Nagroda

Rozmawiałam z dwoma siostrami, które kiedyś uczyły się w tym samym liceum.
Jedna z nich wspominała bardzo dobrze nauczycielkę matematyki, a druga protestowała. Uczyła je ta sama osoba.
Pierwsza opowiedziała, że nauczycielka od razu poznała, że ona ma zdolności matematyczne, chwaliła ją i dawała dodatkowe zadania do zrobienia. Nawet klasówki miała inne niż reszta klasy, ambitniejsze.
Druga nie była doceniana, była jedną z przeciętnych uczennic, pisała te same klasówki co reszta klasy.
Czy nagradzanie jednych może zaszkodzić innym?

17 komentarzy

  • avatar

    Joanna Brosiło

    7 sierpnia 2012 at 14:43

    Danusiu,
    W myśl poniższego stwierdzenia docenianie i wiara w uczniów jest bezcenna i nieoceniona.
    „Dziecko rodzi się wszechstronnie uzdolnione z pełną możliwością rozwoju we wszystkich kierunkach, potencjalną wybitną inteligencją i zadatkami na rozwijanie wielkiej twórczości oraz dużym talentem społecznym. Trzeba stworzyć mu możliwości ich maksymalnego rozwoju”. (D. Lewis, Jak wychować dziecko zdolne)
    To prawdziwe wyzwanie dla nauczyciela aby móc potrafić doceniać wszystkich uczniów a nie wybiórczo jednostki.
    Każdego uskrzydla autentyczna pochwała. Nawet tyci tyci najmniejsza a deprecjonuje obojętność i brak jakiegokolwiek docenienia czy pomyślnego wyróżnienia.
    Dlatego praca uczniów nad projektem daje więcej możliwości docenienia.
    Również wzajemnego:
    http://szkolazklasa2zero.nq.pl/dokument_widok?id=159&t=4&u=t
    Zasady:
    – każdy bierze odpowiedzialność za swoje zadanie;
    – gdy nie dajesz sobie rady, poproś kogoś o pomoc;
    – ostro dyskutujemy, ale się nie atakujemy i nie poniżamy;
    – uważnie słuchamy każdej osoby;
    – nie przerywamy wypowiedzi innych;
    – pilnujemy kolejności zabierania głosu i czasu wypowiedzi;
    – powracamy do tematu, kiedy tylko ktoś spostrzeże, że grupa od niego odbiega;
    – jeśli ktoś się z kimś nie zgadza, to wyraża to uprzejmie;
    – udzielamy sobie wsparcia i pomocy;
    – dbamy, aby wszyscy byli zaangażowani w pracę;
    – gdy komuś coś się uda, doceniamy to;
    – dbamy, by każdy w grupie czuł się ważny;
    – patrzymy sobie w oczy;
    – ograniczamy pomysły mało twórcze.
    Dbamy, by każdy w grupie czuł się ważny 🙂
    Gdy komuś coś się uda, doceniamy to 🙂
    Udzielamy sobie wsparcia i pomocy 🙂
    idée fixe 🙂 czy szkolna rzeczywistość?
    Pozdrawiam
    @si@

