Hebron

Tym razem już nic o osi świata. Wpis dotyczy (dla mnie bardzo edukacyjnej ) podróży do Hebronu.
Hebron jest miastem w Palestynie, ale jego część jest okupowana przez Izrael. Można wejść do strefy okupowanej, ale trzeba wiedzieć, gdzie jest wejście. Oczywiście można, jeśli nie jest się Palestyńczykiem, obywatel tej ziemi napotyka duże trudności.Hebron leży na ternach okupowanych przez Izrael, ale na jego nieszczęście znajduje się w nim grób Abrahama i prawo do niego roszczą sobie Żydzi. Oni to właśnie zajęli kawałek miasta i zaczęli wyrzucać z niej Palestyńczyków. Teraz ta część jest zamieszkała przez 400 religijnych Żydów chronionych przez 2000 żołnierzy. Ochrona ma podobno pilnować porządku, ale pilnuje prawa izraelskiego, które nie jest przychylne dla prawowitych mieszkańców miasta, czyli Palestyńczyków.
Wybrałyśmy się tam razem z moją córką. Jej przyjaciele byli zdziwieni, że ona mnie tam zabiera. Pojechałyśmy samochodem, bez problemu przejeżdżając przez, tętniącą życiem, część palestyńską.
Trudno było znaleźć wejście do strefy okupowanej, nikt nie mówił po angielsku. Szczęśliwie intuicja Marty zaprowadziła nas wprost pod bramę. Jedna z ulic była zagrodzona barakiem, dość obskurnym, w którym siedział żołnierz i sprawdzał wchodzących. W naszym przypadku był to młody Żyd etiopski. Przeszłyśmy bez specjalnego sprawdzania, ale Palestynka za nami była wypytywana.
Za przejściem rozciągała się ulica, zupełnie pusta. Domy były zamknięte i zabite deskami, na prawie każdym stał żołnierz z karabinem. Niesamowite wrażenie – wymarłe miasto. Marta była tu wcześniej z wycieczką, więc mi opowiadała trochę o historii tego miejsca. Jej wycieczkę prowadził były żołnierz o imieniu Yehuda, który po studiach, kilka lat temu, w gorącym okresie przewrotu, tutaj stacjonował. Wielu żołnierzy, którzy odbywali tu służbę, jest dotkniętych tym miejscem, nie mogą zapomnieć krzywdy, którą nieśli i która ich spotkała. Teraz mówią o tym, ale przez Żydów są przez to źle przyjmowani. Służba wojskowa to patriotyczny obowiązek młodego Żyda i nie może pytać dlaczego, rozkaz to rozkaz.
Zaraz za wejściem do strefy są schodki na murze, prowadzące do szkoły palestyńskiej, która została w tej strefie. Dzieci palestyńskie, idąc do szkoły, mogą przejść tylko do tych schodów, a i tak są obrzucane kamieniami i wyzywane przez dzieci żydowskie. Po przeciwnej stronie jest Jehiva, w  której studiują ortodoksyjni Żydzi. Jeden z Marty znajomych był w niej przez 3 lata. Studenci przechadzają się spokojnie po ulicy, tak jak by to oni właśnie mieli prawo tu żyć, a Palestyńczycy nie. Wielu Palestyńczyków opuściło strefę, zostali do tego zmuszeni, ich sklepy zostały ograbione, domy zamknięte i każda próba poruszania się była torpedowana. Ci, co zostali, wchodzą do swoich domów po dachach z wolnej strefy, ale muszą uważać, bo żołnierze mogą strzelać. Większa część domów niszczeje niezamieszkała, a część została zajęta przez osadników żydowskich.
Idziemy z Martą pustą ulicą. Na drzwiach domów namalowane są gwiazdy Dawida – znak, że to ziemia Żydów. Marta opowiada, że jeszcze kilka lat temu kwitło tu życie – był handel, rynek owocowy, tłum ludzi. Ze strażnic przyglądają nam się żołnierze, nie mają nic innego do roboty, bo jesteśmy tylko my. Robimy zdjęcia, nikt nam nie przeszkadza. Raptem słyszymy ruch za nami, oglądamy się, a w naszą stronę biegną żołnierze z bronią, która obija się o ich ciała. Dobiegają do nas, ale nie zwalniają. Marta pyta, czy możemy iść tą ulicą i czy jest tu bezpiecznie. Żołnierze, mili chłopcy, śmieją się – „Tak, biegnijcie z nami, z nami jesteście bezpieczne”. Z drugiej strony biegnie młody człowiek w adidasach, po prostu uprawia jogging. W jednym domu widać, że ktoś stoi w oknie, pytam Martę, czy to Żyd, czy Palestyńczyk. Nie wiadomo.
