Ad: Szkoła szkodzi na mózg

W Polityce Nr 36 (2772) ukazał się artykuł Marzeny Żylińskiej pt. Szkoła szkodzi na mózg. Zanim numer Polityki trafił w moje ręce, wielu moich znajomych zapowiadało mi świetny artykuł. Nie za bardzo wierzyłam, bo już wiele artykułów o edukacji ukazało się w prasie (też w Polityce) i niestety często były słabe, jednostronne bez głębszego zrozumienia tematu. Ale, ten do mnie trafił. Mamy przedstawienie problemów, ale nie mamy metod ich rozwiązania. Trudno się dziwić, gdyby rozwiązanie było w zasięgu reki, to już dawno byłoby wprowadzone. Przynajmniej przy otwartych na pomysły władzach oświatowych.

Pani Żylinska zaczyna wypowiedź od stwierdzenia, że mamy pokolenie digitalnych tubylców. Nauczyciele nie są przygotowani do pracy z takimi dziećmi. Część z nas nauczycieli próbuje nadrobić nowoczesność, zgłębia komputery, ale nie mamy szans dogonić młodych ludzi, którzy urodzili się przy szumie komputera. Z mojego nauczycielskiego punktu widzenia widzę tylko jedno rozwiązanie. Odejść od pozycji nauczyciela wszystkowiedzącego mistrza, do nauczyciela współpracującego – opiekuna.
Szkoła w której dopuszczalne jest, że można się czegoś od ucznia nauczyć i w której nauczyciel może czegoś nie wiedzieć i nie umieć. Brzmi to jak świętokradztwo, bo przecież nauczyciel zapisuje białą kartę, która jest uczeń. Ja nauczyłam się pokory w tej sprawie, gdy uczyłam klasę bardzo zdolnych uczniów w I LO na Bednarskiej. Wielu z nich było znacznie zdolniejszych ode mnie, część robiła olimpiadę matematyczną, a ja miałam z zdaniami olimpijskimi poważne problemy. Minęło kilka lat i kilku z nich ma już ukończone doktoraty z matematyki i jestem pewna , że o nich jeszcze nie raz usłyszy świat matematyczny. Zdarzało się, że wykładałam im wiedzę, która była im jeszcze nieznana, ale też zdarzały się tematy o których już wtedy wiedzieli więcej. A już na pewno byli lepszymi specjalistami w dziedzinie komputerów. Korona mi z głowy nie spadła, gdy się do tego przyznałam, udawało nam się pomagać sobie nawzajem. Gdyby tak więcej zaufania do młodych.
Autorka w pierwszym zadaniu napisała: W zasadzie wszystkie dzieci cieszą się, że pójdą do szkoły i mają wysoka motywację do nauki, ale nastawienie to szybko się zmienia. Całkowicie się z Panią Żylińską zgadzam. Cieszę się, że ktoś głośno o tym mówi. Każde dziecko rodzi w pełni możliwości, ciekawe życia i nauki. Szkoda, że życie zmienia postawę dzieci, a szkoła ma w tym główna rolę. Autorka zwraca uwagę na nudę w szkole. Tak! Moje własne doświadczenie szkolne mogę podsumować – 11 lat więzienia nudy. Może inni mieli lepiej, ale czytamy w artykule wnioski z badań Janusza Czapińskiego – połowa polskich uczniów deklaruje, że nudzi się w szkole. Czyli dla co najmniej połowy jest to czas stracony.
Popatrzmy od strony nauczycieli. PROGRAM, podstawa programowa! Muszę zrealizować program, jeśli czegoś nie wyłożę, to na egzaminie uczniowie polegną i ja za to będę odpowiedzialna. Nie mam czasu na zainteresowanie uczniów: wyłożyć, nie oglądać się na uczniów (bo nie mam czasu powtarzać)  i sprawdzić, że opanowali PROGRM. Ten program wymyślili specjaliści przedmiotowi, skrupulatnie wypisali treści programowe, często w ilości nie do zrealizowania (np. biologia), stanowi on źródło tematów dla Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. W czasie egzaminu odbywa się loteria, co będą sprawdzać? A gdyby tak od razu zapowiedzieć, co naprawdę będzie sprawdzane? Ale wtedy uczniowie mogli by dobrze napisać egzaminy, a przecież chodzi o to, aby ich złapać na niewiedzy i trzymać w gotowości – zobaczysz nie zdasz!
Nie ma czasu na zainteresowanie uczniów przedmiotem! Ja poświęcę czas na zaciekawienie, a oni potem nie zdadzą egzaminu. Co zrobić z tym patem? Pewną pomocą mogą być pytania kluczowe (ocenianie kształtujące). Takie pytania wymagają pracy ze strony nauczyciela musi wcześniej wymyślić takie pytanie, które zachęci uczniów do szukania odpowiedzi i do nauki. Dobrze by było, gdyby autorzy podręczników pomogli nauczycielom i proponowali kilka pytań do wyboru, a nie dawali przepis na nudna lekcję. Inny pomysłem może być metoda projektu. W niej uczeń (szczególnie przy projekcie zespołowym) w naturalny sposób, jako twórca angażuje się w rozwiązywanie problemu. Metoda projektu jest królową metod nauczania, ale nadal jest mało stosowana w Polsce. Powodem jest nieznajomość tej metody, brak doświadczenia i stałe zasłanianie się brakiem czasu.
Pewną pomocą może być ogłoszony przez MEN w tym roku wymóg projektu gimnazjalnego, czyli obowiązek przeprowadzenia przez gimnazjalistę choć jednego projektu zespołowego, który musi być rozwiązaniem postawionego problemu. To ostatnie jest bardzo ważne, uczeń musi widzieć sens swojej pracy, być świadomym jej efektów i mieć możliwość współpracy w grupie i samodzielnego planowania.
Autorka powołuje się na Jana Hartmana, który widzi przepaść pomiędzy programami nauczania i tym co absolwenci szkoły naprawdę umieją. Faktycznie wygląda to na zaklinanie rzeczywistości – umieścić temat w programie i liczyć, że pozostanie on w głowach uczniów. Jakoś to szamaństwo nie jest efektywne.
Jak jest w szkole? Nauczyciel nie sprawdza na bieżaco, co już uczniowie wiedzą, wykłada materiał i sprawdza. Jeśli na końcu okaże się, że nie potrafią, to fundujemy im poprawkę lub liczymy, że douczą się na korepetycjach. W końcu sierpnia rozmwiałam z nauczycielka, która właśnie ukończyła egzaminy poprawkowe. Zapytałam, czy uczniowie zdali. Owszem powiedziała – nauczyli się w czasie wakacji. Jak mogli się sami nauczyć, jeśli wcześniej nie dawali sobie z nauczycielem rady? To chyba jakiś cud.
Co zrobić? I znowu pewna radę daje ocenianie kształtujące, które apeluje do nauczycieli, aby cały czas sprawdzali w jakim miejscu są ich uczniowie i nie przechodzili dalej, jeśli oni nie opanowali przewidzianego materiału. Słyszę już krzyk moich koleżanek – a kiedy mam to robić, przecież to wymaga znacznie więcej czasu. Mają rację, bo program jest przeładowany. Mnie pomaga zasada, której staram się sprostać – Less is more. To nie jest łatwe, bo trzeba podjąć ryzyko, że czegoś się nie „przerobi”, ale za to czegoś się na prawdę nauczy. Nie możemy mieć nadziei, że uczniowie zapamiętają każde nasze nauczycielskie słowo. Po lekcji uczeń ledwo umie powiedzieć, czego dotyczyła lekcja, a my mamy nadzieję, że powtórzy wszystkie mądrości przez nas wykładane. Ja np. wiem, jak rozmnaża się tasiemiec, ale nie wiem po której stronie mam śledzionę. Prawdopodobnie mój umysł musząc wybrał tasiemca do zapamiętania, lekcji o śledzionie sobie nie przypominam.
Z biologia to jeszcze można sobie poradzić, bo jeśli nie znam jednego, to mogę poznać coś innego, ale z przedmiotami ścisłymi jest trudniej. Jak nie umiem dodawać ułamków, to nie rozwiążę równania wymiernego. Tutaj pozostawienie uczniów z wątpliwościami („nauczą się do poprawki”) wycina ich zupełnie. Śmiem przypuszczać, że tu tkwi przyczyna analfabetyzmu matematycznego.
Autorka twierdzi, że problemem jest nauczanie danego przedmiotu przez jedną godzinę w tygodniu. Też się zgadzam. Zwyczaj lekcji 45 minutowych, wydaje się starą naleciałością, nie służącą uczniom. Czy ktoś z nas pamięta, co powiedział aktor w ostatnio oglądanej sztuce teatralnej, nawet, gdy była ona bardzo ciekawa? A w szkole każdego dania uczeń ma sześć siedem spektakli. W szkołach waldorfskich uczy się epokami, czyli np. geografią uczniowie zajmują się przez 3 tygodnie, a potem fizyką itd. Uczniowie mogą zagłębić się w przedmiot, a nawet zanieść swoje myśli do domu. Może to można zmienić w Polsce? Jak do tej pory nie było takiego pomysłu, pamiętam skarcenie przez kuratorium, że w planie lekcji umieściłam zblokowane dwie fizyki razem. Miało być co 45 minut co innego.
W rozważaniach o jakości niemieckich podręczników autorka zwraca uwagę na to, że jest w nich za dużo słów. U nas też, wynika to z ubezwłasnowolnienia nauczycieli i obciążenie ich nadmierną odpowiedzialnością za egzaminy ich uczniów. Nauczyciel poszukuje przepisu, który zapewni mu, że będzie w porządku. Najłatwiej jest przeczytać pełny wykład z podręcznika. Przy okazji zwalniamy z myślenia również uczniów. Podane na talerzu, umieć trzeba wszystko od strony 34 do 56 w podręczniku. A już na stronie 35 uczniowi chce się spać. Jednak jak można wymagać od nauczycieli wybierania, jeśli za to, że nie „przerobił” jednej z pozycji kanonu lektur, może być źle oceniony?
Edukacja fińska ma sukcesy, między innymi dlatego, że władze oświatowe maja zaufanie do swoich nauczycieli, którzy współpracując ze sobą, wypracowują metody nauczania i cele (ocenianie kształtujące). Może by tak podpatrzyć Finów, a nie liczyć tylko na starą „dobrą” polską szkołę?
Pani Żylińska boleje nad kształceniem nauczycieli w Polsce. Chyba wszyscy związani z oświatą wiedzą, że nie jest dobrze, zarówno w kształceniu, jak i w doskonaleniu. W Polsce dużo wysiłku wkłada się w planowanie, czyli w programy, a potem w sprawdzanie, czyli egzaminy, a część środkowa (dla mnie najważniejsza) jest biała plamą. Jest chyba jeszcze gorzej niż przed laty, bo zwyczaj praktyk dla młodych nauczycieli zupełnie zaginął. Choć może i dobrze, bo mogli by się czegoś nieodpowiedniego nauczyć, lepiej niech próbują sami. Tyle, że wyważają otwarte drzwi, którymi nasze dzieci dostają w głowę. Marzy mi się ciągły system doskonalenia (dobrej jakości), który będzie wymuszał na nauczycielach współpracę, wymianę doświadczeń i dyskusję.
Jednak daleka jestem od krytykowania nauczycieli, którzy razem z uczniami siedzą w butelce, w która zostali nabici przez system. Zapewniam, że oni chcieliby oddychać pełna nauczycielską piersią i uczyć ciekawych tematów w ciekawy sposób.

