Wiemy z wyników różnych badań (np. Johna Hattiego), że najważniejsze w uczeniu się są dobre relacje. Bez nich uczenie się jest niemożliwe.
Relacje mają szanse zaistnieć wtedy, gdy uczeń jest podmiotem, a nie przedmiotem (patrz: balon podmiotowość) i gdy jest traktowany indywidualnie (balon 1). Ale nie są to warunki dostateczne, o relacje trzeba zadbać. Ale kiedy i jak? Rzeczywistość, pośpiech, niechęć do pracy po lekcjach powodują, że czas na nawiązanie relacji pozostaje w przerwach lekcyjnych, a wtedy nauczyciel ma wiele innych zajęć. Sporo nauczycieli nawiązuje relacje z uczniami kosztem prywatnego życia. Wykorzystują na nawiązanie relacji np. wycieczki szkolne lub godziny wychowawcze, ale to niewiele czasu. Częściej nauczyciel rozumie swoją rolę jako wykładowcy, ewentualnie źródła interesującej wiedzy, a nie budowniczego relacji partnerskich z uczniami. Nauczyciele wiedzą, że relacje są ważne, ale czekają aż one się same zbudują, a to czekanie bywa bezowocne.
Do tego dodajmy, że nauczyciel może uczyć jednocześnie 15 klas i wtedy ma do czynienia z blisko 400 uczniami. 400 relacji, czy to możliwe?
Balon – jestem lubianym nauczycielem, rozumiem moich uczniów, staram się traktować ich z przyjaźnią – często jest pusty. Przeważnie mamy relacje z uczniami które można określić jako słabe.
Jeśli pomyśleć, że uczniowie są w szkole większość dnia i co 45 minut zmieniają im się nauczyciele, którzy przekazują im tylko wiedzę, to nie dziwmy się, że uczniowie nie mają głęboko przyjaznego nastawienia i do nauczycieli i do przekazywanej wiedzy. Jak w takich warunkach można się efektywnie uczyć?
Jednak wielu nauczycieli stara się dbać o relacje i wielu z nich pozostaje potem w pamięci uczniów jako wspaniali towarzysze ich młodości.
Czego szukasz?
Random Post
Search
12 komentarzy
Wiesław Mariański
23 stycznia 2018 at 23:18Pytania. Co nauczyciele i dyrektor wiedzą o relacjach ? Czy chcą się dowiedzieć ? Czy chcą rozmawiać o relacjach ? Z kim chcą rozmawiać ? Czy chcą ustalić jakieś wspólne wnioski i zasady dotyczące relacji ? Kto może zainicjować rozmowę o relacjach w szkole ?
Przykład. Pracuję z sukcesami w szkole 5 / 10 / 20 lat. Dlaczego ktoś chce mnie pouczać o relacjach ? Czy ktoś ma jakieś zarzuty wobec mnie ? Nie potrzebuję takiego pouczania. Wiem jak uczyć i wychowywać, mam praktykę.
Robert Raczyński
24 stycznia 2018 at 10:49„Co nauczyciele i dyrektor wiedzą o relacjach ?” – Wszystko. Są dorośli i tak samo kompetentni, jak rodzice. Sami nimi bywają. A może chciałbyś zadekretować, że mają swoich uczniów pokochać? Musimy rozgraniczyć kompetencje zawodowe, poczucie przyzwoitości od jakiegoś zupełnie abstrakcyjnego i niemożliwego do określenia wzorca zachowań, który będzie inny dla każdego.
Wychodzisz tu także z dość niepewnego założenia, że relacji można się nauczyć, będąc już ukształtowaną jednostką. Naprawdę uważasz, że pogadanki-połajanki odniosą skutek pożądany w przypadku osoby niechętnej takiej manipulacji, nawet jeśli podłożymy pod to szczytny cel?
Relacji międzyludzkich uczymy się od pierwszych tygodni życia i robimy to do jego końca, niemniej jednak nauka ta nigdy nie jest tak intensywna i decydująca jak w dzieciństwie i wczesnej młodości. Próby radykalnej zmiany dojrzałej mentalności ludzkiej, to zawracanie kijem Wisły. W przypadku „nawróconego” nauczyciela nie będzie inaczej. Ktoś usiłujący nawiązywać „właściwe” relacje, według wskazań szkoleniowego kołcza, będzie jedynie śmieszny (bo nieautentyczny) w swoich staraniach. Dzieci są dużo bardziej, niż dorośli wyczulone na wszelki fałsz, więc korzyść z tego raczej dyskusyjna. Może nie każdy powinien zostawać nauczycielem? Każdy powinien sobie sam na takie pytanie odpowiedzieć. Czy mój stosunek do ucznia nie utrudnia mu życia w szkole? To trudne pytanie, bo uczeń nie jest tylko uczniem, a nauczyciel jedynie nauczycielem. Ludzie są różni i nie możemy żądać od nich odruchowej, ugrzecznionej unifikacji, tylko dlatego, że usłyszeli dzwonek. Dlaczego świat szkoły ma być światem wirtualnym, w którym wszyscy lubią wszystkich i nie ma między nimi wszystkich innych relacji, które znają ze świata zewnętrznego? Czy to jest właśnie ten słynny, postulowany, szkolny pragmatyzm?
