Wiadomo, że gdy rodzice angażują się w naukę dziecka, osiąga ono lepsze wyniki. Obecnie rodzice starają się coraz aktywniej uczestniczyć w sprawach szkolnych. Dla nauczycieli jest to często wyzwaniem, bo oznacza więcej trudnych rozmów z rodzicami. Nawet wtedy, gdy wszystkie strony chcą dobrze, i tak w relacji mogą pojawiać się emocje i nieporozumienia.
Przedstawię 10 wskazówek, jak organizować takie spotkanie z rodzicami ucznia, aby było ono efektywniejsze i łatwiejsze dla obu stron.
14 maja 2019 roku odbyło się kolejne zdalne spotkanie Refleksyjnych Nauczycieli (RN), podczas którego dyskutowaliśmy nad tymi wskazówkami i wymienialiśmy doświadczenia. Na bieżąco spisałam kilka naszych przemyśleń – kursywą.
- Szybki i stały kontakt.
Najczęściej problemy, którymi nauczyciel chce się podzielić z rodzicami, dotyczą zachowania dziecka w szkole. Zamiast czekać na zbliżające się spotkanie z rodzicami, można napisać do nich e-mail lub zadzwonić. Gdy rodzice przyzwyczają się do takich kontaktów, nie będą one dla nich zaskoczeniem i będą mieli poczucie czuwania nad rozwojem dziecka. Wtedy też sprawy szkolne nie będą „urastać” do wielkich rozmiarów, zanim rodzice i nauczyciel spotkają się w szkole.
Ten punkt zdaniem Refleksyjnych Nauczycieli (RN) był jednym z najważniejszych. Jak zorganizować takie kontakty? RN podali co najmniej trzy sposoby: stała korespondencja poprzez dziennik elektroniczny, kontakty telefoniczne oraz stałe dyżury nauczyciela. RN zauważyli, że warto taki szybki kontakt określić w czasie, aby jedna osoba nie zajęła za dużo czasu.
- Ustalić czas spotkania i jego cel.
Obie strony, to znaczy rodzice i nauczyciel, muszą wiedzieć, ile czasu potrwa spotkanie i co będzie jego przedmiotem. Warto zapytać wcześniej, czy rodzice chcą poruszyć w czasie rozmowy jakieś dodatkowe sprawy. Można o to zapytać poprzez dzienniczek ucznia, albo poprosić o maila, czy telefon w tej sprawie. Tak ustalone zasady spotkania są dla obu stron potrzebne i dają rodzicom poczucie bycia „zaopiekowanymi” przez nauczyciela ich dziecka.
W tej sprawie RN zauważyli, że warto na początku współpracy z rodzicami określić zasady tej współpracy, czyli kiedy i w jakich sprawach będą rodzice i nauczyciel się ze sobą kontaktować. Szczególnie ważne jest ustalenie czasu przeznaczonego na rozmowę, aby nie tracić go na zbędne tematy. Zaproponowano, aby ustalać wcześniej przed spotkaniem tematykę (cel) spotkania i informować o tym rodziców przed spotkaniem.
- Zacząć od czegoś pozytywnego.
Warto zacząć rozmowę od czegoś pozytywnego, co przyczyni się do tego, że atmosfera spotkania będzie mniej napięta, łatwiej będzie przyjąć i przedyskutować naświetlone problemy. Dla rodziców bardzo ważne jest, aby nauczyciel widział też pozytywne cechy ich dziecka. Bardzo dobrym ćwiczeniem dla nauczyciela jest odnajdywanie dobrych stron w każdym uczniu, co wymaga wnikliwego przyjrzenia się każdemu dziecku i odkryciu jego ukrytych talentów.
RN podkreślali wagę tej wskazówki. Nie można komunikować jedynie pretensji i uwag w stosunku do ucznia. Rozpoczynanie od pozytywów nadaje dobry nastrój rozmowie.
- Zrozumieć rodzica.
