Nauczycielska dola

Duży format, 16 września 2010, Aleksandra Lewińska – Jakie ma pani loczki? http://wyborcza.pl/1,75480,8373903,Jakie_ma_pani_loczki_.html.
Zaczyna się tak: „Spuszczali mi powietrze z opon, rzucali chlebem w plecy. Nie mogłam ich dotknąć, nie powinnam nawet krzyczeć – młodym nauczycielom brakuje wsparcia”
A dalej przejmujące wypowiedzi nauczycieli w gimnazjum. Część z nich po trudnych, za trudnych doświadczeniach, zrezygnowało z wykonywania zawodu nauczyciela.

Wcześniej, gdy przychodzili do szkoły, mieli zapał, kształcili się, chcieli nauczać. Spotkali się z chamstwem, agresją młodzieży, brakiem wsparcia kolegów i koleżanek, ignorowaniem ze strony dyrektora.
Nie dziwię się, że rezygnują. Nikt ich nie przygotował na takie traktowanie, a nie otrzymując wsparcia, musieli zrezygnować.
Co ich spotykało:
„Po klasie fruwają słowa, których wstydzisz się powtórzyć”
„Szukasz wsparcia u dyrektora – Masz za sobą pięć lat studiów, powinnaś sobie radzić”
„Gimnazjum to było jak 10-miesieczna walka na ringu”
„Byłam bezradna”
„Pytałam starszych kolegów, jak sobie radzą. Powtarzali jedno: z nimi trzeba krótko”
„Raz wezwałam dyrektorkę na lekcję, gdy już zupełnie nie wiedziałam, co robić. Usłyszałam, że straszenie dyrektorem to nie jest dobry sposób na dyscyplinę”
„Odwracam się do tablicy. I dostaję papierkiem”
„Jak na ławce przeczytałam: „D. to suka”, to już nawet nie miałam ochoty reagować”
„Spuścili mi powietrze z opon. Pluli mi na maskę samochodu. Kiedyś jeden opluł mnie”
„Koleżance gimnazjalista zapalił papierosa na lekcji, innej wyrzucił krzesło przez okno”
„Byłam wrakiem”
„W pokojach nauczycielskich panuje zawiść, w szkole rywalizacja”
„Niektórzy by chcieli, żebym ich się bała. Wchodzi taki do klasy, rzuca torbę byle gdzie i
krzyczy do kumpla; „Kurwa, daj szluga”.
Dobra – wystarczy!
Bardzo dziękuję autorce i jej rozmówcom za ten artykuł.
Pierwszy artykuł mówiący otwarcie o problemach z jakimi borykają się nauczyciele i to nie tylko początkujący.
Lata temu sama przyznawałam się publicznie do trudnych sytuacji z uczniami i niestety nie spotykałam się ze zrozumieniem. A sytuacje nie były aż tak ekstremalne, jak opisane w artykule. Ale rzucanie papierami, gdy odwróciłam się do tablicy – było, przekleństwa pod nosem – były, wyrzucanie w proteście zmiętej pracy klasowej do kosza –też było. Nawet wychodzenie przez okno na znak znudzenia, też było i to w renomowanym liceum.
Gdy opowiadam o tym, to inni nauczyciel reagują prawie zawsze tak samo:
„No, ja takich sytuacji nie mam. Nie wiem, jak można do nich dopuścić!”
I wtedy, trafia mnie szlag jasny. Ciekawe, jak na przykład miała nie dopuścić nauczycielka do wydrapania na ławce: „D. to suka”?
I to sami nauczyciel wzajemnie podcinamy sobie skrzydełka. Bo zamiast mówić jawnie o problemach, wspólnie szukać rozwiązań, ustalać zasady, pomagać sobie, to my mówimy: „ja nie mam takich problemów, to ten młody ma problemy, bo jest niedouczony, albo nie nadaje się do zawodu”.
Kochani nauczyciele – nie wierzę, że nigdy nie mieliście z uczniami kłopotów! Może były mniejszego kalibru, ale były i proszę miejcie więcej pokory, że nie musieliście się zmagać z takimi, jak opisane w artykule.
Pokazywałam ten artykuł wielu nauczycielom i osobom pracującym w oświacie. I…., bez echa. Nie mogę się nadziwić, że tylko mnie on przejmuje.
DLACZEGO TAK JEST?

  • Jak może być inaczej, jeśli proponujemy dzieciom nudę w szkole? Z nudy rodzi się agresja.
  • Założyliśmy, że uczniowie mają się nauczyć treści programowych (kojarzy mi się to z treścią żołądkową) i oczekujemy, że oni to ochoczo zaakceptują. A te treści są takie same, jak 50 lat temu i zupełnie dla dzieci nieciekawe.
  • Stosujemy stale te same mało atrakcyjne metody nauczania. Podczas przygotowania do pełnienie roli nauczyciela, nikt nie uczy nas jak nauczać. Naśladujemy naszych nauczycieli sprzed 30 lat. A przecież od tego czasu weszły nowe technologie, dzieciom poza szkołą proponuje się znacznie ciekawsze aktywności.
  • Ciągłe skoncentrowanie się nauczyciela na realizacji programu, bez zastanowienia – po co?
  • Rodzice nie są naszymi sojusznikami, nie pomagają nam. Oni boją się szkoły i dawno stracili nadzieję, na wspólne ze szkołą wychowanie dzieci.
  • Nie ma współpracy nauczycieli. Powtórzę zdanie Pana Kołodziejczyka: „W pokojach nauczycielskim panuje zawiść, w szkole rywalizacja”. I to upiorne zadnie; „Popatrz, a ja z nimi nie mam żadnego problemu”. I jedyna życzliwa rada od koleżanek po fachu: „Ich trzeba krótko, za mordę”.
  • Opresyjne grono nauczycieli. Uczniowie są wytresowani, że na lekcji opresora muszą być spokojni, bo nie warto się narażać. Za to na lekcji innego nauczyciela mozna odreagować, a już najlepiej na nowym nauczycielu.
  • Nie ma wsparcia dyrektora. On walczy z nadzorem i innymi wymaganiami, on chce mieć święty spokój. Nauczycielu nie szarp dyrektora, bo w ten sposób dajesz mu argumenty do zwolnienia cię z pracy.

