Tym razem bardzo praktyczny, nauczycielski temat. Nauczyciele często tracą zbyt dużo czasu lekcji na sprawdzanie listy obecności. Trwa to nawet do 15 minut. W tym czasie uczniowie nudzą się, ziewają lub zaczynają się zajmować czymś zupełnie z lekcją niezwiązanym.
STRATA.
Pomyślmy, co można byłoby zrobić zamiast tradycyjnego sprawdzania listy? Mam dwa pomysły – jeden mój, a drugi Jacka Strzemiecznego.
- Zadać uczniom zadanie na dobry początek i w tym czasie rozejrzeć się po klasie i zanotować nieobecności.
- Rozdać przed lekcją uczniom małe karteczki z pytaniem, poprosić, aby je podpisali (lub mogą być wcześniej przez nauczyciela podpisane) i odpowiedzieli na pytanie. Karteczki zbieramy i wiemy kogo nie ma.
W obu przypadkach można nawiązać do poprzedniego tematu, czyli odwołać się do wiedzy już przyswojonej (konstruktywizm). Nauczyciel może uzyskać informację, czy uczniowie są już gotowi na następny temat (ocenienie kształtujące).
A teraz WY, może macie jakiś pomysł? Zadbajmy o bardziej efektywne wykorzystanie czasu lekcji.
Blogi Oś świata: |
23 komentarze
W. Szwajkowski
12 grudnia 2011 at 14:55Stosowałem taką procedurę. Dyżurny uczeń (są tacy jeszcze w szkołach?) dawał mi na początku lekcji na kartce wykaz nieobecnych. Uczniowie lepiej się znają i od razu wiedzą kogo nie ma, bez sprawdzania listy. Dla uniknięcia pomyłki wyczytywałem nieobecnych i szybko sprawdzałem, czy liczba uczniów się zgadza. Czas – maksymalnie 1 minuta.
Pomysł żeby dzielić się praktycznymi rozwiązaniami uważam za świetny.
Ksawery Stojda
12 grudnia 2011 at 15:091. A czy w ogóle widzimy sens sprawdzania listy, czy to wyłącznie biurokratyczny wymóg szkoły?
2. Pani metoda (rozejrzeć się po klasie w jakiejś chwili, gdy uczniowie zajęci są własną pracą – wcale nie specjalnie zadanej na początku lekcji, można to zrobić w dowolnym momencie później) był z powodzeniem stosowany przez większość moich nauczycieli za moich czasów licealnych.
3. W dzisiejszych czasach zaawansowanych technologii możliwe jest mnóstwo najróżniejszych zmechanizowanych lub częściowo zmechanizowanych rozwiązań. Zrobienie zdjęcia telefonem zajmuje mniej niż sekundę. A czy listę w dzienniku uzupełni potem nauczyciel, sprawdzając na zdjęciu, kto jest, a kogo nie ma, czy program rozpoznający twarze, to już inna sprawa. Przynajmniej, jeśli nie mamy pary bliźniaków w jednej klasie 😉
SilaLujka
11 stycznia 2019 at 00:11nie można zrobić zdjęcia uczniom bez pisemnej zgody rodziców
Michał
12 grudnia 2011 at 21:52U mnie to wygląda tak, że prowadzący posyła listę – wpisują się na niej osoby z danej grupy, a po drugiej strony osoby dodatkowe, które odrabiają zajęcia z innej godziny.
Łatwo policzyć czy ilość nazwisk się zgadza.
Drugi sposób to czytanie listy po zajęciach wraz z rozdawaniem plusów za aktywność.
Prócz tego widzę tylko wyjście typowo elektroniczne – logowanie się z smartfonów, tabletów, itd. dzięki szkolnemu wi-fi na serwis (szkolny?), dzięki czemu e-dziennik będzie mógł sam sprawdzić obecność. Oczywiście da się tutaj oszukiwać, ale przede wszystkim ten sposób nie jest możliwe do zastosowania w dzisiejszej szkole – musimy patrzeć na to, że nie każde dziecko ma tego typu urządzenie (ja nie mam ;D a komórka średnio się do tego nadaje).
Danusia
13 grudnia 2011 at 08:29Zdefiniujmy warunki brzegowe:
– Listę trzeba sprawdzać, bo są takie wymagania i nie warto z tym walczyć, bo są ważniejsze sprawy.
– Pożądamy sposobów, które mogą być zastosowane w każdej szkole, przez każdego nauczyciela.
– Cel: Pomóc nauczycielom efektywniej wykorzystywać czas lekcji (co będzie z korzyścią dla uczniów).