Nauczyciele często sądzą, że spotkanie z rodzicami służy temu, aby mogli przekazać rodzicom uwagi o ich dziecku. Jednak spotkanie powinno być głównie po to, aby dziecku pomóc. Warto, aby nauczyciel najpierw poznał perspektywę rodzica, a może zrobić uważnie go słuchając. Nauczyciel może nie wiedzieć i przeważnie nie wie wszystkiego o dziecku. Rodzice znają je lepiej i z zupełnie innej, nie szkolnej strony. Dlatego warto posłuchać, co mówią rodzice, choć może to być trudne doświadczenie: uważnie słuchać i nie przerywać.
Okazało się, że ta wskazówka jest najważniejsza dla RN. Zauważyliśmy, że zmieniają się wymagania rodzica wobec szkoły i trzeba je znać, aby spotkanie przyniosło efekty.
- Włączyć ucznia.
Na spotkanie z rodzicem można zaprosić także samego ucznia. Gdy w rozmowie są obecne trzy różne perspektywy, wiele błędnych koncepcji ma szansę się wyjaśnić. Pomaga to wyklarować sytuacje i poznać się wzajemnie.
Jeśli zaproszenie ucznia jest niemożliwe, można zadbać o to, aby uczeń wiedział, czego dotyczy spotkanie nauczyciela z rodzicem oraz jakie ustalenia i działania zostały podjęte. Niedobrze, gdy uczeń odbiera rozmowy dorosłych jako toczone poza jego plecami lub uważa, że go nie dotyczą.
W tej sprawie na spotkaniu RN padła propozycja organizowania spotkania, podczas którego uczniowie wyjaśniają rodzicom – czego się nauczyli. Takie spotkanie powinno być wcześniej przygotowane i rozpisane na role. Kilku RN postanowiło wypróbować taki system spotkań.
RN zaproponowali również spotkania z rodzicami i uczniami poza szkołą (np. spływ kajakowy), podczas którego można swobodnie porozmawiać.
- Szukać dróg wyjścia i współpracy.
Nauczyciel nie powinien zbytnio okazywać emocji, ale powinien być wrażliwy na problemy dziecka i rodziny. Atak na rodziców ze strony nauczyciela zwykle owocuje złymi efektami.
Kiedy rodzic poczuje, że nauczycielowi zależy na współpracy i rozwiązaniu problemu, to zaczyna z nauczycielem współpracować.
- Nie pozwolić się sprowokować.
Jeśli rodzice reagują obronnie, a nawet agresywnie, nauczyciel musi zachować spokój, nie okazywać gniewu i silnych emocji. Nie powinien także sam reagować obronnie na atak.
Najlepiej działa omówienie problemu i możliwych konsekwencji oraz szukanie wyjścia z sytuacji. Pomocne jest wysłuchanie propozycji rozwiązania problemu wysuwanych przez rodziców.
- Gdy emocje biorą górę.
Jeśli emocje nie dają się opanować, warto przenieść spotkanie na inny termin, by dać wszystkim czas na przemyślenie sytuacji. Odłożenie sprawy często daje dobre efekty, zaś podejmowanie decyzji w emocjach zazwyczaj nie jest dobre. Można także zaproponować korespondencję pisemną, która zwykle studzi emocje. Na następne spotkanie warto przygotować sposoby prowadzące do rozwiązania problemu i przesłać je wcześniej rodzicom do rozważenia i wyboru. W kontaktach w atakującym rodzicem, nauczyciel powinien stale pamiętać, że chodzi o dobro dziecka, a nie o komfort jego własny lub rodzica.
RN podkreślali wagę tej wskazówki. Emocje trzeba trzymać na wodzy.
- Uczeń bez wsparcia rodzinnego.
Bywają takie sytuacje, że uczeń nie ma oparcia w rodzicach czy opiekunach i nie się oni kontaktują ze szkołą. Jeśli nie udaje się zaprosić rodziców na rozmowę, trzeba rozwiązywać problemy z samym uczniem. Rozmawiać o sposobach poprawy i szukać rozwiązań. Tu bardzo przydatne może być stworzenie kontraktu. Kontrakt jednak często jest źle rozumiany, na przykład jako spis obowiązków ucznia, a powinien zawierać zarówno zobowiązania ucznia, jak i szkoły.
