Wyobraź sobie, że masz swoje ukochane dziecko. Państwo zdecydowało, że będzie ono zabierane od ciebie na prawie 1/3 dnia i będzie wtedy pod opieką INSTYTUCJI.
INSTYTUCJA wie, co jest dla twojego dziecka dobre, określiła dokładne zasady pobytu w INSTYTUCJI. Eksperci pracujący dla INSTYTUCJI, bez konsultacji z tobą i innymi rodzicami, wkładają dzieciom do głowy odpowiednie treści. INSTYTUCJA uważa, że ma absolutny monopol na decydowanie o tym, co ma poznawać i robić twoje dziecko. Nikt nie pyta ciebie o zdanie, nikt nie zaprasza ciebie do dyskusji i planowania.
Czasami INSTYTUCJA wzywa rodzica do siebie i wtedy najczęściej ma do niego pretensję o to, że źle przygotowuje swoje dziecko do pobytu w INSTYTUCJI. Jeśli dowiadujesz się, że twoje dziecko odbiega zachowaniem, czy poziomem opanowania tak zwanych treści od innych dzieci, wpadasz w panikę. Wtedy wynajmujesz innych ekspertów, którzy w pozostałe 2/3 dnia nadganiają z twoim dzieckiem braki.
INSTYTUCJA co pewien czas organizuje konkurs – egzamin dla swoich podopiecznych. Wynik konkursu ustawia dzieci w rankingu, który determinuje dalszą przyszłość dziecka. Zdajesz sobie sprawę, że konkurs jest bardzo ważny. Dlatego pilnujesz, aby dziecko dobrze się do niego przygotowało. Od pewnego czasu zaczynasz zdawać sobie sprawę, że sam byś tego konkursu już nie wygrał i że nie jesteś w stanie pomoc swojemu dziecku w przygotowaniu się do niego. Jednak wymagasz od swojego dziecka, aby ćwiczyło więcej, aby starało się być lepsze od innych dzieci.
Ty też jako dziecko uczęszczałeś do INSTYTUCJI, ale nie masz dobrych z nią wspomnień. Wszystkiego pożytecznego nauczyłeś się właściwie poza INSTYTUCJĄ. Dziecko też nie lubi INSTYTUCJI. Mimo to staracie się razem z dzieckiem „dla jego dobra”, wypełniać wymagania stawiane przez INSTYTUCJĘ. Często jednak okazuje się, że to zadanie was przerasta.
INSTYTUCJA uważa, że z tobą współpracuje, ale ma ciągle do ciebie pretensję, że to ty i twoje dziecko za mało się staracie.
Czy już domyślasz się jaka to INSTYTUCJA?
8 komentarzy
Karion
20 stycznia 2010 at 11:43Zapomniałaś jeszcze dodać, że nieposłanie dziecka do INSTYTUCJI jest karalne i ścigane z URZĘDU 😉
Danuta Sterna
20 stycznia 2010 at 15:06Niektórzy rodzice decydują się uczyć dzieci w domu. Ale i tak muszą realizować PROGRAM, czyli uczyć o tym, co nakazuje INSTYTUCJA.
Niestety żyjemy w iluzji, że w szkole uczymy się zagadnień niezbędnych i że ta wiedza jest trwała i potem wykorzystujemy ją w życiu.
A gdyby zrobić dorosłym ludziom egzamin z tego, co wynieśli ze szkoły? Strach sprawdzać.
Danusia
Karion
20 stycznia 2010 at 11:43Zapomniałaś jeszcze dodać, że nieposłanie dziecka do INSTYTUCJI jest karalne i ścigane z URZĘDU 😉
Danuta Sterna
20 stycznia 2010 at 15:06Niektórzy rodzice decydują się uczyć dzieci w domu. Ale i tak muszą realizować PROGRAM, czyli uczyć o tym, co nakazuje INSTYTUCJA.
