Słuchałam prezentacji profesor Gizy–Poleszczuk na konferencji Autonomiczny uczeń w autonomicznej szkole w XXI wieku ( ORE, 24-25 listopada).
Prezentacja dotyczyła badań edukacyjnych – Jaka jest nasza szkoła? Obszerne wnioski z badań są dostępne na stronie ORE. Ja chciałam jedynie podzielić się kilkoma olśnieniami, których doznałam, słuchając prezentacji.
1. Nastąpiła zmiana roli rodziny w wychowaniu dzieci. Rodzina coraz mniej jest polem doświadczeń społecznych, życie rodzinne nie uczy już pracy zespołowej, nie ma też możliwości ćwiczenia rozwiązywania konfliktów. Dla porównania dawniej cała rodzina brała udział w praniu i pastowaniu, teraz są pralki i podłogi niewymagające pastowania. Rodzina nie spotyka się przy wspólnej pracy. Dzieci nie uczą się w życiu rodzinnym współdziałania. Coraz więcej jest rodzin, które mają jedno dziecko i ono nie ma z kim się porównywać, jest oczkiem w głowie dorosłych i często też krewni wiążą z nimi wielką nadzieję. W zetknięciu z życiem społecznym dzieci nie wiedzą, jak się w nim odnaleźć. Pani Profesor nazwała takie dzieci – gwiazdami socjometrycznymi. Z drugiej strony mamy dzieci z rodzin wykluczonych o niskim poczuciu wartości, którym brakuje docenienia.
To, co kiedyś dzieci otrzymywały w rodzinie, teraz doświadczają w szkole i wśród rówieśników. Szkoła jako mikrosystem społeczny musi wziąć to pod uwagę i rozszerzyć swoje oddziaływania.
Przykład z praniem był dla mnie odkrywczy, faktycznie kiedyś z konieczności musieliśmy współdziałać w rodzinie, teraz często dom to tylko hotel.
2. Szkoła ma teraz różne zadania: uczenie umiejętności społecznych, uczenie radzenia sobie w trudnych sytuacjach, kształtowanie samooceny i poczucia tożsamości, dawania sobie rady w życiu „na oczach publiczności”. Oprócz tego pozostają jej dawne role, takie jak: przekazywanie wiedzy, kształtowanie umiejętności, postaw, wyrównywanie szans, uczenie życia w społeczności lokalnej.
Nie wiem, czy tego nie jest za dużo, czy można się z tym wszystkim „wyrobić”?
3. Polecam przejrzenie wyników badań na temat atmosfery w szkole i przemocy. To, co mnie zaskoczyło, to:
- Jedynie 14% uczniów nie czuje się w szkole bezpiecznie. Zaskoczyło mnie słowo – jedynie, ja bym zamieniła na – aż.
- Wraz z przechodzeniem przez kolejne szczeble edukacji zmniejsza się poczucie rywalizacji pomiędzy uczniami. To mnie może nie zaskakuje, bo myślę, że trening rywalizacji robi swoje i uczniowie nie odbierają wyścigu szczurów jako rywalizacji, ot, rzeczywistość taka jest.
- Jest duża korelacja pomiędzy atmosferą i przemocą w szkole. Wniosek – trzeba zadbać o atmosferę, zamiast instalować systemy ochrony. To mnie nie zaskakuje, ale podoba mi się ten wniosek. Również przeciwdziałać przemocy trzeba poprzez budowanie szkolnej demokracji (samorząd uczniowski) i dbanie o partnerstwo w szkole.
Blogi Oś świata: |
19 komentarzy
Wiesław Mariański
27 listopada 2011 at 19:53Poproszę o adresy tych autonomicznych szkół, za autonomicznymi nauczycielami i uczniami.