98 komentarzy

  • avatar

    Fundacja Bullerbyn

    6 września 2010 at 09:53

    Witam
    pozwoliłam sobie zamieścić link do artykułu na naszym forum http://www.bullerbyn.pl z własnym komentarzem:
    „Lepszemu rozwojowi pewnych struktur mózgowych towarzyszy regres innych. Na skutek długiego kontaktu z monitorami dzisiejsza młodzież dużo słabiej rozwinęła kompetencję społeczną. Coraz więcej osób ma problemy z empatią, nie potrafi poprawnie odczytywać i interpretować uczuć innych. Ma to związek z neuronami lustrzanymi, które mogą się rozwijać jedynie poprzez kontakty z innymi ludźmi w świecie realnym” – czytamy również w artykule Żylińskiej.
    Miałam wielkie szczęście urodziwszy się córką swego ojca. W zasadzie to jemu zawdzięczam wszystko co dzisiaj wiem. Ten zwariowany geolog od dnia mojego urodzenia częstował mnie, tak mimochodem, projektami.
    […]
    Do czego zatem służyła mi szkoła? W końcu jej też wiele zawdzięczam. Co robiłam przez co najmniej osiem godzin dziennie przez kilkanaście lat życia??!! Celem moim nie było zgłębianie wiedzy programowej. Tę omijałam z daleka uczestnicząc we wszelkich możliwych spotkaniach towarzyskich. Sądzę, że gdyby te spotkania towarzyszyły nabywaniu wiedzy innej niż społeczna, dziś chodziłabym z noblem ;D
    Vivat Metoda Projektów!
    Marianna Kłosińska

  • avatar

    szafranna

    6 września 2010 at 12:23

    Pozwolę sobie wyrazić moją opinię, jako ucznia, nie nauczyciela. Niedawno skończyłam szkołę średnią. Przez cały ten czas korzystałam w dużej mierze z wiedzy nauczycieli – szczególnie mojej wspaniałej matematyczki, polonistki i mojego domowego fizyka – mojej mamy. Uważam, że w Polsce mamy doskonale wykształconą kadrę – przynajmniej do tej pory. Dopiero teraz młodzi nauczyciele „odpuszczają sobie” i nie interesują się swoimi podopiecznymi – miałam taką sytuację, gdy startowałam w finale olimpiady fizycznej moja nauczycielka wymigała się od wyjazdu ze mną na rzeczone zawody. Dodam fakt, że przygotowywała mnie mama.
    Dziś nauczyciele są ograniczani przez siatkę godzin oraz programy nauczania (mój artykuł „Szkoła nie uczy?!”). Może warto, zamiast chwalić cudze, zastanowić się, czemu osoby odpowiedzialne za oświatę doprowadziły do takiego stanu rzeczy.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    6 września 2010 at 17:59

    Pani Danusiu.
    Najpierw komentarz do tego co Pani napisała (ubolewam, że nie możemy w tej chwili porozmawiać – będę wracał do tego wątku).
    Pani opinie i pomysły nie są zbieżne z moimi. Są identyczne. Pisałem podobnie w artykule „Szkoła dla wszystkich czy dla każdego ?” Co więcej: Pani postulaty to program SZKOŁA SZACUNKU I DIALOGU.
    „Marzy mi się ciągły system doskonalenia (dobrej jakości), który będzie wymuszał na nauczycielach współpracę, wymianę doświadczeń i dyskusję.”
    Ja uważam, że taki system można wdrożyć bardzo prosto. Wystarczy tylko spotkać się, opracować drobne szczegóły i spróbować. Ja wiem, że to brzmi idiotycznie, naiwnie, pyszałkowato. Coraz częściej spotykam się z opinią, że gdyby nie naiwni idioci, to bylibyśmy jeszcze człekokształtni.
    Ale widać i słychać, że ludzi myślących, piszących i mówiących podobnie o szkole jest mnóstwo. Jakie stąd wnioski ?
    Trzeba spotykać się. Żałuję, że moje możliwości są bardzo wąskie. Udało mi się spotkać tylko z Panami: Witoldem Kołodziejczykiem i Marcinem Polakiem.
    Po co spotykać się ? Żeby wymyślić SPOSOBY URUCHOMIENIA przemian – szybkich i skutecznych.

  • avatar

    Danuta Sterna

    6 września 2010 at 18:00

    Pani Marianno
    Ekstra, że bywają tacy ojcowie. Jednak najczęściej ojcowie i mamy są zapracowani i liczą, że szkoła nauczy ich dziecko. Istnieje wiele szkół, które pracują metodą projektu, cały program IB taki jest. W Polsce dopiero się przebijamy. Dobrze, że wyprowadzono projekt gimnazjalny od tego roku. postarajmy się go nie zabić wątpliwościami i porównywaniem do matury z języka polskiego.
    Problemem jest przekonanie nauczycieli do tej metody.
    Z nadzieją i pozdrowieniami
    Danuta
    Ps. Dziękuję za wskazanie forum rodziców i wychowawców.

  • avatar

    Danuta Sterna

    6 września 2010 at 18:16

    Szafranno
    Miło, że są dobre wspomnienia ze szkoły i dobre opinie o nauczycielach.
    Dzieli nas pewnie pół wieku różnicy wieku (dobrze powiedziane?), ale moje wspomnienia są diametralnie różne niż Pani. Myślę, że zjawisko nie dotyczy obecnych nauczycieli, tylko po prostu oświaty.
    Dość często słyszę: „Za moich czasów było lepiej”, ale nie wiedziałam, że można odczuwać różnicę już po jednym roku.
    Nie generalizowałabym, że młodzi nauczyciele – „odpuszczają sobie”. Chyba nie zależy to od wieku nauczyciela.
    Pani doświadczenie z fizyką dobitnie pokazują, że można ciekawie i skutecznie nauczać, szczególnie jeśli się jest matką ucznia.
    Gratuluję mamie.
    Szukajmy dalej dobrych przykładów, może z nich skorzystamy.
    Czyli mówmy: Co robił mój dobry nauczyciel, dlaczego uznaję go za dobrego i jak mu się to udawało.
    Tych złych przykładów mamy już za dużo.
    Czyli znowu docenienie zwycięża nad krytyka!
    Może podzieli się Pani z nami wspomnieniami z uczenia się z mamą?
    D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    6 września 2010 at 18:42

    A teraz o artykule Marzeny Żylińskiej.
    To jest kolejna słuszna diagnoza. Tych diagnoz napisano, wydrukowano i wypowiedziano już mnóstwo. Diagnozy pisze się teraz bardzo łatwo.
    Dlatego ja – obywatel i rodzic – składam u autorki oraz u innych ekspertów oświatowych zamówienie na:
    – listę pomysłów skutecznego uruchomienia i wdrożenia pożądanych zmian w oświacie, w szkole mojej córki
    – zwarty, napisany zrozumiałym językiem dokument określający cele i zadani szkoły
    – krótki kodeks, konstytucję, zbiór praw podstawowych dotyczących nauczycieli i uczniów
    Oto kilka refleksji po przeczytaniu artykułu.
    Czy warto rozbudowywać osobne pracownie komputerowe dla cyfrowych tubylców ?
    Problem: jak połączyć wzbudzanie ciekawości, aktywności, pozytywnych emocji z koniecznością zdawania testów i egzaminów ?
    Do przedstawionej analizy warto dodać jeszcze:
    – jak przekazywać wiedzę humanistyczną (podobne diagnozy skupiają się na naukach matematyczno-przyrodniczych)
    – nie zapominajmy o uczniach słabych (eksperci prowadzą analizy pod kątem najlepszych)
    Autorka nie wspomniała najważniejszych celach szkoły w XXI wieku (a może nie najważniejszych ?):
    – uczenie, rozwijanie właściwych sposobów komunikacji szeroko rozumianej
    – kształtowanie charakteru ucznia
    – stwarzanie możliwości i konieczności dokonywania wyborów przez ucznia
    – budowanie systemów wartości
    Moja hipoteza: fundamentem całej oświaty musi być SZACUNEK I DIALOG. A nie jest.
    Pozdrawiam

    • avatar

      Fundacja Bullerbyn

      7 września 2010 at 07:36

      Witam Panie Wiesławie
      Efektywna komunikacja interpersonalna to jedna z najważniejszych rzeczy potrzebnych do współpracy. Cóż jeśli rzadko, kto potrafi sie nią posługiwać. Wydawałoby się, że w hierarchii oświatowej to przede wszystkim nauczyciele powinni to potrafić. Jest tak samo oczywiste jak nierealne. Metody efektywnej komunikacji powinniśmy wysysać z mlekiem matki, cóż, kiedy rzadko która matka ma o niej pojęcie.
      Panie Wiesławie jak chce Pan skomunikować wszystkich aktorów polskiej edukacji, ot tak zaraz?! Jeśli ma Pan na to receptę – wróżę Nobla.
      Upieram się przy korzystaniu z zasobów cywilizacji amerykańskiej. Odwołam się choćby do Kena Robinsona jeśli chodzi o teorię, a gdy mowa o praktyce do wizyty w amerykańskiej szkole w Konstancinie. To praktyczny gotowiec. Drogi? Fakt, czesne pozbawia snu. Ale znajdziemy tam rozwiązania organizacyjne, które nie wymagają wielkich nakładów finansowych.

    • avatar

      Szkoła szkodzi ...