Niestety żyjemy w iluzji, że w szkole uczymy się zagadnień niezbędnych i że ta wiedza jest trwała i potem wykorzystujemy ją w życiu.
A gdyby zrobić dorosłym ludziom egzamin z tego, co wynieśli ze szkoły? Strach sprawdzać.
Danusia
Sabiryba
27 stycznia 2010 at 22:39Danusiu, jak miło Cię czytać! Spotkałam się na jednym ze szkoleń z takim stwierdzeniem: „…po raz kolejny przekonuję się, że szkoła w życiu nie jest najważniejsza” – powiedziała to nauczycielka jednej ze szkół. Wydało mi się to takie odkrywcze, kiedy to oznajmiła. Niby nie rewolucyjne, a jednak…potwierdza to, co piszesz. Życie weryfikuje wiedzę i umiejętności nabywane w szkole…
Swoją drogą..strach pomyśleć, jak dorośli zdaliby egzaminy – szczególnie te gimnazjalne z części matematyczno – przyrodniczej…? Bo to, że nie zdalibyśmy matury dzisiejszej – my dorośli – to już wiemy… Zbadano.;)
Sabiryba
27 stycznia 2010 at 22:39Danusiu, jak miło Cię czytać! Spotkałam się na jednym ze szkoleń z takim stwierdzeniem: „…po raz kolejny przekonuję się, że szkoła w życiu nie jest najważniejsza” – powiedziała to nauczycielka jednej ze szkół. Wydało mi się to takie odkrywcze, kiedy to oznajmiła. Niby nie rewolucyjne, a jednak…potwierdza to, co piszesz. Życie weryfikuje wiedzę i umiejętności nabywane w szkole…
Swoją drogą..strach pomyśleć, jak dorośli zdaliby egzaminy – szczególnie te gimnazjalne z części matematyczno – przyrodniczej…? Bo to, że nie zdalibyśmy matury dzisiejszej – my dorośli – to już wiemy… Zbadano.;)
Danusia
28 stycznia 2010 at 10:32Sabino
Dzięki za komentarz. Zacytuję zdanie z Twojego maila do mnie:
Witkacy pisał zamiast „rzeczywistość” – „wistość rzeczy”.
Czasami nas zaskakują taka gra słów. Ciekawe byłoby zastanawianie się nad pochodzeniem niektórych wyrazów.
Pewien czas temu próbowałam zrobić egzamin z części przyrodniczo matematycznej po gimnazjum. Udało mi się tylko z zadniami matematycznymi, a np. z chemią kompletna klęska.
Zastanawiam się, czy tu w grę nie wchodzi taki pogląd: Ja przeżyłem szkolę i wyrosłem na przyzwoitego człowieka, więc inni też powinni.
Tylko bez szkoły może też byłbyś przyzwoitym, szczęśliwym człowiekiem, może nawet szczęśliwszym.
Ale, INSTYTUCJA wie – co czyni człowieka wartościowym!
D
Danusia
28 stycznia 2010 at 10:32Sabino
Dzięki za komentarz. Zacytuję zdanie z Twojego maila do mnie:
Witkacy pisał zamiast „rzeczywistość” – „wistość rzeczy”.
Czasami nas zaskakują taka gra słów. Ciekawe byłoby zastanawianie się nad pochodzeniem niektórych wyrazów.
Pewien czas temu próbowałam zrobić egzamin z części przyrodniczo matematycznej po gimnazjum. Udało mi się tylko z zadniami matematycznymi, a np. z chemią kompletna klęska.
Zastanawiam się, czy tu w grę nie wchodzi taki pogląd: Ja przeżyłem szkolę i wyrosłem na przyzwoitego człowieka, więc inni też powinni.
Tylko bez szkoły może też byłbyś przyzwoitym, szczęśliwym człowiekiem, może nawet szczęśliwszym.
Ale, INSTYTUCJA wie – co czyni człowieka wartościowym!
D