„Niezmiernie ucieszyło mnie wystąpienie dr Krystyny Starczewskiej, o której jeden z uczestników powiedział, że jest „ikoną polskiej demokracji szkolnej”. Miał on na uwadze powołanie przez nią do życia aż 6 szkół demokratycznych, społecznych (niepublicznych) wszystkich typów – szkoły podstawowej, gimnazjum i liceum ogólnokształcącego. K. Starczewska nawiązała jednak do mojej prezentacji akcentując bardzo wyraźnie, że największym problemem dla polityków oświatowych w każdym ustroju, a ona doświadczyła tego także w okresie PRL, jest to, że szkoła powinna służyć dziecku. Przecież szkoła zawsze służyła komuś lub czemuś – państwu, kościołowi, partii itd., jak więc ma służyć dziecku. Dzieci i ryby przecież głosu nie mają, więc po co mamy orientować edukację właśnie na nie?
Niestety, w dzisiejszych czasach ma miejsce uniwersalna tendencja czy skłonność polityków do tego, by czynić dziecko narzędziem do obróbki, materiałem, z którym trzeba coś zrobić.”
Źródło: http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2011/11/szkoa-partnerska-czy-demokratyczna.html
Janina Huterska- Górecka
28 listopada 2011 at 10:33Pani Danusiu,
ciekawe i ważne wypunktowanie i postawione pytania.
Okazuje się, że rodzina nie tylko nie dostarcza doświadczeń społecznych.
Niedawno, na wykładzie usłyszałam, że szkoła będzie swoistą „protezą emocjonalną” dla dzieci, ponieważ i tu zawodzi funkcjonowanie rodziny.
Trudne to, „półśrodek”, ale odnosząc się do pkt. 3 – myślę – konieczne.
Ktoś musi dać poczucie godności i wartości dzieciom.
Jak dobrze pracować z dziećmi/uczniami, których rodzina pięknie wspiera.
A ile ich jest? Problemy nauczycieli i szkoły tu się w dużej mierze kryją.
Budowanie klimatu w szkole, demokratyzacja (funkcjonuję w szkole z różnej „półki”, wymagaj, ale i pomóż) jest kluczowe dla rozwiązywania spraw, które – w Pani wypowiedzi, wyżej.
Mam przed sobą książkę Hanny Rylke i Grażyny Klimowicz „Szkoła dla ucznia. Jak uczyć życia z ludźmi”. Rok wydania….1982!
Żywcem przenieść do dzisiejszych szkoleń dla nauczycieli.
Nie będzie dobrze się uczyło dziecko, któremu „dusza uwiera” i nie radzi sobie w ramach oczekiwań i wartości społecznych.
Trudne zadanie dla szkoły. Ale czy niemożliwe?
Kilka dni temu prowadziłam szkolenie dla nauczycieli przedszkola, poszerzone o udział rodziców. Bardzo lubię takie spotkania i uważam, że
jeśli nauczyciele zgłębiają jakąś wiedzę dotyczącą pracy z dzieckiem/uczniem, to czemu nie mogą się temu przyglądać (zabierać głos) rodzice? Mają wiele wiedzy osobistej, ciekawych pytań, i chętnie otwierają się na inny punkt widzenia.
Szata graficzna wspomnianej wyżej książki: szkolna tablica z kredą przez którą przechodzi tęcza.
Piękne?
O tęczę, dla wszystkich podmiotów edukacji!
Nina
Danusia
28 listopada 2011 at 19:30Wiesławie
Spokojnie. Konferencja tylko mówiła o tym, że chcielibyśmy takie szkoły mieć i co to oznacza, że takie są. Ale nie trać nadziei. Może dla twoich wnuków powstaną.
Szkoły Pani Starczewskiej mają dużo z tego.
Danusia
Danusia
28 listopada 2011 at 19:37Pani Nino
Znowu wraca temat – jak ważne jest nauczanie wczesnoszkolne i przedszkolne. W wyżej wspomnianej konferencji maiła swoje wystąpienia Pani Marzena Żylińska. Mówiła o mózgu i jak się on uczy.Mogłabym jej słuchać bez końca.
Jak ona mówi – Mózg lubi to , a to…, to ja właśnie tak czuję.
Zwracała uwagę na to jak ten wczesny okres jest ważny i jak potem nie można nadrobić straconego dla mózgu czasu.
A my ciągle tylko o uniwersytetach!
Jak zrobić, aby oś świata zauważyła, jak ważne są wczesne lata?