JA SIĘ NA TO NIE ZGADZAM!
Nie zapomnijmy o tym artykule. Zresztą on i tak do nas wróci już za chwilę.

61 komentarzy

  • avatar

    basia

    29 września 2010 at 15:56

    Danusiu,
    nie tylko do Ciebie ten artykuł dotarł. Mnie też przejmuje, i jak sama wiesz ja też doświadczałam wielu dziwnych sytuacji. Niestety i większość moich koleżanek głośno mówi że to „absolutnie niemożliwe”, że „ja sobie na to nigdy nie pozwolę”. A prawda jest taka, że nikt nie chce się przyznac że ma problemy, że nikt niestety nie wierzy że wspólnie byłoby nam łatwiej pomóc sobie nawzajem i przede wszystki dziecim. Lepiej mówić, że u mnie na lekcji jest idealnie.
    Cóż, u mnie nie zawsze.
    b.u.

    • avatar

      Danuta Sterna

      29 września 2010 at 22:14

      Dzięki Basiu
      Dobrze, ze jest nas więcej, tych co się przyznają, że mieli kłopoty.
      „Ja sobie na to nigdy nie pozwolę” – typowe!
      Gorzej, że czasami prawdziwe, bo jak się wprowadzi terror, to on często skutkuje tak zwaną „DYSCYPLINĄ”.
      Potem dzieciaki moczą się nocą albo odgrywają na rówieśnikach.
      Ale faktycznie nauczyciel „sobie nie pozwala”.
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    29 września 2010 at 21:20

    Zgadzam się z każdym słowem. Też miałem tego typu kłopoty, nie radziłem sobie. Więcej: robiłem wiele głupstw, szkód.
    Dlatego jestem zwolennikiem radykalnych zmian w szkołach. SZSZID to jedna z takich radykalnych propozycji. Proponuję realizację tego typu projektów na dwóch poziomach:
    – przystąpienie do projektu części nauczycieli w danej szkole. W szkole wyraźnie krystalizują się dwie grupy, oficjalnie i otwarcie
    – cała szkoła, czyli wszyscy nauczyciele przyjmują nową formę pracy. Taka szkoła wyraźnie odróżnia się od innych, pracujących „po staremu”.
    Ciągle słyszę, że projekt SZSZID to wspaniały projekt, ale nierealny. To przypomina mi sytuację przy rozwiązywaniu jakiegoś problemu z matematyki: młody człowiek mówi, że znalazł bardzo proste rozwiązanie. Profesor odpowiada, że to niemożliwe i nie dopuszcza go do głosu. Były takie przypadki w historii, sam też widziałem na studiach.
    Wniosek: przed stwierdzeniem, że coś jest niemożliwe, nieżyciowe, naiwne, nierealne – warto wykonać sprawdzenie. Amen.

    • avatar

      Danuta Sterna

      29 września 2010 at 22:19

      Czy tylko my – matematycy umiemy się przyznać do trudności? Pan, Basia i ja jesteśmy matematykami.
      SZSZID jest możliwe tylko z inicjatywy dyrektora. „Zwykły” nauczyciel zostanie wyśmiany. Sama deklaracja nie jest atrakcyjna dla nauczycieli, musiał by za tym iść jakiś program, żeby się „opłacało”.
      Nikt nie da kasy na idealistyczny program.
      Smutne.
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    29 września 2010 at 21:29

    Oto wypowiedź jednego z 650.000 nauczycieli. Nauczyciela wysokiej klasy.
    „Ale ja też jestem jedna? Co ja mam do pozostałych 649 999? Czy my się znamy? To jest po prostu liczna grupa ludzi wykonujących ten sam zawód.
    Czy my musimy wychowywać i kształcić od razu całe społeczeństwo do końca życia? Mi wystarczy moja 60-tka żebym miała co robić.”

  • avatar

    slos

    30 września 2010 at 13:03

    Artykuł może nie wywołał echa, bo pokazuje sytuacje rzeczywiste, ale świadomie drastyczne. Jeżeli jest prawdziwy , to pokazuje samotność nauczyciela i beznadziejność osoby zaśmiecającej swą sempiterną fotel dyrektora. Ja akurat coraz rzadziej spotykam takie placówki. Pokazuje on przede wszystkim złe zarządzanie szkoła, brak poczucia zespołowej pracy. Myślę że w CEO, OSKKO i związanych z nimi szkołach takie sytuacje są eliminowane. Owszem przepisy (w tym natychmiastowa zmiana lub likwidacja KN), lepsze płace połowa sukcesu – reszta jest w nas.

  • avatar

    Danuta Sterna

    30 września 2010 at 20:06

    Halinko
    Cieszę się, że dołączyłaś ze swoim dyrektorskim i samorządowym zdaniem.
    Szkoła to jest taki mikroświat. Wszystko się w niej dzieje. Są też sprawy ukrywane, więc nigdy nie mamy pewności, czy ktoś np. nie cierpi w samotności.
    Po stronie dyrektora leży wprowadzanie takiej atmosfery, w której nauczyciel może przyznać się do trudności i błędu. Trudno przekonać ciało pedagogiczne do takiej polityki, bo nie chcą uwierzyć. Lepiej przecierpieć niż się przyznać. Dlatego częsta reakcja na trudności koleżanki: „A ja nie mam z nimi (uczniami) kłopotów”. To zadnia zamyka wszelką dyskusje.
    Wiem, że są dobre szkoły, wspaniali dyrektorzy, ale chcę się zajmować tymi co mają (i mają do tego prawo) kłopoty. Im trzeba pomóc, bo przeważnie kłopoty nie maja ze swojej winy, bo intencje mają bardzo dobre.
    Chce wiedzieć, co ci co sobie „dobrze radzą” zrobią, gdy na samochodzie ktoś gwoździem im wyskrobie- „D. to suka”.
    d

