Jeszcze kilka słów o habits. Znowu miałam okazję przekonać się o ich sile.
Jeżdżę na nartach od dzieciństwa. Uczono mnie jeszcze starej szkoły jazdy, tak zwanej austriackiej, w której przy skręcie istotna jest operacja kijkami. Przez wiele lat nie robiłam już większych postępów w technice zjazdu, ale również nie prosiłam o radę żadnego instruktora. Przyjaciele sugerowali mi, abym jeździła bardziej płynnie, ale nie udawało mi się wiele zmienić w stylu jazdy.
Tym razem Jacek poradził mi, abym spróbowała jeździć bez kijków. Na początku wątpiłam, czy mi się w ogóle taka jazda uda, bo tak zwane „zabijanie” kijków było ważnym elementem mojej techniki. Ale jednak zostawiłam te kijki i oczywiście okazało się, że jest mi znacznie łatwiej i skręty wychodzą płynnie. Nawet w trudnych warunkach dawałam sobie radę znacznie lepiej.
Pomyślałam o habit, nawyku, który był elementem techniki mojej jazdy, a który nie pozwalał mi jej doskonalić. Jedna zmiana – odrzucenie kijków dała takie widoczne postępy! Dlaczego nie przychodziło mi wcześniej na myśl, aby to zrobić? Powstrzymywał mnie habit! Tak mnie nauczono w dzieciństwie i operacja kijkami przy skręcie stała się moim nawykiem.
Tak może być też z innymi nawykami. Nawet pewnie nie zdajemy sobie sprawy, że one nas ograniczają. Dlaczego nie zadajemy sobie pytania – jak by było bez nich? Pewnie dlatego, że sprawdzanie, które z nich są pożyteczne, a które nie, jest ryzykowne. Wygodniej i bezpieczniej jest pielęgnować nawyki, a przynajmniej żyć z nimi w zgodzie. One dają nam gwarancje, że jeśli do tej pory się udawało, to dalej też tak będzie. Odrzucenie nawyku niesie za sobą ryzyko (jak przy każdej zmianie), że może być gorzej.
Trudno zresztą poddawać próbie wszystkie nasze nawyki, przecież życie składa się z nawyków, do których przywykliśmy. Odrzucenie niektórych może skończyć się tragicznie. Czasami jednak życie daje nam szansę porzucenia jakiegoś habit i okazuje się, że bez niego jest znacznie lepiej. Tyle że w pewnym momencie trzeba zaryzykować i liczyć się, jeśli nie z porażką, to na pewno przez jakiś czas z pewną niewygodą…
Mnie się z kijkami udało, bo moja jazda od razu była lepsza, ale gdybym napotkała trudności, pewnie zaraz bym wróciła do kijków, uznając, że jazda bez nich nie ma sensu.
Zastanawiam się, co może pomóc w porzuceniu złych habits? Na pewno gotowość do zmian i podejmowania ryzyka, wytrwałość, otwartość na korzystanie z przykładów innych. To ostanie polega na bacznym obserwowaniu doświadczeń innych, rozmowach i dyskusjach. Prawdopodobnie gdybym nie widziała innych jeżdżących bez kijków, nie odważyłabym się na próbę. Może w innych dziedzinach uda mi się też zostawić kijki i jeździć lepiej?
9 komentarzy
Andrzej
15 marca 2010 at 21:46Kiedyś praca kijkami była potrzebna, żeby odciążyć narty przy przestawianiu ich na stoku. Teraz narty wykonują swój zaprogramowany skręt po zakrawędziowaniu. A do tego kijki nie są potrzebne! Mało tego, ten wyrobiony kiedyś nawyk przeszkadza, gdy jeździmy na nartach carvingowych. Skostniałe nawyki i przyzwyczajenia powodują, że odstajemy od innych w zmieniającym się świecie. Obserwujmy i starajmy się zrozumieć zmiany, które wokół nas zachodzą, bo opierając się tylko na swoich nawykach możemy popaść w niebezpieczne rutyniarstwo. Zgadzam się z Panią. Nie bójmy się ryzykować. To może się opłacić…
Danusia
16 marca 2010 at 10:06Faktycznie, zmieniła się technika jazdy i sprzęt też. Przesiadłam się na krótkie (dość) narty carvingowe. Ale nawyk mnie trzymał przy starej technice. Przypadek spowodował, że porzuciłam kijki.
Ciekawe, ile jeszcze mam takich nawyków. I ile takich grasuje po ludziach.
A może tak, jak na nartach, tak samo w życiu – narty same już skręcają?
D
AgaD
16 marca 2010 at 16:09A może dobrym nawykiem byłby nawyk systematycznej weryfikacji własnych nawyków…
Kulka
18 marca 2010 at 18:41Ale też dlatego jeździmy z kijkami, że boimy się je pozostawić – przydają się w kolejce do wyciągu, przy innych czynnościach niezwiązanych z jazdą. Przynajmniej tak się wydaje :). I dlatego je ze sobą taszczę, choć mam poczucie, że raczej jazda z nimi jest bardziej niebezpieczna…
I tak samo z nawykami – bezpiecznie się z nimi czujemy. A tak – jeszcze wjadę komuś na narty w kolejce i będzie wstyd…
Pozdrawiam
Magda
Beata
18 marca 2010 at 21:06Jestem bardzo początkującą osobą jeżdżącą na nartach, Wydawało mi się, że kijki są bardzo potrzebne. Im jednak dłużej jeżdżę i nabieram wprawy, to kijki są właściwie tak z boku. Mało z nich korzystam na stoku. Jednak czasami przydają się, gdy trzeba stanąć i zdjąć rękawice można założyć je na kijkach;))
Może i tak jest z naszymi nawykami? Czasami się przydają. Jednak warto nad nimi pracować (z nimi). Nawyki można zmieniać a narzędzia zostają(kijki). I wprowadzamy zmiany, również w naszej pracy. Korzystajmy ze sprawdzonych narzędzi ale z nowymi sposobami, może?
Beata
Danuta Sterna
18 marca 2010 at 21:43Beato
Rozśmieszyła mnie, ta wspaniała możliwość założenia rękawiczek na kijki. Ciekawe, czy jeśli byśmy mieli ugruntowany nawyk używania tylko jednej nogi, to czy byśmy skakali tylko?
A więc kijki precz. Może jeszcze coś?????
D
Danuta Sterna
18 marca 2010 at 21:39Kulko
Właśnie to jest zadziwiające, że te kijki zaczęły mi przeszkadzać. Byłam przekonana, że są konieczne, a tu….
Zresztą, jak się wjedzie w kogoś z kijkiem w ręku, to mu można coś uszkodzić, a bez to tylko przyjemne stuknięcie brzuszkiem.
D
Mirka
19 marca 2010 at 20:06Ja mam nawyk czytania. Lubię czytać. Sprawia mi to przyjemność, dlatego np. nie korzystam z wiadomości internetowych podawanych w postaci filmików (zamiast tekstu, gadające głowy), nawet wywiady wolę czytać.
Moi uczniowie kochają filmiki, obrazki i klikanie. Nie lubią czytać. Nie mają takiego nawyku.
Chciałabym, aby mój nawyk można było na chwilę odstawić, jak te kijki. Poczuć, jak to jest na stoku bez kijków. Może wtedy lepiej potrafiłabym zrozumieć uczniów, ich tok myślenia.
Danusia
20 marca 2010 at 11:32Mirko
Na szczęście, że mamy tez jakieś nawyki. Co by było, gdybyśmy np porzucili nawyk oddychania?
Pewne z nich warto pielęgnować.
D