D
Zofia Godlewska
28 listopada 2011 at 19:55Chciałabym się odnieść do konkluzji w pkt. 2. Bardzo chcemy wypełnić wskazane tu zadania, jednak nie jest to takie łatwe. Gdyby stworzyć ranking instytucji zaufania publicznego to, mam wrażenie, szkoła nie zajęłaby miejsca wysokiego. I wpływ na ten stan ma wiele czynników – począwszy od samej szkoły aż po jej obraz kreowany w mediach często w oparciu o jednostkowe sytuacje. Kiedy w programie telewizyjnym oglądam zdarzenie, które miało miejsce poza szkołą lecz z udziałem uczniów i pada z ekranu niezmiennie pytanie :”gdzie była szkoła?”, to w pierwszym odruchu rodzi się inne pytanie : „gdzie byli rodzice?” , a najczęściej jest tak, że to suma różnorodnych czynników determinuje dane zachowania i pytania należy sformułować zupełnie inaczej.
Mam wrażenie, że dotknęłaś Danusiu kolejnego, istotnego problemu w rozważaniach o dzieciach i o szkole.
Często wracam w swoim myśleniu o szkole do czasów podstawowych szkół ośmioklasowych. Porównuję skalę problemów (dydaktycznych i wychowawczych), ale także relacje pomiędzy Rodzicami i szkołą. I tu będę apologetą tamtego systemu. Ośmioletni pobyt dziecka znacznie „mocniej” wiązał strony, lepiej się znało, rozmawiało, rozwiązywało problemy, a także dzieliło się wypełnianiem określonych ról.
Danusia
28 listopada 2011 at 21:09Zosiu
Wydaje mi się, że wiele osób woli stary system. Ale ponieważ nie da się cofnąć tamtych decyzji i nie wypada narzekać i jeszcze mówi się oficjalnie, że dzięki gimnazjom poprawiły się nasze notowania w PISA. to nie przyznajemy się do tego, że dawniej było lepiej. A lepiej było np w kwestii opieki i wychowania. Uczeń był znany szkole od lat i również była znana jego sytuacja rodzinna.
Jak uczyłam w I klasie gimnazjum, to widziałam jak trudno było uczniom aklimatyzować się w nowych warunkach, jak trudno było walczyć o pozycje wśród rówieśników. Nie mogli się skupić na nauce, bo mieli co innego w głowie.
Teraz uczniowie są anonimowi nie tylko w rodzinie, ale też w nowej szkole.
D
Zofia Godlewska
28 listopada 2011 at 21:45Czytając raport badań PISA zwróciłam uwagę na aspekt, którego już się tak bardzo nie podkreśla. W ciągu 3 lat (2006 -2009) aż o 10 % spadły wyniki w kategorii najwyższych wyników.
Ale chciałam wrócić do spraw wychowawczych w gimnazjach i do koniecznych kontaktów z Rodzicami na tym etapie rozwoju. We wstępie do starej podstawy programowej było takie oto sformułowanie : szkoła wspiera wychowawczą rolę domu. Jednak,żeby wspierać trzeba ze sobą rozmawiać. Są liczne szkoły, które chciałyby pełnić rolę- jak to określa Wiesław- szkoły szacunku i dialogu. I to zarówno na płaszczyźnie szkoła – uczeń jak i szkoła – Rodzic. Bardzo trudno „przyciągnąć” Rodzica do szkoły choć na różne sposoby otwieramy szkolne drzwi.
Dlatego też, kiedy czytam, że tzw. „e-szkoła” jest nieuchronną przyszłością, to myślę sobie, że chyba za długo już pracuję w szkole, bo nie przekonuje mnie (jak dotąd) „e-rozmowa” o „e-uczniu” z „e-Rodzicem” o „e-problemie”.
Danusia
28 listopada 2011 at 22:28Zgadzam się – „e -tam” mnie nie przekonuje.
Marzena Żylińska dobrze to tłumaczyła podczas konferencji. Nie da się zastąpić rysowania literki klikaniem w klawisz.