    • avatar

      Fundacja Bullerbyn

      1 października 2010 at 05:40

      Temat na szczęście nie leży odłogiem. Ten problem pojawił się znacznie wcześniej. Znamy go choćby z kina np Młodzi gniewni z Michelle Pfaifer w roli nauczycielki – mnie poruszył na tyle wcześnie, że podjęłam odpowiednie środki zaradcze by dać moim dzieciom szansę na inną edukację. Szkoła na zachodzie cierpi na tę chorobę od lat. U nas zaczęła być zdecydowanie destrukcyjna odkąd wprowadzono gimnazjum. Sporo na ten temat już jest napisane i przebadane. Badania na ten temat prowadzi prof. Czapiński, który współpracuje z programem Szkoła bez przemocy. Badania potwierdzają słowa P. Danusi, dochodzi do tego jeszcze problem technologii a co za tym idzie kompletnie niesamowicie innej od naszej umysłowości naszych dzieci i stopniowy zanik umiejętności ematii. NB właśnie mamy Międzynarodowy Dzień Działań Empatycznych 🙂

      • avatar

        Danuta Sterna

        2 października 2010 at 06:57

        Fajnie, że został wywołany temat filmu – Młodzi gniewni. Nie za bardzo lubię takie filmy. Owszem są ciekawe, ale przekazują informację złą o nauczycielach. Radzą im, aby stawali się w pewnym sensie tacy, jak ich podopieczni. A ja widzę różnicę pokoleniową i mentalną i nie sądzę, abyśmy mieli jako dorośli mówić tym samym językiem co młodzi.
        W tych filmach jest sugestia, że nauczyciel ma być twardy, odpowiadać agresją na agresję, nie dać się, zaimponować właśnie twardością i bezkompromisowością.
        Jakoś trochę motam, ale nie umiem myśli dobrze poprowadzić.
        Chodzi o to, że nie musimy jeździć na motorze, słuchać metalu, trenować karate, żeby być kimś dla uczniów, a te filmy jakby to sugerują.
        Moi zdaniem, to nie mamy się popisywać, tylko wspierać naszych uczniów w poszukiwaniu ich drogi.
        A do tego nie jest potrzebne porozumiewanie się w ich slangu, chodzenie na te same imprezy itd
        Nie wiem, czy to jasne?
        D

  • avatar

    Danuta Sterna

    30 września 2010 at 22:16

    Niedawno byłam na warsztatach, mniejsza o czym, ale było tam 10 nauczycieli już w dojrzałym wieku. I tylko jeden miał względnie dobre wspomnienia. Reszta – trauma.
    Zresztą ta jedna zadowolona osoba dzieląc się wspomnieniami opowiadała też o poniżeniu, z którym jednak dawała sobie świetnie radę.
    Wspominaliśmy chwile w których się czegoś nauczyliśmy. To co mnie zaskoczyło – pamiętam ze szkoły tylko to, co wiązało się z praktyką. Najlepiej zaś pracownię robót ręcznych, nawet teraz po latach pamiętam gdzie stało imadło.
    A żadnej innej sali i żadnej innej lekcji nie mogę sobie przypomnieć, oprócz strachu przed klasówka i wielkiej, przerażającej NUDY.
    Geografia kojarzy mi się z wydobyciem ton węgla w Zagłębiu Rury, biologia z tasiemcem, historia ze „sprawą chłopską”, fizyka z mało zrozumianymi wzorami, chemia z jedynym doświadczeniem z papierkiem lakmusowym….
    No dobra – matma szła mi dobrze, ale jakby na przekór nauczycielce, która siała postrach i waliła na oślep.
    Nie chcę takiej szkoły dla dzieci!
    D

  • avatar

    Fundacja Bullerbyn

    1 października 2010 at 05:51

    Pytając o wzorce i o to co się może wryć w pamięć: Friendship Project
    http://www.wcpo.com/dpp/news/region_central_cincinnati/pleasant_ridge/kids-from-other-countries-attend-nativity-school
    Te dzieciaki będą zmieniały świat na lepsze. Obawiam się jednak, że nie uszczęśliwimy wszystkich. Tym bardziej, że często działo by się to na siłę. Ten eksperyment mamy już za sobą. Szkoła dla wszystkich dzieci dobra i mądra, z mądrymi i dobrymi współpracującymi ze sobą nauczycielami i rodzicami. Twórcze konflikty. Świat bez wojen. Mądre rządy mądrych elit. Ubóstwo jedynie dla tych, którzy je sobie cenią. Mateńko… o takim science fiction marzę.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    3 października 2010 at 10:32

    Fun.Bull.
    „Szkoła dla wszystkich dzieci dobra i mądra, z mądrymi i dobrymi współpracującymi ze sobą nauczycielami i rodzicami. Twórcze konflikty. Świat bez wojen. Mądre rządy mądrych elit. Ubóstwo jedynie dla tych, którzy je sobie cenią. Mateńko… o takim science fiction marzę.”
    Tak ! Choć brzmi to naiwnie, zakrawa na ironię, pachnie utopią – tego marzenia trzeba się trzymać. To jest asymptota. Na takich asymptotach jest oparta nasza cywilizacja. Na marzeniu żeby dążyć do nich.
    Oczywiście, diabeł tkwi w szczegółach.
    „Obawiam się jednak, że nie uszczęśliwimy wszystkich. Tym bardziej, że często działo by się to na siłę. Ten eksperyment mamy już za sobą.”
    Tak jest. Dążenie do asymptoty na siłę i powszechnie grozi fanatyzmem. A czym grozi fanatyzm, to już wiemy. Ale z drugiej strony, wiemy też czym grozi zaniechanie, bierność, czekanie na cud, działanie nie w porę, łatanie po trochu, robienie „ludzkiej twarzy”, malowanie od frontu.
    Jako rodzic i obywatel, poszukuję szkoły z taką asymptotą:
    – która ma zapisane na początku swojego statutu: w naszej szkole wszyscy uczymy się rozmawiać ze sobą – na każdej lekcji, w każdej sytuacji
    – i żeby ten zapis nie był martwy
    Co mają do powiedzenia w tej sprawie eksperci oświatowi ? Do tego pytania wrócę w następnym komentarzu.