      14 września 2010 at 12:13

      Panie Wiesławie,
      wywołana do tablicy muszę choć krótko odpowiedzieć. W takim artykułe, jakie publikuje Polityka, nie można pisać o wszystkim, bo teksty mają określoną objętość. To fakt, że mój tekst można określić jako diagnozę, jak leczyć bolączki pokazuję na prowadzonych przeze mnie seminariach (najblizsze – dla nauczycieli jezyka niemieckiego odbędzie się w Lublinie). Od dawna piszę też artykuły – na temat metody projektu można przeczytać w mojej książce „Postkomunikatywna dydaktyka języków obcych w dobie technologii informacyjnych). Opisane tam projekty można stosować na różnych lekcjach. Część druga poświęcona szkole w społeczeństwie ery wiedzy, pokazuje problemy dotyczące każdego nauczyciela, niezależnie od nauczynego przedmiotu. Książka zawiara też dużo rad, wskazówek i gotowych materiałów przetestowanych przez moich studentów w szkołach.
      Nie zajmuję sie tylko diagnozami, naprawdę 🙂 W „Językach Obcych w Szkole” nr 6 2009/2010 jest nawet próbka tworzonych przeze mnie materiałów, które powstały w oparciu o badania nad mózgiem, a które można wykorzystać na lekcjach języków obcych (teksty są po angielsku, niemiecku i po polsku). Tworzę też Webquesty i scenariusze lekcji, które włączają internet do szkolnego nauczania i pokazują, jak twórczo wykorzystywac nowe technologie.
      Sposobów prowadzenia lekcji w oparciu o ciekawość poznawczą jest mnóstwo!!! Na takich lekcjach pracują głównie uczniowie, bo ten się uczy, kto jest na lekcji aktywny. Niedługo w Polsce, jak i w 7 innych krajach Europy rozpocznie sie wdrażanie nowego projektu „Zmieniająca się szkoła”. To model zmiany funkcjonowania szkół i nowy model kształcenia nauczycieli. Informacje o projekcie można znaleźć w internecie. Pierwsze szkolenia przewidziane sa dla nauczycieli języka niemieckiego, ale projekt dotyczy przecież całej szkoły. Organizacją, implementacją i planowaniem zajmuje się Ewa Orłowska z ORE. Jej adres można znaleźć w interecie.
      http://www.ore.edu.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=356:szkolenie-zmieniajca-si-szkoa-nowy-model-ksztacenia-nauczycieli&catid=8:news&Itemid=1
      Instytucjami zajmującymi się w Polsce implementacją projektu „Zmieniająca się szkoła” są ORE i Instytut Goethego.
      Już teraz zgłaszają się całe szkoły, które chcą uczyć w zgodzie z mózgiem. Sama nie wiem, czy to dobre tłumaczenie: brain friendly learning? Dziś uczymy jakby pod prąd, pomijamy nie tylko silne strony uczniowskich mózgów, ale nawet możliwości ich pamięci. Wykorzystując naturalne sposoby uczenia się, nauka może byc nie tylko dużo efektywniejsza, ale i przyjemna. Naprawdę 🙂
      A w kształceniu nauczycieli, i tu ma Pan zupełną rację, pomijamy rolę atmosfery, jaka panuje w klasie. Badania nad mózgiem potwierdzają dziś to, co widzi każdy, kto sam uczy, bez wzajemnego szacunku, bez rozmowy, bez uczenia sie od siebie nawzajem, nie ma mowy o dobrej edukacji. Lekcje oparte na strachu aktywizują ciało migdałowate, tak zapisanej wiedzy nie można wykorzystać do rozwiązywania problemów. To znaczy, że taka wiedza jest w życiu bezużyteczna.
      Widzę, że wreszcie muszę się zmobilizować i stworzyć własny blog, a może jeszcze lepiej wiki. Mogłabym wstawić tam moje wcześniejsze artykuły. Jestem przekonana, że szeroka dyskusja nad nowym modelem edukacji jest dziś niezbędna, bo ten stary dotarł do granic swoich mozliwości.
      Pozdrawiam serdecznie,
      Marzena Żylińska

  • avatar

    Wiesław Mariański

    7 września 2010 at 04:48

    Jak uruchomić proces reformowania szkoły. Tak, aby nauczycielom i uczniom było w niej dobrze, sensownie i skutecznie ?
    Odpowiedzi już są, trzeba je tylko uważnie przeczytać.
    Na początek nasuwa mi się następująca wskazówka: traktuj swojego podwładnego/przełożonego jakby to był twój potencjalny klient. Traktujmy tak uczniów, nauczycieli, rodziców, dyrektorów, urzędników i ekspertów oświatowych.
    Trzeba zastosować wobec nauczycieli takie same postulaty jak wobec uczniów. Jedni i drudzy są ludźmi, wszyscy podlegamy podobnym mechanizmom.
    Odp. 1. Uczniowie powinni wiedzieć dlaczego zajmują się danym zagadnieniem. Źle gdy jedynym argumentem jest egzamin.
    To samo dotyczy nauczycieli. Nie powinni być biernymi, ślepymi wykonawcami zarządzeń – a tak jest obecnie. Dlatego szkoła pracuje chaotycznie, nauczyciele są zmęczeni i sfrustrowani.
    Odp. 2. – wkrótce

  • avatar

    Danusia

    7 września 2010 at 14:07

    Panie Wiesławie
    Podziwiam Pana wiarę w to, że wystarczy się spotkać i coś postanowić.
    Z mojego punktu widzenia oświata to jest taki wielki krążownik i żadne postanowienia i małe wietrzyki nie zmienią jej kursu. Nawet jeśli dmie z wielu stron. Oczywiście część popłynie razem z nami, ale jeśli nie mamy sternika na stanowisku dowodzenia – to klapa.
    „Problem: jak połączyć wzbudzanie ciekawości, aktywności, pozytywnych emocji z koniecznością zdawania testów i egzaminów ?” – to jest dla mnie najważniejszy problem MOTYWACJA.
    „nie zapominajmy o uczniach słabych” – z ust mi to Pan wyjął. Ale w polskiej oświacie widzę zupełnie inny kierunek – uczeń zdolny!
    A może by tak zapytać – Czego uczy szkoła i PO CO?
    Myślę ostatnio, że prześladuje mnie pytanie – PO CO?
    Po co punkt wyborczy na 2 piętrze, po co wycinamy drzewa, po co każemy dzieciom chodzić do szkoły tak wcześnie?
    „traktuj swojego podwładnego/przełożonego jakby to był twój potencjalny klient” – TAK. Często myślę o tym, żeby każdy nauczyciel miał szybko doświadczenie, takie, jak mnie dość często spotyka (np wczoraj). Dzwoni do mnie Pani redaktor z gazety i jest to moja dawna uczennica. Minęło kilka lat i to teraz ona jest przyszłością narodu. Warto o tym sobie przypomnieć przed wydarciem się na Jasia z IIB.
    „Uczniowie powinni wiedzieć dlaczego zajmują się danym zagadnieniem. Źle gdy jedynym argumentem jest egzamin” – Bardzo to trudne, np przy uczeniu np o logarytmach. To jest zadanie dla autorów podręczników, jeśli sądzą, że mają coś do napisania, to niech uzupełnią to o pożyteczną refleksję – po co?
    „nauczyciele są zmęczeni i sfrustrowani” – TAK, a jak mają nie być, gdy zawsze oni są winni?
    Czekam na 2?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    7 września 2010 at 20:09

    Pani Danusi.
    Mój komentarz do Pani słów: tak, tak, tak !
    Po co, dlaczego ? To są pytania kardynalne, kanoniczne.
    Od dzisiaj rozpoczynam akcję-ankietę z jednym tylko pytaniem: po co dziecko, nie dziecko – uczeń, nie uczeń – CZŁOWIEK – po co człowiek ma chodzić do szkoły ? Będę zbierać i publikować odpowiedzi wszędzie.
    Oto jedna z odpowiedzi: człowiek chodzi do szkoły w celu zdobycia jak najlepszego wykształcenia, bo ze statystyk wynika, że ludzie dobrze wykształceni zarabiają więcej pieniędzy niż ludzie mniej wykształceni.
    To nie jest moja odpowiedź – moja jest inna.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    7 września 2010 at 21:45

    Jeszcze odnośnie Odp. 1. Nauczyciel muszą wiedzieć po co uczą, po co pracują w szkole. Stąd mój apel-prośba-żądanie o podanie celów nowoczesnej szkoły. Po co człowiek idzie do szkoły ? Tej odpowiedzi potrzebują nauczyciele.
    Odp. 2
    „Uczeń uczy się tylko wtedy, gdy jest aktywny”.
    To samo dotyczy nauczycieli. Nauczyciel uczy skutecznie i sensownie tylko wtedy, gdy jest aktywny, twórczy. Nauczyciel musi być współtwórcą szkoły. Tak widzę SZSZID. Stąd moja hipoteza: wszelkie próby reform zapodawanych z góry są skazane na niepowodzenie. Proponuję inną drogę – na ochotnika: nauczycielu – chcesz się reformować czy nie ? Wybieraj sam. Wybór = aktywność. Bez możliwości wyboru nie ma aktywności. Trzeba dopuścić możliwość kilku, co najmniej dwóch, dróg rozwoju szkół. Analogicznie jak w gospodarce i polityce: od systemu nakazowego, jednorodnego do pluralizmu. Ale zacząć od małych kroków.
    Do tematu oświaty niejednorodnej wrócę.

    • avatar

      Danuta Sterna

      8 września 2010 at 21:03

      Ad 1. To jest problem oświaty na całym świecie. Co wybrać:
      – Uczyć pożytecznych rzeczy
      – Uczyć do egzaminu
      Może kiedyś jedno mogło by być tym drugim, ale nie jest to łatwo, bo na teście sprawdzić poziom umiejętności jest bardzo trudno, a sprawdzić wiedzę łatwiej.
      Jak na razie oświata dryfuje w kierunku testów.
      Ad 2. Moja siostra napisała mi, ze ona tez pamięta tasiemca, a nie pamięta śledziony. Ona uważa, ze to przez to, że tasiemcem straszyli i dlatego go zapamiętaliśmy. Czyli powiązanie z emocjami.
      Dalej. Reformy z „góry” mają małe szanse powodzenia. Ale jak ruszyć od dołu ze wszystkimi? Część nauczycieli pracuje, bo to jest ich praca, a nie z misją. Nie można wymagać misji od wszystkich.
      Szkoda, że jej nie mają, bo się szybciej wypalają, ale argument, że trzeba jeść też do mnie trafia.
      Małe kroki są czynione, znam wielu pasjonatów zawodu, gotowych na wyzwania.
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    7 września 2010 at 21:49

    Odp. 3.
    „Uczniom nie trzeba wpychać wiedzy do głów, wystarczy odwołać się do ciekawości i emocji, a sami będą chcieli poznawać świat, bo to leży w ludzkiej naturze.”
    To samo dotyczy nauczycieli. … – będę kontynuował.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    7 września 2010 at 22:10

    Jeszcze odnośnie Odp.2.
    Dzisiaj słyszałem w radiowej Trójce rozmowę z nauczycielką ze szkoły na Bednarskiej (imienia Maharadży …… – chyba nie pokręciłem ? sądzę, że znanej Pani). Usunięta ze szkoły w 1967 roku powróciła do pracy w 1989. Na pytanie redaktora – … i wróciła pani do oświaty w 1989, do szkoły niepublicznej ? – żachnęła się: nie, nie – to nie tak. My założyliśmy, stworzyliśmy szkołę według własnego planu – własny program nauczania i wychowawczy.
    Najbardziej zapamiętałem to żachnięcie się: nie, nie – to nie tak.