- Dobro dziecka.
Najważniejsza sprawa, to kierowanie się dobrem dziecka i chęcią udzielenia mu pomocy i wsparcia na drodze jego rozwoju.
Nauczyciele, którzy nie tracą tego celu z oczu, pozostają w pamięci uczniów i ich rodziców na długo.
Ten punkt został uznany przez RN za zbierający wszystkie pozostałe. Jeśli uda się tę wskazówkę stosować, to pozostałe same naturalnie się wypełnią.
Na początku spotkania RN mówiliśmy o naszych udanych spotkaniach z rodzicami. Okazało się, że dzieci uczestników spotkania w większości uczą się w szkołach, gdzie ich rodzice są nauczycielami. Dlatego kontakty nauczyciela z rodzicami są naturalne, częste i dogodne w każdym momencie. Sytuacja się jednak zmienia, gdy nauczyciel jest zwykłym rodzicem w innej szkole. Czyli, jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
- Wpis jest inspirowany artykułem nauczycielki matematyki Kendry LeRoy z Południowej Indianyz 12 marca 2019 r.
https://www.smartbrief.com/original/2019/03/5-ways-manage-difficult-parent-conferences
- Spotkania RN odbywają się raz w miesiącu w ramach programu Szkoły Uczącej Się.
17 komentarzy
Essi
20 marca 2019 at 13:21I wszystko wydaje się proste… 🙂
Anka
20 marca 2019 at 13:24Tylko jak poradziłyby sobie uczelnię, które na pierwszy rok przyjęłyby wszystkich chętnych. Medycyna z 1000 studentów na pierwszym roku?
Mamma
20 marca 2019 at 15:58Moją uwagę przykuło w szczególności stwierdzenie: „Każdy nauczyciel chce dobrze uczyć (…)”. O, jak bardzo chciałabym w to wierzyć!
Ze swoich szkolnych lat wspominam z sentymentem wspaniałych, zaangażowanych nauczycieli, którzy spotykali się popołudniami ze swoimi uczniami, by jak najlepiej przygotowywać podopiecznych do konkursów przedmiotowych. Pani od fizyki uczyła trójkę olimpijczyków przy herbatce we własnym salonie (!), bo akurat wszystkim nam było tu bliżej niż do szkoły. Ci nauczyciele naprawdę byli motorem napędowym mojej podróży przez edukację.
Ten gatunek pedagoga w dzisiejszych czasach jest – obawiam się – na wyginięciu… Mój syn kończy w tym roku edukację w szkole podstawowej i najbardziej gorzkie refleksje mam właśnie odnośnie stale zmniejszającego się zaangażowania nauczycieli w pracę. Mamy tu pedagoga, który idąc na lekcje, nie zawsze wie z którą klasą ma te zajęcia przeprowadzić. Albo panią, która zanim zacznie zajęcia musi sobie pobrylować w klasie i pomoralizować młodzież przez „jedyne” 20 min.
Powołując się na dane przytaczane na antenie 1. Prog. Polskiego Radia przez prezesa fundacji „Rodzice Szkole”, ok. 30% nauczycieli w naszym kraju to doskonali pedagodzy, kolejnych 30% to nauczyciele przeciętni, a pozostała część… nie powinna pracować w tym zawodzie…
Cóż, nie zawsze „chcieć” znaczy „móc, umieć, potrafić”, ale najgorszym jest „nie chcieć” wcale…
Pozdrawiam.
Marta
20 marca 2019 at 16:10W pełni się z Panią zgadzam. Otaczający nas świat wystarczająco segreguje ludzi na lepszych i gorszych, niejednokrotnie nie podając wskaźników lepszości/gorszości … dlatego szkoła powinna rozwijać, kształtować, uczyć dla wyższych idei niż egzamin, który w ostatecznym rozrachunku nie uczy niczego prócz strachu, kombinowania i niedbalstwa, bo w szkolnej rzeczywistości zawsze brakuje czasu na wszystko, co istotne.
