Może to jest pytanie bez sensu, ale jednak przyszło mi do głowy. Edukacja szkolna tworzy programy nauczania odpowiednie dla każdego poziomu, a w nich dokładnie określa, co każdy uczeń ma umieć. Do tego dostosowane są egzaminy sprawdzające, czy uczeń nauczył się tego, co założono. Wprowadzając taki schemat zakładamy, że każdy musi umieć to samo. Tak jakby można było określić, co każdemu człowiekowi w życiu się przyda. A przecież nie jest możliwe przewidzenie przyszłości człowieka.
Nasz program jest ułomny i to w stosunku do każdego ucznia, każdemu czegoś zabraknie i czegoś nauczy się niepotrzebnie.
Przypomnijmy sobie własną edukację. Kiedy uczyliśmy się najbardziej efektywnie? Czy wtedy, gdy „realizowaliśmy” program, czy wtedy, gdy zostawiono nam swobodę w poznawaniu?
Moja siostra miała nauczycielkę geografii, była to kobieta starej daty, ale miała pewien system nauczania swojego przedmiotu. Były to referaty. Uczniowie dostawali polecenie przygotowania referatu na temat danego kraju. Nie było wtedy komputerów, więc nie można było wygooglować danego tematu. Trzeba było studiować pismo Poznaj świat lub posiedzieć w bibliotece. Powstawały gazetki, albumy i referaty przedstawiane koleżankom i kolegom. Autor prezentacji poznawał jeden kraj, ale przy okazji uczył się o innych, bo porównywał gospodarkę, klimat i inne aspekty. Dzięki temu znał bardzo dobrze np. Zambię, ale prawdopodobnie nie znał wszystkich stolic państw Afryki. A z tych stolic ja byłam odpytywana i teraz nie pamiętam już nic, a moja siostra pamięta Zambię.
Wolałabym pamiętać Zambię niż nic. Wolałabym też studiować w bibliotece wiadomości o Zambi, a nie wkuwać nazwy stolic.
Dlaczego mamy umieć to samo?
Odpowiedź jest prosta: po to, aby można było wszystkich sprawdzić egzaminem.
Czyli tworzymy na początku programy, na końcu egzaminy, a w środku zgniatamy ogłupiałego ucznia.
Może przyszedł czas, aby zweryfikować ten proceder? Czy na pewno zależy nam na ludziach, którzy wszyscy wiedzą to samo?
Może można oderwać się od wymogu sprawdzania wiedzy na rzecz indywidualizacji wiedzy?
O ile byłoby ciekawiej, gdyby różne osoby znały się na różnych dziedzinach i można byłoby się wymieniać wiedzą.
Już słyszę protesty Nikt nie będzie się uczył, gdy nie będzie wytycznych, sprawdzania i oceniania.
A może zaufać naturze ludzkiej, że chce się uczyć, poznawać, że sama może stawiać sobie wyzwania.
E tam, nikt nie będzie się uczył bez ocen, bez egzaminów, bez ustawiania w rankingu.
NIE, nie zgadzam się! Każdy człowiek rodzi się z chęcią poznawania i uczenia się. Tylko szkoła w nim tę chęć zabija.
Programy, egzaminy nie sprawdziły się na świecie, może moglibyśmy skorzystać z tych doświadczeń i skoncentrować nauczanie na zachęcaniu uczniów do uczenia się tego, czego chcą?
Czego szukasz?
Random Post
Search
26 komentarzy
Ewa
31 marca 2011 at 16:28Fajny tekst. Ja miałam zawsze problem z nauką z podręcznika. Problem wynikał stąd, że podręcznik jest narzucony. Wolałam sama znaleźć ciekawą książkę, wzbogacić podręcznikową treść o dodatkową wiedzę, ciekawostki itd. I całe szczęście.
Lepiej zachęcić uczniów do wyszukania informacji i jej analizy. Brak tych umiejętności może być bardzo bolesny.
Danuta Sterna
31 marca 2011 at 18:04Ja miałam takie oto doświadczenie: W szkole uczymy się wszyscy obligatoryjnie twierdzenia sinusów i cosinusów. Ja musiałam wtedy chorować i tych twierdzeń nie poznałam. Żyłam w niewiedzy.