    • avatar

      Danuta Sterna

      8 września 2010 at 21:10

      Nie da się przejść na oświatę niepubliczną. Jednak większość uczniów uczy się w szkołach publicznych.
      A jeśli chodzi o energię, to ta dobra towarzyszy tworzeniu, a już po stworzeniu, jakoś wszystko siada.
      To jak z dziećmi bawiącymi się w dom, jak go zbudują, to przestaje być zabawa interesująca.
      Tak też jest z regulaminem szkolnym, tylko jego twórcy go szanują i się nim przejmują.
      Ale to co Pan pisze bliskie jest TQM. 7 października na seminarium profesora Bliklego w dawnym CODN (16:00 – 20:00) na pewno coś o tym będzie.
      Polecam to seminarium, wstęp wolny.
      D

  • avatar

    Ewa

    8 września 2010 at 11:30

    Daniusiu,
    pytam z czystej ciekawości – czy mój wczorajszy wpis na Twój blog nie doszedł do Ciebie? A może nie nadawał się w Twojej opinii do upowszechnienia?
    Oczywiście uważam, ze masz absolutnie niezbywalne i niepodważalne prawo decydowania, co się ukazuje na Twoim blogu!
    Chcę tylko wiedzieć, czy nie popełniłam jakiegoś błędu technicznego, aby w przyszłości uniknąć tego rodzaju „wpadek”.
    Pozdrawiam
    Ewa Kędracka

  • avatar

    Wiesław Mariański

    8 września 2010 at 20:09

    Fundacja Bullerbyn.
    „Panie Wiesławie jak chce Pan skomunikować wszystkich aktorów polskiej edukacji, ot tak zaraz?!”
    Nie chcę od zaraz. Zgadzam się, że jest to niemożliwe. Ale czy to oznacza, że nie można zrobić nic ? „Nie róbma nic – nie będzie nic”
    Moja propozycja to działania drobnymi krokami, na ochotnika. Ale mocne, , jasne, głośne. Działanie wyraźnie różniące się od dotychczasowego. A przy tym proste – jak rozwiązanie węzła gordyjskiego. Są tylko dwie możliwości: spróbować albo nie. Czy mam pisać dalej ?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    8 września 2010 at 21:00

    Mam propozycję: moglibyśmy wykonać eksperyment-symulację. Tutaj, na tym blogu. Ja wcieliłbym się w rolę dyrektora, który chce stworzyć SZSZID. Chętni przyjęliby rolę nauczycieli. Czy są chętni. Zróbmy mały eksperyment, przeprowadźmy grę wojenną.
    A jeszcze lepiej gdybyśmy mogli zrobić taką symulację gdzieś na żywo. Na przykład pod patronatem CEO. Jestem za.

  • avatar

    Ewa

    9 września 2010 at 08:16

    W artykule M.Żylińskiej najbardziej zainteresował mnie wątek osiągnięć neuronauk, po macoszemu traktowanych przez nauczycieli (bo może prawie w ogóle im nieznanych? Ciekawe, co o najnowszych badaniach nad mózgiem wiedzą nauczyciele…)
    A we wczorajszej POLITYCE kolejny tekst na ten temat „Krytyka pustego rozumu” i dostępny tylko w internecie wywiad z autorem światowego bestsellera „Płycizny, czyli co Internet robi z naszymi mózgami”:
    http://www.polityka.pl/nauka/komputeryiinternet/1508546,1,czy-internet-splyca-myslenie.read?print=true
    Ale to ciekawe…

    • avatar

      Danusia

      9 września 2010 at 09:28

      Ewo
      Ja bym nie zmuszała nauczycieli do posiadania wiedzy o działaniu mózgu, ja bym raczej poprosiła naukowców, aby wyciągnęli wnioski i przekazali je nauczycielom. Takim wnioskiem jest np to, że mówiąc o nowych rzeczach powinno się powoływać na już znane. Wtedy wiedza nowa dokleja się do starej i lepiej „wchodzi do głowy”. Innymi słowy – nie zaczynać od definicji.
      A wszystkie podręczniki (no prawie) od definicji zaczynają.
      Dziękuję za link, zapoznam się. A TY polecasz ten artykuł?
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    9 września 2010 at 15:59

    Pani Danusiu. Nie chciałbym opisywać jak miałby wyglądać taka symulacja, bo chciałbym aby było tak jak naprawdę. Przychodzi dyro i zaczyna od pytania, bez żadnego uprzedzenia. Możemy spróbować, kontynuować ?
    Moim marzeniem jest przeprowadzić taką symulację-szkolenie-trening na żywo.

    • avatar

      Danuta Sterna

      9 września 2010 at 21:22

      Dyrektor: „czy chcecie, kto z was chce, aby od dzisiaj fundamentem naszej szkoły było kierowanie się zasadami szacunku i dialogu ? Abyśmy w każdym naszym działaniu odwoływali się do tych zasad ?”
      Nauczyciel głośno: „Zawsze tak robiliśmy, to jest już nasz fundament”
      w myśli – „O co mu chodzi, czyżby zarzucał mi brak szacunku? A może coś ma z głową? Wszystko mu mogę obiecać, przecież tego nie da się wyegzekwować”
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    11 września 2010 at 19:27

    Dyrektor: spróbuję zapytać precyzyjniej i proszę o odpowiedź każdego w tylko w swoim imieniu. Proszę wybrać jedną z odpowiedzi: tak, nie, wstrzymuję się. Kilka odpowiedzi TAK, pozwoli nam na tworzenie SZSZID.
    Czy chcesz podpisać się pod deklaracją:
    – fundamentem naszej szkoły jest kierowanie się zasadami szacunku i dialogu
    – my uczestnicy SZSZID będziemy odwoływać się w każdym naszym działaniu do tych zasad
    – szacunek i dialog będą podstawą naszej komunikacji, sposobem rozwiązywania sporów i konfliktów, jednym z celów naszych działań

  • avatar

    Wiesław Mariański

    13 września 2010 at 04:33

    Jestem po pierwszym spotkaniu z gronem w nowej szkole mojego dziecka. Jakie wrażenia ? Zmęczenie. Dyrektor i nauczyciele – ludzie zmęczeni. Żadnego entuzjazmu, żadnej wizji, żadnych zamiarów wobec nowych uczniów. Ani słowa jakie są cele i metody ich pracy. Statut, zarządzenia, regulaminy, organizacja, składki, terminy, bezpieczeństwo. Ludzie przytłoczeni ogromem obowiązków, instrukcji, reguł, planów. Ja wiem, że jest wielki potencjał drzemiący w nauczycielach – potencjał skutecznie zaczopowany przez chory system. A ilu rodziców nie wie, nie czuje tego potencjału ?
    To było spotkanie z ludźmi zmęczonymi i smutnymi. A jest to początek roku.
    Cytat (Witold Kołodziejczyk):
    … najważniejsze, aby zmieniło się nasze rozumienie roli szkoły, funkcji nauczyciela, celów edukacji i najważniejsze: jej wizji! Po co istnieje system edukacji, komu ma służyć, jaką odgrywa rolę w społeczeństwie. W jakim celu angażujemy 600 tys. nauczycieli i posyłamy do klasy pierwszej w tym roku ponad 300 tys. uczniów? Jakie zadanie ma spełnić narodowa edukacja?

    • avatar

      Danuta Sterna

      18 września 2010 at 22:07

      Niestety często w szkole panuje SMUTEK. Nauczyciele są zniechęceni. Oni (jak Pan zauważył) wcale tacy z natury nie są. Tylko nadmiar obowiązków, przepisy, dzika odpowiedzialność za wszystko, strasznie nas męczą.
      Czasami spotykam nauczycieli, którzy proszą o szkolenie z wypalenia zawodowego. Nawet kiedyś byłam świadkiem takiego szkolenia prowadzonego przez psycholożkę. Niestety nie bardzo mi się podobało, bo prowadząca bazowała na relaksie i oddychaniu. A moim zdaniem, to nie o taki stres chodzi. zabójcza jest rutyna, która jest zazwyczaj odpowiedzią na trudną sytuację nauczyciela.
      Lekarstwem przeciwdziałającym wypaleniu (przed, a nie po) jest – próbować nowe, angażować się i sprawdzać, jak działa.
      D

  • avatar

    Marzena Żylińska

    14 września 2010 at 12:19

    Witam,
    wywołana do tablicy muszę choć krótko odpowiedzieć. W takim artykułe, jakie publikuje Polityka, nie można pisać o wszystkim, bo teksty mają określoną objętość. To fakt, że mój tekst można określić jako diagnozę, jak leczyć bolączki pokazuję na prowadzonych przeze mnie seminariach (najblizsze – dla nauczycieli jezyka niemieckiego odbędzie się w Lublinie). Od dawna piszę też artykuły – na temat metody projektu można przeczytać w mojej książce „Postkomunikatywna dydaktyka języków obcych w dobie technologii informacyjnych). Opisane tam projekty można stosować na różnych lekcjach. Część druga poświęcona szkole w społeczeństwie ery wiedzy, pokazuje problemy dotyczące każdego nauczyciela, niezależnie od nauczynego przedmiotu. Książka zawiara też dużo rad, wskazówek i gotowych materiałów przetestowanych przez moich studentów w szkołach.
    Nie zajmuję sie tylko diagnozami, naprawdę 🙂 W „Językach Obcych w Szkole” nr 6 2009/2010 jest nawet próbka tworzonych przeze mnie materiałów, które powstały w oparciu o badania nad mózgiem, a które można wykorzystać na lekcjach języków obcych (teksty są po angielsku, niemiecku i po polsku). Tworzę też Webquesty i scenariusze lekcji, które włączają internet do szkolnego nauczania i pokazują, jak twórczo wykorzystywac nowe technologie.
    Sposobów prowadzenia lekcji w oparciu o ciekawość poznawczą jest mnóstwo!!! Na takich lekcjach pracują głównie uczniowie, bo ten się uczy, kto jest na lekcji aktywny. Niedługo w Polsce, jak i w 7 innych krajach Europy rozpocznie sie wdrażanie nowego projektu „Zmieniająca się szkoła”. To model zmiany funkcjonowania szkół i nowy model kształcenia nauczycieli. Informacje o projekcie można znaleźć w internecie. Pierwsze szkolenia przewidziane sa dla nauczycieli języka niemieckiego, ale projekt dotyczy przecież całej szkoły. Organizacją, implementacją i planowaniem zajmuje się Ewa Orłowska z ORE. Jej adres można znaleźć w interecie.
    http://www.ore.edu.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=356:szkolenie-zmieniajca-si-szkoa-nowy-model-ksztacenia-nauczycieli&catid=8:news&Itemid=1
    Instytucjami zajmującymi się w Polsce implementacją projektu „Zmieniająca się szkoła” są ORE i Instytut Goethego.
    Już teraz zgłaszają się całe szkoły, które chcą uczyć w zgodzie z mózgiem. Sama nie wiem, czy to dobre tłumaczenie: brain friendly learning? Dziś uczymy jakby pod prąd, pomijamy nie tylko silne strony uczniowskich mózgów, ale nawet możliwości ich pamięci. Wykorzystując naturalne sposoby uczenia się, nauka może byc nie tylko dużo efektywniejsza, ale i przyjemna. Naprawdę 🙂
    A w kształceniu nauczycieli, i tu ma Pan zupełną rację, pomijamy rolę atmosfery, jaka panuje w klasie. Badania nad mózgiem potwierdzają dziś to, co widzi każdy, kto sam uczy, bez wzajemnego szacunku, bez rozmowy, bez uczenia sie od siebie nawzajem, nie ma mowy o dobrej edukacji. Lekcje oparte na strachu aktywizują ciało migdałowate, tak zapisanej wiedzy nie można wykorzystać do rozwiązywania problemów. To znaczy, że taka wiedza jest w życiu bezużyteczna.
    Widzę, że wreszcie muszę się zmobilizować i stworzyć własny blog, a może jeszcze lepiej wiki. Mogłabym wstawić tam moje wcześniejsze artykuły. Jestem przekonana, że szeroka dyskusja nad nowym modelem edukacji jest dziś niezbędna, bo ten stary dotarł do granic swoich mozliwości.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Marzena Żylińska