Anna
20 marca 2019 at 16:34Mnie Pani nie musiała przekonywać. Choć nie jestem pedagogiem, to od dawna jestem dokładnie tego samego zdania. Niestety spotykam się w związku z tym z dużą krytyką i niezrozumieniem ze strony rodziców. Zwłaszcza Pani adnotacje do punktu trzeciego są niezwykle ważne i absolutnie się z nimi zgadzam. Jednak w Polsce wciąż panuje nacisk na tzw.lepsze szkoły. Przyznam, że ciężko ludziom wytłumaczyć, że tylko od chęci i wyników naszych dzieci zależy, czy szkoła będzie mieć tzw. wysoki poziom. Sądzę, że jest pewna grupa rodziców i nauczycieli, którzy uważają podobnie tylko pytanie brzmi, jak do tego przekonać innych i jak takie zmiany wprowadzić w życie.
Wacław
21 marca 2019 at 07:30W kwestii lepszej szkoły … jako że syn pisze maturę w tym roku … jego koleżanka z jednego z lepszych liceów w stolicy chciała pisać matmę rozszerzoną . Pani który uważa się za nauczyciela , nie chce jej dopuścić do rozszerzonej matury bo twierdzi że jest za słaba … i obniży poziom szkoły. !!! KURTYNA !!!
Agnieszka
20 marca 2019 at 16:36Pani Danuto, pozwolę sobie wyrazić moją opinię w oparciu o spostrzeżenia i własne doświadczenie- zaznaczam jednak, że ekspertką edukacyjną nie jestem.
Ad 1. Zgadzam się, że nie pomagamy się dzieciom rozwijać w tak skonstruowanym systemie, ale czy lekcje nie są obecnie nudne??- ile procent nauczycieli, chce realizować, owszem narzucony program, w sposób nieszablonowy, ciekawy- max 30 % – smutne, ale nie jest to niewykonalne- niektórzy potrafią (te 30%).
Wyobraża sobie Pani szkołę, w której nie realizuje się programu?, a każde dziecko traktuje się indywidualnie, gdyż niewątpliwie każde jest inne (inne zainteresowania, inna percepcja, inna wrażliwość itp). Ja osobiście nie wyobrażam sobie wówczas lamentu nauczycieli.
Kary i nagrody- nie jesteśmy robotami, za wszystko co robimy od najmłodszych lat oczekujemy aprobaty (nagrody) i to nas motywuje do działania – czy jak będziemy klaskać maluszkowi, który stawia pierwsze kroczki, to go zachęcimy czy zniechęcimy? „Kara (w dorosłym życiu porażka)” natomiast jest informacją zwrotną , sygnałem do doskonalenia się, udoskonalenia czegoś- zniechęca nas czy zachęca do działania?…zależy od przekazu, od mądrości tych co te „kary: dają.
Ad 2. Sądzę, że rodzice a tym bardziej dzieci, nie zastanawiają się ILE POWINNY się nauczyć… od tego jest wyszkolona kadra pedagogów, psychologów- osób, którym powierzamy edukacje naszych dzieci ( proszę nie mylić z wychowaniem), są specjalistami w badaniu rozwoju dzieci(w co mocno wierzymy), ich możliwości na każdym etapie, to pedagodzy powinni nie powielać schematów a tworzyć je na nowo, aby dostosować je do zmieniającego się społeczeństwa ( mówię o szkole podstawowej szczególnie).
Egzamin z przygotowanych pytań- to nie rozsądne ( z łac. examen- badanie- to tez informacja zwrotna), wyobraża sobie Pani „odtwórczy tłum „- który oczywiście jest pracowity i się nauczył- ale wszystko co wybiega poza regułkę ( poza to co wyuczył się na pamięć) nie ogarnia, nie umie konstruktywnie myśleć, wychodzić poza granice, szukać rozwiązań na bazie (tylko na bazie) zdobytej wiedzy, nie powielać… czekałaby nas przyszłość szablonów i robotów.
Faktycznie, ktoś kto nie umie samodzielnie myśleć, mógłby mieć problem zdania egzaminu z wyuczonych pytań- jakby miał gorszy dzień.