  • avatar

    Fundacja Bullerbyn

    3 października 2010 at 16:22

    „Jako rodzic i obywatel, poszukuję szkoły z taką asymptotą:
    – która ma zapisane na początku swojego statutu: w naszej szkole wszyscy uczymy się rozmawiać ze sobą – na każdej lekcji, w każdej sytuacji
    – i żeby ten zapis nie był martwy”
    Panie Wiesławie…
    Zastanawiał się Pan jakimi środkami ta szkoła ma to osiągnąć? Bo my tak. Co do hasła się zgadzamy i jak sądzę wiele, wiele innych osób zaangażowanych w edukację.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    3 października 2010 at 17:49

    Tak, zastanawiałem się. I uważam, że jest to do zrobienia. Uważam, że jest to realne. Potrzebne są dwie rzeczy:
    – ludzie chętni do spotkania się i opracowania planu działania („mój” plan to SZSZID – jak piszę w nim, jest to tylko propozycja, którą można przyjąć lub odrzucić)
    – nauczycieli chętnych do eksperymentalnej realizacji takiego planu
    Skoro w Anglii funkcjonują TLC, to dlaczego u nas nie może wypalić SZSZID ?
    Szczegóły do uzgodnienia. Tylko muszą znaleźć się chętni do tego uzgadniania. Stąd moja propozycja przeprowadzenia symulacji uruchomienia SZSZID – tu lub tam na blogu, albo na spotkaniu w realu. Przydałby się nawet rozgłos. Jestem przekonany, że prawdziwe reformowanie szkoły zacznie się od ruchu obywatelskiego nauczycieli + rodziców + ekspertów. Najlepiej z jakimś owsiakiemwałęsąkotańskim na czele.
    Wydaje mi się, że formuła pisania o oświacie wyczerpuje się. Zbliża się czas na spotykanie się, negocjowania i działanie.
    Naiwny WM.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    3 października 2010 at 18:09

    Pani Danusiu. Umieszczam zapowiadany tekst. Proszę o Pani opinię, zanim poślę go dalej. Będę wdzięczny.
    Słowo rodzica i obywatela do ekspertów oświatowych.
    Polska szkoła nie przystaje do szybko zmieniającej się rzeczywistości.
    Eksperci opracowują, a chętni nauczyciele realizują różne programy, projekty, akcje. Czy są trwałe efekty ? Czy są już szkoły, o których można powiedzieć: ta placówka różni się od większości szkół, tu nauczyciele pracują inaczej, to jest szkoła dla ludzi XXI wieku ?
    Jeśli są, to poproszę o ich wykaz.
    Jeśli nie ma, to zgłaszam moje pretensje do Was, szanowni eksperci. Od dwudziestu lat piszecie artykuły i książki, robicie konferencje i debaty, tworzycie projekty, szkolicie nauczycieli. Mimo to wszyscy biją na alarm: z polską oświatą jest coraz gorzej, szkoły publiczne nie nadążają za potrzebami ucznia i wymaganiami społeczeństwa. Paradoksalne jest to, że o zacofaniu szkolnictwa najgłośniej mówicie Wy – eksperci, ludzie, którzy powinni mieć największy wpływ na dokonanie znaczących zmian w edukacji powszechnej.
    Wasze działania, szanowni eksperci, przypominają próby naprawiania Polski w minionej epoce. Pamiętamy: otwarcie gospodarki na technologie z Zachodu w latach 70-tych, socjalizm z ludzką twarzą, elementy gospodarki rynkowej w latach 80-tych. I co ? I nic. Trzeba było dokonać zmiany fundamentów.
    Spotykam się z opinią, że należy reformować w miarę możliwości, po trochu, tam gdzie się da, itp. To przypomina naprawianie zniszczonej drogi poprzez łatanie dziur. Tak, lepsze to niż nic. Ale uczeń za chwilę i tak wpadnie w jakąś inną dziurę. Kierowcom bardziej odpowiada gruntowny remont: usunięcie starej nawierzchni i położenie nowej. Niech to będzie naprawa tylko fragmentu długiej szosy, ale solidna i trwała.

  • avatar

    Danuta Sterna

    3 października 2010 at 19:20

    Witam
    Czy to jest list do ekspertów, czy ekspertów – decydentów?
    Eksperci się zgodzą, pokiwają głową i powiedzą: a co my możemy?
    Eksperci – decydenci list (przepraszam za słownictwo) oleją.
    Zresztą nawet, jeśli wejdą w dyskusję, to mają wiele dowód na to, że z pasją zajmują się wprowadzaniem zmian:
    1. Opracowano nowy nadzór nad szkołami. Ewaluacja zewnętrzna dokładnie określa i to nawet na stopnie – literki, która szkoła jest dobra, a która nie. Więc niedługo będzie Pan mógł przeczytać w gazecie listę takich szkół.
    2. Wprowadzono zmiany w podstawie programowej. Teraz się te zmiany monitoruje. Mądrale myślały i wymyśliły programy, teraz trzeba czasu, żeby się okazało jak niedoskonałe.
    3. Metoda projektu wchodzi do gimnazjum. Z tego to akurat bardzo jestem zadowolona, o ile szkoła idei nie wypaczy. Zwiększono pensum, aby było więcej czasu na zajęcia dodatkowe w szkole.
    4. Zmieniono opiekę psychologiczno-pedagogiczną. Teraz w szkołach będzie komórka zajmująca się wszystkimi potrzebującymi z uwzględnieniem ich potrzeb.
    5. Trwają prace nad EWD, aby lepiej docenić skuteczność szkoły.
    To tylko kilka zmian.
    I teraz sarkastycznie:
    Naprawdę, o co jeszcze Panu chodzi? Teraz trzeba poczekać na efekty zmian wprowadzonych.
    A teraz prawdziwie:
    Panie Wiesławie, ja bardzo przepraszam za mój sceptycyzm. Myślę, podobnie, jak Pan, mam te same marzenia, ale może za ciemno widzę?
    D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    3 października 2010 at 20:08