Zrobiłam maturę, wcześniej brałam udział w olimpiadzie matematycznej, skończyłam studia matematyczne, wykładałam na Politechnice Warszawskiej (12 lat) i wreszcie zaczęłam pracować w liceum jako nauczycielka matematyki. I tam się okazało, że muszę uczniom wyłożyć te twierdzenia. Oczywiście szybko je poznałam. Ale udało mi się do tamtej chwili żyć całkiem dobrze bez znajomości tych twierdzeń.
Dobre co?
danusia
Wiesław Mariański
31 marca 2011 at 18:33No dobrze, ale … .
Przecież to pachnie utopią. Jak wdrażać taką ideę w w klasie 20-30 osobowej. Realizować program, czy programy ?
A co z uczniami „problemowymi”, którym nic się nie chce, są leniwi, nie lubią szkoły i nauki ?
A co ze słabo uzdolnionymi, przeciętnymi, mało wytrwałymi ?
A co z wykształceniem ogólnym ? Jak ktoś byłby „super” z matematyki, to może być analfabetą z historii ?
A co z misją szkoły określaną jako przekazywanie dziedzictwa kulturowego ?
No i jak sprawdzać wiedzę, egzaminować, porównywać, dopuszczać do kolejnych etapów edukacji lub szkół ?
Owszem jednolitość nauczania stoi w sprzeczności z naturą, ale przecież to jest przejaw kultury. Klasyczny dylemat: ile natury, a ile kultury.
Jeśli każdy będzie rozwijał tylko swoje talenty, to stracimy umiejętność porozumiewania się, znikną zrozumiałe dla każdego kody kulturowe.
Natura ludzka … . Jest złożona, niejednolita i pełna sprzeczności. Owszem mamy naturalną ciekawość, ale mamy też naturalną skłonność do oszczędzania energii, do nie wysilania się.
To mówiłem ja – Wasz sceptyk.
danuta
1 kwietnia 2011 at 06:57Nie ma od urodzenia leniwych, nie lubiących nauki uczniów.
Są nieciekawe programy i metody nauczania!
Uczeń super z czegoś nigdy nie jest analfabeta w innym. a jeśli się tak zdarzy, to wolę aby był super w czymś, niż mierny ze wszystkiego.
„No i jak sprawdzać wiedzę, egzaminować, porównywać, dopuszczać do kolejnych etapów edukacji lub szkół ?” – nie egzaminować – ZAUFAĆ!
To Wasza rewolucjonistka
Danusia
Wiesław Mariański
31 marca 2011 at 19:00Drogi sceptyku.
Nie jestem przeciwnego zdania niż ty. Życie i szkoła to nie jest system zero-jedynkowy, w którym można wybrać jedynie słuszną drogę. Masz rację, nie tylko teoretycznie. Jak to mówiła Irena Kwiatkowska „i ta Pani ma rację, i ta Pani ma rację”. Problem tkwi w szczegółach, a dokładniej w dwóch. Co jest dominantą obecnej edukacji: jednolitość – czy wielość; konieczność – czy wybór ? Jaka jest praktyka i jakie są jej skutki ?
Dobrym modelem każdej edukacji jest wuef. Co wybrałbyś dla siebie lub swojego dziecka:
– szkołę, w której będziesz MUSIAŁ ćwiczyć wiele różnych sprawności i dyscyplin. Obowiązkowo, równo z wszystkimi, niezależnie od predyspozycji, lęków lub defektów. Wszystko na ocenę. Boisz się stać na rękach, ale świetnie biegasz – nie ważne, z obu umiejętności będziesz egzaminowany tak samo. I tak przez 9 lat.
– szkołę, w której będziesz MÓGŁ ćwiczyć wiele różnych sprawności i dyscyplin. Będziesz miał możliwość, ale i konieczność dokonywania wyborów. Będziesz oceniany z tego co wybrałeś. A jeśli nie potrafisz niczego wybrać, nie masz żadnych specjalnych predyspozycji, to będziesz uczył się po staremu – wszystkiego po trochu. To będzie twoja specjalność – omnibus, czyli wielki humanista.
Co wybierasz sceptyku ? Ja wybieram możliwość i konieczność wyboru. Obecna szkoła nie daje mi tego.
To pisałem ja – kontestator.
danuta
1 kwietnia 2011 at 07:00A co zrobić, gdy uczeń nie chce w ogóle ćwiczyć?