  • avatar

    Xawer

    7 sierpnia 2012 at 14:46

    „Czy nagradzanie jednych może zaszkodzić innym?”
    Nagradzanie? Przez dawanie trudniejszych, ambitniejszych zadań na klasówkach? Wątpię, żeby reszta zazdrościła i chciała pisać te trudniejsze klasówki. Ale w pełni popieram podejście tej nauczycielki: miała zdolną uczennicę, to starała się nie demotywować jej procentami, tylko wspierać jej ambicje. Jak widać, dla tej uczennicy nawet trudniejsze klasówki nie były oznaką dyskryminacji, tylko wartym podjęcia i docenionym wyzwaniem.
    Zastanów się, czy:
    1. drugą uczennice zdemotywowało to, że pierwsza dostawała ambitniejsze zadania?
    2. drugą uczennice zdemotywowało to, że nie dostawała ambitnych zadań, abstrahując od tego, co dostawała pierwsza?
    3. druga uczennica po prostu nie miała motywacji i ambicji i tak to zracjonalizowała?
    ad. 1. W takim razie przestań oponować przeciwko „segregacji” uczniów i oddzielnym szkołom dla ambitnych i nieambitnych;
    ad. 2. W takim razie przestań bronić zadań na procenty „dla wszystkich” a zacznij prowadzić zajęcia (dla wszystkich) na ciut ambitniejszym poziomie.
    ad. 3. Nazwij rzecz po imieniu i zajmij się tą uczennicą, która ma ambicje i motywacje, a tej nieambitnej daj święty spokój.

    • avatar

      Danusia

      7 sierpnia 2012 at 18:27

      Obojętne czy 1, czy 2 czy 3 – ZDEMOTYWOWAŁO. Trudno mieć rentgen motywacyjny w oczach. Chodzi o to, że nawet nasze dobre chęci mogą dać złe efekty.
      W rzeczywistości to były naprawdę siostry i wyjściowo za bardzo się nie różniły.
      Ta druga wyraźnie była smutna, gdy mówiła, że jej nie wyróżniano, nie traktowałaby zadań dodatkowych jako karę. Pani nie pracowała z nią specjalnie, bo nie uznała, że warto w nią inwestować. Może Pani rozpoznała sytuację dobrze, a może nie…..
      ps Pani od matematyki nie interesowała się uzdolnieniami literackimi uczniów, przecież była nauczycielką matematyki, a nie literatury.

  • avatar

    Joanna Brosiło

    7 sierpnia 2012 at 16:07

    Witaj Danusiu,
    W myśl poniższego stwierdzenia docenianie i wiara w uczniów jest bezcenna i nieoceniona.
    „Dziecko rodzi się wszechstronnie uzdolnione z pełną możliwością rozwoju we wszystkich kierunkach, potencjalną wybitną inteligencją i zadatkami na rozwijanie wielkiej twórczości oraz dużym talentem społecznym. Trzeba stworzyć mu możliwości ich maksymalnego rozwoju”. (D. Lewis, Jak wychować dziecko zdolne)
    To prawdziwe wyzwanie dla nauczyciela aby móc potrafić doceniać wszystkich uczniów a nie wybiórczo jednostki.
    Każdego uskrzydla autentyczna pochwała. Nawet tyci tyci najmniejsza a deprecjonuje obojętność i brak jakiegokolwiek docenienia czy pomyślnego wyróżnienia.
    Dlatego praca uczniów nad projektem daje więcej możliwości docenienia.
    Również wzajemnego:
    http://szkolazklasa2zero.nq.pl/dokument_widok?id=159&t=4&u=t
    Zasady:
    – każdy bierze odpowiedzialność za swoje zadanie;
    – gdy nie dajesz sobie rady, poproś kogoś o pomoc;
    – ostro dyskutujemy, ale się nie atakujemy i nie poniżamy;
    – uważnie słuchamy każdej osoby;
    – nie przerywamy wypowiedzi innych;
    – pilnujemy kolejności zabierania głosu i czasu wypowiedzi;
    – powracamy do tematu, kiedy tylko ktoś spostrzeże, że grupa od niego odbiega;
    – jeśli ktoś się z kimś nie zgadza, to wyraża to uprzejmie;
    – udzielamy sobie wsparcia i pomocy;
    – dbamy, aby wszyscy byli zaangażowani w pracę;
    – gdy komuś coś się uda, doceniamy to;
    – dbamy, by każdy w grupie czuł się ważny;
    – patrzymy sobie w oczy;
    – ograniczamy pomysły mało twórcze.
    Dbamy, by każdy w grupie czuł się ważny 🙂
    Gdy komuś coś się uda, doceniamy to 🙂
    Udzielamy sobie wsparcia i pomocy 🙂
    idée fixe 🙂 czy szkolna rzeczywistość?
    Pozdrawiam
    @si@

