Uczeń traktowany podmiotowo

Każdy z nas wie, że ucznia należy traktować podmiotowo. Tylko co to znaczy? Traktować partnersko, pytać o potrzeby, dostosować nauczanie do jego możliwości, nauczać tego, czym uczeń jest zainteresowany? Podmiotowość, to przede wszystkim możliwość decydowania o sobie, o tym co robię, w tym czego, jak i kiedy się uczę.  Pięknie, tylko gdzie tu jest miejsce na realizację podstawy programowej i na tempo wymagane przy jej realizacji?
Jeśli uczeń czegoś na lekcji nie zrozumie, to pozostaje nam szybko powtórzyć drugi raz to samo, albo skierować go na douczanie po lekcjach (patrz „balon” nauczania indywidualnego). Mamy za zadanie wlać uczniom do głowy materiał niezbędny do zdania testu, z tego jesteśmy rozliczani. A wlewać można tylko w przedmiot, a nie w podmiot.
Spójrzmy dociekliwej: czy my pytamy uczniów, czego chcą się uczyć? Czy dostosowujemy program do ich możliwości, czy uwzględniamy ich ograniczenia wynikające z życia pozaszkolnego?  A jednak podobno traktujemy ich podmiotowo…

Danuta Sterna – ekspertka merytoryczna programu Szkoła Ucząca Się (SUS)  (prowadzonego przez CEO i PAFW)

10 komentarzy

  • avatar

    Robert Raczyński

    2 stycznia 2018 at 23:55

    No cóż, sam kilkukrotnie już próbowałem nakłuć ten balon (że wymienię tylko te wpisy, w których odnosiłem się do tematu bezpośrednio):
    https://osswiata.pl/rr/2017/03/20/art-44e-ust-4catch-22/
    https://osswiata.pl/rr/2017/01/07/podmiot-w-stronie-biernej/
    https://osswiata.pl/rr/2016/04/04/masters-of-non-puppets-czyli-o-prawdziwym-slow-znaczeniu/
    Nie wspominam o tym dla autoreklamy, ale żeby uzmysłowić ci, z jak „szerokim” odzewem problem się spotkał. Biorę oczywiście poprawkę na „gębę” krytyka totalnego, którą mi dorobiono w trakcie wiadomego sporu, nie mniej jednak, nie mając ambicji budzenia świata, liczyłem na głębszą dyskusję. Niestety, hipokryzja podwójnych standardów, zapisów i czynów, ma się w oświacie kwitnąco i nie bardzo wierzę, by z tego balonu powietrze szybko zeszło…

  • avatar

    Robert Raczyński

    2 stycznia 2018 at 23:55

    No cóż, sam kilkukrotnie już próbowałem nakłuć ten balon (że wymienię tylko te wpisy, w których odnosiłem się do tematu bezpośrednio):
    https://osswiata.pl/rr/2017/03/20/art-44e-ust-4catch-22/
    https://osswiata.pl/rr/2017/01/07/podmiot-w-stronie-biernej/
    https://osswiata.pl/rr/2016/04/04/masters-of-non-puppets-czyli-o-prawdziwym-slow-znaczeniu/
    Nie wspominam o tym dla autoreklamy, ale żeby uzmysłowić ci, z jak „szerokim” odzewem problem się spotkał. Biorę oczywiście poprawkę na „gębę” krytyka totalnego, którą mi dorobiono w trakcie wiadomego sporu, nie mniej jednak, nie mając ambicji budzenia świata, liczyłem na głębszą dyskusję. Niestety, hipokryzja podwójnych standardów, zapisów i czynów, ma się w oświacie kwitnąco i nie bardzo wierzę, by z tego balonu powietrze szybko zeszło…

