Siła rażenia nauczyciela

Odwiedziłam znajome młode małżeństwo z nowo narodzoną córeczką. On jest dyrektorem firmy, ona chwilowo nie pracuje, ale pracowała w finansach. Oboje skończyli ekonomię kilka lat temu. Rozmowa zeszła na szkołę. Wtedy młody tata powiedział o swojej traumie szkolnej związanej z lekcjami języka polskiego.
Znany w kręgach warszawskich nauczyciel zadał uczniom wypracowanie. W czasie omawiania prac skupił się na pracy mojego znajomego, nie ujawniał jego nazwiska autor. Zdanie po zdaniu skrytykował wypracowanie. Znajomy podejrzewał, że niektórzy z uczniów wiedzą, że jest to jego praca, przeżywał katusze, tym dotkliwsze, że „profesor” nie szczędził inwektyw. Od tego czasu, gdy brał do ręki długopis opanowywał go paraliż. Mimo korepetycji i starań ze strony rodziny uraz mu pozostał. Na szczęście ma teraz dwie sekretarki.
Jego żona z kolei powiedziała, że miała tak opresyjnego historyka, że na studiach (na których jej dobrze szło) mało nie zdała z przedmiotu, który miał w tytule – historia, nie mogła zmusić się do zajrzenia do środka.
Nie sądzę, aby ci nauczyciele zdawali sobie sprawę w jakiej pamięci swoich wychowanków pozostali. Pewnie mają o sobie dobre zdanie jako o nauczycielach.
Ale są i inne sytuacje. Często słyszę we wspomnieniach nauczycieli – „Miałem świetną nauczycielkę, ona mnie zachęciła do nauki” lub „Gdyby nie słowa X-a, to bym nie dał rady, a tak na ludzi wyszedłem”.
Sama miałam taką sytuację. W szkole podstawowej nie szło mi z języka polskiego, zdaniem nauczycieli nie umiałam pisać. Gdy zdałam do liceum pani Teresa Holzer zadała nam pierwsze wypracowanie: Teatr, kino czy książka?
Napisałam, dość emocjonalnie, że teatr. Dostałam pierwszy raz w życiu czwórkę za wypracowanie. I uwierzyłam w siebie. Nie sądzę, aby pani profesor zdawała sobie sprawę co mi uczyniła.
Inna historia dotyczy mojego znajomego, który miał okropne kłopoty w szkole (skończył doktoratem, ale to inna historia). Nie zdał do klasy szóstej i gdy powtarzał rok nowa pani od matematyki powiedział mu – „Ty nie jesteś całkiem głupi z matmy”. Tym zdaniem uratowała jego pobyt w szkole.
Każdy z nas ma pewnie taką historię w pamięci. Jaki wniosek?
Nauczyciele mają ogromną siłę rażenia w każdą stronę, a nie zdają sobie z tego sprawy. Mogą zadecydować o udanym życiu ucznia lub o jego klęsce. Pamiętajmy o tym na co dzień i bądźmy ostrożni.
 

8 komentarzy

  • avatar

    wmarianski

    21 października 2011 at 18:38

    Jak tu być ostrożnym, gdy trzeba zrealizować podstawę, wycisnąć z uczniów odpowiednią średnią, przygotować do testów i egzaminów, spełnić wymagania, nadążyć, wykonać polecenia, wykazać się i jeszcze sprawozdać. No i nie podpaść.

  • avatar

    Sandra Walecka

    26 października 2011 at 10:38

    Bardzo ważne jest, aby nauczyciele w każdym uczniu znaleźli coś dobrego. Nie wydaje się to trudne: podczas oceniania prac, zaczynam od tego, co wyróżnia ją (np. Gratulacje, świetny wstęp!, Ciekawa historia!), delikatnie zaznaczając błędy (np. Postaraj się popracować nad ortografią, Nie zapominaj o akapitach). Dzieci taką krytykę odbierały pozytywnie, nie czuły, że czegoś nie potrafią.
    Niestety, wielu nauczycieli zapomina o tego typu motywacji, przekładając wszelkie frustracje na podopiecznych.

  • avatar

    M

    3 listopada 2011 at 19:18

    Może siła naszego rażenia to, co innego niż słowa. Bądźmy radośni i pokazujmy pasje. Gdy ich nie mamy, to i ostrożność nam nic nie pomoże. W dzisiejszej szkole zdominowanej przez egzaminy i systemy oceniania oraz prawa dziecka (odnoszące się do oceniania) trudno jest znaleźć czas na to by zainteresować, zadbać o WOW. Pomagając zdobyć wiedzę i umiejętności, kształtując postawy, mniej oceniajmy tylko przede wszystkim pokazujmy zjawiska prawa, zasady, formy itd. Gdy uda się nam zainteresować ucznia (chociaż w małym stopniu), to ocenianie będzie miało coraz więcej elementów samooceny. Uczniowie ucząc się jeździć na nartach, rowerze, deskorolce, czy pracy na komputerze, nie potrzebują oceniania, a są skuteczni.

  • avatar

    e.

    3 listopada 2011 at 22:36

    > Odwiedziłam znajome młode małżeństwo z nowo narodzoną córeczką. On > jest dyrektorem firmy, ona chwilowo nie pracuje, ale pracowała w
    > finansach.
    Jak to NIE PRACUJE???!!! Jeśli mają maleńkie dziecko, to pracuje – i to bardzo ciężko.

  • avatar

    Danusia

    4 listopada 2011 at 05:32

    Tak. Racja – pracuje w domu. Choć ona sama chyba nie określiłaby tego, że bardzo ciężko, ma dużą pomoc od rodziny. Ale to wyjątkowy przypadek. Powinnam napisać : nie pracuje zawodowo. Jak to jednak opresja wchodzi w podświadomość. Dziękuję.
    D

Dodaj komentarz