  • avatar

    Xawer

    7 sierpnia 2012 at 18:42

    „ZDEMOTYWOWAŁO” jest diagnozą w tym konkretnym, jednostkowym przypadku, nad którym należy ubolewać. Pytanie jednak o środki zaradcze, by do takich demotywacji nie dochodziło.
    Ad.1 Oddzielić uczniów ambitnych od nieambitnych, by ambitne zadania (właściwe dla ambitnych uczniów) nie kłuły w oczy tych nieambitnych.
    — popieram to rozwiązanie z całego serca!
    Ad.2 Dawajmy wszystkim uczniom ambitne zadania, a nie słupki i rachunki z procentami.
    — popieram to rozwiązanie z całego serca!
    Ad.3 Odpuśćmy uczniom, którzy nie chcą się uczyć. Naprawdę, ich zdrowie psychiczne jest warte więcej, niż 75 groszy, czyli to, że będą umieli policzyć ile kosztuje twarożek po przecenie.
    Ad. Pani od matematyki.
    I tu wracamy do tematu w kółko powtarzającego się w naszych dyskusjach. Ja uważam, że od „pani od matematyki” należy wymagać nie tylko zrozumienia twierdzenia Noether, ale i znajomości „Balladyny”. Bez jednego i drugiego nie jest w stanie sensownie uczyć matematyki. Nawet Ocenianie Kształtujące nie pomoże jej w tym.
    PS. coraz bardziej wkręcam się w tę opowieść w trawestacji Balladyny… Nauczycielka jako Kirkor (a może Goplana?), sfrustrowana siostra z nożem do tej, co dostała ambitny dzbanek malin na klasówce…

  • avatar

    @si@

    7 sierpnia 2012 at 19:00

    Danusiu,
    W myśl poniższego stwierdzenia docenianie i wiara w uczniów jest bezcenna i nieoceniona.
    „Dziecko rodzi się wszechstronnie uzdolnione z pełną możliwością rozwoju we wszystkich kierunkach, potencjalną wybitną inteligencją i zadatkami na rozwijanie wielkiej twórczości oraz dużym talentem społecznym. Trzeba stworzyć mu możliwości ich maksymalnego rozwoju”. (D. Lewis, Jak wychować dziecko zdolne)
    To prawdziwe wyzwanie dla nauczyciela aby móc potrafić doceniać wszystkich uczniów a nie wybiórczo jednostki.
    Każdego uskrzydla autentyczna pochwała. Nawet tyci tyci najmniejsza a deprecjonuje obojętność i brak jakiegokolwiek docenienia czy pomyślnego wyróżnienia.
    Dlatego praca uczniów nad projektem daje więcej możliwości docenienia.
    Również wzajemnego:
    http://szkolazklasa2zero.nq.pl/dokument_widok?id=159&t=4&u=t
    Zasady:
    – każdy bierze odpowiedzialność za swoje zadanie;
    – gdy nie dajesz sobie rady, poproś kogoś o pomoc;
    – ostro dyskutujemy, ale się nie atakujemy i nie poniżamy;
    – uważnie słuchamy każdej osoby;
    – nie przerywamy wypowiedzi innych;
    – pilnujemy kolejności zabierania głosu i czasu wypowiedzi;
    – powracamy do tematu, kiedy tylko ktoś spostrzeże, że grupa od niego odbiega;
    – jeśli ktoś się z kimś nie zgadza, to wyraża to uprzejmie;
    – udzielamy sobie wsparcia i pomocy;
    – dbamy, aby wszyscy byli zaangażowani w pracę;
    – gdy komuś coś się uda, doceniamy to;
    – dbamy, by każdy w grupie czuł się ważny;
    – patrzymy sobie w oczy;
    – ograniczamy pomysły mało twórcze.
    Dbamy, by każdy w grupie czuł się ważny 🙂
    Gdy komuś coś się uda, doceniamy to 🙂
    Udzielamy sobie wsparcia i pomocy 🙂
    idée fixe 🙂 czy szkolna rzeczywistość?
    Pozdrawiam
    @si@