Żołnierze mijają nas, a my idziemy lekko pod górę w tę samą stronę. Dochodzimy do przejścia do meczetu z grobem Abrahama. To zadziwiające, jak blisko siebie leżą tutaj święte miejsca. Jest piątek – szabat i dzień święty dla muzułmanów. Droga do meczetu jest odgrodzona, przechodzą tylko zmierzający tam, wcześniej sprawdzeni Palestyńczycy. Do grobu nie można dziś wchodzić z powodu szabatu, wejścia pilnują żołnierze.
Przed meczetem jest tylko jeden sklep z pamiątkami, prowadzony przez Palestyńczyka, który mieszka przy sklepie. Zagarnia nas do środka i opowiada nam o dziwnej sytuacji strefy, a także proponuje przewodnika, ale nie korzystamy. Dostajemy od niego bransoletki z flagą Palestyny i kupujemy „wolnościowe” kartki po 10zł, tak drogo, bo to na wsparcie ruchu wyzwolenia. Zakupu dokonujemy na oczach żołnierzy, widocznie wolno!
Wracamy tą samą drogą. Żołnierze znowu na swoich miejscach. Na jednym ze zrujnowanych domów wieszam mojego ceramicznego ptaszka, aby dać nadzieję, że kiedyś miejsce to wróci do normalności. Przez nikogo nie niepokojone wracamy do wyjścia. Przed schodami do szkoły widzimy parę palestyńską z dzieckiem. Żołnierz przepuszcza kobietę, a mężczyznę z dzieckiem zatrzymuje i sprawdza dokładniej. Nie wiem, czy go przepuści, bo nie chcę stać i patrzeć, wydaje mi się to poniżające dla tego człowieka. Teraz wiem, że właśnie tak powinnam zrobić, bo wtedy żołnierz zapewne byłby dla nich mniej surowy.
Obok bawią się dzieci palestyńskie, chyba tu mieszkają. Jeszcze przed bramą skręcamy jeszcze pod górę, wzdłuż muru, przez wyrwy w nim widać resztę miasta. Po chwili zatrzymuje nas żołnierz i nie pozwala przejść. Pytamy dlaczego, udaje, że nie zna angielskiego (a może faktycznie nie zna), ale – „Nie wolno i już”. Marta mnie tu przeprowadziła, bo wie, że mieszkają tu settlersi (osadnicy żydowscy) i jest jeden dom palestyński. Ciągle są tam zamieszki. Palestyńczycy są eskortowani do swojego domu przez żołnierzy, mają zakratowane okna, a i tak wciąż lecą w ich stronę kamienie. Pewnie z czasem zrezygnują, a w ich domu zamieszkają osadnicy i wokół powstaną nowe baraki, które z czasem staną się domami najeźdźców.
Na ulicach widać ubranych na niebiesko obserwatorów ONZ. Spotkałyśmy dwie panie – jak same mówiły, one tylko obserwują, nie mogą interweniować. Zresztą interwencja wojska też jest zawsze jednostronna – bronią Żydów, a przeganiają Palestyńczyków.
Bardzo dziwne miejsce. Historia Hebronu wspomina tragiczne wydarzenie, kiedy to jeden z ortodoksyjnych Żydów o nazwisku Goldstein wymordował kilkunastu Palestyńczyków i z tego powodu teraz wojsko broni Żydów przed terrorystami palestyńskimi, którzy zostali wygnani ze swoich domów. Jak to zrozumieć?
Wracamy, przechodzimy kontrolę bez kłopotów, za to za nami sprawdzają człowieka ciągnącego wózek ze śmieciami.
Po drugiej stronie muru spotykamy dwóch młodych Palestyńczyków niosących gołębie – handlują nimi. Marta zagaduje ich, a oni chcą nas zaprosić do swojego domu w okupowanej strefie. Wymawiam się zmęczeniem i z ulgą wsiadam do samochodu.
W mieście odwiedzamy małą fabryczkę szkła. Właściciel obiecał Marcie, że ją nauczy tego rzemiosła, i to za darmo. Fabryczka, podobno jedyna w Palestynie, ma 700 lat. Kupujemy śliczne kieliszki i po pogawędce z właścicielem wracamy do domu.
Wylewność Palestyńczyków w porównaniu z surowością i zamknięciem ortodoksyjnych Żydów jest bardzo przyjemna.