  • avatar

    Xawer

    3 stycznia 2018 at 09:46

    By była to podmiotowość, nie wystarczy „pytać o potrzeby”, ale trzeba się nimi kierować i je realizować, choćby ci się nie podobały. I nie chodzi o „dostosowanie do możliwości”, bo nawet rozsądny woźnica dostosowuje ładunek wozu do możliwości konia i z podmiotowością konia nie ma to nic wspólnego.
    „tylko gdzie tu jest miejsce na realizację podstawy programowej”
    – nie ma tego miejsca. Dlatego odrzucenie podstawy programowej jest warunkiem sine qua non podmiotowego traktowania każdego, kto nie jest nią zainteresowany.
    „Mamy za zadanie wlać uczniom do głowy…”
    To już jest Twój wybór, czy realizujesz zadania przełożonych, ucznia traktując przedmiotowo, do napełniania go norymberskim lejkiem, czy też odrzucasz/bojkotujesz/sabotujesz system szkolny albo działasz zupełnie poza systemem i dopiero wtedy możesz ucznia traktować podmiotowo i realizować jego cele, a nie urzędowe.
    „czy my pytamy uczniów, czego chcą się uczyć?”
    Nie uogólniaj „my” na funkcjonariuszy systemu szkolnego! To jest blogowisko o edukacji, a nie wewnętrzne forum członków ZNP. Społeczeństwo (my) na szczęście nie ogranicza się do funkcjonariuszy systemu szkolnego.
    Ja pytam o to zawsze, co więcej to realizuję, a nie tylko pytam.
    Znów jednak – „balon” polega nie na niejasności i nieścisłosci, tylko na nierozstrzygalnej sprzeczności pomiędzy danym zjawiskiem, a niekwestionowanym, wręcz afirmowanym, status quo systemu szkolnego. Przyjmując pracę w szkole państwowej za podmiot działań przyjmuje się państwowego pracodawcę, w imieniu i na zlecenie którego się działa jako egzekutor przymusu szkolnego – żadnej podmiotowości uczniów (ani nawet ich rodziców) tu nie ma i być nie może. Są to rzeczy nie do pogodzenia, trzeba wybierać pomiędzy podmiotowym traktowaniem uczniów, a realizowaniem systemu szkolnego.
    Moje wyrazy uznania, że nie kryjesz się ze swoim wyborem po stronie systemu szkolnego, przy odrzuceniu podmiotowości uczniów. Choć nie zgadzam się z takim wyborem, doceniam konsekwencję i odrzucenie hipokryzji „podmiotowości”.

  • avatar

    Xawer

    3 stycznia 2018 at 09:46

    By była to podmiotowość, nie wystarczy „pytać o potrzeby”, ale trzeba się nimi kierować i je realizować, choćby ci się nie podobały. I nie chodzi o „dostosowanie do możliwości”, bo nawet rozsądny woźnica dostosowuje ładunek wozu do możliwości konia i z podmiotowością konia nie ma to nic wspólnego.
    „tylko gdzie tu jest miejsce na realizację podstawy programowej”
    – nie ma tego miejsca. Dlatego odrzucenie podstawy programowej jest warunkiem sine qua non podmiotowego traktowania każdego, kto nie jest nią zainteresowany.
    „Mamy za zadanie wlać uczniom do głowy…”
    To już jest Twój wybór, czy realizujesz zadania przełożonych, ucznia traktując przedmiotowo, do napełniania go norymberskim lejkiem, czy też odrzucasz/bojkotujesz/sabotujesz system szkolny albo działasz zupełnie poza systemem i dopiero wtedy możesz ucznia traktować podmiotowo i realizować jego cele, a nie urzędowe.
    „czy my pytamy uczniów, czego chcą się uczyć?”
    Nie uogólniaj „my” na funkcjonariuszy systemu szkolnego! To jest blogowisko o edukacji, a nie wewnętrzne forum członków ZNP. Społeczeństwo (my) na szczęście nie ogranicza się do funkcjonariuszy systemu szkolnego.
    Ja pytam o to zawsze, co więcej to realizuję, a nie tylko pytam.
    Znów jednak – „balon” polega nie na niejasności i nieścisłosci, tylko na nierozstrzygalnej sprzeczności pomiędzy danym zjawiskiem, a niekwestionowanym, wręcz afirmowanym, status quo systemu szkolnego. Przyjmując pracę w szkole państwowej za podmiot działań przyjmuje się państwowego pracodawcę, w imieniu i na zlecenie którego się działa jako egzekutor przymusu szkolnego – żadnej podmiotowości uczniów (ani nawet ich rodziców) tu nie ma i być nie może. Są to rzeczy nie do pogodzenia, trzeba wybierać pomiędzy podmiotowym traktowaniem uczniów, a realizowaniem systemu szkolnego.
    Moje wyrazy uznania, że nie kryjesz się ze swoim wyborem po stronie systemu szkolnego, przy odrzuceniu podmiotowości uczniów. Choć nie zgadzam się z takim wyborem, doceniam konsekwencję i odrzucenie hipokryzji „podmiotowości”.

