Jacek Strzemieczny przeczytał mi fragment raportu międzynarodowej firmy doradczej McKinsey & Company 2010 pod tytułem „How the world’s most improved school systems keep getting better”.
Dzielę się nim z Wami:
…In his synthesis of over 50,000 studies and 800 meta-analyses of student achievement, John Hattie drew one major conclusion: “The remarkable feature of the evidence is that the biggest effects on student learning occur when teachers become learners of their own teaching.” (Hattie, John. Visible Learning, Routledge, London: 2009). This is the essence of collaborative practice: teachers jointly engaged in an empirical, routine, and applied study of their own profession.
50 000 badań powinno wystarczyć, aby uwierzyć, że dyskutując z innymi nauczycielami i ucząc się wzajemnie od siebie, możemy najlepiej wpływać na efekty naszych uczniów.
Myślę, że można było ten wniosek przewidzieć bez badań, ale cieszę się, że najtęższe umysły i najnowsze badania w edukacji potwierdzają tę najprawdziwszą prawdę.
Jakie wnioski praktyczne z tego płyną?
Powinniśmy stawiać na współpracę nauczycieli, umożliwić im korzystanie z siebie nawzajem. Fundusze na doskonalenie pożytkować właśnie na stwarzanie warunków do wymiany doświadczeń – na doskonalenie w grupie nauczycielskiej.
Bardzo to rewolucyjne dla polskiej szkoły, gdzie nauczyciel jest samotny, a doskonalenie jest rozumiane jako uczestniczenie w kursach i teoretycznych studiach prowadzonych przez specjalistów.
A gdyby można było zamiast tego organizować pracę nauczycieli w małych grupach w atmosferze zaufania i wzajemnej pomocy! Może taka mała grupa sama mogłaby decydować, co nowego i w jaki sposób chce poznać i wypróbować?
Dlaczego tak nie jest?!
Przede wszystkim brakuje zaufania do nauczycieli, że oni sami mają wiedzę i umiejętności. Zresztą nauczyciele też nie wierzą, że mogą się wiele nauczyć od swoich koleżanek i kolegów – nie dzielą się swoją wiedzą. Nie ma atmosfery, ale też kultury współpracy. A – co gorsza – nasze władze oświatowe nie korzystają z badań edukacyjnych, takich jak cytowany powyżej raport. Kierują środki na doskonalenie zawodowe nie tam, gdzie trzeba.
Może jednak skorzystamy z 800 metaanaliz i wyciągniemy wnioski?
Czego szukasz?
Random Post
Search
Starsze
9 komentarzy
Wiesław Mariański
14 grudnia 2010 at 23:07To i ja zacytuję. To są słowa nauczyciela.
„Nie ma wielkiej różnicy jak ustawione są ławki w klasie – tradycyjnie, czy niekonwencjonalnie. Jak wchodzisz w dialog, zadajesz mnóstwo pytań i nie pasujesz po pierwszych, czasami mniej udanych, słowach odpowiedzi, to lekcja tak samo wygląda w każdych warunkach i z każdą klasą. Pewnie – poziom zależny jest od danej klasy, ale uczniowie potrafią być równie aktywni wszędzie.
Nie mniej jeśli nauczyciel będzie siedział tylko z biurkiem, nie będzie wchodził w interakcję z klasą, to stoły tu nic nie zmienią.”
Danuta Sterna
15 grudnia 2010 at 15:13Sama interakcja nie wystarczy. Samo ustawienie ławek też nie i wyjście poza biurko też. To są warunki konieczne, ale nie dostateczne.
Tak samo jest ze słowem – dialog. Różni ludzie różnie je rozumieją.
Może jednak dodać – właściwy dialog?
D
Danuta Sterna
15 grudnia 2010 at 15:16Panie Wiesławie
Jeśli chodzi o treść wpisu, to czy nie przyzna Pan, że może to jest droga do wprowadzenia szacunku i dialogu?