9 komentarzy

  • avatar

    Danuta

    15 lutego 2012 at 11:49

    13 lutego została zburzona jedna z wiosek beduińskich, a w raz z domami też studnia wybudowana przez PAH.
    50 osób zostało pozbawione i tak wątłego dachu nad głową.
    To nie jest katastrofa przyrodnicza to jest tsunami głupoty.
    Jak człowiek może ustalać, ze woda nnależy do jednych, a do drugich nie?
    D

  • avatar

    Ksawery Stojda

    15 lutego 2012 at 22:20

    Ostatnio byłem w Jerozolimie jakieś 15 lat temu, napięcie od tego czasu cały czas rośnie.
    Chyba jednak, Danusiu, dokonujesz pewnego nadużycia przeciwstawiając zwykłych Palestyńczyków żydowskim ortodoksom. Równie uprawnione byłoby przeciwstawienie żydowskiej zeuropeizowanej młodzieży z uniwersytetu w Tel Avivie talibom albo Hamasowi. Albo przeciwstawianie w Polsce ludzi z knajpy w Warszawie pielgrzymce Radia Maryja.
    Z moich wspomnień z Jerozolimy – ortodoksów wspominam jako dziwaczny marginalny folklor, islamistów jako zagrożenie-fantom, którego nigdy nie widziałem, bo świecka żydowska młodzież obojga płci powołana do wojska wyposażona w kamizelki kuloodporne i UZI trzymała ich z daleka, świeckich (albo umiarkowanie religijnych) Żydów – jako zupełnie europejskie społeczeństwo. Bardziej europejskie, niż Grecy czy Włosi z Neapolu, albo Polacy z Lichenia. Ale były to minione czasy, gdy znajomy świecki Żyd zapraszał mnie na obiad do arabskiej restauracji w arabskiej części Jerozolimy, gdzie obaj jedliśmy jedzenie halal choć trefne. I nikomu to nie szkodziło, a na 'szalom’ można było usłyszeć odpowiedź 'salam’.

  • avatar

    dsterna

    16 lutego 2012 at 10:42

    Ksawery
    Sądzę, że sytuacja się zmienia i to na gorsze.
    Co prawda ja też mogłam iść na kolację z Żydem do palestyńskiej restauracji, ale znam też Żydów, którzy nie przekroczą granic dzielnicy palestyńskiej. Ortodoksyjni ze mną nie rozmawiali, nasze światy się nie spotykają. Starałam się im nie patrzeć w oczy, bo wiem, że oni nie mogą patrzeć wprost na kobietę, więc nie chciałam ich kłopotać.
    Jeśli chodzi o Hebron, to inicjatywa okupacji była po stronie Żydów ortodoksyjnych.
    Ale faktycznie wojsko stara się utrzymać spokój i oddzielić agresywnych Żydów od agresywnych Palestyńczyków.
    Terroryzmu palestyńskiego na szczęście nie spotkałam w ogóle. A moja córka, która tam już jest dość długo, też nie.
    Uważam, że straszenie świata beduinami, którzy strzelają do biednych żydowskich osadników jest nadużyciem.
    Owszem zdarzają się akty terrorystyczne, szczególnie oszalałych z bólu ludzi, ale droga do ich zaprzestanie nie wiedzie przez zasypywanie studni i muru zamykającego Gazę w więzieniu.
    D

  • avatar

    Ksawery Stojda

    16 lutego 2012 at 12:20

    Nigdy nie byłem ani w Gazie, ani na Zachodnim Brzegu – z terenów zamieszkałych przez Arabów widziałem wyłącznie Wschodnią Jerozolimę i jedyni Palestyńczycy jakich spotkałem (poza sprzedawcą w sklepiku, czy kelnerem) byli zupełnie zeuropeizowani – dziewczyny w dżinsach i bluzkach z głębokim dekoltem, studiujące w Instytucie Weizmanna, chodzące na piwo z ze studentami Żydami. Obywatele państwa Izrael – zachowujący się tak samo jak Żydzi i równie jak Żydzi przerażeni bombami, które właśnie wtedy zaczęły wybuchać.
    Kobiety chodzące po ulicy w burkach i czadorach traktowałem jako folklor tego samego typu, co Żydów w chałatach.
    Terroryzmu bezpośrednio też nie spotkałem, ale tydzień przed moją wizytą w Jerozolimie wybuchła bomba w autobusie, zabijając kilkanaście osób i miasto jeszcze tym żyło. Zupełnie też nie dziwię się, że izraelska policja i wojsko mnie (wysokiego blondyna) przepuszczała wszędzie bez żadnej kontroli, ale Arabowi niosącemu wypchany plecak ten plecak rewidowała. Nie ma potrzeby kontrolować turystów z Europy. To nie oni podkładają bomby.
    Trudno mi komentować zasadność zasypywania studni w konkretnym przypadku – nie znam całej otoczki. Ale budowę muru doskonale rozumiem. Naprawdę, czułbym się bezpieczniej, gdyby między mną a terenem rządzonym przez Hamas stała umocniona i ściśle kontrolowana granica.

Dodaj komentarz