Sceptyczka
danuta
1 kwietnia 2011 at 07:02Nie ma
Wiesław Mariański
31 marca 2011 at 19:20Zastanawiam się nad swoją karierą szkolną. Widzę to tak:
byłem nikim, czwórki i piątki z wszystkiego, dobry z wszystkiego czyli z niczego, żadnych talentów, żadnej aktywności ponad standard, bierny, w nic nie zaangażowany
kilka referatów z historii wprowadziło mnie do wielkiej, wspaniałej biblioteki miejskiej; ta biblioteka była moją drugą szkołą, osobną i niezależną od zwykłej
czytałem sporo książek popularno-naukowych dotyczących zagadnień ewolucji; ten dział biologii nie występował w szkole, więc żaden nauczyciel nie dowiedział się o mojej specjalności
wiedzę o świecie, kulturze i sztuce posiadłem z radia, POLITYKI i KULTURY, telewizji i książek; nie pamiętam niczego pożytecznego z tych dziedzin ze szkoły
szkoła, rękami wspaniałego nauczyciela, nauczyła mnie sportu
danuta
1 kwietnia 2011 at 07:01ZAUFAĆ NAUCZYCIELOM!!!!
Z niewolnika niema specjalisty.
D
Wiesław Mariański
31 marca 2011 at 19:31Dzisiaj są urodziny Rene Descartes’a. Ciekaw jestem jak obeszły ją nasze szkoły. Myślę, że była jakaś feta. A jeśli nie, to nie jestem zaskoczony. Wszak nie był on wybitnym powstańcem-patriotą.
W wieku 20 lat uzyskał tytuł naukowy z dziedziny prawa na Uniwersytecie w Poitiers. Żył 54 lata. Bez matury.
danuta
1 kwietnia 2011 at 07:04Wygląda na to, że z „dobrych” uczniów nie wyrastają geniusze!
Może tylko z buntowników?
D
Wiesław Mariański
31 marca 2011 at 20:03Widzę dwie tendencje w organizacji edukacji. Pierwsza, to solidna, jednolita i jednobarwna tkanina, taka jak na mundury. Druga, to patchwork.
Dopóki dominować będzie tkanina mundurowa, nie widzę szans na edukację „niejednolitą”, dostosowaną do potrzeb i predyspozycji ucznia.
danuta
1 kwietnia 2011 at 07:05Widzę tendencję i modę na mundury.
D
Poradnia on-line
2 kwietnia 2011 at 13:32Bardzo podoba mi się ten sposób myślenia o edukacji, zaufaniu do naturalnej tendencji człowieka do rozwoju, poznanie i uczenia się….Indywidualizacja. Nie wiem jak tę ideę urzeczywistnić ale mam ochotę powiedzieć: Zróbmy to! Niech się stanie! Według mnie to nie musi być albo, albo, albo tkanina na mundury, albo patchwork. Można szukać jakiejś drogi pomiędzy, jakichś wspólnych punktów odniesienia.
Wiesław Mariański
3 kwietnia 2011 at 09:29„Nie wiem jak tę ideę urzeczywistnić ale mam ochotę powiedzieć: Zróbmy to! Niech się stanie! ”
Dominującym czasownikiem w naszej oświacie jest „musieć”. Stąd podstawą relacji i działań jest rzeczownik „popdporządkowanie”. W takich trybach pracują nauczyciele: otrzymują zadania do wykonania od swoich przełożonych i muszą je wykonać. W ten sposób szkoła produkuje kolejne roczniki posłusznych i jednocześnie zbuntowanych (schizofrenia !) pracodawców, pracowników i obywateli. Dlatego, my Polacy, tak różnimy się od innych Euro-Amerykanów. Bardzo klarownie widać to w modnych ostatnio konkursach typu „pokaż swój talent”. Dlatego tak słabo wypadamy w badaniach poziomu ufności i aktywności obywatelskiej. To jest także jedna z przyczyn niskiego poziomu innowacyjności polskich biznesmenów.
Wszyscy, którzy widzą te problemy pytają: co zrobić aby szkoła była inna, jak przyspieszyć zmiany ?