dsterna
24 stycznia 2018 at 13:54Szykuje się nastepny balon: Skończyłem studia, to wiem
Xawer
24 stycznia 2018 at 14:14Balon powszechny, zwłaszcza w formie: „skończyłem studia pedagogiczne, to wiem wystarczająco, by uczyć w szkole matematyki”
Wiesław Mariański
23 stycznia 2018 at 23:18Pytania. Co nauczyciele i dyrektor wiedzą o relacjach ? Czy chcą się dowiedzieć ? Czy chcą rozmawiać o relacjach ? Z kim chcą rozmawiać ? Czy chcą ustalić jakieś wspólne wnioski i zasady dotyczące relacji ? Kto może zainicjować rozmowę o relacjach w szkole ?
Przykład. Pracuję z sukcesami w szkole 5 / 10 / 20 lat. Dlaczego ktoś chce mnie pouczać o relacjach ? Czy ktoś ma jakieś zarzuty wobec mnie ? Nie potrzebuję takiego pouczania. Wiem jak uczyć i wychowywać, mam praktykę.
Robert Raczyński
24 stycznia 2018 at 10:49„Co nauczyciele i dyrektor wiedzą o relacjach ?” – Wszystko. Są dorośli i tak samo kompetentni, jak rodzice. Sami nimi bywają. A może chciałbyś zadekretować, że mają swoich uczniów pokochać? Musimy rozgraniczyć kompetencje zawodowe, poczucie przyzwoitości od jakiegoś zupełnie abstrakcyjnego i niemożliwego do określenia wzorca zachowań, który będzie inny dla każdego.
Wychodzisz tu także z dość niepewnego założenia, że relacji można się nauczyć, będąc już ukształtowaną jednostką. Naprawdę uważasz, że pogadanki-połajanki odniosą skutek pożądany w przypadku osoby niechętnej takiej manipulacji, nawet jeśli podłożymy pod to szczytny cel?
Relacji międzyludzkich uczymy się od pierwszych tygodni życia i robimy to do jego końca, niemniej jednak nauka ta nigdy nie jest tak intensywna i decydująca jak w dzieciństwie i wczesnej młodości. Próby radykalnej zmiany dojrzałej mentalności ludzkiej, to zawracanie kijem Wisły. W przypadku „nawróconego” nauczyciela nie będzie inaczej. Ktoś usiłujący nawiązywać „właściwe” relacje, według wskazań szkoleniowego kołcza, będzie jedynie śmieszny (bo nieautentyczny) w swoich staraniach. Dzieci są dużo bardziej, niż dorośli wyczulone na wszelki fałsz, więc korzyść z tego raczej dyskusyjna. Może nie każdy powinien zostawać nauczycielem? Każdy powinien sobie sam na takie pytanie odpowiedzieć. Czy mój stosunek do ucznia nie utrudnia mu życia w szkole? To trudne pytanie, bo uczeń nie jest tylko uczniem, a nauczyciel jedynie nauczycielem. Ludzie są różni i nie możemy żądać od nich odruchowej, ugrzecznionej unifikacji, tylko dlatego, że usłyszeli dzwonek. Dlaczego świat szkoły ma być światem wirtualnym, w którym wszyscy lubią wszystkich i nie ma między nimi wszystkich innych relacji, które znają ze świata zewnętrznego? Czy to jest właśnie ten słynny, postulowany, szkolny pragmatyzm?
dsterna
24 stycznia 2018 at 13:54Szykuje się nastepny balon: Skończyłem studia, to wiem
Xawer
24 stycznia 2018 at 14:14Balon powszechny, zwłaszcza w formie: „skończyłem studia pedagogiczne, to wiem wystarczająco, by uczyć w szkole matematyki”
Xawer
24 stycznia 2018 at 09:50Relacje (te w psychologicznym sensie) mogą ale nie muszą być intensywne. Póki nie zmarła, to miałem bardzo dobrą relację ze swoją kuzynką, którą widywałem raz w roku.
Takie czy inne relacje mamy z każdym nauczycielem: „relacja nauczyciel-uczeń” relacją niewątpliwie jest, nie tylko w teoriomnogościowym, ale i socjologicznym sensie.