  • avatar

    Robert Raczyński

    3 stycznia 2018 at 13:01

    Pewnie ze względu na załączone linki, wylądowałem wczoraj w spamie, więc dziś powtórzę się bez nich. Trzy razy, dość obszernie, odniosłem się w swoich wpisach do tego tematu. Mimo, że nie mam ambicji „budzenia” świata, myślałem, że temat jest na tyle ważny, że sprowokuje do szerszej dyskusji także ludzi, którzy nie podzielają mojego widzenia oświaty. Znikomy odzew tłumaczyłem sobie niezbyt zasłużoną famą „totalnej opozycji”, która ciągnie się za mną od czasu niesławnego sporu, ale teraz, na chłodno, też nie rokuję dużego powodzenia przekłuwaniu tych balonów.
    Z dwóch względów: Po pierwsze, ludzie (wszyscy) mają ogromną awersję do uznawania niewygodnych faktów. Zajęło mi trochę czasu, zanim uświadomiłem sobie, że jakbym się w szkole nie obrócił, to zawsze cztery litery mam z tyłu, tj. jakbym tego filozoficznie nie chciał ubrać, mój uczeń nigdy nie będzie podmiotem według definicji tego słowa. Może być jedynie podmiotem w „stronie biernej”, służącym upodmiotowieniu instytucji, w której pracuję, żeby nie wiem co sobie w statucie wpisała.
    Po drugie, nawet jeśli pojedynczy nauczyciele zdają sobie sprawę z tego instytucjonalnego rozdwojenia jaźni, żadna szkoła, żadna fejsbukowa grupa wsparcia, żadni blogowi zaklinacze rzeczywistości, ani żadne ministerstwo nie przyznają, że ich działalność oparta jest na hipokryzji. Nie liczyłbym na jakikolwiek gest zrozumienia z ich strony, bo oznaczałby on coming-out, do którego zdolne są jedynie jednostki…

  • avatar

    Robert Raczyński

    3 stycznia 2018 at 13:01

    Pewnie ze względu na załączone linki, wylądowałem wczoraj w spamie, więc dziś powtórzę się bez nich. Trzy razy, dość obszernie, odniosłem się w swoich wpisach do tego tematu. Mimo, że nie mam ambicji „budzenia” świata, myślałem, że temat jest na tyle ważny, że sprowokuje do szerszej dyskusji także ludzi, którzy nie podzielają mojego widzenia oświaty. Znikomy odzew tłumaczyłem sobie niezbyt zasłużoną famą „totalnej opozycji”, która ciągnie się za mną od czasu niesławnego sporu, ale teraz, na chłodno, też nie rokuję dużego powodzenia przekłuwaniu tych balonów.
    Z dwóch względów: Po pierwsze, ludzie (wszyscy) mają ogromną awersję do uznawania niewygodnych faktów. Zajęło mi trochę czasu, zanim uświadomiłem sobie, że jakbym się w szkole nie obrócił, to zawsze cztery litery mam z tyłu, tj. jakbym tego filozoficznie nie chciał ubrać, mój uczeń nigdy nie będzie podmiotem według definicji tego słowa. Może być jedynie podmiotem w „stronie biernej”, służącym upodmiotowieniu instytucji, w której pracuję, żeby nie wiem co sobie w statucie wpisała.
    Po drugie, nawet jeśli pojedynczy nauczyciele zdają sobie sprawę z tego instytucjonalnego rozdwojenia jaźni, żadna szkoła, żadna fejsbukowa grupa wsparcia, żadni blogowi zaklinacze rzeczywistości, ani żadne ministerstwo nie przyznają, że ich działalność oparta jest na hipokryzji. Nie liczyłbym na jakikolwiek gest zrozumienia z ich strony, bo oznaczałby on coming-out, do którego zdolne są jedynie jednostki…

  • avatar

    wmarianski

    7 stycznia 2018 at 10:43

    Może warto rozłożyć pojęcie podmiotowości ucznia na czynniki ? Jeden z nich: uczeń ma prawo do nieumienia, do nienauczenia się i nie powinien być za to karany. W związku z tym uczeń powinien mieć prawo do odmowy przyjęcia=wpisania oceny niedostatecznej (to nie jest mój pomysł).