Wasze sposoby są świetne, dzielmy się tym co wiemy!
Danusia
Ksawery Stojda
13 grudnia 2011 at 15:16Nie wiem, czy to tak mało ważna sprawa, czy nie warto z tym walczyć i czy „takie są wymagania” powinno być argumentem w jakiejkolwiek dyskusji. Wydaje mi się, że ogromna większość naszych dyskusji dotyczy właśnie tego, jakie wymagania powinny być, a nie są i co w nich zmieniać.
Sprawdzanie listy to nie tylko strata czasu – niech będzie, że średnio tylko 5 minut, więc likwidacja tego przepisu zwiększyłaby czas przeznaczony na uczenie o 12.5%.
Ale to przede wszystkim to wyraz i demonstracja skrajnego braku zaufania i braku szacunku do uczniów. Tudzież uczenie ich, że na merytoryczne pytania odpowiadają raz na kilka lekcji, ale 'jestem’ musi paść na każdej. Biurokracja jest pięciokrotnie ważniejsza więc od wiedzy.
Pamiętam swoją własną lekcję polskiego, na której omawialiśmy „Opowiadania oświęcimskie” Borowskiego – w Auschwitz apel ze sprawdzaniem obecności odbywał się tylko dwa razy dziennie, a nie co godzinę. Na tej lekcji, nauczycielka, która zazwyczaj stosowała Pani metodę (w wolnej chwili popatrzeć i odnotować) demonstracyjnie sprawdziła listę. To nam dokładnie uświadomiło, jak traktuje nas komunistyczna szkoła.
Czy coś się zmieniło?
stary
13 grudnia 2011 at 17:18W gimnazjach obecność trzeba sprawdzać. Część uczniów chodzi do szkoły z musu. Woleliby w tym czasie zarabiać pieniążki. Rozumiem ich.
U mnie na lekcji każdy uczeń zabiera głos kilka razy. Mam szczęście, klasy około 20 osobowe. Na przerwie wpisuję temat i uzupełniam frekwencję. Mając kilka razy w tygodniu z nimi lekcje, znam ich dobrze.
nie widzę problemu.
Wiesław Mariański
13 grudnia 2011 at 17:29Sprawa nie jest wcale taka prosta. Uważam, że nauczyciel musi być elastyczny, powinien dostosować tę czynność do sytuacji. Inaczej będzie sprawdzał w pierwszym miesiącu pracy z nową klasą, inaczej po pół roku, inaczej w klasie, z którą osiągnął wysoki poziom wzajemnego zaufania, inaczej w zespole skonfliktowanym, z uczniami mającymi skłonności do narkotyków, alkoholu, wagarów, agresji, itp.
Niech nauczyciel wypracuje u siebie umiejętność i nawyk szybkiego liczenia głów w klasie i na wycieczce.
Dobrze, jeśli nauczyciel wypracuje wspólnie z uczniami jedną, sprawną metodę i trzyma jej się konsekwentnie i zawsze.
Danusia
13 grudnia 2011 at 17:57Z moich obserwacji wynika, że nauczyciele tracą na tradycyjne sprawdzanie listy obecności co najmniej 5 minut na każdej lekcji. Lekcji jednego dnia jest np 6, czyli to jest pół godziny z życia uczniów.
Dlatego ten temat.
Danusia
Ksawery Stojda
13 grudnia 2011 at 18:26Wrócę do tego, że to jest nie tylko strata czasu, ale przede wszystkim demonstracja braku zaufania. Jeśli część uczniów chodzi do szkoły z musu yo nie jest powód, by obrażać wszystkich innych powtarzanymi co godzinę kontrolami. Może kontrolować tylko tych, którzy już podpadli? A może robić to dyskretnie i delikatnie?
Odczytywanie listy to naprawdę pomysł rodem z więzień i obozów koncentracyjnych – dziś mamy dobry dzień na wspominki, gdy 30 lat temu miałem okazję zwiedzić piwnice Pałacu Mostowskich, to tam sprawdzano listę. Ale wystarczyło dwa razy dziennie. Nawet w zakładach pracy, gdzie bardzo dba się o dyscyplinę pracowników o niskim morale, wystarcza odbicie karty albo podpisanie się na liście, a nikt nie sprawdza przez odczytanie listy, czy ktoś w połowie dnia nie urwał się z roboty.
Czy nie wystarczyłoby, żeby każdy wpisał się na listę raz dziennie, a „urwania się” itp. były ścigane wtedy, gdy zostaną zauważone?
Michał
13 grudnia 2011 at 20:08Moim zdaniem obecność powinna być kontrolowana, ale z pewnością nie tak, jak jest to robione ocenie.