    Pani Danusiu.
    Zatem mamy do czynienia ze stopniowaniem: ja jestem naiwniejszy niż Pani. Szukajmy najnaiwniejszego.
    Na poważnie myślę tak: trzeba próbować. Ale zaraz nasuwa się pytanie: jak i gdzie ? Potrzebna jest pewna (może duża ?) doza naiwności, żeby ruszyć . Takiej w stylu amerykańskim. Pozytywnej, budującej i skutecznej.

    • avatar

      Danuta Sterna

      3 października 2010 at 22:35

      Nie, nie, to nie naiwność, to idealizm i optymizm.
      Też jestem z tej półki, tylko jak spotykam kogoś kto też jest, to od razu szukam dziury w całym.
      Mam za sobą założenie klubu – Nauczycieli z wyboru. Naprawdę spotkałam wtedy wspaniałe nauczycielki. To było dawno, gdy przyznawanie się do bycia nauczycielką, nie było fajne, bo oznaczało, że już do niczego innego się człowiek nie nadawał. Tak było! Ale się zmieniło, już jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Wspaniale, więc jednak zmienia się na lepsze. Wtedy nam Gazeta pomogła, bo wydrukowała kawałek w Wysokich Obcasach i poszło w świat. To był szok, że ktoś jest dumny z bycia nauczycielką i zaraz okazało się, że jest nas więcej.
      I wtedy bardzo owocnie sobie rozmawiałyśmy, ale programu nie było i się skończyło.
      Wygląda, że pozostaje TLC i praca u podstaw.
      D

  • avatar

    Wiesław Mariański

    4 października 2010 at 20:45

    Święte słowa. Szukanie dziury w całym jest fundamentem człowieczeństwa.
    Dlatego poszukuję szkoły, która ma wpisane w swoim statucie:
    – w naszej szkole wszyscy uczymy się rozmawiać ze sobą
    – w naszej szkole uczymy się szukać dziury w całym
    Dlatego szukam „dziury” w działaniach ekspertów. Tych „postępowych”, którzy piszą na portalach EiD, edunews, … . Zamierzam napisać o moich wątpliwościach. Będę chciał skorzystać z naszej rozmowy tutaj. Czy wyrazi Pani zgodę ?

  • avatar

    Danuta Sterna

    7 października 2010 at 20:48

    Ale mądre dziecko.
    W ocenianiu kształtującym nauczyciel prosi uczniów na koniec lekcji, aby dokończyli zdanie. Czasami jest to zdanie:
    Chciałbym jeszcze dowiedzieć się , że……
    Można zachcieć więcej w czasie lekcji.
    Podczas uroczystości na zamku Warszawskim wykład miała Pani Profesor Giza – Poleszczuk. Ja nie słuchałam niestety, ale inni mówili, że rewelacyjny.
    To jedna z osób, które by się podpisała pod szkoła dialogu i szacunku.
    pozdrawiam Danusia

    • avatar

      Fiston

      24 maja 2012 at 14:47

      gola_pionierka pisze: gola_pionierka:A dziekuje 🙂 W Sredniowieczu kary byly selzzgocnie okrutne, dlatego posluzylam sie ta analogia dla podkreslenia bezsensownosci kary smierci.Mimo wszystko widzę jednak pewną rf3żnicę między skazaniem za czary, a skazaniem okrutnego mordercy, przeciwko ktf3remu świadczą badania DNA oraz własnoręcznie wykonana przez niego dokumentacja filmowa kolejnych zabf3jstw. W średniowieczu najokrutniejsze było to, że właściwie proces to była loteria, bo nie było takich możliwości jak dzisiaj, by udowodnić winę i znaleźć prawdziweg sprawcę. cy.VA:F [1.9.11_1134](from 17 votes)

  • avatar

    kuj. pom.

    12 października 2010 at 21:37

    Przeczytałam wszystkie komentarze. Ze wszystkim się zgadzam, tzn. z rzeczywistością szkolną i z zaproponowanymi tu zmianami. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na twórczych nauczycieli, tych z powołania, z pasją, którzy mogliby zrobić wielokrotnie więcej dla szkoły i ucznia, a są ograniczani przez niekompetentnych dyrektorów. Jeśli dyrektor jest nastawionhy tylko na przetrwanie, na zachowanie swojego stanowiska do emerytury, to nie można mówić o zmianach w szkole. Nikt dzisiaj nic nie zrobi bez wsparcia dyrektora. Dla twórczej atmosfery w szkole potrzebe są szkolenia, wyjazdy, spojrzenie z zewnątrz. A tego nie ma w niektórych samorządach. Wyjeżdżać może tylko dyrektor! Tyle jest ostatnio projektów, a ja, po powrocie na etat, nie mogę wziąć udziału w żadnym , który wiąże się z wyjazdem. Mam wrażenie, że kisimy się we własnym sosie; mnie na pewno jest za duszno w jednej szkole. Bo przecież „po stojącej wodzie można oczekiwać tylko trucizny.” Jedyną radością w pracy są… dzieci.
    Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich tu komentujących.