    • avatar

      Robert Raczyński

      23 stycznia 2018 at 21:12

      Bądźmy konsekwentni i pójdźmy za ciosem: Uczeń ma prawo nie chodzić do szkoły i nie mieć pojęcia o przedmiotach, z którymi mu nie po drodze. Czy implikuje to odmowę przyjęcia świadectwa z oceną niedostateczną, lub nieklasyfikowaniem?
      Jestem absolutnie za abolicją, jeśli chodzi o obowiązek szkolny, ale ty zdaje się idziesz znacznie dalej. Jeśli dobrze rozumiem, postulujesz działania ubezpieczone od skutków negatywnych i to bez uiszczenia żadnej składki. Czyli, analogicznie, jeśli zaciągnę kredyt i odechce mi się go spłacać, mogę tego nie robić? Albo, jeśli ogarnie mnie listopadowy spleen, nie muszę na gwałt szukać psychiatry, który zgodzi się wystawić mi L4 na wolne, które sobie zrobię? Cudowna ta podmiotowość czynnikowa! A co z podmiotowością tych, którzy mi kredytu udzielili i tych, którzy będą się za mnie użerali z 3D?
      Ach, prawda, to tylko szkoła… Taka mniej wirtualna gra w zielone. Tu zasady świata realnego nie obowiązują, albo są zawieszane w dowolnym momencie… Nie Wiesławie, nawet w szkole, realny podmiot musi być traktowany poważnie, bo inaczej jego podmiotowość jest również wirtualna. Podmiotowość nie jest dyspensą od odpowiedzialności. Wręcz przeciwnie, jeśli nie chcesz uczyć się np. prawa Archimedesa, twoje święte prawo tego nie robić, nie chcesz chodzić na fizykę, nie musisz, ba, możesz też w ogóle darować sobie szkołę, ale godzisz się jednocześnie na konsekwencje: nie możesz żądać, by wszyscy czekali, aż fizyka ci się spodoba (pozostali uczniowie i nauczyciel fizyki też są podmiotami), by szkoła poświadczyła, że znasz fizykę na „dopuszczający”, itp,. itd. I nie ma to nic wspólnego z karaniem.
      Jeśli pomysłodawcy tego rodzaju „podmiotowości” chodziło jedynie o zdarzenia epizodyczne, to po pierwsze, rzadko dostaje się jedynki za niedopatrzenia incydentalne, a po drugie, jeśli nawet zrezygnujemy z ocen, w/w konsekwencje i tak spadną na jak najbardziej podmiotowy przedmiot.

  • avatar

    wmarianski

    7 stycznia 2018 at 10:43

    Może warto rozłożyć pojęcie podmiotowości ucznia na czynniki ? Jeden z nich: uczeń ma prawo do nieumienia, do nienauczenia się i nie powinien być za to karany. W związku z tym uczeń powinien mieć prawo do odmowy przyjęcia=wpisania oceny niedostatecznej (to nie jest mój pomysł).

    • avatar

      Robert Raczyński

      23 stycznia 2018 at 21:12

      Bądźmy konsekwentni i pójdźmy za ciosem: Uczeń ma prawo nie chodzić do szkoły i nie mieć pojęcia o przedmiotach, z którymi mu nie po drodze. Czy implikuje to odmowę przyjęcia świadectwa z oceną niedostateczną, lub nieklasyfikowaniem?
      Jestem absolutnie za abolicją, jeśli chodzi o obowiązek szkolny, ale ty zdaje się idziesz znacznie dalej. Jeśli dobrze rozumiem, postulujesz działania ubezpieczone od skutków negatywnych i to bez uiszczenia żadnej składki. Czyli, analogicznie, jeśli zaciągnę kredyt i odechce mi się go spłacać, mogę tego nie robić? Albo, jeśli ogarnie mnie listopadowy spleen, nie muszę na gwałt szukać psychiatry, który zgodzi się wystawić mi L4 na wolne, które sobie zrobię? Cudowna ta podmiotowość czynnikowa! A co z podmiotowością tych, którzy mi kredytu udzielili i tych, którzy będą się za mnie użerali z 3D?
      Ach, prawda, to tylko szkoła… Taka mniej wirtualna gra w zielone. Tu zasady świata realnego nie obowiązują, albo są zawieszane w dowolnym momencie… Nie Wiesławie, nawet w szkole, realny podmiot musi być traktowany poważnie, bo inaczej jego podmiotowość jest również wirtualna. Podmiotowość nie jest dyspensą od odpowiedzialności. Wręcz przeciwnie, jeśli nie chcesz uczyć się np. prawa Archimedesa, twoje święte prawo tego nie robić, nie chcesz chodzić na fizykę, nie musisz, ba, możesz też w ogóle darować sobie szkołę, ale godzisz się jednocześnie na konsekwencje: nie możesz żądać, by wszyscy czekali, aż fizyka ci się spodoba (pozostali uczniowie i nauczyciel fizyki też są podmiotami), by szkoła poświadczyła, że znasz fizykę na „dopuszczający”, itp,. itd. I nie ma to nic wspólnego z karaniem.
      Jeśli pomysłodawcy tego rodzaju „podmiotowości” chodziło jedynie o zdarzenia epizodyczne, to po pierwsze, rzadko dostaje się jedynki za niedopatrzenia incydentalne, a po drugie, jeśli nawet zrezygnujemy z ocen, w/w konsekwencje i tak spadną na jak najbardziej podmiotowy przedmiot.

Dodaj komentarz