Cały czas na tym blogu szukamy drogi…
D
Wiesław Mariański
17 grudnia 2010 at 22:32„Zresztą nauczyciele też nie wierzą, że mogą się wiele nauczyć od swoich koleżanek i kolegów – nie dzielą się swoją wiedzą. Nie ma atmosfery, ale też kultury współpracy.”
I te fakty uważam za najważniejszy punkt wyjścia do najważniejszych działań (a niech tam, zaszaleję: nie – uważam, ale – twierdzę !). Cała reszta jest pochodną.
Zatem pytanie: jak uwolnić nauczycieli ? Jak uwolnić od lęku i obaw, od niechęci, od braku wiary w swoją moc i od poczucia wyższości, od potrzeby izolacji i niezależności, od bierności ? Jak uwolnić do odwagi i pokory, do śmiałości, do potrzeby współpracy, dzielenia się i brania, do współzależności, do aktywności ?
No cóż, może zastosować „jajko Kolumba” ? Kilka razy w historii udało się.
Wiesław Mariański
18 grudnia 2010 at 15:44Na jakie pytanie szukamy odpowiedzi ? Jaki problem chcemy rozwiązać ? Co chcemy osiągnąć ?
„A gdyby można było zamiast tego organizować pracę nauczycieli w małych grupach w atmosferze zaufania i wzajemnej pomocy! Może taka mała grupa sama mogłaby decydować, co nowego i w jaki sposób chce poznać i wypróbować?
Dlaczego tak nie jest?!”
Uważam, że najpierw trzeba stanąć przed nauczycielami i zadać im te i podobne pytania. Zainspirować ich najpierw do mówienia, a nie do działania. I pozwolić im mówić, i wysłuchać ich, i pobudzać ich kolejnymi pytaniami do rozmowy, do sporu, do formułowania konkluzji. Uważam, że w wyniku takiej rozmowy, nauczyciele sami zaczną łączyć się w zespoły twórczej wymiany doświadczeń i wzajemnej pomocy. Bo nikt z nauczycielami nie rozmawia. Wszyscy chcą nimi zarządzać i szkolić ich !
Dotychczasowe działania reformatorskie polegają na PODAWANIU nauczycielom gotowych rozwiązań. Podstawowe źródło działania tkwi poza nimi. To są zarządzenia, programy, projekty dostarczane przez instytucje zewnętrzne. SZSZID przenosi źródło aktywności do wnętrza szkoły. To sami nauczycielem są głównym źródłem i motorem wymiany doświadczeń, wspólnych działań, doskonalenia i rozwoju.
Konkluzja: najpierw trzeba zainspirować nauczycieli do rozmowy, a nie do działania. Nauczyciele prowadzący ze sobą autentyczny dialog, sami będą inspirować swoje działania, nie będą potrzebowali bodźców z zewnątrz.
danuta
18 grudnia 2010 at 17:01Dwie sprawy.
1. Zdałam sobie sprawę ile (może większość) z nauczycielstwa nauczyłam się od mojej (niestety nieżyjącej już) wychowawczyni – Grażyny Giedroyć.
Ona sama powiedziała mi, że nie ma wykształcenia pedagogicznego, że sama do wszystkiego w sposób naturalny dochodziła. Kiedyś więcej o niej napiszę, bo była talentem. Ale jedna sprawa teraz. Otóż ona zawsze dążyła, aby w jej wychowawczej klasie uczyły osoby, które były z nią zaprzyjaźnione. W naszej klasie uczył właśnie taki zgrany zespół. Myślę, że oni mieli wiele rad pedagogicznych prywatnych na nasz temat. Nie trzeba było powoływać zespołu zadaniowego.
2. Nie za bardzo zgadzam się, że najpierw rozmowa. Czasami są takie przypadki, ze coś trzeba wypróbować, zobaczyć, że działa, a dopiero potem dyskutować – jak i gdzie.
Np w ocenianiu kształtującym Wiliam Dylan proponuje najpierw spróbować.
Oczywiście można podialogować – jak to zrobić.