  • avatar

    Jacek Strzemieczny

    17 października 2010 at 19:12

    Poruszył mnie wpis Kujona Pomorskiego.
    Co do znaczenia w szkole dyrektorów, to w pełni się zgadzam. W CEO doszliśmy do tego parę lat temu. Obecnie, we wszystkich ambitniejszych programach pracujemy także z dyrektorami. Przez ambitne rozumiem te, które nie tylko proponują szkołom do pracy z uczniami rożne projekty edukacyjne, ale zapraszają do zmiany w pracy całej szkoły czyli SUS, NAI, RUN. Dla dyrektorów prowadzimy także Podyplomowe Studium Liderów Oświaty. Jednak, te propozycje nie zadziałają jeśli w szkole jest dyrektor, tak jak piszesz „nastawiony na przetrwanie”.
    Wiem, że bardzo trudno jest pracować nauczycielowi, jeśli nie odczuwa wsparcia dyrektora. Niestety za często tak się zdarza. Ale także się zdarza, że dyrektorowi wróci nadzieja lub przestanie się bać i uzna, ze może pracować inaczej.
    Czasami także nauczyciel widząc jak korzystają z jego lekcji dzieci znajduje lub odzyskuje własny zapał.
    Cieszę się, że udaje Ci się z tego korzystać i na dzień nauczyciela, życzą abyś swojego zapału nie straciła. Pozdrowienia.

    • avatar

      kuj. pom.

      4 listopada 2010 at 21:04

      Bardzo serdecznie dziękuję za ciepłe słowa i życzenia.
      Jako chyba już była idealistka :), która myślała kiedyś, że tak wiele może zmienić, chciałam tylko pokazać inne problemy szkół. Wcale nie jest łatwo wprowadzać zmiany w sytuacji, kiedy nie ma zmiany postaw i zmiany myślenia. W mojej szkole stwierdzono mobbing, nikt się nie wychyla, nikt głośno się nie sprzeciwi ani niczego nie powie ze względu na dyrektora. Władze samorządowe wspierają dyrektora, nawet go nagradzają. Za to z nauczycieli nikt nie jest nagradzany, bo dyrektor nie wysyła wniosków. Jest ciężko. Radość i zapał odnajduję w bezpośredniej pracy z dziećmi, kiedy zamknę za sobą drzwi klasy albo kiedy przygotowuję im nowe zadania wieczorem w domu przy komputerze. Radością i dumą napawają mnie, gdy idą na konkursy i zobywają czołowe miejsca w mieście, rejonie, województwie, a nawet w konkursach ogólnopolskich. Moi uczniowie nie rywalizują ze sobą, ale się wspierają, współpracują. Tylko to uczucie jakiegoś ściśnięcia, zawężenia, ograniczenia bardzo mi przeszkadza, bo przecież mogłabym więcej, lepiej, może nawet radośniej. Kiedyś sporo pisałam, publikowałam, teraz nie mogę, bo to jakby zupełnie inna rzeczywistośc oświatowa, o której głośno się nie mówi. Przeszkadza mi fałsz i obłuda. Jakoś do tej pory zawsze działałam w zgodzie z sobą, z moimi wewnętrznymi przekonaniami; nie potrafię robić czegoś, co jest z tym sprzeczne; nie potrafię udawać, ze jest inaczej niż jest. Ot, tak po prostu…
      Serdecznie pozdrawiam

  • avatar

    Wiesław Mariański

    18 października 2010 at 22:34

    I tak, i nie.
    To jest idealna sytuacja gdy dyrektor jest „postępowy”, gdy to on jest mądrym pasjonatem i liderem.
    A gdy nie jest ? Co wtedy ? Nikt dzisiaj nic nie zrobi bez wsparcia dyrektora ?
    Zrobi !!! Pod jednym warunkiem: musi być was – myślących podobnie, pasjonatów, twórczych, chętnych do wysiłku i WSPÓŁPRACY – więcej niż jeden. Dobrze jeśli jest was dwoje, lepiej gdy troje, jeszcze lepiej gdy czworo. Na początek wystarczy. Jeśli zaczniecie rozmawiać wspólnie, uzgadniać wspólnie, działać wspólnie, to nikt wam nie jest w stanie przeszkodzić. Nawet najgorszy dyrektor. Co więcej, zaczną przyłączać się do was kolejni nauczyciele.
    Kujonie – spróbujesz ?
    I koniecznie spotykajcie się po pracy, prywatnie, towarzysko. I nie kryjcie się z tym. I bądźcie radośni, pozytywnie nastawieni do wszystkich, sympatyczni, unikajcie krytykowania, ale bądźcie przy tym konsekwentni i solidarni. Popierajcie siebie, ale także prowadźcie ze sobą dialog, spory – nie po kryjomu, oficjalnie, w pokoju nauczycielskim, na radach pedagogicznych. Niech inni obserwują, że można mieć różne zdania, a zarazem, można znaleźć kompromis i radośnie współpracować.
    Głośno mówcie o swoich sukcesach. Nie bójcie się wątpliwości, błędów, porażek – i też o nich rozmawiajcie oficjalnie. Jestem pewien, że wystarczą trzy osoby (dwie to troszkę za mało).
    Co wy na to ? Widzicie jakieś inne sposoby ? Uzdrawianie za pomocą dekretów ? Intensywne szkolenie wszystkich nauczycieli ? Stopniowa ewolucja ? Czekanie na zmianę pokoleniową ? Czekanie na cud ?
    Tak widzę budowanie się SZSZID.

    • avatar

      kuj. pom.

