Jaka szkoła?

Jeszcze słów kilka o wyborze przez rodziców szkoły dla ich dziecka. Zwłaszcza że znowu zbliża się czas wyboru gimnazjów, liceów…
Ważna sprawa, – każdy z rodziców stara się uzyskać informację, – która szkoła jest najlepsza. Rodzice śledzą ranking szkól, która szkoła ma najlepsze wyniki na egzaminach końcowych, zaraz dostępne będą również dane EWD dla szkół.
Rodzice chcieliby posłać dziecko do szkoły o wysokim poziomie, zapewnić mu najlepszą edukację. Tylko czy wysoki poziom szkoły rzeczywiście oznacza najlepszą edukację dla naszego dziecka? Czy w szkole uzyskującej wysokie wyniki na egzaminach uczą najlepsi nauczyciele?

Mam doświadczenie nauczycielki uczącej w różnych szkołach. Z niego nic takiego nie wynika. Jestem pełna podziwu i uznania dla nauczycieli, którym udaje się nauczyć dzieci mniej zdolne lub mające trudności w nauce i dla takich nauczycieli, którzy potrafią uczyć skutecznie, wykorzystując różnicę poziomów w klasie, żeby uczyć lepiej.
Profesor Jan Potworowski (matematyk) powiedział mi kiedyś, że w Wielkiej Brytanii postanowiono zmienić system i nauczyciele uczący w dobrych szkołach dostali klasy słabsze, a ci, którzy uczyli do tej pory trudne klasy trafili do klas dobrych. Zgadnijcie, kto poległ na tym eksperymencie, a kto dał sobie radę? Wygrali ci, którzy uczyli wcześniej trudniejsze klasy, bo mieli za sobą wiele doświadczenia w nauczaniu, a nie tylko w uczeniu zdolnych.
Kiedyś uczyłam młodzież bardzo uzdolnioną matematycznie. Uczenie ich było samą przyjemnością, byli zmotywowani, szybcy, pełni pomysłów. Moja rola ograniczała się do asystowania im w poznawaniu matematyki. Niektórzy z nich startowali w olimpiadzie matematycznej, ale moja zasługa w ich matematycznym rozwoju była znikoma, może tylko tyle, że im nie obrzydziłam przedmiotu. Cały czas jednak myślałam o tym, że moja obecność na lekcji jest prawie zbędna.
Pewnie mi teraz zazdroszczą nauczyciele matematyki. Jest czego! Pamiętam, jak w klasie maturalnej uczniowie powiedzieli do mnie: Zróbmy choć kawałek następnego testu, mamy przecież jeszcze 5 minut! Teraz ci uczniowie mają już doktoraty z matematyki, a ja mogą powiedzieć: Iksa i Igreka to ja uczyłam matematyki. Choć może lepiej powiedzieć: Asystowałam im w nauce.
Jak to się stało, że miałam taką klasę? Otóż uczniowie tej szkoły mogli wybrać poziom matematyki i ci wybrali superrozszerzony. Oczywiście, były w tej szkole też klasy, które wybrały poziom podstawowy i tam nauczanie wyglądało okropnie. Nie było wtedy straszaka w postaci matury z matematyki, więc każdy z uczniów tej klasy demonstrował postawę: Mnie się to do niczego nie przyda. Nie będę się wysilać. I tu moje nauczanie stanowiło dla mnie wyzwanie. Jak poczynić postępy z uczniem, który ma zaległości od IV klasy, który nie lubi matematyki, nic go nie interesuje i z trudem patrzy na tablicę? Ile wysiłku musi włożyć nauczyciel, aby zainteresować i nauczyć wszystkie dzieci w tej klasie?
A są tacy, którym się to udaje! A wyniki? Nie są olśniewające na tle innych klas, czy szkół, ale jakie mogłyby być, gdyby nie wysiłek i zdolności nauczyciela?
I teraz mam pytanie: Jakiego nauczyciela wolelibyście Państwo dla swojego dziecka? Szczególnie wtedy, gdy Wasze dziecko nie jest za bardzo zdolne z jakiegoś przedmiotu i nie ma wielkiej chęci do nauki?
Jeśli poślecie je do szkoły o tak zwanym wysokim poziomie, może się okazać, że jest ono w tyle klasy i wtedy narażacie go na stres, brak docenienia i w końcu na korepetycje. Samo przebywanie z geniuszami nie powoduje, że stanie się ono bardziej zdolne. Człowiek się uczy, gdy widzi swoje sukcesy, a nie porażki.
Jeśli zaś trafi do szkoły, która nauczyła się rozwijać drzemiące talenty, pracować z każdym dzieckiem, budować w nim poczucie własnej wartości, to jest szansa, że nasz potomek nie znienawidzi szkoły i może czegoś się nauczy.
Życzę właściwych wyborów!

