Jestem poruszona szumem wokół matury w tym roku. Wiem, od 25 lat po raz pierwszy matura z matematyki. Wielkie przeżycie. Wywiady z maturzystami, spekulacje co do trudności zadań i wyników. Zupełnie zrozumiałe. Mnie jednak poruszają wypowiedzi maturzystów i osób dorosłych na temat przygotowania do tego wydarzenia. Otóż wszyscy – bez żenady! – przyznają się do brania i dawania korepetycji.
– Jestem przygotowany, bo miesiącami uczęszczałem na kursy przygotowawcze… – mówi przed kamerą jeden z maturzystów.
– Spotkaliśmy się z wielkim popytem na korepetycje, musieliśmy odmawiać chętnym… – też przed kamerami chwalą się korepetytorzy.
Wszystko – oczywiście płatne!
Uczniowie chodzili do szkoły, przesiadywali na lekcjach matematyki. Nauczyciele czuli się częściowo zwolnieni z obowiązku nauczenia, bo przecież mieli za mało godzin do dyspozycji, a uczniowie w ogólności byli mało zdolni… Po lekcjach uczniowie udawali się na płatne korepetycje, których udzielali im inni nauczyciele, otrzymując sowitą zapłatę.
Oczywiście nie wszyscy, bo nie wszyscy mieszkają w miejscu, gdzie korepetycje są dostępne i nie wszystkich na nie stać. To się nazywa równanie szans! A co ma zrobić uczeń z małej wsi, dojeżdżający do liceum w powiatowym mieście i kończący lekcje tak, że ledwo zdąży na autobus? On jest zdany na trzy, cztery lekcje tygodniowo matematyki w szkole. Nauczyciel ma 30 uczniów i nie jest w stanie dostosować nauczania właśnie do tego ucznia. Zaległości rosną, strach olbrzymieje. A z kasą krucho!
Nauczyciele się starają, ale muszą nadgonić zaległości kilkuletnie (w matematyce zaczynają one narastać już w początkowych klasach), to się nie da zrobić w 3 godziny tygodniowo. Zaczynają więc straszyć uczniów niezdaną maturą. W pewnym stopniu usprawiedliwiają siebie: Nie dam rady, niech ktoś inny to zrobi. Tu mamy już prostą drogę do korepetycji. Znaleźć fundusze i po problemie, uczniowie nauczeni, nauczyciele opłaceni i z szansą na zdaną przez swoich uczniów maturę. Czy to nie jest korepetycyjna paranoja?
Może zamiast chodzić do szkoły od rana wszyscy poszliby na korepetycje, tam się solidnie nauczyli za solidne pieniądze (jak się płaci, to zwiększa się motywacja do nauki). A do szkoły poszliby uczniowie wieczorem, żeby się spotkać i pogadać, wypełnić funkcję socjalną?
Korepetycje nie są konicznością! To, że są zjawiskiem powszechnym w różnych krajach, nie oznacza, że nie powinniśmy w NASZYM kraju z nimi walczyć.
Kto powinien temu przeciwdziałać? Myślę, że przede wszystkim władze oświatowe. Dobre nauczanie jest sprawą polityki oświatowej. Żeby można było skutecznie uczyć, trzeba przede wszystkim doskonalić metody nauczania – szkolenia, kursy, dyskusje, współpraca nauczycieli. Również trzeba przeznaczyć na naukę wystarczającą liczbę godzin. Nie może być tak, że na matematykę – przedmiot wymagający dużego zaangażowania i myślenia, przeznaczone jest tyle samo godzin, co na przedmiot, który potrzebuje w większości tylko działań odtwórczych.
Nauczyciele muszą mieć czas i umiejętności na dostosowanie nauczania do indywidualnego ucznia.
Nie chowajmy głowy w piasek, nie zasłaniajmy się koniecznością korepetycji. Nie chwalmy się ani ich pobieraniem, ani ich dawaniem.
Wstydźmy się korepetycji! To niewydolność naszej oświaty!
Czego szukasz?
Random Post
Search
Starsze