Ad 3. „lepsza szkoła” szkoła, w której jest możliwość przebywania z dziećmi, które są na podobnym poziomie intelektualnym- z podobnym poziomem wiedzy zdobytej, z podobnymi zainteresowaniami. Owszem, nauczyciele mogą sprawniej realizować „program”, „bawić się nauką”, czy są tam lepsi nauczyciele???- proszę sobie na to odpowiedzieć samemu- każdy nauczyciel, chyba może do takiej szkoły aplikować.
Dlaczego Pani zakłada, że to kasta dzieci i rodziców??? skoro dostały się tam dzieci na podstawie niezależnych egzaminów- wszyscy takie egzaminy pisali i wszyscy mieli – patrząc na dzisiejszy system- 8 lat na przygotowanie się do nich- nie są z lepszych rodzin (w zasadzie nie wiem co to znaczy w Pani przekazie- wykształconych, zamożnych???).
Pozwolę sobie zacytować:
„Co daje „gorsza” szkoła? W niej uczeń ma większe szanse wziąć odpowiedzialność za swój proces uczenia się, może sam sterować swoim uczeniem się, a taka umiejętność jest bardzo przydatna w dorosłym życiu. Uczeń ma też szansę na sukces i na docenienie przez nauczyciela. W „gorszej szkole” nauczyciel spotykający chętnego do nauki ucznia jest nim zachwycony i pomaga mu jak może.”
to jest niesprawiedliwe- ta „gorsza szkoła” to właśnie jest podstawowa- różny poziom, problemy z tym związane, hamowanie zdolniejszych, siłowe podciąganie słabszych- jednym słowem „uśrednianie” , nieszczęśliwe dzieci i niezadowoleni nauczyciele. A najbardziej okropne jest TO FAWORYZOWANIE- skupianie się na jednym uczniu -nie mamy nauczania indywidualnego!-i znowu powtórzyć to w szkole średniej- jak będą się czuły inne dzieci, znowu jak w szkole podstawowej 🙁
Ad 4.
W tym punkcie się z Panią w ogóle nie zgodzę- Państwowe uczelnie miejsc nie mają i dostać się na nie nie jest łatwo ( mówię o tych niepłatnych) TU TRZEBA SIĘ UCZYĆ, ale prywatne szkoły za czesne przyjmują wszystkich, zapłacisz idziesz dalej..oby nas tacy lekarze nie leczyli 🙂
zacytuję jeszcze;
„Moim zdaniem można byłoby przyjąć wszystkich chętnych na pierwszy rok studiów, dać im szansę, a po pierwszym roku zdecydować, kto może dalej studiować. ” – czyli przeegzaminować???? bez sensu zupełnie.
Wstępując w progi szkoły – wszyscy mamy równe szanse, a życie ( już od etapu szkolnego) powoli weryfikuje, na szczyt muszą dotrzeć tylko najlepsi, najwytrwalsi- SPECJALIŚCI- ale… UWAGA- są różne szczyty- można być lekarzem, prawnikiem, stolarzem, mechanikiem, nauczycielem, przedsiębiorcą itd. WSZYSCY JESTEŚMY POTRZEBNI- lata szkoły tylko zweryfikują do czego się nadajemy- i o to chodzi, dążymy do maksimum – każdy chce i ma być spełniony w tym co robi- reasumując, pomyślałam akurat o STRAJKU NAUCZYCIELI- chyba o to walczą chcą być spełnieni we własnym zawodzie- jeśli chodzi tylko o kasę… to w zasadzie mogą poszukać innej pracy.
Nie oznacza to jednak, że popieram w 100% ten strajk 🙂
Przepraszam, jeżeli w czymś Panią uraziłam- to nie był mój zamiar. Niebywale trudno jest podjąć rozmowę, wyrażając swoją subiektywną opinię, ale sądzę, że powinniśmy rozmawiać rozmawiać rozmawiać- jest wtedy wielka moc i możliwość wypracowania optymalnych rozwiązań.
nauczycielka z pokaźnym stażem
20 marca 2019 at 17:21Zgadzam się z autorką artykułu w każdym poruszanym przez nią aspekcie. Uważam również, że ocenianie uczniów w klasie pierwszej, na samym starcie ich edukacyjnej przygody jest nieporozumieniem i wymogiem narzuconym przez system. Rzetelna diagnoza końcowa oraz obserwacje prowadzone przez nauczycieli, jak też ocenianie kształtujące byłoby bardziej trafnym narzędziem.
