem językoznawcą (niestety forma męska, może jednak językoznawczynią), ale może to jest kwestia przyzwyczajenia do używania formy męskiej do niektórych stanowisk, zawodów: pani sędzia a nie pani sędzina. To drugie brzmi akurat dobrze. Ale można by mnożyć przykładów dobrze brzmiących i odwrotnie: sprzedawca/sprzedawczyni, uczeń/uczennica, prezes/prezeska, logopeda/logopedka, pedagog/pedagożka. Mnie odpowiada jak najbardziej forma żeńska i często mówię z końcówkami żeńskimi. Niestety tylko w języku potocznym , nie urzędowym. Tak jest poprawnie według zasad słownikowych. Jednak i nasz język ulega zmianom i przyjdzie czas na zmiany w nazewnictwie żeńskich i męskich zawodów, stanowisk.

  • avatar

    szwedzkiereminiscencje

    1 marca 2010 at 23:22

    jeszcze raz dorzuce swoje piec groszy. robie teraz tlumaczenie z angielskiego – doszlam do dialogu dwoch kobiet (lata 30-te), nauczycielki akademickiej/opiekunki i jej studentki. studentka komentuje w mysli wypowiedz nauczycielki „Łatwo było mówić wykładowcy college’u dla kobiet”. i porsze mi pwoiedziec jak inaczej moglam to przetlumaczyc? wykladowczyni? a college nie moze pzrezciez byc ani damski, ani kobiecy (bo to nie czlowiek ani cecha), tylko dla kobiet
    czyli jednak nie j latwo znalezc polski odpowiednik w rodzaju zenskim, kt nie brzmialby smiesznie i brzmial literacko!
    pozdr m

  • avatar

    Danuta Sterna

    2 marca 2010 at 23:29

    Coraz więcej trudnych sytuacji językowych pokazujecie. Nie jestem taką optymistką jak Beata – nie przewiduję zmian językowych za rogiem.
    Mnie chyba nawet za bardzo nie razi forma męska, np. dyrektor, czy kierowca, tylko w pismach urzędowych wolałabym łamańce albo odnośnik, że pod tą nazwą mieści się zarówno forma męska, jak i żeńska.
    Na szczęście nie jestem tłumaczem. Szwedzkiereminscencje – to dopiero ma kłopot.
    Danusia

Dodaj komentarz