      4 listopada 2010 at 21:30

      Panie Wiesławie,
      próbowałam. Jestem jedyną osobą z grona, która odważyła się mówić głośno, jedyną, która potrafiła zabrac głos na radzie. Nikt nie chce się wychylać, wszyscy głosują zawsze jednakowo, dla świętego spokoju. To ja tez przestałam. Nie ma szans! Każde działanie nauczycieli wymaga zgody dyrektora, szczególnie, jeśli to jest jednoosobowe, autokratyczne zarządzanie. Nawet wicedyrektor nie może podjąc samodzielnie żadnej decyzji. Jeśli dyrektor jest nieobecny, wszyscy czekają na jego przyjazd i jego decyzję. Głośne mówienie o sukcesach? Toż to będzie uznane za zwykłe chwalenie się. Owszem, sukcesy są, spisywane raz w semestrze na kartkach. Ale za to nagradzany jest dyrektor, bo przecież bez niego nic nie może się odbyć. Tak, troszkę teraz ironizuję…
      Szkolenia nauczycieli nic nie dadzą, jeśli tego nie zechce nauczyciel i przychodzi na szkolenie z konieczności. Wiem, że jakość szkoleń jest różna, ale mam tu na myśli fakt, że z tego samego szkolenia każdy wynosi dla siebie tyle, ile sam zechce. Jedni przełożą to na praktykę, a inni – nie. A dekrety? No cóż, pozostaną na papierze. Ani na zmianę, ani na cud nie ma co czekać… samo nic się nie zadzieje 🙂 Największe szanse, moim zdaniem, ma stopniowa ewolucja, pod warunkiem, że tego się chce.
      Serdecznie pozdrawiam

      • avatar

        danuta

        6 listopada 2010 at 11:53

        Hej tu Danusia
        Chwilka o korzystaniu ze szkoleń i różnych szkoleniowych sytuacji, które nam się przytrafiają. Dobrze jak ma się dar korzystania. Moja mama, która wychowała się na plebanii u wujka skarżyła mu się, ze kazania często ją nudzą. On jej powiedział, że jeżeli z kazania zapamięta choć jedno zdanie, to znaczy, że kazanie było dobre.
        Myślę, że naszym celem na kiepskim szkoleniu może być poszukiwanie takiego zdania. Jedna myśl, która nas zaskakuje, która pobudza do zastanowienia się. Teraz myślę, że gdybym ja nie miała takiego daru ( po wujku) to bym chyba umarła z nudy w szkole.
        Pozdrawiam Danusia

  • avatar

    Wiesław Mariański

    19 października 2010 at 19:12

    Pani Danusiu, Szanowni Goście.
    Proponuję eksperyment-zabawę-ankietę.
    Wyobraź sobie, że zostajesz dyrektorem przypadkowej, przeciętnej szkoły.
    Dostajesz wolną rękę, możesz zorganizować ją jak uważasz, pełna swoboda. Dwóch rzeczy nie możesz zrobić: wymienić nauczycieli i uczniów na innych.
    – od czego zaczniesz ?
    – jaka będzie ta szkoła ?
    – co będzie w niej najważniejsze ?
    Puśćmy wodze fantazji. Jak dzieci, którym dorośli zadają pytania: kim chcesz zostać; jakie będzie twoje mieszkanie; wymarzona podróż; itp.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    20 października 2010 at 22:41

    Pełna zgoda. Dlatego ciągle proponuję przyjąć następujące założenia: nie ma nauczycieli dobrych i złych, nie ma uczniów dobrych i złych, nie ma władzy dobrej i złej. Rozmawiajmy o tym jakie są problemy i jak je rozwiązać, co dobrego chcemy i możemy zrobić. Szukajmy sojuszników, cieszmy się z napotkanych przeciwników.
    Ciągle pamiętajmy o dialogu, zawsze kierujmy się szacunkiem.

    • avatar

      Danuta Sterna

      24 października 2010 at 17:44

      Jak rozmowa?
      Czy ktoś przyszedł? A jeśli tak, to jak się potoczyła?
      Czy poszło w utyskiwanie na podstawę programową lub niewydolność wychowawczą rodziców? A może konieczność nauczania pod egzamin?
      Marzy mi się cykl opowieści: „Miałem kiedyś wspaniałego nauczyciela, który….”
      Ostatnio w gronie 70 dyrektorów zapytałam, czy ktoś spotkał (w młodości) nauczyciela, który jasno określał – po co się czegoś uczymy i czego trzeba się konkretnie nauczyć.
      Tylko 5 osób spotkało na swojej drodze uczniowskiej taką osobę.
      Dziwnym zbiegiem okoliczność, ci właśnie nauczyciele zachęcili ucznia do nauki przedmiotu.
      a tak przy okazji, to szkoła dialogu i szacunku wszystkim w naszym kraju by się przydała.
      Danusia