4 komentarze

  • avatar

    nauczycielka

    26 sierpnia 2010 at 21:06

    Zgadzam się z pani zdaniem, ale zauważyłam , że szkoły ulegają modzie reklamowo-ogłupiającej . tworzy się rankingi szkół , publikuje w prasie miejskiej wyniki egzaminów w poszczególnych szkołach i buduje się zręcznie częśto kłamliwą obudow typu, ” jak to u nas w szkole jest wspaniale” . Wiele jest w tym bicia piany , farmazonów, przeliczeń na nowe ławki i komputery, a od nikogo nie usłyszalam , ani nie widziałam na srtonach internetowych , jakimi metodami pracują n-ciele w tej szkole, co nowego stosują w nauczaniu. To jest sfera tabu.

  • avatar

    nauczycielka

    26 sierpnia 2010 at 21:06

    Zgadzam się z pani zdaniem, ale zauważyłam , że szkoły ulegają modzie reklamowo-ogłupiającej . tworzy się rankingi szkół , publikuje w prasie miejskiej wyniki egzaminów w poszczególnych szkołach i buduje się zręcznie częśto kłamliwą obudow typu, ” jak to u nas w szkole jest wspaniale” . Wiele jest w tym bicia piany , farmazonów, przeliczeń na nowe ławki i komputery, a od nikogo nie usłyszalam , ani nie widziałam na srtonach internetowych , jakimi metodami pracują n-ciele w tej szkole, co nowego stosują w nauczaniu. To jest sfera tabu.

  • avatar

    Danusia

    27 sierpnia 2010 at 10:34

    Tak właśnie jest – wyniki egzaminu i koniec. Nikt nie mówi o sposobach nauczania. Szczerze mówiąc, jeśli zapytać nauczyciela – Jak uczysz?, to nie wie co odpowiedzieć.
    To jest worek tematów, począwszy od kształcenia nauczycieli, przez ich doskonalenie, współpracę w kwestii metod nauczania i stosunku MEN do tej części edukacji.
    Napisałam na blogu kawałek pt. Stabilny stołek edukacyjny. A w nim o nodze metod nauczania, która jest jakaś kulawa u nas. Za to noga: sprawdzania, nadzoru, egzaminów bardzo „wypasiona”. Jak może ten stołek stać stabilnie?
    A w takiej Finlandii fundusze przeznaczone na nadzór dano do doskonalenia i dobrze lądują.
    Pozdrawiam i życzę wielu owocnych dyskusji na temat wzbogacania metod nauczania
    Danusia

  • avatar

    Danusia

    27 sierpnia 2010 at 10:34

    Tak właśnie jest – wyniki egzaminu i koniec. Nikt nie mówi o sposobach nauczania. Szczerze mówiąc, jeśli zapytać nauczyciela – Jak uczysz?, to nie wie co odpowiedzieć.
    To jest worek tematów, począwszy od kształcenia nauczycieli, przez ich doskonalenie, współpracę w kwestii metod nauczania i stosunku MEN do tej części edukacji.
    Napisałam na blogu kawałek pt. Stabilny stołek edukacyjny. A w nim o nodze metod nauczania, która jest jakaś kulawa u nas. Za to noga: sprawdzania, nadzoru, egzaminów bardzo „wypasiona”. Jak może ten stołek stać stabilnie?
    A w takiej Finlandii fundusze przeznaczone na nadzór dano do doskonalenia i dobrze lądują.
    Pozdrawiam i życzę wielu owocnych dyskusji na temat wzbogacania metod nauczania
    Danusia

Dodaj komentarz