D
Wiesław Mariański
19 grudnia 2010 at 09:30Pani Danusiu.
Przed chwilą wysłałem do Pani e-maila. Proszę o potwierdzenie czy dotarł.
Wydaje mi się, że w naszej rozmowie krystalizuje się, dzięki różnicom poglądów, przedmiot sporu. To świetnie.
Co jest przedmiotem sporu, jak jest jego istota ?
Moja hipoteza wkrótce.
Wiesław Mariański
30 grudnia 2010 at 05:39Przede wszystkim brakuje zaufania do nauczycieli, że oni sami mają wiedzę i umiejętności. Zresztą nauczyciele też nie wierzą, że mogą się wiele nauczyć od swoich koleżanek i kolegów – nie dzielą się swoją wiedzą. Nie ma atmosfery, ale też kultury współpracy.
No i doszliśmy do „samego dna”. Czy nauczyciele prowadzą dialog między sobą ? Czy zadają sobie pytania, proszą o radę, wymieniają się doświadczeniami, oceniają i doskonalą wspólnie swoje działania, rozmawiają o różnicach poglądów i postaw, prowadzą spory ze sobą ?
Czy ktoś odważy się odpowiedzieć pozytywnie ?
Nie prowadzenie dialogu w szkole (i nie tylko, np.: w małżeństwie, w rodzinie, wśród sąsiadów, w lokalnej społeczności, w firmie, w partii, w państwie) ma swoje dobre strony, jest wygodne.
Dialog zmusza mnie do wysiłku intelektualnego, do przemyśleń, kształtowania i wypowiadania własnych poglądów. Zabiera mój czas. Wymaga z mojej strony pewnej dyscypliny, przestrzegania ustalonych reguł. Muszę rozmawiać z kimś kogo nie lubię lub boję się. W trakcie prowadzenia dialogu mogę spotkać się z krytyczną oceną moich słów lub działań. Obawiam się czy potrafię zawsze zapanować nad emocjami. Naturalne różnice uwidaczniają się w odmiennych zdaniach, co może prowadzić do konfliktów – a ja nie lubię i boję się ich. Nie prowadząc dialogu czuję się bardziej niezależny, mam większą swobodę działania. Będąc uczestnikiem dialogu muszą liczyć się ze zdaniem innych ludzi, koniecznością prowadzenia negocjacji, poszukiwania kompromisu i zmiany – a ja nie lubię zmian, szczególnie jeśli dotyczą osobistych poglądów, postaw i nawyków.
Podsumowując: strata czasu, niewygody, kłopoty, nerwy, stres, zmęczenie.
Prowadzenie dialogu można porównać do siadania. Wolę usiąść wygodnie czy prosto ? Zazwyczaj siedzimy wygodnie, a od czasu do czasu wyprostowujemy się. Bo mamy świadomość, że od wygodnego siedzenia niszczy nam się kręgosłup.
Prowadzenie dialogu można porównać do wypoczynku. Usiąść na kanapie, włączyć telewizor – czy może pójść na spacer lub wybrać się na rower ? Jakże często zmagamy się z tego typu dylematem, choć wiemy co jest dla nas dobre i prawidłowe. I podziwiamy ludzi, którzy konsekwentnie realizują drugi wariant – to jest ich zasada.
A co my wybierzemy jutro ?
Danuta Sterna
1 stycznia 2011 at 17:08Z tym DIALOGIEM to jest jeszcze inna sprawa. Zauważyłam, że jest on utożsamiany z przekonaniem kogoś do własnych poglądów. To bardzo blokuje. Wydaje nam się, że powinniśmy przekonać innych, a to przeszkadza w słuchaniu.
Myślę ostatnio nad tym, że możemy się zgadzać z kimś w jednym, a w drugim nie. Byłoby o wiele więcej dialogu, gdybyśmy się nie okopywali na swoich pozycjach.
Może tak:
To ciekawe co mówisz, ja mam co prawda odmienne zdanie, ale chętnie wysłucham twoich argumentów.