    • avatar

      Danuta Sterna

      18 września 2010 at 22:15

      Pani Marzeno
      Metoda projektu jest królową metod!
      Szczęśliwie projekt wprowadzany jest teraz do gimnazjum. Żeby tylko nauczyciele nie odrzucili propozycji na samym początku i nie zaczęli dla świętego spokoju markować roboty.
      W szkołach IB cały czas lekcje prowadzone są metodą projektu, więc jednak można.
      Jestem pewna, że w metodzie projektu wszystkie ważne części mózgu są aktywne.
      Tylko jakoś autorzy podręczników mało w tej sprawie nauczycielom pomagają. Ciągle to samo w tych podręcznikach.
      Koniecznie niech się Pani zmobilizuje do bloga!
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    14 września 2010 at 18:05

    Pani Marzeno.
    Podziwiam Pani pracę, Pani energię. I gratuluję. To co Pani robi jest wspaniałe.
    Zapisuję sobie kilka zdań.
    – ten się uczy, kto jest na lekcji aktywny
    – Dziś uczymy jakby pod prąd, pomijamy nie tylko silne strony uczniowskich mózgów, ale nawet możliwości ich pamięci. Wykorzystując naturalne sposoby uczenia się, nauka może być nie tylko dużo efektywniejsza, ale i przyjemna.
    – Badania nad mózgiem potwierdzają dziś to, co widzi każdy, kto sam uczy, bez wzajemnego szacunku, bez rozmowy, bez uczenia się od siebie nawzajem, nie ma mowy o dobrej edukacji.
    – szeroka dyskusja nad nowym modelem edukacji jest dziś niezbędna, bo ten stary dotarł do granic swoich możliwości.
    Zatem przechodzę do dyskusji – w następnym wpisie. Bo mam wątpliwości, czuję niedosyt, ciągle coś mi się nie zgadza. I chce podzielić się moimi wątpliwościami.

    • avatar

      Danuta Sterna

      18 września 2010 at 22:20

      Na pewno nauka może być przyjemnością. Szczególnie, gdy się widzi jej sens i jest się dobrze traktowanym. Wszystkiego czego się naprawdę nauczyłam tylko w atmosferze doceniania. Gdy mnie karano (często) niczego się nie uczyłam.
      Podobno są tacy, co co lubią krytykę.
      Ale myślę. że oszukują.
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    14 września 2010 at 19:18

    Przedstawiam moje wątpliwości i niedosyty chaotycznie. Są nieprzemyślane, intuicyjne.
    (1) Moje dziecko chodzi od 14 dni do pierwszej klasy gimnazjum. No właśnie – tylko CHODZI. A ja bym chciał słyszeć, widzieć i czuć coś więcej. Że jest uczestnikiem jakiejś budowy, że jest prowokowana do działania, że może lub musi coś wybrać, podjąć jakąś decyzję, opowiedzieć za lub przeciw. Że nowa szkoła czymś zaskoczyła, zadziwiła. Że szkoła chce sprowokować do wypowiedzi, zadawania pytań, dyskusji, sporu.
    PRZYKŁAD: na pierwszej lekcji mówiłbym „wziąść”. Uczniowi, który pierwszy zwrócił by mi uwagę na błąd wpisałbym 20 punktów i zgotował owację na stojąco.

    • avatar

      Danuta Sterna

      18 września 2010 at 22:31

      Wziąść – przypomniało mi moje początki pracy w szkole. Tak się do mnie przyczepiło, że nie mogło się odczepić. Moi uczniowie poprawiali mnie i teraz już mówią – wziąć. bardzo byłam im za to wdzięczna.
      Panie Wiesławie, nie sądzę, aby udało nam się zmienić oświatę dla Pana córki, za mało czasu. Może dla jej córki….
      Są takie pół środki:
      – Znaleźć córce ciekawe zajęcia po południu
      – Samemu pokazywać córce ciekawości świata
      Ale smutno się robi myśląc o straconym czasie „chodzenia” do szkoły. Ile godzin, dni, lat!
      Byłam właśnie na urlopie w Chorwacji nad morzem. I pomyślałam o ciekawym projekcie z geografii: Dlaczego w kraju uprawiającym oliwki w sklepie jest ich tylko jeden lub dwa rodzaje?
      Szukałam odpowiedzi i nic. Ma Pan jakąś hipotezę?
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    14 września 2010 at 19:57

    (2) Zebrania z rodzicami, wywiadówki.
    Pierwsze i dominujące wrażenie: ściana. Ściana pomiędzy dwiema stronami.
    Milczenie po stronie rodziców. Przerywane czasem wypowiedziami w sprawach technicznych (wysokość składki, termin lub trasa wycieczki, …)
    Chciałoby się wstać i krzyknąć do rodziców: po co przyprowadziliście swoje dzieci ? czego chcecie od szkoły ? wypowiedzcie swoje obawy i nadzieje wobec nauczycieli !
    A w stronę nauczycieli: jakie macie plany wobec dzieci, jakie marzenia, jakie macie bariery ? co chcecie dać dzieciom, czego spodziewacie się ? do czego mogą wam przydać się rodzice ? Jaką macie wizję edukacji ? Wypowiedzcie to !
    I pytanie prowokacyjne: czy efektem naszego systemu edukacji są coraz lepiej wykształceni bezrobotni oraz dorośli nie radzący sobie w życiu prywatnym i obywatelskim ?
    PRZYKŁAD. a gdyby tak dyrektor powiedział: poproszę chętnych rodziców do współpracy ze mną. Gdyby tak przy każdym dyrektorze było ciało doradcze. Wszak jedno z przykazań dobrego dyrektora brzmi: nie otaczaj się pochlebcami, miej blisko przy sobie osobę, która często nie zgadza się z tobą.

    • avatar

      Marzena

      16 września 2010 at 10:49

      Bardzo trafnie to Pan opisał! Biurokracja w szkole rzeczywiście przesłania dziś to, co najważniejsze. Myślę, że nauczyciele też są tym przytłoczeni. Chętnie bym więcej napisała, ale wybieram się do Monachium, gdzie startuje europejski projekt „Zmieniająca się szkoła”. Jeśli uda się go szeroko rozpropagować w Polsce, to jest szansa na prawdziwe zmiany, których wprowadzenie wcale nie jest tak trudne, jak by się mogło wydawać 🙂
      Pozdrawiam serdecznie,
      m.ż.

    • avatar

      Danuta Sterna

      18 września 2010 at 22:47

      Samą prawdę Pan napisał. TAK JEST! I to od lat.
      Po jednej stronie obóz szkolny – dyrektor z ciałem, a po drugiej rodzice i dzieci. Na początku w I klasie, to jeszcze rodzice pytają, chcą współpracować, ale potem, jak się dowiedzą, że mają leniwe, niezdolne dziecko, to przestają. Taki myk – przerzucić odpowiedzialność na rodzica. Nie dopilnowuje dziecka, nie odrabia z nim lekcji, przekazał mu słabe geny (jak ma dziecko umieć matematykę, jak rodzicowi ona słabo do głowy wchodziła) i po sprawie. Rodzic petent, czeka na audiencję i liczy na litość.
      W razie konfliktu, w obronie ostatecznej dziecka, rzuca się rodzic na nauczyciela, prosto do gardła. Ten atak zawsze kończy się sromotna porażką rodzica. Nawet dziecko to już wie i prosi mamę: „Ty nic nie mów”. Rodzic podkula ogon.
      Widziałam szkoły w innych krajach. Tam tak nie jest. Szkoła jest miejscem spotkań, są wystawy prac dzieci, wspólne świętowanie i decydowanie.
      Choć czym wyżej tym gorzej. Dlaczego?
      Pana propozycja, aby dyrektor zaprosił do współpracy rodziców, jest na wyrost. Odebrana by była dwojako:
      – co ten dyrektor kombinuje, czego od nas chce
      – jeśli tak, to ja mam postulat – usunąć matematyka, bo postawił mojemu dziecku niedostateczny
      Przepraszam, że ja taka Kasandra jestem. Cieszę się, że Pan walczy!

      • avatar

        Fundacja Bullerbyn

        18 września 2010 at 23:18

        Dużo musi się zmienić…
        My rodzice w olbrzymiej większości nie mamy pojęcia czego moglibyśmy od szkoły oczekiwać, będąc uczeni w takim a nie innym wzorcu. Chcemy przede wszystkim by nauczyciel uczył nasze dziecko, uważając, że nam dwóje i odpytywania nie zaszkodziły – „w końcu przecież wyszliśmy na ludzi”. Tutaj nieunikniona analogia do dyskusji nad klapsami. Ech…
        Tymczasem wczoraj niemal popłakałam się ze wzruszenia, gdy nasza bullerbynowa Ciocia, czyli absolwentka szkoleń z komunikacji interpersonalnej na bazie „Jak mówić do dzieci, żeby nas słuchały i jak słuchać żeby do nas mówiły”, która pracowała z nami w czasie wakacji opiekując się dziećmi na Wioskach, opowiedziała o dopiero co odbytych praktykach w szkole podstawowej.
        Była wstrząśnięta tym, w jaki sposób nauczycielka kontaktowała się z dziećmi. Oczywiście było to coś kompletnie innego niż to czego się u nas nauczyła. Dzięki Bogu mogła pokazać nauczycielce jak dzieci zaczynają „rezonować”, gdy zmienia się formę kontaktu. Tym razem nauczycielka była wstrząśnięta. To doświadczenie pozwoliło jej na wniesienie zmian, zrozumienie.
        Reasumując: paradoksalnie to praktykantka wniosła nową wartość do praktyki nauczyciela.
        Moja intuicja: praktykantka nie ma związanych rąk kartą nauczyciela, chce i może się rozwijać.

