W Gazecie Wyborczej z poniedziałku 31 maja 2010 ukazał się reportaż Magdaleny Dubrowskiej – Razem dla Maxa w ulicznym marszu. Bardzo dobrze, że o marszu się pisze. Szłam w demonstracji i uważam, że trzeba mówić i pisać o tej sprawie. Ale w artykule jest jedno zdanie, z którym się nie zgadzam: Wszyscy skandowali w stronę policjantów otaczających demonstrację: „Policja! Policja! Ma krew na rękach!”. Otóż nie wszyscy! Ja nie skandowałam.
Powody, dla których ja uczestniczyłam w demonstracji były inne. Piszę o tym dlatego, że dla mnie, która uważam demonstracje za właściwy sposób wyrażania opinii, jest to ważna sprawa. Hasło, które przyświeca danej demonstracji przeważnie nie odzwierciedla pobudek wszystkich ludzi biorących w niej udział. Niektórzy mają swoje hasła na transparentach, niektórzy wyrażają je głośno, ale nie wszyscy są jednakowego zdania. Warto więc uważać na słowa. Warto unikać niebezpiecznych uogólnień.
Dla mnie ta demonstracja była przeciwko rasizmowi, oznaczała jedność z emigrantami. Polska przecież jest także ich krajem. Chciałabym, aby czuli się u nas bezpieczni i bez poczucia, że mieszkając tutaj działają wbrew prawu. Nie widzę żadnego powodu, dla którego ja sama mam być traktowana lepiej niż każdy z nich. To nie moja zasługa, że urodziłam się w wolnym bogatym kraju. Choć gdy się urodziłam nie był on wolny. Wielu moich rodaków zostało w przeszłości przyjętych przez inne kraje. I to byli zarówno ci, którzy poszukiwali wolności, jak i ci, którzy uciekali od nędzy. Szybko zapomnieliśmy o tym czasie, kiedy szukaliśmy pomocy poza granicami naszej komunistycznej ojczyzny…
W tej ostatniej ulicznej demonstracji nie szłam więc przeciwko policji, a już na pewno –nie przeciwko jej funkcjonariuszom. Tak jak w demonstracji – Stop wojnie nie jestem przeciwko żołnierzowi walczącemu na froncie. Ja jestem przeciwko decyzji – WOJNA, podjętej przez moje władze.
Powinniśmy wiedzieć, że demonstrujący mają własne pobudki i mają prawo iść razem mimo różnych poglądów. Jeśli koniecznie trzeba by było ustalić przed demonstracją wspólne zdanie wszystkich jej uczestników, jest oczywiste, że nie odbyłaby się żadna demonstracja.
Po wspomnianym marszu wracałam do domu Krakowskim Przedmieściem, po którym maszerowali zwolennicy życia i rodziny. W pierwszym momencie pomyślałam, że nie chcę znaleźć się po środku tej mocno osadzonej w kręgach kościelnych demonstracji. Ale po chwili dotarło do mnie, że ja przecież też jestem za wartościami rodzinnymi, więc jednak mogłabym się dołączyć.
Myślę, że to ważne, abyśmy umieli znaleźć wspólne sprawy, o które możemy walczyć mimo, że nie zgadzamy się we wszystkim.
I jeszcze raz powtórzę – uważajmy na słowa: W czasie demonstracji nie wszyscy skandowali, że policja ma krew na rękach.
Czego szukasz?
Random Post
Search
Starsze