  • avatar

    Wiesław Mariański

    7 sierpnia 2012 at 22:35

    Danusiu, sądzę, że mamy za mało danych żeby rozwiązać Twoje „zadanie” w tym konkretnym przypadku. Dlaczego druga siostra była niezadowolona ? – przyczyn może być wiele, na przykład kompleks niższości wobec starszej siostry sięgający bardzo wczesnego dzieciństwa.
    Natomiast typową sytuacją jest skrajność opinii o tym samym nauczycielu. Jedni są zadowoleni i wychwalają go, inni mówią o nim źle, wręcz z nienawiścią. Często wspominamy: zainteresowałem się chemią chemią bo miałem fajnego nauczyciela; znienawidziłem historię przez tę jędzę. Kluczem do rozwikłania tego problemu jest Ksawerego sugestia nr 3: nie zmuszaj ucznia, nie staraj się wciskać i wyciskać z niego wiedzy na siłę. Daj uczniowi możliwości wyboru. Pracuj z zainteresowanymi i aktywnymi, z pozostałymi szukaj innych obszarów działań. Czy taka zasada jest możliwa do realizacji w obecnym systemie testowo-rankingowym ? Nasza edukacja, szczególnie w liceum, oparta jest przymusie i podporządkowaniu. Towarzyszy jej presja i szantaż emocjonalny. Tak wychowujemy miliony Polaków. Przykład skutków możemy doskonale obserwować przy okazji trwających Igrzysk w Londynie. Nasi komentatorzy telewizyjni, absolwenci polskiego systemu oświaty, ciągle stosują presję i szantaż emocjonalny. Tak zostali zaprogramowani w szkole. Musisz spełnić nasze oczekiwania, a jeśli nie udaje ci się, to zawiodłeś nas bardzo, czujemy się rozczarowani. Wyrobiłeś normę – dostajesz cały bochenek, nie wyrobiłeś normy – dostajesz mniej.
    Bardzo jestem ciekaw opinii Joanny Brosiło w tej sprawie. Joanno – jak poruszacie się w Waszej szkole pomiędzy konieczności wykonywania norm a możliwością dokonywania wybory ścieżek edukacji przez ucznia i nauczyciela ?

    • avatar

      dsterna

      8 sierpnia 2012 at 10:09

      Wiesławie
      To łączy się z obciążaniem odpowiedzialnością nauczyciela z efekty procesu nauczania. Rodzic oddaje dziecko do szkoły i żąda efektów. Nauczyciel jest zatrudniony jako wlewacz podstawy programowej do głów uczniów. Dlatego tak mi się podoba ocenianie kształtujące, gdyż ono przekazuje choć część odpowiedzialności na samego uczącego się.
      Jeśli tego nie będziemy promować, to uczeń będzie żądał: „niech mnie Pani nauczy! Jest Pani marną nauczycielką, bo się Pani nie udaje”.
      Nauczyciele są naprawdę w trudnej sytuacji. Często muszą wybierać:
      a. Uczę do egzaminu podstawy programowej. Uczniowie zdają (głupie) testy mam opinię dobrego nauczyciela.
      b. Uczę po swojemu i we współpracy z uczniami, uwzględniam ich zainteresowania. Uczniowie nie zdają głupich testów, mam opinię słabego nauczyciela.
      D