        • avatar

          Danuta Sterna

          19 września 2010 at 07:11

          A może można prosić o kilka słów praktykantki na temat tych różnic i reakcji dzieci?
          Myślę, że wielu nauczycieli zupełnie nie zdaje sobie sprawy ze swoich opresyjnych zachowań.
          Najlepiej pokazywać przykład, to czasami dociera.
          Jeden z niesławnych psychologów prowadził kiedyś zajęcia dla wychowawców, polegające na przeprowadzaniu scenek. Wychowawca opisywał scenkę, odgrywał ją, a potem zastanawiano się jak powinna ta scenka wyglądać, aby była korzystna.
          Ja długo w swojej pracy uczyłam się , że nie mam obowiązku reagować natychmiast i podejmować decyzji bez przemyślenia. Myślę, że wielu nauczycieli (tak jak ja) chce szybko pomoc, doradzić i przez to nawet nie wysłuchuje ucznia.
          Danusia

  • avatar

    Wiesław Mariański

    15 września 2010 at 20:36

    (4) Zewsząd słychać, że szkoła nie podąża za wymogami współczesności. A jakie są te wymogi ? Czy znają je nauczyciele, dyrektorzy, rodzice i uczniowie ? Czy widział ktoś gazetkę ścienną hallu szkoły z listą tych wymogów ? Czy w jakimś pokoju nauczycielskim wisi taka lista ?
    Zapewne odezwą się głosy: ależ to nie sprawa nauczycieli, to temat dla władz oświatowych, ekspertów, polityków. To oni mają kreślić wizję szkoły, cele i zadania. Nauczyciele są tylko wykonawcami. Jest w tym racja. Ale proponuję szersze spojrzenie. Przecież przyszli eksperci, urzędnicy i politycy siedzą teraz w ławkach szkolnych. W rękach nauczycieli spoczywa wielka władza. To od was, nauczyciele, zależy jakość decydentów. To od tego jakie „pranie mózgu” im zrobicie będzie zależeć jakość klasy politycznej w niedalekiej przyszłości.
    Brzmi to niewiarygodnie ? A jednak: jak wspomina się przedwojenną oświatę ? Że wykształciła wielu doskonałych fachowców i całe pokolenie patriotów. Czy – takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie – to tylko pusty, muzealny slogan ?
    Pytanie: czy nowoczesne metody i narzędzia nauczania są wystarczą aby szkoła sprostała wymaganiom współczesności ? Jakim wymaganiom ?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    15 września 2010 at 21:01

    (4) Zewsząd słychać, że szkoła nie podąża za wymogami współczesności. A jakie są te wymogi ? Czy znają je nauczyciele, dyrektorzy, rodzice i uczniowie ? Czy widział ktoś gazetkę ścienną w hallu szkoły z listą tych wymogów ? Czy w jakimś pokoju nauczycielskim wisi taka lista ?
    Zapewne odezwą się głosy: ależ to nie sprawa nauczycieli, to temat dla władz oświatowych, ekspertów, polityków. To oni mają kreślić wizję szkoły, cele i zadania. Nauczyciele są tylko wykonawcami. Jest w tym racja. Ale proponuję szersze spojrzenie. Przecież przyszli eksperci, urzędnicy i politycy siedzą teraz w ławkach szkolnych. W rękach nauczycieli spoczywa wielka władza. To od was, nauczyciele, zależy jakość decydentów. To od tego jakie „pranie mózgu” im zrobicie będzie zależeć jakość klasy politycznej w niedalekiej przyszłości.
    Brzmi to niewiarygodnie ? A jednak: jak wspomina się przedwojenną oświatę ? Że wykształciła wielu doskonałych fachowców i całe pokolenie patriotów. Czy – takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie – to tylko pusty, muzealny slogan ?
    Pytanie: czy nowoczesne metody i narzędzia nauczania są wystarczą aby szkoła sprostała wymaganiom współczesności ? Jakim wymaganiom ?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    16 września 2010 at 17:47

    (4) Zewsząd słychać, że szkoła nie podąża za wymogami współczesności. A jakie są te wymogi ? Czy znają je nauczyciele, dyrektorzy, rodzice i uczniowie ? Czy widział ktoś gazetkę ścienną w hallu szkoły z listą tych wymogów ? Czy w jakimś pokoju nauczycielskim wisi taka lista ?
    Zapewne odezwą się głosy: ależ to nie sprawa nauczycieli, to temat dla władz oświatowych, ekspertów, polityków. To oni mają kreślić wizję szkoły, cele i zadania. Nauczyciele są tylko wykonawcami. Jest w tym racja. Ale proponuję szersze spojrzenie. Przecież przyszli eksperci, urzędnicy i politycy siedzą teraz w ławkach szkolnych. W rękach nauczycieli spoczywa wielka władza. To od was, nauczyciele, zależy jakość decydentów. To od tego jakie „pranie mózgu” im zrobicie będzie zależeć jakość klasy politycznej w niedalekiej przyszłości.
    Brzmi to niewiarygodnie ? A jednak: jak wspomina się przedwojenną oświatę ? Że wykształciła wielu doskonałych fachowców, elitę inteligencką i całe pokolenie patriotów. Czy – takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie – to tylko pusty, muzealny slogan ?
    Pytanie: czy nowoczesne metody i narzędzia nauczania są wystarczą aby szkoła sprostała wymaganiom współczesności ? Jakim wymaganiom ?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    16 września 2010 at 18:24

    (4) Zewsząd słychać, że szkoła nie podąża za wymogami współczesności. A jakie są te wymogi ? Czy znają je nauczyciele, dyrektorzy, rodzice i uczniowie ? Czy widział ktoś gazetkę ścienną w hallu szkoły z listą tych wymogów ? Czy w jakimś pokoju nauczycielskim wisi taka lista ?
    Zapewne odezwą się głosy: ależ to nie sprawa nauczycieli, to temat dla władz oświatowych, ekspertów, polityków. To oni mają kreślić wizję szkoły, cele i zadania. Nauczyciele są tylko wykonawcami. Jest w tym racja. Ale proponuję szersze spojrzenie. Przecież przyszli eksperci, urzędnicy i politycy siedzą teraz w ławkach szkolnych. W rękach nauczycieli spoczywa wielka władza. To od was, nauczyciele, zależy jakość decydentów. To od tego jakie “pranie mózgu” im zrobicie będzie zależeć jakość klasy politycznej w niedalekiej przyszłości.
    Brzmi to niewiarygodnie ? A jednak: jak wspomina się przedwojenną oświatę ? Że wykształciła wielu doskonałych fachowców, elitę inteligencji i całe pokolenie patriotów. Czy – takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie – to tylko pusty, muzealny slogan ?
    Pytanie: czy nowoczesne metody i narzędzia nauczania są wystarczą aby szkoła sprostała wymaganiom współczesności ? Jakim wymaganiom ?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    16 września 2010 at 18:26

    I jeszcze jeden …
    (4) Zewsząd słychać, że szkoła nie podąża za wymogami współczesności. A jakie są te wymogi ? Czy znają je nauczyciele, dyrektorzy, rodzice i uczniowie ? Czy widział ktoś gazetkę ścienną w hallu szkoły z listą tych wymogów ? Czy w jakimś pokoju nauczycielskim wisi taka lista ?
    Zapewne odezwą się głosy: ależ to nie sprawa nauczycieli, to temat dla władz oświatowych, ekspertów, polityków. To oni mają kreślić wizję szkoły, cele i zadania. Nauczyciele są tylko wykonawcami. Jest w tym racja. Ale proponuję szersze spojrzenie. Przecież przyszli eksperci, urzędnicy i politycy siedzą teraz w ławkach szkolnych. W rękach nauczycieli spoczywa wielka władza. To od was, nauczyciele, zależy jakość decydentów. To od tego jakie “pranie mózgu” im zrobicie będzie zależeć jakość klasy politycznej w niedalekiej przyszłości.
    Brzmi to niewiarygodnie ? A jednak: jak wspomina się przedwojenną oświatę ? Że wykształciła wielu doskonałych fachowców, elitę inteligencji i całe pokolenie patriotów. Czy – takie będą Rzeczypospolite jakie młodzieży chowanie – to tylko pusty, muzealny slogan ?
    Pytanie: czy nowoczesne metody i narzędzia nauczania są wystarczą aby szkoła sprostała wymaganiom współczesności ? Jakim wymaganiom ?

    • avatar

      Danuta Sterna

      18 września 2010 at 23:03

      Tak odpowiedzialność jest po naszej stronie.
      W stanie Kentucky pewien czas temu rodzice podali oświatę do sądu i wygrali. Od tego czasu sąd sprawuje nadzór nad reformą oświaty w tym stanie. Dało to dobre rezultaty.
      Już słyszę jak ludzie mówią: „E tam, w USA oni maja marną edukację, nie wiedzą np gdzie jest Polska”.
      Ale mnie chodzi o takie zmiany, o których tu dyskutujemy. Zresztą z tym cytatem też się nie zgadzam, bo jakoś noblistów w USA sporo mają. Ale to inny temat.
      Piłka jest po naszej stronie, czyli rodziców. Uczniowie przyjmują sytuację taką jaka jest. Mają nadzieję, że dorośli wymyśli szkołę dla ich dobra. Czasami się buntują i za to płacą.
      Ale my już widzimy, że szkoła, taka jaka jest, nie jest dobra dla dzieci.
      Może do sądu?
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    20 września 2010 at 17:45

    Pani Danusiu. Nie pisałem, bo byłem w lesie.
    Zmiana oświaty, albo raczej w oświacie.
    Szukam chętnych, którzy chcieliby spróbować „mojego” pomysłu. SZSZID to projekt, który różni się od innych (od projektów ekspertów, takich jak Pani, Pani Marzeny, … ). Projekty eksperckie to działanie od zewnątrz. SZSZID to działanie od wewnątrz. To projekt typu „róbta co chceta”. Jego założenia wstępne: dobrowolność, każdy nauczyciel jest ekspertem, każdy ma prawo do błędów, nie ma spraw tabu, różnimy się, cieszymy się z naszych sporów.
    Szukam chętnych do spróbowania. Gdybym mógł wrócić do pracy w szkole robiłbym tak bez wahania (wiem – łatwo powiedzieć gdy się stoi z boku). Jetem przekonany, że w każdej szkole znalazłoby się kilku chętnych. Zacząłbym od symulacji – takiej jak przez nas niedokończona.

    • avatar

      danuta

      20 września 2010 at 23:19

      Czy w lesie były może ślimaki? Może one już szykuję się do snu?
      Z tymi chętnymi to trudna sprawa. Bo jak zapytać, to każdy się zgodzi, że tak. Ale mało z tego wynika. No i kto ma pytać?
      Do udziału w symulacji raczej nie było chętnych, zresztą blog to pewnie nie jest dobre miejsce.
      Nie i nie za bardzo widzę, jak ten dobry pomysł (SZSZID) wcielić w życie?
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    20 września 2010 at 18:15

    Radość uczenia się. Pod koniec mojej pracy (szkoła podstawowa) wpadłem na pomysł prowadzenia lekcji matematyki metodą „róbta co chceta”. Nie czas i miejsce na szczegóły, ale efekt ! Pamiętam najsłabszych, zazwyczaj odrętwiałych uczniów, którzy nagle ożywali, robili się aktywni. Pamiętam ich radość i chęć do pracy. Tylko jedna wątpliwość: czy lepiej byli nauczeni niż dzieci uczone metodą presji i wymagań ?