D
MD
30 listopada 2011 at 09:11Zapytałam wczoraj moich synów ( podstawówka) czy ktoś ich dzisiaj w szkole pochwalił, powiedział, że coś fajnie zrobili, że ładne pismo, no choćby ładny masz sweterek! Nie mamo nikt… ale dostałem uwagę, za to że patrzyłem w okno. Pani Janina Huterska- Górecka napisała że „Ktoś musi dać poczucie godności i wartości dzieciom”. Na pewno nie zdarzyło się to w szkole moich synów. Podjęłam wiec decyzje żeby nigdy nie zapominać o tym żeby doceniać i mówić o tym głośno dzieci….i dorosłych 🙂
Janina Huterska- Górecka
2 grudnia 2011 at 02:39Do Pani MD
Takie troskliwe i prosto -czułe spostrzeżenie, i wspaniała decyzja!
Proszę chwalić swoich synów. Proszę im mówić,że je Pani kocha, i dostrzega wszelkie starania. Zawsze takie starania w ich postępowaniu się znajdą.
Nad wszystko – dzieci potrzebują wsparcia Rodziców.
I proponuję, zawsze śmiało zadać pytanie nauczycielowi w szkole – „Dlaczego?”,
-dlaczego moje dziecko dostało uwagę, „jakąśtam?”
– czy zawsze jest to dziecka wina?
Wiemy,że bywa różnie.
Warto wspólnie wyjaśniać.
Danuta
2 grudnia 2011 at 08:42Drogie Panie
Dlaczego nie rozmawiać zawsze we trójkę: dziecko i jego dwaj sojusznicy – rodzic i nauczyciel?
D
Ksawery Stojda
2 grudnia 2011 at 09:32„Dlaczego nie rozmawiać zawsze we trójkę: dziecko i jego dwaj sojusznicy – rodzic i nauczyciel?”
Z bardzo prostej przyczyny – dlatego, że w bardzo wielu przypadkach nauczyciel nie jest postrzegany przez dziecko ani jego rodziców jako ich sojusznik. I trudno się im dziwić tego podejścia.
Danusia
2 grudnia 2011 at 17:40To warto to właśnie zmieniać. D
:)
2 grudnia 2011 at 19:58Bardzo podoba mi się komentarz MD. Prawda jest taka, że my (nie tylko szkoła, w ogóle społeczeństwo) mamy ogromny problem z tym, by powiedzieć drugiej osobie coś miłego – bez okazji, z czystej sympatii.
Dlaczego?
Ponieważ nas tego nie nauczono 🙂
Niestety nasza szkoła skupia się na edukacji w postaci wiedzy, a nie umiejętności komunikacyjnych.
Mam też pewien apel – proszę nie traktować gimnazjów jako wielkiej pomyłki w szkolnictwie! Owszem, jest to „najgorszy” wiek. Jednak wiek, w którym się dorasta coraz bardziej się zmienia. Dziś już otwarcie mówi się o tym, że dojrzewanie zaczyna się w wieku 10/11 lat także u chłopców! To już nie jest tak, że główne problemy dorastania to już tylko gimnazjum, za parę lat może okazać się, że będzie to problem w klasach kończących podstawówkę.
Dla mnie gimnazjum to najwspanialszy etap mojej edukacji szkolnej. Podstawówka na obrzeżach miasta był (z tego co wiem nadal jest) totalną pomyłką kuratorium i ministerstwa! Nauczyciele nadal sugerują się tym kim są rodzice, który ojciec daje więcej kasy na komitet, a całkowitą pomyłką jest także wiedza nauczycieli (moja siostra kłóciła się z panią od przyrody o to, że da Gama dopłynął do Indii a Magellan opłynął świat – przyrodniczka twierdziła odwrotnie…).
Wiesław Mariański
2 grudnia 2011 at 22:41„Najlepiej pomagamy ludziom wtedy,
gdy pokazujemy im, co jest w nich najlepsze.”
Nie mówimy miłych rzeczy w szkole. To naturalne. Pracodawca nie wymaga i nie oczekuje tego od nauczycieli. Celem szkoły nie jest mówienie miłych rzeczy, tylko przygotowanie do matury tak, aby szkoła wypadła jak najlepiej w rankingu. No i jeszcze żeby nie było problemów i żadnych wpadek, oraz luk w dokumentacji. Tego oczekują władze, dyrektor i rodzice.