Kala
20 marca 2019 at 22:52Mam dokładnie takie samo zdanie. W tym roku egzamin osmoklasisty zdaje mój syn, a maturę córka… Stres jest ogromny.. Przede wszystkim o przyszłość… Groźba strajku w ogóle mnie nie martwi. Mam nadzieję, że nasze starania coś dadzą😊
Olga
21 marca 2019 at 13:06Tak, to są właśnie absurdy polskiego systemu edukacji. Niszczymy w ten sposób nasze najważniejsze dobro narodowe talenty naszych dzieci działając na szkodę przyszłości Polski.
Żaneta
21 marca 2019 at 20:23Uważam, że jeżeli zaproponujemy uczniom naukę, która ich interesuje. Pozwolimy dzieciom poznawać a nie ograniczać, otworzymy ich uszy, oczy wszystkie zmysły to będą mieć motywację. Mózg lubi myśleć szukać dociekać rozwiązywać, takie są dzieci. Egzaminy wprowadzają stres, hamują poznanie zmuszają do zakuwania. Z wieloletniego doświadczenia znam mnóstwo dzieciaków ze średnią 5,5 i nerwicą. I takich, którzy piekielnie zdolni ale nie wpisali się w system szkolny. Co możemy powiedzieć o uczniu na podstawie wycinka wiedzy egzaminacyjnej w wieku najbardziej rozchwianego emocjonalnie. Uważam, że uczniowie nie powinni być oceniani do około 15 roku życia. Cenniejsze jest gdy uczeń będzie świadomy co umie czego nie wie i gdzie szukać wskazówek. Jestem mamą i nauczycielem i widzę że musimy coś zrobić musimy zmienić nasze myślenie o edukacji o nauczaniu.
Piotr
23 marca 2019 at 21:05Czy pracowała Pani kiedykolwiek w szkole, żeby wierzyć w to co Pani proponuje? Może zaproponujemy też rezygnację z egzaminu na prawo jazdy itp. Uważam, że w życiu jest nieporównywalnie więcej sytuacji stresowych niż zdawanie egzaminu. Wyniki egzaminu pokazują mi moje miejsce w szeregu. Być może brutalnie ale prawdziwie. Czy chcielibyście państwo być leczeni przez lekarzy niedouczonych? Szanowni państwo, to że chciałbym być lekarzem to trochę za mało żeby nim faktycznie być.
Jarek
24 marca 2019 at 23:57Zdumiewająca opinia i zdumiewające komentarze. Po pierwsze chciałbym się odnieść do komentarza rodzica, którego dzieci zdają egzaminy w tym roku. Co się stanie drogi rodzicu jak wyniki egzaminu Twoich pociech będę niezadawalające? Nie dostaną się do tych zakwestionowanych i skrytykowanych przez Ciebie LEPSZYCH SZKÓŁ? Na Politechnikę egzamin z języka polskiego liczy się maksymalnie w około 2 %. Nie rozumiem zupełnie na jakiej podstawie najlepiej do 20 roku życia w jednej szkole (a nawet klasie) tej ulepszonej po „Pani reformie” miałby się uczyć zarówno przyszły lekarz, prawnik, inżynier, elektryk czy informatyk? I to niby miałoby napędzić polską edukację. To trochę tak jakby do 20 roku życia jednocześnie trenowali przyszli siatkarze, piłkarze, skoczkowie, wioślarze czy pływacy. No tak super byłoby gdyby mojemu dziecku udało się dostać do grupy 1000 studentów medycyny(oczywiście mam na myśli jedną uczelnię). Tylko proszę mi powiedzieć kto zapłaci za 800 pomyłek po roku? Kto mi odda pieniądze za wadliwie podjętą decyzję przez moje dziecko? Sama sobie Pani trochę przeczy podając przykład słabszego dziecka, które męczy się w „dobrej” szkole. Kto mu broni przenieść się do innej gorszej – lepszej szkoły? Kolejna sprawa to okrojenie materiału