Aktualny system „karze” za nieobecności, co dla mnie jest zjawiskiem niezbyt rozsądnym. Każdy z nas ma czasami „gorszy dzień” i bierze wolne (albo nie idzie na zajęcia, jak ja). Pracujący mają przez to dzień urlopu mniej, mniejszą wypłatę, albo (jak ja) zaległe do odrobienia.
Chciałem pisać jeszcze, ale komentarz urósłby do niesamowitych rozmiarów. Dlatego przejdę do sedna.
Sprawmy, aby to uczniom zależało na byciu obecnym. Wpierw pomyślałem o „żetonach”, który każdy uczeń dawałby przy wychodzeniu z klasy nauczycielowi (ten kontroluje, czy ktoś nie podrzuca żetonu kolegi), ale nie widzę aprobaty dla tego pomysłu. Kto chciałby owe żetony zrobić i je nosić? Kiedy je uczniom oddawać?
Może więc lepszym wyjściem jest sprawdzenie obecności tylko na pierwszej i ostatniej lekcji? A „kontrole” będą przeprowadzane losowo, raz na jakiś czas. Bądźmy też szczerzy – nauczyciel szybko orientuje się kiedy kogoś brakuje.
Sam system też trzeba zmienić. Jeśli ktoś często opuszcza zajęcia – potrzebuje pomocy, a nie kary. W końcu to nie muszą być wagary, a np. choroba. Zresztą, dlaczego wagarowicza karać? On potrzebuje ręki, która wyciągnie go z kłopotów, a nie takiej, której opór „wciśnie” go w jeszcze większe problemy.
A uczniowie dzielnie będący codziennie w szkole? Nawet nie codziennie, ale prawie zawsze – na akademiach, po klasyfikacji? Owszem, dostają dyplomy na 100% obecność! Brawo, ta hojność jest zatrważająca.
Jak dla mnie lepszą nagrodą byłaby możliwość wyjazdu szkolnego (nie klasowego) do… Kopernika? Na narty? Do kina? Do parku, gdzie przez cały dzień byłyby organizowane zajęcia rozrywkowo-edukacyjne?
Taka jednodniowa przerwa od nauki w nagrodę za wytrwałość jest raczej lepszym motywatorem 🙂
W. Szwajkowski
13 grudnia 2011 at 21:40Rozumiem, że pani Danucie chodziło o pomysły na praktyczne rozwiązania w obecnym stanie prawnym. A jest on taki, że rodzic i nie tylko ma prawo z różnych powodów sprawdzić, czy np. dwa miesiące temu uczeń był na konkretnej lekcji czy nie. Może to być istotne, nawet gdy był na terenie szkoły. Różne rzeczy mogą się wydarzyć, bo inwencja dzieci jest nieograniczona. Jeżeli trzeba to mocniej uzasadnić – służę przykładami.
Dziennik w tym sensie jest dokumentem prawnym, tak jak lista pasażerów samolocie, czy książka wyjść i wejść do jakiegoś urzędu, które funkcjonują w społeczeństwach nowoczesnych, liberalnych o wysokim poziomie kapitału społecznego. Jego zapisy muszą być zgodne ze stanem faktycznym i za to odpowiada nauczyciel. Nie mieszałbym do tego zaufania, bo to zupełnie nie ta sfera.
Zofia Godlewska
14 grudnia 2011 at 11:17Jak świat światem uczniowie wiedzą wszystko najlepiej, a zasady prowadzenia dokumentacji szkolnej określają (jak dotąd) przepisy – więc, biorąc i jedno i drugie pod uwagę, jak również i to, że w klasie na lekcji czasu nigdy dość – po zakończonej lekcji zostawiam sobie w klasie ucznia lub dwóch i uzupełniamy frekwencję. Ma to jeszcze jeden korzystny aspekt -jest okazja, żeby zapytać, czy wiedzą, dlaczego kogoś nie ma, poprosić, żeby się skontaktowali, czasem od razu dzwonimy i pytamy, czy wszystko dobrze itd. Czasem uzupełnianie obecności trwa moment, a pozostała część przerwy to rozmowy na różne „ważne” tematy. Myślę, że uczniom też jest potrzebny taki kontakt, bo coraz częściej zostaje mi na przerwie znacznie więcej niż dwóch uczniów……
Danuta
14 grudnia 2011 at 12:52Zosiu
Czyli taki pomocny dyżurny uczeń? Czy masz pomysł, aby prosić za każdym razem innego ucznia o pozostanie, czy masz już takiego jednego dla każdej klasy?