Widzę cztery nurty myślenia i działania:
– udoskonalanie za pomocą różnych zarządzeń płynących z MEN
– wprowadzanie projektów i pomysłów proponowanych przez instytucje pozarządowe, np. CEO
– wprowadzanie nowych technologii i urządzeń do edukacji (notebook, i-pod, komunikatory, e-learning, tablica internetowa, gry, etc.). Zwolennicy mają nadzieję, że w myśl zasady „byt określa świadomość”, nowoczesne technologie przenikając do szkoły, wyprą i rozsadzą dotychczasowy, niewydolny i niereformowalny system.
– zwiększenie autonomii szkół i nauczycieli, zmiana zasad działania: więcej wolności, demokracji i odpowiedzialności (do tego nurtu zaliczam mój projekt SZSID)
Moim zdaniem, najszybsze efekty może przynieść działania związane z ostatnim nurtem. Pytanie zasadnicze: jak można powiększyć wolność i autonomię w jakiejś społeczności lub instytucji ? Odpowiedź wydaje się prosta. Proponuję o spojrzenia jak to robiono w dalszej i zupełnie bliskiej przeszłości.
Wiesław Mariański
3 kwietnia 2011 at 09:47Zgubiłem jedno ważne słowo, więc uzupełniam:
Dominującym czasownikiem w naszej oświacie jest „musieć”. Stąd podstawą relacji i działań jest rzeczownik „podporządkowanie”. W takich trybach pracują NAUCZYCIELE I UCZNIOWIE: jedni i drudzy otrzymują zadania do wykonania od swoich przełożonych i muszą je wykonać
danuta
3 kwietnia 2011 at 19:42Właśnie wróciłam z konferencji ogólnopolskiej nauczycieli. Spotkałam wspaniałe nauczycielki i kilku nauczycieli. Mają super pomysły, wdrażają je po cichutku w swojej szkole, klasie.
Dają sobie radę mimo beznadziejnych rozporządzeń, toksycznych warunków i niechęci otoczenia.
Może to nie jest droga dla wszystkich, ale już wiele lat się sprawdza: RÓBMY SWOJE.
D
Wiesław Mariański
3 kwietnia 2011 at 19:55Zgadzam się, róbmy swoje, ale przyznam szczerze, że mam wątpliwości czy to dobrze, że „po cichu”. Aż boję się napisać: duże, olbrzymie wątpliwości natury moralnej. Uff, aż wystraszyłem się swoich słów. No cóż – idź na całość. Dzisiaj właśnie o tym czytałem. Poszukam i zacytuję.
Ale mogę zgodzić się: lepiej po cichu, niż wcale.
Danuta Sterna
4 kwietnia 2011 at 12:11Nie za brdzo wiem, kto ma robić „głośno”. Dawno już nauczycuiele traktowani są jako wykonawcy, tego co zwierzchnicy nakazują.
Nawet związki zawodowe intersują się tylko wysokością pensji.
D
Wiesław Mariański
3 kwietnia 2011 at 20:37Znalazłem. Oto garść cytatów.
Polska od początku transformacji do dziś rozwija się niemal wyłącznie w modelu molekularnym. Obcy jest nam rozwój wspólnotowy, … – Czapiński.
Trudno znaleźć przykłady (…) zachęty dla Polaków, poczynając od systemu oświaty, a na parlamencie kończąc, do większego wzajemnego zaufania i większej gotowości do współpracy. Sam upływ czasu nie wystarczy. Doskonale wyposażone domy bez łączących je dróg mogą , mówiąc symbolicznie, zmienić się w skansen utraconych szans. – Czapiński
Tymczasem właśnie (…) w swobodnych zrzeszeniach (…), ich inicjatywach, sieciach kooperacji i samopomocy – tkwi niezwykły potencjał przezwyciężania szerzącej się w naszym kraju etyki indywidualistycznej. Przezwyciężenie tej etyki jest walką, procesem otwierania się na innych, przełamywania grupowej ekskluzywności. – Rogaczewska
Podsumowując, chciałbym aby wspaniali nauczyciele wdrażali swoje pomysły głośno. Najlepiej narastająco, od po cichu, aż do huraganu (jak to nazywa się w muzyce ?).
Dlaczego tak bym chciał ? Bo to byłoby bardzo korzystne dla mojego dziecka.
Danuta Sterna
4 kwietnia 2011 at 12:17Profesor Czapiński od dawna grzmi o małym kapitale społecznym w Polsce, a zaufanie to ptrzecież tego kapitału podstawa.
Chciałabym, aby ktoś z decydentów zobczył nauczycieli z naszej konferencji, co wymyślają, jak się starają.