  • avatar

    Wiesław Mariański

    20 września 2010 at 18:27

    Dlaczego w kraju uprawiającym oliwki w sklepie jest ich tylko jeden lub dwa rodzaje?
    Szukałam odpowiedzi i nic. Ma Pan jakąś hipotezę?
    Poczułem się jak uczeń lub student wywołany do odpowiedzi. Lubię takie pytania. Odpowiadam bez zastanawiania się.
    Hipotezy (każda z osobna lub splot przyczyn):
    – tradycja i konserwatywne obyczaje producentów lub/i konsumentów
    – działanie utartymi ścieżkami przez rolników-hurtowników-przetwórców – spadek po sowietyzacji
    – brak popytu ze względów ekonomicznych, czyli najlepiej sprzedają się najtańsze
    Warto byłoby zapytać kilku Chorwatów.
    To pytanie kojarzy mi się z naszym „problemem” ziemniaczanym. Nie można kupić u nas smacznych ziemniaków. Nawet w pyrlandii, w której mieszkam.
    Czy odbiegliśmy od tematu, czyli od szkoły ? Ja uważam, że nie. Mi wszystko kojarzy się.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    20 września 2010 at 18:45

    Pana propozycja, aby dyrektor zaprosił do współpracy rodziców, jest na wyrost. Odebrana by była dwojako:
    – co ten dyrektor kombinuje, czego od nas chce
    – jeśli tak, to ja mam postulat – usunąć matematyka, bo postawił mojemu dziecku niedostateczny
    Nie, nie, nie. Nie zgadzam się z Panią.
    I tu dygresja: czy powyższe sformułowanie jest zgodne, Pani zdaniem, z zasadą SZACUNKU I DIALOGU ? Czy lepiej byłoby stosować taką formułę: mam inne zdani niż Pani/Pan/Ty/Wy/Oni ?
    Zatem jestem innego zdania. Ja, dyrektor szkoły wiem po co zapraszam rodziców, umiem z nimi rozmawiać, wiem czego mogę spodziewać się i czego oczekuję. Nie każdy dyrektor to potrafi.
    Nauczyciele i dyrektorzy, podobnie jak lekarze, zapominają, że ich petentami-klientami są ludzie różni – o różnych poziomach wykształcenia, elokwencji, kultury, … . Niejednokrotnie ludzie wybitni w jakiejś dziedzinie. Dlatego warto czasem posłuchać rodziców. Chociażby żeby lepiej zapobiegać agresji w szkole.

    • avatar

      danuta

      20 września 2010 at 23:28

      Cudnie, że się się nie zgadzamy!
      Miło, że są więksi na tym świecie optymiści i idealiści.
      Znam kilku bardzo rozsądnych dyrektorów, ale na pewno nie wszyscy tacy są.
      W czwartek w Dużym formacie był artykuł o szkole. Świetny.
      Zacznę nowy watek na ten temat, ale później.
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    20 września 2010 at 18:57

    (4)
    „Modny” temat oświatowy: wzrost agresji w szkole.
    Oskarżam nas o zakłamanie w tej kwestii.
    Każda konferencja, dyskusja, szkolenie dotyczące tego tematu powinna zaczynać się od takich zdań:
    – szkoła była, jest i zawsze będzie przyczyną i źródłem konfliktów, złych emocji i agresji uczniów
    – każdy nauczyciel może być przyczyną tych zjawisk
    Zastanawiam się tylko czy należy zastosować przymiotnik „głównym, główną”.
    To jest tak naturalne jak powodzie, huragany i inne takie. Od nas zależy jak będziemy z nimi „walczyć”.

    • avatar

      danuta

      23 września 2010 at 20:21

      Właśnie o takie pytania i odpowiedzi mi chodzi.
      Jak się zastanowić, to każdy odpowiada, że ważna jest, aby w życiu dorosłym być pożytecznym, świadomym obywatelem. I że tego trzeba uczyć, ale w praktyce i tak uczymy logarytmów. A uczniowie wyrastają na zastraszonych wykonawców zaleceń.
      Łatwiej uzupełnić wiedzę, to oczywiste, postawę bardzo trudno zmienić.
      Może ja jestem taka pesymistyczna w wypowiedziach o szkole, bo moje doświadczenia szkolne są smutne: nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Ale jedno mnie spotkało super = moja wychowawczyni. Dzięki niej byliśmy zgraną klasą, jeździliśmy na wycieczki, byliśmy traktowani na serio.
      Mimo, że już jej nie ma od kilku lat, to cały czas za nią tęsknię
      .
      Jednak mnie szkoła czegoś nauczyła. W swojej praktyce wychowawczej naśladowałam bardzo dobre wzorce.
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    21 września 2010 at 20:59

    Cytat:
    Tak sobie myślę, że dla każdego mogłoby być ciekawym doświadczeniem bycie częścią stałej, spotykającej się co pewien czas grupy, która wspiera się wzajemnie w doskonaleniu, w rozwijaniu najlepszych stron swojej osobowości, w budowaniu charakteru.
    Taka regularna możliwość przedyskutowania ciekawego dla większości tematu, dzielenia się wiedzą z przeczytanej lektury czy przerabiania ćwiczeń, byłaby nie tylko wsparciem intelektualnym i emocjonalnym dla każdego uczestnika, byłaby również świadectwem, że kierowanie się w życiu konkretnymi zasadami i korzystanie z siły człowieka, daje oczekiwane efekty. Kiedy słyszy się jak, ktoś inny opowiada, jak udało mu się zrealizować – za sprawą zwiększenia poczucia własnej wartości, zbudowania poczucia obfitości czy spójności wewnętrznej i właściwego wykorzystania podświadomości – jakiś cel, wzrasta własna wiara w sens wybranej drogi. Człowiek umacnia się w swoim postanowieniu podążania tą drogą. To zwiększa motywację wewnętrzną i energię niezbędną przecież do działania.
    Pewno istnieją takie grupy. Jeśli tak, napisz nam o tym… A jeśli nie… to może Ty będziesz inicjatorem jej powstania? Chętnie pomogę, w miarę swoich możliwości.
    Wyobrażam sobie już teraz zjazd tych grup. Widzicie to?! Ale energia!

    • avatar

      danuta

      23 września 2010 at 20:35

      A skąd cytat?
      Takie grupy istnieją. Zainicjowane w naszym programie SUS nazywają się Pomocni Przyjaciele. Ale na pewno jest więcej tego typu inicjatyw.
      Kiedyś prowadziłam sama taka grupę w szkole, wtedy nazywałyśmy się – Krytyczni Przyjaciele, ale „krytyczni” w Polsce ma złe konotacje.
      Nie są to tylko grupy wsparcia. Na spotkaniach rozmawia się o nauczaniu, sukcesach i kłopotach i uczy się od siebie wzajemnie.
      Po takich spotkaniach chce się pracować.
      Pamiętam, że uczniowie wiedząc, że mamy taka grupę, zwrócili się do mnie z prośbą o interwencje w sprawie jednej z naszych koleżanek. Chodziło o to, że ona była strasznie nierówna i oni nie mogli przewidzieć w jakim nastroju będzie danego dnia. Sami nie mieli śmiałości jej o tym mówić, więc poprosili mnie, gdyż jako krytycznej przyjaciółce było mi łatwiej. I faktycznie przeprowadziliśmy rozmowę o konieczności bycia przewidywalnym. Możliwe, że to nie załatwiło sprawy całkiem, ale trochę pomogło.
      Warto w takich spotkaniach dyskutować, zadawać pytania i stawiać sobie cele, a potem analizować, co się udało.
      Znacznie przyjemniej, z pożytkiem dla uczniów i nie grozi wtedy wypalenie zawodowe.
      Ale w Polsce nauczyciel jest samotny.
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    22 września 2010 at 19:23

    (7)
    Obecny świat ma tak wiele do zaoferowania młodym, że gubią się w tej wielości. Ostatnio chciałem kupić sobie wino w markecie. Stanąłem przed regałem z setkami butelek, powierciłem się i zrezygnowałem. Potrzebowałbym jakiegoś przewodnika. Więc poszedłem kupić spirytus.
    A młodzi ? Wielu nauczycieli chciałoby i mogłoby być przewodnikami wycieczki po życiu. Ale nie może. Coś i ktoś im nie pozwala.
    Czy nowoczesne technologie, metody i narzędzia wystarczą do przełamania niemożności ?

    • avatar

      danuta

      23 września 2010 at 20:40

      Myślę, ze młodzi maja teraz tez gorsza sytuację z wyborem studiów. Za moich czasów była: biologia, fizyka, polonistyka itd. a teraz wiele nieznanych kierunków.
      Wielu moich uczniów zmienia studia, studiuje dwa kierunki lub nie mogąc się zdecydować rezygnują.
      Osiołkowi w żłobie dano…
      Znalazłaby się rola dla nauczyciela w tej kwestii.
      To cudowne spotkać za młodu w swoim życiu – przytomnego dorosłego.
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    22 września 2010 at 20:39

    (8)
    Taka wizja.
    Znaczenie szkoły będzie wzrastać. Nastąpi ewolucja systemu oświatowego w stronę różnorodności oraz większej samodzielności szkół i nauczycieli.
    Szkoła stanie się instytucją o wielorakich funkcjach. Będzie dla społeczności lokalnej miejscem działań edukacyjnych, wychowawczych, artystycznych, kulturalnych, obywatelskich, terapeutycznych, sportowych, towarzyskich, …. Działań skierowanych głównie w stronę dzieci i młodzieży. Ale również dorośli będą korzystać z jej usług, a zarazem będą jej współtwórcami.
    Nauczyciele będą, w większym stopniu niż dotychczas, autorami-twórcami programów edukacji i metod ich realizacji. Nie będzie funkcjonował jeden, wspólny dla wszystkich, ogólnokrajowy system oświatowy. Szkoły będą funkcjonować podobnie jak przedsiębiorstwa w gospodarce wolnorynkowej. Będzie zatem występował element konkurencji. Jedne szkoły będą lepsze w jakiejś dziedzinie, a drugie w innej.
    Na koniec najważniejsze pytania: po co szkoła ? czy będzie potrzebna ? czy coś ją zastąpi, zredukuje, wyprze ?
    Najkrótsza odpowiedź: szkoła jest i będzie potrzebna żeby młody człowiek uczył się w niej relacji z drugim człowiekiem, grupą, społeczeństwem, materialnym i niematerialnym dziedzictwem cywilizacji, światem przyrody.
    Szkoła to najważniejsze miejsce, w którym dziecko może ćwiczyć pod okiem fachowców dialog, wczuwanie się, dyscyplinę, współpracę, szacunek, dokonywanie wyborów, prowadzenie sporów, rozwiązywanie konfliktów, …. Tylko w szkole jest miejsce i czas na pokazywanie różnych możliwości jakie daje życie.
    Żadna inna instytucja nie zastąpi szkoły w tym dziele.
    Rola szkoły będzie wzrastać wraz z zmniejszaniem się znaczenia rodziny, zanikiem tradycyjnych obyczajów i wzrostem wolności jednostki.
    Zanik szkoły = zanik cywilizacji.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    23 września 2010 at 21:47

    Cytat jest z:
    http://www.majewska-opielka.pl/147101.html wpis 19 września
    Ale w Polsce nauczyciel jest samotny.
    Trzeba sprowokować chociaż część nauczycieli żeby chcieli nie być samotni.
    Projekt SZSZID jest taką prowokacją. Tylko jak ją rozpowszechnić, rozpropagować ? Pomysły mam, ale i ja jestem sam. Precyzyjnie: mój obszar możliwości działania jest bardzo wąski. Ale uważam, że bardzo wielu nauczycieli jest gotowych do tworzenia SZSZID lub TLC, lub grup PP czy KP, lub jeszcze innych …. Ale ktoś musi ich do tego pobudzić, zachęcić, zarazić i udzielić pomocy. Ten ktoś to Pani, ja, i wiele innych osób myślących podobnie o szkole. Sądzę, że to będzie działanie-akcja obywatelska, akcja spontaniczna, ale przemyślana i dobrze zorganizowana. Taka akcja może mieć nawet charakter konkursu z nagrodami. Nie ma takiej możliwości, że nic nie można zrobić.
    Największą korzyścią i zyskiem nauczyciela z tworzenia wspomnianych grup, czyli SZSZID, jest to o czym Pani napisała: radość !!!
    Myślę po „anglosasku”:
    – czy coś wymaga poprawy ?
    – co i dlaczego ?
    – jakie cele stawiamy ?
    – jakimi metodami dokonamy zmian ?
    – jakich skutków spodziewamy się: pozytywnych, ubocznych-negatywnych ?
    – jakie korzyści, jakie przeciwieństwa i trudności ?
    – kto rozpocznie zmiany ?
    – od czego zaczniemy ?
    – działamy
    Jeszcze krócej: problem – cause – action.
    „Myślenie musi natrafić na opór – na sprzeciw. Myśl, która nie musi przebijać się z największym wysiłkiem, traci spoistość, twardość diamentu, wiotczeje i usycha. Każda myśl, pogląd, teza są podszyte swoim przeciwieństwem.”
    Pozdrawiam serdecznie !