  • avatar

    Wiesław Mariański

    26 października 2010 at 18:38

    Znalazłem taki tekst.
    Drogi Nauczycielu. Jeśli chcesz żeby coś w szkole poprawiło się, zmieniło po twojej myśli, to masz dwie możliwości.
    Możliwość pierwsza: zebrać się w jakąś organizację – samorząd, stowarzyszenie, klub, ruch na rzecz …, itp. – sformułować swoje pomysły, postulaty, koncepcje – przedstawić je władzom – przystąpić do negocjacji. A może wystarczyłoby żeby rada pedagogiczna szkoły uchwaliła i przedstawiła SWOJE WŁASNE PROJEKTY ? Wówczas władze będą miały z kim i o czym dyskutować, spierać się, nie zgadzać, walczyć. Bo teraz nie mają z kim ! Nie ma nauczycielstwa, są tylko pojedynczy nauczyciele. Jeśli zdarzy się jakiś entuzjasta, który stara się namówić grono do takich działań, to najczęściej spotyka się z reakcjami: po co – to i tak nic nie da; teraz nie pora na to.
    Możliwość druga: CZEKAĆ POKORNIE. I w trakcie oczekiwania rozmawiać o swoich bolączkach i pomysłach prywatnie, ponarzekać, czasem poprzeklinać. No a szczytem aktywności w walce o sensowną, nowoczesną, przyjazną dla ucznia i nauczyciela szkołę, pozostaje zabrać głos na jakiejś konferencji lub wpisać komentarz na blogu. No, można ewentualnie prowadzić swój własny blog. A może niech każdy nauczyciel założy swój blog ? Kilkaset tysięcy belferskich blogów ! Ho, ho !
    W tej chwili nauczyciele traktowani są jak uczniowie i dają się tak traktować. Stawiane są przed nimi zadania do wykonania, z tych zadań są rozliczani, oceniani. Tak samo traktują uczniów. W ten sposób szkoła produkuje kolejne pokolenia ludzi biernych, nie kreatywnych, nastawionych na powielanie, a nie na tworzenie, nie umiejących aktywnie walczyć o swoje racje, nie potrafiących komunikować się z sobą.
    Więc powtarzam: nauczyciele, Wy opracujcie SWOJĄ WŁASNĄ koncepcję szkoły. Napiszcie ją na kartce i dajcie tę kartkę władzom oświatowym.
    Wtedy one, te władze, będą miały orzech do zgryzienia:
    – będą musiały OCENIĆ ten projekt
    – będą się SPIERAĆ I KŁÓCIĆ przy jego ocenianiu (może nawet założą swój blog albo jaki portal ?)
    – będą musiały OPROTESTOWYWAĆ I BUNTOWAĆ SIĘ
    A teraz, nauczycielu, ciągle jest tak: to władze dają swój projekt Tobie, a Ty możesz, co najwyżej, OCENIĆ go, ZAPROTESTOWAĆ, KŁÓCIĆ SIĘ, BUNTOWAĆ. Ale czy robisz to ? Pomysły MEN i kuratoriów nie są nawet opiniowane przez nauczycieli, a co tu mówić o protestach. Pozostaje Tobie, Szanowny Belfrze, rola wiecznie niezadowolonego, niedocenionego, nieszczęśliwego robola.

  • avatar

    Wiesław Mariański

    26 października 2010 at 18:50

    a tak przy okazji, to szkoła dialogu i szacunku wszystkim w naszym kraju by się przydała.
    O tym słychać coraz częściej. Najlepszym miejscem do uruchomienia takiego procesu jest szkoła. Gdym mógł wrócić do pracy w szkole, to ciągle gadałbym, że realizuję program SZSZID. Jestem pewien, że wielu nauczycielom i uczniom podobałoby się to. A niektórzy nauczyciele przyłączyliby się.

  • avatar

    Marianna Kłosińska - mama

    26 października 2010 at 23:44

    Od szkoły? Rozumiem, że to takie hasło tylko. Nie wchodząc w spory o jajko i kurę pozwolę sobie zauważyć, że szkoła to fragment wielkiego tortu z napisem „środowisko wychowawcze dziecka”. Co więcej, w tej porcji są jeszcze bardzo istotne rodzynki – rodzice.
    Dziś rozmawiałam w szkole moich maluchów z Panią od przyrody. Fantastycznie nam się rozmawiało 🙂 To jednak rzadka sytuacja. Zazwyczaj rodzic i nauczyciel stoją „programowo” w antytezie.
    Nam trzeba ogólnonarodowej kampanii społecznej, dzięki której Pani w sklepie, babcia Helenka, wujek Ziutek, woźna, dyrektor i Zosia będą mieli ochotę na dogadanie się tak samo wielką jak na kokakolę.
    Ten tort o którym piszę powyżej to system naczyń połączonych, w którym media i reklama odgrywają niezwykle ważną rolę. Oczywiście zawsze można jeszcze kloszować dziecko, póki nie będzie wystarczająco silnym organizmem. Ten pomysł osobiście hołubię wychowując „siłaczki” domowym sumptem. Myślę sobie jednak, że działanie globalne też jest realne i to w całkiem bliskiej perspektywie. Spójrzcie choćby na „Rodzić po ludzku” czy „Cała Polska czyta dzieciom”. Moje rodzicielstwo doskonaliło się min na tych kampaniach. Spotykam też wielu rodziców i nauczycieli, którzy widzą sens w samorozwoju – to domino już się toczy i IMO można by się było tylko cieszyć, gdyby jeszcze politycy zastosowali program Pana Wiesława 🙂

  • avatar

    Danuta Sterna

    27 października 2010 at 11:46

    Jasne, że nie tylko szkoła wychowuje. Nawet myślę, że szkoła też czasami wychowuje. Jednak społeczeństwo ma wpływ tylko na szkołę.
    Akcje społeczne trafiają, ale nie do każdego. oczywiście, czym więcej mądrych akcji, tym lepiej. Przytoczę tu też akcję – Szkoła z klasą. W wielu szkołach się przez nią zmieniło na lepsze, ale też w wielu potraktowana była akcyjnie i powierzchownie.
    Nam w CEO chodzi o to, aby szkoła wychowywała młodego na świadomego i odpowiedzialnego obywatela. Aby miał poczucie własnej wartości i sprawczości i angażował się w życie społeczne.
    Z naszego doświadczenia wynika, że jeśli uczeń ma okazję wziąć udział będąc w szkole w działaniu społecznym, to zmienia się jego patrzenie na obywatelskość. Dlatego właśnie szkoła – żeby dawała szansę.
    Rodzic ma tu mniejsze możliwości.
    Danusia

  • avatar

    danuta

    6 listopada 2010 at 11:58

    Drodzy komentatorzy
    Bardzo mi się podoba ta dyskusja. Szkoda, że jest tylko tu. Zastanawiam się jak ją bardziej upowszechnić, bo przecież dotyczy istoty bycia nauczycielem.
    Moglibyśmy ja skopiować i dać na stronę http://www.ceo.org.pl/ok na której zajmujemy się dobrym nauczaniem. Ciekawa jestem, co na ten temat sądzicie?
    A może inny pomysł, bo szkoda, aby została zapomniana w eterze!
    Danusia

Dodaj komentarz