Nie mogę uwierzyć, poznałam nauczycielkę z technikum, która ma w klasie 2 godziny tygodniowo matematyki i tak jej naucza, że w poprzednim roku tylko jedna osoba nie zdała matury.
Jak ona to robi?
Może by jednak decydenci dorzucili jeszcze jedną godzinkę tygodniowo, może nawet kosztem religii (też 2 godziny tygodniowo).
D
manuela
4 kwietnia 2011 at 19:57Do Pani Danuty!
Tak ciekawie napisala pani o wykladzie profesora Jakubowskiego, szkoda , ze krotko. Moze jeszcze kilka zdan.
danuta
5 kwietnia 2011 at 06:48Powoływałam się na profesora Czapińskiego, który w wielu swoich wypowiedziach mówi o braku kapitału społecznego. Nie na Jacka Jakubowskiego, który też zapewne uważa, że kapitał mamy mały.
Zajrzałam do internetu i znalazłam pierwszy artykuł profesora:
http://www.biuletyn.e-gap.pl/index.php?view=artykul&artykul=36
lub
http://brandsandpeople.blogspot.com/2009/04/kapita-spoeczny-czyli-smutna-przyszosc.html
Ale jest wiele innych interesujących.
Danusia
Wiesław Mariański
5 kwietnia 2011 at 19:30Nie za bardzo wiem, kto ma robić „głośno”. Dawno już nauczyciele traktowani są jako wykonawcy, tego co zwierzchnicy nakazują.
Nawet związki zawodowe interesują się tylko wysokością pensji.
Na ten temat można by bardzo dużo i długo. Napiszę najkrócej.
Wolność można otrzymać, czyli zostać wyzwolonym – albo można ją wywalczyć, dla siebie i dla innych.
Wiem, znam, rozumiem: jak mają to zrobić zagonieni, niedopłaceni, a może nawet zastraszeni nauczyciele ? Może jest wiele odpowiedzi … . Ja znam tylko jedną: tak jak zawsze w naszej europejskiej historii, w naszej grecko-rzymsko-chrześcijańskiej kulturze, w naszej polskiej tradycji. Tam poszukać coś dla siebie w tej materii. Sokrates, pierwsi chrześcijanie, Luter, kupą mości panowie, KOR, Solidarność, Owsiak, … . Jest w czym wybierać. Proszę o pomoc w powiększeniu listy przykładów.
Metodologię „pokojowej rewolucji oświatowej dokonanej rękami nauczycieli” zawarłem w projekcie SZSID.
gochasamocha
30 kwietnia 2011 at 20:42Oj, bardzo mi się podoba Danusiu Twój pomysł i wszystkie komentarze. We mnie coraz bardziej dojrzewają różne pomysły, które na razie realizuję piano, pianissimo a czasami piccicato, ale już w myślach moich widzę burzę w mojej szkole: forte i fortissimo. Na pewno o tym zakomunikuję i powiem gdzie to się dzieje.
Danusiu, gdzieś widziałam pytanie: co zrobić, żeby OK wprowadzić odgórnie do szkół. Teraz mi wpadł do głowy pomysł w związku z tym, co napisałaś o wspaniałej konferencji nauczycieli. TRZEBA NA TAKĄ KONFERENCJĘ ZAPROSIĆ DECYDENTÓW. Ale zaprosić do pełnego udziału w zajęciach. Najbliższa okazja to 26-27 maja w RUN-ie!!! Widzę na takiej konferencji np. posłów z komisji oświaty. Może też ktoś z ministerstwa? Posłom chyba będzie bardziej „po drodze”, szczególnie chodzi o takich, którzy są nauczycielami. Ktoś, któ zobaczy od środka jak to działa nie będzie już spać spokojnie! To nic, że kończy się kadencja. Jak doświadczą czegoś takiego, to to doświadczenie ni pójdzie na marne. ZRÓBCIE TO, jest jeszcze trochę czasu, żeby to załatwić!!!
Danuta Sterna
1 maja 2011 at 21:57Gocho
Miło jest spotkać większego idealistę od siebie samej.
ONI NIE PRZYJADĄ!
Oni nie mają czasu uczestniczyć w komisjach sejmowych, a co dopiero w konferencjach dla nauczycieli.
Ale szukajmy nadal.
Danusia