Danusia
3 grudnia 2011 at 19:23„Za co go chwalić? Przecież nauka jest jego obowiązkiem!”
Magdalena Kuma
18 grudnia 2011 at 17:21Danusiu, piszesz że dawniej było lepiej. Nie widzę absolutnie prawdy w tym stwierdzeniu. Piszesz: Ale ponieważ nie da się cofnąć tamtych decyzji i nie wypada narzekać i jeszcze mówi się oficjalnie, że dzięki gimnazjom poprawiły się nasze notowania w PISA. to nie przyznajemy się do tego, że dawniej było lepiej. A lepiej było np w kwestii opieki i wychowania. Uczeń był znany szkole od lat i również była znana jego sytuacja rodzinna.”
Mam poczucie krzywdzącego uogólnienia. W której ze szkół znano Ciebie? Bo mnie w żadnej, do której chodziłam. Nauczyciele mnie uczący nie wiedzieli nic o mnie, ani w szkole podstawowej, ani w średniej. W średniej byłam zupełnie przypadkowym numerkiem, w podstawowej dobrą uczennicą, więc po co było mnie komukolwiek poznawać?
Z pewnością w gimnazjum, w którym uczę, uczniowie są mi dużo bliżsi niż ja moim nauczycielom.
A co do badań PISA – nie cytujmy raportów fragmentami, bo to także nie pokazuje całości kontekstu. W PISA stwierdzono, że gimnazja pozwoliły części uczniów uniknąć krzywdzącej generalizacji. Dawniej po szóstej klasie szkoły podstawowej wiadomo już było, kto gdzie pójdzie. I żadna z moich nauczycielek nie pracowała dodatkowo z najgorszymi łobuzami, bo wiadomo było, że pójdą do zawodówki. Cokolwiek by o gimnazjach nie mówić, one zmieniły ten stan chociaż częściowo i poziom kształcenia w nich jest wyższy niż był dawniej w większości szkół zawodowych. Dlatego te wyniki są wyższe.
Pozdrawiam
Magda
Danusia
18 grudnia 2011 at 18:47Magdo
1. PISA – to właśnie miałam na myśli. Sukces jest spowodowany wydłużeniem wspólnego kształcenia o rok. Można to było zrobić mniejszym kosztem.
2. To, że nauczyciele nie interesowali się uczniami (gdy chodziłaś do szkoły) jest naganne. To, że ty wiesz o swoich uczniach teraz więcej niż oni o Tobie, nie daje się uogólnić, że inni też są w takiej sytuacji. Dawniej, gdy była szkoła 8 – klasowa, to siłą rzeczy nauczyciel znał ucznia dłużej. Szkoda, że jakość tej znajomości często odbiega od naszych życzeń. W czasach gimnazjum, gdy mamy tylko 3 lata, musimy się starać bardziej o poznanie uczniów. A niestety nie każdemu się chce. Po prostu wtedy warunki były bardziej sprzyjające, jeśli już była taka wola.
Ale o czym mówimy? Tendencja jest powszechna do łączenia szkół podstawowych i gimnazjów (taniej), więc powstają szkoły 9 klasowe.
Danusia
Ksawery Stojda
18 grudnia 2011 at 19:03Tym razem w pełni zgadzam się z Danusią.
Porównując opowieści moich dzisiejszych uczniów z własnymi wspomnieniami sprzed 40 lat widzę, że wtedy więzi, wzajemne poznanie i zaufanie uczeń-nauczyciel były bez porównania większe niż dziś.
„więc powstają szkoły 9 klasowe.”
10-klasowe – nie zapominajmy o „zerówkach” przyszkolnych.
Troszkę lepiej jest na wsi, gdzie w gminie jest kilka małych podstawówek we wsiach, a gimnazjum tylko jedno. I te wiejskie podstawówki bardzo chwalę, nawet jeśli są powiązane organizacyjnie i kadrowo z gminną szkołą!