D
Zofia Godlewska
14 grudnia 2011 at 20:53Nie, nie chcę „wyróżniać” ciągle tego samego ucznia. Najczęściej po prostu zwracam się do uczniów z prośbą, by ktoś został. Najczęściej zostaje grupka uczniów. To „sprawdzanie obecności” jest najczęściej pretekstem do różnych rozmów. Mam wrażenie, że moi uczniowie lubią taką formułę. Wpisanie „kreseczek’ w dzienniku to jedno, a wszystkie inne sprawy – to drugie. Nie ukrywam, że dla mnie te „przegadane” z uczniami przerwy są bardzo ważne. Wśród różnych i różnorodnych obowiązków ciągle brakuje mi kontaktu z uczniami, dlatego chętnie kolekcjonuję różne okazje…
MD
15 grudnia 2011 at 13:55Otwarcie sal dla uczniów i dostępny nauczyciel plus grupa uczniów zaangażowanych w życie klasy. To jest fantastyczny pomysł, ze względu na możliwość nawiązania innych, głębszych relacji z uczniem. Taki czas zmiany poziomu rozmowy. Szkoda, że nauczyciel ma wtedy często obowiązek dyżuru na korytarzu, gdzie zaczyna się raczej zabawa ” My – konta Pani – jak zrobić coś ciekawego czego Pani nie zobaczy” – pisze na podstawie opowieści moich synów z podstawówki.
Danuta
15 grudnia 2011 at 15:33Szczęśliwie nie każdą przerwę ma nauczycielka zajętą dyżurem. Może można sposoby na sprawdzanie listy inaczej stosować wymiennie?
Danusia
Zofia Godlewska
15 grudnia 2011 at 18:33Poza tym, jeśli nauczyciel wprowadzi zasadę współpracy z uczniami w zakresie notowania nieobecnych, to w sytuacji, gdy pełni dyżur, uczeń /uczniowie w pół minuty zapiszą imiona nieobecnych. Szkoda czasu na lekcji na sprawdzanie obecności.
Z
Ewa B.
29 grudnia 2011 at 23:10Najgorsze jest to, że sprawdzenie listy ocbecności na początku (!) lekcjijest naszym obowiązkiem wynikajacym z przepisów BHP – w przypadku pożaru może miec to wielkie znaczenie dla nauczyciela: nie sprawdziłlisty, ale wie, ile osób było w klasie, jest alarm, wychodzi z klasaze szkoły, nie wie, że jeden z uczniów utknął w toalecie i nie zdążył na lekcję. tak, wiem,togłupi przykład …ale niestety, nauczyciel zyją w coraz większym strachu, że jesli czegoś nie dopatrzą, to poniosaza to odpowiezialność prawną.
Danuta
30 grudnia 2011 at 10:14Ewo
Niestety, gdyby nauczyciel miał całkowitą świadomość obowiązujących go przepisów, to by nie przekroczył ze strachu progu szkoły. Najlepiej to widać na po wycieczkach, strach ruszyć w drogę. NP przed wyruszeniem na wycieczkę nauczyciel musi mieć zgody wszystkich rodziców i to na piśmie. A jak tu sprawdzić, czy to naprawdę pisali rodzice?
Wiele przepisów wykonuje się tylko po to, aby nikt nie wsadził nas do więzienia, choć wyglądają bezsensownie.
Na Białorusi np nauczyciel nie może nic pisać w zeszycie ucznia… Ciekawe dlaczego?
Danusia
Beata Kacprowicz
14 lutego 2012 at 21:44obecność sprawdzam w czasie, gdy uczniowie wpisują temat, lub mają zadanie na dobry początek. Czasami pytam się uczniów, kogo nie ma. To tak szybko, nie trzeba całej listy przelecieć.
Danuta
15 lutego 2012 at 11:46Zadania na dobry początek – to jest to!
Danusia
Marlena
20 września 2013 at 14:34Nie przeczytałam wszystkich komentarzy…sporo się ich zebrało. Mam jednak pytanie…czy jeśli podczas wyczytywania listy nie usłyszę potwierdzenia obecności ucznia (słowa jestem)mam prawo wpisać nieobecność? czy każdorazowo muszę po odczytaniu listy przeliczyć ilość osób? Miałam taki przypadek, potem uczeń skarżył się wychowawcy, a ja nie potrafię z całą pewnością stwierdzić czy był na lekcji, ponieważ jest uczniem klasy pierwszej i nie znam wszystkich twarzy.
Są też tacy uczniowie, którzy celowo rozmawiają podczas sprawdzania obecności….czy wpisanie nieobecności może być dla nich karą?