maturalnego do pewnego zakresu tzn jakiego dwóch działów np z biologii? Jest podstawa programowa, którą nauczyciel ma obowiązek zrealizować. I tu właśnie wychodzi zasadność rekrutacji po nowej szkole podstawowej. Dzięki odpowiedniemu wyborowi szkoły można podstawę programową zrealizować na poziomie, który wystarczy w przyszłości danemu uczniowi. Lepsza szkoła to ta do której chodzą zdolniejsi uczniowie wg mojej opinii. Nie wiem skąd się wzięło odniesienie do lepszego środowiska itp. Nie zgodzę się zupełnie ze stwierdzeniem, że w lepszej szkole nauczyciele mają łatwiej. Absolutnie nie mają łatwiej, ponieważ uczniowie w tych szkołach są bardzo wymagający, mając nierzadko większa wiedzę od i tak super wykształconych nauczycieli z tych szkół. Uczeń piszący maturę w wieku 19-20 lat powinien umieć zapanować nad własnym stresem. Jeśli takiej umiejętności nie posiadł to jakie będą konsekwencje, gdyby skończył studia medyczne i zestresowałby się podczas operacji ratującej życie pacjenta? Gdyby w ZUSie ktoś zestresowany źle naliczyłby nam emeryturę itp. Współczuję dziecku, które przy średniej ocen 5.5 tak bardzo stresuje się.
Anna
16 maja 2019 at 12:37Jako mama jednego skrytego, a jednego małego dziecka bardzo doceniam każdą wiadomość od nauczycieli. Szczególnie wdzięczna jestem nauczycielce z przedszkola, która co miesiąc pisze do rodziców o tym, jakim tematem się zajmują i jakie aktywności planują. Czuję się dzięki temu włączona w życie grupy, wiem, o czym rozmawiać z córką, z jej nauczycielkami, z innymi rodzicami.
Mam też w tym temacie doświadczenia z zagranicy, kiedy córka uczyła się w zerówce w USA. Tam rodzice otrzymywali w każdy poniedziałek „gazetkę” na dwustronnie zadrukowanej kartce A4, gdzie wymienione były zagadnienia, które dzieci poznają w danym tygodniu z matematyki, języka, przyrody, razem z pracą domową do wykonania z rodziną w ciągu tego tygodnia, przy czym zadania to były raczej zabawy dla dziecka i rodzica/rodzeństwa. Było to więc włączenie rodziców w naukę dziecka na całego.
dsterna
16 maja 2019 at 14:20To bardzo ważny głos od strony rodzica. Rodzice czekają na wszelkie informacje.
Anna
16 maja 2019 at 12:37Jako mama jednego skrytego, a jednego małego dziecka bardzo doceniam każdą wiadomość od nauczycieli. Szczególnie wdzięczna jestem nauczycielce z przedszkola, która co miesiąc pisze do rodziców o tym, jakim tematem się zajmują i jakie aktywności planują. Czuję się dzięki temu włączona w życie grupy, wiem, o czym rozmawiać z córką, z jej nauczycielkami, z innymi rodzicami.
Mam też w tym temacie doświadczenia z zagranicy, kiedy córka uczyła się w zerówce w USA. Tam rodzice otrzymywali w każdy poniedziałek „gazetkę” na dwustronnie zadrukowanej kartce A4, gdzie wymienione były zagadnienia, które dzieci poznają w danym tygodniu z matematyki, języka, przyrody, razem z pracą domową do wykonania z rodziną w ciągu tego tygodnia, przy czym zadania to były raczej zabawy dla dziecka i rodzica/rodzeństwa. Było to więc włączenie rodziców w naukę dziecka na całego.
dsterna
16 maja 2019 at 14:20To bardzo ważny głos od strony rodzica. Rodzice czekają na wszelkie informacje.