Balon pojawia się dopiero w momencie, gdy pod słowem „relacja” usiłujemy rozumieć pewien szczególny rodzaj relacji, niedopowiedziany i inaczej rozumiany przez każdego, najczęściej przez projektowanie swoich marzeń i ideałów. „Lubienie” i „przyjaźń” są nieostre i niedodefiniowane. Leszek Kołakowski opisywał kawiarenkę w Niebie o nazwie Cocofli – coexistence-cooperation-friendship-love-identity. Znaczenie słów jak „lubienie” czy „przyjaźń” staje się jeszcze bardziej rozmyte w przypadku relacji, której elementem jest jakiś rodzaj władzy jednej osoby nad drugą.
Jeśli mówisz, że „relacje są przeważnie słabe”, to nie określasz ich intensywności, a porównujesz je ze swoimi marzeniami i deklarujesz, że Ty byś chciała bardziej intensywnych. Ktoś inny tę samą relację określi jako „bardzo silną”. A z braku powszechnie przyjętej miary odniesienia, oboje jednocześnie macie rację.
„większość dnia i co 45 minut zmieniają im się nauczyciele, którzy przekazują im tylko wiedzę, to nie dziwmy się, że uczniowie nie mają głęboko przyjaznego nastawienia i do nauczycieli i do przekazywanej wiedzy.”
A niby dlaczego tak sądzisz? Czyżbyś miała nieprzyjazne nastawienie do Marka Kordosa i negatywne do treści jego wykładu? Przyjazne nastawienie mam niejednokrotnie do ludzi, z którymi mam kontakt wyłącznie sporadycznie i nie wypełniają dużej części mojej uwagi i czasu. Podobnie moje pozytywne nastawienie do wiedzy zależy wyłącznie od samej wiedzy, a nie od intensywności spotykania z jakimś nauczycielem. Lubić, szanować i cenić możemy nawet ludzi, z którymi nigdy nie rozmawiamy ani nie spotykamy się osobiście.
„Jak w takich warunkach można się efektywnie uczyć?”
Masz rację – w szkole nie sposób efektywnie się uczyć, ale nie wynika to z intensywności i stopnia „przyjazności” relacji z nauczycielami, tylko z organizacji szkoły, przeszkadzającego w uczeniu się hałaśliwego i rozpraszającego środowiska i narzucanych przez nią treści.
Efektywnie można uczyć się nawet bez żadnych relacji – w bibliotece, przed ekranem, czy z książką w fotelu.
Xawer
24 stycznia 2018 at 09:50Relacje (te w psychologicznym sensie) mogą ale nie muszą być intensywne. Póki nie zmarła, to miałem bardzo dobrą relację ze swoją kuzynką, którą widywałem raz w roku.
Takie czy inne relacje mamy z każdym nauczycielem: „relacja nauczyciel-uczeń” relacją niewątpliwie jest, nie tylko w teoriomnogościowym, ale i socjologicznym sensie.
Balon pojawia się dopiero w momencie, gdy pod słowem „relacja” usiłujemy rozumieć pewien szczególny rodzaj relacji, niedopowiedziany i inaczej rozumiany przez każdego, najczęściej przez projektowanie swoich marzeń i ideałów. „Lubienie” i „przyjaźń” są nieostre i niedodefiniowane. Leszek Kołakowski opisywał kawiarenkę w Niebie o nazwie Cocofli – coexistence-cooperation-friendship-love-identity. Znaczenie słów jak „lubienie” czy „przyjaźń” staje się jeszcze bardziej rozmyte w przypadku relacji, której elementem jest jakiś rodzaj władzy jednej osoby nad drugą.
Jeśli mówisz, że „relacje są przeważnie słabe”, to nie określasz ich intensywności, a porównujesz je ze swoimi marzeniami i deklarujesz, że Ty byś chciała bardziej intensywnych. Ktoś inny tę samą relację określi jako „bardzo silną”. A z braku powszechnie przyjętej miary odniesienia, oboje jednocześnie macie rację.
„większość dnia i co 45 minut zmieniają im się nauczyciele, którzy przekazują im tylko wiedzę, to nie dziwmy się, że uczniowie nie mają głęboko przyjaznego nastawienia i do nauczycieli i do przekazywanej wiedzy.”
A niby dlaczego tak sądzisz? Czyżbyś miała nieprzyjazne nastawienie do Marka Kordosa i negatywne do treści jego wykładu? Przyjazne nastawienie mam niejednokrotnie do ludzi, z którymi mam kontakt wyłącznie sporadycznie i nie wypełniają dużej części mojej uwagi i czasu. Podobnie moje pozytywne nastawienie do wiedzy zależy wyłącznie od samej wiedzy, a nie od intensywności spotykania z jakimś nauczycielem. Lubić, szanować i cenić możemy nawet ludzi, z którymi nigdy nie rozmawiamy ani nie spotykamy się osobiście.
„Jak w takich warunkach można się efektywnie uczyć?”