  • avatar

    Wiesław Mariański

    26 września 2010 at 20:28

    Myślę, że większa autonomia szkoły i nauczycieli będzie nieunikniona. Są dwie możliwości:
    – gorsza: wprowadzenie nakazowo, ustawą i zarządzeniami
    – lepsza: wprowadzana na zasadzie dobrowolności, szkoły będą same podejmować decyzję czy pracować po staremu, czy tworzyć własną szkołę autorską.
    Tylko żeby szybciej. Przydałby się jakiś Kopernik lub Owsiak w tej sprawie. Chyba jednak bardziej Owsiak. Zdaje się, że uwielbiamy wszelkie akcje.
    Wspólnota, partnerstwo ? To ciekawe spostrzeżenie, rzeczywiście – nie ma odpowiedniego słowa.

  • avatar

    danuta

    28 września 2010 at 21:50

    Autonomia zależy od decyzji władz! A na nią nie mamy żadnego wpływu.
    Owsiak- TAK! Ale skąd wziąć takiego?
    Wiele zależy od dyrektora szkoły. Znam wielu wspaniałych ludzi na tym stanowisku. Ale są też tacy, którzy bronią się tylko przed atakiem organów prowadzących i nadzorujących.
    Jednak bywają tacy, którzy potrafią zmienić kulturę szkoły. I nauczyciele zaczynają zupełnie inaczej funkcjonować. My w CEO uważamy, że bez wsparcia dyrektora nic poważnego nie da się zmienić.
    D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    29 września 2010 at 21:00

    Autonomia zależy od decyzji władz! A na nią nie mamy żadnego wpływu.
    – fakty temu przeczą, więc nie zgadzam się, jestem innego zdania
    Owsiak- TAK! Ale skąd wziąć takiego?
    Zgadzam się.
    Wiele zależy od dyrektora szkoły. …bywają tacy, którzy potrafią zmienić kulturę szkoły. I nauczyciele zaczynają zupełnie inaczej funkcjonować. My w CEO uważamy, że bez wsparcia dyrektora nic poważnego nie da się zmienić.
    W pełni zgadzam się co do roli dyrektora. Zatem pytanie: czy jakość dyrektora ma zależeć od przypadku, czy to ma być zdarzenie losowe ? Czy jakość szkoły ma ma być zależna od wyniku rzutu kostką ?
    Pytam siebie, pytam Panią, Pani Danusiu, pytam ekspertów. Pytanie to kieruję do CEO.
    Oczekuję odpowiedzi – jako rodzic, obywatel, podatnik. Oczekuję przykładów, rezultatów. Gdzie są te modelowe szkoły stworzone przez ekspertów, pokazujące jak powinna wyglądać edukacja w XXI wieku ?
    Oczekuję ja – człowiek niezadowolony i gotowy do działania i współpracy.

    • avatar

      Danuta Sterna

      29 września 2010 at 22:29

      Przecież to jest pytanie retoryczne.
      W Polsce mamy konkursy na dyrektorów szkół i mamy procedury tych konkursów. Komisja głosuje.
      Władze są kryte – wybierają najlepszego.
      Pomyślałam sobie o weryfikacji, ale marność oceny pracy szkoły, marność kryteriów oceny pracy dyrektora i marność oceniających, wykluczają weryfikację.
      Też jestem człowiekiem niezadowolonym i gotowym do współpracy, ale z kim?
      D

      • avatar

        Fundacja Bullerbyn

        30 września 2010 at 06:16

        Zawiało grozą.
        Poczułam klimat komuny. Taka wyuczona bezradność nikomu nie służy. Ponoć funkcjonujemy w demokracji!
        Szkolnictwo niepubliczne jest uwikłane w system procedur i mentalność pokoleniową.
        Ale jest jeszcze niepubliczne! Ciężko bo ciężko, ale wydreptuje sobie dobre praktyki. Pytacie o wzorce?
        Szkoła Amerykańska w Konstancinie. Tak czesne jest mordercze. Gdyby każda szkoła dostała taki budżet to żylibyśmy w raju. Ale czy na pewno chodzi tylko o kasę?
        Szkolnictwo niepubliczne to światełko w tunelu bo działa na zasadach rynkowych. Konkurencja wymusza permanentne podnoszenie poprzeczki. Nadal jednak zbyt mało tych szkół powstaje.
        IMHO z polską szkołą publiczną jak z ZUSem, nic się nie zmieni, póki ktoś jej nie wysadzi w powietrze. Trudno socjalizm wyplenić z naszej mentalności. Przyzwyczailiśmy się płacić haracz, żyć skromnie i narzekać, że na nic nie mamy wpływu. Wygodnie jest nie musieć decydować. Wygodnie.
        Tak w głębi ducha liczyłam na to, że w CEO jednak optymistyczniej patrzy się w przyszłość 🙂
        Też jestem człowiekiem niezadowolonym i gotowym do współpracy. Robię swoje a ludzie są i krok po kroczku zacznie się zmieniać.
        Nie zamierzam nic wysadzać w powietrze.
        Mam po prostu rzeczywistość równoległą. 😀

        • avatar

          Danuta Sterna

          30 września 2010 at 19:52

          Szkoda, że Panią zmartwiłam. Nie reprezentuję całego CEO, myślę, że są w nim bardziej optymistyczne osoby niż ja. Choć podobno na duży pesymizm nie cierpię.
          Faktycznie jestem rozczarowana działaniem odgórnym.
          Szukam innych dróg.
          W CEO udaje się współpracować ze wspaniałymi szkołami, dyrektorami i nauczycielami. Ale to jest środek sprawy, a na początku jest nudny, przeładowany program, a na końcu bzdurny egzamin. I ten początek i koniec nie zależy od szkoły.
          Jak się źle zaczyna i źle kończy, to trudno, aby środek coś pomógł.
          Choć zawsze lepiej być przez 11 lat dobrze traktowanym.
          Szkoły niepubliczne, kasa i duże możliwości. Tak, ale dla elity. Mnie się marzy dobra szkoła dla każdego. szczególnie dla tego za którym nie stoją rodzice i dobra sytuacja domowa.
          Zresztą nie każda szkoła niepubliczna jest dobra.
          D

          • avatar

            Fundacja Bullerbyn

            30 września 2010 at 20:39

            Zacznę od końca 🙂
            Jasne, że niepubliczność szkoły nie jest gwarantem jakości. Widzę, że stereotyp szkoły niepublicznej – kasa i duże mozliwości jest bardzo silny. Niewiele z tych szkół może pochwalić sie tak doskonałą i rozwinietą infrastrukturą jakamają placówki gminne np. Widzieliście może szkołę w Łazach w Lesznowoli? Piękny nowoczesny budynek. Fantastyczne zaplecze sportowe – i co z tego? Szkoły niepubliczne mają większą swobodę działania, to i zaleta i wada. nie będę tego wątku teraz rozwijać. Może będzie inna okazja.
            Pamiętajmy jednak że na placówce oświatowej świat się nie kończy. Jest np nauczanie domowe.
            IMHO sercem szkoły jest jakość procesu dydaktycznego. Moje dzieci chodzą do maleńkiej biedniutkiej szkoły stowarzyszeniowej. Płacimy czesne, ale gdybyście zobaczyli warunki w jakich dzieci się uczą to w życiu nie powiązalibyście tego z tzw elitą.
            Postawiliśmy na jakość procesu, na ludzi i na wolność wyboru. Nasze dzieci chodzą do szkoły niepublicznej bo to dla nas najważniejsza życiowa inwestycja. Dzieje się to kosztem wielu wyrzeczeń. W pewnym sensie jesteśmy elitą 🙂
            O szkole amerykańskiej pisałam, dlatego, że mnie zaskoczyła. Zanim spędziła tam dzień wizytacyjny byłam przekonana, że placówka w której uczy sie kilkuset uczniów nie ma szans być placówką skutecznie i wartościowo nauczającą. Tymczasem można stworzyć dobry system współpracy w takim molochu, ale oni na to pracują przeszło 40 lat! Ta szkoła to połączenie doskonałej infrastruktury ze świetną metodyka nauczania, że nie wspomnę o ergonomii sal lekcyjnych, czy indywidualnym podejściu do ucznia. Widziałam klasę, w której różnice w poziomie gotowości szkolnej między dziećmi były monstrualne i nie stanowiło to żadnego problemu – dzięki sensownej metodyce każde dziecko rozwijało się w ramach własnych możliwości, stopniowo wyrównując deficyty. Bajka? real Panie real
            Są wzorce. Dyrektor Szkoły z przyjemnością zaprosi Panią na „podglądanie”. Nie wszystko wymaga kasy.
            O wiele łatwiej stanąć w obliczu budowania czegoś od zera niż przed wielkim systemem, który trzeba uzdrowić. Chylę czoła przed Panią Pani Danusiu i przed CEO 🙂

  • avatar

    Danuta Sterna

    3 października 2010 at 17:57

    Znam szkołę w Konstancinie. Faktycznie prężnie działają. Ale wykorzystują metody Montessori. Szkoła jest też w naszych programach.
    Ciekawe, czy państwowe szkoły mogłyby też pracować innymi metodami np: Montessori, czy Waldorwskimi?
    Tylko, który organ prowadzący by się na to zgodził?
    Jeśli chodzi o elitę, to jednak jest elita w szkołach niepublicznych, choćby dlatego, że jest ich mało. Ale elita w pozytywnym sensie, takich rodziców, którym bardzo zależy na nauce dziecka i którzy decydują się na taka szkołę zarobić (muszą mieć oczywiście takie możliwości).
    D

Dodaj komentarz