  • avatar

    Xawer

    7 sierpnia 2012 at 22:41

    I tu wpuściłaś mnie w nurt feminizmu bardziej feministycznego niż M.Środa i K.Szczuka razem wzięte 😉
    dlaczego JEDYNĄ kobietą w nauce, na jaka powołują się w kółko działacze feministyczni jest Maria Curie, a o Emmy Noether nikt nie pamięta?
    Zostawmy już jej biografię (nadającą się na pomniki feminizmu), ale jej odkrycie jest stokroć ciekawsze i bardziej nośne filozoficznie-poznawczo, niż banalne dokopanie się do jeszcze jednego pierwiastka…
    W ogólnej postaci twierdzenie Noether jest dość skomplikowane matematycznie i jego dowód to trudny formalizm. Ale ma dwa szczególne przypadki: równoważność zasady zachowania pędu i niezmienności praw fizyki wobec przesunięcia w przestrzeni, oraz zasady zachowania momentu pędu i niezmienności wobec obrotu, są bardzo proste do udowodnienia na gimnazjalnym poziomie i same w sobie bardzo nośne filozoficznie.
    To jedno z tych fundamentalnych praw fizyki, porządkujących „oczywistości” nas otaczające i pokazujących, że matematyka, nie są procenty, ale to logiczna zależność pomiędzy — wydawałoby się, że nie mającymi nic wspólnego — aspektami świata, jak symetrie i prawa zachowania.
    Symetria translacyjna jest tak oczywista, że w szkole nawet nie nazywa się jej „symetrią” i w ogóle jej się nie zauważa.
    Zasada zachowania pędu jest mniej oczywista, a w szkole trzepie się ją jako jedną z tych regułek do wykucia na pamięć i rozwiązywania idiotycznych zadań o zderzających się samochodach i Jasiach wyrzucających kamień z łódki. Ale jedno z drugim nie ma żadnego związku! W szkole nie pokazuje się, że zasada zachowania pędu wynika z symetrii translacyjnej (dowód Newtona jest zrozumiały dla gimnazjalisty).
    Dlaczego się tego nie pokazuje? Bo nauczyciele sami o tym nie maja pojęcia! Nawet jeśli są nauczycielkami-feministkami, to nigdy nie słyszeli o twierdzeniu Noether…

    • avatar

      dsterna

      8 sierpnia 2012 at 10:17

      Ksawery,
      podzielę się wspomnieniem z czasów moich studiów. Miałam wykłady z algebry z prof. Andrzejem Mostowskim (klasa facet), on pamiętał swoich studentów. Egzamin zdawałam u niego prze dobrą godzinę i była to bardzo ciekawa dyskusja o macierzach. Czułam się jak partner w tej dyskusji, choć bardzo mi było daleko do wiedzy profesora.
      Profesor spotkał mnie kiedyś w windzie i zagadnął o Noether. Wyrecytowałam chyba twierdzenia, ale on mnie zapytał, co o niej wiem….. Nic. A on na to: Jedno musi Pani wiedzieć, z była jedną z najbrzydszych kobiet matematyczek.
      Nie jestem pewna, czy ta wiadomość jest mi należna i potrzebna, ale nazwisko zapamiętałam na całe życie.
      Bardzo żałuje, ze w programie szkolnym matematyki nie ma czasu lub miejsca na historię matematyki. Chodziłam dwa razy na cykl wykładów profesora Kordosa z historii matematyki. Cudo, za każdym razem żałowałam, ze czeka mnie cały tydzień na ciąg dalszy.
      D