Masz rację – w szkole nie sposób efektywnie się uczyć, ale nie wynika to z intensywności i stopnia „przyjazności” relacji z nauczycielami, tylko z organizacji szkoły, przeszkadzającego w uczeniu się hałaśliwego i rozpraszającego środowiska i narzucanych przez nią treści.
Efektywnie można uczyć się nawet bez żadnych relacji – w bibliotece, przed ekranem, czy z książką w fotelu.
Robert Raczyński
24 stycznia 2018 at 11:40Trudno uwierzyć, jak wielu ludzi uważa, że świat staje się lepszy, kiedy ktoś przejdzie jakieś szkolenie, coś zapisze się w instrukcji obsługi, jakimś statucie, czy konstytucji. Są tacy, którzy wierzą, że natura ludzka to zestaw algorytmów, które w razie potrzeby można skorygować, lub napisać od nowa.
Nietrudno usłyszeć, że nauczyciel to zawód „specyficzny”, wymagający od osób go wykonujących specjalnych, unikalnych cech i umiejętności. Święta prawda. Taka sama, jak w przypadku prawnika, lekarza, policjanta i tysiąca innych. Spis takich cech i kompetencji nie czyni jednak nikogo nauczycielem. Jeśli się człowiekiem nie jest, to żadne szkolenie, ani dekret tu nie pomoże. Szkoła nie stanie się rajem na Ziemi, bo nauczycieli sformatuje się według wytycznych zebranych na ulicy.
Z drugiej strony, wszyscy instynktownie rozumieją, że większość ludzi to zwierzęta stadne i do życia potrzebują relacji, które nie będą graniczyły z autyzmem. Nauczyciel to zawód bardzo „kontaktowy” i to pewnie też rozumieją ludzie go wybierający. Można tu jedynie polegać na ich wyczuciu i przyzwoitości. Żadne „pouczanie o relacjach” nie jest tu receptą, relacji wadliwych na ogół nie daje się naprawić. Non stop słyszę, że „trzeba rozmawiać”. Tak, tyle, że z większości takich rozmów nic nie wynika, z wyjątkiem rosnącej hipokryzji. Wszyscy udają, że świat jest cacy, bo X z Y porozmawiali. Naiwni naprawdę myślą, że coś się zmieniło, tymczasem takie działania mogą się przydać, gdy się Grześ ze Zdzisiem pobiją, ale nie sprawią, że zaczną się lubić. Mam jednak wrażenie, że balon nakłuwany tu przez Danusię nie dotyczy sytuacji skrajnych, a codzienności szkolnej, w której, z założenia, pani ma być „dobra, miła, nie bić i nie krzyczeć”.
Robert Raczyński
24 stycznia 2018 at 11:40Trudno uwierzyć, jak wielu ludzi uważa, że świat staje się lepszy, kiedy ktoś przejdzie jakieś szkolenie, coś zapisze się w instrukcji obsługi, jakimś statucie, czy konstytucji. Są tacy, którzy wierzą, że natura ludzka to zestaw algorytmów, które w razie potrzeby można skorygować, lub napisać od nowa.
Nietrudno usłyszeć, że nauczyciel to zawód „specyficzny”, wymagający od osób go wykonujących specjalnych, unikalnych cech i umiejętności. Święta prawda. Taka sama, jak w przypadku prawnika, lekarza, policjanta i tysiąca innych. Spis takich cech i kompetencji nie czyni jednak nikogo nauczycielem. Jeśli się człowiekiem nie jest, to żadne szkolenie, ani dekret tu nie pomoże. Szkoła nie stanie się rajem na Ziemi, bo nauczycieli sformatuje się według wytycznych zebranych na ulicy.
Z drugiej strony, wszyscy instynktownie rozumieją, że większość ludzi to zwierzęta stadne i do życia potrzebują relacji, które nie będą graniczyły z autyzmem. Nauczyciel to zawód bardzo „kontaktowy” i to pewnie też rozumieją ludzie go wybierający. Można tu jedynie polegać na ich wyczuciu i przyzwoitości. Żadne „pouczanie o relacjach” nie jest tu receptą, relacji wadliwych na ogół nie daje się naprawić. Non stop słyszę, że „trzeba rozmawiać”. Tak, tyle, że z większości takich rozmów nic nie wynika, z wyjątkiem rosnącej hipokryzji. Wszyscy udają, że świat jest cacy, bo X z Y porozmawiali. Naiwni naprawdę myślą, że coś się zmieniło, tymczasem takie działania mogą się przydać, gdy się Grześ ze Zdzisiem pobiją, ale nie sprawią, że zaczną się lubić. Mam jednak wrażenie, że balon nakłuwany tu przez Danusię nie dotyczy sytuacji skrajnych, a codzienności szkolnej, w której, z założenia, pani ma być „dobra, miła, nie bić i nie krzyczeć”.