    • avatar

      Xawer

      8 sierpnia 2012 at 12:21

      To, że w programach (czy podstawie programowej) nie ma historii matematyki (ani innych nauk), nie znaczy, żeby nie opowiadać o tym w szkole.
      Niech nauczyciele nie zasłaniają się brakiem czasu: opowiadanie o historii doskonale przyciąga uwagę i buduje zainteresowanie, więc jedna lekcja poświęcona dygresji historycznej o Pitagorasie i druga poświęcona twierdzeniu Pitagorasa są dużo efektywniejsze, niż dwie lekcje podnoszenia do kwadratu, sumowania i wyciągania pierwiastków.
      A Emmy Noether nie była jakoś szczególnie brzydka — przynajmniej na zdjęciach, które się zachowały. Jak na mój gust w kwestii kobiecej urody, to wyglądała lepiej niż Maria Curie 😉
      Zresztą, jeśli ograniczamy się do matematyczek, to do historii przeszły tylko dwie: Hypatia i E.Noether. Hypatia ponoć była wyjątkowo piękna. Więc może to i prawda, że Noether była najbrzydsza — ale być najbrzydszym spośród dwóch, to nie jest wielki powód do kompleksów.

  • avatar

    Paweł Kasprzak

    8 sierpnia 2012 at 01:12

    Gorąco popieram Xawera. Choć twierdzenie Noether jest trudne pojęciowo, nawet – sądzę – dla newtonowskiej transformacji. Doprowadziliśmy do tego, że w ogóle Newton jest trudny. Ot, choćby – gdybyśmy żyli na płaszczyźnie, natężenia pól malałyby liniowo wraz z odległością. Jeśli maleją wraz z kwadratem odległości, to przestrzeń musi mieć dokładnie trzy wymiary. Świat w sporej mierze zachowuje się tak, jak mu każe geometria – po prostu logicznie. Być może nawet nie w „sporej mierze”, ale dokładnie tak się zachowuje – i stąd pomysł czasoprzestrzeni Minkowskiego z jej obrotami o urojone kąty, albo ta ciężka i mocno szalona praca nad pomysłami o strunach. Myślę, że mniej zdolna z sióstr chętniej by posłuchała opowieści o takich rzeczach, niż przerabiała uproszczone zadania z procentów. Myślę co więcej, że obie siostry by tego posłuchały i wyszły na tym lepiej. Każda na swój sposób. Jedna zdołałaby policzyć zmianę pola w funkcji odległości, a druga być może poczytałaby jakiegoś Lema. Obie miałyby trochę malin, jakiegoś męża i obie by przeżyły…
    Danusiu, obowiązek szkolny mamy zapisany w Konstytucji, co uważam za fatalny błąd. No, ale… Konstytucja mówi dalej, że szczegóły realizacji szkolnego obowiązku określa ustawa, gdzie z kolei mowa o rozporządzeniach itd. – aż docieramy do podstawy programowej z jej procentami. Czy naprawdę poważnie uważasz, że państwo i jego konstytucja są od tego, żeby od małoletnich obywateli żądać znajomości procentów? Mnie się wydaje, że państwo – nie tylko szkoła – kompromituje się w ten sposób.
    Grecy nie znali procentów. W ogóle prawdopodobnie niezupełnie umieli liczyć. Być może stąd się brała ich dość niezwykła przenikliwość. Popatrz, taki choćby dowód, że się da znaleźć dowolnie wiele następujących po sobie liczb, które na pewno nie są pierwsze – on dotyczy naprawdę bardzo wielkich liczb. Bez szans na rachunkowe testy podzielności. Jaką radochę musiał mieć gość, który zdołał zbadać własności czegoś do tego stopnia poza zasięgiem?! Dlaczego odmawiamy tego dzieciom? Bo w istocie odmawiamy! Czy na pewno zajmujemy się tym, czym się powinniśmy zajmować?

    • avatar

      dsterna

      8 sierpnia 2012 at 10:42

      Pawle
      Napisałeś: „mniej zdolna z sióstr”. No właśnie , a kto to wie, może nauczycielka nie odkryła jej talentu matematycznego. Może wykładała matematykę od procentów i pierwsza siostra była w tym lepsza?
      Tak sobie myślę, że procenty mamy już obgadane. Każdy zostaje przy swoim zdaniu, a moje jest takie, że po szkole współczesny uczeń powinien umieć obliczyć procent.
      Pozdrawiam
      D

Dodaj komentarz